W imię Prawdy! C. D. 275

15 kwietnia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści autorstwa kardynała Bona w książce pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

,,Dobre jest natchnienie do czynu zacnego, który nie zawiera w sobie nic złego, który nie przeszkadza w wypełnieniu wyższego dobra i nie sprzeciwia się stanowi osoby pobudzanej. Jednak w takim wypadku koniecznie potrzebny jest jak najściślejszy egzamin, bo dobroć każdego czynu zależy od dobroci całej sprawy, a nieraz trudno rozpoznać, na czym się zasadza powszechna i zupełna dobroć jakiejś czynności. Zresztą i natchnienia początkowo dobre wyradzają się niekiedy w dalszym rozwoju w złe – wskutek skażonej natury ludzkiej lub przez ułudę szatańską. Należy wtedy zważyć, czy początek, środek i koniec dzieła są zupełnie zgodne oraz czy wszystkie okoliczności wpływają pomyślnie na dobry tok sprawy.

Z dobrym duchem idzie zawsze w parze doskonała władza rozpoznawania duchów; a kiedy kogoś wprowadzi do piwnicy winnej, natychmiast rozrządza w nim miłość. Święty Bernard mówi, że jest to następstwem całkowicie koniecznym, ,,bo gdzie jest duch gorętszy i skorszy, tam potrzeba tym większej umiejętności, która by kierowała duchem i rządziła miłością. Władza rozpoznawania duchów wskazuje każdej cnocie należyty porządek, ten znowu domaga się użycia odpowiednich środków i prowadzi do ogólnej harmonii i niezmąconej trwałości. Stąd więc rozpoznawanie duchów nie tak jest cnotą, jak raczej kierownikiem i sternikiem cnót, dozorcą uczuć i nauczycielem obyczajności. Bez niej cnota zamieni się w występek, a przyrodzone uczucie poprowadzi do zaburzenia i zupełnego skażenia natury.
Miłość jednoczy wszystko i wszystkiemu nadaje jednaki kierunek, ale i sama musi być dobrze urządzona za pomocą rozpoznawania duchów. Kto bowiem nie kładzie tamy uczuciom, kto się daje porwać do występku, ten widocznie pozostaje pod wpływem tego ducha, w którym nie masz porządku, ale wieczny strach przebywa (Hi 10, 22).
Pewna pobożna niewiasta – według Gersona – zwykła była mawiać: ,,Niczego więcej nie podejrzewam jak miłość, nawet ku Bogu”. Im bowiem silniejszy jest zapał miłości, tym łatwiej zbacza z należytej drogi i tym trudniej nim pokierować. Kochający zwykli się kierować raczej ślepą skłonnością ku przedmiotowi miłości aniżeli rozumem, jeżeli się ich nie powściąga wędzidłem rozpoznawania. Ponieważ zaś miłość rodzi pewną słodycz i przyjemność, przeto pilnie potrzeba baczyć, aby z początku duchowa miłość nie przerodziła się w zmysłową. Często się bowiem zdarza, że nawet osoby dosyć ugruntowane w pobożności, z braku ostrożności w poskramianiu uczuć, dają się wtrącić w przepaść namiętności zmysłowej.
Tak więc widoczną jest prawdą, że nie ma mowy o cnocie prawdziwej, gdzie panuje duch gwałtowny i popędliwy.

Duch Boży, pobudzając do wielkich przedsięwzięć i cudownych dzieł, rozpoczyna pracę od wewnętrznego ustroju człowieka, napełniając go wspaniałymi darami, które też niebawem, kiedy już podstawa pokory jest ugruntowana, ukazują się na zewnątrz ku zbudowaniu drugich. Przeciwnie zaś, pokusa szatańska pobudza jedynie do czynów zewnętrznych, aby je świat podziwiał, a zaniedbuje zupełnie postęp wewnętrzny.

Duch dobry porusza dobrych łagodnie, a złych surowo, zły zaś schlebia złym, a dobrych uciska. Dlatego należy uważać na podobieństwo lub sprzeczność człowieka i ducha, porównując ich z przeciwnymi ludźmi i duchami.
Szatan podaje grzesznikom pragnienie rzeczy znikomych, budzi w nich próżną nadzieję miłosierdzia Bożego, aby odkładali pokutę na później, a brnęli dalej w grzechy. Sprawiedliwych zaś dręczy w sposób wprost przeciwny: budzi w nich skrupuły, zbyteczną trwogę i przeróżne utrapienia wewnętrzne, aby zniechęcili się do służby Bożej. Przeciwnie zaś, duch dobry ostro przemawia do grzeszników, budzi w nich wyrzuty sumienia, przejmuje ich trwogą na myśl o śmierci i o strasznym sądzie oraz zatruwa im każdą doczesną rozrywkę; dobrych zaś pociesza, wspomaga i rozwesela.

Tego to ducha ma na względzie święty Augustyn, kiedy w swoich Wyznaniach tak przemawia do Pana Boga: ,,Cóż to jest, co mi przyświeca i porusza serce moje, nie raniąc go bynajmniej? Pod wpływem jego i trwożę się, i zapalam! Zatrważam się, o ile jestem do niego niepodobnym; zapalam się, o ile w nim podobieństwo do siebie upatruję”.

Znakiem Boskiego natchnienia jest pobudzanie duszy do pokuty i do prawdziwego żalu. Kiedy dusza nagle się zapala i tak się zmienia, że może powiedzieć o sobie: ,,Ta jest odmiana prawicy Najwyższego” (Ps 76, 11); kiedy oschłość, małoduszność i zamieszanie duchowe nagle ustępują, a na ich miejsce przychodzi wewnętrzna pociecha, zapał i stanowczość – to wszystko może pochodzić jedynie od ducha dobrego. Słusznie też mówi święty Bernard: ,,Skutki, jakie Duch Święty w nas sprawia, najlepiej o Nim świadczą. Początkiem nawrócenia do Boga jest pokuta, którą bez wątpienia sprawuje duch, nie nas, lecz Boży – tego się domaga prosty rozum i tak naucza wiara. Któż zziębnięty, ogrzawszy się przy ogniu, będzie wątpił, że skądinąd, a nie od ognia otrzymał to ciepło, które go ogrzało? Podobnie i ten, kto dawniej był oziębłym grzesznikiem, a potem zapalił się żarem pokuty, nie powinien wątpić, że jest to sprawą nie własnego ducha, lecz cudzego, a mianowicie tego, który ducha własnego karci i rozsądza.

