W imię Prawdy! C. D. 142

14 stycznia 2024 roku

W tym dniu ważne dla mnie były poniższe słowa z Liturgii słowa:

,,Wszystko mi wolno”, lecz nie wszystko przynosi pożytek. ,,Wszystko mi wolno”, lecz ja nie poddam się czemukolwiek w niewolę. Pokarm jest dla żołądka, a żołądek dla pokarmu; a Bóg zniszczy jedno i drugie. Lecz ciało nie jest dla nieczystości, ale jest dla Pana, a Pan dla ciała. A Bóg, który z martwych wskrzesił Pana, wskrzesi i nas z martwych przez moc swoją.
Czyż nie wiecie, że ciała wasze są członkami Chrystusowymi? Czyż wolno mi wziąć członki Chrystusa i uczynić z nich członki nierządnicy? Przenigdy! Czyż nie wiecie, że ten który oddaje się nierządnicy, staje się z nią jednym ciałem? Bo powiedziane jest: ,,Ci dwoje staną się jednym ciałem”. Przeciwnie ten, który oddaje się Panu, staje się z nim jednym duchem. Uciekajcie przed nieczystością! Wszelki innych grzech, jakiego się człowiek dopuszcza., pozostaje poza jego ciałem; lecz nieczysty grzeszy przeciwko własnemu ciału. Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was mieszka? Otrzymaliście go od Boga – i nie należycie już do siebie samych. Wykupieni jesteście za wielką cenę. Dlatego uwielbiajcie Boga i noście Go w ciele waszym”. 1 Kor 6, 12-20

W tym dniu przeczytałem również ważne treści z książki autorstwa ks. Leonarda Goffina:

,,Bracia! Mając dary wedle łaski, która nam jest dana, różne, bądź proroctwo wedle przystosowania wiary, bądź posługowanie w usługowaniu, bądź kto uczy w nauce, kto napomina w napominaniu, kto użycza w prostości, kto przełożony jest w pieczołowaniu, kto czyni miłosierdzie z wesołością, miłość bez obłudności. Brzydząc się, przystawając ku dobremu, miłością braterstwa jedni drugich miłując, uczciwością jeden drugiego uprzedzając, w pilności nie leniwi, Duchem pałający, Panu służący, nadzieją się weselący, w utrapieniu cierpliwi, w modlitwie ustawiczni, potrzebom Świętych udzielający, w gościnności się kochający, błogosławcie prześladującym was, błogosławcie, a nie przeklinajcie. Weselcie się z weselącymi, płaczcie z płaczącymi, toż jeden o drugim rozumiejąc, wysoko nie rozumiejąc, ale się z pokornymi zgadzając”.

Czego uczy nas w tej lekcyi Apostoł św.?
1 Apostoł św. napomina każdego chrześcijanina, aby na dobre użył zdolności od Boga udzielonych. Kto ma urząd, niechaj go tak sprawuje, aby kiedyś mógł przed Bogiem się usprawiedliwić. 2 Szczególnie zaś zachęca do bratniej miłości, którą okazać możemy uczynkami miłosierdzia, jak np. gościnnem podejmowaniem przybyszów i udzielaniem wsparcia i jałmużny tym, którzy wskutek nieszczęścia lub pokrzywdzenia stracili swe mienie. 3 Nakazuje nam cieszyć się z dobrobytu bliźnich, a smucić się z nich niedoli, tak jakbyśmy się cieszyli lub smucili z własnego dobrobytu lub własnej niedoli.

Jaki jest najlepszy sposób okazania bratniej miłości?
Miłość, nakazująca nam kochać bliźniego jak rodzonego brata, polega szczególnie na pokorze. Pokorny bowiem ceni wyżej bliźniego, niż siebie samego, widzi w nim tylko dobre przymioty i zalety, cierpliwie znosi jego ułomności i zawsze mu okazuje szacunek, uprzejmość i usłużność. Skutkiem tej pokory jest spokojne pożycie z bliźnimi, gdy tymczasem pomiędzy pysznymi, z których jeden uważa się za wyższego i lepszego od innego, zawsze zachodzą kłótnie i swary.

Co nakazuje apostoł przełożonym?
Nakazuje im sprawować obowiązki swego urzędu ściśle i sumiennie. Surowy wyrok Bozki czeka tych, którzy dla zysku ubiegają się o zaszczytne donośne urzędy i chwytają je bez względu na to, czy posiadają odpowiednie zdolności, czy nie. Jeśli je posiadają, pełnią niedbale i ladajako połączone z tym urzędem obowiązki, a może i przekupstwem się kalają. Na takich wydaje Pan Bóg srogi wyrok (Iz 1, 23), mówiąc: ,,Książęta twoje niewierne, towarzysze złodziejscy. Wszyscy miłują dary a idą za nagrodą. Sierocie nie czynią sprawiedliwości, a sprawa wdowia nie przychodzi przed nich”. Wyrok Bozki szybko się na nich ziści i surowo sądzeni będą ci, co są przełożeni nad innymi. (Mdr 6, 6).

WESTCHNIENIE
Daj nam łaskę, Panie, abyśmy według Twej woli i nauki św. Pawła ozdobili się cnotą pokory i miłości, litowali się nad cierpiącymi niedostatek, lekceważyli siebie samych i zniżali się do najniższych i tym sposobem razem z nimi dostąpili nieba”.

Oraz

,,Świat raczy początkowo swych gości słodkiem winem rozkoszy, ale upojeni temi rozkoszami czują gorycz po ich spożyciu, wyrzuty sumienia, obawę sądu Bożego, wstyd i hańbę. Zbawiciel podaje nam początkowo kielich gorzkich cierpień, ale gorycz ta z czasem zamienia się na słodycz i wiekuistą radość w niebiesiech.
MODLITWA
Najdobrotliwszy Jezu! Stosownie do Twej woli przenoszę na tym świecie drętkie wino utrapień nad słodki napój rozkoszy, abym w niebie poił się wybornem winem wiekuistych radości”.

W imię Prawdy! C. D. 45

20 września 2023 roku

Poruszył mnie mocny życiorys św. Eustachego z początku II wieku. Przytoczę tylko kilka fragmentów z ponad stuletniej książki.

Zaraz po przyjęciu chrztu świętego przez Eustachego, jego żonę i dzieci, cała rodzina zaczęła być bardzo doświadczana;

,,Pan Jezus mu oznajmił, że wiele go cierpień czeka, aby tem większą w Niebie otrzymał zapłatę. Święty wróciwszy do żony, zdał jej z tego sprawę; oboje tedy gorąco modlili się, prosząc, aby ich Duch Święty wspierać raczył łaską Swoją, w tem wszystkiem, co ich czeka.

