W imię Prawdy! C. D. 153

20 stycznia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu odnalazłem u ks. Leonarda Goffina ciekawe treści na temat małżeństwa:

,,NAUKA O ŚWIĘTYM SAKRAMENCIE MAŁŻEŃSTWA

Czym jest małżeństwo?
Małżeństwo jest doskonałem, bezwarunkowem połączeniem i wzajemnem oddaniem się sobie dwóch wolnych osób rozmaitej płci (1 Kor 7, 3-4), aby 1. Związek między mężem a żoną ścieśniał się nadzieją wzajemnej pomocy, aby jedna strona drugą wspierała, aby oboje tem łatwiej znosili trudy i mozoły życia i nieudolność starości. 2. Aby zrodzone przez małżonków dzieci nie tylko wychowane zostały na dziedziców doczesnego mienia, jak raczej na wyznawców prawdziwej wiary. 3. Aby małżeństwo było hamulcem (1 Kor 7, 2) wstrzymującym i kiełznającym pociąg do porubstwa i grzechów cielesnych. (Cat. R. de matr. 313, 14.)

Kto ustanowił małżeństwo?
Ustanowił je sam Bóg, Stwórca wszech rzeczy i wyraźnie wypowiedział, jakiem być winno. Sam przywiódł mężowi pomocnicę, którą utworzył z jednego z żeber jego, aby wyjęta z pod serca męża, zawsze była blizką sercu jego i aby z nim była połączoną nierozerwanym węzłem miłości. Na to Bozkie ustanowienie powoływał się także Chrystu Pan, (Mt 19, 4-6); ztąd też oświadczył Kościół, że związek małżeński jest dozgonny i nierozerwany.

Czy małżeństwo jest Sakramentem?
Tak jest. Prawowierny bowiem Kościół według świadectwa Ojców św. uważał małżeństwo zawsze za Sakrament, począwszy już od czasów apostolskich. Tegoby nie był uczynił, gdyby już Chrystus nie był wyniósł małżeństwa do godności Sakramentu. Święty Paweł apostoł zowie małżeństwo nawet wielkim Sakramentem, gdyż jest ono oznaką i obrazem nieustannego połączenia Chrystusa z Kościołem. Sobór Trydencki mówi: Kto mówi, że małżeństwo nie jest rzeczywiście i właściwie jednym z siedmiu Sakramentów zakonu ewangelicznego, ustanowionym przez Chrystusa, i że jest tylko wynalazkiem ludzkim w Kościele nieudzielającym łaski, niechaj będzie wyklęty.

Jakich łask udziela ten święty Sakrament?
Łaski 1. Niezłomnego dochowania wierności małżeńskiej, 2. Chrześcijańskiego wychowania dzieci, 3. Cierpliwego znoszenia nieodłącznych od stanu małżeńskiego przykrości, i łaski zgodnego pożycia. Do tego wszystkiego jest małżonkom niezbędnie potrzebna łaska Boża; bez niej albo źle, albo wcale nie będą wypełniali obowiązków małżeńskich, na wielką szkodę zbawienia swego i dziatek.

Jaki jest zewnętrzny znak łaski w Sakramencie Małżeństwa?
Zobopólny związek dwóch wolnych osób, który jednak według nakazu soboru trydenckiego (Conc. Trid. Sess. 24. C. 1), winien być zawarty nie potajemnie, lecz jawnie w obliczu Kościoła, tj. przed własnym proboszczem, albo też za jego zezwoleniem przed innym kapłanem i w obecności dwóch świadków.

Co winni wiedzieć wstępujący do stanu małżeńskiego?
Winni być przekonani, że szczęśliwem będzie ich pożycie, jeśli będą żyć po chrześcijańsku i jeśli Bóg przewiduje, że stan ten jest dla nich stósowny i będzie im drógą do zbawienia wiecznego. Jeżeli zaś bez swej winy nie dojdą do małżeństwa, jest to oznaką, że takie jest zrządzenie Boże, że nie byliby szczęśliwymi w tym stanie i z trudnościąby się dostali do nieba. 2. Winni przeto prosić Boga, aby się spełniła Jego święta wola. 3. Niechaj się wystrzegają owych niebezpieczeństw, a nawet grzesznych sposobności zawarcia małżeństwa, jakiemi są pobieżne znajomości, zabawy taneczne, zamiłowanie w strojach, zbyteczne spoufalenie się z osobami drugiej płci itd. Tę stron, która tym sposobem doszła do małżeństwa, z pewnością nie Duch Święty, lecz duch nieczysty nagnał w sieci małżeńskie. Któżby chciał swą połowicę otrzymać z rąk najzawziętszego swego nieprzyjaciela, tj. szatana? 4. Natomiast winni się małżonkowie starać, aby się zaopatrzyć w to, co jest niezbędnem do małżeństwa, np. nauczyć się oszczędności, cierpliwości, wyrozumiałości, gospodarności, pracowitości i skrzętności. 5. Przy wyborze żony lub męża baczyć na to trzeba, czy osoba ta chce i może wkrótce zawrzeć związek małżeński, a nie polegać na przysięgach niezmiennej i dozgonnej wierności i nie czekać długie lata na dogodniejszą do ślubu porę. Niewiasta niech się strzeże pojąć za męża opoja, gdyż z nim nigdy nie będzie szczęśliwa; taki mąż nie będzie nigdy mężem z woli Bozkiej. 6. Jeżeli para jest już (jak to mówią) po słowie, niech nigdy nie zostają narzeczeni ze sobą sam na sam, lecz zawsze w towarzystwie krewnych, i niech sobie nigdy nie pozwalają tego, coby w pożyciu z innemi osobami bezżennemi było albo nieprzyzwoitem , albo też wprost z grzechem. Najlepszem przysposobieniem do szczęśliwego małżeństwa będzie zawsze życie czyste i chrześcijańskie.

