ROZDZIAŁ XXII EWANGELIZACJA ULICZNA

ROZDZIAŁ XXII

EWANGELIZACJA ULICZNA W PONIEDZIAŁKI

Ok. listopada 2016 roku zbliżała się rocznica rozpoczęcia poniedziałkowych adoracji. Wtedy pojawiło się niesamowite natchnienie na spotkaniu młodzieżowym. Powiedziałem: ,,nie siedźmy na tej kanapie. Wyjdźmy do ludzi i zapraszajmy ich na adorację.” Pół godziny później wszedł Damian z Anią i nagle powiedział, nie znając tematu: ,,nie siedźmy na tej kanapie. Wyjdźmy do ludzi i zapraszajmy ich na adorację.” Jedna dziewczyna aż lekko zapiszczała z wrażenia. Dodała, że przecież jego tu nie było, jak ksiądz powiedział to samo. I tak zaczęła się ewangelizacja uliczna w każdy poniedziałek. (Filmiki z ewangelizacji są na fb parafii św. Brata Alberta. Dam tylko przykładowy z relacji https://www.youtube.com/watch?v=7z3HsP7ARx4&t=11s). Filmiki i tak nie pokażą w pełni tego, co działo się w naszych sercach oraz tych, którzy nas spotkali. Można by opowiadać godzinami, co działo się na tych ewangelizacjach. Przytoczę tylko kilka przykładów.

Pierwsze wyjście wyglądało tak, że dochodziliśmy do jakiejś młodzieży, która piła i paliła. Powiedziałem z uśmiechem: ,,Szczęść Boże, czy nie pobijecie nas? My jesteśmy z gangu Jezusa.” Młodzi uśmiechnęli się. Odłożyli używki i nawet pomodlili się z nami. Dużą pomocą było rozdawanie Bożych krówek z cytatami świętych (które poznałem na kolędzie u Artura, taty animatora Piotra). Od cytatu zawsze można było zacząć głoszenie Dobrej Nowiny. Chociaż starałem się często mówić o Ewangelii z dnia.

Jednym z najbarwniejszych przejść ulicą było takie, które wciąż mam przed oczyma. Była zima. Już na początku zobaczyliśmy pana z dziewczynką i pieskiem. Powiedziałem: ,,Szczęść Boże. Zmieniamy obraz Polskiej młodzieży. Chcemy pokazać, że potrafimy modlić się. Czy pomodlicie się z nami? Czy macie jakieś intencje?” Dziewczynka odpowiedziała, że chce pomodlić się za biednych. Od razu otrzymała pochwałę: ,,ale ty masz piękne serce”. Tata powiedział, że chce pomodlić się za rodzinę. I tak zanieśliśmy do Boga nasze modlitwy.

Dosłownie 50 metrów dalej szły w naszym kierunku dwie mamy z wózkami oraz takimi chłopcami ok. 2 klasy podstawowej. Zagadnąłem podobnie. Małych chłopców zapytałem, czy chcą pomodlić się z nami. Jeden odpowiedział z radością TAK, a drugi NIE. Popatrzyłem na mamy i powiedziałem z uśmiechem, że nie muszą mówić, który jest czyim dzieckiem. Podjąłem kolejną próbę do chłopców mówiąc, że pomodlimy się za mamy. Jeden znowu powiedział TAK, a drugi NIE. Jedna mama była już wyraźnie zakłopotana. Jej oporny synek nagle zaczął robić aniołki na śniegu. A ja dostałem szaloną myśl: ,,jak zrobisz z nim aniołka na ziemi w sutannie, to on się pomodli.” Walczyłem przez chwilę, ale szybko zostało mi przypomniane, że kilka dni wcześniej młodzież na bitwie śnieżkami przewróciła mnie i chciała natrzeć śniegiem. Ze starszą młodzieżą potrafiłem uniżyć się na śnieg, a teraz to nie dam rady. Powiedziałem więc na głos mój pomysł. Zapytałem chłopca, czy jak zrobię z nim aniołka, to czy pomodli się później z nami. Odpowiedział TAK. Słowa dotrzymaliśmy obydwaj i była piękna modlitwa. Mamy chyba popłakały się.

Poszliśmy dalej i zobaczyliśmy młodzież zjeżdżającą na nogach ze ślizgawki. Idąc tym samym tropem co poprzednio, zawołałem, czy widzieli kiedyś księdza w sutannie, który ślizga się na ślizgawce. Powiedzieli, że nie. Zapytałem więc, czy pomodlą się jak zjadę. Powiedzieli, że tak. Lekko drżałem, ponieważ była kolęda i gdyby coś mi się stało, to proboszcz nie byłby zadowolony. Zjechałem z lekkim zachwianiem. Pamiętam do dziś intencje tej młodzieży. Jeden z chłopaków modlił się za swoją siostrę katechetkę.

Potem poszliśmy dalej i zobaczyliśmy mocną ekipę starszych chłopaków z piwami. Moi ewangelizatorzy lekko zadrżeli. Powiedziałem, że Jezus jest z nami. Gdy prawie zderzyliśmy się na ulicy, to od razu zacząłem od wezwania do modlitwy, a zszokowani chłopcy powiedzieli jeden do drugiego: ,,eee ty bo ja to nawet Zdrowaś Maryjo nie umie.” Powiedziałem: ,,spokojnie, my pomożemy”. Modlili się o zdanie prawa jazdy i o zdanie do następnej klasy.

Poszliśmy dalej, a tam jakaś dziewczyna z chłopakiem i pieskiem byli w oddali. Jeden z naszych znał ją i wołał, ale tamci przyśpieszyli kroku. To porwało mnie i pobiegłem. Gdy dobiegłem, to ta niewiasta stanęła jak wryta i z nerwami powiedziała: ,,i tak nie pójdę do bierzmowania, bo tamten ksiądz to jest taki i taki”. Odpowiedziałem: ,,ale ja cię nawet nie znam, a ty mnie. My chcemy tylko porozmawiać”. I tak przyłączyliśmy się do nich, gdy szli po koleżankę. Nasza nowa zatwardziała koleżanka nie pomodliła się, ale ta, po którą szliśmy już tak. A na tą pierwszą Bóg też miał plan i za kilka tygodni była z młodzieżą na herbacie w domu parafialnym.

To jeszcze nie koniec tego jednego słynnego przejścia osiedlem. Za blokiem zobaczyliśmy kilku młodych gimnazjalistów przy śmietniku i od razu podeszliśmy do nich bez oporów. Niektórzy wrogo na mnie patrzyli. Powiedziałem: ,,wiem, że chcielibyście, abym poszedł stąd, ale może chociaż jeden z was chce pomodlić się.” I chyba dwóch modliło się z nami. U jednego z nich byłem po kolędzie kilka dni później. I tak wszystkich tych ludzi zanosiliśmy w sercach przed Jezusa w Najświętszym Sakramencie i prosiliśmy, aby błogosławił im i dawał owoce tych spotkań i modlitw. Za wszystko Chwała Bogu!

Inną bardzo wzruszającą historią z przejścia osiedla była pewna wietrzna noc, w której dziwnie nikogo nie mogliśmy spotkać. Nawet miałem myśli, że młodzi powiedzą, że ksiądz traci Ducha Świętego. I nagle wyłoniło się dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Byli mocno po alkoholu. Poczułem, że w ten wieczór Duch Święty naszykował coś dla nich. Jednego z mężczyzn rozpoznałem i wiedziałem, że nie chodzi do kościoła. Powiedziałem mu to od razu. A on zaczął bardzo źle mówić o jednym kapłanie. Po czym dodał, że mnie szanuje, bo chodzę po ulicach. Gdy jego kolega usłyszał, że mnie szanuje, to nagle zaczął bardzo poważnie mówić i otwierać serca z największą raną zadaną mu w szkole podstawowej przez księdza.