Jakoż wkrótce dopuścił Pan Bóg na nich ciężką plagę: prawie wszyscy ich niewolnicy wymarli z powietrza, a trzody wielkie, które głównie stanowiły ich zamożność, wyginęły do szczętu, tak że Eustachy, przedtem jeden z największych panów w Rzymie, przyszedł do ubóstwa. Nie trudno mu było, mając u cesarza wielkie łaski, przyjść na nowo do wielkiego majątku, lecz dla miłości ubogiego Chrystusa, już tego nie chciał, i umyślił z żoną i dziećmi udać się w jakie obce kraje, gdzieby nieznany, żył, oddając się tylko pobożnym ćwiczeniom. W tym więc celu wsiadł na okręt, i puścił się do Egiptu, lecz go na pierwszym kroku wielkie utrapienie spotkało”.

Eustachy został w pewnym momencie oszukany przez właściciela okrętu, który zapragnął być z żoną Eustachego i w tym celu wysadził na ląd Eustachego z dziećmi, a żonę porwał ze sobą. Gdy Eustachy z synami poszedł w dalszą wędrówkę, to przy rzekę jego synowie zostali porwani przez lwa i wilka…

,,Eustachy, wypłynąwszy na ląd, ukląkł, zalał się łzami i zawołał ze szczerym poddaniem się dopustowi Bożemu: Pan dał, Pan odjął, niech imię Pańskie będzie błogosławione. A Pan Bóg, który to wszystko nie dla kary, ale dla doświadczenia tego sługi Swego, jak niegdyś Joba, dopuszczał, jak Jonasza w wnętrznościach wieloryba żywego zachował, tak też i tych synaczków Eustachego z paszczęki srogich zwierząt wyratować raczył.”

Bóg uratował synów i żonę Eustachego, ale on o tym nie wiedział…

,,Tymczasem Eustachy nic o tem nie wiedząc, doszedłszy do wsi zwanej Badyzus, osiadł w niej, i tam lat piętnaście najmując się do pracy około roli, żył z niezachwianą cierpliwością, znosząc wszystko to, co Pan Bóg na niego dopuścił, tak zwykle na modlitwie powtarzając: Panie! Obrałeś mnie ze wszystkiego, tułam się jak wygnanie, pracuje jak niewolnik: wszakrze to wszystko słodko jest mi cierpieć dla Ciebie! O Zbawco mój, boś Ty mnie do poznania prawdy przywiódł, a tą drogą krzyżów, do Siebie mnie prowadzić raczysz. Czyń więc ze mną, co Ci się podoba, byleś mi łaski swojej nie odmawiał”.

Później w cudownych okolicznościach Eustachy odnalazł żonę i synów. Jednak to było spotkanie, które Bóg dopuścił, aby ta rodzina razem mogła ponieść śmierć męczeńską za wiarę w Jezusa Chrystusa. Nie udało się zabić tej rodziny na publicznym placu przez wypuszczenie na nich głodnych lwów. Zwierzęta padły nagle na ziemię, czołgały się i łasiły przed nogami Eustachego i jego rodziny, a poganie wołali: ,,Wielki jest Bóg chrześcijański”.
Oprawcy musieli zastosować inną metodę śmierci dla tych chrześcijan gotowych na śmierć dla Chrystusa.
Na koniec żywotu świętego Eustachego jest zapisane takie zdania dla pożytku duchowego:

,,Widzisz, jak ciężkiemi drogami, a które jak wszystko Pan Bóg z miłosierdzia swojego na dobro dusz wybranych obrócił, spodobało Mu się tych Świętych, których żywot czytałeś, przeprowadzić. NIECH CIĘ TO UCZY, ŻE IM CIĘŻSZE UTRAPIENIA ZSYŁA NA KOGO OPATRZNOŚĆ, TEM WYRAŹNIEJSZYM JEST TO ZNAKIEM WYBRANIA TEJ DUSZY”.

Dzisiejsze Ewangelia przypomniała, co mówili ludzie o Jezusie i św. Janie Chrzcicielu:

Przyszedł bowiem Jan Chrzciciel: nie jadł chleba i nie pił wina; a wy mówicie: „Zły duch go opętał”. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”. Łk 7, 33-34

Najpierw było mówienie, a potem wiemy, co uczyniono z Jezusem i św. Janem Chrzcicielem.

Ciekawe zdania wpadły mi także od bł. Kardynała Stefana Wyszyńskiego:

,,Narzekał król Henryk II (+ 1189), król angielski, że w państwie swoim nie może mieć spokoju przez jednego kapłana. Był to święty Tomasz Becket, arcybiskup Canterbury i prymas Anglii. Milczał jednak król o przyczynie niepokoju – o artykułach z Claremdon, które uderzały w prawa Kościoła. Ci panowie rozumieją często przez spokój milczenie ludzi zduszonych butem gwałtu. Zapominają, że nawet noga zbyt długo ucisku nie wytrzyma. By rządzić więc państwem, należy zaniechać gwałtu, a wtedy wróci spokój. (…) Strach władcy jest odwetem za gwałt. Państwa policyjne, to państwa gwałcone. Wobec nich tylko kapłan musi zdobyć się na obronę obywateli. Obrona ta nie godzi we władzę”.

Poruszyły mnie także słowa z Psalmu 94:

,,Boże pomsty, Panie,
Boże pomsty, ukaż się w blasku!
Powstań Ty, który sądzisz ziemię,
daj pysznym odpłatę!
Jak długo, Panie, występni,
jak długo występni chełpić się będą,
Pienić się i gadać bezczelnie,
i chwalić się będą złoczyńcy?
Depczą Twój lud, Panie,
uciskają Twoje dziedzictwo;
Mordują wdowę i przybysza,
zabijają sieroty.
Mówią: „Pan tego nie widzi,
nie dostrzega tego Bóg Jakuba”.
Pomnijcie na to, głupcy w narodzie,
kiedy zmądrzejecie, bezrozumni?
Czy nie usłyszy Ten, który wszczepił ucho,
Ten, który stworzył oko, nie zobaczy?
Czy Ten, co napomina ludy, nie będzie ich karał?
Ten, który ludzi uczy mądrości?
Znane są Panu ludzkie myśli,
wie, że są marnością.
Błogosławiony mąż, którego Ty wychowujesz, Panie,
i pouczasz swoim prawem,
Aby mu dać wytchnienie w dniach nieszczęśliwych,
zanim grób wykopią występnemu.
Pan nie odpycha swojego ludu
i nie porzuca swojego dziedzictwa.
Sąd się zwróci ku sprawiedliwości,
pójdą za nią wszyscy ludzie prawego serca.
Kto wystąpi w mej obronie przeciw niegodziwcom?
Kto mnie od złoczyńców zasłoni?
Gdyby Pan mi nie udzielił pomocy,
szybko by moja dusza zamieszkała w krainie milczenia.
A kiedy myślę: „Moja noga się chwieje”,
wtedy mnie wspiera Twoja łaska, Panie.
Gdy w moim sercu mnożą się niepokoje,
Twoja pociecha orzeźwia mą duszę.
Czy może się sprzymierzyć z Tobą trybunał bezprawia,
który wbrew prawu sprowadza nieszczęście?
Chociaż czyhają na życie sprawiedliwego
i chociaż krew niewinną potępią,
Na pewno Pan będzie moją obroną,
a Bóg mój skałą ucieczki.
A tamtym za ich niegodziwość zapłaci
i własna złość ich zgubi,
nasz Pan Bóg im zgubę zgotuje”.
Ps 94, 1-23

