27 marca 2024 roku ciąg dalszy
W tym dniu przeczytałem ciekawe treści w książce pt. ,,Ksiądz, historia zawierzenia silniejszego niż nienawiść i śmierć”
,,Odłożyłem dokumenty na bok. I nagle zrozumiałem. A zrozumiałem, bo znalazłem już odpowiedzi na swoje wcześniejsze pytania – dostarczyły mi je tajne dokumenty, które spoczywały w esbeckich archiwach przez trzydzieści lat. Zawierały te informacje, których mi brakowało, a bez których nie rozumiałem, dlaczego niedługo po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki jego przyjaciel tak raptownie zniknął. I to nie na miesiące, czy lata, nawet nie do końca PRL-u – ale właściwie na cały okres III RP. Zrozumiałem, że jako ofiara zgniłych kompromisów i układów zawartych na szczytach władzy i hierarchii kościelnej, jako figurant potężnej agentury służb specjalnych ulokowanej głęboko w dziesiątkach instytucji państwa – i także w Kościele – której wpływy o dziesiątki lat przeżyły PRL, tak naprawdę nie miał szans. Osaczony przez SB i jej agenturę, zostawiony przez przełożonych własnemu losowi w obliczu śmiertelnego zagrożenia, pozbawiony wsparcia przyjaciela, którego zamordowano, ze zniszczoną reputacją i bez prawa głoszenia kazań, odsunięty na boczny tor, zmarginalizowany, napiętnowany i osamotniony – miał zostać zapomniany. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że tak się właśnie stanie, bo lata mijały, a położenie (…) nie ulegało zmianie, zupełnie tak, jakby ktoś pilnował tej sprawy – a jednak stało się inaczej. Okazało się, że ksiądz zmarginalizowany i zdradzony przez ,,wielkich” tego świata, którzy zamknęli przed nim drzwi, przetrwał w pamięci tysięcy zwykłych ludzi, którzy go szczerze szanowali. Zacząłem zastanawiać się nad niezwykłym paradoksem, nad tym, że tak naprawdę szanowali go nie tylko ci, którzy go kochali, ale nawet funkcjonariusze SB, na co mimowolnie wskazywały ich meldunki. Wychodził to na wierzch, niczym podszewka spod kurtki, między innymi wtedy, gdy raportowali przełożonym, że ,,Małkowski będzie kontynuował swoją działalność bez względu na wszystko” i żadne szykany tego nie zmienią – ale wychodziło to także w wielu innych sytuacjach.
Tak więc szanowali go wszyscy, nawet ci, którzy go szczerze nienawidzili, nawet ci, którzy chętnie widzieliby go martwym. A potem, nagle, pomyślałem – że jednak nie wszyscy…”
W tym dniu przeczytałem ciekawe treści w książce pt. ,,Ksiądz, historia zawierzenia silniejszego niż nienawiść i śmierć”:
,,Rzecznik archidiecezji (…) przyznawał coś, o czym wiedziałem od dawna, ale nie spodziewałem się nigdy, że z tej strony zostanie to aż tak jasno wyartykułowane: że historia z 1984 wcale nie jest historią, lecz czymś, co wciąż trwa. A przynajmniej trwa w odniesieniu do (…). Już tylko to samo w sobie było czymś przerażającym i porażającym zarazem, ale jednocześnie czymś, co otwierało nowe kierunki rozmowy. Postanowiłem skorzystać z tak otwartej furtki.
– Czy może mi ksiądz odpowiedzieć na jeszcze kilka dosłownie pytań?
– Ale naprawdę kilka, nie mam za wiele czasu. Poza tym powiedziałem już chyba wszystko.
– Kilka, obiecuję.
– Proszę.
– Czy ksiądz (…) jest suspendowany?
– Nie jest.
– Czy prowadzi się amoralnie, popełnił przestępstwo albo może są jakieś dokumenty, które wskazywałyby, iż jest upośledzony umysłowo?
– O niczym takim nie wiem.
– To teraz ja już wiem, dlaczego nie wolno mu odprawiać Mszy Świętej ani głosić kazań – powiedziałem z sarkazmem.
– Proszę pana, do czego pan zmierza? – spytał mój rozmówca już wyraźnie poirytowany.
– Próbuję ustalić, dlaczego dzieje się to, co się dzieje.
– Ma pan jeszcze jakieś pytania?
Nie miałem żadnych. Usłyszałem dźwięk odkładanej słuchawki i – poddałem się. Zrozumiałem, że przegrałem. Są takie sytuacje, gdy człowiek zaczyna rozumieć, że zrobił wszystko, co było w ludzkiej mocy, a mimo to przegrał. To właśnie była taka sytuacja”.