W imię Prawdy! C. D. 589

25 września 2024 roku – ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z encykliki św. Lenona XIII ,,Libertas Praestantissimum”:

,,Lecz w wierze i w nauce obyczajów uczynił sam Bóg Kościół uczestnikiem Boskiego nauczycielstwa, który też z jego Bożego daru nie może się mylić: dlatego jest największym i najbezpieczniejszym nauczycielem śmiertelników i posiada nienaruszalne prawo do wolności nauczania. Rzeczywiście też Kościół, opierając się na naukach od Boga otrzymanych, nic sobie tyle nie ważył, jak to, by święcie spełniał przekazane sobie od Boga posłannictwo: a mężniejąc wśród okalających go zewsząd trudności, nie przestawał nigdy walczyć za wolnością swego nauczycielskiego urzędu. Na tej to drodze, po spłoszeniu najnieszczęśniejszego zabobonu odmłodniał okrąg ziemi według chrześcijańskiej mądrości. Ponieważ zaś rozum przejrzyście uznaje, że prawdy z Bożego objawienia i prawdy naturalne nie mogą się sobie w rzeczywistości sprzeciwiać, tak, iż cokolwiek się z niemi nie zgadza, to tym samem fałszywym być musi, przeto Boskie nauczycielstwo Kościoła nie tylko nie powstrzymuje zapału do nauk i wzrostu umiejętności, ani żadną miarą nie opóźnia postępu cywilizacji, lecz raczej jak najwięcej wnosi światła i bezpieczną otacza opieką. Do udoskonalenia samejże wolności człowieka niemało przyczynia się i ta okoliczność, że od Jezusa Chrystusa Zbawcy wyszło to zdanie, iż przez prawdę staje się człowiek wolnym: „Poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi”. Dlatego też brak powodu, aby się rzetelna wolność obruszać miała albo prawdziwa nauka z przykrością znosiła sprawiedliwe i konieczne ustawy, jakimi według zgodnych żądań Kościoła i rozumu ludzka nauka ujęta być ma.

Co więcej, Kościół, kierując swą działalność głównie i przede wszystkim ku zabezpieczeniu chrześcijańskiej wiary, opiekuje się także, jak to istotnie nieraz udowodniono, wszelkim rodzajem nauk świeckich i podnosi je coraz wyżej. Dobrą bowiem w samej sobie, pochwały godną i pożądaną jest dążność do wyższej nauki: oprócz tego wszelkie wykształcenie, które zdrowy rozum zrodził, a które odpowiada prawdzie rzeczy, niepomierne ma znaczenie w wyjaśnieniu tego, w co za sprawą Boga wierzymy. I istotnie, Kościołowi zawdzięczać należy te bez wątpienia wielkie dobrodziejstwa, że tak chlubnie przechował pomniki mądrości starożytnej: że w wielu stronach pootwierał przybytki nauk, że zawsze podniecał ruch umysłowy, najgorliwiej te sztuki popierając, w które najwięcej stroi się ogłada naszego wieku. Wreszcie nie należy pomijać, że otworem stoi pole niezmierzone, na którym rozwijać się może działalność ludzka i swobodnie wyćwiczać zdolności: przedmioty mianowicie, które z chrześcijańską nauką wiary i obyczajów nie stoją w koniecznej łączności, albo co do których Kościół, nie wysuwając swej powagi, pozostawia uczonym zupełną wolność sądu.

Z tych uwag zrozumieć można, którą to jest i jaka w tym rodzaju wolność, której się domagają i którą z równą usilnością głoszą zwolennicy liberalizmu. Z jednej strony bowiem przyznają sobie i państwu taką swobodę, iż nie wahają się otwierać przystępu i drzwi wszelkiej przewrotności zdań: z drugiej Kościołowi w różnoraki sposób przeszkadzają, a jego wolność ścieśniają możliwie jak najcieśniejszymi granicami, chociaż z nauki Kościoła nie tylko żadnej szkody obawiać się nie trzeba, ale raczej bardzo wielkich korzyści oczekiwać.