Ciąg dalszy nastąpi…

ROZDZIAŁ XXIII PRZYJACIELE BEZDOMNYCH

ROZDZIAŁ XXIII

PRZYJACIELE BEZDOMNYCH

Gdy przeżywaliśmy rocznicę ewangelizacji ulicznej w 2017 roku, to na koniec swojego świadectwa Iza powiedziała bardzo mocne słowa: ,,nie zapomnijmy o ubogich”. Jej świadectwo mocno dotknęło ks. Krzysztofa. Powiedział, że ta dziewczyna jest naprawdę przykładem i trzeba z nią iść do gazety i radia. I mimo iż byliśmy  już z Izą w mediach w sprawach Światowych Dni Młodzieży i akcją Złotówka dla ŚDM, to postanowiłem ponownie zadzwonić do księdza z Gościa Niedzielnego. Ten odpowiedział, że akurat szukał takiego tematu. Tak pojawił się niesamowity artykuł pt. ,,PRZYJACIELE BEZDOMNEGO”.

Opowiadaliśmy o naszym kochanym przyjacielu Wiesławie spod biedronki. Artykuł był tak mocny, że ukazał się nie tylko w regionalnym Gościu niedzielnym, ale i na wiara.pl. Ja czułem, że artykuł to za mało. Tak się składa, że wtedy był pierwszy Światowy Dzień Ubogich, a w naszej parafii św. Brata Alberta nie było dzieła związanego z ubogimi. Był jedynie parafialny oddział caritasu, który wydawał dary dla ubogich dwa razy w roku dla osób wyznaczonych przez MOPS.

Ok. roku 2014, 2015 z natchnienia Bożego próbowałem uruchomić wolontariat św. Brata Alberta. Miałem mnóstwo chętnej młodzieży, ale nie było dla kogo posługiwać. Mało osób starszych było zgłaszanych, żeby ich odwiedzać. Pamiętna była jedna starsza pani z pierwszych piątków, do której chodziła Natalia, Ania i chyba Iza. Na plebanii były odrabianki lekcji dla dzieci. Jednak ten wolontariat nie utrzymał się. Postanowiliśmy więc wskrzesić go w końcówce 2016 roku. Zrobiłem spotkanie. Osobą wyróżniającą była nowa parafianka. Weszła całym sercem w tą posługę. Na spotkaniu ustaliliśmy, że założymy stronę pt. ,,Zaadoptuj bezdomnego” i będziemy modlić się za bezdomnych, bo od tego trzeba zacząć pomaganie.

Poszedłem wystawić Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie i od razu usłyszałem, że strona ma mieć nazwę PRZYJACIELE BEZDOMNYCH, a hasło Zaadoptuj bezdomnego, to może być tylko jedna z inicjatyw. To było tak silne, że idąc od Jezusa do konfesjonału od razu podszedłem do parafianki i powiedziałem jej o tym natchnieniu. Dzieło wystartowało z Bożego natchnienia przed samym Najświętszym Sakramentem. Od tej pory otrzymywaliśmy mnóstwo maili od osób, które chciały modlić się za bezdomnych. W pół roku mieliśmy już 500 osób modlących się, którzy podjęli się duchowej adopcji bezdomnego. W 2 lata było już ok. 2 tysiące ludzi.

Jednak moim marzeniem było, aby nie tylko modlić się, ale odwiedzać na ulicy opuszczonych tak jak siostry od Matki Teresy z Kalkuty i św. Brat Albert. Zakładając margaretki za bezdomnych siedem osób towarzyszyło duchowo i tworzyło duchowy dom dla bezdomnego. Jednak potrzeba było jeszcze siedem osób do tworzenia relacji z bezdomnym. Jeździłem po Polsce i zbierał wciąż imiona bezdomnych, aby szukać dla nich osoby modlące się. Do dzisiaj jest jeszcze pewnie wiele osób bez modlitwy. Nawet będąc poza granicami zbierałem imiona bezdomnych. Tak było w Panamie, Włoszech, Niemczech. Przysyłano nam także imiona np. z Amsterdamu. Dzieło miało niezwykłe duchowe korzenie.

Także zaczęło się od modlitwy. Oczywiście nie ustaliśmy w ewangelizacji na ulicy. Byliśmy nocnymi streetworkerami na rowerach. Tutaj największym i najwierniejszym kompanem był dla mnie Jakub. Nie wiem, czy nie był ze mną więcej niż 50 razy na ulicy. Widział mnóstwo działania łaski Bożej. Wciąż mam przed oczyma twarze, osoby, zdarzenia i modlitwy z ulicy. Można by pisać godzinami. Materiałów na ten temat jest mnóstwo na stronie fb Przyjaciele Bezdomnych.

Później pojawiła się inicjatywa NAPISZ LIST DO BEZDOMNEGO. Bezdomni uwielbiali te listy. Dawało im to dużo ciepła i miłości. Pięknie o tym mówił bezdomny Łukasz w reportażu nagranym dla Studia Raban (https://vod.tvp.pl/programy,88/studio-raban-odcinki,280282/odcinek-38,S01E38,283058) Jest to jeden z najbardziej wzruszających materiałów, jakie Bóg uczynił przez nas marne narzędzia. 

Bardzo ważna rzecz zadziała się w końcówce 2017 roku. 25 grudnia 2017 roku poszedłem w odwiedziny do krewnych. Dzieliłem się działaniem łaski Bożej w moim kapłaństwie. Usłyszałem u nich o Jacku. Pisałem o nim już 26 grudnia 2017 (https://wyplynnaglebie.com/jezus-77-obliczach-projekt-roznica/) Dowiedziałem się, że Jacek nocował bezdomnych na stancji, gdy był studentem Akademii Sztuk Pięknych i malował ich oraz pisał ich krótkie życiorysy. W końcu wydał fantastyczny album pt. ,,Różnica”. Otrzymałem do niego kontakt. Usłyszałem także, że środki z tego albumu Jacek przekazuje jakiemuś księdzu, który pomaga bezdomnym. 26 grudnia skontaktowałem się z Jackiem, a on dał mi kontakt do ks. Mirka z Jaworzna (Dzieło Betlejem).

