W imię Prawdy! C. D. 195

22 lutego 2024 roku

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Popiełuszko, będziesz ukrzyżowany”:

,,Dni po zaginięciu księdza Jerzego należy uznać za moment załamania się psychozy stanu wojennego wywołanej przez terror. Czuwanie gromadziło dziesiątki tysięcy (wiedziała o tym CIA na podstawie danych satelitarnych), pogrzeb zgromadził setki tysięcy. 350 tysięcy – jak chcą jedni, 500 tysięcy, jak udowadniają drudzy na podstawie zdjęć robionych przez samoloty komunistów i satelity – zebrało się bez lęku na pogrzebie bohaterskiego księdza.

Uczestnicy pogrzebu mieli poczucie, że stykają się z jedną największych zbrodni, jakich dokonał reżim moskiewski w Polsce, ze zbrodnią półwiecza, która nigdy nie będzie zapomniana. Przemówił prymas Polski i Lech Wałęsa, uznany przez komunistów za już nieistniejącego. Milicjanci zamiast bić, zabijać, dbali o bezpieczeństwo wrogich im tłumów, a może i własne, gotowe bronić samych siebie, nie okazując nienawiści do tłumów. Przekonali się, że są one od nich liczniejsze i że kiedyś może będą musieli przed nimi zdać sprawę ze swojego postępowania. Ksiądz Jerzy swoją śmiercią zadał cios terroryzmowi komunistycznemu. Nastąpiło załamanie się strachu. I choć to zwycięstwo zostało zaprzepaszczone przez negocjatorów na ulicy Zawrat, w Magdalence i przy ,,okrągłym stole”, przez zabranianie robotnikom strajku w ważnym momencie 1986 i 1989 roku, zwycięstwo księdza Jerzego – moim zdaniem – uświadomiło komunistom, że należy postarać się o legalizację swojej władzy, co zrealizowali, gdy do władzy doszedł Gorbaczow, który nakazał im takie postępowanie.

Mordercy, nim księdza Jerzego zabili, liczyli na to, że da się tego uniknąć dzięki zastraszeniu. Jak ongi Bock, który żegnał świętego Maksymiliana, wstrzykując mu fenol, słowami: ,,Teraz ci będzie lżej na drodze do wieczności”, także funkcjonariusze SB lubowali się w aforyzmach, metaforach i alegoriach. Telefonowali całe miesiące, powtarzając natrętnie jak katarynka, kwestię: ,,Będziesz ukrzyżowany”.”

*

,,Naród polski nie nosi w sobie nienawiści, i dlatego zdolny jest wiele przebaczyć, ale tylko za cenę powrotu do prawdy. Bo prawda i tylko prawda jest pierwszym warunkiem zaufania. Naród tak boleśnie doświadczony już nie uwierzy żadnym gołosłownym deklaracjom”.

W tym dniu przeczytałem również ważne dla mnie treści w książce pt. ,, Wydanie świętego Maksymiliana w ręce oprawców”:

,,- Podobieństwa wynikały ze ścisłego naśladowania Chrystusa przez ojca Maksymiliana, więc i to co zwracało się przeciw niemu też się upodobniło – powiedział brat Arnold.
– Czy brat powie, kim byli ci Judasze?
– bardzo mnie pan zjednał swoim wywodem, ale nie nadszedł czas, bym panu powiedział, co jest wiadome w tej sprawie.
– Kiedy ten czas nastąpi? – spytałem.
– Trzeba czekać i być cierpliwym – odrzekł franciszkanin.

Odpowiedź brata Arnolda za zakaz poszukiwania na własną rękę. Choć nie wiedziałem, czy brat Arnold wprowadzi mnie kiedykolwiek na drogę poznania historii wydania świętego Maksymiliana w ręce oprawców, i choć nie znałem przyczyny tego zakazu, postanowiłem go nie łamać.

