W imię Prawdy! C. D. 109

23 grudnia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie słowa z książki pt. ,,Golgota, a życie dzisiejsze”:

,,Nim przyjrzymy się sądowi u Heroda, o czem będzie mowa w następnem rozdziale, musimy zastanowić się, czy takie sądy, jakie Jezus przechodził, nie powtarzają się jeszcze dzisiaj?
Owszem, niestety te sądy ciągle się powtarzają.
A gdzie, zapytacie? Bardzo blisko, bo… w nas samych.
Codziennie przechodzi Pan Jezus w naszych duszach takie sądy.
Piłatem, który broni, choć lękliwie, ale broni spraw Bożych, to nasze sumienie; żona Piłata… to nasi kapłani, ostrzegający nas, że Jezus Sprawiedliwy, Najlepszy, Najświętszy.
Kajfasz, Annasz z faryzeuszami i doktorami, to nasz rozum zepsuty grzechami, to nasza słaba wola… źli koledzy… złe towarzystwa.
A te zbiry, ten motłoch wrzeszczący o śmierć Jezusa, to nasze namiętności, to ulubione grzechy…
Wszystko to sprzysięga się w naszej duszy pod komendą ,,ojca kłamstwa” szatana, by wyrzucić, na śmierć skazać Jezusa w naszej duszy.

I choć sumienie broni Jezusa, kapłani, dobrzy rodzice, czy przyjaciele nabożni, przestrzegają nas, jak żona Piłata, jednak zwykle kończy się na tem, że uwalniamy, życie dajemy w naszej duszy rozmaitym Barabaszom, grzechom, jak nieczystość, pijaństwo, złodziejstwo, oszczerstwa, obmowy, krzywoprzysięstwa itd. a Jezusa na śmierć skazujemy.
Teraz z Przenajświętszego Sakramentu patrzy na nas ten sam Jezus, jak patrzył na to pospólstwo, jakie stało przed pałacem Piłata, i czeka, czy Go na śmierć skażemy, czy Mu pozwolimy żyć w naszej duszy.

O ludzie! Kiedy wreszcie przestaniemy skazywać na śmierć Jezusa w naszych duszach?
Upamiętajmy się! Ileż razy On mógł nas ukarać śmiercią za tyle grzechów, a jednak przebaczył nam w Sakramencie Spowiedzi i jeszcze w Komunii świętej odwiedza nasze serca, a my Go znowu nowemi grzechami za to uśmiercamy.
Ale pomyślmy nad tem, że Ten Jezus, Ten Sam też nas kiedyś sądzić będzie.
Czy chcemy, by nas tak sądził, jak my Go teraz sądzimy?
Zastanówmy się nad tem, bo ,,jaką miarką mierzysz, taką ci odmierzą”.
Zawróćmy z drogi złej, póki jeszcze czas, bo może być wnet za późno.
Śmierć grzechowi – niech żyje Chrystus w nas!”

Podczas modlitwy brewiarzowej modliłem się między innymi słowami:

,,Słabnie moja dusza dążąc ku swemu zbawieniu,
pokładam nadzieję w Twoim słowie, Panie.
Słabną moje oczy wyglądając Twego słowa:
kiedyż mi ześlesz pociechę?
Bo chociaż jestem jak bukłak wysuszony w dymie,
nie zapominam o Twoich ustawach.
Ile dni Twojemu słudze zostaje?
Kiedy wydasz wyrok na prześladowców moich?
Doły na mnie wykopali zuchwalcy,
którzy nie postępują według Twego Prawa.
Wszystkie Twoje przykazania są prawdziwe.
Gdy prześladują mnie kłamstwem, Ty mi dopomóż.
Niemal już mnie dobijali na ziemi,
ja zaś nie porzuciłem Twoich postanowień.
Według swej łaski zapewnij mi życie,
ja zaś chcę przestrzegać napomnień ust Twoich”. Ps 119

,,Jeżeli domu Pan nie zbuduje,
na próżno się trudzą, którzy go wznoszą.
Jeżeli miasta Pan nie strzeże,
daremnie czuwają straże.
Daremne jest wasze wstawanie przed świtem
i przesiadywanie do późna w nocy.
Chleb spożywacie zapracowany ciężko,
a Pan i we śnie darzy swych umiłowanych.
Oto synowie są darem Pańskim,
a owoc łona nagrodą.
Jak strzały w ręku wojownika,
tak synowie zrodzeni w młodości.
Szczęśliwy człowiek,
który nimi napełnił swój kołczan.
Nie zawstydzi się, gdy będzie się spierał
ze swymi nieprzyjaciółmi w sądzie”. Ps 127

oraz

,,Słuchajcie Mnie, wy, co się domagacie sprawiedliwości, którzy szukacie Pana. Wejrzyjcie na skałę, z której was wyciosano, i na gardziel studni, z której was wydobyto. Wejrzyjcie na Abrahama, waszego ojca, i na Sarę, która was zrodziła. Bo powołałem jego jednego, lecz pobłogosławiłem go i rozmnożyłem.
Zaiste, zlituje się Pan nad Syjonem, zlituje się nad całym jego zniszczeniem. W Eden przemieni jego pustynię, a jego stepy w ogród Pana. Zapanują w nim radość i wesele, pienia dziękczynne przy dźwięku muzyki.
Ludy, słuchajcie Mnie z uwagą, narody, nastawcie ku Mnie uszu! Bo ode Mnie wyjdzie pouczenie, a Prawo moje wydam jako światłość dla ludów. Bliska jest moja sprawiedliwość, zbawienie moje się ukaże. Ramię moje sądzić będzie ludy. Wyspy pokładać będą we Mnie nadzieję i liczyć będą na moje ramię.
Podnieście oczy ku niebu i na dół popatrzcie ku ziemi! Zaiste, niebo jak dym się rozwieje i ziemia zwiotczeje jak szata, a jej mieszkańcy wyginą jak komary. Lecz moje zbawienie będzie wieczne, a sprawiedliwość moja zmierzchu nie zazna.
Słuchajcie Mnie, znawcy sprawiedliwości, narodzie biorący do serca moje Prawo! Nie lękajcie się zniewagi ludzkiej, nie dajcie się zastraszyć ich obelgami! Bo robak stoczy ich jak odzież, a mole pożrą ich jak wełnę; moja zaś sprawiedliwość przetrwa na wieki i zbawienie moje na całe pokolenia.
Przebudź się, przebudź! Przyoblecz się w moc, o ramię Pańskie! Przebudź się, jak za dni minionych, w czasach zamierzchłych pokoleń. Czyś nie Ty poćwiartowało Rahaba, przebiło Smoka? Czyś nie Ty osuszyło morze, wody Wielkiej Otchłani, uczyniło drogę z dna morskiego, aby przejść mogli wykupieni?
Odkupieni więc przez Pana powrócą i wśród okrzyków przyjdą na Syjon, nad głową ich radość wieczysta. Osiągną wesele i radość; ustąpi smutek i wzdychanie”. Iz 51, 1-11