27 grudnia byłem już w Betlejem w Jaworznie w odwiedziny. To miejsce ujęło mnie od razu. Usłyszałem w sercu, aby nie jechać z kolegami kapłanami w góry na ferie za granicę, lecz zamieszkać z ks. Mirkiem i bezdomnymi, a pieniążki mają mi się przydać w przyszłości. Tak też się stało. Ks. Mirek przyjął mnie serdecznie i o wszystkim opowiadał. Zobaczyłem wzorcowy model posługi bezdomnym. I odważyłem się na szalony ruch. Poszedłem do ks. biskupa Henryka i odsłoniłem karty. Powiedziałem, że byli u mnie tacy i tacy księża z przedbiegami na temat różnych funkcji. Ja jednak odsłoniłem kartę BEZDOMNI i byłem gotowy mieszkać z nimi i dać im całe serce. Biskup odpowiedział: ,,Boże dzieło, niech dojrzewa.” Jeszcze wróciłem się i zapytałem, czy mogę zapytać władze miasta o jakiś budynek.

Poszedłem do wiceprezydenta Radomia z dwiema sprawami. Pierwsza to kochany bezdomny Wiesio i możliwość przyjęcia go do Domu Pomocy Społecznej, a druga to prośba o jakiś budynek na Boże Dzieło dla bezdomnych. W pierwszej sprawie pan wiceprezydent powiedział, że pomoże. Zastrzegł jednak, że mamy pilnować Wiesia. W drugiej sprawie był już pan od nieruchomości i pojechał ze mną na jedną z ulic w Radomiu, aby pokazać nieruchomość. Od razu zadzwoniłem po zaufanego i rzetelnego budowlańca, aby ocenił mi ten budynek i podał pierwsze koszty, żeby móc użytkować go z bezdomnymi.  Poszedłem ponownie do ks. biskupa z dobrymi wieściami, ale nie otrzymałem zgody zamieszkanie z bezdomnymi. Nie chcę przytaczać tutaj szczegółowych argumentów. Przypuszczam, kto doradził, aby być na nie lub kto zasiał obawę przed rywalizacją w mieście w posłudze bezdomnym. To mnie kompletnie nie interesowało. Kogoś jednak interesowało.

Postanowiłem dalej służyć całym sercem w moim wolnym czasie. Przecież nikt nie mógł zabronić mi spotykać się z moimi ubogimi przyjaciółmi. A spotkania były szalone. Czasami to było każdego wieczoru i poranka z kawą i cukierkiem. Z czasem pojawiła się modlitwa koronką do Bożego Miłosierdzia na dworcu. Pamiętam piękną gorliwość Jadzi, która przychodziła z ciasteczkami. Jadzia już w diakonii ewangelizacji robiła na mnie ogromne wrażenie. Miała ogień Ducha Świętego. Na pierwszej koronce byli bezdomni śp. Łukasz, Artur, Zbyszek i Ania. Modliliśmy się pod drzewem, pod którym widziałem kiedyś pijanego Łukasza. Chciałem to miejsce upamiętnić i zasiać dobro. Ze względu na deszcz przeszliśmy później do altany w parku Kościuszki przy katedrze.

Z czasem pojawiły się pamiętne ZUPY W PARKU. Kraków z zupą na plantach był szybszy od nas. Powiedział mi o tym wolontariusz Artur, gdy byliśmy na rowerach. I tak zaczęły się zupy najpierw na plantach w Radomiu, a potem w parku Kościuszki. Pomogły nam bary i restauracje. Współpracowaliśmy z: Barem u Grubego, Chińskim Jadłem, La  Spezią, La Melisą, Bolkiem i Lolkiem, Ra Barbarem. Ludzie hojnie zawieszali nam obiady, a my je odbieraliśmy. 

Bóg błogosławił obficie to dzieło, a moje serce rosło, patrząc jak wzrastają ludzie w dobru i kolejni bezdomni mają opiekę duchową, a niektórzy nawet wychodzą z kryzysu bezdomności. W swoim szaleństwie odwiedzałem w całej Polsce miejsca, w których posługiwano ubogim, aby nie tylko zbierać imiona do modlitwy, ale obserwować także sposoby skutecznego pomagania. Nie wiem, czy dam radę wymienić wszystkie miejsca:

Jaworzno – Stowarzyszenie Betlejem
Kraków – Albertyni, Dzieło Ojca Pio
Warszawa – Kapucyni na ul. Miodowej, Siostry Misjonarki Miłości od Matki Teresy z Kalkuty
Koszalin – Dom Miłosierdzia
Kielce – Dzieło siostry Chmielewskiej
Bielsko Biała – Zupa za Ratuszem
Katowice – Zupa w Kato
Zakopane – Albertyni
Panama – jadłodajnia caritas
Radom – Caritas, schronisko dla kobiet na ul. Zagłoby, schronisko dla mężczyzn na ul. Słowackiego, DPSy, domy prowadzone przez protestantów.

Bóg dawał mi ogromne doświadczenie z modlitwy oraz z ulicznych spotkań. Potwierdzał także działania konkretnymi owocami. Park i altana stały się naszym domem.

Wspomnę jeszcze wspaniałego pana Sławka, który ewangelizował w parku poprzez śpiew, rozdawanie kawy, herbaty i ciasteczek. Czasami rozmawiałem z bezdomnymi, a w tle słuchałem autorskich piosenek o bezdomnych i kapłanie. To od bezdomnych usłyszałem najpiękniejsze komplementy w moim kapłaństwie. Wspominam śp. Jolę, która powiedziała mi podczas życzeń opłatkowych: ,,ks. nie jest z powołania. Ksiądz jest posłany z nieba”. Innym razem bezdomny powiedział: ,,ksiądz jest jak anioł.” Potem w Bożej krówce był cytat, że ksiądz zastępuje na ziemi anioła.

Wśród wolontariuszy na pierwszym miejscu muszę wspomnieć nową parafiankę, która nie tylko była fundamentem duchowym, ale angażowała się we wszystko, ile tylko mogła. Sercem rozważała życie bezdomnych i pisała historie na fb. Dzięki temu mogliśmy nawet wydać jej książkę pt. ,,Głębia bezdomności”, która poruszała do głębi i miała za cel otworzyć ludzkie serca na osoby w kryzysie bezdomności.

Dalej wspomnę już często wymienianego Jakuba. Był dla mnie niezwykłym wsparciem w wielu dziełach począwszy od piłki aż po wolontariat. Ten chłopak był wychowany pod okiem gorliwego księdza Radka. Ja właściwie zbierałem owoce jego pracy. Jakub choć był cichy, to był wierny Bożym sprawom. Nasze pierwsze spotkanie było dla mnie kiepskie, bo upomniałem Kubę, żeby żegnał się prawą ręką. On nie skomentował tego na forum, lecz po spotkaniu wyjaśnił, że nie może ze względu na chorą rękę. No i mogłem zapaść się pod ziemię. Kuba był ambitniakiem jakich mało… 

Kolejna osobą, która pokochała niezwykle bezdomnych była Monika, jej córka Nikola i mama Elżbieta. Te kobiety potrafiły wchodzić przez okno do pustostanu. Monika z córeczką są wierne cały czas idei pomagania ubogim.