Ponieważ wskutek grzechu pierworodnego jesteśmy skłonni do zmysłowych rozkoszy, przeto należy za dobrego uważać tego ducha, który od zmysłowości odwodzi, a pociąga do pracy i do krzyża. Zatwierdza tę prawdę święty Paweł, mówiąc: ,,Dlatego mam upodobanie w słabościach moich, w potwarzach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach dla Chrystusa” (2 Kor 12, 10), a święty Bernard dodaje: ,,Wdzięcznym jest wzgardzony krzyż dla tego, kto nie jest niewdzięcznym dla Ukrzyżowanego”

Najpewniejszym zaś znakiem Ducha Boskiego jest miłość. Święty Augustyn słusznie powiada: ,,Poznajemy, że w nas mieszka. A po czymże to poznajemy? Po tym, że nam udziela ze swego Ducha. Skądże znowu to wiemy, że nam dał ze swego Ducha? Zapytaj się wnętrza swego. Jeżeli jest przepełnione miłością, masz Ducha Bożego”. Niżej zaś dodaje: ,,Którzy nie miłują, chociażby mówili językami ludzkimi i anielskimi, są jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. I chociażby mieli dar proroctwa i znali wszystkie tajemnice i wszelką umiejętność, i mieli wszelką wiarę tak, iżby góry przenosili; niczym są. I chociażby rozdali wszytką majętność swoją i choćby wydali ciało swoje tak, iżby gorzeli, nic im nie pomoże (1 Kor 13, 1-3). Miłość wyróżnia świętych spośród świata”.

ROZDZIAŁ XXIII PRZYJACIELE BEZDOMNYCH

ROZDZIAŁ XXIII

PRZYJACIELE BEZDOMNYCH

Gdy przeżywaliśmy rocznicę ewangelizacji ulicznej w 2017 roku, to na koniec swojego świadectwa Iza powiedziała bardzo mocne słowa: ,,nie zapomnijmy o ubogich”. Jej świadectwo mocno dotknęło ks. Krzysztofa. Powiedział, że ta dziewczyna jest naprawdę przykładem i trzeba z nią iść do gazety i radia. I mimo iż byliśmy  już z Izą w mediach w sprawach Światowych Dni Młodzieży i akcją Złotówka dla ŚDM, to postanowiłem ponownie zadzwonić do księdza z Gościa Niedzielnego. Ten odpowiedział, że akurat szukał takiego tematu. Tak pojawił się niesamowity artykuł pt. ,,PRZYJACIELE BEZDOMNEGO”.

Opowiadaliśmy o naszym kochanym przyjacielu Wiesławie spod biedronki. Artykuł był tak mocny, że ukazał się nie tylko w regionalnym Gościu niedzielnym, ale i na wiara.pl. Ja czułem, że artykuł to za mało. Tak się składa, że wtedy był pierwszy Światowy Dzień Ubogich, a w naszej parafii św. Brata Alberta nie było dzieła związanego z ubogimi. Był jedynie parafialny oddział caritasu, który wydawał dary dla ubogich dwa razy w roku dla osób wyznaczonych przez MOPS.

Ok. roku 2014, 2015 z natchnienia Bożego próbowałem uruchomić wolontariat św. Brata Alberta. Miałem mnóstwo chętnej młodzieży, ale nie było dla kogo posługiwać. Mało osób starszych było zgłaszanych, żeby ich odwiedzać. Pamiętna była jedna starsza pani z pierwszych piątków, do której chodziła Natalia, Ania i chyba Iza. Na plebanii były odrabianki lekcji dla dzieci. Jednak ten wolontariat nie utrzymał się. Postanowiliśmy więc wskrzesić go w końcówce 2016 roku. Zrobiłem spotkanie. Osobą wyróżniającą była nowa parafianka. Weszła całym sercem w tą posługę. Na spotkaniu ustaliliśmy, że założymy stronę pt. ,,Zaadoptuj bezdomnego” i będziemy modlić się za bezdomnych, bo od tego trzeba zacząć pomaganie.

Poszedłem wystawić Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie i od razu usłyszałem, że strona ma mieć nazwę PRZYJACIELE BEZDOMNYCH, a hasło Zaadoptuj bezdomnego, to może być tylko jedna z inicjatyw. To było tak silne, że idąc od Jezusa do konfesjonału od razu podszedłem do parafianki i powiedziałem jej o tym natchnieniu. Dzieło wystartowało z Bożego natchnienia przed samym Najświętszym Sakramentem. Od tej pory otrzymywaliśmy mnóstwo maili od osób, które chciały modlić się za bezdomnych. W pół roku mieliśmy już 500 osób modlących się, którzy podjęli się duchowej adopcji bezdomnego. W 2 lata było już ok. 2 tysiące ludzi.

Jednak moim marzeniem było, aby nie tylko modlić się, ale odwiedzać na ulicy opuszczonych tak jak siostry od Matki Teresy z Kalkuty i św. Brat Albert. Zakładając margaretki za bezdomnych siedem osób towarzyszyło duchowo i tworzyło duchowy dom dla bezdomnego. Jednak potrzeba było jeszcze siedem osób do tworzenia relacji z bezdomnym. Jeździłem po Polsce i zbierał wciąż imiona bezdomnych, aby szukać dla nich osoby modlące się. Do dzisiaj jest jeszcze pewnie wiele osób bez modlitwy. Nawet będąc poza granicami zbierałem imiona bezdomnych. Tak było w Panamie, Włoszech, Niemczech. Przysyłano nam także imiona np. z Amsterdamu. Dzieło miało niezwykłe duchowe korzenie.

Także zaczęło się od modlitwy. Oczywiście nie ustaliśmy w ewangelizacji na ulicy. Byliśmy nocnymi streetworkerami na rowerach. Tutaj największym i najwierniejszym kompanem był dla mnie Jakub. Nie wiem, czy nie był ze mną więcej niż 50 razy na ulicy. Widział mnóstwo działania łaski Bożej. Wciąż mam przed oczyma twarze, osoby, zdarzenia i modlitwy z ulicy. Można by pisać godzinami. Materiałów na ten temat jest mnóstwo na stronie fb Przyjaciele Bezdomnych.

Później pojawiła się inicjatywa NAPISZ LIST DO BEZDOMNEGO. Bezdomni uwielbiali te listy. Dawało im to dużo ciepła i miłości. Pięknie o tym mówił bezdomny Łukasz w reportażu nagranym dla Studia Raban (https://vod.tvp.pl/programy,88/studio-raban-odcinki,280282/odcinek-38,S01E38,283058) Jest to jeden z najbardziej wzruszających materiałów, jakie Bóg uczynił przez nas marne narzędzia. 

