ROZDZIAŁ VII (PRAKTYKI,VIII (KAPŁAŃSTWO), IX (BRZÓZA)

ROZDZIAŁ VII

PRAKTYKI DIAKOŃSKIE W PARAFII NAJŚWIĘTSZEGO SERCA JEZUSA W STARACHOWICACH

W ostatnich miesiącach przed święceniami trafiłem na praktyki do prafii NSJ w Starachowicach do ks. Aleksandra. Ależ to był kapłan. Od niego aż promieniowała miłość do ludzi oraz pracowitość. Miał też bardzo dobrych wikarych. Z ks. Grzegorzem biegałem, kibicowałem, a nawet raz wziął mnie na narty. U ks. Arkadiusza przebywałem w wolnych chwilach na herbatkach. Użyczał mi także samochodu. Natomiast z ks. Arturem spędzałem całe dnie w posłudze duszpasterskiej. Jedliśmy także wspólne posiłki. Spotykaliśmy się ze wspaniałymi ludźmi. Najbardziej wspominam: Estere, Marysię, Maję, Czachę i wiele innych osób, z którymi czyniliśmy dobro.  Te wszystkie chwile są cały czas żywe w moim sercu. Mam wielką wdzięczność do kapłanów z tej parafii oraz do ludzi, z którymi chwaliliśmy Boga. Aż ciężko odjeżdżało się po tych 3 miesiącach praktyk. Zostawiłem tam wiele miłości, którą otrzymałem od Boga i przekazywałem ludziom tak, jak umiałem. Przeżyłem także mocną skrutację słowa Bożego na temat bogacza i Łazarza. Po niej jeszcze bardziej chciałem zostawić wszystkie dobra i iść całym sercem za Chrystusem.

Na rekolekcjach przed święceniami prezbiteratu, gdy pisałem podziękowania do odczytania na zakończenie pierwszej Mszy świętej w mojej rodzinnej parafii, byłem bardzo wzruszony. Chciało mi się płakać z wdzięczności do Boga i ludzi. Ostatnie wyjątkowe podziękowanie było dla byłej dziewczyny, bo to przez nią Bóg dotarł do mojego serca, jako żywy i prawdziwy.

W dzień moich święceń kapłańskich w 2010 roku było czytanie w Godzinie Czytań chyba ze wspomnienia św. Urszuli Ledóchowskiej zatytułowane APOSTOLSTWO UŚMIECHU. To był dla mnie znak. Przez kilka lat miałem cytat na Gadu Gadu ,,uśmiech wędruje daleko” albo ,,uśmiech jest wyrazem miłości”. Była dziewczyna powiedziała mi kiedyś, że mam piękny uśmiech. Z tym też uśmiechem mówiłem do niej jeszcze przed seminarium, że gdybym był księdzem, to byłbym uśmiechniętym księdzem. Także otrzymałem taki prezent od Boga w dniu święceń. Dzisiaj wiem, że On się uśmiechał do mnie w tym dniu.
Na obrazku prymicyjnym napisałem:

,,Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie
ten kielich! Jednak nie moja wola,
lecz Twoja niech się stanie!”
(Łk 22, 42)

Wdzięczny Bogu za dar kapłaństwa
z serca błogosławi
i prosi o modlitwę

Ks. Daniel Glibowski

Radom – Jedlińsk
29-30 maja 2010 r.

Boże otaczaj swoją opieką
moich Rodziców, Braci
i całą Rodzinę,
Nauczycieli i Wychowawców,
Tych, których spotkałem
i Tych, do których mnie poślesz.

