W imię Prawdy! C. D. 189

13 lutego 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z książki pt. ,,Pajda chleba” autorstwa ks. Adama Ziemby:

,,Mroczyło się, kiedy wkroczyliśmy w gościnną kopalnianą kolonii. W wąskiej uliczce zostały nasze sanki, a my razem z esmanem weszliśmy do polskiego domu.

Starsza pani, którą pierwszy raz w życiu widziałem, witała mnie serdecznie jako bliskiego kuzyna, po cichu pytając mnie, jak mi na imię, a potem głośno mówiła po niemiecku:
– Jak ty, Adam, wychudłeś! Biedny mój chłopaku! – i znowu po cichu: – Nie rozumieją po polsku?
– Nie.

Serdecznie zapraszała do stołu. Gorąca, prawdziwa herbata z rumem rozwiązała esmanowi i kapo języki, a wódka zrobiła resztę. Śmiało mówiłem starszej pani: ciociu. Kapo i esman przechwalali się, jacy są dobrzy dla nas, jak nas nigdy nie biją, jak lubią Polaków. Poschodzili się sąsiedzi i ładowali worki z jedzeniem dla nas, dla całego komando. Bez obawy wstałem od stołu, odpowiadałem na setki pytań o obozie, ilustrowałem nasze życie, skrzętnie dowiadywałem się o wiadomości radiowe, chowałem po kieszeniach konieczne lekarstwa, których kapo nigdy by nam nie dał. Chowałem również papierosy, bo i na nie kapowie byli łakomi. Podawałem adresy rodziny, by ją wszystkim zawiadomić, by przestrzec osoby, o które byłem pytany na Gestapo, a z którymi wyparłem się znajomości.
– Trzymajcie się!
– Trzymajcie za wszelką cenę!
– To długo tak nie może potrwać!
– Wyjdziecie niedługo na wolność!
Łzy płynęły im, kiedy patrzyli na moją wynędzniałą twarz, ostrzyżoną głowę, poranione ręce.
– Skądżeście się dowiedzieli, że jestem na Harmenzach?
– Ksiądz dziekan Skarbek z Oświęcimia powiedział nam, że ksiądz jest na Harmanzach.
– Kapo wziął dla panów już parę razy od nas duże paczki.
– Ja dałem wełniany pulower.
– Ja dwie pary rękawiczek.
– Ja dwa kilo słoniny.

Słuchałem litanii darów serdecznych, które nigdy do nas, szarej braci, nie dotarły.
– Jak sam przyjedzie – proszę nie dawać mu nic, chyba coś na odczepnego.
– On zawsze domaga się wódki dla chorych na tyfus!
– Ależ u nas tyfusu jeszcze nie ma!
– Co więc robić?
– Teraz ich upijcie, żebym mógł ich zawieźć pijanych do komando, to nic nie będą pamiętać.
– Damy dzisiaj dużo, żebyście mieli na święta.
Kochane i ofiarne serca polskie!

Niewiasty znosiły bez przerwy, dawały ze swoich skromnych wojennych zapasów, co tylko mogły pomieścić nasze worki.
Tak, to były polskie domy, polskie serca.
– Nie myślcie, że jesteście tam sami!
– Co dzień za was się modlimy.
– Nigdy o was nie zapomnimy!
– Na litość Boską – trzymajcie się!

Pokazywano mnie dzieciom:
– Patrz! Człowiek z drugiego świata jest u nas w gościnie! Człowiek zza drutów kolczastych!
Kapo i esman chwiali się mocno na nogach, tłumaczyli bez przerwy, jacy to oni dobrzy, biją tylko, gdy kto zasłuży, i to nie mocno (kapo miał na sumieniu wielu zabitych więźniów, esmana nie znałem). Łzy leciały przy pożegnaniu; takie wielkie, serdeczne, z dobrego serca płynęły. Cichutko w kieszeni spoczywały medaliki z Częstochowską Panią. Głęboko zaszyty w pasiaku medalik towarzyszył nam na każdy oświęcimski dzień. Nie był od matki, ale był od dobrych, kochanych ludzi.

Wieczorną godziną nikt z Polaków na Hermanzach nie spał. Czekali na wiadomości więcej niż na chleb. Słuchali z zapartym oddechem.
– To jednak pamiętają o nas jeszcze. Nie wymazali z pamięci?
– Widzisz! Należymy do ludzi jeszcze!

