W imię Prawdy! C. D. 187

12 lutego 2024 ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z książki pt. ,,Pajda chleba” autorstwa ks. Adama Ziemby:

„…Nie pójdę tam jutro do roboty, nie pójdę. Przecieram gorączkowo oczy… nie, idę pod rękę z pisarzem blokowym, który prowadzi mnie do swego pokoju.
Kubek gorącej kawy stawia mnie trochę na nogi.
– Wiesz, ja byłem kiedyś w Sodalicji przed wojną, w gimnazjum. To twoje Ave Maria mnie wzięło… Nie mogłem usiedzieć w pokoju. Patrz, jaki człowiek ślamazarny, byle głupstwo go bierze.
Chciał ukryć swoje z gruntu dobre serce, jak niejednokrotnie później mogłem się przekonać, pod maską rubaszności obozowej.

– Za co siedzisz?
– Organizacja.
– A toś wpadł! Anie nie martw się, nie zginiesz. Jakoś to się zrobi. Cholera, jakie człowiek ma miękkie serce.
– Te, Hans! – zawołał po niemiecku – leć po pflegera, niech przyjdzie ze skrzynką, powiedz, że ja proszę.
– Zeżarłby co?
– Nie, dziękują.
– Toś frajer. Czemu nie siedzisz porządnie na krześle?
– Nie mogę.
– Pokaż! A któż ci tak tyłek okrasił?
– To z więzienia jeszcze.
– E, widzę, że cię grzecznie uraczyli te sk… Nie martw się, d… nie szklanka, nie łatwo ją rozbić.
– Te, Alojz! Masz jeszcze to wino? Gościa mam.

Z drugiego pokoju wszedł blokowy. Porwałem się z miejsca. Wczoraj dostałem od niego gumą przez głowę. Podał mi rękę.
– Siadaj.
– To ten tak fajno śpiewał – słyszałeś?
– Ale to się ledwo trzyma na nogach?
– Żwirownia. Robi ze sztrafką razem.
– Aha!
– Napij się.
Szklanka z winem dzwoniła mi o zęby, nie mogłem jej utrzymać w ręce.

Zaczęły się dziać koło mnie rzeczy niecodziennie.
– Zawołać Franca! – rozkazał blokowy.
Kiedy pfleger z Krankenbau opatrywał moje liczne rany, kiedy dostałem czystą bieliznę, wszedł mój sztubowy.
– Franc! On będzie spał na stole, rozumiesz!
Ale ja nic nie rozumiałem, co się wokół mnie działo.

Pogasły w obozie światła, a my przy zasłoniętych kocami oknach, przy szklance wina opowiadaliśmy okropności przeżytych tortur na poszczególnych Gestapo: Mysłowice, Sosnowiec, Kraków.
– Zaśpiewaj no jeszcze raz to Ave Maria… cholera, ładnie śpiewasz, i to jakoś tak inaczej…
– Ee, zdaje się wam, dawnoście tego nie słyszeli, to wszystko.
– Nie bujaj! Poznać zaraz, żeś ksiądz, i to morowy.
Nie chciałem oponować, ale pomyślałem: Dwa tygodnie tu jestem na bloku, a nikt z was nie poznał…
Dzisiaj rozumiem, dzisiaj Cię chwalę, Matko Najświętsza. To Twoja była w tym ręka. Twoja opieka i dziś rozumiem, że Twemu wstawiennictwu zawdzięczam, że żyję.
Ave Maria sprawiło, że przeszedłem przez Oświęcim, że żyję i Ciebie, Maryjo, przez resztę mego życia chwalić będę”.

Dodaj komentarz