Okazało się, że ksiądz przeczytaniem jego nazwiska z lisy w dzienniku sprawił mu tak wielki ból, że nie potrafił tego nikomu powiedzieć. Ten mężczyzna miał jakieś wstydliwe dla niego nazwisko i dlatego to było dla niego tak bolesne. Gdy mówił to,  płakał. A mój parafianin, który nie chodził do kościoła, nagle odłożył piwo i zaczął przytulać kolegę. Podjąłem rozmowę z poranionym mężczyzną, aby przebaczył tamtemu kapłanowi. Pomodliliśmy się w tej intencji. To był wielki dzień dla tego człowieka. Wszystko było przygotowane przez Ducha Świętego.

Ewangelizację uliczną zaczynaliśmy w 3 osoby. Z czasem było nas trzy lub cztery ekipy po trzy, cztery osoby. Naprawdę ogień Ducha Świętego płonął w młodych.

Ciąg dalszy nastąpi…

ROZDZIAŁ XIX (BLOG) ROZDZIAŁ XX (PARAFIA ŚW. BRATA ALBERTA C. D.)

ROZDZIAŁ XIX

BLOG WWW.WYPLYNNAGLEBIE.COM

O powstaniu bloga napisałem tutaj https://wyplynnaglebie.com/o-blogu/ Teraz może tylko w skrócie dodam, że osoba, którą poznałem na praktykach diakońskich w Starachowicach była dla mnie Bożym impulsem do wielu działań. Widziałem, jak Bóg dał jej piękne talenty artystyczne, które wykorzystywała dla Bożej chwały. Ja takowych nie miałem, a ona już w maju 2010 roku mówiła, abym robił teatr w parafiach, gdzie będę. Nie wierzyłem w to kompletnie. Byłem prostym człowiekiem bez darów artystycznych. Bóg jednak dawał mi osoby z talentami. W pierwszej parafii była to niezwykle gorliwa Katarzyna. W następnej parafii pomagali mi: Łucja, Ewa, Michał, Adrian, Jakub i wielu młodych, kreatywnych ludzi. Dlatego też mogłem koordynować ewangelizacyjne, artystyczne działania.

Ale miało być o blogu. Duch Święty natchnął Esterę na początku 2014 roku, aby zachęciła mnie do pisania bloga. Wstydziłem się. Ona podjęła modlitwę i wysyłała regularne smsy przypominające o Bożym natchnieniu. W końcu uległem tej idei, będąc  zawstydzony tą gorliwą modlitwą. Postanowiłem pisać anonimowo, aby nikt mnie nie krytykował. Dlatego też pojawiła się ogólna, ale trafna nazwa WYPŁYŃ NA GŁĘBIĘ. Bardzo szybko blog nabierał rozpędu i zasięgi odbiorców szybowały w górę. Pomogła w tym Pani Małgorzata ze Szczecina, która poprosiła, abym pisał na wszystkich jej stronach na facebooku. I tak dziesiątki i setki tysięcy ludzi mogło czerpać ze słowa Bożego. Nie śniło mi się nawet takie ewangelizowanie.

Później jak ks. Piotr zapoznał mnie z Peterem z Kanady i otrzymałem rolę redaktora na portalach amerykańskich na facebooku, to już odbiorcy byli na całym świecie. Naliczyłem kiedyś ok. 150 krajów, do których dotarło słowo Boże z bloga. Byłem przeszczęśliwy, że światło Bożego słowa niesie się na całej kuli ziemskiej. Całą chwałę oddawałem Bogu i dalej prosiłem o pokorę. Blog wkrótce został nagrodzony na Radomskim Plebiscycie Blogowym w kategorii blok tematyczny. Do udziału w plebiscycie zachęciła mnie Aneta. Mogłem dać świadectwo, że piszę na kolanach. Nie żebym miał laptopa na klęczniku, ale zawsze zaczynałem od rozważania słowa Bożego z dnia na kolanach, a potem przed pisaniem na komputerze modliłem się, aby Duch Święty i Maryja prowadzili mnie. Blog trwał do 1 sierpnia roku 2022. W sumie było 2775 wpisów. ZA KAŻDY WPIS CHWAŁA NIECH BĘDZIE TRÓJCY ŚWIĘTEJ I GORĄCE PODZIĘKOWANIE DLA MARYI I ŚW. JÓZEFA.

Od sierpnia 2022 roku zacząłem głosić słowo Boże już tylko na grupach whatsapp. Nagrywałem rano słowo i dawałem na grupy Wypłyń na głębię. W sumie było to ponad 1000 słuchaczy dziennie.

Dziękuję z serca panu N. za pomoc techniczną związaną z blogiem. Niech Bóg wynagrodzi wszystko jemu i wspaniałej żonie oraz dzieciom. Zawsze byłem zbudowany ich świadectwem wiary, miłości i pokoju serca!

ROZDZIAŁ XX

PARAFIA ŚW. BRATA ALBERTA W RADOMIU CIĄG DALSZY…

Rok 2015 był kolejnym duchowym przełomem w moim sercu. Byłem już po listopadowych rekolekcjach ignacjańskich w Kaliszu w 2014 roku. Z młodzieżą wszystko zaczęło się układać od nowa. Czułem bezpieczeństwo poprzez modlitwę o pokorę, prowadzenie Ducha Świętego, a zwłaszcza o Jego natchnienia i odwagę, abym za potrafił pójść za Bożym głosem.

W roku 2015 bp Henryk zechciał, abym był jednym z diecezjalnych, rejonowych koordynatorów przed Światowymi Dniami Młodzieży w Krakowie. Nasza parafia była centrum młodzieży w dekanacie Radom Wschód. To był czas wielu inicjatyw, które podjęliśmy z otwartym sercem. Najbardziej pomogła mi przebojowa i niezwykle ambitna Iza. Miała pomysł, aby zrobić skarbonę 1 zł na ŚDM. Byliśmy z tą inicjatywą w Radiu i gazecie, a nawet na spotkaniu dla księży dziekanów. Kto skorzystał, to nie miał problemu z finansami.

W wakacje podczas oazy w Białym Dunajcu w 2015 roku otrzymałem niezwykłe potwierdzenie działania porannych modlitw o pokorę i do Ducha Świętego. Przyjechała wtedy osoba z tatuażem. Wziąłem ją na rozmowę i łagodnie powiedziałem, że nie muszę wiedzieć, dlaczego tak zrobiła. Prosiłem jednak, aby przekierowała młodych z pytaniami o tatuaże do mnie, ponieważ mam inne zdanie na ten temat. Odpowiedziała spokojnie, że dobrze, tak zrobi. Dziesiątego dnia pojawiły się pytania w skrzynce pytań. Brzmiały: czy można robić tatuaże? Czy to jest grzech? Czy można robić religijne tatuaże? Postanowiłem ponownie porozmawiać z tą osobą. Było to w obecności moderatorki. Powiedziałem łagodnie wszystko, co będę mówił publicznie do młodzieży, aby była na to gotowa. Popłakała się. Na zakończenie oazy, gdy ta osoba mówiła świadectwo, to powiedziała dosłownie tak: ,,Proszę księdza, ja muszę to powiedzieć. Nikt do mnie przez całe moje życie nie mówił z taką miłością jak ksiądz i to w sprawach dla mnie trudnych”. A ja w tym momencie mógłbym odlecieć na skrzydłach. Jednak usłyszałem w sercu: ,,To nie ty mówiłeś. Przypomnij sobie, jak rano modliłeś się.” No i zamurowało mnie już całkiem. Ja modliłem się faktycznie i o pokorę oraz ,,Duchu Święty bądź w mojej mowie, gestach, spojrzeniach, dotyku itd.” DUCH ŚWIĘTY NAPRAWDĘ DZIAŁA! Chwała Bogu!