W imię Prawdy! C. D. 108

23 grudnia 2023 roku

W modlitwie jutrznią ważne były dla mnie między innymi poniższe słowa:

,,Dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie mógł się oprzeć”. (Łk 21, 15)

W Liturgii słowa pomocne dla mnie były poniższe przesłania:

,,Tak mówi Pan Bóg:
«Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie. Oto nadejdzie, mówi Pan Zastępów. Ale kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi, gdy On się ukaże? Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą składać Panu ofiary sprawiedliwe. Wtedy będzie miła Panu ofiara Judy i Jeruzalem jak za minionych dni i pradawnych lat.
Oto Ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pańskiego, dnia wielkiego i strasznego. I skłoni on serca ojców ku synom, a serca synów ku ich ojcom, abym nie przyszedł i nie poraził ziemi klątwą»”. Ml 3, 1-4. 23-24

oraz

,,Wtedy strach padł na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: «Kimże będzie to dziecię?» Bo istotnie ręka Pańska była z nim”. Łk 1, 65-66

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie słowa z książki pt. ,,Golgota, a życie dzisiejsze”:

,,Pan Jezus, widząc, że Piłat już na serjo, bez poprzedniej ironii pyta i chce, jako sędzia mieć odpowiedź na zasadnicze, czysto polityczne oskarżenie, odpowiada: ,,Królestwo Moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było, walczyliby Moi poddani, bym nie był wydany żydom”. Ta odpowiedź, jak widać z następnego zapytania Piłata, całkiem była dla niego niezrozumiała. On bowiem znał tylko ,,tego świata” królestwa i cesarstwa… ale jakieś zaziemskie królestwa przechodziły jego wszelką wyobraźnię.

Jedno go tylko bardzo ucieszyło, jako sędziego, że Jezusowe królestwo nie leży na żadnej karcie ziemskiej, czyli, że Jezus nie jest żadnym niebezpiecznym rewolucjonistą, jakim Go żydzi przedstawiają, a więc będzie Go można zaraz uwolnić i znowu żydom dokuczyć.
,,Toś Ty król?” – pyta jeszcze Piłat, zdziwiony, jak może inne królestwo istnieć poza ziemskiemi, dlatego już nie dodaje ,,żydowski”.
Jezus dalej poucza, jakim jest Królem: ,,Jestem Królem, Jam na to się narodził i na świat przyszedłem, by dać świadectwo prawdzie. Ktokolwiek za prawdą jest, głosu Mego słucha”.

To dalsze pouczenie o ,,Królestwie Prawdy” całkiem przekonało Piłata o zupełnej niewinności Jezusa, więc natychmiast wstaje, rzuca jeszcze machinalne pytanie: ,,Co to jest prawda?” – i nie czekając na odpowiedź, idzie do żydów ogłosić im wyrok, uniewinniający Jezusa z zarzutów politycznych. Nie wiadomo, dlaczego Piłat nie chciał poczekać na odpowiedź Jezusa, ,,co to jest prawda?” – czy może ze strachu, by nie musiał zmienić zasad, życia i poglądów, czy też z lekkomyślności, jaka zresztą cechowała ówczesnych, zepsutych Rzymian.

Szkoda, mówią wszyscy, że Piłat nie wysłuchał nauki Jezusa o tak ważnej rzeczy, jak Prawda, bo i my skorzystalibyśmy z tego.
Tak dziś mało prawdy w świecie, że wszyscy na to narzekamy.
Ale czy dziś nie można Prawdy nigdzie znaleźć?
Można, bo tak, jak Bóg jest na świecie, tak i Prawda musi być i jest, tylko jedni ludzie tak boją się tej Prawdy, jak Piłat, inni zaś są tak lekkomyślni, że całkowicie o Prawdę nie stoją.
Ale więcej jest tych, którzy się Prawdy boją.
Wielki uczony Förster powiedział, że niczego ludzie na świecie tak się nie boją, jak Prawdy, bo nawet ci, którzy najmężniej szli na paszcze armat i lasy bagnetów, panicznie uciekają przed prawdą.

Tak! Jedni boją się powiedzieć prawdę, inni boją się ją usłyszeć.
O, gdyby ludzie szli zawsze i wszędzie za Prawdą, jakże inaczej wyglądałby świat, jak inne byłoby życie!
Dziś, choć się narzeka na brak prawdy, to już małe dzieci uczy się kłamać, kryje się prawdę wszędzie, w rodzinach, w szkołach, w urzędach, nie mówiąc już o towarzyskim życiu, gdzie t. zw. blaga jest nazwana konieczną dyplomacją, rodzajem etykiety.

Katolicy, a czy nawet przy Spowiedzi nie tai się Prawdy?
Jeśli chcemy uniknąć tak bolesnych nieraz cierpień, jakie przez kłamstwo ponosić musimy, pytajmy się często, przy każdym ważniejszym kroku Pana Jezusa: ,,Co to jest Prawda, gdzie jest Prawda?” I nie uciekajmy, jak Piłat, lecz poczekajmy, bo Jezus odpowie nam przez sumienie, jak iść drogą Prawdy.