– Trzydzieści lat temu, ten sam czas. Żniwa w Oświęcimiu. Można zjeść kilka ziarenek zboża. Przy wieczornym apelu okazuje się, że brak jednego więźnia z bloku 14A. Wszedł w zboże i wyludnioną wokół obozu okolicą odszedł tak daleko, że pościg go nie dosięgnął. Noc, dzień i noc staliśmy, czekając na selekcję do bunkra głodowego na śmierć, co było karą za ucieczkę więźnia dla tych, którzy zostali – zaczął Gajowniczek.

Niektórzy SS-mani noc spędzili z nami, bijąc. Rósł stos nieprzytomnych. Zaczęła się wybiórka. Liczyliśmy, na kogo wypadnie. Oko Fritzscha padło na mnie, potem wskazał ręką i wiedziałem, że po mnie, i rzeczywiście wypowiedziałem te słowa: ,,Mam żonę i dzieci, żal mi ich, że je osierocę”.

Nagle ruch: jakiś więzień wystąpił z szeregu przede mną, zdjął czapkę przed Fritzschem, a on pyta, czego więzień chce, więzień odpowiada: ,,On ma żonę i dzieci, ma dla kogo żyć, ja jestem samotny i chcę umrzeć za niego”. ,,Za którego ty chcesz iść więźnia?” – zapytał Fritzsch. ,,Za tego” – odwrócił się więzień. Patrzył na mnie. Poznałem, że jest to ojciec Kolbe. Mnie kazano wstąpił do szeregu na jego miejsce, a jemu na moje. Jak to się stało, że Fritzsch usłuchał więźnia – nigdy tej zagadki się nie wyjaśni. Nie wierzyłem sobie, że znów będę żył.

– Powiedział pan ,,znów”. Od tej chwili – jak pan żyje?
– w tym życiu czekały mnie zaraz straszliwe chwile… przechodziłem tyfus.
– Czy nie przeklinał pan tego, że pan żył?
– O, nie. Bardziej jeszcze chciałem żyć, żeby nie zmarnowała się ofiara ojca Kolbe, chroniłem siebie dwa razy bardziej. W ten sposób ratował mnie drugi raz. On mi jeszcze dodawał siły, myślę, że już z nieba. Jak mogłem zaprzepaścić jego życie? On przeznaczył je, żebym żył z moją żoną i cieszył się synami. Do nich szedłem przez lasy pod Schwerinem w czasie ewakuacji: dwanaście dni nie dano nam jeść ani pić. Żywiliśmy się trawami i pokrzywami. Były upały i one były suche. Potem wojska amerykańskie przeszły przez nas. Kazali nam wstać i iść. Poszedłem. Zapisałem się na transport do Polski i wróciłem.

– Potem minęło dwadzieścia pięć lat życia?
– Bez burz, wielki okres spokoju, żadnych zdarzeń.
– Żadnych?
– Nic, zupełnie nic się nie zdarzyło. Rozpoczęło się to życie w Brzegu, nie chcieliśmy wracać do Warszawy, do wspomnień. Przyjechaliśmy tu za kuzynką. ,,Przywiozłaś mnie do miasta umarłych. Tu umarli tylko mieszkają” – powiedziałem żonie. Może trzy tysiące ludzi tu było, łącznie z Niemcami, którzy wyjeżdżali. Miasto zdruzgotane. Ja pracowałem w administracji, żona w handlu. Nie zdobyliśmy wysokich stanowisk ani godności, ani odznaczeń. Nie dokonaliśmy niczego. Pracowałem w opiece społecznej. Jak tylko przyjechaliśmy, garnęli się do nas Niemcy, mały chłopiec, który stracił ojca na froncie, Manfred. Dawaliśmy mu chleb. Kiedy odjeżdżali do Niemiec, przyniósł prezent: tacę z kieliszkami, obiecał pisać, ale wiedzieliśmy, że nigdy nie napisze ani się nie zobaczymy”.