Bardzo ważna rzecz zadziała się w końcówce 2017 roku. 25 grudnia 2017 roku poszedłem w odwiedziny do krewnych. Dzieliłem się działaniem łaski Bożej w moim kapłaństwie. Usłyszałem u nich o Jacku. Pisałem o nim już 26 grudnia 2017 (https://wyplynnaglebie.com/jezus-77-obliczach-projekt-roznica/) Dowiedziałem się, że Jacek nocował bezdomnych na stancji, gdy był studentem Akademii Sztuk Pięknych i malował ich oraz pisał ich krótkie życiorysy. W końcu wydał fantastyczny album pt. ,,Różnica”. Otrzymałem do niego kontakt. Usłyszałem także, że środki z tego albumu Jacek przekazuje jakiemuś księdzu, który pomaga bezdomnym. 26 grudnia skontaktowałem się z Jackiem, a on dał mi kontakt do ks. Mirka z Jaworzna (Dzieło Betlejem).

27 grudnia byłem już w Betlejem w Jaworznie w odwiedziny. To miejsce ujęło mnie od razu. Usłyszałem w sercu, aby nie jechać z kolegami kapłanami w góry na ferie za granicę, lecz zamieszkać z ks. Mirkiem i bezdomnymi, a pieniążki mają mi się przydać w przyszłości. Tak też się stało. Ks. Mirek przyjął mnie serdecznie i o wszystkim opowiadał. Zobaczyłem wzorcowy model posługi bezdomnym. I odważyłem się na szalony ruch. Poszedłem do ks. biskupa Henryka i odsłoniłem karty. Powiedziałem, że byli u mnie tacy i tacy księża z przedbiegami na temat różnych funkcji. Ja jednak odsłoniłem kartę BEZDOMNI i byłem gotowy mieszkać z nimi i dać im całe serce. Biskup odpowiedział: ,,Boże dzieło, niech dojrzewa.” Jeszcze wróciłem się i zapytałem, czy mogę zapytać władze miasta o jakiś budynek.

Poszedłem do wiceprezydenta Radomia z dwiema sprawami. Pierwsza to kochany bezdomny Wiesio i możliwość przyjęcia go do Domu Pomocy Społecznej, a druga to prośba o jakiś budynek na Boże Dzieło dla bezdomnych. W pierwszej sprawie pan wiceprezydent powiedział, że pomoże. Zastrzegł jednak, że mamy pilnować Wiesia. W drugiej sprawie był już pan od nieruchomości i pojechał ze mną na jedną z ulic w Radomiu, aby pokazać nieruchomość. Od razu zadzwoniłem po zaufanego i rzetelnego budowlańca, aby ocenił mi ten budynek i podał pierwsze koszty, żeby móc użytkować go z bezdomnymi.  Poszedłem ponownie do ks. biskupa z dobrymi wieściami, ale nie otrzymałem zgody zamieszkanie z bezdomnymi. Nie chcę przytaczać tutaj szczegółowych argumentów. Przypuszczam, kto doradził, aby być na nie lub kto zasiał obawę przed rywalizacją w mieście w posłudze bezdomnym. To mnie kompletnie nie interesowało. Kogoś jednak interesowało.

Postanowiłem dalej służyć całym sercem w moim wolnym czasie. Przecież nikt nie mógł zabronić mi spotykać się z moimi ubogimi przyjaciółmi. A spotkania były szalone. Czasami to było każdego wieczoru i poranka z kawą i cukierkiem. Z czasem pojawiła się modlitwa koronką do Bożego Miłosierdzia na dworcu. Pamiętam piękną gorliwość Jadzi, która przychodziła z ciasteczkami. Jadzia już w diakonii ewangelizacji robiła na mnie ogromne wrażenie. Miała ogień Ducha Świętego. Na pierwszej koronce byli bezdomni śp. Łukasz, Artur, Zbyszek i Ania. Modliliśmy się pod drzewem, pod którym widziałem kiedyś pijanego Łukasza. Chciałem to miejsce upamiętnić i zasiać dobro. Ze względu na deszcz przeszliśmy później do altany w parku Kościuszki przy katedrze.

Z czasem pojawiły się pamiętne ZUPY W PARKU. Kraków z zupą na plantach był szybszy od nas. Powiedział mi o tym wolontariusz Artur, gdy byliśmy na rowerach. I tak zaczęły się zupy najpierw na plantach w Radomiu, a potem w parku Kościuszki. Pomogły nam bary i restauracje. Współpracowaliśmy z: Barem u Grubego, Chińskim Jadłem, La  Spezią, La Melisą, Bolkiem i Lolkiem, Ra Barbarem. Ludzie hojnie zawieszali nam obiady, a my je odbieraliśmy. 

Bóg błogosławił obficie to dzieło, a moje serce rosło, patrząc jak wzrastają ludzie w dobru i kolejni bezdomni mają opiekę duchową, a niektórzy nawet wychodzą z kryzysu bezdomności. W swoim szaleństwie odwiedzałem w całej Polsce miejsca, w których posługiwano ubogim, aby nie tylko zbierać imiona do modlitwy, ale obserwować także sposoby skutecznego pomagania. Nie wiem, czy dam radę wymienić wszystkie miejsca:

Jaworzno – Stowarzyszenie Betlejem
Kraków – Albertyni, Dzieło Ojca Pio
Warszawa – Kapucyni na ul. Miodowej, Siostry Misjonarki Miłości od Matki Teresy z Kalkuty
Koszalin – Dom Miłosierdzia
Kielce – Dzieło siostry Chmielewskiej
Bielsko Biała – Zupa za Ratuszem
Katowice – Zupa w Kato
Zakopane – Albertyni
Panama – jadłodajnia caritas
Radom – Caritas, schronisko dla kobiet na ul. Zagłoby, schronisko dla mężczyzn na ul. Słowackiego, DPSy, domy prowadzone przez protestantów.

Bóg dawał mi ogromne doświadczenie z modlitwy oraz z ulicznych spotkań. Potwierdzał także działania konkretnymi owocami. Park i altana stały się naszym domem.