Powtarzamy przysłowie (więc życiową prawdę, jaka w każdym przysłowiu jest zawarta): ,,Prawda wyjdzie na wierzch jak oliwa”, a tak postępujemy, jakby to przysłowie nigdy nie spełniało się, jakby Prawda już na wieki w świecie przepadła.
Nam się zdaje, że przysłowie to odnosi się tylko do cudzych kłamstw i krętactw, a nie do naszych.
A jednak każda prawda musi wyjść na wierzch, jak oliwa.
A oliwa ma i to do siebie, że nie tylko wychodzi na wierzch, lecz także i świeci; i nieraz tak Bóg pokieruje, że nasze kłamstwa i inne grzechy zostaną wyjawione i silnie Sprawiedliwością Bożą oświetlone wtedy, kiedy tego najbardziej chcielibyśmy uniknąć.

Kto idzie zawsze drogą Prawdy, temu niepotrzebni adwokaci, ani przekupywani świadkowie, bo go Prawda i Bóg obronią.
W tej samej chwili, gdy Piłat szedł od Jezusa, raczej uciekał, by się nie dowiedzieć: ,,Co to jest Prawda?” – i chciał ogłosić wyrok żydom, przystępuje do niego niewolnik i wręcza mu list od jego żony.
W liście napisane tylko tyle: ,,Nic tobie i Sprawiedliwemu Temu, albowiem wiele cierpiałam przez sen dla Niego”.
Skąd żona Piłata wiedziała o Jezusie, nic Pismo święte nie mówi, może znała Go z opowiadania, może miała jaki cudowny od Boga zesłany sen, że Jezus ,,Sprawiedliwy”.

Ten list jeszcze bardziej utwierdził Piłata w postanowieniu, już uprzednio powziętym, by Jezusa albo koniecznie uwolnić, albo przynajmniej odrzucić od siebie ten przykry obowiązek sądzenia niewinnego Człowieka, ofiarę szatańskiej nienawiści żydostwa.
A choćby już nie z przekonania się o niewinności Jezusa, to z miłości ku żonie postanowił Piłat koniecznie jak najdalej odsunąć się od sądzenia ,,Sprawiedliwego”.
Musiał Piłat bardzo kochać swoją żonę, kiedy ją zabrał z sobą z Rzymu do Jerozolimy, o co musiał się starać aż u cesarza, bo nie wolno było namiestnikom cesarskim zabierać ze sobą żon do dalekich prowincyj.

Gdy Piłat zbyt długo się nie pokazywał, Kajfasz przeląkł się, że Jezus może się usprawiedliwić, kiedy tak długo trwa przesłuchanie, a może właśnie ich oskarża o podburzenie do buntu, postanawia więc zmusić Piłata do zjawienia się; podmawia tedy pospólstwo, by podniosło krzyk i wrzawę.
Piłat, słysząc nagłe wrzenie, zatrwożył się i zamiast ogłosić wyrok uniewinniający, jak to już postanowił, zatrzymuje się chwilę i coś sobie przypomina, mianowicie, że żydzi mówili mu, iż Jezus buntuje od Galilei… wraca do Jezusa i pyta, czy rodem jest z Galilei? Jezus odpowiada twierdząco.

Ta odpowiedź ogromnie ucieszyła Piłata, bo będzie się mógł pozbyć bez narażenia się żydom sądzenia Jezusa i żonie zrobi przyjemność. O los dalszy Jezusa teraz mu najmniej chodzi.
Biegnie więc do żydów i mówi, że ponieważ Jezus jest Galilejczykiem, przeto ma go sądzić Herod, więc niech wiodą Jezusa do Heroda.
Gdyby był Piłat przed chwilą posłuchał nauki Jezusa ,,Co to jest Prawda”, nie byłby szukał wybiegów, bo on miał prawo sądzić Jezusa i po zbadaniu fałszywej skargi uwolnić Jezusa, jak to już pierwotnie postanowił.
Ten wybieg odesłania Jezusa do Heroda na nic się nie zda, jak potem zobaczymy. Prawda jest jedna i droga do Prawdy też musi być jedna”.

W imię Prawdy! C. D. 107

22 grudnia 2023 roku – ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem zaskakujący żywot wielebnej Krystyny, napisany przez Jakóba z Witryaku Biskupa Achoeńskiego i Kardynała, naocznego świadka cudów, które czyniła, a znajduje się w dziełach Dyonizyusza Kartuzyana i w Żywotach Świętych księdza Piotra Skargi:

,,Wielebna Krystyna, dla nadzwyczajnych szczegółów jakie w opisie jej życia czytamy przezwana Dziwną, przyszła na świat około roku Pańskiego 1175 we Flandryi w małem miasteczku świętego Trudona z rodziców w ubogim stanie zostających. Po ich śmierci dwie jej starsze siostry przeznaczyły jej do paszenia bydła w polu. Korzystając z samotności jakiej tam zażywała, oddała się życiu bogomyślnemu i ostrej pokucie, tak że wkrótce do wysokiej doszła świątobliwości.

Nie miała lat osiemnastu, kiedy w ciężką chorobę zapadłszy umarła. Siostry, które ją bardzo kochały, rzewnie nad nią płakały, i na jaki mogły zdobyć się sprawiły jej pogrzeb. Leżała na katafalku w kościele, kiedy w środku Mszy świętej którą za jej duszę odprawiał kapłan, wyszła z trumny jak najzdrowsza, a gdy ludzie zgromadzeni uciekali, ona dostawszy się na schody wiodące na poddasze kościoła, tam się schowała. Gdy siostry i ludzie od strachu ochłonęli, sprowadzili ją z góry i zawiedli do domu, gdzie kilku kapłanów i wielu znajomych zeszło się zdziwionych i zaciekawionych tak nadzwyczajnem zdarzeniem. Jeden z księży kazał jej opowiedzieć, co się z nią działo, gdy umarła, aż do chwili, gdy z trumny wstała.