,,Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu:
On sam będzie działał”.
(Ps 37, 5)

Pierwszy cytat był modlitwą, która pomogła mi zostawić moje plany i odpowiedzieć na głos Boga, by wybrać drogę kapłańską. Trochę proroczo wybrałem cytat z Ogrójca i kielichem goryczy. Wtedy nie rozumiałem tych słów tak, jak teraz je rozumiem. Nawet głupio mi było, że będę codziennie podnosił kielich z Krwią Jezusa, a napisałem na obrazku z dnia święceń: oddal ode Mnie ten kielich. Dzisiaj wiem, że Bóg wyznaczył mi drogę niezwykłej bliskości z Nim od Wieczerzy przez Ogrójec, Golgotę aż do Zmartwychwstania.

Ostatni cytat miał pokazać innym, żeby nie bali się zawierzyć Bogu. On naprawdę prowadzi najlepszą drogą, jaką ma dla każdego. Ja odkryłem tą drogę dzięki łasce Bożej i byłem bardzo szczęśliwy. Warto dodać, że w związku z drugim cytatem na obrazku prymicyjnym czułem, że narażam się Maryi przez to, że nie napisałem: Maryjo, Matko kapłanów – módl się za nami! Miałem Maryję w sercu, ale ten cytat był tak silny, że umieściłem go zamiast wezwania do Maryi. Z Maryją wszedłem w głębszą relację dopiero w roku 2019, o czym będę pisał później.

ROZDZIAŁ VIII

KAPŁAŃSTWO

Zanim otrzymałem nominację na pierwszą parafię, pojechałem z młodzieżą i z ks. Arturem na pielgrzymkę młodzieży do Lednicy. Pamiętam, że spowiadałem ok. 13 godzin. Nie czułem głodu. Młodzież przynosiła mi wodę i jedzenie. Nie wiedziałem, co to jest zmęczenie. Łaska Boża czuwała nade mną. Zakochałem się w tym miejscu i w takiej posłudze, w której nie trzeba spieszyć się. Bóg dawał ogromne owoce. Osoby potrafiły każdego roku wracać i rosnąć duchowo, jak na drożdżach. Jednym z takich najpiękniejszych spotkanych osób jest Anna. Duch Święty uczynił z niej coś niesamowitego. Stała się wspaniałym narzędziem Boga, które doszło do dużego krzyża i walczy, ale ufam, że Bóg będzie z nią do końca!

ROZDZIAŁ IX

PARAFIA ŚW. BARTŁOMIEJA W BRZÓZIE

Zostałem skierowany na Parafię św. Bartłomieja w Brzózie, gdzie proboszczem był ks. Krzysztof. Mój tata modlił się o dobrego pierwszego proboszcza dla mnie i wymodlił. To był dla mnie wspaniały kapłan. To co uczyniliśmy dla Boga i ludzi w dwa i pół roku to była jakaś bajka. Dawałem z siebie wszystko. Kochałem młodzież. Z proboszczem współpraca była idealna. Cieszył się moją posługą. Papierkiem lakmusowym jest jeden, majowy dzień. Pojechaliśmy z młodzieżą na rowerach pod kapliczkę. Proboszcz przyjechał samochodem. Zgromadzili się ludzie. Śpiewaliśmy litanię loretańską. Potem gospodarze zaprosili na grille i ogniska. Było ok. 70 osób. Ja grałem z młodzieżą w siatkówkę. Proboszcz grał z dziećmi w balonową piłkę. Potem proboszcz pojechał na plebanię. Ja z młodzieżą bawiliśmy się w duchu chrześcijańskim. Potem pojechaliśmy na plebanie z młodzieżą, aby oglądać z nagrywania finał Ligi Mistrzów. Było po godz. 23, a proboszcz za ścianą pisał ogłoszenia na niedzielę i wszedł do nas bez pretensji. Pytał, jak się mamy. No po prostu to było coś niesamowitego.

Dzisiaj wiem, że to wcale nie jest idealny model, ale wtedy cieszyłem się tym. Robiliśmy z młodzieżą przedstawienia na Boże Narodzenie, Wielkanoc oraz w tematyce trzeźwościowej. Dzisiaj wstyd mi przed Bogiem, że to robiłem w świątyni. Przepraszam Boga i wynagradzam Mu to, co było niestosowne.