Wspomnę jeszcze wspaniałego pana Sławka, który ewangelizował w parku poprzez śpiew, rozdawanie kawy, herbaty i ciasteczek. Czasami rozmawiałem z bezdomnymi, a w tle słuchałem autorskich piosenek o bezdomnych i kapłanie. To od bezdomnych usłyszałem najpiękniejsze komplementy w moim kapłaństwie. Wspominam śp. Jolę, która powiedziała mi podczas życzeń opłatkowych: ,,ks. nie jest z powołania. Ksiądz jest posłany z nieba”. Innym razem bezdomny powiedział: ,,ksiądz jest jak anioł.” Potem w Bożej krówce był cytat, że ksiądz zastępuje na ziemi anioła.

Wśród wolontariuszy na pierwszym miejscu muszę wspomnieć nową parafiankę, która nie tylko była fundamentem duchowym, ale angażowała się we wszystko, ile tylko mogła. Sercem rozważała życie bezdomnych i pisała historie na fb. Dzięki temu mogliśmy nawet wydać jej książkę pt. ,,Głębia bezdomności”, która poruszała do głębi i miała za cel otworzyć ludzkie serca na osoby w kryzysie bezdomności.

Dalej wspomnę już często wymienianego Jakuba. Był dla mnie niezwykłym wsparciem w wielu dziełach począwszy od piłki aż po wolontariat. Ten chłopak był wychowany pod okiem gorliwego księdza Radka. Ja właściwie zbierałem owoce jego pracy. Jakub choć był cichy, to był wierny Bożym sprawom. Nasze pierwsze spotkanie było dla mnie kiepskie, bo upomniałem Kubę, żeby żegnał się prawą ręką. On nie skomentował tego na forum, lecz po spotkaniu wyjaśnił, że nie może ze względu na chorą rękę. No i mogłem zapaść się pod ziemię. Kuba był ambitniakiem jakich mało… 

Kolejna osobą, która pokochała niezwykle bezdomnych była Monika, jej córka Nikola i mama Elżbieta. Te kobiety potrafiły wchodzić przez okno do pustostanu. Monika z córeczką są wierne cały czas idei pomagania ubogim.

Powyższe osoby i w ogóle wszystkich wolontariuszy i bezdomnych bardzo kocham i nigdy przenigdy nie pragnąłem nikomu zrobić krzywdy. Oddawałem z tymi ludźmi całe swoje serce w posłudze ubogim. Jeśli kogoś zraniłem przez moją ułomność, to błagam z serca o wybaczenie i sam wszystko wybaczam.

Warto dodać, że dzieło PB miało już napisany statut dwukrotnie. Raz przez parafiankę, a drugi raz przez Annę. Jednak nie mam pewności, że pierwsza wersja dotarła do pasterza. Nie napiszę teraz, kto miał ją przekazać i co obiecał… Drugą wersję statutu najprawdopodobniej zaniosła do pasterza wolontariuszka we wrześniu 2022 roku.

Dzieło z przyczyn niezależnych ode mnie pozostawiłem tylko zewnętrznie. Nigdy nie pozostawiłem go sercem. W chwili odejścia, dzieło PB było zabezpieczone materialnie na 20 miesięcy do przodu z identycznym funkcjonowaniem, jak za mojej obecności. Po pewnych zmianach, których dokonano po mnie (usunięcie niektórych posiłków, a przez to obcięcie kosztów), gwarancje dzieła wydłużyły się na 40 miesięcy (przy ewentualnych zerowych wpływach). Ten materialny znak pokazuje także błogosławieństwo Boga nad tym dziełem.

Ufam, że jeszcze nie raz będę wśród moich ubogich przyjaciół oraz wspaniałych wolontariuszy.

1 rok PB (https://www.youtube.com/watch?v=x9y82DyJ5R4&t=10s)
2 rok PB (https://www.youtube.com/watch?v=-3THdBPcNWM&t=2s)

Ciąg dalszy nastąpi…

ROZDZIAŁ XXII EWANGELIZACJA ULICZNA

ROZDZIAŁ XXII

EWANGELIZACJA ULICZNA W PONIEDZIAŁKI

Ok. listopada 2016 roku zbliżała się rocznica rozpoczęcia poniedziałkowych adoracji. Wtedy pojawiło się niesamowite natchnienie na spotkaniu młodzieżowym. Powiedziałem: ,,nie siedźmy na tej kanapie. Wyjdźmy do ludzi i zapraszajmy ich na adorację.” Pół godziny później wszedł Damian z Anią i nagle powiedział, nie znając tematu: ,,nie siedźmy na tej kanapie. Wyjdźmy do ludzi i zapraszajmy ich na adorację.” Jedna dziewczyna aż lekko zapiszczała z wrażenia. Dodała, że przecież jego tu nie było, jak ksiądz powiedział to samo. I tak zaczęła się ewangelizacja uliczna w każdy poniedziałek. (Filmiki z ewangelizacji są na fb parafii św. Brata Alberta. Dam tylko przykładowy z relacji https://www.youtube.com/watch?v=7z3HsP7ARx4&t=11s). Filmiki i tak nie pokażą w pełni tego, co działo się w naszych sercach oraz tych, którzy nas spotkali. Można by opowiadać godzinami, co działo się na tych ewangelizacjach. Przytoczę tylko kilka przykładów.

Pierwsze wyjście wyglądało tak, że dochodziliśmy do jakiejś młodzieży, która piła i paliła. Powiedziałem z uśmiechem: ,,Szczęść Boże, czy nie pobijecie nas? My jesteśmy z gangu Jezusa.” Młodzi uśmiechnęli się. Odłożyli używki i nawet pomodlili się z nami. Dużą pomocą było rozdawanie Bożych krówek z cytatami świętych (które poznałem na kolędzie u Artura, taty animatora Piotra). Od cytatu zawsze można było zacząć głoszenie Dobrej Nowiny. Chociaż starałem się często mówić o Ewangelii z dnia.

Jednym z najbarwniejszych przejść ulicą było takie, które wciąż mam przed oczyma. Była zima. Już na początku zobaczyliśmy pana z dziewczynką i pieskiem. Powiedziałem: ,,Szczęść Boże. Zmieniamy obraz Polskiej młodzieży. Chcemy pokazać, że potrafimy modlić się. Czy pomodlicie się z nami? Czy macie jakieś intencje?” Dziewczynka odpowiedziała, że chce pomodlić się za biednych. Od razu otrzymała pochwałę: ,,ale ty masz piękne serce”. Tata powiedział, że chce pomodlić się za rodzinę. I tak zanieśliśmy do Boga nasze modlitwy.