Na co Krystyna taką dała mu odpowiedź. ,,Jak tylko wyszłam z ciała, wzięli mnie słudzy światłości Aniołowie Boscy, i poprowadzili przez ciemne i straszliwe miejsce pełne dusz ludzkich, które tak srogie męki cierpiały, iż nie tylko opisać, ale i wyobrazić sobie tego nie można. Ujrzałam tam i niektóre znajome mi osoby, i przejęta wielką litością, spytałam co to za miejsce, mniemając iż to jest piekło. Powiedziano mi iż to jest czyściec tych dusz, które w pokucie zeszły, ale dostatecznie za grzechy swoje na tym świecie ukarane nie były. Ztamtąd zaprowadzili mnie do raju, i postawili przed tronem Boga; a ja widząc iż mnie Pan Bóg przyjmuje, niezmiernej doznałam radości, sądząc iż tam już na wieki pozostanę. Lecz rzekł do mnie Pan Bóg: ,,Tak jest córko miła, będziesz tu ze Mną, ale wprzód daję cijeszcze dwie rzeczy do wyboru: albo w niebie już teraz pozostać, albo wrócić jeszcze do życia, abyś przez różne doznane w niem cierpienia wyzwalała z czyśćca te dusze, nad któremiś się dopiero litowała, a pozostając jeszcze na ziemi, przykładem twoim drugich przywodziła do pokuty, i dopiero potem z większą za moją łaską zasługą, tu napowrót przyjętą została”. Słysząc to, a przyjęta wielką litością nad duszami w czyśćcu cierpiącemi, oświadczyłam, że gotowa jestem powrócić do życia, i cierpieć za nich największe męki; poczem Pan Bóg rozkazał duszy mojej połączyć się z ciałem. Niech tedy wszyscy wiedzą pocom ja na ziemię na powrót posłana, i gdy widzieć będziecie dziwne moje sprawy, nie gorszcie się z tego, bo taka jest względem mnie, wola Boża”.

Jakoż, od tej chwili, życie jej było nie przerwanem pasmem rzeczy najnadzwyczajniejszych. Najprzód, tak jak zaraz po swojem zmartwychwstaniu pobiegła była na szczyt kościoła, tak odtąd ciągle takich miejsc szukała; wychodziła to na wieże, to na kościoły, to na najwyższe drzewa, i na nich zatopiona w bogomyślności, całe dnie bez pokarmu, i noce bez spoczynku przepędzała. Z początku, patrzono na to z podziwieniom, a pod wrażeniem tego co była wszystkiem o sobie opowiedziała zostawiono ją w pokoju. Lecz po niejakim czasie, przypisując to opętaniu, najprzód jej tego zakazywano, a gdy nie słuchała, związano ją i do rodzaju więzienia wtrącono. Wiele tam i długo cierpiała, aż nocy pewnej, chociaż silnie skrępowana była, uwolniła się od więzów i uciekła na puszczę. Tam przebyła dwa miesiące, mieszkając jak ptak po drzewach, a gdy jej głód zaczął dokuczać, dziewicze jej piersi wydawały rodzaj mleka, którem przez cały ten czas się żywiła. Wyszukana w tem miejscu znowu uwięziona została, a po niejakim czasie krewni i znajomi uwolnili ją i zaprowadzili do miasta Luwaniu, do pewnego świątobliwego i uczonego kapłana, aby ten wziął ją pod swoje duchowne przewodnictwo. Znać, że kapłan ten poznał w niej Ducha Bożego, gdyż zaraz kazał Krystynie przystąpić do Komunii świętej, i polecił aby jej nie przeszkadzano w sposobie życia jaki prowadziła.

Odtąd zadawała sobie pokuty wszelkie ludzkie pojęcie przechodzące, a wszystkie ofiarując za dusze będące w czyśćcu. I tak: rzucała się w piec, w którym ogień się palił; w nim takich cierpień doznawała, że w niebogłosy krzyczała, a wychodziła ztamtąd bez najmniejszej szkody i upalenia. Niekiedy znowu, gdy piec miał za mały otwór aby weń wejść mogła, kładła w ogień ręce albo nogi krzycząc od bólu, lecz wyjmując potem też członki niespalone. To znowu wskakiwała w kocioł wrzącej wody, a stojąc w nim części ciała nieobjęte wodą polewała ukropem jęcząc i krzycząc od bólu, a wciąż ofiarując to za dusze czyśćcowe, i znowu z takiej strasznej kąpieli wychodziła jakby ochłodzona. Kiedy rzeka Moza pod tem miastem płynąca, zamarzła, weszła przez lud przez przeręble, sześć dni tak przebywała, i wyszła zdrowa, skoro jej to kapłan nakazał. Co jeszcze dziwniejsze: rzucała się w koło młyńskie kiedy było rozpuszczone; koło to gruchotało wszystkie jej członki, lecz wychodziła z niego takąż, jaką była kiedy podeń się rzucała. W mieście wiele było psów bardzo zajadłych; Krystyna szła pomiędzy nie, a czołgając się na czworakach, pobudzała je na siebie tak, że wszystkie na nią ze wściekłością się rzucały. Zdawało się, że ją poszarpią w kawałki: lecz i z tego rodzaju zadanej sobie za dusze czyśćcowe pokuty, bez szwanku wracała.

Po niejakim czasie, znowu poczęli ludzie przypuszczać, że jest opętaną. Krewni chcąc ją powtórnie uwięzić posłali po nią człowieka, który niemogąc jej dogonić gdy przed nim uchodziła, cisnął za nią wielkim kamieniem, którym złamał jej nogę i wtedy ją pojmał. Krystyna z największą cierpliwością i bez najmniejszej do swego krzywdziciela urazy, związana i do krewnych odstawiona, w ściślejszem jeszcze więzieniu osadzoną została. Prócz tego skrępowali ją całą rodzajem drewnianych dybów, od których wkrótce ciało jej pogniło, a na posiłek dawali jej tylko trochę chleba tak suchego, że go ugryźć nie mogła. Lecz i tam przyszedł jej Pan Bóg w pomoc. Z piersi jej znowu wydobyło się owo cudowne mleko, którem się karmiła na puszczy, a którem i rany swoje namazawszy wnet je zleczyła, i chleb maczając posilać się niem mogła.