Nauka o wolności sumienia

Głośno także zachwalają i ową, jak zowią, wolność sumienia: którą, jeśli ją tak rozumieć mamy, iż każdemu wolno według swego zdania czcić Boga, lub Go i nie czcić, zbijają powyżej przytoczone argumenta. Można ją jednakże i w tej myśli pojmować, że człowiekowi z poczucia obowiązku wolno być ma w państwie i bez jakiejkolwiek przeszkody pójść za wolą Boga i rozkazy Jego spełniać. Taka wolność, to prawdziwa wolność i godna synów Bożych, ona najzacniej strzeże osobistej godności człowieka i wyższą jest ponad wszelką przemoc i niesprawiedliwość: Kościołowi też była zawsze pożądaną i szczególniej drogą. Tego rodzaju wolności domagali się dla siebie wytrwale Apostołowie, utwierdzili ją pismami Apologeci, uświęcili krwią swoją Męczennicy niezliczonej liczby. I słusznie: wolność ta bowiem chrześcijańska zatwierdza najwyższą i najsprawiedliwszą władzę Boga nad ludźmi i na odwrót, pierwszy i największy obowiązek ludzi względem Boga. Nie ma ona nic wspólnego z buntowniczym i nieposłusznym duchem: i żadną miarą nie można o niej mniemać, jakoby się chciała spod posłuszeństwa publicznej władzy usuwać, wydawanie bowiem rozkazów i wymaganie posłuszeństwa dla nich nie indziej należy do praw władzy ludzkiej, jak tylko pod tym warunkiem, że w niczym nie stawa w sprzeczności z władzą Boga i że trzyma się granicy, jaką Bóg ustanowił. Gdy się zaś cośkolwiek takiego nakazuje, co się widocznie z wolą Bożą nie zgadza, to występuje się daleko poza oną granicę, a zarazem ściera się z powagą Bożą, a przeto jest sprawiedliwe, nie słuchać.

Przeciwnie, zwolennicy liberalizmu, co państwu przyznają despotyczną i nieograniczoną władzę, a przy tym głoszą, że w życiu nie trzeba mieć żadnego względu na Boga, nie uznają wcale tej wolności połączonej z uczciwością i religią, o jakiej właśnie mówimy: i oskarżają, że to wszystko, co się dla jej zachowania dzieje, dokonywa się z krzywdą państwa i przeciw niemu. Gdyby to prawdą być miało, natedy i najwstrętniejszemu panowaniu należałoby się ulegać i takowe znosić.

Najusilniej pragnąłby bezsprzecznie Kościół by te chrześcijańskie zasady, których dotknęliśmy się sumarycznie, przeniknęły sobą i wykonaniem wszystkie warstwy rzeczypospolitej. One bowiem posiadają najskuteczniejszą moc na uleczenie tegoczesnych bied, nie małych zaiste i nie lekkich, a zrodzonych po większej części z tych wolnostek, tak bardzo zachwalanych, a w których dopatrywano się ukrytych zawiązków szczęścia i chwały. Wynik zawiódł nadzieje. Zamiast słodkich i zdrowych owoców wyrosły cierpkie i skażone. Jeżeli lekarstwa szukają, niechże go w przywróceniu zdrowych doktryn szukają, od nich bowiem jedynie oczekiwać można z ufnością zachowania porządku, a tym samem i obrony prawdziwej wolności.”

W imię Prawdy! C. D. 582

24 września 2024 roku – ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z książki pt. ,,Teologia Moralna dla użytku plebanów i spowiedników” autorstwa kardynała Gousseta:

,,Sumienie prawe, czyli prawdziwe jest to, którego sąd zgodny z prawdą, z prawem; będzie prawe, jeżeli np. każe nam unikać bluźnierstwa, kłamstwa, krzywoprzysięstwa, zdrady. Sumienie jest błędne czyli fałszywe, kiedy nam przedstawia za dobry, czyn istotnie zły, albo uważa za czyn zły, to co jest dobre i pozwolone. Będzie błędne, jeżeli np. każe kłamać dla ocalenia życia bliźniego; spełnić mniejsze złe dla uniknienia większego złego.
Z błędem sumienia jest toż samo co z niewiadomością, która jest jego zasadą; jest on pokonalny lub niepokonalny. Błąd jest pokonalny, gdy działający mając jakąś wątpliwość, lub podejrzenie o dobroci lub złośliwości czynu i obowiązku zbadania, czy rzeczywiście czyn jest dobry lub zły a przecież nie przedsiębierze środków potrzebnych do zapewnienia się w tym względzie. Błąd jest niepokonalny, skoro się nie przedstawia w umyśle żadna wątpliwość, ani podejrzenie o naturze czynu, wtedy gdy się działa lub wtedy gdy się daje powód do jakiego czynu.
Niekiedy sumienie błędne staje się zawikłanem perplexa; gdy się czujemy związani dwoma przeciwnemi sobie obowiązkami; jak np. nie składać w sądzie fałszywego świadectwa, i w tymże czasie ocalić życie obwinionego. W takim przypadku czegokolwiek się czepimy, zdaje się nam, że zarówno Boga obrazimy.

Skoro sumienie jest prawe, już przez to samo jest naturalnem prawidłem działań ludzkich. Słuchać go we wszystkiem należy, czy to spełniając co nakazuje, czy wstrzymując się od tego co potępia, czy poważając to, co doradza jako środek udoskonalenia. Nie ma obowiązku iść za natchnieniem sumienia, kiedy przedmiotem jego jest tylko rada ewangeliczna; ale pogardzać niem nigdy nie należy.
Można także słuchać sumienia, którego błąd jest niepokonalny; co większa, obowiązkiem jest kierować się według niego, czy to spełniając to, co nam wystawia jako przepis prawa boskiego, czy unikając tego, co uważa za przeciwne temuż prawu. Niewolno nigdy postępować sprzecznie z głosem sumienia. Z drugiej strony, błąd o którym mowa, jest niepokonalny; wypada więc z potrzeby koniecznej postępować za świadectwem sumienia niepokonalnie błędnego, w każdym razie, gdy idzie o rzecz, o której sądzimy że jest przepisaną lub potępioną przez obyczajowość.
Postępując za sumieniem, którego błąd jest niepokonalny, nie tylko się nie grzeszy, ale nawet przypuścić można, iż ten, co spełnia czyn jakowy dlatego właśnie, że go uważa jako nakazany przez Boga, spełnia czyn zasługi, oczywiście nie względnie do przedmiotu materialnego, lecz przez usposobienie woli, od której głównie zależy złośliwość lub zasługa naszych czynów.
Ale nie tak się ma z sumieniem pokonalnie błędem. Błąd pokonalny będąc dobrowolnym, nie wymawia od grzechu: nie można więc iść za głosem tego sumienia; koniecznie sprostować je należy, usuwając błąd będący zasadą jego wyroku. Niema wszakże obowiązku czynić w tym względzie usiłowania nadzwyczajnego; dosyć będzie przyłożyć starania pospolitego, zwyczajnego, mając wzgląd na naturę czynu.

Niewiadomość czyli błąd pokonalny, zamiast wymawiać wykroczenia z niego wypływające, sam owszem jest grzechem, i to grzechem więcej lub mniej ciężkim, stosownie do materii i stosownie do większego lub mniejszego zaniedbania oświecenia się w obowiązkach swojego stanu. To zaniedbanie ma swoje stopnie; może być mniej więcej wielkie, mniej więcej winne; niewiadomość z niego pochodząca może nawet niekiedy wymawiać od grzechu śmiertelnego w przedmiocie ważnym.
Ten, czyje sumienie jest wahające się, powinien zasięgać rady ludzi roztropnych. Jeżeli nie może się radzić, powinien wybierać mniejsze złe, stawiąc zawsze przepisy prawa przyrodzonego, przed prawem stanowionem przepisy; prawa boskiego, przed prawem ludzkiem. Jeżeli jest niepewny w postanowieniu na której stronie jest złe mniejsze, nie zgrzeszy, przechylając się na którąkolwiek stronę; ponieważ wtedy nie jest swobodny. Bóg nie wymaga niepodobieństwa.