Kochałem uczyć w szkole. Kochałem głosić kazania. Czułem prowadzenie Ducha Świętego. Byłem spełnionym kapłanem. Czułem także ataki zła. Najmocniejszy cios był od ministrantów, z którymi grałem w klubie piłkarskim. Oni byli dla mnie wielką pomocą w parafii. Byli animatorami i lektorami. Spędzaliśmy bardzo dużo czasu. I jednego dnia zostawili mnie bez pomocy (w dzień bierzmowania, gdy przyjechał biskup), bo woleli pojechać z poprzednim wikarym w góry na jeden dzień. Gdy dowiedziałem się, to powiedziałem im po kilku dniach, że zawiodłem się na nich. Otrzymałem odpowiedź: ,,księże, opłacało nam się.” W takich momentach zacząłem rozumieć, dlaczego może nie jeden kapłan przestał być oddany dla młodzieży. Otrzymałem jednak łaskę od Boga, aby dalej spalać się cały w służbie młodzieży i czynić to dalej bezinteresownie dla Boga, bez względu na to, czy będę za to szanowany, czy nie.

W tej parafii było tak wiele wspaniałych chwil, że aż ciężko je wszystkie wymienić. Cały czas moje serce wspomina wiele wspaniałych osób, w których uwielbiałem Boga. Wspominam z wielką wdzięcznością: ks. proboszcza, Panią Anetkę, Artura, Mateusza, Katarzynę, ich rodziców, dziadków, Dorotę, Mateusza, Ilonę, Dominikę, Karolinkę, Panią Marię z mężem, dziećmi i wnukami i wiele, wiele wspaniałych osób.

Moje przejście z tej parafii miało nietypowy charakter. Na początku listopada 2012 roku byłem z ks. proboszczem i diakonem Pawłem w rodzinnej parafii na Mszy świętej w intencji beatyfikacji Sługi Bożego ks. bp Piotra Gołębiowskiego, na temat którego pisałem pracę magisterską (Jedność Kościoła w życiu i nauczaniu bp Piotra Gołębiowskiego). Po Mszy ks. proboszcz w samochodzie powiedział: ,,Chcą mi cię zabrać”. Użył nawet emocjonalnie nieodpowiedniego słowa, czego nigdy u niego nie słyszałem. Dodał, że w ciągu tygodnia miała być zmiana, ale zawalczył o jeszcze tydzień, aby mnie godnie pożegnać. Nastała długa cisza w samochodzie. Przygotowywałem w tym roku do pierwszej Komunii Świętej dzieci oraz rok starsze dzieci na rocznicę Komunii Świętej. Ponad to było bierzmowanie, prymicja diakona Pawła i śluby siostry zakonnej z parafii. To było duże zaskoczenie, ale z wolą Bożą się nie dyskutuje. Pożegnanie było niezwykłe. Pamiętam wiele łez u mnie i u ludzi. Prosiłem, aby modlili się za mnie, aby moje serce napełniło się miłością na nowo, ponieważ tutaj wylałem całą miłość, jaką otrzymałem od Boga.

Nominacje na nową parafię św. Brata Alberta w Radomiu otrzymałem ok. połowy listopada 2012 roku w Turnie z rąk ks. bp Henryka. Biskup powiedział, że w tamtej parafii jest młodzież, która bardzo potrzebuje kapłana. Odpowiedziałem, że ja z młodzieżą czuję się jak ryba w wodzie. Z czasem dowiedziałem się, że szedłem na gorący grunt szkolny po moim poprzedniku, ale szedłem z równie gorącym sercem do oddanej służby.