Powyższe osoby i w ogóle wszystkich wolontariuszy i bezdomnych bardzo kocham i nigdy przenigdy nie pragnąłem nikomu zrobić krzywdy. Oddawałem z tymi ludźmi całe swoje serce w posłudze ubogim. Jeśli kogoś zraniłem przez moją ułomność, to błagam z serca o wybaczenie i sam wszystko wybaczam.

Warto dodać, że dzieło PB miało już napisany statut dwukrotnie. Raz przez parafiankę, a drugi raz przez Annę. Jednak nie mam pewności, że pierwsza wersja dotarła do pasterza. Nie napiszę teraz, kto miał ją przekazać i co obiecał… Drugą wersję statutu najprawdopodobniej zaniosła do pasterza wolontariuszka we wrześniu 2022 roku.

Dzieło z przyczyn niezależnych ode mnie pozostawiłem tylko zewnętrznie. Nigdy nie pozostawiłem go sercem. W chwili odejścia, dzieło PB było zabezpieczone materialnie na 20 miesięcy do przodu z identycznym funkcjonowaniem, jak za mojej obecności. Po pewnych zmianach, których dokonano po mnie (usunięcie niektórych posiłków, a przez to obcięcie kosztów), gwarancje dzieła wydłużyły się na 40 miesięcy (przy ewentualnych zerowych wpływach). Ten materialny znak pokazuje także błogosławieństwo Boga nad tym dziełem.

Ufam, że jeszcze nie raz będę wśród moich ubogich przyjaciół oraz wspaniałych wolontariuszy.

1 rok PB (https://www.youtube.com/watch?v=x9y82DyJ5R4&t=10s)
2 rok PB (https://www.youtube.com/watch?v=-3THdBPcNWM&t=2s)

Ciąg dalszy nastąpi…

Rozdział X (Diakonia Ewangelizacji) Rozdział XI (Przystanek Jezus)

ROZDZIAŁ X

DIAKONIA EWANGELIZACJI RUCHU ŚWIATŁO ŻYCIE

Już po pierwszym roku kapłaństwa pojechałem na rekolekcje ewangelizacyjne do Krościenka. Tam wielkie wrażenie zrobił na mnie ks. Michał. Opowiadał o posłudze na ulicy, do której wyprowadził go Jezus. Ja także miałem pragnienie głosić Jezusa wszędzie. Gdy opowiadałem o tych rekolekcjach ks. Arturowi, to powiedział, że w Radomiu powinno być jak najwięcej oddanych kapłanów, którzy będą tworzyć inicjatywy, a inni będą zjeżdżać się do miasta, aby uwielbiać Boga. Ks. Artur zaprosił mnie do towarzyszenia Diakonii Ewangelizacji Ruchu Światło Życie, a po paru latach przekazał mi jej prowadzenie. To była niezwykła przygoda pełna Ducha Świętego. Chodzenie po ulicy i głoszenie Ewangelii wszystkim, sprawiało mi ogromną radość. Właściwie udawałem się z młodzieżą na wszystkie wydarzenia ewangelizacyjne w diecezji i największe wydarzenia o takim charakterze w Polsce. Wszędzie troszczyłem się o młodych, aby dobrze czuli się podczas tych spotkań i wyciągnęli dobre owoce. W czasie posługi z diakonią chodziłem po obrzeżach wydarzeń, aby sprowadzać ludzi na spotkanie ewangelizacyjne.

Nie zapomnę, gdy pewnego dnia podczas Apelu Młodych w Radomiu na rynku szedłem z ewangelizatorami ul. Witolda. Zobaczyliśmy bijącą się młodzież między kamienicami. Krzyknąłem: ,,ej bo tam pójdę do was”. Schowali się. Jedna osoba z towarzyszących mi podpuściła mnie, abym poszedł do nich. Tak też uczyniłem. Znaleźliśmy się między kamienicami. Ciekawa młodzież rozbiegła się. Zostało tylko dwoje, a może troje najodważniejszych. Wokół były graffiti i jakieś tlące się ognisko. Zawołałem tych z opłotków. Zapytałem, czy chcą zrobić coś odważnego. Powiedzieli: ,,TAK”. Na co ja powiedziałem: ,,To pomodlimy się”. Jedna osoba nie wytrzymała i powiedziała: ,,ja nie mogę, dopiero tu była policja, a teraz ksiądz”. Bóg pragnął kochać tą młodzież i wychodzić do nich. Czułem to bardzo mocno. Takich historii mógłbym napisać dziesiątki, jak nie setki, ale może będzie kiedyś na to czas…

Piękne było prowadzenie rekolekcji wielkopostnych z diakonią ewangelizacji. Młodzi animatorzy przykładali się całym sercem do ożywiania wspólnot młodzieżowych w parafiach, do których byliśmy zapraszani. Czuliśmy się, jakbyśmy w nowych miejscach rozpalali wielkie ogniska miłości, które nie zawsze były podtrzymywane przez miejscowych duszpasterzy i animatorów, a szkoda. Bóg jednak widział nasze starania i z pewnością pokaże nam kiedyś piękne owoce działań ewangelizacyjnych. Jednym z takich owoców była kiedyś dziewczyna, której nie pamiętałem z ewangelizacji, ale ona zapamiętała naszą rozmowę. Powiedziała mi z dumą, że od czasu spotkania na ulicy z nami zaangażowała się w wolontariat w Stowarzyszeniu Arka. Chwała Panu za każdą taką iskierkę dobra.

ROZDZIAŁ XI

PRZYSTANEK JEZUS

Nie wiem, ile razy byłem na Przystanku Jezus. Może to było pięć razy. Każdy wyjazd był niezwykły. Najbardziej głodni prawdziwej miłości ludzie z całej Polski bawili się na Woodstocku, a wychodzili do nich płonący Duchem Świętym kapłani, siostry zakonne oraz wierni świeccy.