W imię Prawdy! C. D. 189

13 lutego 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z książki pt. ,,Pajda chleba” autorstwa ks. Adama Ziemby:

,,Mroczyło się, kiedy wkroczyliśmy w gościnną kopalnianą kolonii. W wąskiej uliczce zostały nasze sanki, a my razem z esmanem weszliśmy do polskiego domu.

Starsza pani, którą pierwszy raz w życiu widziałem, witała mnie serdecznie jako bliskiego kuzyna, po cichu pytając mnie, jak mi na imię, a potem głośno mówiła po niemiecku:
– Jak ty, Adam, wychudłeś! Biedny mój chłopaku! – i znowu po cichu: – Nie rozumieją po polsku?
– Nie.

Serdecznie zapraszała do stołu. Gorąca, prawdziwa herbata z rumem rozwiązała esmanowi i kapo języki, a wódka zrobiła resztę. Śmiało mówiłem starszej pani: ciociu. Kapo i esman przechwalali się, jacy są dobrzy dla nas, jak nas nigdy nie biją, jak lubią Polaków. Poschodzili się sąsiedzi i ładowali worki z jedzeniem dla nas, dla całego komando. Bez obawy wstałem od stołu, odpowiadałem na setki pytań o obozie, ilustrowałem nasze życie, skrzętnie dowiadywałem się o wiadomości radiowe, chowałem po kieszeniach konieczne lekarstwa, których kapo nigdy by nam nie dał. Chowałem również papierosy, bo i na nie kapowie byli łakomi. Podawałem adresy rodziny, by ją wszystkim zawiadomić, by przestrzec osoby, o które byłem pytany na Gestapo, a z którymi wyparłem się znajomości.
– Trzymajcie się!
– Trzymajcie za wszelką cenę!
– To długo tak nie może potrwać!
– Wyjdziecie niedługo na wolność!
Łzy płynęły im, kiedy patrzyli na moją wynędzniałą twarz, ostrzyżoną głowę, poranione ręce.
– Skądżeście się dowiedzieli, że jestem na Harmenzach?
– Ksiądz dziekan Skarbek z Oświęcimia powiedział nam, że ksiądz jest na Harmanzach.
– Kapo wziął dla panów już parę razy od nas duże paczki.
– Ja dałem wełniany pulower.
– Ja dwie pary rękawiczek.
– Ja dwa kilo słoniny.

Słuchałem litanii darów serdecznych, które nigdy do nas, szarej braci, nie dotarły.
– Jak sam przyjedzie – proszę nie dawać mu nic, chyba coś na odczepnego.
– On zawsze domaga się wódki dla chorych na tyfus!
– Ależ u nas tyfusu jeszcze nie ma!
– Co więc robić?
– Teraz ich upijcie, żebym mógł ich zawieźć pijanych do komando, to nic nie będą pamiętać.
– Damy dzisiaj dużo, żebyście mieli na święta.
Kochane i ofiarne serca polskie!

Niewiasty znosiły bez przerwy, dawały ze swoich skromnych wojennych zapasów, co tylko mogły pomieścić nasze worki.
Tak, to były polskie domy, polskie serca.
– Nie myślcie, że jesteście tam sami!
– Co dzień za was się modlimy.
– Nigdy o was nie zapomnimy!
– Na litość Boską – trzymajcie się!

Pokazywano mnie dzieciom:
– Patrz! Człowiek z drugiego świata jest u nas w gościnie! Człowiek zza drutów kolczastych!
Kapo i esman chwiali się mocno na nogach, tłumaczyli bez przerwy, jacy to oni dobrzy, biją tylko, gdy kto zasłuży, i to nie mocno (kapo miał na sumieniu wielu zabitych więźniów, esmana nie znałem). Łzy leciały przy pożegnaniu; takie wielkie, serdeczne, z dobrego serca płynęły. Cichutko w kieszeni spoczywały medaliki z Częstochowską Panią. Głęboko zaszyty w pasiaku medalik towarzyszył nam na każdy oświęcimski dzień. Nie był od matki, ale był od dobrych, kochanych ludzi.