Jak najlepiej się przysposobić do łask połączonych z tym Sakramentem?
Najlepiej się przysposabią do małżeństwa ci, co starają się oczyścić sumienie dokładną i (jeżeli tego jeszcze nie uczynili) powszechną spowiedzią z całego życia i przyjęciem Ciała Pańskiego. Przed ślubem winni narzeczeni prosić rodziców o błogosławieństwo, wysłuchać nabożnie Mszy świętej i prosić podczas niej Boga, aby im udzielił łaski szczęśliwego rozpoczęcia nowego zawodu, jako też polecić się opiece Najświętszej Panny i św. Józefa, Jej narzeczonego.

Zkąd mamy tyle nieszczęśliwych małżeństw?
Ztąd, że wielu toruje sobie drogę do małżeństwa grzechem i zdrożnościami, nie przestaje grzeszyć, nie myśli o poprawie, a przed ślubem ladajako się spowiada. Prócz tego wstępują w stan małżeński z popędów cielesnych albo względów majątkowych. W dzień ślubu przystępują z niesumienną lekkomyślnością do ołtarza i przysięgi małżeńskiej, a gody weselne obchodzą w sposób nieprzyzwoity, a częstokroć i gorszący. Jakże się tu dziwić, że takim narzeczonym Pan Bóg w małżeństwie nie błogosławi, jako niegodnym Jego łaski i błogosławieństwa!

Z jaką myślą wstępować należy w stan małżeński?
Z tą, jaka ożywiała młodego Tobiasza i jego narzeczoną Sarę, którzy przed zawarciem związku prosili Boga o łaskę i w bojaźni Bożej obchodzili gody małżeńskie. (Tb 8, 4-10). Dlatego doznawali błogosławieństwa Bożego aż do chwili zgonu. (Tb 8, 14-15). Gdyby wszyscy narzeczeni zabierali się w ten sposób do małżeństwa, stan ten byłby świętym, Bogu miłym, błogim i ziściłyby się na nich słowa, które święty Paweł wypowiedział o żonach: ,,(Niewiasta) zbawiona będzie przez rodzenie dziatek, jeśliby trwała w wierze i w miłości i w świątobliwości z trzeźwością”. (1 Tym 2, 15) – Do tych, którzy tylko z chuci cielesnej zawierają śluby małżeńskie, odnoszą się słowa anioła wyrzeczone do Tobiasza: ,,Ci, którzy w małżeństwo tak wstępują, że Boga od siebie i od serca swego wyrzucają, a swej lubości tak dosyć czynią, jako koń i muł, którzy rozumu nie mają: nad tymi czart ma moc”. (Tb 6, 17)

Czemu trzeba do ślubu trzech zapowiedzi?
Aby wcześnie zapobiedz przeszkodom, jakiemi np. jest zbyt blizkie pokrewieństwo, powinowactwo, tajemniczość, przyzwoitość publiczna itd. któreby czyniły małżeństwo albo niedozwolonem, albo nieważnem. Każdy, który wie o takich przeszkodach, jest pod grzechem obowiązany donieść o nich właściwemu proboszczowi.

Czemu kapłan daje ślub narzeczonym?
Święty Kościół katolicki wyraźnie oświadcza, że małżeństwa nie zawierane przez właściwego proboszcza (parocha) albo innego kapłana (za pozwoleniem właściwego proboszcza) w obec świadków, są zupełnie nieważne, i że błogosławieństwo kapłana, udzielone w imieniu Kościoła narzeczonym będącym w stanie łaski, pragnie im wybłagać u Boga siłę i łaskę dochowania wiary, cierpliwego znoszenia przykrości i uchronienia ich od zgubnego wpływu szatana”.

W imię Prawdy! C. D. 152

20 stycznia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu ważny były treści z żywotu św. Sebastiana:

,,Dał mu był Pan Bóg szczególny dar zagrzewania do męstwa tych wiernych, którzy albo w więzieniu trzymani, albo na widok mąk, któremi im grożono, odstępowali wiary. Niektórzy nawet pod wpływem jego świętej i gorliwej wymowy, sami w ręce katów oddawali się, i męczeńską śmierć za Chrystusa ponosili. Z tej liczby byli dwaj znakomici Rzymianie: Marcelli i Marcellinus, jako chrześcijanie trzymani w kajdanach. Chcąc przemódz ich stałość, postanowiono po wydaniu wyroku na ich stracenie, odwlec wykonanie takowego do dni trzydziestu, aby przez czas ten wszelkimi środkami starać się przywieść ich do odstąpienia wiary. Umieszczono ich pod strażą, w domu pewnego obywatela rzymskiego, nazwiskiem Nikostrat. Tam na różne, a coraz cięższe próby, wystawiano ich wierność Bogu. A gdy oni najprzód łagodne, i na pozór przyjacielskie namowy i znajomych swoich i dworzan cesarskich, mężnie odrzucili, gdy nawet i różne męki już ciężkie, łaską Pańską wsparci, niezachwiani w wierze wytrzymali, umyślono zadać im jeszcze inną męczarnię, na najcięższą próbę ich wystawiającą, której w istocie ulegli oni w końcu. Oto przysłano do nich rodziców, którzy byli poganami: ojca Trankwillina, który ich ze łzami zaklinał, aby się nie gubili, następnie matkę, imieniem Marcia, która z całą miłością macierzyńską, lecz tą razą źle zrozumianą, błagał ich do nóg się im rzucając, aby jej tak srogiej boleści nie zadawali. Potem żony ich i dzieci, podobnież jeszcze w pogaństwie zostające, przyszli aby łzami swemi i rozpaczą dokonać tego, czego kazi narzędziami męki na nich wymódz nie mogli.