Spowiednik ma pewne obowiązki względem penitenta będącego w błędzie: ale te obowiązki są rozmaite, stosownie do okoliczności. Naprzód, powinien go ostrzedz i nauczyć, czy błąd jest w przedmiocie ważnym, a prócz tego czy go uważa za pokonalny i śmiertelnej winy; w takim razie milczenie spowiednika byłoby zgubne dla penitenta. Powtóre, winien oświecić sumienie penitenta, gdy ten pyta się go lub rady zasięga; powinien to wszakże czynić roztropnie, ograniczając się w pewnych razach na powiedzeniu tyle tylko co potrzeba; i tego jedynie o co był pytany. Po trzecie, obowiązany jest nauczyć penitenta, kiedy niewiadomość niepokonalna lub pokonalna ma za przedmiot prawdy, których znajomość przez wszystkich, albo przez wielu uczonych uważana jest za potrzebną do zbawienia niezbędnie. Po czwarte, toż samo gdy błąd niepokonalny penitenta zmierza na szkodę dobra publicznego; a to nawet i wtenczas gdy spowiednik nie ma powodu spodziewać się, aby jego ostrzeżenie było dobrze przyjęte. Po piąte, jest jeszcze obowiązany ostrzedz penitenta, którego niewiadomość jest niepokonalną, skoro ma nadzieję, że jego przestrogi nie zostaną bez korzyści i nie narażą na jakie ważne niedogodności; wtedy działa dla dobra penitenta. ,,Jeżeli niewiadomość będzie niepokonalna, naprzykład, gdy kto w dobrej wierze zatrzymuje rzecz cudzą, lub żyje w małżeństwie nieprawem, obowiązany wprawdzie upomnieć i nauczyć, jeżeli spodziewać się można dobrego skutku, lub nie ma obawy większego złego.”

Lecz, nie bacząc na przypadki, o którycheśmy wspomnieli, czy godzi się penitenta wywodzić z dobrej wiary, gdy błąd jego jest niepokonalny, jeżeli zwłaszcza nie ma nadziei, aby usłuchał rady mu danej; jeżeli się przewiduje, jeżeli się wnosi rozsądnie, że te rady będą dlań więcej szkodliwe niż pożyteczne? Nie można, według zdania, jakiego się trzymali po większej części teologowie, a w szczególności św. Alfons de Liguori. ,,Zdanie pospolite i prawdziwe naucza, mówi ten sławny nauczyciel, że jeżeli penitent jest w niewiadomości niepokonalnej, czy to świecki czy duchowny, a nie ma nadziei dobrego skutku, owszem roztropnie wnosić można, że upomnienie więcej zaszkodzi niż pomoże, wtenczas spowiednik może i powinien je opuścić, zostawiając penitenta w jego dobrej wierze.” Ani roztropność, ani miłość nie pozwalają ostrzegać penitenta, o którym mowa. Z dwojga złego wybierać mniejsze: a zapewne mniejsze jest złe pozwolić penitentowi popełnić grzech materialny, niżeli narazić go na niebezpieczeństwo spełnienia grzechu formalnego, i stania się winnym przed Bogiem. Nie mów, iż niegodny jest rozgrzeszenia, ponieważ będąc ostrzeżony, nie byłby skłonny do zachowania prawa; bo inna rzecz jest, że nie byłby skłonny w tej lub owej okoliczności, w tym lub owym przypadku; a inna znowu, że nie jest obecnie. ,,Wcale mówić się nie powinno że penitent jest nieusposobiony, dlatego napominamy nie usłuchałby spowiednika, lecz że byłby nieusposobiony gdyby był napomniany. Lecz spowiednik nie ma zważać na usposobienie przypuszczalne (czyli przyszłe), jakieby penitent mógł mieć, lecz na spółczesne, jakie teraz ma. Inaczej wieluby rozgrzeszyć nie można było, którzy tu i teraz o jakim grzechu, np. o zaparciu się wiary nie myślą; lecz przy zdarzonem prześladowaniu łatwoby się jej zaparli.” W powątpiewaniu, czy ostrzeżenie spowiednika będzie dobrze lub źle przyjęte przez penitenta, lepiej jest nie ostrzegać go wcale. ,,W powątpiewaniu zdaje mi się że jednostajnie rzec można, iż raczej unikać należy grzechów formalnych, niż materialnych. Jest to myśl św. Alfonsa de Liguori.”