Na tej oazie była jeszcze jedna ważna rzecz. Nikt z kadry nie chciał opowiedzieć młodzieży o Krucjacie Wyzwolenia Człowieka na wieczorku poważnym związanym z tym tematem. W końcu powiedziałem do kadry, że ja powiem, tylko proszę mnie poinstruować, co mówić. Dzień później pojechaliśmy do Poronina na Dzień Wspólnoty. Podczas nabożeństwa składania deklaracji jakiś ksiądz mówił świadectwo, a zarazem wszedł mi na ambicję jak mało kto. Mówił między innymi: ,,każdy, kto nie podpisał KWC nie dorósł do Ruchu Światło Życie…” Od razu pomyślałem: no to mi powiedział. Dalej: ,,każdy, kto nie jest w krucjacie, to czegoś się lęka.” Na co ja od razu pomyślałem, że nie boję się. A Duch Święty podpowiedział szybciutko, czyjej reakcji delikatnie mógłbym się lękać. Jeszcze walczyłem ze sobą, że przecież nie mam dla kogo podpisywać. Przecież nie znam za bardzo alkoholików. Szybko dostałem natchnienie: ,,czy mało kobiet po kolędzie płacze przez mężów?, czy mało to młodzieży przychodzi do ciebie i mówi o swoich uzależnionych rodzicach?” Walka była duża. Ksiądz głoszący słowo jeszcze poparł swoje tezy świadectwem uzdrowienia z choroby alkoholowej swojego taty po tym, jak nie tylko on jako syn kapłan zachowywał abstynencję, ale dodał do abstynencji gorliwą, codzienną modlitwę. Przypomniało mi się też mocne zdanie ks. Grzegorza, który powiedział, jak byłem na praktykach, że ponad 20 lat trwa świadomie w KWC. Mimo tak wielu znaków nie podjąłem decyzji od razu. Postanowiłem dać sobie dwa tygodnie i ewentualnie podpisać KWC na drugim turnusie oazy.

W między czasie było śmieszne zdarzenie, podczas którego mogłem spożyć kulturalnie odrobinę alkoholu. Odpowiedziałem osobie częstującej: ,,Nie dziękuję”. A kolega, którego to miałem się lekko obawiać powiedział: ,,nie mów, że podpisałeś krucjatę”. Uśmiechnąłem się mówiąc: ,,nie podpisałem, bo się bałem twojej reakcji, ale poważnie się nad tym zastanawiam.” Załamał się delikatnie, bo wiedział, że jak się zastanawiam, to znaczy, że pewnie tak będzie. I STAŁO SIĘ DZIĘKI ŁASCE BOŻEJ.

28 LIPCA 2015 ROKU PODPISAŁEM ZE SZKLANYM WZROKIEM KRUCJATĘ WYZWOLENIA CZŁOWIEKA JAKO CZŁONEK (DOŻYWOTNIO) W INTENCJI OSÓB, KTÓRE MAJĄ PROBLEM Z NADUŻYWANIEM ALKOHOLU I UŻYWEK.

Bóg zaczął działać błyskawicznie. Kilka dni później byłem z Arturem na Przystanku Jezus przy Woodstocku. Zobaczyłem pod naszą sceną ewangelizacyjną trzęsącego się bezdomnego alkoholika. Byłem w szoku, że ludzie nie reagują. Od razu poszedłem po Artura i po zupę. Karmiliśmy go z Arturem jak samego Jezusa. Bezdomny powiedział, że ma problemy i potrzebuje iść za potrzebą fizjologiczną. Nie był w stanie sam iść. Wzięliśmy go pod rękę z Arturem i szliśmy do toi toja. Zakazano mu skorzystać. Jakiś ochroniarz zrobił to z taką pogardą, że aż mnie poruszyło do głębi. Musieliśmy iść awaryjne pod płot. Trzymaliśmy bezdomnego, a on załatwiał potrzebę. Potem dalej karmiliśmy go. Nigdy wcześniej nie miałem takiej styczności z osobą uzależnioną.

Dużo dały mi świadectwa z seminarium, gdy ks. Mirosław przyprowadzał osoby z AA i AL ANON. Pamiętam do tej pory twarze i świadectwa wielu z nich. Zbierałem wtedy wiedzę z każdej strony, aby jak najlepiej służyć ludziom. Nawet na spotkaniu z paniami z AL ANON po świadectwie pewnej pani mówiącej, że szukała pomocy w konfesjonale, a nie znalazła – wstałem jako młody kleryk, podziękowałem z serca i przeprosiłem, że na sali nie ma wszystkich kleryków. Po świadectwach tych pań czułem, jakby otrzymał lata wiedzy i doświadczenia dzięki ich naprawdę trudnym historiom.

Wracając do znaków Bożych z 2015 roku, które nabrały tempa po podpisaniu KWC, to dosłownie parę dni po Przystanku Jezus poszedłem na pielgrzymkę, a tam było znowu niezwykłe spotkanie… Na przerwie obiadowej przy straży miałem jeść obiad. Przyjechał ks. proboszcz i ks. wikary. Byli w krótkim stroju duchownym. Ja suszyłem sutannę na płocie i byłem tylko w koszulce i spodenkach (dzisiaj szedłbym już w spodniach). Nagle stuknął mnie w ramię Hieronim i zapytał, czy jestem księdzem. Świat się dla mnie zatrzymał. Nie ważny był nikt w tym momencie. Był tylko Hieronim i ja. Hieronim dał mi obrazek święty i powiedział, żebym przeczytał. Ja natomiast zaprosiłem go na zupę przy oddzielnym polowym stoliku. Widziałem, że mój nowy przyjaciel jest chyba po alkoholu, więc powiedziałem, żeby uważał na stolik, bo jest delikatny. Siostra ze służby kuchennej nalała nam zupy. Hieronim nie uważał i wywalił stolik. Spojrzenie siostry wymagało później rozmowy, po której była zawstydzona i skruszona, a Bóg dał jej piękną lekcję (mi także). Poprosiłem spokojnie, aby siostra nalała ponownie dwie porcje zupy. Hieronim opowiadał mi całe życie. Mówił, że jest jeszcze w pracy dla syna, żeby go nie wywalili.

Potem zaprosił mnie do swojego domu. Pokazał mi starszych rodziców. Tata patrzył na niego, jak na człowieka gorszej kategorii. Później poszliśmy do jego żony. Także patrzyła dziwnie na niego i jego pomysł przyprowadzenia księdza bez zapowiedzi. W końcu zaprowadził mnie na górę do syna i synowej. Ci także spoglądali na niego niezbyt życzliwie. Zrobił im mocne zaskoczenie mówiąc dumnie, że księdza przyprowadził. Synowa wybrnęła z sytuacji i poczęstowała sokiem. Po kilku chwilach schodziliśmy na dół i na zewnątrz przechodził sąsiad i powiedział grubiańsko: ,,Hieronim, ty przebrzydły pijaku.” Normalnie nie wiedziałem, co zrobić. Aż pogroziłem palcem temu sąsiadowi. A pokorny Hieronim powiedział mi: ,,Proszę księdza to mój sąsiad, trochę był w więzieniu, ale to dobry człowiek.” Ścięło mnie to z nóg. Hieronim miał w sobie więcej miłości niż ja i to od razu po takim ciosie i wcześniejszych spojrzeniach bliskich z rodziny. Zrozumiałem, że takie osoby będą w niebie przede mną. Zacząłem się modlić za Hieronima każdego dnia. Jest u mnie pierwszy na liście wielu, wielu imion, gdy modlę się modlitwą KWC.