Na koniec, nie wiadomo z jakich powodów, krewni ci, którzy ją tak dręczyli, upamiętawszy się nie tylko uwolnili ją z więzienia, lecz przejęci wielkim żalem za okrucieństwo, z jakiem się z nią obchodzili, z płaczem prosili ją o przebaczenie. Krystyna rzuciła się w ich objęcia i serdecznie uściskała mówiąc, że najmniejszego do nich żalu mieć nie może, bo przecież wiedzieć powinni, iż ją na to Pan Bóg powtórnie na ziemię zesłał, aby jak najwięcej cierpiąc, najwięcej dusz z czyśćca wybawiła.

Gdy na wolności się znalazła, znowu owe cudowne pokuty, o których wyżej się powiedziało, zadawała sobie. Mnóstwo się ludzi do niej zbiegało. Wielu ciężkich grzeszników pobudzało to do skruchy, a wszystkich zachęcało do tem gorliwszego za dusze czyśćcowe nabożeństwa. Lecz wielu też słabej wiary gorszyło się tem, i ci przypisywali to opętaniu. Co widząc osoby pobożne, prosiły Pana Boga, aby uskromił owe cuda w Krystynie, i aby się w jej sprawach nie tak wysoko ręka Boska wznosiła, przez wzgląd na słabość wiary wielu tamecznych mieszkańców. Wysłuchał Pan Bóg tych modlitw, i odtąd życie Krystyny nie było tak nadzwyczajnem. Częściej przebywała z ludźmi, chorym po ich mieszkaniach i szpitalach usługiwała, największą zaś miała litość nad umierającymi. Tych do ostatniej chwili nie odstępowała, posiadając szczególny dar do pobożnego przygotowania na przyjęcie ostatnich Sakramentów świętych i na godzinę śmierci. Od tej usługi nie wyłączała nawet Żydów, których tam wielu mieszkało, mówiąc, iż Pan Jezus tak dalece do karania nie jest skwapliwym, że i wielu z tych nieszczęśliwych zaślepieńców, w ostatniej ich godzinie oświecać i nawracać raczy. Lecz z drugiej strony, z wielką gorliwością nakłaniała wiernych, aby do ostatniej godziny pokuty nie odkładali. Opowiadał bowiem, że w czyśćcu, do którego zaprowadzona była niegdyś, widziała miejsce przy samem już piekle będące, przeznaczone dla tych, którzy po ciężkich grzechach, dopiero przy samej śmierci jednają się z Bogiem. Mówiła przytem, że to miejsce nie mniejsze ma męki od tych, których doznają w piekle potępieńcy, z tą tylko różnicą, że mają nadzieję wybawienia, i że szatani jeszcze wścieklej się nad temi duszami niż nad potępionemi pastwią, gdyż wiedzą, że przyjdzie czas, gdy nad niemi władzy mieć nie będą.

Chociaż krewni chętnie ją chcieli swoim kosztem utrzymywać, nigdy nie chciała żyć inaczej jak z jałmużny: mówiąc, iż to dlatego czyni, żeby tym, którzy ją wspierają dała sposobność dobrze czynienia, gdyż przydawała: ,,Nic skuteczniej u Pana Boga nie uprasza miłosierdzia dla największych grzeszników, jak gdy oni czynią miłosiernie nad bliźnim”. Zwykle też żebrała u ludzi najgorszych, doznając ztąd bardzo często upokorzeń i najdotkliwszych obelg; a za to wielu takim wypraszała u Pana Boga najszczersze nawrócenie. Był w Luwaniu pewien mieszkaniec, znany powszechnie z bezbożności i najgorszych obyczajów, a przy tem bardzo skąpy. Razu pewnego Krystyna nie spodziewając się dostać od niego nic więcej, poszła prosić szklankę wody. Ten widząc kobietę nadzwyczaj wątłą i mizerną, kazał jej dać wina. Krystyna napiła się trochę, a człowiek ten wkrótce zachorował i umarł pojednawszy się z Panem Bogiem i objawiając największą skruchę.

Zdarzało się także, że kiedy dostawała posiłek od osób, które się cudzą krzywdą były zbogaciły, i gdy go pożywała w ich oczach, takich strasznych doznawała boleści i takie wtedy czyniła akty skruchy z powodu, że się cudzą krzywdą żywi, iż nieprawych właścicieli pobudzała do żalu, i niektórzy z nich sami z siebie połowę mienia swojego oddawali tym od których je nieprawnie nabyli.

Na takich uczynkach prawdziwego apostolstwa, spędziła Krystyna lat około trzydziestu, a trudno policzyć ile dusz z czyśćca wybawiła, i ile żyjących wyrwała z ciężkich grzechów i pojednała z Bogiem. Na rok dopiero przed śmiercią, większej samotności szukała. W tym celu osiadła u zakonnic w klasztorze św. Katarzyny. Tam budowała wszystkie siostry swoim przykładem, pokorą, słodyczą w obcowaniu z drugiemi, ostrą pokutą, której do śmierci nie zaniedbywała i łaską wysokiej bogomyślności, którą ja Pan Bóg obdarzał. Zpomiędzy wszystkich zakonnic, najbliżej żyła z jedną imieniem Beatryks. Nie miała łóżka, i zwykle tam było miejsce jej spoczynku, gdzie ją noc zastała. Razu pewnego prosiła Beatryksę, aby nikomu nie mówiąc, przygotowała jej łóżko, a gdy się w nie położyła, przyzwała kapłana i wszystkie ostatnie Sakramenta święte z uczuciem najwyższej wiary i pobożności przyjęła. Potem obawiając się aby gdy rozejdzie się wieść, że umiera, nie ściągnęło to do niej wiele osób, które mając ją w wielkiej czci o błogosławieństwo prosić będą, a lękając się aby ją to w próżną chwałę nie wbiło, prosiła Pana Boga, aby zaraz umarła: co też i stało się.