W imię Prawdy! C. D. 552

6 września 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii słowa i liturgii godzin:

,,Bracia:
Niech uważają nas ludzie za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych. A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny.
Mnie zaś najmniej zależy na tym, czy będę osądzony przez was, czy przez jakikolwiek trybunał ludzki. Co więcej, nawet sam siebie nie sądzę. Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią.
Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamysły serc. Wtedy każdy otrzyma od Boga pochwałę”. 1 Kor 4, 1-5

„Niewątpliwie ubodzy zdobywają cnotę pokory łatwiej niż bogaci. Przyjacielem ubogich jest bowiem łagodność, natomiast bogatym towarzyszy zazwyczaj pycha. Jednakże i wielu bogatych umie posługiwać się swym bogactwem nie dla wbijania się w pychę, ale dla pełnienia dzieł miłosierdzia, uważając za swą największą korzyść to, co można ofiarować bliźniemu dla złagodzenia jego nędzy i cierpień.
W tej cnocie mogą mieć udział ludzie wszystkich w ogóle stanów. Wszyscy bowiem mogą mieć to samo wewnętrzne usposobienie, nawet nie mając tych samych dóbr. Nierówność posiadania dóbr materialnych nie ma znaczenia u tych, którzy są równi w dobrach duchowych. Błogosławione jest to ubóstwo, które jest wolne od przywiązania do dóbr doczesnych, nie dąży do pomnażania dóbr ziemskich, ale pragnie wzrastać w dobra niebieskie.
Apostołowie jako pierwsi po Chrystusie Panu dali przykład wielkodusznego ubóstwa. Porzucili wszystko bez wyjątku. Na głos wielkiego Nauczyciela zwyczajni rybacy rychło przemienili się w rybaków ludzi; wielu doprowadzili do naśladowania swej wiary, skoro w pierwszym okresie Kościoła wszyscy mieli jedno serce i jednego ducha. Porzuciwszy wszelkie swoje majątki i posiadłości, dzięki swemu świętemu ubóstwu stali się bogatymi w dobra wieczne. Jak świadczy przepowiadanie Apostołów, radowali się bardzo z tego, że nic nie mają na tym świecie, a wszystko mają w Chrystusie.
Dlatego święty Piotr Apostoł, poproszony o wsparcie przez człowieka chromego u wejścia do świątyni, odpowiedział: „Nie mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję: W imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, wstań i chodź”.
Cóż bardziej wzniosłego od takiej pokory? Cóż zamożniejszego od tego ubóstwa? Nie rozporządza pieniędzmi, ale rozporządza darami natury. Piotr swoim słowem uzdrowił tego, który urodził się chromym; nie ofiarował podobizny Cezara na monecie, natomiast odnowił w chorym obraz Chrystusa.
Z zasobów tego skarbca skorzystał nie tylko ten, kto otrzymał zdolność chodzenia, ale także owe pięć tysięcy ludzi, którzy na widok cudu uzdrowienia uwierzyli wezwaniu Apostoła. Ów zatem ubogi, który nie miał niczego, by dać proszącemu, ofiarował taką obfitość Bożej łaski, iż podobnie jak uleczył nogi jednego chromego, tak też uzdrowił serca wielu tysięcy ludzi. Tych, co byli chromi, uczynił wolnymi i swobodnymi w Chrystusie”.- św. Leon Wielki

Głęboko w sercu

Gdy wszyscy pełni byli podziwu dla wszystkich czynów Jezusa, On powiedział do swoich uczniów: «Weźcie wy sobie dobrze do serca te słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi». Lecz oni nie rozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli, a bali się zapytać Go o to powiedzenie. Łk 9, 43b-45

Czytaj dalej Głęboko w sercu

Elektroniczne sumienie

Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w sercu: Mój pan się ociąga z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; surowo go ukarze i wyznaczy mu miejsce z niewiernymi. Łk 12, 40. 45-46

Czytaj dalej Elektroniczne sumienie