W imię Prawdy! C. D. 188

13 lutego 2024 roku

W tym dniu ważne dla mnie były poniższe treści z Liturgii słowa:

,,Błogosławiony mąż, który oprze się pokusie: gdy zostanie poddany próbie, otrzyma wieniec życia, obiecany przez Pana tym, którzy Go miłują.
Kto doznaje pokusy, niech nie mówi: «Bóg mnie kusi». Bóg bowiem ani nie podlega pokusie do zła, ani też nikogo nie kusi. To własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci. Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć. Nie dajcie się zwodzić, bracia moi umiłowani!
Każde dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępują z góry, od Ojca świateł, u którego nie ma przemiany ani cienia zmienności. Ze swej woli zrodził nas przez słowo prawdy, byśmy byli jakby pierwocinami Jego stworzeń”. Jk 1, 12-18

,,Uczniowie Jezusa zapomnieli zabrać chleby i tylko jeden chleb mieli z sobą w łodzi. Wtedy im przykazał: «Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda!»
A oni zaczęli rozprawiać między sobą o tym, że nie mają chlebów. Jezus zauważył to i rzekł do nich: «Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chlebów? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiałe są wasze umysły? Mając oczy, nie widzicie; mając uszy, nie słyszycie? Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy?»
Odpowiedzieli Mu: «Dwanaście».
«A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków?»
Odpowiedzieli: «Siedem».
I rzekł im: «Jeszcze nie rozumiecie?»” Mk 8, 14-21

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z książki pt. ,,Pajda chleba” autorstwa ks. Adama Ziemby:

,,I szły długie, obojętne szeregi ludzkie, przechodziły obok szubienicy, wdeptywały świeże ślady krwi w obozową ulicę, nieczułe na to, co się obok nich dzieje. Uparty wzrok tkwił beznadziejnie w jednym miejscu, gdzie dawano dodatek chlebowy. Tam skierowane było całe zainteresowanie więźniów.

Ten dzień charakterystyczny wykazał znowu niezbicie, jak mało człowiek różni się od zwierząt, jak nisko upada w nim to, co stanowi chlubę istot rozumnych – czucie i myślenie.

Powoli wyjeżdżaliśmy z obozu, ale długi czas nie mogłem się otrząsnąć z nawału myśli, które tłoczyły się w głowie. Mróz przybierał na sile, lekko mknęły saneczki po utartej drodze. Wracałem do swego komando szczęśliwy, że nie mieszkam w obozie, że na co dzień nie muszę oglądać jego potworności; ale purpurowe szlaki krwi na śniegu, szubienica przed kuchnią, rozdawany dodatek chleba – wszystko to silnie przemawiało do mnie swoją nagą, bezwzględną i taką upiorną rzeczywistością.

Nie! Cała instytucja obozowa ze wszystkimi jej urządzeniami dążyła wyraźnie i bezczelnie do wyzucia więźnia z wszelkich praw człowieczeństwa, do zabrania mu jego istotnych danych, należnych mu choćby z tej racji, że jednak był i pozostawał człowiekiem. Nie jesteś człowiekiem – mówiono nam po przyjściu do obozu – jesteś tylko numerem i niczym więcej. I rozgrywała się cicha, zażarta walka, walka między władzami a więźniem. Bronił się bezbronny, bronił się walorami nabytej czy wrodzonej kultury, bronił się swoją etyką chrześcijańską, religijnością wyniesioną z domu, przed brutalną akcją odczłowieczenia, zepchnięcia go do rzędu nierozumnych bydląt. Walka trwała; gęsto padały trupy, i to z jednej tylko strony, ale mocniejszą się okazała siła ducha. Ci, co zostali przy życiu, są świadkami tych ciężkich zmagań człowieka z wynaturzoną formą praw nazistowskich, których jednym z objawów był obóz koncentracyjny.

Dzień charakterystyczny zawsze stoi mi przed oczyma, ile razy czytam lub widzę próby zakucia człowieka w niewolę paragrafu, który ma go pozbawić czy choćby tylko ograniczyć jego człowieczeństwo. Sądzę, że ludzkość cała przejrzy i nigdy już więcej nie będzie Oświęcimia – fabryki śmierci, hańby zwyrodniałego faszyzmu.

Czy, aby nigdy?
Kiedy zabliźniają się rany, a stary doświadczony lekarz-czas popiołem zasypie ostre kontury wynaturzenia i da popić wody z rzeki zapomnienia, i kiedy nas zabraknie, ostatnich świadków tej wielkiej, bezgranicznej krzywdy wyrządzonej ludzkości, zwłaszcza naszemu narodowi, niech chociaż te przygarście wspomnień pozostaną po tych bezimiennych zapomnianych numerach, a jednak ludziach.

Łatwo się piszą dziś te słowa, bo już nie krwią – ale chyba będę głosem tych wszystkich, co przeżyli i widzieli, jeśli powtórzę: Nigdy więcej Oświęcimia!
Ta szubienica pod kuchnią, ten dodatek chlebowy, ta krew na obozowych ulicach niech za nas krzyczą, niech za nas mówią… Nigdy więcej Oświęcimia…
Od Kogoś, kto zginął na szubienicy i przelał swoją krew serdeczną z miłości ku innym – ludzkość liczy czas.
Bo cierpienie i męczeństwo dla wielkiej miłości zawsze znajdą w historii miejsce pierwsze.
Dla wszystkich ludzi dość jest ziemi, dla wszystkich dość jest chleba. Ale bez twardej lekcji miłości między narodami, która wiele nakazuje wyrzeczeń, jak każda miłość, to będą znowu puste dźwięki.

Jeśli narody zapomną o Oświęcimiu, który stworzyła tylko nienawiść, to i ta krwawa nauka pójdzie na marne.

Dziś spotkanego kolegę z obozu witam radośniej niż brata. Obóz mocniej nas złączył, niż łączy krew matki dającej życie. To nie cierpiętnictwo czy egzaltacja, to przeżyte wspólnie walki każdego z nas o to właśnie życie, zmaganie się nie ze ślepym losem, ale z wyrafinowaną nienawiścią sprawiły, że ten wielki akt rodzenia się nowej Polski, tej wielkiej naprawdę miłości Ojczyzny zaczął się tam, gdzie stała szubienica pod kuchnią, gdzie rozdawano ten dodatek chlebowy i gdzie lała się ta krew bratnia na obozowych ulicach.

Dzień charakterystyczny miał się ku końcowi, ale refleksje trwają po dziś dzień, a daj Boże, by trwały wiecznie i mówiły ci, Czytelniku, że miłość musi wreszcie odnieść zwycięstwo nad nienawiścią”. (…)

Dodaj komentarz