Modlę się od 2015 roku do dziś i imion przybywa, aż często mówię ogólnie:
,,Dziękuję Ci Maryjo za to, że pomagasz mi trwać w krucjacie. Proszę cię, zanieść moje dziękczynienie do twojego Syna i upraszaj u Niego pełnię wolności i miłość do twego Syna dla: osoby z rodziny NN.,
Hieronima, Wiesia, Piotra, Emila, Roberta, Rafała, Rafała, Rafała, Konrada, taty N, N, N, N, N, N, N, ludzi Sycharu, bezdomnych, młodzieży,
N, N, N, N, N, N, N, N, N, N i tych, którym towarzyszę. AMEN.”
Bóg jeden wie, kiedy i jakie owoce wypływają z tych modlitw. Cała chwała niech będzie tylko dla Niego.

Około września 2015 roku spotkałem niezwykłego przyjaciela. Pisałem o nim po raz pierwszy 1 grudnia 2015 roku https://wyplynnaglebie.com/jezus-w-bezdomnym-alkoholiku/ potem jeszcze dawałem zdjęcia podczas wpisu 10 kwietnia 2018 roku https://wyplynnaglebie.com/duch-swiety-kreatywny-rezyser-mojego-zycia/
(Marzyła mi się książka pt. ,,OTO LUDZIE’’. Na okładce miały być czarnobiałe twarze moich przyjaciół bezdomnych, którzy dali się sportretować. Miałem opisać moją relację z nimi.)

Była to wrześniowa sobota. Dzień Apelu Młodych w Radomiu. Szedłem do południa zrobić zakupy spożywcze w Biedronce na Ustroniu. Nie byłem w stroju kapłańskim. Zobaczyłem Wiesia na betonowym murku i usłyszałem w sercu: ,,wieczorem będziesz podchodził do takich osób w sutannie, a teraz bez sutanny nie podejdziesz?”. Ruszyłem więc i usiadłem obok Wiesia. Zapytałem, gdzie mieszka. Odpowiedział wskazując palcem: ,,tam w krzakach”. Nie uwierzyłem. Dałem mu różaniec i pobyłem z nim trochę. Chyba półtora miesiąca później widziałem, że idzie zmarznięty i wykrzywiony obok tych swoich krzaków przy rondzie. Zawróciłem samochodem i odnalazłem go w tych niskich krzewach. Nie chciał wyjść. Miał tam jakiś materac i trochę śmieci. Od tej pory postanowiłem odwiedzać go regularnie. Dowiedziałem się także jak można mu pomóc, ale on nie chciał. Często modliliśmy się w krzakach i przy biedronce. Bardzo pomagała mi na początku Iza. Odwiedzała Wiesia w przerwach nauki do matury. Pięknie prowadził ją Duch Święty.

Kolejnym ważnym znakiem od Boga był Adwent roku 2015. Ks. Dariusz prowadził rekolekcje adwentowe w parafii i miał jedną naukę wieczorem do młodzieży. Chyba wystawił Najświętszy Sakrament, a ja usłyszałem: ,,Wystawiaj Mnie tutaj dla młodych. Niech przychodzą ze swoimi problemami z rodzicami, z nauką. Ja z nimi to poniosę.” To było tak silne, że od razu podszedłem do ambony po ks. Dariuszu i bez pytania proboszcza, czy zaakceptuje ten pomysł, powiedziałem do młodzieży: ,,Przyjdźcie tutaj za tydzień o tej samej porze. Jezus pragnie was tutaj. On z wami wszystko poniesie.” I tak zaczęła się piękna inicjatywa cotygodniowej adoracji w poniedziałki, która trwa do dzisiaj. Przed adoracją robiłem spotkania dla młodych, a potem szliśmy adorować Pana Jezusa. Ta adoracja była źródłem wielu natchnień, które pomagały w prowadzeniu duszpasterstwa.

Około listopada 2015 roku był kolejny znak od Boga. Jechałem poświęcić dom zamożnej osobie. Byłem świeżo po II tygodniu ćwiczeń ignacjańskich. W drodze przychodziły mi myśli, że gdyby ta osoba chciała dać ofiarę, to nie wezmę. Na to pojawił się głos: ,,jak na młodzież to weź”. Podczas rozmowy przy stole, gospodarz powiedział, że ma coś dla mojej młodzieży, a ja byłem w szoku. Powiedziałem, że o tym myślałem, jadąc do nich. Po chwili gospodarz zapytał, czy są jakieś potrzeby finansowe. Powiedziałem, że mam bardzo dużo młodzieży i obawiam się, czy będzie ich stać na oazę i Światowe Dni Młodzieży. Gospodarz przyszedł po chwili i dał grubą kopertę. Powiedział: ,,zrób z tym, co uważasz”. W domu zobaczyłem bardzo dużą kwotę i napisałem młodzieży, że Bóg ich bardzo kocha, a ja nie boję się, że zabraknie nam na oazy i ŚDM. Prosiłem ich tylko, aby byli gorliwi do końca roku duszpasterskiego. Starałem się rozdzielić sprawiedliwie pieniążki na wszystkich młodych. Po ŚDM nie było nawet złotówki. To był piękny prezent dla tych młodych prosto z nieba.

Ciąg dalszy nastąpi…

ROZDZIAŁ XV (PIELGRZYMKA) ROZDZIAŁ XVI (RLM) ROZDZIAŁ XVII (PARAFIA ŚW. BRATA ALBERTA C. D.)

ROZDZIAŁ XV

PIESZA PIELGRZYMKA NA JASNĄ GÓRĘ

Pierwsze dwie pielgrzymki szedłem w grupie 12b. Miałem wtedy ok. 18 lat. To mógł być rok 2002 i 2003. Potem szedłem jako kleryk z grupą 17. To były lata 2004, 2005, w 2006 roku niestety miałem nogę w gipsie i płakać mi się chciało, że nie mogę iść. Dalej szedłem z siedemnastką w latach: 2007, 2008, 2009. W roku 2010 jako kapłan dołączałem się do grupy nr 18. Szedłem z nimi w latach 2010, 2011, 2012. I w końcu zostałem przewodnikiem ukochanej grupy nr 22. Z pomocą łaski Bożej przewodziłem tej grupie w latach 2013, 2014, 2015, 2016, 2017, 2018, 2019, w 2020 roku ks. proboszcz nie zezwolił ze względu na pandemię (pojechałem więc jednego dnia na rowerze z hartami ministrantami z drużyny), dalej prowadziłem grupę nr 22 w 2021 i 2022 roku.

Co Pan Bóg czynił w tym czasie, to niebo wie. Nieocenioną pomoc otrzymałem od Katarzyny, Kuby, Artura (https://wyplynnaglebie.com/dla-przyjaciela/), Pawła, Doroty, Zuzi i Adasia, Marzenki, Kazia, Franciszka, Mariana i Barbary oraz tak wielu osób zaangażowanych w służby oraz dawanie wszelkiego wsparcia. Każdy pielgrzym był dla mnie skarbem i chciałem, aby przyszedł do Jezusa i Maryi z czystym sercem pełnym wdzięczności. Chwała Bogu za nawet najmniejszą iskierkę dobra w tym czasie.
(z pielgrzymek także są prezentacje m. in. https://www.youtube.com/watch?v=mnoRps2hbr4&t=961s)

ROZDZIAŁ XVI

RADOMSKA LIGA MINISTRANTÓW

12 października 2014 roku wraz z ks. Markiem oraz naszymi ministrantami stworzyliśmy Radomską Ligę Ministrantów, aby łączyć środowisko ministrantów i prowadzić ich ku Bogu. Znaliśmy słowa św. Jana Bosko: ,,Boisko martwe, diabeł żywy, boisko żywe, diabeł martwy.” To przedsięwzięcie okazało się niezwykle trafione, ale i wymagające. Zaczęło się od ligi seniorów i juniorów, a już w drugim sezonie były dwie ligi. W sumie występowało ponad 40 drużyn z dekanatów radomskich. Przed każdym meczem była modlitwa i błogosławieństwo. Na koniec meczu były wyrazy szacunku, podsumowanie oraz dziękczynienie Bogu.