Tu ponownie można pisać godzinami historie. Zacznę od pierwszego wyjścia na pole woodstockowe. Nie wiedziałem, z kim pójdę. Dojechałem, gdy wszyscy już znali siebie. Nie znalazłem nikogo do pomocy według moich wyobrażeń. Zdałem się na Ducha Świętego. (Sekwencję odmawiałem już kilka lat). Pomyślałem, że może w autobusie ktoś mnie zapyta, czy z nim pójdę (bo trzeba ewangelicznie minimum w dwie osoby). I tak wszedłem do autobusu, a trzy starsze siostry zakonne i mama kleryka pytają, czy mam z kimś iść, bo jak nie, to mogę z nimi. Pomyślałem sobie: niezły skład na Woodstock. Ale niech się dzieje wola Boża. Pamiętam do dzisiaj twarze tych sióstr i tej pani. Ależ czuwały nade mną, aby nic mi się nie stało. Miałem oryginalną stułę i osoby po narkotykach chciały robić sobie zdjęcia ze mną. Siostry kazały im odłożyć alkohol. Innym razem mama kleryka tłumaczyła narkomanowi, że nie może tak żyć. Gdy rozpoczynał się Woodstock, my modliliśmy się koronką do Bożego miłosierdzia. Ja byłem tyłem do tłumu. Siostry stały przodem i tylko kręciły głowami, gdy patrzyły na ludzi głodnych prawdziwej miłości.

Jednym z ciekawszych spotkań było poznanie starszej pani w czarnym płaszczu z kijem i chustą w czaszki. Gdy młodzież z lasu zawołała: ,,eee ksiądz chodź tu do nas”. Ja poszedłem i wpadła ta pani z płaszczem i kijem mówiąc: ,,klękać, ja was tu pobłogosławię”. A do mnie powiedziała: ,,siadaj braciszku, porozmawiamy”. Pomyślałem: zaczyna się ciekawie. Otworzyła serce mówiąc, dlaczego tutaj jest, że kocha córkę, że nie może wybaczyć sobie, że nie zawalczyła o pogrzeb męża. Słuchałem jej z miłością. Powiedziała na koniec, że jeszcze trochę i by się u mnie wyspowiadała, ale może za rok, jak się nie popsuję.

Innym razem po północy przechodziłem przez tłumnie bawiącą się młodzież. Zobaczyłem siostrę zakonną na chodniku rozmawiającą z kimś. Pomyślałem: ale to niesamowite, jak Bóg się uniża do człowieka. Po chwili już mnie ktoś tak wyciągnął na dłuższą rozmowę. Potem pewna dziewczyna dotknęła mojego ramienia, abym odwrócił się. Stały przede mną dwie kobiety. Jedna pytała mnie, czy chcę im coś powiedzieć. Zapytałem: ,,ale co chcecie usłyszeć?”. Ta dalej mówiła, że obok niej jest koleżanka z Niemiec i może jej przetłumaczyć, tylko zapyta ją, czy ona chce. I zapytanie polegało na tym, że zaczęła całować ją od ucha itd. A ja stałem przed nimi i to trwało wieczność. Nie wiedziałem co robić. Zacząłem się w duchu modlić. Czułem, aby nie uciekać i zachować pokój serca. Pamiętam do dziś, że gdy skończyła, powiedziała: ,,możesz mówić”. A ja z ciepłem Bożego Ducha, z miłością mówiłem: ,,może myślicie o mnie, że jestem skałą, betonem, a ja stałem i starałem się patrzeć oczyma miłości i służę pomocą duchową takim osobom, które są w podobnej sytuacji”. Polka zaczęła płakać. Niemka nerwowo patrzyła i nie wiedziała, o co chodzi. Na koniec pomodliłem się, aby Bóg uzdrawiał je…

Takich historii jest tak wiele… Boże kochany, daj kiedyś czas opisać, jeśli taka będzie Twoja wola.

Właśnie przypomina mi się kolejna bardzo ważna historia. Pewnego dnia mieliśmy nie chodzić zbyt długo na polach Woodstocku, lecz zaprosić ludzi pod naszą scenę Przystanku Jezus, ponieważ miała być adoracja. Pamiętam, że wracaliśmy z moją ekipą bez powodzenia ok. godz. 22. Gdy byliśmy kilkaset metrów przed bazą widziałem w oddali na krawężniku smutną dziewczynę. Usłyszałem natchnienie, aby ją zaprosić na adorację, ale zaraz pojawiła się druga myśl: zobacz, ile osób idzie po drugiej stronie, tu łatwiej będzie kogoś zaprosić.

Niestety posłuchałem tej drugiej myśli i nikogo nie zaprosiłem. Chwilę później byłem już w oddali sceny Przystanku Jezus. Zaraz miała być adoracja. Zaczynałem modlić się i ktoś do mnie podszedł. Była to nieznajoma dziewczyna. Zapytałem, czy jest z Przystanku Jezus, czy z Woodstocku. Odpowiedziała, że z Woodstocku. Pytałem, jak się czuje i czy jest sama. Ona odpowiedziała, że jest z koleżanką, ale ona gdzieś tam została. Ja w tym momencie byłem pewien, że chodzi o dziewczynę, którą miałem zaprosić, ale poszedłem na drugą stronę. Powiedziałem: ,,chodźmy po Twoją koleżankę”.

Było kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a my szliśmy dokładnie po tą osobę, którą ja ominąłem wcześniej i usłyszałem, aby przyprowadzić ją do Jezusa. Gdy podeszliśmy do niej, to nie pytałem nic, tylko powiedziałem: ,,chodź, Bóg na ciebie czeka”. Poszła i obie z koleżanką, klęczały przed samym Panem Jezusem. Misja była wypełniona. Przepraszam Duchu Święty za to, że nie odpowiedziałem na pierwsze natchnienie.

Gdy pierwszy raz odjeżdżałem z Przystanku Jezus, to prosiłem Jezusa o słowo. Miałem też obraz, że te całe pola Woodstockowe były takim suchy polem, pełnym cierpienia, aby ewangelizatorzy: kapłani, siostry i wierni świeccy mogli dać odrobinę wody tym spękanym sercom. Otworzyłem przed Jezusem Pismo święte i czytałem: ,,strumienie życia popłyną przez pustynię”. Podziękowałem Bogu za to, że mogłem być taką nieudolną rynienką przekazującą wodę łaski Bożej.

Bardzo dziękuje wszystkim, którzy towarzyszyli mi w posłudze ewangelizacyjnej. Dziękuję kapłanom za zaufanie: ks. Arturowi, ks. Grzegorzowi, ks. Krzysztofowi, Basi, Arturowi, Izie, Kubie, Pani Jadzi, Ani i wszystkim, którzy mieli odwagę pójść z Jezusem i ze mną marnym człowieczkiem na poligon ewangelizacji.