W końcu też ulegli oni: wyparli się wiary, i już mieli być wypuszczeni na wolność, gdy doszło to do wiadomości sebastyana, który udał się do nich niezwłocznie, i w wyrazach najżywszych błagał i zaklinał, aby korony męczeńskiej, którą, jak mówił, już widział na ich głowach, ulegając ludzkim uczuciom, nie stracili dobrowolnie: ,,Żołnierze Chrystusowi! Zawołał do nich, czyż dacie się przemódz łzom, niewłaściwie wylewanym? Dusze wasze chcecież zgubić, idąc za pociągiem ciała? Zastanówcie się nad tem co robicie! Odstępujecie wiary, zdradzacie Boga, szatanowi cześć oddajecie”. A gdy skończył przemawiać, światłość nadzwyczajna napełniła całe mieszkanie. Pan Jezus ukazujący się wśród siedmiu Aniołów, przystąpił do niego, i jakby na znak potwierdzenia jego słów, dał mu pocałunek pokoju, mówiąc: ,,Ty zawsze będziesz ze Mną”. Wszyscy temu cudowi obecni głęboko wzruszeni zostali, podziwiając i uznając wtem wszystkiem moc Boską. Żona Nikostrata, w którego domu się to działo, imieniem Zoe, od dawna niema, padła do nóg Sebastyana, dając do zrozumienia przez migi, że pragnie zostać chrześcijanką. Sebastyan przeżegnał ją, a wnet mowę odzyskała. Sam Nikostrat, Trankwillin i Marcia, rodzice Marka i Marcellina, ich żony i dzieci tam wtedy obecni, oświadczyli także, iż chcą zostać chrześcijanami, równie jak i domownicy Nikostrata, w liczbie osób około szcześćdziesięciu. Przyzwany kapłan, imieniem Polikarp, ochrzcił ich wszystkich, a kilka osób chorych z tej liczby, w tejże chwili cudownie uzdrowione zostały.

Po upływie trzydziestu dni, Wielkorządca miasta Rzymu, nazwiskiem Kromacy, kazał zawezwać Trankwillina, ojca Marka i Marcellina, i spytał go: ,,Cóż wiec postanowili synowi twoi? Czy nakłoniłeś ich, aby usłuchali cesarza, i złożyli ofiary bogom naszym?” Synowi moi mają to szczęście, odrzekł on, a które już i ja z niemi podzielam, że Pan Bóg dał im i mnie uznać prawdę religii chrześcijańskiej”. Więc i ty na starość straciłeś rozum, i od rzeczy mówisz, zawołał Kromacy”. – ,,Ten tylko za postradanego zdrowych zmysłów może być poczytanym, odpowiedział Trankwillin, kto nie trzyma się drogi życia, a idzie drogą śmierci”. – ,,Jakiego życia i jakiej śmierci? Rzekł Wielkorządca na wpół szydzący”. ,,Jeśli chcesz posłuchać mnie, mówił dalej Trankwillin, szczęśliwym będziesz ty i dusza twoja, i wszyscy domownicy twoi”. ,,Zgadzam się na to, powiada Kromacy, będę cię słuchał, ale pamiętaj żebyś mi nic takiego nie mówił, czegobyś mi dowieść nie potrafił”. I długo potem, rozmawiając z Trankwillinem, Wielkorządca tknięty łaską Bożą, nawrócił się, i w dniu, w którym Chrzest święty przyjął, obdarzył wolnością tysiąc czterechset swoich niewolników.

Wszakże pomimo tego, prześladowanie w Rzymie nie ustawało, a Marek i Marcellin na nowo badani, utwierdzeni przez świętego Sebastyana w wierze, mężnie przy niej stojąc, męczeńską śmierć ponieśli, przybici ćwiekami do słupa i przeszyci strzałami. Po nich Zoe, żona Nikostrata, i dziesięć innych osób z jej domu umęczonych zostało. Aż nareszcie przyszła kolej na Sebastyana.

Wielu chrześcijan po nawróceniu się Wielkorządcy, który uwolniwszy się od swego urzędu, mieszkał za miastem w swojej bogatej posiadłości, znaleźli byli bezpieczne we włościach jego pomieszczenie i ukrycie. Lecz potrzebowali kogoś, coby ich świętemi naukami oświecał w wierze, a przykładem uczył żyć po chrześcijańsku. Zażądali więc, aby przybył do nich Sebastyan. Lecz ten widząc, iż pobyt jego w Rzymie, dla niego wprawdzie niebezpieczny, lecz dla ukrywających się tam chrześcijan potrzebniejszy był, niż dla tych, którzy już spokojnie byli w ukryciu, jakie znaleźli u Kromacego, postarał się aby w jego miejsce posłany tam był kapłan Polikarp, który cały dom Nikostrata ochrzcił, a sam pozostał w Rzymie. Tymczasem pewien odstępca od wiary wydał Sebastyana, donosząc poganom, że i on był chrześcijaninem, o czem niezwłocznie powiadomiono cesarza. Dioklecyan rozgniewany do najwyższego stopnia, posłał niezwłocznie po niego, a gdy się stawił: ,,Jakto! Sebastyanie, zawołał z uniesieniem, jam cię obsypał łaskami, pomieściłem cię w moim pałacu, przypuszczam cię do mojej poufałości, a ty się okazujesz moim i bogów naszych wrogiem!” A gdy Sebastyan odrzekł mu na to pokornie, że sądził, iż niczem wierności swojej dla cesarza nie narusza, czcząc jedynego prawdziwego Boga, a brzydząc się czcią oddawaną bogom z drzewa i kamienia ukutym. Dyoklecyan nie słuchał go dłużej, i dalszych badań nie czyniąc, wskazał Świętego na śmierć, wydawszy rozkaz, aby cała straż, którą on właśnie dowodził, rozstrzelała go z łuków. Wyrok ten niezwłocznie wypełniono. Sebastyan przywiązany do słupa, przeszyty został strzałami.