W czasie posługi na pierwszej parafii przeczytałem artykuł w Gościu Niedzielnym o księżach na facebooku. To zachęciło mnie do założenia konta i ewangelizacji. Z czasem stworzyłem stronę o nazwie: Ciekawe Linki Dające Światło Prawdy. Gromadziłem tam wszystkie multimedialne perełki przydatne na katechezę (filmy, prezentacje, świadectwa, piosenki, zdjęcia z przesłaniami). Szybko zbierali się internetowi odbiorcy. Poznałem wiele kontaktów. Swego czasu współpracowałem z osobami z Pustyni Serc oraz Stacji7pl.

Jedną z ciekawszych osób z internetu był ks cyber misjonarz ks. Piotr. On dał mi kontakty nawet do Kanady, gdzie otrzymałem możliwość publikacji Bożych treści w języku angielskim. Cała przygoda ewangelizacji na facebooku była długa, piękna, ofiarna aż do czasu cichego nathnienia w 2022 roku, kiedy miałem odejść z fb i głosić już tylko na żywo oraz audio na whatsapp. Tak też się stało dzięki łasce Bożej i potwierdzeniu przez bliską osobę.
Posługa w parafii św. Bartłomiej w Brzózie została piękne utrwalona na prezentacjach multimedialnych zrobionych przez młodzież tej parafii.

Ciąg dalszy nastąpi…

BONUS

Kazanie z 2 września 2022 roku (pierwszy piątek miesiąca)
https://rumble.com/v2xs9ja-kazanie-z-2-wrzenia-2022-roku-pierwszy-pitek-miesica.html

Kazanie mówiłem w dziewiątym dniu posługi kapelana Kaplicy Wieczystej Adoracji w Jedlni Kolonia. Nikt nie przydzielił mi zadań ani wynagrodzenia. Nadal byłem w niepewności. Nie wiedziałem, o co chodzi. Czekałem jednak cierpliwie aż ktoś wyjaśni mi, co tu się dzieje…

Ważna jest także informacja, że 4 dni wcześniej ks. S i ks. W przy pasterzu usilnie namawiali mnie na rozmowę z oprawcą. Naiwnie zgodziłem się, ale szybko wycofałem się, ponieważ na policji prosiłem o zakaz zbliżania się oprawcy (nigdy prokurator nie dał tego zakazu)  po ataku 5 sierpnia 2022 roku w ruchu drogowym, gdy uderzył w moją szybę jadąc na motorze obok mnie. Dlatego też spotykanie się z kimś, kto jest niebezpieczny nie było wskazane… Ponad to znałem wiadomości oprawcy, które wysyłał do mnie, zapowiadając, że zniszczy mnie…

Wielu nie wie, że oprawca miał ode mnie możliwość pomocy i rozmowy dwa razy w 2021 roku. Nie przyjmował wtedy argumentów. Jego racje były ważniejsze. Nic na siłę…

 

ROZDZIAŁ IV ORAZ V – STUDIA WYCHOWANIA FIZYCZNEGO I POWOŁANIE

ROZDZIAŁ IV

STUDIA WYCHOWANIA FIZYCZNEGO

Z dostaniem się na studia jest związana historia z uśmiechem. Moja dziewczyna miała na mnie taki wpływ, że jak przyszła na mój pierwszy mecz, to od razu strzeliłem trzy bramki (a wcześniej zero goli przez kilka meczy, choć w juniorach byłem napastnikiem). I tak na egzaminach wstępnych na studia wychowania fizycznego, gdy był bieg na 1500 metrów, to mój kolega krzyczał z trybun: ,,dawaj Daniel, N. patrzy”. Zacząłem finisz 300 metrów przed metą i wyprzedziłem wielu chłopaków. Przybiegłem drugi w serii. Poprawiłem życiowy rekord z treningów o ponad 20 sekund. Zapytałem kolegę po biegu: ,,gdzie jest moja dziewczyna?”, a on powiedział:, ,,żartowałem”. Jeżeli człowiek potrafi tak człowieka zmotywować, to co dopiero Bóg. Z Nim wszystko jest możliwe! Dzięki Bogu dostałem się na wymarzone studia.