Dosłownie 50 metrów dalej szły w naszym kierunku dwie mamy z wózkami oraz takimi chłopcami ok. 2 klasy podstawowej. Zagadnąłem podobnie. Małych chłopców zapytałem, czy chcą pomodlić się z nami. Jeden odpowiedział z radością TAK, a drugi NIE. Popatrzyłem na mamy i powiedziałem z uśmiechem, że nie muszą mówić, który jest czyim dzieckiem. Podjąłem kolejną próbę do chłopców mówiąc, że pomodlimy się za mamy. Jeden znowu powiedział TAK, a drugi NIE. Jedna mama była już wyraźnie zakłopotana. Jej oporny synek nagle zaczął robić aniołki na śniegu. A ja dostałem szaloną myśl: ,,jak zrobisz z nim aniołka na ziemi w sutannie, to on się pomodli.” Walczyłem przez chwilę, ale szybko zostało mi przypomniane, że kilka dni wcześniej młodzież na bitwie śnieżkami przewróciła mnie i chciała natrzeć śniegiem. Ze starszą młodzieżą potrafiłem uniżyć się na śnieg, a teraz to nie dam rady. Powiedziałem więc na głos mój pomysł. Zapytałem chłopca, czy jak zrobię z nim aniołka, to czy pomodli się później z nami. Odpowiedział TAK. Słowa dotrzymaliśmy obydwaj i była piękna modlitwa. Mamy chyba popłakały się.

Poszliśmy dalej i zobaczyliśmy młodzież zjeżdżającą na nogach ze ślizgawki. Idąc tym samym tropem co poprzednio, zawołałem, czy widzieli kiedyś księdza w sutannie, który ślizga się na ślizgawce. Powiedzieli, że nie. Zapytałem więc, czy pomodlą się jak zjadę. Powiedzieli, że tak. Lekko drżałem, ponieważ była kolęda i gdyby coś mi się stało, to proboszcz nie byłby zadowolony. Zjechałem z lekkim zachwianiem. Pamiętam do dziś intencje tej młodzieży. Jeden z chłopaków modlił się za swoją siostrę katechetkę.

Potem poszliśmy dalej i zobaczyliśmy mocną ekipę starszych chłopaków z piwami. Moi ewangelizatorzy lekko zadrżeli. Powiedziałem, że Jezus jest z nami. Gdy prawie zderzyliśmy się na ulicy, to od razu zacząłem od wezwania do modlitwy, a zszokowani chłopcy powiedzieli jeden do drugiego: ,,eee ty bo ja to nawet Zdrowaś Maryjo nie umie.” Powiedziałem: ,,spokojnie, my pomożemy”. Modlili się o zdanie prawa jazdy i o zdanie do następnej klasy.

Poszliśmy dalej, a tam jakaś dziewczyna z chłopakiem i pieskiem byli w oddali. Jeden z naszych znał ją i wołał, ale tamci przyśpieszyli kroku. To porwało mnie i pobiegłem. Gdy dobiegłem, to ta niewiasta stanęła jak wryta i z nerwami powiedziała: ,,i tak nie pójdę do bierzmowania, bo tamten ksiądz to jest taki i taki”. Odpowiedziałem: ,,ale ja cię nawet nie znam, a ty mnie. My chcemy tylko porozmawiać”. I tak przyłączyliśmy się do nich, gdy szli po koleżankę. Nasza nowa zatwardziała koleżanka nie pomodliła się, ale ta, po którą szliśmy już tak. A na tą pierwszą Bóg też miał plan i za kilka tygodni była z młodzieżą na herbacie w domu parafialnym.

To jeszcze nie koniec tego jednego słynnego przejścia osiedlem. Za blokiem zobaczyliśmy kilku młodych gimnazjalistów przy śmietniku i od razu podeszliśmy do nich bez oporów. Niektórzy wrogo na mnie patrzyli. Powiedziałem: ,,wiem, że chcielibyście, abym poszedł stąd, ale może chociaż jeden z was chce pomodlić się.” I chyba dwóch modliło się z nami. U jednego z nich byłem po kolędzie kilka dni później. I tak wszystkich tych ludzi zanosiliśmy w sercach przed Jezusa w Najświętszym Sakramencie i prosiliśmy, aby błogosławił im i dawał owoce tych spotkań i modlitw. Za wszystko Chwała Bogu!

Inną bardzo wzruszającą historią z przejścia osiedla była pewna wietrzna noc, w której dziwnie nikogo nie mogliśmy spotkać. Nawet miałem myśli, że młodzi powiedzą, że ksiądz traci Ducha Świętego. I nagle wyłoniło się dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Byli mocno po alkoholu. Poczułem, że w ten wieczór Duch Święty naszykował coś dla nich. Jednego z mężczyzn rozpoznałem i wiedziałem, że nie chodzi do kościoła. Powiedziałem mu to od razu. A on zaczął bardzo źle mówić o jednym kapłanie. Po czym dodał, że mnie szanuje, bo chodzę po ulicach. Gdy jego kolega usłyszał, że mnie szanuje, to nagle zaczął bardzo poważnie mówić i otwierać serca z największą raną zadaną mu w szkole podstawowej przez księdza.

Okazało się, że ksiądz przeczytaniem jego nazwiska z lisy w dzienniku sprawił mu tak wielki ból, że nie potrafił tego nikomu powiedzieć. Ten mężczyzna miał jakieś wstydliwe dla niego nazwisko i dlatego to było dla niego tak bolesne. Gdy mówił to,  płakał. A mój parafianin, który nie chodził do kościoła, nagle odłożył piwo i zaczął przytulać kolegę. Podjąłem rozmowę z poranionym mężczyzną, aby przebaczył tamtemu kapłanowi. Pomodliliśmy się w tej intencji. To był wielki dzień dla tego człowieka. Wszystko było przygotowane przez Ducha Świętego.

Ewangelizację uliczną zaczynaliśmy w 3 osoby. Z czasem było nas trzy lub cztery ekipy po trzy, cztery osoby. Naprawdę ogień Ducha Świętego płonął w młodych.

Ciąg dalszy nastąpi…

ROZDZIAŁ XIX (BLOG) ROZDZIAŁ XX (PARAFIA ŚW. BRATA ALBERTA C. D.)