Ciąg dalszy nastąpi…

ROZDZIAŁ VII (PRAKTYKI,VIII (KAPŁAŃSTWO), IX (BRZÓZA)

ROZDZIAŁ VII

PRAKTYKI DIAKOŃSKIE W PARAFII NAJŚWIĘTSZEGO SERCA JEZUSA W STARACHOWICACH

W ostatnich miesiącach przed święceniami trafiłem na praktyki do prafii NSJ w Starachowicach do ks. Aleksandra. Ależ to był kapłan. Od niego aż promieniowała miłość do ludzi oraz pracowitość. Miał też bardzo dobrych wikarych. Z ks. Grzegorzem biegałem, kibicowałem, a nawet raz wziął mnie na narty. U ks. Arkadiusza przebywałem w wolnych chwilach na herbatkach. Użyczał mi także samochodu. Natomiast z ks. Arturem spędzałem całe dnie w posłudze duszpasterskiej. Jedliśmy także wspólne posiłki. Spotykaliśmy się ze wspaniałymi ludźmi. Najbardziej wspominam: Estere, Marysię, Maję, Czachę i wiele innych osób, z którymi czyniliśmy dobro.  Te wszystkie chwile są cały czas żywe w moim sercu. Mam wielką wdzięczność do kapłanów z tej parafii oraz do ludzi, z którymi chwaliliśmy Boga. Aż ciężko odjeżdżało się po tych 3 miesiącach praktyk. Zostawiłem tam wiele miłości, którą otrzymałem od Boga i przekazywałem ludziom tak, jak umiałem. Przeżyłem także mocną skrutację słowa Bożego na temat bogacza i Łazarza. Po niej jeszcze bardziej chciałem zostawić wszystkie dobra i iść całym sercem za Chrystusem.

Na rekolekcjach przed święceniami prezbiteratu, gdy pisałem podziękowania do odczytania na zakończenie pierwszej Mszy świętej w mojej rodzinnej parafii, byłem bardzo wzruszony. Chciało mi się płakać z wdzięczności do Boga i ludzi. Ostatnie wyjątkowe podziękowanie było dla byłej dziewczyny, bo to przez nią Bóg dotarł do mojego serca, jako żywy i prawdziwy.

W dzień moich święceń kapłańskich w 2010 roku było czytanie w Godzinie Czytań chyba ze wspomnienia św. Urszuli Ledóchowskiej zatytułowane APOSTOLSTWO UŚMIECHU. To był dla mnie znak. Przez kilka lat miałem cytat na Gadu Gadu ,,uśmiech wędruje daleko” albo ,,uśmiech jest wyrazem miłości”. Była dziewczyna powiedziała mi kiedyś, że mam piękny uśmiech. Z tym też uśmiechem mówiłem do niej jeszcze przed seminarium, że gdybym był księdzem, to byłbym uśmiechniętym księdzem. Także otrzymałem taki prezent od Boga w dniu święceń. Dzisiaj wiem, że On się uśmiechał do mnie w tym dniu.
Na obrazku prymicyjnym napisałem:

,,Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie
ten kielich! Jednak nie moja wola,
lecz Twoja niech się stanie!”
(Łk 22, 42)

Wdzięczny Bogu za dar kapłaństwa
z serca błogosławi
i prosi o modlitwę

Ks. Daniel Glibowski

Radom – Jedlińsk
29-30 maja 2010 r.

Boże otaczaj swoją opieką
moich Rodziców, Braci
i całą Rodzinę,
Nauczycieli i Wychowawców,
Tych, których spotkałem
i Tych, do których mnie poślesz.

,,Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu:
On sam będzie działał”.
(Ps 37, 5)

Pierwszy cytat był modlitwą, która pomogła mi zostawić moje plany i odpowiedzieć na głos Boga, by wybrać drogę kapłańską. Trochę proroczo wybrałem cytat z Ogrójca i kielichem goryczy. Wtedy nie rozumiałem tych słów tak, jak teraz je rozumiem. Nawet głupio mi było, że będę codziennie podnosił kielich z Krwią Jezusa, a napisałem na obrazku z dnia święceń: oddal ode Mnie ten kielich. Dzisiaj wiem, że Bóg wyznaczył mi drogę niezwykłej bliskości z Nim od Wieczerzy przez Ogrójec, Golgotę aż do Zmartwychwstania.

Ostatni cytat miał pokazać innym, żeby nie bali się zawierzyć Bogu. On naprawdę prowadzi najlepszą drogą, jaką ma dla każdego. Ja odkryłem tą drogę dzięki łasce Bożej i byłem bardzo szczęśliwy. Warto dodać, że w związku z drugim cytatem na obrazku prymicyjnym czułem, że narażam się Maryi przez to, że nie napisałem: Maryjo, Matko kapłanów – módl się za nami! Miałem Maryję w sercu, ale ten cytat był tak silny, że umieściłem go zamiast wezwania do Maryi. Z Maryją wszedłem w głębszą relację dopiero w roku 2019, o czym będę pisał później.

ROZDZIAŁ VIII

KAPŁAŃSTWO

Zanim otrzymałem nominację na pierwszą parafię, pojechałem z młodzieżą i z ks. Arturem na pielgrzymkę młodzieży do Lednicy. Pamiętam, że spowiadałem ok. 13 godzin. Nie czułem głodu. Młodzież przynosiła mi wodę i jedzenie. Nie wiedziałem, co to jest zmęczenie. Łaska Boża czuwała nade mną. Zakochałem się w tym miejscu i w takiej posłudze, w której nie trzeba spieszyć się. Bóg dawał ogromne owoce. Osoby potrafiły każdego roku wracać i rosnąć duchowo, jak na drożdżach. Jednym z takich najpiękniejszych spotkanych osób jest Anna. Duch Święty uczynił z niej coś niesamowitego. Stała się wspaniałym narzędziem Boga, które doszło do dużego krzyża i walczy, ale ufam, że Bóg będzie z nią do końca!

ROZDZIAŁ IX

PARAFIA ŚW. BARTŁOMIEJA W BRZÓZIE

Zostałem skierowany na Parafię św. Bartłomieja w Brzózie, gdzie proboszczem był ks. Krzysztof. Mój tata modlił się o dobrego pierwszego proboszcza dla mnie i wymodlił. To był dla mnie wspaniały kapłan. To co uczyniliśmy dla Boga i ludzi w dwa i pół roku to była jakaś bajka. Dawałem z siebie wszystko. Kochałem młodzież. Z proboszczem współpraca była idealna. Cieszył się moją posługą. Papierkiem lakmusowym jest jeden, majowy dzień. Pojechaliśmy z młodzieżą na rowerach pod kapliczkę. Proboszcz przyjechał samochodem. Zgromadzili się ludzie. Śpiewaliśmy litanię loretańską. Potem gospodarze zaprosili na grille i ogniska. Było ok. 70 osób. Ja grałem z młodzieżą w siatkówkę. Proboszcz grał z dziećmi w balonową piłkę. Potem proboszcz pojechał na plebanię. Ja z młodzieżą bawiliśmy się w duchu chrześcijańskim. Potem pojechaliśmy na plebanie z młodzieżą, aby oglądać z nagrywania finał Ligi Mistrzów. Było po godz. 23, a proboszcz za ścianą pisał ogłoszenia na niedzielę i wszedł do nas bez pretensji. Pytał, jak się mamy. No po prostu to było coś niesamowitego.