Na studiach stałem się wyróżniającym studentem pod względem nauki. Lubiłem uczyć się. Nawet dostałem ocenę bardzo dobry z anatomii. Doktor zobaczył indeks na egzaminie ustnym i powiedział, że pan to chyba na wyższą ocenę, po czym zadał mi trudne pytanie. Lubiłem anatomię. Poznawanie kości, mięśni i całego układu ruchu pomagało mi w ćwiczeniach na siłowni oraz w treningach piłkarskich.

W przedmiotach sportowych nadrabiałem pracowitością moje słabsze od innych warunki fizyczne. Pomagałem trzem kolegom (Jarkowi, Adrianowi i Krzyśkowi) w zbliżaniu się do Boga. To była taka moja cicha pasja. Wiedziałem, że Bóg daje prawdziwą radość i wolność. To On uzdrowił mnie z młodzieżowego hazardu w postaci grania na maszynach i obstawiania meczy piłkarskich.

Bardzo mile wspominam rok studiów i wszystkich kolegów. Z dwoma pamiętam ciekawe zdarzenia. Jednym z kolegów był Konrad – najbardziej znany na roku. Grał w Radomiaku. Dzięki niemu zacząłem chodzić na mecze Radomiaka. Bolało mnie, że niektórzy kibice wulgaryzują, a dzieci muszą tego słuchać. Konrad był fantastycznym piłkarzem i pokornym człowiekiem. Szybko zrobił karierę. Przeszedł do Polonii Warszawa, a potem do mistrza kraju – Wisły Kraków. Zagrał nawet w reprezentacji Polski i w eliminacji Ligi Mistrzów. Nagle karierę zniszczył mu kleszcz, który zaraził go boleriozą. Pomagałem mu podczas jednego przedmiotu na korytarzu, gdy szykował się do poprawki. Jemu jako pierwszemu na studiach powiedziałem o moim wyborze drogi kapłańskiej, ponieważ nie jechał z nami na obóz sportowy. Wiedział, że ma transfer i przechodzi do Warszawy. Odpowiedział: ,,ty zawsze byłeś trochę inny, nie używałeś brzydkich słów (chyba dwa razy w życiu, chwała tylko Bogu), kolegowałeś się z N., z którym nikt nie chciał się kolegować”. Ponad to życzył mi powodzenia na nowej drodze.

Drugim ciekawym kolegą był twardy z charakteru Adrian. Stawiałem mu granice, gdy rozpychał się zbytnio. Polubił mnie za to. A jak dowiedział się na obozie sportowym, że podjąłem taką decyzję zostawienia ulubionych studiów i pójścia do seminarium, to użył brzydkiego słowa, mówiąc, że mi coś zrobi. Uznałem to za przejaw sympatii. Mimo zdecydowania się na drogę kapłańską w maju 2004 roku, dokończyłem rok akademicki i pojechałem jeszcze na obóz sportowy, żeby zaliczyć wszystkie zajęcia. Wziąłem na obóz Pismo święte i kupiłem na obozie książkę Jana Pawła II pt. ,,Wstańcie chodźmy”. Jedni koledzy pili na obozie, a ja miałem takie pobożne lektury. Gdy powiedziałem kolegom o kapłaństwie na nocnej warcie w lesie, to pytali mnie, co mają w sobie poprawić, a ja nieudolnie głosiłem im mini kazania.

Bardzo miło wspominam z tego czasu profesorów: od gimnastyki Pana Stasia Nowaka od gimnastyki oraz Pana Tuzimka od Historii Kultury Fizycznej. To byli nauczyciele z pasją. Ubolewałem natomiast nad panami od ……… i ………… Wybaczam im gorszące postawy.