Nie trzeba było długo czekać na efekty piłkarskie na szczeblu Polski. W latach 2016-2018 drużyny z naszej diecezji stały na podium Mistrzostw Polski Liturgicznej Służby Ołtarza. 2016 rok moi lektorzy zdobyli drugie miejsce. Cudowne okoliczności tego sukcesu opisałem na blogu 3 maja 2016 roku (https://wyplynnaglebie.com/zwyciestwo-laski/) W 2017 roku pierwsze miejsce MP LSO zdobyli lektorzy z Parafii NMP Królowej Świata z Radomia. W 2018 trzecie miejsce MP LSO zdobyli ministranci z parafii św. Jana Chrzciciela z Zakrzewa. To były piękne lata rywalizacji. Moi lektorzy zrobili nawet filmik pt. ,,Łączy nas ołtarz” (https://www.youtube.com/watch?v=7oziZ281NIQ&t=473s)

Pracy z Radomską Ligą Ministrantów było co niemiara, a pomocy niewiele. Jednak dla Boga i ludzi dalej miałem łaskę zdzierać serce i wszystkie siły. Żeby nie wpaść w pychę, to zawsze zajmowaliśmy w lidze 4 miejsce z moją drużyną. Kupowałem puchary dla innych, a sam musiałem przyjąć piłkarską porażkę. Cieszyło mnie jednak każde spotkanie, modlitwa i radość tych młodych ludzi.

ROZDZIAŁ XVII

PARAFIA ŚW. BRATA ALBERTA W RADOMIU CIĄG DALSZY…

Wrócę do posługi w Parafii św. Brata Alberta w Radomiu, gdzie zaczynałem służyć Bogu i ludziom od bodajże 12 listopada 2012 roku. Pierwsze moje inicjatywy kierowałem w stronę młodzieży. Integrowałem ministrantów i oazę. Moje serce i plebania były wciąż dla nich otwarte. Pierwsze mocne działanie łaski odkryłem podczas rekolekcji adwentowych, w których animator Piotr powiedział mocne świadectwo. Młodzież dobrze odebrała słowa o kiszeniu się w domu przed komputerem. Piotr miał duży autorytet wśród rówieśników i młodszych ministrantów. Po rekolekcjach pojawiało się coraz więcej młodzieży w oazie. Brakowało mi osób do prowadzenia spotkań oazowych. Mimo to dawaliśmy radę.

Później odbywały się eliminacje do Diecezjalnych Mistrzostw Ministrantów. Byłem w szoku, że nie zjechali się lektorzy z mojej parafii. Pierwszy mecz zaczynałem chyba we 3 lub 4 zawodników. Mając jednak Michała, który sam przechodził całą salę i strzelał gola, to nie musiałem bać się o wyniki. Był jeszcze niezwykle ambitny i solidny Artur. Niezastąpiony był także Mateusz. Rozładowywał atmosferę. Mieliśmy także rewelacyjnego bramkarza Jakuba. Potem dołączyli młodsi Paweł, Szymon, Jakub, Adrian, Jakub, Wojciech, Mikołaj, Kamil, Konrad i wielu wspaniałych… Wygraliśmy grupę i awansowaliśmy do finałów. W decydujących rozgrywkach doszliśmy do finału i nawet wygrywaliśmy do ostatniej minuty. Jednak straciliśmy bramkę w ostatniej minucie i były karne. Emocje były tak wielkie, że mało nie eksplodowaliśmy. Mimo przegranej, drugie miejsce cieszyło w pierwszym roku posługi.

Pierwszy raz braliśmy udział w Mistrzostwach Polski Liturgicznej Służby Ołtarza. Odbywały się one akurat w Radomiu. W grupie trafiliśmy na najsilniejszą drużynę z Opatowa, która wiele razy wygrywała Mistrzostwa Polski LSO. W pierwszym meczu z nimi Michał doznał kontuzji, a ja strzeliłem straszną gafę, mówiąc, że jest pozamiatane bez Michała. Byłem szczery do bólu, a chłopaki po czasie powiedzieli mi, że ich załamałem tymi słowami, ponieważ nie wierzyłem w nich. To bycie realistą oczywiście nie było na miejscu. Odrobiłem tą lekcję i dokładnie trzy lata później historia powtórzyła się, ale ja już nie mówiłem tak głupio i doszliśmy do finału Mistrzostw Polski LSO, który także był z Opatowem. Film naszego finałowego meczu jest na yt (https://www.youtube.com/watch?v=HDhOA3PrM2Q&t=1s)

Także już w 2013 roku Bóg dał piękne, widzialne owoce w posłudze z młodzieżą. Myślę, że kluczowe było danie wolnej ręki przez proboszcza ks. Mariana oraz dobra współpraca z kolegą z parafii ks. Łukaszem. Wiedziałem, że jesteśmy dwoma różnymi typami, ale czułem, że mam mu pomóc w budowaniu relacji z młodzieżą. Młodzież lgnęła do mnie, a jego ciężko było im zaakceptować. Z czasem było na odwrót. Ja wciąż wymagałem, a ks. Łukasz rozpieszczał i tak młodzież lubiła z nim przebywać. Ks. proboszcz często mówił, że uzupełniamy się.

Lata z duszpasterskiej posługi w parafii św. Brata Alberta są na yt dzięki pracy Adriana:

2012/13 https://www.youtube.com/watch?v=lA2Zb4mP4i0
2013/14 https://www.youtube.com/watch?v=IQaPRT-yEg4&t=1s
2014/15 https://www.youtube.com/watch?v=Mtfye3ocTfk
2015/16 https://www.youtube.com/watch?v=7nQefihwbV4
2016/17 https://www.youtube.com/watch?v=MmcbBPqwSLc&t=1s
2017/18 https://www.youtube.com/watch?v=m8EpwcoxkH4&t=2s
2018/19 https://www.youtube.com/watch?v=jcptrgNwR5k&t=5s
2019/20 https://www.youtube.com/watch?v=oyHWky-ASvI

Do października 2014 roku wszystko szło według planu. Czyli młodzież lgnęła do kościoła i na plebanię. Wszystko było pięknie. Nawet nie spostrzegłem się, kiedy moja kapłańska pycha napompowała się jak balon. Wszystko pękło w październiku 2014 roku. Chciałem dobrze. Zapytałem młodzież na kadrze oazowej, co zrobić dla nich tym razem. Dałem do wyboru: turniej w bilarda, ping ponga i w darta. Jeden ministrant powiedział, że chce w fifę. Na co ja odpowiedziałem, że nie ma nawet mowy. Wiedziałem, że za dużo grają w gry komputerowe i powiedziałem, że nie będę tego promował. Animator powiedział miażdżące słowa: ,,to po co ksiądz pyta, jak ksiądz już zdecydował. Ksiądz jest jak dyktator.” I tak zaczęło się półtorej godziny tłumaczenia mi przez młodzież, że gry są dobre i kształcące. Ja się nie dałem. Broniła mnie tylko Asia, a ponad 10 osób było przeciwko mnie. Spotkanie skończyło się w ciężkim nastroju.

Za kilka dni była gra w piłkę nożną na sali gimnastycznej. Tego dnia ciężko było tą salę załatwić, ale udało się. Na początku ustaliłem zasady, że każda drużyna gra dwa mecze i schodzi niezależnie od wyniku. Jeden z ministrantów chyba tego nie usłyszał. I gdy moja drużyna przegrała, to chciał żebyśmy zeszli. Powiedziałem, że zasady były inne. Nie podobało mu się to. Myślał chyba, że specjalnie zmieniłem zasady w trakcie gry, aby były korzystne dla mojej drużyny. Potem jeszcze, gdy broniłem i chciałem zejść z bramki, to dodał oliwy do pieca mówiąc, że mam stać dalej bo taką głupią bramkę puściłem. Popatrzyłem na niego i powiedziałem, że chyba mu się coś pomyliło. Po czym ministrant wyszedł z sali do domu razem z drużyną. Poczułem się tak nieszanowany, że aż mi się cos robiło.