Biedne, skołatane dusze, kiedy posłyszały o odrobinie ludzkiego serca, topniały w wylewności wszystkich uczuć, dobrych i obojętnych, dawały upust beznadziejności swego położenia. Posypały się pytania.
– a wiedzą, jak my jeść dostajemy?
– Jak nas biją?
– Jak ciężko pracować musimy?
– Jakie mamy marne ubrania?
– Wiedzą wszystko – wiedzą, ilu nas dziennie umiera, ilu gazują, wszystko wiedzą.
– Toś ty był w środku w domu?
– Siedziałeś przy stole?
– Rozmawiałeś tak jak z nami?
– Adam, mów wszystko – wszystko, co widziałeś!

Stawiali dziecinne pytania. Dym z papierosów przesłaniał łóżka. Każdy delektował się otrzymanym papierosem. Jak w wielki święto palili po całym. Stawiali dziecinne pytania, bo chcieli zachłysnąć się życiem rodzinnym, wyczarować wzrokiem duszy własne wspomnienia, twarze najbliższych. Przypomnieć sobie ubrania, meble, uśmiech drogich, pozostawionych osób. Długo w nos słychać było wzdychania, a czasem szloch, taki męski, tajony”. (…)

ROZDZIAŁ XXIV (SYCHAR) ROZDZIAŁ XXV (ŚDM W PANAMIE)

ROZDZIAŁ XXIV

WSPÓLNOTA TRUDNYCH MAŁŻEŃSTW SYCHAR

Wspólnota Trudnych Małżeństw Sychar powstała w parafii św. Brata Alberta w Radomiu w styczniu 2017 roku. Czyli szybciej niż Przyjaciele Bezdomnych. Powstanie miało swoje głębokie korzenie i sam niedowierzałem, że przy całym zaangażowaniu z młodzieżą Bóg da mi jeszcze małżeństwa. Doświadczałem jednak tego, że moje spalanie się dla młodych było gaszone w niejednym domu i potrzeba było zacząć pomaganie od rodziny.

Przełomem okazało się świadectwo Marcina i Beaty w 2016 roku w naszej parafii. Nigdy w życiu nie słuchałem tak świętego małżeństwa. Mieli wtedy 10 dzieci. 6 na ziemi i 4 w niebie. Beata mówiła, że będzie rodzić dzieci do pięćdziesiątki. Mówiła, że gdy mąż wraca do domu, to jej zadaniem jest: nakarmić, wzmocnić słowem i powiedzieć: odpocznij we mnie. Ja po prostu otwierał oczy jak 5 zł, a szczęki opadały ludziom do podłogi. Powiedziałem, że będę na dachach głosił, to co oni mówią. Notowałem tyle, ile zdążyłem.

Marcin opowiadał, że jak stracił pracę, to napisał do żony smsa: ,,zwolnili mnie. Hurra, Bóg ma lepszy plan”. Beata w domu otworzyła Pismo święte i pytała Boga, co robić. Otrzymała odpowiedź, aby napisać do przyjaciół. I tak otrzymywali 4 miesiące: pieluchy, jedzenie i pieniądze od przyjaciół. Bóg zatroszczył się o wszystko.

Gdy kilka miesięcy później dostałem propozycje poprowadzenia rekolekcji oazowych dla rodzin z Beatą i Marcinem, to nie mogłem odmówić. Zaskoczyli mnie jeszcze bardziej niż na świadectwie. Przyjechali z 6 dzieci w dniu zerowym i ustalaliśmy program. Beata zapytała, czy wystawię im codziennie Pana Jezusa do adoracji od godz. 6 do godz. 8 tak przed programem rekolekcji, ponieważ oni chcą adorować. Odpowiedziałem: ,,macie szczęście, że lubię Pana Jezusa.” Po czym Beata mówiła dalej: ,,jeszcze mamy prośbę, aby codziennie ksiądz wystawił nam Pana Jezusa od godz. 21-23, bo my z mężem chcemy adorować.” To był już szok. W myślach przeszło mi szybko, ile zostało mi snu. Dodatkowo poprosili o jedną całonocną adorację dla małżeństw na zapisy, aby krzyżem leżeli przed Jezusem i przepraszali za swoje grzechy. Faktycznie to małżeństwo z 6 dzieci na oazie ADOROWAŁO CODZIENNIE TYLE CZASU JEZUSA!!! Marcin przychodził o godz. 6 z dzieckiem w koszyku, a Beata zmieniała go o godz. 7. Wieczorem podobnie. Chwała Bogu za tak wielkich świadków wiary.