Tymczasem Beatryks, pobiegła po wszystkie zakonnice i sprowadziła je do łóżka Krystyny, a widząc ją już nieżywą, przyskoczyła do niej i zawołała: ,,Czyż godziło się Krystyno, nie pożegnawszy na i nie pobłogosławiwszy, tak z tego świata odejść?” A potem pełna ufności w Bogu nachyliwszy się do jej twarzy przydała: ,,Tyś żyjąc, zawsze mi posłuszną była: zaklinam cię teraz przez Pana Jezusa, abyś mnie i teraz usłuchała: powróć na ziemię i pobłogosław siostry moje”. Na te słowa Krystyna ożyła, a zwracając się do Beatryksy rzekła: ,,Czemuś siostro droga, przeszkodziła pokojowi mojemu? Jużem do Chrystusa zaprowadzona była”. A potem widząc siostry wkoło siebie klęczące, przeżegnała je, Matce Bożej poleciła, i już tą razą na zawsze oddała Bogu ducha, roku Pańskiego 1224. Ciało jej spoczywa w tymże kościele świętej Katarzyny, i po dziś dzień wielkiemi cudami słynie; dotąd jeszcze jednak, w poczet tych Świętych, którym cześć publiczną oddawać wolno, przez Stolicę Apostolską nie jest zaliczona”.

Podczas modlitwy nieszporami ważne były dla mnie poniższe słowa:

,,Trwajcie więc cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana. Oto rolnik czeka wytrwale na cenny plon ziemi, dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny. Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie. Oto sędzia stoi przed drzwiami”. Jk 5, 7-8. 9b

W imię Prawdy! C. D. 106

22 grudnia 2023 roku

Podczas jutrzni modliłem się między innymi tymi słowami:

,,Moje oczy łzy wylewają
bezustannie dniem i nocą,
Bo wielki upadek dosięgnie
Dziewicę, Córę mego ludu,
klęska przeogromna.
Gdy wyjdę na pole,
oto mieczem zabici.
Jeśli pójdę do miasta,
oto męki głodu.
Nawet prorok i kapłan
niczego nie pojmując błąkają się po kraju.
Czyż nieodwołalnie odrzuciłeś Judę
albo czy się brzydzisz Syjonem?
Dlaczego dotknąłeś nas klęską
bez nadziei uleczenia?
Spodziewaliśmy się pokoju,
lecz nic dobrego nie przyszło;
czasu uzdrowienia, a nadeszła groza.
Uznajemy, Panie, nieprawość naszą
i przewrotność naszych przodków,
bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie.
Nie odrzucaj nas przez wzgląd na Twe imię,
nie poniżaj tronu swojej chwały,
pamiętaj, nie zrywaj swego przymierza z nami!”
Jr 14, 17-21

oraz

,,Niebiosa, wysączcie z góry sprawiedliwość i niech obłoki z deszczem ją wyleją! Niechaj ziemia się otworzy, niech zbawienie wyda owoc i razem wzejdzie sprawiedliwość”. Iz 45, 8

W Liturgii słowa ważne dla mnie były poniższe treści:

,,Moje serce raduje się w Panu,
dzięki Niemu moc moja wzrasta.
Szeroko otwarłam usta przeciw moim wrogom,
bo cieszyć się mogę Twoją pomocą.
Łuk potężnych się łamie,
a mocą przepasują się słabi.
Syci za chleb się najmują, głodni zaś odpoczywają,
niepłodna rodzi siedmioro, a matka wielu dzieci usycha.
Pan daje śmierć i życie,
wtrąca do otchłani i z niej wyprowadza.
Pan czyni ubogim lub bogatym,
poniża i wywyższa.
Biedaka z prochu podnosi,
z błota dźwiga nędzarza,
by go wśród książąt posadzić
i dać mu tron chwały”.
1 Sm 2, 1bcde. 4-5. 6-7. 8abcd

,,W owym czasie Maryja rzekła:
Uwielbia dusza moja Pana
I rozradował się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim:
iż spojrzał na niskość służebnicy swojej.
Odtąd bowiem zwać mnie będą błogosławioną wszystkie narody,
gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.
Święte jest imię Jego,
a miłosierdzie Jego z pokolenia na pokolenie
nad tymi, którzy trwają w bojaźni Jego.
Potężnie działa ramię Jego:
rozprasza pysznych i ich serc zamysły,
strąca mocarzy z tronów.
A wywyższa pokornych.
Głodnych napełnia dobrami,
a bogaczy odprawia z pustymi rękoma.
Przygarnął sługę swego Izraela,
pomny na miłosierdzie swoje,
które zapowiedział ojcom naszym:
Abrahamowi i potomkom jego, na wieki”.
Potem pozostała Maryja z Elżbietą około trzech miesięcy; i powróciła do domu swego”. Łk 1, 46-56

W imię Prawdy! C. D. 105

21 grudnia 2023 roku

Tego dnia modliłem się między innymi słowami z Psalmu 99:

,,Pan jest Królem, drżą narody,
zasiada na tronie z cherubów, a ziemia się trzęsie.
Wielki jest Pan na Syjonie,
wywyższony ponad wszystkie ludy.
Niech wielbią imię Twoje, wielkie i straszliwe,
ono jest święte.
I króluje Potężny, który sprawiedliwość kocha:
Tyś ład ustanowił,
wymierzasz sprawiedliwość i prawo w Jakubie.
Wysławiajcie Pana, naszego Boga,
padajcie przed podnóżkiem stóp Jego,
bo On jest święty.
Wśród Jego kapłanów są Mojżesz i Aaron
i Samuel wśród tych, którzy wzywali Jego imienia,
wzywali Pana, a On ich wysłuchał.
Przemawiał do nich w słupie obłoku,
a oni strzegli przykazań i prawa, które im nadał.
Boże, nasz Panie, Tyś ich wysłuchał,
łaskę im okazałeś, lecz karałeś występki.
Wysławiajcie Pana, Boga naszego,
pokłon oddajcie Jego świętej górze,
bo Pan nasz i Bóg jest święty”.

Oraz z Psalmu 33:

,,Dusza nasza oczekuje Pana,
On jest naszą pomocą i tarczą.
Raduje się w Nim nasze serce,
ufamy Jego świętemu imieniu”.