Wieczorem świętobliwa wdowa po męczenniku pewnym, imieniem Irena, przyszedłszy, aby ciało jego pochować, z wielkim zadziwieniem znalazła go przy życiu. Wzięła go do mieszkania, gdzie po zaopatrzeniu mnóstwa ran, jakie był odebrał, wkrótce cudownym sposobem Święty odzyskał zupełne zdrowie. Radzono mu, aby z miasta uchodził, lecz tego nie chciał uczynić, mówiąc: iż wśród takiego prześladowania, jakie podówczas szerzyło się, on szczególnie, który drugich do wytrwałości zagrzewał, winien był sam na sobie samym dać uderzający przykład męstwa chrześcijańskiego. Jakoż dnia pewnego, udał się na miejsce, przez które miał przechodzić cesarz, i tam na niego czekał. Dyoklecyan ujrzawszy go: ,,Ktoś ty jest, zawołał zdziwiony, czyś ty Sebastyan?” – ,,Tak jest, odpowiedział on, i przyszedłem po to, aby cię ostrzec cesarzu, że cię w błąd wprowadzają ci, którzy czernią przed tobą chrześcijan. Oni się modlą za ciebie, a ty ich prześladujesz. Nie masz wierniejszych od nich poddanych”. Cesarz przerażony widokiem człowieka, którego miał za nieżyjącego, i bardziej jak kiedy zawzięty na chrześcijan, rozkazał aby zaraz zaprowadzono Sebastyana na plac publiczny, i aby go tam bito pałkami, dopóki ducha nie wyzionie. Co też dokonano, a Sebastyan powtórnie mordowany, w ciężkiej męce, jakby drugą koronę męczeńską otrzymał. Ciało jego wrzucono w publiczną kloakę, lecz chrześcijanie znaleźli je tam, zawieszone na haku w kanale i wydobywszy je z tego miejsca, pogrzebali w katakumbach. Potem nad grobem jego wzniesiono kościół, dotąd w Rzymie pod nazwą kościoła świętego Sebastyana istniejący. W roku Pańskim 1680, za jego pośrednictwem, Rzymianie uwolnieni zostali od ciężkiego moru, podówczas w mieście tem panującego. Dlatego jest on szczególnym od morowego powietrza Patronem”.

W imię Prawdy! C. D. 151

20 stycznia 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z Liturgii słowa i z Liturgii godzin:

,,Potem wrócił do domu. I znów zbiegła się tak liczna rzesza, że nie mogli już nawet spożyć kawałka chleba. Gdy bliscy Jego to posłyszeli, wybrali się, aby Go siłą uprowadzić. Bo rozpowiadano o Nim, że oszalał”. Mk 3, 20-21

,,Oto święty, który aż do śmierci walczył w obronie prawa Bożego: nie bał się gróźb prześladowców, bo Chrystus był jego mocą”. (Antyfona podczas Najświętszej Ofiary)
,,Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. Mt 16, 24

,,Słabnie moja dusza dążąc ku Twemu zbawieniu,
pokładam nadzieję w Twoim słowie, Panie.
Słabną moje oczy wyglądając Twego słowa:
kiedyż mi ześlesz pociechę?
Bo chociaż jestem jak bukłak wysuszony w dymie,
nie zapominam o Twoich ustawach.
Ile dni Twojemu słudze zostaje?
Kiedy wydasz wyrok na prześladowców moich?
Doły na mnie wykopali zuchwalcy,
którzy nie postępują według Twego Prawa.
Wszystkie Twoje przykazania są prawdziwe.
Gdy prześladują mnie kłamstwem, Ty mi dopomóż.
Niemal już mnie dobijali na ziemi,
ja zaś nie porzuciłem Twoich postanowień.
Według swej łaski zapewnij mi życie,
ja zaś chcę przestrzegać napomnień ust Twoich”. Ps 119

,,Pobłogosław, męczenniku,
Dzień radosny twego święta,
W którym krew przelałeś mężnie,
By otrzymać wieniec chwały;
Dzień zwycięstwa nad ciemnością
I nad katem, i sędziami,
Dzień spotkania z twoim Panem,
Który niebo ci otworzył.
O niezłomny świadku prawdy
Przyrównany do aniołów,
Pośród nich jaśniejesz w szacie,
Którą własną krwią spłukałeś.
Kiedy stoisz przed Chrystusem,
Chciej za nami orędować;
Niech od grzechów uwolnieni
Dostąpimy miłosierdzia.
Bogu w Trójcy Jedynemu
Cześć, majestat i podzięka
Za to, że wywyższył ciebie
I obdarzył wieczną chwałą. Amen”.