ROZDZIAŁ V

POWOŁANIE

A jak to się stało, że wreszcie podjąłem decyzję pójścia za Bogiem? Mimo znaków z Pisma świętego oraz z konfesjonału, a także cichych natchnień, że wielką radość mam w pomaganiu kolegom na studiach (a w konfesjonale, na ambonie i w szkole miałbym więcej możliwości do pomagania), nie miałem odwagi zostawić dziewczyny, klubu, rodziny i wszystkich ziemskich przywiązań. Jednak szczera, codzienna modlitwa: ,,nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie Boże”, owocowała.

Przyszedł dzień, w którym podczas jakiegoś meczu nie wychodziło mi na boisku i w sercu modliłem się w trakcie gry. Usłyszałem w duchu: ,,ty nie jesteś do piłki, lecz do modlitwy”. To mnie bardzo dotknęło. Postanowiłem powiedzieć to dziewczynie. Pojechałem do niej. Dodam, że ok. dwa tygodnie wcześniej powiedziała mi, że boi się, bo myśli, że Bóg mnie jej zabierze. Na co ja odpowiedziałem: ,,czy mnie, czy ciebie Bóg dla siebie wybierze poprzez powołanie, to to drugie z nas będzie się radować z tego, gdyż pragniemy dla siebie szczęścia”. I tak te dwa tygodnie później pojechałem jej powiedzieć, że zacząłem na poważnie myśleć o powołaniu. Na co ona powiedziała podczas rozmowy: ,,czy chcesz pójść do seminarium?” Odpowiedziałem w jednej chwili: ,,CHCĘ”. I sam byłem w szoku, że tak powiedziałem. Zaczęliśmy płakać. Pytała: ,,jak to teraz będzie?”. Ona studiowała w seminarium na kierunku katechetycznym, a ja w tym samym miejscu miałem formować się na kapłana. Powiedziała: ,,idź i pokaż im poziom”. Znała moją gorliwość i to, jak Bóg mnie prowadził. Oczywiście cała chwała tylko dla Boga, a nie mnie marnego grzesznika. Na potwierdzenie tej tezy przytoczę jeszcze jedno zdarzenie…

Gdy poszedłem na spowiedź i powiedziałem, że wybrałem powołanie, to ksiądz nic nie powiedział i udzielił mi rozgrzeszenie. Byłem pysznie zdruzgotany, że nie dostałem żadnej rady. Dzień później byłem u spowiedzi u kapłana, który rok wcześniej zasugerował mi, co może być moim powołaniem. Powiedziałem mu, jak dzień wcześniej byłem potraktowany lekkomyślnie podczas sakramentu i co to we mnie wywołało. Na co dostałem odpowiedź jeszcze bardziej wbijającą w pięty: ,,nie wiem, czy będziesz dobrym księdzem. Chyba że Bóg da ci wiele pokory”. Od tej pokory kupowałem wszystkie książki o pokorze. Studiowałem i modliłem się żarliwie o łaskę pokory.

Kolejno dowiedzieli się o mojej decyzji: tata, mama, rodzeństwo, miejscowy proboszcz. Tata wiele razy był krytyczny wobec postaw kapłanów. Wysoko stawiał im poprzeczkę. Powiedział mi, że ludzie będą mi patrzeć na ręce i nie będę miał prywatnego życia. Mama zapłakała ze wzruszenia. Bracia byli zaskoczeni. Starszy brat nabrał do mnie dużo szacunku. Młodszy brat wydawało mi się, że ma we mnie jakiś wzór. Zaczynało się dla mnie nowe życie.

Proboszcz zapytał, czy dobrze zastanowiłem się, bo np. przyjdzie sobota, koledzy będą bawić się, a ja będę pisał kazanie. Ja natomiast byłem pewien, że tę drogę wybrał dla mnie Bóg i sam dał mi łaskę, abym dał ten pierwszy krok. Czułem w sobie wielkie działanie Boga. Pościłem o chlebie i wodzie i czułem jakiś wewnętrzny heroizm, że mógłbym góry przenosić. Zacząłem chodzić codziennie na Msze parafialne. Nawet zgłosiłem się do pomagania na cmentarzu. Poszedł ze mną mój młodszy brat. Byliśmy jedynymi, którzy odpowiedzieli na ogłoszenie księdza proboszcza. To był dopiero heroizm. Ja nigdy wcześniej nie byłem ani ministrantem, ani nie należałem do oazy. Byłem łysym dresem, piłkarzem, ale w miarę dobrym w sercu chłopakiem, który tylko wyglądał na cwaniaczka.