ROZDZIAŁ XIX

BLOG WWW.WYPLYNNAGLEBIE.COM

O powstaniu bloga napisałem tutaj https://wyplynnaglebie.com/o-blogu/ Teraz może tylko w skrócie dodam, że osoba, którą poznałem na praktykach diakońskich w Starachowicach była dla mnie Bożym impulsem do wielu działań. Widziałem, jak Bóg dał jej piękne talenty artystyczne, które wykorzystywała dla Bożej chwały. Ja takowych nie miałem, a ona już w maju 2010 roku mówiła, abym robił teatr w parafiach, gdzie będę. Nie wierzyłem w to kompletnie. Byłem prostym człowiekiem bez darów artystycznych. Bóg jednak dawał mi osoby z talentami. W pierwszej parafii była to niezwykle gorliwa Katarzyna. W następnej parafii pomagali mi: Łucja, Ewa, Michał, Adrian, Jakub i wielu młodych, kreatywnych ludzi. Dlatego też mogłem koordynować ewangelizacyjne, artystyczne działania.

Ale miało być o blogu. Duch Święty natchnął Esterę na początku 2014 roku, aby zachęciła mnie do pisania bloga. Wstydziłem się. Ona podjęła modlitwę i wysyłała regularne smsy przypominające o Bożym natchnieniu. W końcu uległem tej idei, będąc  zawstydzony tą gorliwą modlitwą. Postanowiłem pisać anonimowo, aby nikt mnie nie krytykował. Dlatego też pojawiła się ogólna, ale trafna nazwa WYPŁYŃ NA GŁĘBIĘ. Bardzo szybko blog nabierał rozpędu i zasięgi odbiorców szybowały w górę. Pomogła w tym Pani Małgorzata ze Szczecina, która poprosiła, abym pisał na wszystkich jej stronach na facebooku. I tak dziesiątki i setki tysięcy ludzi mogło czerpać ze słowa Bożego. Nie śniło mi się nawet takie ewangelizowanie.

Później jak ks. Piotr zapoznał mnie z Peterem z Kanady i otrzymałem rolę redaktora na portalach amerykańskich na facebooku, to już odbiorcy byli na całym świecie. Naliczyłem kiedyś ok. 150 krajów, do których dotarło słowo Boże z bloga. Byłem przeszczęśliwy, że światło Bożego słowa niesie się na całej kuli ziemskiej. Całą chwałę oddawałem Bogu i dalej prosiłem o pokorę. Blog wkrótce został nagrodzony na Radomskim Plebiscycie Blogowym w kategorii blok tematyczny. Do udziału w plebiscycie zachęciła mnie Aneta. Mogłem dać świadectwo, że piszę na kolanach. Nie żebym miał laptopa na klęczniku, ale zawsze zaczynałem od rozważania słowa Bożego z dnia na kolanach, a potem przed pisaniem na komputerze modliłem się, aby Duch Święty i Maryja prowadzili mnie. Blog trwał do 1 sierpnia roku 2022. W sumie było 2775 wpisów. ZA KAŻDY WPIS CHWAŁA NIECH BĘDZIE TRÓJCY ŚWIĘTEJ I GORĄCE PODZIĘKOWANIE DLA MARYI I ŚW. JÓZEFA.

Od sierpnia 2022 roku zacząłem głosić słowo Boże już tylko na grupach whatsapp. Nagrywałem rano słowo i dawałem na grupy Wypłyń na głębię. W sumie było to ponad 1000 słuchaczy dziennie.

Dziękuję z serca panu N. za pomoc techniczną związaną z blogiem. Niech Bóg wynagrodzi wszystko jemu i wspaniałej żonie oraz dzieciom. Zawsze byłem zbudowany ich świadectwem wiary, miłości i pokoju serca!

ROZDZIAŁ XX

PARAFIA ŚW. BRATA ALBERTA W RADOMIU CIĄG DALSZY…

Rok 2015 był kolejnym duchowym przełomem w moim sercu. Byłem już po listopadowych rekolekcjach ignacjańskich w Kaliszu w 2014 roku. Z młodzieżą wszystko zaczęło się układać od nowa. Czułem bezpieczeństwo poprzez modlitwę o pokorę, prowadzenie Ducha Świętego, a zwłaszcza o Jego natchnienia i odwagę, abym za potrafił pójść za Bożym głosem.

W roku 2015 bp Henryk zechciał, abym był jednym z diecezjalnych, rejonowych koordynatorów przed Światowymi Dniami Młodzieży w Krakowie. Nasza parafia była centrum młodzieży w dekanacie Radom Wschód. To był czas wielu inicjatyw, które podjęliśmy z otwartym sercem. Najbardziej pomogła mi przebojowa i niezwykle ambitna Iza. Miała pomysł, aby zrobić skarbonę 1 zł na ŚDM. Byliśmy z tą inicjatywą w Radiu i gazecie, a nawet na spotkaniu dla księży dziekanów. Kto skorzystał, to nie miał problemu z finansami.

W wakacje podczas oazy w Białym Dunajcu w 2015 roku otrzymałem niezwykłe potwierdzenie działania porannych modlitw o pokorę i do Ducha Świętego. Przyjechała wtedy osoba z tatuażem. Wziąłem ją na rozmowę i łagodnie powiedziałem, że nie muszę wiedzieć, dlaczego tak zrobiła. Prosiłem jednak, aby przekierowała młodych z pytaniami o tatuaże do mnie, ponieważ mam inne zdanie na ten temat. Odpowiedziała spokojnie, że dobrze, tak zrobi. Dziesiątego dnia pojawiły się pytania w skrzynce pytań. Brzmiały: czy można robić tatuaże? Czy to jest grzech? Czy można robić religijne tatuaże? Postanowiłem ponownie porozmawiać z tą osobą. Było to w obecności moderatorki. Powiedziałem łagodnie wszystko, co będę mówił publicznie do młodzieży, aby była na to gotowa. Popłakała się. Na zakończenie oazy, gdy ta osoba mówiła świadectwo, to powiedziała dosłownie tak: ,,Proszę księdza, ja muszę to powiedzieć. Nikt do mnie przez całe moje życie nie mówił z taką miłością jak ksiądz i to w sprawach dla mnie trudnych”. A ja w tym momencie mógłbym odlecieć na skrzydłach. Jednak usłyszałem w sercu: ,,To nie ty mówiłeś. Przypomnij sobie, jak rano modliłeś się.” No i zamurowało mnie już całkiem. Ja modliłem się faktycznie i o pokorę oraz ,,Duchu Święty bądź w mojej mowie, gestach, spojrzeniach, dotyku itd.” DUCH ŚWIĘTY NAPRAWDĘ DZIAŁA! Chwała Bogu!