Jak wróciłem do domu i padłem na klęcznik, to pytałem Boga, o co chodzi. Co zrobiłem źle? Zły już tam szeptał: ,,idź z tej parafii. Już tu nic nie zrobisz. Proś biskupa o zmianę.” Natychmiast oddaliłem te myśli. Bóg uratował mnie najpierw słowem Bożym. W Godzinie Czytań były słowa z Księgi Aggeusza 1 i 2 rozdział. Aż sobie wydrukowałem ten tekst i miałem na klęczniku 10 lat. Dotknęły mnie słowa (będę parafrazował): ,,Pytasz dlaczego? To ja zburzyłem ten dom. Każdy dbał o swój dom, a nie o moją świątynie. Ale teraz nabierz ducha Zorobabelu. Odbudujemy ten dom, a jego blask będzie jeszcze wspanialszy. Ja dam drewno. Wyjdźcie w góry do pracy. Odbudujecie ten dom.”

Mimo takiej pięknej obietnicy z młodzieżą nadal było ciężko dogadać się z nimi. Ja jeszcze miałem jakąś dumę w sobie i brak przebaczenia. Oni także twardo stali przy swoim. I Bóg wyciągnął do mnie rękę po raz kolejny przez mojego przyjaciela, ziomka z parafii ks. Macieja. Wcześniej był ze mną w seminarium w najtrudniejszym momencie, gdy wielu odwróciło się ode mnie. Ks. Maciej zaprosił mnie w listopadzie 2014 na rekolekcje ignacjańskie do Kalisza. Pojechałem na I tydzień ćwiczeń duchowych 9 listopada 2014 roku.

Ciąg dalszy nastąpi…

BONUS
https://rumble.com/v2ydu78-zakazane-kazanie-nr-3-dobry-i-zy-czowiek.html
ZAKAZANE KAZANIE NR 3_DOBRY I ZŁY CZŁOWIEK z dnia 10 września 2022 roku, niechciane na stronie www.adoracja.pl, wypowiedziane sześć dni po pierwszym nękaniu oprawcy w Kaplicy Wieczystej Adoracji.
PS nadal byłem bez zapewnionego utrzymania, a nawet bez ubezpieczenia. Trzymano mnie w dziwnej niepewności. Nie wyjaśniono mi, o co chodzi. Czekałem na wyznaczenie zadań w nowym miejscu posługi.

Rozdział XII (Oaza) Rozdział XIII (Parafia św. Brata Alberta) Rozdział XIV (ZSSiH)

ROZDZIAŁ XII

RUCH ŚWIATŁO ŻYCIE DIECEZJI RADOMSKIEJ

Jak już wspominałem przygodę z Ruchem Światło Życie rozpocząłem dopiero w 2009 roku jako diakon w Skarżysku Kamiennej na 3 stopniu ONŻ z ks. Grzegorzem. Miałem poranne konferencje o Kościele. Napisałem 15 konferencji przed wyjazdem. Na pierwszej byłem skrępowany swoim tekstem, gdy na niego zerkałem. Następne dni uczyłem się swoich pisanych od serca tekstów, żeby nie patrzeć na kartkę. Chciałem mieć kontakt wzrokowy z młodzieżą. Poznałem wtedy żywy Kościół. Pragnąłem już co roku prowadzić oazy jako kapłan.

Ciężko mi wymienić miejscowości prowadzonych oaz. Spróbuję jednak. 2010 rok – III stopień ONŻ Skarżysko Kamienna z ks. Grzegorzem. 2011 rok – III ONŻ Skarżysko Kamienna z ks. Arturem. W roku 2012 nie dogadałem się z ks. proboszczem w sprawie urlopu wakacyjnego i musiałem przerwać prowadzenie oaz. Cierpiałem z tego powodu. Od roku 2013 do 2021 prowadziłem II stopień ONŻ kolejno w Bańskiej Wyżnej (nowy ośrodek), Bańskiej Wyżnej (stary ośrodek), Bańskiej Wyżnej (stary ośrodek), Białym Dunajcu, Zalesiu, Zalesiu, Lubomierzu, Lubomierzu, Lubomierzu.
Każde wakacje ok 17,18 dni byłe pełne posługi. Głosiłem słowo Boże dwa razy dziennie, ale żadnego dnia nie żałuję. Z wielu z tych oaza są piękne prezentacje. To był czas łaski, a już ostatnia oaza w 2021 została określona jednogłośnie jako MOCNA. Świadków jest wielu. Ja po prostu oddawałem się Duchowi Świętemu.

Jestem Panu Bogu wdzięczny za wspaniałych ludzi i wszystkie dary, które mi dał w posłudze w Ruchu Światło Życie. W 2021 roku musiałem podjąć decyzję, że już wystarczy, po pewnym ataku na moje prowadzenie…

Prezentacje z kilku oaz udało się utrwalić i umieścić na youtube:
Dla przykładu podaję link do prezentacji z jednej z barwniejszych oaz:
2014 https://www.youtube.com/watch?v=HhlVWwuMmdM

ROZDZIAŁ XIII

PARAFIA ŚW. BRATA ALBERTA W RADOMIU

Choć przychodziłem na tą wspaniałą parafię w połowie listopada 2012 roku jak żołnierz na front, to dzisiaj wiem, że to był czas cudów w moim sercu i w sercu tych, którzy otworzyli się na działanie łaski.

Zaczęło się śmiesznie. Umyłem samochód, żeby wstydu nie było już na starcie, gdy jechałem na pierwsze spotkanie z nowym ks. proboszczem. GPS poprowadził mnie przed drogę, gdzie było wszystko rozkopane i przyjechałem autem całym w błocie. Taka mała wpadka. Ks. proboszcz Marian wziął mnie najpierw do kościoła, a potem opowiedział o zadaniach: młodzież, ministranci, oaza i pielgrzymka. Wszystko było pięknie. Widział mój zapał. Cieszył się. Musiał mieć dobry wywiad. Wiedział, że pracowity kapłan przychodzi. Oddałem się Duchowi Świętemu i zacząłem od młodzieży. Miałem może kilka osób na początku. Był bardzo kreatywny animator Piotr, gorliwa i cicha Ola oraz kilku nieodkrytych młodych piłkarzy: Michał, Artur, Kuba, Szymon.

Gdy pierwszy raz zaprosiłem młodzież na oazę, to byli bardzo skrępowani i nie wiedzieli, że z księdzem można tak normalnie porozmawiać. Z czasem otwierali się na mnie. Rozpoczęła się machina pracy. Młodzieży przybywało. Pomogły nam rekolekcje ewangelizacyjne z Diakonią Ewangelizacji Ruchu Światło Życie. Ks. Artur z ekipą dali z siebie wszystko. Ja sam głosiłem słowo Boże dopiero trzeciego dnia, a już od pierwszego dnia nie mogłem wytrzymać bez głoszenia żywego Słowa Bożego. Czułem, że Duch Święty ma mocny przekaz. Po skończonych rekolekcjach grupa ewangelizacyjna nie chciała wracać do domów. Atmosfera była tak pełna miłości.