Oraz z Psalmu 119:

,, Nienawidzę ludzi chwiejnego serca,
a Prawo Twoje, Panie, miłuję.
Ty jesteś moim obrońcą i tarczą moją,
wyczekuję Twojego słowa.
Odstąpcie ode mnie, złoczyńcy,
strzec będę przykazań mego Boga.
Podtrzymuj mnie według swej obietnicy, a żyć będę,
nie zawiedź mojej nadziei.
Wesprzyj mnie, aby mnie uratować,
abym cieszył się zawsze z Twoich ustaw.
Odrzucasz wszystkich, którzy odchodzą od Twych przykazań,
bo zamiary ich są kłamliwe.
Odtrącasz jak żużel wszystkich grzeszników ziemi,
dlatego miłuję Twoje napomnienia.
Drży moje ciało z bojaźni przed Tobą
i lękam się Twoich wyroków”.

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie słowa bł. Kardynała Stefana Wyszyńskiego z dnia 9 marca 1956 roku:

,,Skłaniasz mnie, Ojcze, do tego, abym się stał przeciwnikiem swoim, bym modlił się przeciwko sobie, bym prosił Cię o wszystko, czego się lękam, a co może być potrzebne Twojemu Kościołowi. Wymagasz, bym się oddał za Kościół święty, bym ofiarował swoje życie i pragnienie pracy za dochowanie wierności Tobie przez mój Naród. Oczekujesz, że będę się modlił o wszystko ,,straszne” dla siebie, aby wszystko straszne ominęło Twój Kościół w Polsce i wierny Naród katolicki. Masz prawo i tego wymagać. Chcę stać się przeciwnikiem swoim, by stać się uległym Tobie. Pragnę być bezwzględnym dla siebie, byś Ty był względny dla Kościoła i biskupów polskich. Nie zdołam ich wyręczyć, ale Ty możesz powiedzieć: twoja nędza mi wystarczy, resztę wam daruję. Możesz przecież wziąć tylko 20 srebrników, jak bracia Józefowi, zamiast pełnej ceny okupu za Lud Boży. Weź to trochę, ale resztę daruj. Nie patrz na wielką niedoskonałość mej ofiary, na te wewnętrzne opory, które pozwalasz mi naginać pod Twoje święte stopy.
Tak kocham służbę liturgiczną przy ołtarzu, tak lubię wyznawać Cię przed ludźmi, tak miłuję ozdobę Domu Twego, tak tęsknie do mieszkania w przybytkach Pańskich! Cóż jest większą radością?! I tej miałbym się wyrzec? Jeśli to przymnoży Ci chwały, jeśli Cię ochroni przed niegodnym sługą – to przyjmij i to wyrzeczenie, najstraszniejsze dla kapłana! Ale Ty umiesz je wziąć, boś dał łaskę darmo. Możesz ją cofnąć! Masz prawo!”

Oraz z dnia 13 marca 1956 roku:

,,Obudziłem się przed piątą minut dwadzieścia, dręczony snem… Może nie warto o snach pisać, ale ten, który dzisiaj miałem – wyjątkowo zapiszę. – W widzeniu sennym opuszczałem jakiś wielki gmach, po uciążliwej konferencji z Bolesławem Bierutem. Pożegnaliśmy się w hallu. Wychodziłem już, gdy przyłączył się do mnie p. Bierut, z wyraźnym zamiarem towarzyszenia mi. Byłem tym skrępowany, dręczyło mnie wrażenie, co ludzie pomyślą, widząc nas wspólnie na ulicy. Szliśmy długą ulicą, jakby Alejami Racławickimi w kierunku Krakowskiego Przedmieścia w Lublinie. Prowadziliśmy rozmowę; chciałem jeszcze powiedzieć coś p. Bierutowi. Gdy czekaliśmy na skrzyżowaniu ulic na wolne przejście, pan Bierut skręcił na lewo i po przekątnej przeszedł ulicę. Pozostałem sam z myślą: jemu wszystko wolno, nawet gwałcić przepisy o ruchu ulicznym. Wkrótce zniknął mi z oczu, gdzieś w bocznej ulicy. Przechodziłem przez jezdnię w prostym kierunku, pełen lęku przed dwoma groźnymi kozłami, które stały na środku mej drogi. Ale minąłem je bez przeszkód, ciągle szukając p. Bieruta, gdzie zniknął. Oglądałem się za nim, chcąc coś jeszcze mu powiedzieć. Dziwiłem się, że tak nagle mi zniknął. Mój towarzysz, jakiś ksiądz, chciał mi coś tłumaczyć; czy należy się oglądać? W poczuciu, że nie wszystko zostało między nami zakończone, ruszyłem przed siebie prostą drogą, w ulicę Krakowskie Przedmieście. Z tym obudziłem się…

Rychło zapomniałem w ciągu dnia o tym śnie, jak o wszystkich innych. Jednak dręczyłem dzisiaj Dobrego Ojca, natarczywiej niż zwykle, w modlitwie super populum: Miserere, Domine, populo tuo: et continuis tribulationibus laborantum, propitius respirare concede.

Wkrótce po śniadaniu przyszli obydwaj księża. ,,Proszę zgadnąć, co się stało?” – Nie zgadywałem. Sami powiedzieli. Radio właśnie podało, że wczoraj wieczorem umarł w Moskwie Bolesław Bierut. – W obliczu każdej śmierci chrześcijanin zajmuje postawę głębokiej powagi. Wchodzi przecież na drogę życia ludzkiego Ten, cui omnia vivunt, Ten, który aufert spirytus principium. Dziś opada ostrze polemiki, gdyż Bolesław Bierut już uwierzył, że Bóg jest i że jest jednak Miłością. Jest więc zdecydowanie ,,po naszej stronie”. Po stronie przeciwnej jednak pozostali ci, którym przewodził dotąd na ziemi, a którzy w ostatnich tygodniach montowali ,,postępowo-naukowy atak na zabobon religijny”. Właśnie w ostatnich tygodniach napływały wiadomości, że nauczycielstwo otrzymało tajne instrukcje, by tak zatrudnić młodzież, iżby nie mogła brać udziału w ćwiczeniach rekolekcyjnych.