Dodam jeszcze, że od mamy mojej dziewczyny, Pani N dostałem książkę pt. ,,Święty i diabeło ks. Janie Marii Vianneyu. To była moja pierwsza pobożna książka, a św. Jan Maria Vianney stał się dla mnie ulubionym świętym. Kupiłem nawet małą figurę Maryi (taką jak miał ks. Vianney od dzieciństwa) i mam ją do dzisiaj przy klęczniku.

Ten etap życia zakończyłem albumem ze zdjęciami i końcowym napisem:
,,A teraz Jezu ufam Tobie! Tobie pragnę ofiarować swe życie. Dziękuję za wielką łaskę. Jam tylko Twoim sługą, bez Ciebie nie ma w nas nic co dobre. Panie nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie. Dziękuję za wszystko!!!

Dodam dzisiaj bolesny bonus, jak niszczy się powołania. Jednak prawdziwego powołania nie da się pokonać, PONIEWAŻ JEST ONO OD BOGA:

https://rumble.com/v2x8amc-pobi-grozi-i…-zapali-z-policjantem….html

Poświęcam w ofierze samego siebie

W czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus, podniósłszy oczy ku niebu, rzekł: «Ojcze, nadeszła godzina. Otocz swego Syna chwałą, aby Syn Ciebie nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie nad każdym człowiekiem dał życie wieczne wszystkim tym, których Mu dałeś. Ja za nimi proszę, nie proszę za światem, ale za tymi, których Mi dałeś, ponieważ są Twoimi. Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata. Nie proszę, abyś ich zabrał ze świata, ale byś ich ustrzegł od złego. Oni nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata.

Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą. Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem. A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie. Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, by świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś. I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, że Ty Mnie posłałeś i że Ty ich umiłowałeś, tak jak Mnie umiłowałeś.

Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata. Ojcze sprawiedliwy! Świat Ciebie nie poznał, lecz Ja Ciebie poznałem, i oni poznali, że Ty Mnie posłałeś. Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich». J 17, 1-2. 9. 14-26

Czytaj dalej Poświęcam w ofierze samego siebie

Rzekł Duch Święty

Słowo Pańskie szerzyło się i rosło. Barnaba i Szaweł, wypełniwszy swoje zadania, powrócili z Jeruzalem, zabierając z sobą Jana, zwanego Markiem. W Antiochii, w tamtejszym Kościele, byli prorokami i nauczycielami: Barnaba i Szymon, zwany Niger, Lucjusz Cyrenejczyk i Manaen, który wychowywał się razem z Herodem tetrarchą, i Szaweł.

Gdy odprawiali publiczne nabożeństwo i pościli, rzekł Duch Święty: «Wyznaczcie Mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem». Wtedy odprawiwszy post i modlitwę oraz nałożywszy na nich ręce, wyprawili ich. A oni wysłani przez Ducha Świętego zeszli do Seleucji, a stamtąd odpłynęli na Cypr. Gdy przybyli do Salaminy, głosili słowo Boże w synagogach żydowskich. Dz 12, 24 – 13, 5a

Czytaj dalej Rzekł Duch Święty

Wypłyń na głębię serca

Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy.

Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!» A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały.

Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Wyjdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym». I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. A Jezus rzekł do Szymona: «Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił». I wciągnąwszy łodzie na ląd, zostawili wszystko i poszli za Nim. Łk 5, 1-11

Czytaj dalej Wypłyń na głębię serca