To właśnie Beata na świadectwie w parafii powiedziała o Wspólnocie Sychar i książce Anny Jednej pt. ,,Ile jest warta twoja obrączka?”. Dodała jeszcze swoje świadectwo, że jest z rodziny rozwiedzionej, a mąż z rodziny alkoholowej. Bóg jednak uzdrowił ich z tego z tego, co było bolesne. Pięknie także dochowali czystości do ślubu. Pobrali się w wieku 20 lat z pragnienia serca, a nie z przymusu. Beata opowiadała, że po latach znalazła suknię ślubną mamy. Pocałowała ją jak relikwie i poprosiła Boga, aby odnowił miłość jej rodziców. Bóg dał cud. Po paru miesiącach jej tata zadzwonił i powiedział: ,,córeczko schodzę się z mamą na 40 rocznicę ślubu po 16 latach od rozwodu”. Ależ Bóg jest dobry!

Wspólnota Sychar i książka ,,Ile jest warta Twoja obrączka?” zostały zapisane nie tylko w moich notatkach w telefonie, ale i w sercu. Będąc na rekolekcjach ignacjańskich w Kaliszu, płaciłem za rekolekcje i zobaczyłem na półce powyższą książkę. Od razu było światło, komu kupić. Zakupiłem chyba 5 egzemplarzy. Dziwnym trafem na początku roku duszpasterskiego 2016 były dni duszpasterskie dla księży w seminarium w Radomiu. Tam świadectwo dawało małżeństwo z Sycharu w Szydłowcu. Okazało się, że w diecezji jest tylko jeden Sychar i to w Szydłowcu, a nie w Radomiu. W sercu od razu miałem przynaglenie, że to za mało. Powinno być więcej ognisk wiernej miłości małżeńskiej. Okazało się, że tylko jeden ksiądz miał tak szalony pomysł spośród ok. 600 księży. Kupiłem jeszcze 15 książek Anny Jednej.

Nie wiem, kiedy i jak spotkałem niezwykłą osobę (liderkę radomskiego ogniska Sycharu), w której promieniowanie Bożej łaski było i jest niezwykłe. Paulina miała przynaglenie od Ducha Świętego, aby założyć w Radomiu Sychar. Udała się z tym pomysłem do dyrektora wydziału duszpasterstwa rodzin. Ja natomiast odpowiedziałem tak na bycie kapłanem towarzyszącym radomskiemu ognisku Sychar. Dla mnie było to kolejne Boże wyzwanie. Nie wiedziałem, ile jeszcze będę w Parafii św. Brata Alberta w Radomiu. Dochodziły do mnie pogłoski o zmianie.

W sumie 5 lat towarzyszyłem osobom z ogniska radomskiego. To był czas nawracania się i nabywania coraz głębszego szacunku do tajemnicy sakramentu małżeństwa. Słuchanie osób zranionych, które trwały wiernie w sakramencie małżeństwa mimo młodego wieku i dziesiątek rad światowych o układaniu sobie życia na nowo – było dla mnie wielkim znakiem Bożej łaski. Chwała Panu za każde świadectwo na Sycharze. Do końca dni będę nosił w serce osoby z Sycharu. Oby takich ognisk i takich liderów było jak najwięcej w Polsce i na świecie!

ROZDZIAŁ XXV

ŚDM W PANAMIE

Światowe Dni w Panamie były niezwykłym przeżyciem duchowym. Pierwszy raz w życiu byłem po tamtej stronie Ziemi. Pierwsze wrażenia były bardzo miłe. Spędziłem z ks. Łukaszem prawie trzy tygodnie w sumie u dwóch rodzin, które starały się z całego serca, abyśmy byli ugoszczeni po królewsku. Przeżywałem bardzo, że niektórzy młodzi z Panamy nie przystępują w tych dniach do Komunii świętej. Gorąco zachęcałem ich do przyjmowania Jezusa moim łamanym angielskim.