,,Kiedy święty Cyprian został powiadomiony o śmierci papieża Fabiana, wysłał do kapłanów i diakonów Rzymu następujące pismo:
„Kiedy rozchodziła się u nas pogłoska o śmierci mego znakomitego współbrata i zdania na ten temat były podzielone, otrzymałem od was list przekazany mi przez subdiakona Kremencjusza. Dowiedziałem się wówczas obszernie o śmierci Fabiana i bardzo uradowałem, iż tak wspaniałe posługiwanie zostało uwieńczone równie chwalebnym końcem.
Jestem też pełen uznania, iż jego pamięć czcicie świadectwem tak jednomyślnym i chwalebnym. Dowiedzieliśmy się bowiem, co czynicie dla upamiętnienia waszego przełożonego, a co dla nas samych jest przykładem wiary i męstwa.
O ile bowiem upadek przełożonego zgubny jest dla tych, którzy jemu są powierzeni, o tyle na odwrót, zbawienną i pożyteczną jest rzeczą, kiedy biskup dla swoich braci stanowi przykład mocnej wiary”.
Zanim jeszcze Kościół Rzymski otrzymał – jak się wydaje – powyższy list, wysłał ze swej strony do Kartaginy pismo, będące świadectwem wytrwałej wiary w prześladowaniu:
„Kościół trwa mocno w wierze, mimo iż niektórzy odstąpili czy to z bojaźni, czy to z powodu zajmowanego stanowiska, czy też dotknięci ludzką słabością. My jednak nie opuszczamy tych, którzy nas opuścili, ale upomnieliśmy i nadal upominamy, aby czynili pokutę. Być może zdołają otrzymać przebaczenie od Tego, który mocen jest go udzielić. Obawiamy się natomiast, iż gdybyśmy ich opuścili, to staną się wówczas jeszcze gorsi.
Widzicie zatem, bracia, że i wy tak czynić powinniście, aby ci, którzy upadli, powrócili dzięki waszym zachętom; aby jeśli zostaną powtórnie ujęci, mogli przez wyznanie wiary naprawić swój pierwszy błąd. Ponadto inne ciążą na was zobowiązania, które i nas dotyczą: należy przyjść z pomocą tym, którzy popadli w pokusę i chwieją się, aby czynili pokutę i zapragnęli na nowo pojednania.
Wdowy oraz ubodzy bez środków utrzymania, nadto ci, którzy są w więzieniu albo na wygnaniu, powinni koniecznie znaleźć takich, którzy im pomogą. Także katechumeni dotknięci chorobą nie powinni być opuszczeni, lecz należy przyjść im z pomocą.
Pozdrawiają was bracia, którzy są w więzieniu, kapłani i cały Kościół. Otacza on najwyższą troską tych, którzy wzywają imienia Pana. My także prosimy, abyście pamiętali o nas”. – św. Cyprian

,,Pragnę odejść, a być z Chrystusem; dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa; Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a śmierć jest mi zyskiem.
A jeśli nawet krew moja ma być wylana przy ofiarniczej posłudze około waszej wiary, cieszę się i dzielę radość z wami wszystkimi. W. Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a śmierć jest mi zyskiem.”

W imię Prawdy! C. D. 150

19 stycznia 2024 roku ciąg dalszy

Podczas modlitwy liturgią godzin ważne były dla mnie poniższe treści:

,,Ty jesteś, Chryste, zwierzchnikiem i głową
Wszystkich pasterzy Twojego Kościoła,
Przyjmij więc hołdy składane z radością
W święto pasterza.
Tyś go namaścił przez dar swego Ducha,
Aby odważnie wystąpił do boju
Walcząc o prawdę, a lud święty karmił
Twoją nauką.
Był przewodnikiem i wzorem dla wiernych,
Światłem dla ślepych, ratunkiem ubogich,
Ojcem roztropnym i wszystkim dla wszystkich
Tak jak Apostoł.
Chryste, co w niebie nagradzasz zasługi
Świętych pasterzy i dajesz im chwałę,
Pomóż nam dążyć za jego przykładem
Drogą zbawienia.
Tobie, o Zbawco i Królu wszechmocny,
Razem z Twym Ojcem i Duchem płomiennym
Cześć, uwielbienie i chwała niech będzie
Teraz i zawsze. Amen”.