Na tej oazie była jeszcze jedna ważna rzecz. Nikt z kadry nie chciał opowiedzieć młodzieży o Krucjacie Wyzwolenia Człowieka na wieczorku poważnym związanym z tym tematem. W końcu powiedziałem do kadry, że ja powiem, tylko proszę mnie poinstruować, co mówić. Dzień później pojechaliśmy do Poronina na Dzień Wspólnoty. Podczas nabożeństwa składania deklaracji jakiś ksiądz mówił świadectwo, a zarazem wszedł mi na ambicję jak mało kto. Mówił między innymi: ,,każdy, kto nie podpisał KWC nie dorósł do Ruchu Światło Życie…” Od razu pomyślałem: no to mi powiedział. Dalej: ,,każdy, kto nie jest w krucjacie, to czegoś się lęka.” Na co ja od razu pomyślałem, że nie boję się. A Duch Święty podpowiedział szybciutko, czyjej reakcji delikatnie mógłbym się lękać. Jeszcze walczyłem ze sobą, że przecież nie mam dla kogo podpisywać. Przecież nie znam za bardzo alkoholików. Szybko dostałem natchnienie: ,,czy mało kobiet po kolędzie płacze przez mężów?, czy mało to młodzieży przychodzi do ciebie i mówi o swoich uzależnionych rodzicach?” Walka była duża. Ksiądz głoszący słowo jeszcze poparł swoje tezy świadectwem uzdrowienia z choroby alkoholowej swojego taty po tym, jak nie tylko on jako syn kapłan zachowywał abstynencję, ale dodał do abstynencji gorliwą, codzienną modlitwę. Przypomniało mi się też mocne zdanie ks. Grzegorza, który powiedział, jak byłem na praktykach, że ponad 20 lat trwa świadomie w KWC. Mimo tak wielu znaków nie podjąłem decyzji od razu. Postanowiłem dać sobie dwa tygodnie i ewentualnie podpisać KWC na drugim turnusie oazy.

W między czasie było śmieszne zdarzenie, podczas którego mogłem spożyć kulturalnie odrobinę alkoholu. Odpowiedziałem osobie częstującej: ,,Nie dziękuję”. A kolega, którego to miałem się lekko obawiać powiedział: ,,nie mów, że podpisałeś krucjatę”. Uśmiechnąłem się mówiąc: ,,nie podpisałem, bo się bałem twojej reakcji, ale poważnie się nad tym zastanawiam.” Załamał się delikatnie, bo wiedział, że jak się zastanawiam, to znaczy, że pewnie tak będzie. I STAŁO SIĘ DZIĘKI ŁASCE BOŻEJ.

28 LIPCA 2015 ROKU PODPISAŁEM ZE SZKLANYM WZROKIEM KRUCJATĘ WYZWOLENIA CZŁOWIEKA JAKO CZŁONEK (DOŻYWOTNIO) W INTENCJI OSÓB, KTÓRE MAJĄ PROBLEM Z NADUŻYWANIEM ALKOHOLU I UŻYWEK.

Bóg zaczął działać błyskawicznie. Kilka dni później byłem z Arturem na Przystanku Jezus przy Woodstocku. Zobaczyłem pod naszą sceną ewangelizacyjną trzęsącego się bezdomnego alkoholika. Byłem w szoku, że ludzie nie reagują. Od razu poszedłem po Artura i po zupę. Karmiliśmy go z Arturem jak samego Jezusa. Bezdomny powiedział, że ma problemy i potrzebuje iść za potrzebą fizjologiczną. Nie był w stanie sam iść. Wzięliśmy go pod rękę z Arturem i szliśmy do toi toja. Zakazano mu skorzystać. Jakiś ochroniarz zrobił to z taką pogardą, że aż mnie poruszyło do głębi. Musieliśmy iść awaryjne pod płot. Trzymaliśmy bezdomnego, a on załatwiał potrzebę. Potem dalej karmiliśmy go. Nigdy wcześniej nie miałem takiej styczności z osobą uzależnioną.

Dużo dały mi świadectwa z seminarium, gdy ks. Mirosław przyprowadzał osoby z AA i AL ANON. Pamiętam do tej pory twarze i świadectwa wielu z nich. Zbierałem wtedy wiedzę z każdej strony, aby jak najlepiej służyć ludziom. Nawet na spotkaniu z paniami z AL ANON po świadectwie pewnej pani mówiącej, że szukała pomocy w konfesjonale, a nie znalazła – wstałem jako młody kleryk, podziękowałem z serca i przeprosiłem, że na sali nie ma wszystkich kleryków. Po świadectwach tych pań czułem, jakby otrzymał lata wiedzy i doświadczenia dzięki ich naprawdę trudnym historiom.

Wracając do znaków Bożych z 2015 roku, które nabrały tempa po podpisaniu KWC, to dosłownie parę dni po Przystanku Jezus poszedłem na pielgrzymkę, a tam było znowu niezwykłe spotkanie… Na przerwie obiadowej przy straży miałem jeść obiad. Przyjechał ks. proboszcz i ks. wikary. Byli w krótkim stroju duchownym. Ja suszyłem sutannę na płocie i byłem tylko w koszulce i spodenkach (dzisiaj szedłbym już w spodniach). Nagle stuknął mnie w ramię Hieronim i zapytał, czy jestem księdzem. Świat się dla mnie zatrzymał. Nie ważny był nikt w tym momencie. Był tylko Hieronim i ja. Hieronim dał mi obrazek święty i powiedział, żebym przeczytał. Ja natomiast zaprosiłem go na zupę przy oddzielnym polowym stoliku. Widziałem, że mój nowy przyjaciel jest chyba po alkoholu, więc powiedziałem, żeby uważał na stolik, bo jest delikatny. Siostra ze służby kuchennej nalała nam zupy. Hieronim nie uważał i wywalił stolik. Spojrzenie siostry wymagało później rozmowy, po której była zawstydzona i skruszona, a Bóg dał jej piękną lekcję (mi także). Poprosiłem spokojnie, aby siostra nalała ponownie dwie porcje zupy. Hieronim opowiadał mi całe życie. Mówił, że jest jeszcze w pracy dla syna, żeby go nie wywalili.