Pierwszych gospodarzy zachęcaliśmy razem z ks. Łukaszem do zawarcia sakramentu małżeństwa. Powiedziałem nawet, że przylecę jeszcze raz do nich na ślub. W drugim tygodniu mieszkaliśmy u bogobojnej Meri, której rodzina była bardzo bogata, ale nie do końca gorliwa w praktykach religijnych. Modliliśmy się razem i doświadczaliśmy jej macierzyńskiej opieki. Pojechaliśmy razem w dzielnice, gdzie mogłem spotkać bezdomnych i pomodlić się z nimi. Byliśmy także przy kanale panamskim. Pani Meri oraz wiele osób spotkanych w Panamie jeszcze długo wysyłali do mnie wiadomości z zapewnieniami o modlitwie. Odwdzięczałem się tym samym. Jestem im bardzo wdzięczny za całe dobro i noszę ich w sercu.

Z uroczystości centralnych najbardziej zapamiętałem modlitwę przed Najświętszym Sakramentem kapłanów, sióstr zakonnych i osób świeckich. Czułem, że tak będzie w niebie. Wszystkie stany ludzi będą przed Jezusem, aby uwielbiać Go.

Ciąg dalszy nastąpi…

Daniel – Bóg jest moim Sędzią

,,(…) poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli.” J 8, 32

Za wszystko wdzięczny Trójcy Świętej, Maryi, św. Józefowi, kochanym świętym, dedykuję ten kawałek mojego życia kochanym rodzicom i wszystkim, których miałem łaskę kochać na tej ziemi.

WSTĘP

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jest Wielka Środa 5 kwietnia 2023 roku. Duch Święty przynagla mnie, aby opisać moją historię, jako działanie łaski Bożej na chwałę Trójcy Świętej. Pragnę pisać samą prawdę, która zachowała się w moim sercu, aby nikt i nic nie zdeptało Bożych darów, które przeszły przez moją marną, grzeszną osobę.

Na wstępie zaznaczam, że kocham całym sercem Boga, Maryję, Archaniołów, Aniołów, wszystkich świętych, dusze czyśćcowe, członków Kościoła wojującego (pielgrzymującego), a także moich prześladowców. Codziennie modlę się za papieża, biskupów, kapłanów, rodzinę, margaretki, osoby, którym towarzyszę i towarzyszyłem, dusze czyśćcowe, osoby z Sycharu, bezdomnych, młodzież, prześladowców, wiele osób z imienia. Nie żywię do nikogo urazy. Z serca wybaczyłem i stale wybaczam wszystkim, którzy zadają mi rany. Proszę także o wybaczenie wszystkich, którym zadałem choćby najmniejszy ból. Sam jestem wielkim grzesznikiem i od 20 lat spowiadam się co dwa tygodnie, a od jakiegoś czasu, nawet częściej. 

Moja historia będzie opisem Bożej łaski i ludzkiej ułomności. Sam jestem pierwszym grzesznikiem i nie chcę tutaj w nikogo rzucać kamieniem. Gdyby nie Boże miłosierdzie, to już dawno byłbym stracony. Będę pisał prawdę, ponieważ umiłowałem Prawdę jedyną – Jezusa Chrystusa. Ufam, że ta Prawda wyzwala i pomoże innym w swoim czasie dojść do wielu dobrych wniosków. 

ROZDZIAŁ I

DOM

Urodziłem się w 1984 roku jako drugie dziecko N i N Glibowskich. Kocham moich rodziców i dziękuję im za dar życia, sakramenty święte, coniedzielną Eucharystię i świadectwo wiary, prawdy i modlitwy. Mam starszego brata N i młodszego brata N. Obydwóch bardzo kocham i pragnę dla nich nieba oraz dla ich żon sakramentalnych i dzieci. Mam kochanego chrześniaka N. Jestem zatroskany o to, aby był święty i pięknie przeszedł przez życie dla chwały Bożej. Oby tak się stało. Będę modlił się o to każdego dnia. 

Moje dzieciństwo było bardzo ciepłe i pełne przygód. Podobno nie sprawiałem problemów. Wręcz przeciwnie lubiłem wszystko układać, segregować, archiwizować. Cieszyłem się, że mogłem pomagać tacie w firmie. Bardzo lubiłem sport. Od wczesnych lat grałem w piłkę nożną. 