ROZDZIAŁ XIV

ZESPÓŁ SZKÓŁ SPOŻYWCZYCH I HOTELARSKICH

Przychodziłem na ciężki grunt szkoły średniej, w której mój poprzednik trochę podpalił ląd. Ja pojawiłem się z czystą kartą i otwartym sercem. Postanowiłem dać z siebie wszystko i nie myśleć o tym, co tutaj było. Wiedziałem, że Duch Święty będzie prowadził. Wcześniej uczyłem w Brzózie w przedszkolu, podstawówce i gimnazjum. Teraz w szkole średniej mogłem mieć skrzydła w pełni rozwinięte. Ewangelizacja szła pełną parą. Czułem się bardzo pewnie w katechezie. Zaprawili mnie w bojach młodzi z domu dziecka przez 6 lat odwiedzania ich i głoszenia im Ewangelii na spotkaniach. Pomogły mi praktyki w szkołach średnich w Starachowicach, gdy byłem diakonem. A najbardziej pomagała mi miłość do Boga i ludzi, a zwłaszcza młodzieży. Wiedziałem, że oni są przyszłością Kościoła, więc dawałem z siebie maksimum.

Bardzo przykładałem się do rekolekcji wielkopostnych. Zawsze był: zespół ludzi, ewangelizatorów, przedstawienia, świadectwa, kawiarenka, filmy, prezentacje, nabożeństwa. To było mnóstwo pracy, ale radość ogromna, gdy złowiło się dla Jezusa chociaż jedną młodą osobę. Młodzi rośli jak na drożdżach. Angażowałem do przedstawień nawet nauczycieli. Pamiętne przedstawienie z Panią od chemii i Panią od języka angielskiego pt. ,,Pociąg życia”. Było niesamowicie. Cały kościół młodych słuchał przekazu, że zbawienia nie jest łatwo dotrzeć i trzeba uważać na przeszkody. Zawsze jest jednak szansa nawrócenia.

Najmocniejszym jednak akcentem w ZSSiH był rok szkolny 2015/2016, kiedy miałem natchnienie, aby przez radiowęzeł zaprosić młodych na spotkanie w kościele w ramach przygotowań do Światowych Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 roku. Wtedy to w nocy miałem myśli, które musiałem zapisywać w telefonie, ponieważ miałem to ogłosić w szkole. Rano byłem tym tekstem poruszony i wstydziłem się. Nagrałem przekaz na dyktafon i wysłałem zaufanej osobie, do której miałem duży szacunek. Była to świecka moderatorka na moich pierwszych oazach w górach. Zaprzyjaźniona osoba dała dobrą recenzję. Nabrałem skrzydeł i poszedłem do dyrektora. Pozwolił na ogłoszenie. Najpierw poszło na przerwie i słabo było słychać. Dostałem zgodę, aby było w trakcie lekcji. Tak też się stało dwukrotnie. Przekaz pamiętam do dziś. Mówiłem bardzo cichym i powolnym głosem. Brzmiał tak:

,,Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus w tej szkole, w tym miejscu i w każdym sercu, które mnie teraz słucha! Mówi ks. Daniel, ten mały, marny, łysy, ale uśmiechnięty człowieczek. Mam dla was info z samej góry. Otóż zbliża się niezwykłe wydarzenie. Będzie niesamowity Gość. Znacie Go. Chodził po świecie dwa tysiące lat temu i chodzi do dzisiaj.
Dziewczyny, wiecie, że nie długo zbliżają się ostatki. Może nie macie z kim pójść, albo boicie się, że nie ustoi na nogach do końca imprezy. Otóż w tą sobotę możecie spotkać Kogoś, Kto jak raz powie, że jesteście piękne, to nie będziecie potrzebowały tego słyszeć już od nikogo. Chłopaki, On nie jest konkurentem. Dla Niego bycie we Trzech, to coś naturalnego. Jeżeli ktoś z was zastanawia się, co brałem, że mam takie jazdy, to chcę wam powiedzieć, że codziennie karmię się słowem Bożym i nie wiem, czy ktoś z was ma lepsze jazdy niż ja”.

Od tej pory wszyscy w szkole mówili mi: ,,Szczęść Boże”. Tylko jedna nauczycielka zaatakowała mnie w pokoju nauczycielskim. Dzisiaj nie jestem bardzo dumny z każdego słowa w tym przekazie, ale tak wtedy było. W pokoju nauczycielskim starałem się głosić Ewangelię podczas spotkań opłatkowych i przed Wielkanocą. Zawsze czytałem słowo Boże i starałem się złożyć głębokie życzenia prosto z serca. Kiedyś nawet powiedziałem, że mamy uczniom umywać nogi, jak Jezus to czynił Apostołom. Oczywiście szybko dostałem od kogoś kontrę. Mi po prostu chodziło o miłość i gorliwość w nauczaniu.

Wspaniale współpracowało mi się z katechetami: ks. Łukaszem, Grażynką, Mariuszem, Krystianem. Bóg naprawdę miał Bożą drużynę i dawał nam dobre owoce pracy. Szkoda, że w roku 2022 nie mogłem godnie pożegnać się z tym miejscem poprzez perturbacje, które mi zgotował ten z dołu…

Ciąg dalszy nastąpi…

Rozdział X (Diakonia Ewangelizacji) Rozdział XI (Przystanek Jezus)

ROZDZIAŁ X

DIAKONIA EWANGELIZACJI RUCHU ŚWIATŁO ŻYCIE

Już po pierwszym roku kapłaństwa pojechałem na rekolekcje ewangelizacyjne do Krościenka. Tam wielkie wrażenie zrobił na mnie ks. Michał. Opowiadał o posłudze na ulicy, do której wyprowadził go Jezus. Ja także miałem pragnienie głosić Jezusa wszędzie. Gdy opowiadałem o tych rekolekcjach ks. Arturowi, to powiedział, że w Radomiu powinno być jak najwięcej oddanych kapłanów, którzy będą tworzyć inicjatywy, a inni będą zjeżdżać się do miasta, aby uwielbiać Boga. Ks. Artur zaprosił mnie do towarzyszenia Diakonii Ewangelizacji Ruchu Światło Życie, a po paru latach przekazał mi jej prowadzenie. To była niezwykła przygoda pełna Ducha Świętego. Chodzenie po ulicy i głoszenie Ewangelii wszystkim, sprawiało mi ogromną radość. Właściwie udawałem się z młodzieżą na wszystkie wydarzenia ewangelizacyjne w diecezji i największe wydarzenia o takim charakterze w Polsce. Wszędzie troszczyłem się o młodych, aby dobrze czuli się podczas tych spotkań i wyciągnęli dobre owoce. W czasie posługi z diakonią chodziłem po obrzeżach wydarzeń, aby sprowadzać ludzi na spotkanie ewangelizacyjne.

Nie zapomnę, gdy pewnego dnia podczas Apelu Młodych w Radomiu na rynku szedłem z ewangelizatorami ul. Witolda. Zobaczyliśmy bijącą się młodzież między kamienicami. Krzyknąłem: ,,ej bo tam pójdę do was”. Schowali się. Jedna osoba z towarzyszących mi podpuściła mnie, abym poszedł do nich. Tak też uczyniłem. Znaleźliśmy się między kamienicami. Ciekawa młodzież rozbiegła się. Zostało tylko dwoje, a może troje najodważniejszych. Wokół były graffiti i jakieś tlące się ognisko. Zawołałem tych z opłotków. Zapytałem, czy chcą zrobić coś odważnego. Powiedzieli: ,,TAK”. Na co ja powiedziałem: ,,To pomodlimy się”. Jedna osoba nie wytrzymała i powiedziała: ,,ja nie mogę, dopiero tu była policja, a teraz ksiądz”. Bóg pragnął kochać tą młodzież i wychodzić do nich. Czułem to bardzo mocno. Takich historii mógłbym napisać dziesiątki, jak nie setki, ale może będzie kiedyś na to czas…

Piękne było prowadzenie rekolekcji wielkopostnych z diakonią ewangelizacji. Młodzi animatorzy przykładali się całym sercem do ożywiania wspólnot młodzieżowych w parafiach, do których byliśmy zapraszani. Czuliśmy się, jakbyśmy w nowych miejscach rozpalali wielkie ogniska miłości, które nie zawsze były podtrzymywane przez miejscowych duszpasterzy i animatorów, a szkoda. Bóg jednak widział nasze starania i z pewnością pokaże nam kiedyś piękne owoce działań ewangelizacyjnych. Jednym z takich owoców była kiedyś dziewczyna, której nie pamiętałem z ewangelizacji, ale ona zapamiętała naszą rozmowę. Powiedziała mi z dumą, że od czasu spotkania na ulicy z nami zaangażowała się w wolontariat w Stowarzyszeniu Arka. Chwała Panu za każdą taką iskierkę dobra.