Dzisiaj wiem, że to wcale nie jest idealny model, ale wtedy cieszyłem się tym. Robiliśmy z młodzieżą przedstawienia na Boże Narodzenie, Wielkanoc oraz w tematyce trzeźwościowej. Dzisiaj wstyd mi przed Bogiem, że to robiłem w świątyni. Przepraszam Boga i wynagradzam Mu to, co było niestosowne.

Kochałem uczyć w szkole. Kochałem głosić kazania. Czułem prowadzenie Ducha Świętego. Byłem spełnionym kapłanem. Czułem także ataki zła. Najmocniejszy cios był od ministrantów, z którymi grałem w klubie piłkarskim. Oni byli dla mnie wielką pomocą w parafii. Byli animatorami i lektorami. Spędzaliśmy bardzo dużo czasu. I jednego dnia zostawili mnie bez pomocy (w dzień bierzmowania, gdy przyjechał biskup), bo woleli pojechać z poprzednim wikarym w góry na jeden dzień. Gdy dowiedziałem się, to powiedziałem im po kilku dniach, że zawiodłem się na nich. Otrzymałem odpowiedź: ,,księże, opłacało nam się.” W takich momentach zacząłem rozumieć, dlaczego może nie jeden kapłan przestał być oddany dla młodzieży. Otrzymałem jednak łaskę od Boga, aby dalej spalać się cały w służbie młodzieży i czynić to dalej bezinteresownie dla Boga, bez względu na to, czy będę za to szanowany, czy nie.

W tej parafii było tak wiele wspaniałych chwil, że aż ciężko je wszystkie wymienić. Cały czas moje serce wspomina wiele wspaniałych osób, w których uwielbiałem Boga. Wspominam z wielką wdzięcznością: ks. proboszcza, Panią Anetkę, Artura, Mateusza, Katarzynę, ich rodziców, dziadków, Dorotę, Mateusza, Ilonę, Dominikę, Karolinkę, Panią Marię z mężem, dziećmi i wnukami i wiele, wiele wspaniałych osób.

Moje przejście z tej parafii miało nietypowy charakter. Na początku listopada 2012 roku byłem z ks. proboszczem i diakonem Pawłem w rodzinnej parafii na Mszy świętej w intencji beatyfikacji Sługi Bożego ks. bp Piotra Gołębiowskiego, na temat którego pisałem pracę magisterską (Jedność Kościoła w życiu i nauczaniu bp Piotra Gołębiowskiego). Po Mszy ks. proboszcz w samochodzie powiedział: ,,Chcą mi cię zabrać”. Użył nawet emocjonalnie nieodpowiedniego słowa, czego nigdy u niego nie słyszałem. Dodał, że w ciągu tygodnia miała być zmiana, ale zawalczył o jeszcze tydzień, aby mnie godnie pożegnać. Nastała długa cisza w samochodzie. Przygotowywałem w tym roku do pierwszej Komunii Świętej dzieci oraz rok starsze dzieci na rocznicę Komunii Świętej. Ponad to było bierzmowanie, prymicja diakona Pawła i śluby siostry zakonnej z parafii. To było duże zaskoczenie, ale z wolą Bożą się nie dyskutuje. Pożegnanie było niezwykłe. Pamiętam wiele łez u mnie i u ludzi. Prosiłem, aby modlili się za mnie, aby moje serce napełniło się miłością na nowo, ponieważ tutaj wylałem całą miłość, jaką otrzymałem od Boga.

Nominacje na nową parafię św. Brata Alberta w Radomiu otrzymałem ok. połowy listopada 2012 roku w Turnie z rąk ks. bp Henryka. Biskup powiedział, że w tamtej parafii jest młodzież, która bardzo potrzebuje kapłana. Odpowiedziałem, że ja z młodzieżą czuję się jak ryba w wodzie. Z czasem dowiedziałem się, że szedłem na gorący grunt szkolny po moim poprzedniku, ale szedłem z równie gorącym sercem do oddanej służby.

W czasie posługi na pierwszej parafii przeczytałem artykuł w Gościu Niedzielnym o księżach na facebooku. To zachęciło mnie do założenia konta i ewangelizacji. Z czasem stworzyłem stronę o nazwie: Ciekawe Linki Dające Światło Prawdy. Gromadziłem tam wszystkie multimedialne perełki przydatne na katechezę (filmy, prezentacje, świadectwa, piosenki, zdjęcia z przesłaniami). Szybko zbierali się internetowi odbiorcy. Poznałem wiele kontaktów. Swego czasu współpracowałem z osobami z Pustyni Serc oraz Stacji7pl.

Jedną z ciekawszych osób z internetu był ks cyber misjonarz ks. Piotr. On dał mi kontakty nawet do Kanady, gdzie otrzymałem możliwość publikacji Bożych treści w języku angielskim. Cała przygoda ewangelizacji na facebooku była długa, piękna, ofiarna aż do czasu cichego nathnienia w 2022 roku, kiedy miałem odejść z fb i głosić już tylko na żywo oraz audio na whatsapp. Tak też się stało dzięki łasce Bożej i potwierdzeniu przez bliską osobę.
Posługa w parafii św. Bartłomiej w Brzózie została piękne utrwalona na prezentacjach multimedialnych zrobionych przez młodzież tej parafii.

Ciąg dalszy nastąpi…

BONUS

Kazanie z 2 września 2022 roku (pierwszy piątek miesiąca)
https://rumble.com/v2xs9ja-kazanie-z-2-wrzenia-2022-roku-pierwszy-pitek-miesica.html

Kazanie mówiłem w dziewiątym dniu posługi kapelana Kaplicy Wieczystej Adoracji w Jedlni Kolonia. Nikt nie przydzielił mi zadań ani wynagrodzenia. Nadal byłem w niepewności. Nie wiedziałem, o co chodzi. Czekałem jednak cierpliwie aż ktoś wyjaśni mi, co tu się dzieje…

Ważna jest także informacja, że 4 dni wcześniej ks. S i ks. W przy pasterzu usilnie namawiali mnie na rozmowę z oprawcą. Naiwnie zgodziłem się, ale szybko wycofałem się, ponieważ na policji prosiłem o zakaz zbliżania się oprawcy (nigdy prokurator nie dał tego zakazu)  po ataku 5 sierpnia 2022 roku w ruchu drogowym, gdy uderzył w moją szybę jadąc na motorze obok mnie. Dlatego też spotykanie się z kimś, kto jest niebezpieczny nie było wskazane… Ponad to znałem wiadomości oprawcy, które wysyłał do mnie, zapowiadając, że zniszczy mnie…

Wielu nie wie, że oprawca miał ode mnie możliwość pomocy i rozmowy dwa razy w 2021 roku. Nie przyjmował wtedy argumentów. Jego racje były ważniejsze. Nic na siłę…