,,Jaka to chwała, jakie szczęście dla nas, iż Pan Bóg pozwala miłować siebie, iż nas przypuszcza do słodkiej poufałości z sobą i przyjaciółmi nawet swoimi nazywa. „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję”. Nie dosyć na tym – Bóg pragnie naszej miłości, nie jakoby jej potrzebował do szczęścia swojego, lecz iż my jej potrzebujemy do szczęścia naszego. On dlatego dał nam serce usposobione do miłości i tego serca żąda od nas jako jedynie miłej ofiary. On też dlatego zesłał Syna swego, aby rzucić na ziemię ogień miłości, mający płonąć na ołtarzach serc ludzkich. Co więcej, Bóg prosi o to serce: „Synu, daj mi serce twoje” i stara się to serce pozyskać, objawiając mu nieskończoną miłość swojego Serca. Stąd, gdziekolwiek się człowiek obróci, wszędzie widzi miłość Bożą, wszędzie potrąca o miłość; a świat cały widzialny i niewidzialny woła do niego ustawicznie tajemniczym głosem: Człowiecze, miłuj Boga.
Lecz ponieważ człowiek zbyt często na ten głos nie zważa, przeto Bóg daje mu osobne przykazanie: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem”. I któż by Ciebie nie miłował, Miłości Istotna?!
Miłować winniśmy Pana Boga, bo On jest miłości naszej najgodniejszy jako Najwyższa Doskonałość, choćby nie było żadnej nagrody dla tych, którzy Go miłują. Bóg – mówi św. Tomasz z Akwinu – jako najwyższa Prawda, jest pierwszym przedmiotem poznania dla naszego rozumu; jako najwyższe Dobro, pierwszym przedmiotem miłości dla naszego serca. Jeżeli więc każde dobro istotne zasługuje na naszą miłość, o ileż więcej Dobro najwyższe i Źródło wszelkiego dobra.
Miłować winniśmy Pana Boga, bo On jest Stwórcą najmiłościwszym, Panem najłaskawszym, Ojcem najtroskliwszym, a więc słuszne jest, aby stworzenia miłowały swego Stwórcę, słudzy swojego Pana, dzieci swojego Ojca.
Miłować winniśmy Pana Boga, bo On dał nam Syna swego Jednorodzonego, który przyjąwszy naturę ludzką stał się Bratem, Mistrzem, Zbawcą, Królem, Ojcem, Pasterzem, Przyjacielem i Oblubieńcem dusz naszych. On też w jedności z Ojcem i Duchem Świętym umiłował nas pierwszy, i to miłością wieczną, jak sam powiedział: „Ukochałem cię odwieczną miłością”; miłością najtkliwszą, wobec której miłość wszystkich matek jest niczym; miłością najhojniejszą, bo posuniętą aż do ofiary z siebie; miłością tak wielką, jak Bóg sam, więc nieskończoną.
Jeśli chcesz poznać ogrom tej miłości, rozważaj dzieła Boże, spełnione dla człowieka, a mianowicie trzy wieczne pomniki miłości: żłóbek, krzyż i ołtarz. Szczególnie stań pod krzyżem i przypatrz się miłości Ukrzyżowanego, przypatrz się Ukrzyżowanemu. Stań przed Przenajświętszym Sakramentem i rozważ to niezmierne wyniszczenie się Boga utajonego, tę ogromną ofiarę z siebie, to całkowite oddanie się człowiekowi z miłości bez granic. Wniknij potem do Serca Jezusowego i przypatrz się Jego miłości. Zaprawdę, żaden rozum nie zdoła pojąć, jak wielki płomień trawi to Serce Najmiłościwsze. Gdyby Mu było polecone nie raz, ale tysiąc razy za nas umrzeć, albo za jednego człowieka to samo wycierpieć, co wycierpiał za wszystkich, miłość Jego byłaby tę śmierć tysiąckrotną chętnie przyjęła i tyle cierpiała dla jednego, ile dla wszystkich. Gdyby było potrzebne, aby Pan zamiast trzech godzin aż do sądnego dnia na krzyżu wisiał, miłość Jego niewyczerpana i to byłaby spełniła. A więc Jezus więcej nas miłował, aniżeli dla nas wycierpiał.
O miłości Boga mojego, jakżeś ty była nieporównanie większa, aniżeliś się objawiła na zewnątrz. Te niewysłowione cierpienia i rany są dowodem wielkiej miłości, lecz nie objawiają całego jej ogromu, bo ona wewnątrz się raczej zamknęła, aniżeli objawiła na zewnątrz. Była to iskra wielkiego ognia, kropla z bezdennego morza miłości. Ta miłość doszła do szczytu w Przenajświętszej Tajemnicy Ołtarza. Któż by więc nie miłował Boga miłości?” – św. Józef Sebastian Pelczar

,,Od nieprzyjaciół moich wyzwól mnie, mój Boże,
broń mnie od tych, którzy przeciw mnie powstają.
Wybaw mnie od złoczyńców
i od mężów dyszących zemstą.
Bo oto czyhają na me życie,
spiskują przeciw mnie mocarze.
A we mnie nie ma zbrodni ani grzechu, Panie,
bez mojej winy tu biegną, by mnie napastować.
Obudź się, wyjdź mi na spotkanie i zobacz,
bo Ty, Panie, Boże Zastępów, jesteś Bogiem Izraela.
Na Ciebie będę baczył, Mocy moja,
bo Ty, Boże, jesteś moją warownią.
Wychodzi mi naprzeciw Bóg w swojej łaskawości,
Bóg sprawia, że mogę patrzeć na klęskę mych wrogów.
Opiewać będę Twoją potęgę
i rankiem będę się weselić z Twojej łaskawości,
Bo stałeś się dla mnie warownią
i ucieczką w dniu mego ucisku.
Będę śpiewać Tobie, Mocy moja,
bo Ty, Boże, jesteś moją warownią,
mój łaskawy Boże”. Ps 59

W imię Prawdy! C. D. 149

19 stycznia 2024 ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem także ważne dla mnie treści z żywotu św. Kanuta:

,,Przymioty więc jego osobiste, waleczność powszechnie znana, i takie już położone dla kraju zasługi torowały mu drogę do tronu, gdy po śmierci panującego, Stany państwa miały prawo obierać sobie na króla któregokolwiek z synów. Lecz po zgonie Swenona ojca jego, stronnictwo przeciwne Kanutowi – a przeciwne głównie dlatego, iż znało go dobrze najgorliwszym praw Kościoła i jego karności stróżem, i że przewidywało w nim surowego wszelkich nieprawości i złych obyczajów sędziego – odrzuciło go od tronu, a oddało koronę niegodnemu bratu jego Heroldowi. Kanut odepchnięty od niewdzięcznego narodu, który już winien był mu swoję chwałę w rozszerzaniu granic państwa, nie usłuchał nakłaniających go do oparcia się na wojsku, które było za nim, aby korony dostąpić, lecz owszem, aby wszelkim wewnętrznym niesnaskom usunąć powody, wskazał się dobrowolnie na wygnanie. Udał się do Szwecyi i tam przyjęty najprzychylniej od panującego Halitara, odrzucił ofiarowaną mu przez niego pomoc, do obsadzenia go na tronie.