ROZDZIAŁ XI

PRZYSTANEK JEZUS

Nie wiem, ile razy byłem na Przystanku Jezus. Może to było pięć razy. Każdy wyjazd był niezwykły. Najbardziej głodni prawdziwej miłości ludzie z całej Polski bawili się na Woodstocku, a wychodzili do nich płonący Duchem Świętym kapłani, siostry zakonne oraz wierni świeccy.

Tu ponownie można pisać godzinami historie. Zacznę od pierwszego wyjścia na pole woodstockowe. Nie wiedziałem, z kim pójdę. Dojechałem, gdy wszyscy już znali siebie. Nie znalazłem nikogo do pomocy według moich wyobrażeń. Zdałem się na Ducha Świętego. (Sekwencję odmawiałem już kilka lat). Pomyślałem, że może w autobusie ktoś mnie zapyta, czy z nim pójdę (bo trzeba ewangelicznie minimum w dwie osoby). I tak wszedłem do autobusu, a trzy starsze siostry zakonne i mama kleryka pytają, czy mam z kimś iść, bo jak nie, to mogę z nimi. Pomyślałem sobie: niezły skład na Woodstock. Ale niech się dzieje wola Boża. Pamiętam do dzisiaj twarze tych sióstr i tej pani. Ależ czuwały nade mną, aby nic mi się nie stało. Miałem oryginalną stułę i osoby po narkotykach chciały robić sobie zdjęcia ze mną. Siostry kazały im odłożyć alkohol. Innym razem mama kleryka tłumaczyła narkomanowi, że nie może tak żyć. Gdy rozpoczynał się Woodstock, my modliliśmy się koronką do Bożego miłosierdzia. Ja byłem tyłem do tłumu. Siostry stały przodem i tylko kręciły głowami, gdy patrzyły na ludzi głodnych prawdziwej miłości.

Jednym z ciekawszych spotkań było poznanie starszej pani w czarnym płaszczu z kijem i chustą w czaszki. Gdy młodzież z lasu zawołała: ,,eee ksiądz chodź tu do nas”. Ja poszedłem i wpadła ta pani z płaszczem i kijem mówiąc: ,,klękać, ja was tu pobłogosławię”. A do mnie powiedziała: ,,siadaj braciszku, porozmawiamy”. Pomyślałem: zaczyna się ciekawie. Otworzyła serce mówiąc, dlaczego tutaj jest, że kocha córkę, że nie może wybaczyć sobie, że nie zawalczyła o pogrzeb męża. Słuchałem jej z miłością. Powiedziała na koniec, że jeszcze trochę i by się u mnie wyspowiadała, ale może za rok, jak się nie popsuję.

Innym razem po północy przechodziłem przez tłumnie bawiącą się młodzież. Zobaczyłem siostrę zakonną na chodniku rozmawiającą z kimś. Pomyślałem: ale to niesamowite, jak Bóg się uniża do człowieka. Po chwili już mnie ktoś tak wyciągnął na dłuższą rozmowę. Potem pewna dziewczyna dotknęła mojego ramienia, abym odwrócił się. Stały przede mną dwie kobiety. Jedna pytała mnie, czy chcę im coś powiedzieć. Zapytałem: ,,ale co chcecie usłyszeć?”. Ta dalej mówiła, że obok niej jest koleżanka z Niemiec i może jej przetłumaczyć, tylko zapyta ją, czy ona chce. I zapytanie polegało na tym, że zaczęła całować ją od ucha itd. A ja stałem przed nimi i to trwało wieczność. Nie wiedziałem co robić. Zacząłem się w duchu modlić. Czułem, aby nie uciekać i zachować pokój serca. Pamiętam do dziś, że gdy skończyła, powiedziała: ,,możesz mówić”. A ja z ciepłem Bożego Ducha, z miłością mówiłem: ,,może myślicie o mnie, że jestem skałą, betonem, a ja stałem i starałem się patrzeć oczyma miłości i służę pomocą duchową takim osobom, które są w podobnej sytuacji”. Polka zaczęła płakać. Niemka nerwowo patrzyła i nie wiedziała, o co chodzi. Na koniec pomodliłem się, aby Bóg uzdrawiał je…

Takich historii jest tak wiele… Boże kochany, daj kiedyś czas opisać, jeśli taka będzie Twoja wola.

Właśnie przypomina mi się kolejna bardzo ważna historia. Pewnego dnia mieliśmy nie chodzić zbyt długo na polach Woodstocku, lecz zaprosić ludzi pod naszą scenę Przystanku Jezus, ponieważ miała być adoracja. Pamiętam, że wracaliśmy z moją ekipą bez powodzenia ok. godz. 22. Gdy byliśmy kilkaset metrów przed bazą widziałem w oddali na krawężniku smutną dziewczynę. Usłyszałem natchnienie, aby ją zaprosić na adorację, ale zaraz pojawiła się druga myśl: zobacz, ile osób idzie po drugiej stronie, tu łatwiej będzie kogoś zaprosić.

Niestety posłuchałem tej drugiej myśli i nikogo nie zaprosiłem. Chwilę później byłem już w oddali sceny Przystanku Jezus. Zaraz miała być adoracja. Zaczynałem modlić się i ktoś do mnie podszedł. Była to nieznajoma dziewczyna. Zapytałem, czy jest z Przystanku Jezus, czy z Woodstocku. Odpowiedziała, że z Woodstocku. Pytałem, jak się czuje i czy jest sama. Ona odpowiedziała, że jest z koleżanką, ale ona gdzieś tam została. Ja w tym momencie byłem pewien, że chodzi o dziewczynę, którą miałem zaprosić, ale poszedłem na drugą stronę. Powiedziałem: ,,chodźmy po Twoją koleżankę”.

Było kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a my szliśmy dokładnie po tą osobę, którą ja ominąłem wcześniej i usłyszałem, aby przyprowadzić ją do Jezusa. Gdy podeszliśmy do niej, to nie pytałem nic, tylko powiedziałem: ,,chodź, Bóg na ciebie czeka”. Poszła i obie z koleżanką, klęczały przed samym Panem Jezusem. Misja była wypełniona. Przepraszam Duchu Święty za to, że nie odpowiedziałem na pierwsze natchnienie.

Gdy pierwszy raz odjeżdżałem z Przystanku Jezus, to prosiłem Jezusa o słowo. Miałem też obraz, że te całe pola Woodstockowe były takim suchy polem, pełnym cierpienia, aby ewangelizatorzy: kapłani, siostry i wierni świeccy mogli dać odrobinę wody tym spękanym sercom. Otworzyłem przed Jezusem Pismo święte i czytałem: ,,strumienie życia popłyną przez pustynię”. Podziękowałem Bogu za to, że mogłem być taką nieudolną rynienką przekazującą wodę łaski Bożej.

Bardzo dziękuje wszystkim, którzy towarzyszyli mi w posłudze ewangelizacyjnej. Dziękuję kapłanom za zaufanie: ks. Arturowi, ks. Grzegorzowi, ks. Krzysztofowi, Basi, Arturowi, Izie, Kubie, Pani Jadzi, Ani i wszystkim, którzy mieli odwagę pójść z Jezusem i ze mną marnym człowieczkiem na poligon ewangelizacji.

Ciąg dalszy nastąpi…