ROZDZIAŁ II

SZKOŁA PODSTAWOWA

W pierwszej Szkole Podstawowej byłem wyróżniającym się uczniem. Lubiłem moich kolegów i koleżanki. Modlę się za moich dwóch zmarłych kolegów Piotrów w każde wspomnienie wiernych zmarłych. Mile wspominam moją pierwszą wychowawczynię oraz ks. Sławomira Matygę. 

Rodzice przepisali mnie do większej Szkoły Podstawowej w gminie. Tam zacząłem chodzić od 6 klasy. Trafiłem na wymagającego wychowawcę pana Dariusza. To był dla mnie wielki, sportowy autorytet. Jego żelazna dyscyplina i pasja do sportu mocno przyczyniły się do ukształtowania mojego młodego charakteru. To on zaszczepił we mnie pasję do gór i sportu. 

Przejście do nowej szkoły wiązało się trochę z utratą kolegów z rodzinnej wioski. Miałem nowych znajomych w nowej szkole. Po południu byłem samotny. Starszy brat nie chciał brać mnie do znajomych, bo byłem zbyt grzeczny. On miał swój szalony tryb życia. Widziałem, czego nie robić. Z jednej strony buntowałem się, ale później zauważyłem, że on chronił mnie przed złem. 

Z takiej samotności zacząłem regularnie robić pompki. Zaczynałem od 5 serii po 10, a po dwóch latach skończyłem na 20 seriach po 40, co dawało wynik 800 pompek w ok. godzinę, gdy byłem w szkole średniej. Dlaczego piszę o takiej marności? To może być obraz kształtowania charakteru, systematyczności i zabijania bólu samotności. Pompki były zdrową odskocznią. Niezdrową były gry komputerowe. Nie chcę pisać, ile godzin straciłem na graniu. Po latach będę zagorzałym przeciwnikiem gier.

Ciąg dalszy nastąpi…

BONUS:
https://rumble.com/v2x1xce-kazanie-27.08.2022r..html
27.08.2022r.
Kazanie wygłoszone w 3 dni po tym, jak usłyszałem od …… ,,nie siadaj do konfesjonału”. Czułem się, jak trędowaty ksiądz… Bóg jednak w tym bólu dawał ogromne łaski…

Kto i jak uwalnia?

Jeden z tłumu odpowiedział Mu: «Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten, gdziekolwiek go pochwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje. Powiedziałem Twoim uczniom, żeby go wyrzucili, ale nie mogli». Odpowiadając im, Jezus rzekł: «O plemię niewierne, jak długo mam być z wami? Jak długo mam was znosić? Przyprowadźcie go do Mnie!» I przywiedli go do Niego. Na widok Jezusa duch zaraz począł miotać chłopcem, tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach.

Jezus zapytał ojca: «Od jak dawna to mu się zdarza?» Ten zaś odrzekł: «Od dzieciństwa. I często wrzucał go nawet w ogień i w wodę, żeby go zgubić. Lecz jeśli coś możesz, zlituj się nad nami i pomóż nam». Jezus mu odrzekł: «Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy». Zaraz ojciec chłopca zawołał: «Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!»

A Jezus, widząc, że tłum się zbiega, rozkazał surowo duchowi nieczystemu: «Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i więcej w niego nie wchodź!» A ten krzyknął i wyszedł, silnie nim miotając. Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: «On umarł». Lecz Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał. A gdy przyszedł do domu, uczniowie pytali Go na osobności: «Dlaczego my nie mogliśmy go wyrzucić?» Powiedział im: «Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem». Mk 9, 17-29

Czytaj dalej Kto i jak uwalnia?

Ograbione domy

Uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili o Jezusie: «Ma Belzebuba i mocą władcy złych duchów wyrzuca złe duchy». Wtedy Jezus przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: «Jak może Szatan wyrzucać Szatana? Jeśli jakieś królestwo jest wewnętrznie skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać.

Jeśli więc Szatan powstał przeciw sobie i jest z sobą skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim. Nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże, i dopiero wtedy dom jego ograbi. Zaprawdę, powiadam wam: Wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego». Mówili bowiem: «Ma ducha nieczystego». Mk 3, 22-30

Czytaj dalej Ograbione domy