Mieszkając na obcym dworze, wiódł życie ciche, oddany całkiem bogomyślności i uczynkom miłosierdzia. Nie chciał nawet wyjść ze swego ustronia, chociaż brat, nie mogąc sam podołać rządom państwa, wezwał go, aby powrócił i podzielał z nim władzę. Tem bardziej oparł się wszelkim namowom stronników swoich, i odwiódł ich ostatecznie od zamiaru zrzucenia z tronu Herolda, aby go na miejsce tamtegoż obsadzić. Lecz gdy ujrzał kraj swój zagrożonym, niepomny na krzywdę, jaką mu tenże wyrządził, i że go do wygnania był zmusił, pośpieszył objąć dowództwo nad wojskiem, i napadających od stron Skandynawii na Dania nieprzyjaciół, pobił. Podobneż usługi oddawał kilkakrotnie niewdzięcznej ojczyźnie, zasłaniając ją własnemi piersiami, ile razy była w niebezpieczeństwie, a po każdem dokonanem na jej korzyść zwycieztwie wracał do Szwecyi, i w cichem ustroniu swojem zamykał się znowu.

Po śmierci jednak Herolda musiał je opuścić, gdyż już prawie jednogłośnie królem Danii ogłoszonym został. Przybywszy do ojczyzny, niepomny krzywd jakich mógł od kogo doznać, do dawnych przeciwników swoich nie chowając w sercu najmniejszego żalu, zasiadł na tronie. Na nim jednak nowe a ciężkie czekały go próby i przejścia, a w końcu i śmierć męczeńska, bo dla tego właśnie ją poniósł, że praw Kościoła i świętej religii broniąc i przestrzegając, zciągnał na siebie nienawiść bezbożnych, którzy rokosz podniósłszy, w końcu i na życie się jego targnęli. Co tak nastąpiło:

Święty Kanut, zasiadłszy na tronie zastał w rządzie państwa, po gnuśnym i nieudolnym poprzedniku swoim, wielkie rozprzężenie. Magnaci przywłaszczyli sobie nienależne im przywileje i lud biedniejszy wszędzie gnębili. Urzędy stały się stronnymi i przedajnymi. Święty Kanut pamiętając, że on jako panujący nad tym krajem, zda głównie rachunek przed Bogiem za bezprawia w nim istniejące, i że najpierwszym jego i najściślejszym obowiązkiem było usunąć takowe, surowo przeciw nim powstał, nie oglądając się wcale na niebezpieczeństwa, na jakie go to wystawić mogło, byle powinność swoję spełniał. Przewidywał dobrze co mu grozi ze strony rozzuchwalonej za niedołężnego panowania brata jego najmożniejszej i najsilniejszej w kraju klassy, lecz wiedząc, że przed bogiem jest zarówno odpowiedzialnym tak z losu możniejszych jak i najbiedniejszych, nad którymi panowanie zwierzyła mu Opatrzność, ponieważ lud był od możnych krzywdzonym, jego wziął obronę. Surowo więc, i to bez zwłoki, zaczął wszelkie w tej mierze nadużycia karcić i znosić. Biedniejszą klasę narodu z pod ucisku najbogatszej wyzwolił; sprawiedliwość i bezstronność w sądownictwach obostrzył i przywrócił. Wszędzie ład i porządek wprowadził, nie robiąc pomiędzy poddanymi żadnej w sercu swem różnicy, chyba tę jednę, że biedniejszych a więc i najliczniejszych i najwięcej tego potrzebujących, szczególniejszą swoją opieką otaczał. W tym to też celu, chcąc ile możności ciężary publiczne przez podatki ponoszone zmniejszyć, a które najbardziej czuć się dają uboższej ludności, uwolnił ją od daniny, na utrzymanie dworu królewskiego składanej, i nie tylko dwór własny, ale i książęce dwory trzech braci swoich, wielkie koszta pożerające, z osobistego prywatnego mienia zobowiązał się utrzymać. Zakłady dobroczynne w wielu miejscach kosztem własnym powznosił i pouposażał.

Lecz gdy tak święty ten król w porządku doczesnym poprawiał byt ludu, powierzonego mu przez Boga, nie mógł pominąć i obowiązków swoich względem Kościoła, którego władzę duchową Pan Bóg dla dobra wiekuistego dusz przez Chrystusa Pana odkupionych postanowił, i w każdym kraju obok władzy doczesnej postawił, aby ta ją popierała, broniła i wpływ jej ułatwiła. Nie tylko więc z królewską prawdziwie hojnością, wielką liczbę kościołów pobudował, wspaniale poprzyozdabiał i bogato pouposażał , ale na znak i na pamiątkę swojej pobożności, i na świadectwo jego samego i jego następców należnego Królowi królów, Bogu odwiecznemu, poddaństwa, złożył w darze Katedrze stołecznej, niezmiernej ceny koronę królewską, używaną przedtem przez panujących w Danii, przy najuroczystszych tylko obrzędach. Przy tem zastrzegł najsurowszymi zakazami tak u duchownej władzy wyjednanymi jak i królewskimi, aby dar ten, i inne przez niego poczynione kościołom, zostały na zawsze nietykalnymi.