Wieczorną godziną nikt z Polaków na Hermanzach nie spał. Czekali na wiadomości więcej niż na chleb. Słuchali z zapartym oddechem.
– To jednak pamiętają o nas jeszcze. Nie wymazali z pamięci?
– Widzisz! Należymy do ludzi jeszcze!

Biedne, skołatane dusze, kiedy posłyszały o odrobinie ludzkiego serca, topniały w wylewności wszystkich uczuć, dobrych i obojętnych, dawały upust beznadziejności swego położenia. Posypały się pytania.
– a wiedzą, jak my jeść dostajemy?
– Jak nas biją?
– Jak ciężko pracować musimy?
– Jakie mamy marne ubrania?
– Wiedzą wszystko – wiedzą, ilu nas dziennie umiera, ilu gazują, wszystko wiedzą.
– Toś ty był w środku w domu?
– Siedziałeś przy stole?
– Rozmawiałeś tak jak z nami?
– Adam, mów wszystko – wszystko, co widziałeś!

Stawiali dziecinne pytania. Dym z papierosów przesłaniał łóżka. Każdy delektował się otrzymanym papierosem. Jak w wielki święto palili po całym. Stawiali dziecinne pytania, bo chcieli zachłysnąć się życiem rodzinnym, wyczarować wzrokiem duszy własne wspomnienia, twarze najbliższych. Przypomnieć sobie ubrania, meble, uśmiech drogich, pozostawionych osób. Długo w nos słychać było wzdychania, a czasem szloch, taki męski, tajony”. (…)

W imię Prawdy! C. D. 63

31 października 2023 roku

Tego dnia przeczytałem jeden z wierszy czytanych na Mszach Świętych za Ojczyznę celebrowanych przez bł. Ks. Jerzego Popiełuszkę:

MODLITWA POWSZECHNA

,,Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
podnoszą z ziemi wedle obyczaju –
już nie wrócimy, bośmy z tego kraju
wygnali prawa narodu i nieba –
i kraj już nie ten i straszno w tej ziemi,
gdzie chleb wdeptany butami brudnymi.
Lecz choć kraj ten tak boleśnie zmieniony,
Tu trwanie nasze – tu nasze ufanie.
Który obalasz i prawa, i trony,
Spraw niechaj dom nasz znów się domem stanie.
Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie.

Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
Popsować gniazdo na gruszy bocianie –
przywróć tych, co jak ptaki rozgonione burzą –
bo i naszą jest winą ich niepowracanie.
Daj mowę dawną – przywróć dawne strony
Tym odepchniętym i tym pogardzonym –
a gniazdo niechaj czyste na nich czeka,
bo to jest prawo ptaka – i człowieka.
Módlmy się, niechaj nam wybaczą rozstanie,
spraw niechaj dom nasz ich domem się stanie.
– Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie.

Do kraju tego, gdzie pierwsze pokłony
bywały niegdyś Tobie oddawane –
a dziś oto nam Boga zmylono z szatanem,
a dziś kto włada ten bywa chwalony –
choć temu, który kark najniżej zgina
fałsz jest zapłatą, i wzgarda i drwina –
byśmy pomiędzy szatanem a Bogiem
wybrali – iść daj nam choćby przez ogień.
Za niepokorne karku uginanie –
spraw niechaj dom nasz znów Twoim się stanie.
– Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie”.

Ja w nich

W czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus, podniósłszy oczy ku niebu, modlił się tymi słowami: «Ojcze Święty, nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, by świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś. I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, że Ty Mnie posłałeś i że Ty ich umiłowałeś, tak jak Mnie umiłowałeś.

Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata. Ojcze sprawiedliwy! Świat Ciebie nie poznał, lecz Ja Ciebie poznałem, i oni poznali, że Ty Mnie posłałeś. Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich». J 17, 20-26

Czytaj dalej Ja w nich

Oto Mama moja

Obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój». Następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja». I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie. J 19, 25-27

Czytaj dalej Oto Mama moja