Bóg położył kres życiu człowieka i głowy Państwa, który miał odwagę pierwszy i jedyny z dotychczasowych władców Polski zorganizować walkę polityczną i państwową z Kościołem. To straszna odwaga! Na tę odwagę zdobył się Bolesław Bierut. Z jego imieniem związane będą odtąd w dziejach Narodu i Kościoła te straszne krzywdy, które zostały wyrządzone Kościołowi. Czy robił to z przekonania, czy z taktyki politycznej – przyszłość oceni! Być może nie chciał otwartej i drastycznej walki, ale pozwalał na przeprowadzenie tak perfidnego planu – usypiania czujności rękami katolików postępowych – i konsekwentnego, stopniowego niszczenia tylu instytucji kościelnych i religijno-społecznych. W ciągu rządów Bolesława Bieruta, pomimo zawartego ,,porozumienia”, zniszczono prasę, wszystkie niemal pisma i księgarnie oraz wydawnictwa, nie wyłączając urzędowych organów Kurii Diecezjalnych; zniszczono dobroczynność kościelną, mnóstwo placówek wychowawczych i opiekuńczych; zniszczono szkolnictwo i szpitalnictwo katolickie; zlikwidowano mnóstwo klasztorów i domów zakonnych, nie wyłączając szkół zakonnych dla celów wewnętrznych. Straszliwe gwałty, których dopuszczano się na więźniach kapłanach i zakonnikach w czasie śledztw, nadmiernie ciężkie wyroki sądowe, wskutek których więzienia zaludniały się sutannami i habitami, jak nigdy od czasów Murawiewa – to wielki i bolesny rozdział tych rządów.

Ostatnie lata wzięły Kościół święty w łańcuchy Urzędu do Spraw Wyznań i dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych. Ten wielki aparat kościelny został w ogromnym stopniu skrępowany, a jeżeli nie zdołano go zniszczyć do końca, to może i dlatego, że postawa społeczeństwa katolickiego była dość zwarta; że siła Kościoła była zbyt wielka; że roztropność Episkopatu doprowadziła do ,,Porozumienia”, choćby akt ten był bez znaczenia; że jednak czasy się zmieniały; że przyszły nowe ,,natchnienia” z góry (metoda Chruszczowa). – Te bolesne przeżycia będą związane odtąd na zawsze z imieniem Bolesława Bieruta. Może historia go wybieli? Dziś, gdy odchodzi, pozostawia po sobie straszne wrażenie.

Bolesław Bierut umarł w rocznicę koronacji Piusa XII, człowieka, którego pozwolił tak boleśnie bezcześcić w prasie partyjnej. Ilekroć zwracaliśmy uwagę na tę przekraczającą wszelką przyzwoitość metodę walki, pozostawało to bez skutku, chociaż autorytet Bolesława Bieruta w partii był tak wielki, że mógłby położyć temu kres, albo nadać walce wymiary przyzwoite. Bóg upomniał się o cześć sługi swojego, Piusa, w obliczu Narodu katolickiego, który tak bardzo był urażony w swoich uczuciach religijnych.

Wreszcie – jeszcze jeden ,,palec Boży”. Bolesław Bierut umarł na obczyźnie, w Moskwie – tam, gdzie zgodził się na oddanie 1/3 terytorium Polski, tam, gdzie czerpał swoje natchnienie dla walki z Kościołem. Widocznie Bóg chciał i tu pokazać, że ,,kto czym wojuje, od tego ginie”. Zapewne, można przyjąć, że śmierć miała przebieg normalny, gdy się zważy ciężką chorobę serca, przez którą przeszedł przed kilku laty, i wyczerpującą pracę, jakiej się oddawał. Ale w atmosferze publicznej Narodu pozostanie to osobliwe wrażenie, które zawsze będzie zmuszać do ,,wyjaśnień”.

I jeszcze jedno! Ostatecznie, Bolesław Bierut umarł obciążony ekskomuniką kościelną. Nie dlatego, że był komunistą, ale dlatego że współdziałał w gwałcie, dokonywanym na osobie kardynała, przy jego deportacji z Warszawy. Dekret Świętej Kongregacji Konsystorialnej z dnia 30.IX.1953 wyraźnie to stanowi. Mógł sobie nic nie robić z tego dekretu, jak gwałcił tyle praw Kościoła; ale dla mnie ta okoliczność jest wyjątkowo ciężka, że z mego powodu stanęła jeszcze jedna przeszkoda między sprawiedliwym Sędzią a zmarłym. Jak trudno w takiej sytuacji być pełnym chrześcijaninem! Pogwałcone prawo Kościoła wymaga kary. Cześć należna woli Bożej musi być okazana. To muszę uznać i tego chcieć; muszę chcieć sprawiedliwości Boga, który walczy w obronie swoich pomazańców. A jednak pragnąłbym, by ta ostatnia przeszkoda nie istniała. Tym więcej pragnę modlić się o miłosierdzie Boże dla człowieka, który tak bardzo mnie ukrzywdził. Jutro odprawię Mszę świętą za zmarłego; już teraz ,,odpuszczam mojemu winowajcy”, ufny, że sprawiedliwy Bóg znajdzie w tym życiu jaśniejsze czyny, które zjednają Boże miłosierdzie.

Wieczorem przypomniałem sobie mój ranny sen, który opowiedziałem księżom przy wieczerzy. Istnieje nie tylko Sanctorum communio. Istnieje w świecie komunikacja duchów ludzkich. Tyle razy w ciągu swego więzienia modliłem się za Bolesława Bieruta. Może ta modlitwa nas związała tak, że przyszedł po pomoc. Oglądałem się za nim we śnie – i nie zapomnę o pomocy modlitwy. Może wszyscy o nim zapomną rychło, może się go wkrótce wyrzekną, jak dziś wyrzekają się Stalina – ale ja tego nie uczynię. Tego wymaga ode mnie moje chrześcijaństwo”.