Widząc iż stan duchowny ani odpowiedniej nie posiadał w narodzie powagi, ani dostatecznych do skromnego nawet utrzymania środków, zaradził i temu słusznemi i szczególnie potrzebnemi postanowieniami. Najprzód tedy wszystkich duchownych wyjął z pod wszelkiej władzy świeckiej, pozostawiając jedynie samym Biskupom prawo sądzenia ich za wszelkiego rodzaju przestępstwa. Biskupów wyniósł do najwyższej godności książąt państwa, nad wszystkimi, którzy tym nawet tytułem ozdobieni byli, świeckimi poddanymi, nadając im pierwszeństwo. I nareszcie obowiązek daniny z dziesięciny kościelnej w całym kraju zaniedbany wznowił, obostrzył i ściśle wybierać kazał. To zaś wszystko, zamiast obudzić w jego poddanych miłość i wdzięczność, przywiązano wprawdzie do niego lud, lecz w możniejszej i możnością zepsutej klasie, rozbudziło niechęć, szukającą tylko sposobności aby się od jego panowania, na tak chrześcijańskich zasadach opartego, uwolnić. Nadarzyła się im wkrótce takowa.

W tymże czasie Wilhelm książe Normandzki najechał był Anglią, Anglicy zawezwali pomocy Duńczyków. Kanut zebrał niezwłocznie znaczne wojsko, i wysyłając je przeciw księciu Normandzkiemu, powierzył dowództwo bratu swemu Olausowi. Ten nadużywszy nikczemnie zaufania królewskiego, wyprawę odwlekał pod różnymi pozorami, i w końcu podniósł bunt przeciw Kanutowi, pociągnowszy za sobą najprzód magnatów, którym przyrzekł, że jeśli go na tron wyniosą, przywróci im ukrócone przez Kanuta przywileje, a w końcu i lud uwiedziony, a taką niewdzięcznością odpłacający się królowi, który go uszczęśliwiał. Kanut mając za sobą resztę wojska., przytłumił rokosz, i wiarołomcę Olausa ująwszy, od należnej kary śmierci uwolnił, a tylko dla bezpieczeństwa i spokoju państwa, w zamku go warownym osadził. Innym przywództwom rokoszu najłaskawiej przebaczył , na kraj cały, jakby na nowo przez niego odwojowany, nie inną karę naznaczywszy, jak aby zaległe dziesięciny kościelne niezwłocznie wypłacono, a przez to nie jemu, chociaż wszelkie miał do tego prawo, ale Bogu samemu, za podniesiony przeciw prawej władzy rokosz, pokutny haracz złożono. Lecz ta jego wspaniałomyślność, przez którą oddanie Kościołowi należnej mu zaległości, chciał on poczytać za zadośćuczynienie winne jego królewskiej władzy, uzuchwaliła, na chwilę tylko, postrachem jego zwycięztw przyczajonych nieprzyjaciół domowych.

Skorzystali oni z usposobienia ludu, a z powodu ścisłej egzekucyi zaległych dziesięcin kościelnych, rozburzonego, bunt znowu podnieśli, a wymordowawszy poborców, rozszerzyli w kraju całym powstanie. Święty Kanut, lubo najzupełniejsze miał prawo bronić swojej korony i wszelkie do tego posiadał jeszcze środki, nie mogąc już znieść dłużej przelewu krwi, w wojnie domowej mającego się toczyć, znowu dobrowolnie opuścił ojczyznę, i udał się na małą wysepkę zwaną Fiona, której mieszkańcy pozostali mu wiernymi. Tam chciał mieszkać spokojnie, nie innego już na zbuntowanych używając oręża, jak modlitwy, prosząc i błagając Boga, aby ich upamiętał, a spokój i zgodę krajowi przywrócił. Lecz buntownicy i tam go pościgali. Na wieść ich zbliżania się, nasz święty już o obronie własnej nie myślał wcale, i zajął się tylko przygotowaniem się na śmierć, którą Panu Bogu za tenże lud niewdzięczny w ofierze składał. Udał się do kościoła świętego Albina, przez niego samego niedawno wzniesionego, odbył spowiedź z całego życia, z oznakami najwyższej pobożności, i spokojny zupełnie zamknął się w kościele, gdzie uklęknowszy przed ołtarzem, gorąco się modlił. Tymczasem buntownicy nadciągnęli, a zanim drzwi kościoła wyparli, kilku zapamiętalszych, dostawszy się na okna, najprzód zarzucili króla gradem kamieni, a w końcu jeden z nich przeszył go strzałą, wówczas właśnie gdy Święty ze wzniesionymi rękoma modlił się za tych, którzy mu życie odbierali.
Po śmierci wielu zasłynął cudami, bo ciężkim głodem i innemi klęskam, Dania za zbronię swoję wypłacić się musiała sprawiedliwości Boże, a przy grobie jego wielka liczba chorych i kalek zdrowie odzyskała.

POŻYTEK DUCHOWY
Jak Syn Boży, przenajświętszą Krwią swoją odkupiwszy ludzi, przez tychże niewdzięcznych ludzi zamęczony został, tak i święty ten król, którego żywot przeczytałeś, zamordowany był przez tych, których dobrodziejstwami swojego panowania uszczęśliwił. Naucz się ztąd, w dobrze czynieniu bliźnim nie mieć na celu ich wdzięczności, tylko czyń dobrze każdemu, przez wzgląd na Boga, a nagroda najsowitsza w Niebie nigdy cię nie ominie”.