Potem zaprosił mnie do swojego domu. Pokazał mi starszych rodziców. Tata patrzył na niego, jak na człowieka gorszej kategorii. Później poszliśmy do jego żony. Także patrzyła dziwnie na niego i jego pomysł przyprowadzenia księdza bez zapowiedzi. W końcu zaprowadził mnie na górę do syna i synowej. Ci także spoglądali na niego niezbyt życzliwie. Zrobił im mocne zaskoczenie mówiąc dumnie, że księdza przyprowadził. Synowa wybrnęła z sytuacji i poczęstowała sokiem. Po kilku chwilach schodziliśmy na dół i na zewnątrz przechodził sąsiad i powiedział grubiańsko: ,,Hieronim, ty przebrzydły pijaku.” Normalnie nie wiedziałem, co zrobić. Aż pogroziłem palcem temu sąsiadowi. A pokorny Hieronim powiedział mi: ,,Proszę księdza to mój sąsiad, trochę był w więzieniu, ale to dobry człowiek.” Ścięło mnie to z nóg. Hieronim miał w sobie więcej miłości niż ja i to od razu po takim ciosie i wcześniejszych spojrzeniach bliskich z rodziny. Zrozumiałem, że takie osoby będą w niebie przede mną. Zacząłem się modlić za Hieronima każdego dnia. Jest u mnie pierwszy na liście wielu, wielu imion, gdy modlę się modlitwą KWC.

Modlę się od 2015 roku do dziś i imion przybywa, aż często mówię ogólnie:
,,Dziękuję Ci Maryjo za to, że pomagasz mi trwać w krucjacie. Proszę cię, zanieść moje dziękczynienie do twojego Syna i upraszaj u Niego pełnię wolności i miłość do twego Syna dla: osoby z rodziny NN.,
Hieronima, Wiesia, Piotra, Emila, Roberta, Rafała, Rafała, Rafała, Konrada, taty N, N, N, N, N, N, N, ludzi Sycharu, bezdomnych, młodzieży,
N, N, N, N, N, N, N, N, N, N i tych, którym towarzyszę. AMEN.”
Bóg jeden wie, kiedy i jakie owoce wypływają z tych modlitw. Cała chwała niech będzie tylko dla Niego.

Około września 2015 roku spotkałem niezwykłego przyjaciela. Pisałem o nim po raz pierwszy 1 grudnia 2015 roku https://wyplynnaglebie.com/jezus-w-bezdomnym-alkoholiku/ potem jeszcze dawałem zdjęcia podczas wpisu 10 kwietnia 2018 roku https://wyplynnaglebie.com/duch-swiety-kreatywny-rezyser-mojego-zycia/
(Marzyła mi się książka pt. ,,OTO LUDZIE’’. Na okładce miały być czarnobiałe twarze moich przyjaciół bezdomnych, którzy dali się sportretować. Miałem opisać moją relację z nimi.)

Była to wrześniowa sobota. Dzień Apelu Młodych w Radomiu. Szedłem do południa zrobić zakupy spożywcze w Biedronce na Ustroniu. Nie byłem w stroju kapłańskim. Zobaczyłem Wiesia na betonowym murku i usłyszałem w sercu: ,,wieczorem będziesz podchodził do takich osób w sutannie, a teraz bez sutanny nie podejdziesz?”. Ruszyłem więc i usiadłem obok Wiesia. Zapytałem, gdzie mieszka. Odpowiedział wskazując palcem: ,,tam w krzakach”. Nie uwierzyłem. Dałem mu różaniec i pobyłem z nim trochę. Chyba półtora miesiąca później widziałem, że idzie zmarznięty i wykrzywiony obok tych swoich krzaków przy rondzie. Zawróciłem samochodem i odnalazłem go w tych niskich krzewach. Nie chciał wyjść. Miał tam jakiś materac i trochę śmieci. Od tej pory postanowiłem odwiedzać go regularnie. Dowiedziałem się także jak można mu pomóc, ale on nie chciał. Często modliliśmy się w krzakach i przy biedronce. Bardzo pomagała mi na początku Iza. Odwiedzała Wiesia w przerwach nauki do matury. Pięknie prowadził ją Duch Święty.

Kolejnym ważnym znakiem od Boga był Adwent roku 2015. Ks. Dariusz prowadził rekolekcje adwentowe w parafii i miał jedną naukę wieczorem do młodzieży. Chyba wystawił Najświętszy Sakrament, a ja usłyszałem: ,,Wystawiaj Mnie tutaj dla młodych. Niech przychodzą ze swoimi problemami z rodzicami, z nauką. Ja z nimi to poniosę.” To było tak silne, że od razu podszedłem do ambony po ks. Dariuszu i bez pytania proboszcza, czy zaakceptuje ten pomysł, powiedziałem do młodzieży: ,,Przyjdźcie tutaj za tydzień o tej samej porze. Jezus pragnie was tutaj. On z wami wszystko poniesie.” I tak zaczęła się piękna inicjatywa cotygodniowej adoracji w poniedziałki, która trwa do dzisiaj. Przed adoracją robiłem spotkania dla młodych, a potem szliśmy adorować Pana Jezusa. Ta adoracja była źródłem wielu natchnień, które pomagały w prowadzeniu duszpasterstwa.

Około listopada 2015 roku był kolejny znak od Boga. Jechałem poświęcić dom zamożnej osobie. Byłem świeżo po II tygodniu ćwiczeń ignacjańskich. W drodze przychodziły mi myśli, że gdyby ta osoba chciała dać ofiarę, to nie wezmę. Na to pojawił się głos: ,,jak na młodzież to weź”. Podczas rozmowy przy stole, gospodarz powiedział, że ma coś dla mojej młodzieży, a ja byłem w szoku. Powiedziałem, że o tym myślałem, jadąc do nich. Po chwili gospodarz zapytał, czy są jakieś potrzeby finansowe. Powiedziałem, że mam bardzo dużo młodzieży i obawiam się, czy będzie ich stać na oazę i Światowe Dni Młodzieży. Gospodarz przyszedł po chwili i dał grubą kopertę. Powiedział: ,,zrób z tym, co uważasz”. W domu zobaczyłem bardzo dużą kwotę i napisałem młodzieży, że Bóg ich bardzo kocha, a ja nie boję się, że zabraknie nam na oazy i ŚDM. Prosiłem ich tylko, aby byli gorliwi do końca roku duszpasterskiego. Starałem się rozdzielić sprawiedliwie pieniążki na wszystkich młodych. Po ŚDM nie było nawet złotówki. To był piękny prezent dla tych młodych prosto z nieba.

Ciąg dalszy nastąpi…

Żywe obrazy zmieniające życie

W pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej o sześćdziesiąt stadiów od Jeruzalem. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło.

Czytaj dalej Żywe obrazy zmieniające życie