Rozdział XII (Oaza) Rozdział XIII (Parafia św. Brata Alberta) Rozdział XIV (ZSSiH)

ROZDZIAŁ XII

RUCH ŚWIATŁO ŻYCIE DIECEZJI RADOMSKIEJ

Jak już wspominałem przygodę z Ruchem Światło Życie rozpocząłem dopiero w 2009 roku jako diakon w Skarżysku Kamiennej na 3 stopniu ONŻ z ks. Grzegorzem. Miałem poranne konferencje o Kościele. Napisałem 15 konferencji przed wyjazdem. Na pierwszej byłem skrępowany swoim tekstem, gdy na niego zerkałem. Następne dni uczyłem się swoich pisanych od serca tekstów, żeby nie patrzeć na kartkę. Chciałem mieć kontakt wzrokowy z młodzieżą. Poznałem wtedy żywy Kościół. Pragnąłem już co roku prowadzić oazy jako kapłan.

Ciężko mi wymienić miejscowości prowadzonych oaz. Spróbuję jednak. 2010 rok – III stopień ONŻ Skarżysko Kamienna z ks. Grzegorzem. 2011 rok – III ONŻ Skarżysko Kamienna z ks. Arturem. W roku 2012 nie dogadałem się z ks. proboszczem w sprawie urlopu wakacyjnego i musiałem przerwać prowadzenie oaz. Cierpiałem z tego powodu. Od roku 2013 do 2021 prowadziłem II stopień ONŻ kolejno w Bańskiej Wyżnej (nowy ośrodek), Bańskiej Wyżnej (stary ośrodek), Bańskiej Wyżnej (stary ośrodek), Białym Dunajcu, Zalesiu, Zalesiu, Lubomierzu, Lubomierzu, Lubomierzu.
Każde wakacje ok 17,18 dni byłe pełne posługi. Głosiłem słowo Boże dwa razy dziennie, ale żadnego dnia nie żałuję. Z wielu z tych oaza są piękne prezentacje. To był czas łaski, a już ostatnia oaza w 2021 została określona jednogłośnie jako MOCNA. Świadków jest wielu. Ja po prostu oddawałem się Duchowi Świętemu.

Jestem Panu Bogu wdzięczny za wspaniałych ludzi i wszystkie dary, które mi dał w posłudze w Ruchu Światło Życie. W 2021 roku musiałem podjąć decyzję, że już wystarczy, po pewnym ataku na moje prowadzenie…

Prezentacje z kilku oaz udało się utrwalić i umieścić na youtube:
Dla przykładu podaję link do prezentacji z jednej z barwniejszych oaz:
2014 https://www.youtube.com/watch?v=HhlVWwuMmdM

ROZDZIAŁ XIII

PARAFIA ŚW. BRATA ALBERTA W RADOMIU

Choć przychodziłem na tą wspaniałą parafię w połowie listopada 2012 roku jak żołnierz na front, to dzisiaj wiem, że to był czas cudów w moim sercu i w sercu tych, którzy otworzyli się na działanie łaski.

Zaczęło się śmiesznie. Umyłem samochód, żeby wstydu nie było już na starcie, gdy jechałem na pierwsze spotkanie z nowym ks. proboszczem. GPS poprowadził mnie przed drogę, gdzie było wszystko rozkopane i przyjechałem autem całym w błocie. Taka mała wpadka. Ks. proboszcz Marian wziął mnie najpierw do kościoła, a potem opowiedział o zadaniach: młodzież, ministranci, oaza i pielgrzymka. Wszystko było pięknie. Widział mój zapał. Cieszył się. Musiał mieć dobry wywiad. Wiedział, że pracowity kapłan przychodzi. Oddałem się Duchowi Świętemu i zacząłem od młodzieży. Miałem może kilka osób na początku. Był bardzo kreatywny animator Piotr, gorliwa i cicha Ola oraz kilku nieodkrytych młodych piłkarzy: Michał, Artur, Kuba, Szymon.

Gdy pierwszy raz zaprosiłem młodzież na oazę, to byli bardzo skrępowani i nie wiedzieli, że z księdzem można tak normalnie porozmawiać. Z czasem otwierali się na mnie. Rozpoczęła się machina pracy. Młodzieży przybywało. Pomogły nam rekolekcje ewangelizacyjne z Diakonią Ewangelizacji Ruchu Światło Życie. Ks. Artur z ekipą dali z siebie wszystko. Ja sam głosiłem słowo Boże dopiero trzeciego dnia, a już od pierwszego dnia nie mogłem wytrzymać bez głoszenia żywego Słowa Bożego. Czułem, że Duch Święty ma mocny przekaz. Po skończonych rekolekcjach grupa ewangelizacyjna nie chciała wracać do domów. Atmosfera była tak pełna miłości.

ROZDZIAŁ XIV

ZESPÓŁ SZKÓŁ SPOŻYWCZYCH I HOTELARSKICH

Przychodziłem na ciężki grunt szkoły średniej, w której mój poprzednik trochę podpalił ląd. Ja pojawiłem się z czystą kartą i otwartym sercem. Postanowiłem dać z siebie wszystko i nie myśleć o tym, co tutaj było. Wiedziałem, że Duch Święty będzie prowadził. Wcześniej uczyłem w Brzózie w przedszkolu, podstawówce i gimnazjum. Teraz w szkole średniej mogłem mieć skrzydła w pełni rozwinięte. Ewangelizacja szła pełną parą. Czułem się bardzo pewnie w katechezie. Zaprawili mnie w bojach młodzi z domu dziecka przez 6 lat odwiedzania ich i głoszenia im Ewangelii na spotkaniach. Pomogły mi praktyki w szkołach średnich w Starachowicach, gdy byłem diakonem. A najbardziej pomagała mi miłość do Boga i ludzi, a zwłaszcza młodzieży. Wiedziałem, że oni są przyszłością Kościoła, więc dawałem z siebie maksimum.

Bardzo przykładałem się do rekolekcji wielkopostnych. Zawsze był: zespół ludzi, ewangelizatorów, przedstawienia, świadectwa, kawiarenka, filmy, prezentacje, nabożeństwa. To było mnóstwo pracy, ale radość ogromna, gdy złowiło się dla Jezusa chociaż jedną młodą osobę. Młodzi rośli jak na drożdżach. Angażowałem do przedstawień nawet nauczycieli. Pamiętne przedstawienie z Panią od chemii i Panią od języka angielskiego pt. ,,Pociąg życia”. Było niesamowicie. Cały kościół młodych słuchał przekazu, że zbawienia nie jest łatwo dotrzeć i trzeba uważać na przeszkody. Zawsze jest jednak szansa nawrócenia.

Najmocniejszym jednak akcentem w ZSSiH był rok szkolny 2015/2016, kiedy miałem natchnienie, aby przez radiowęzeł zaprosić młodych na spotkanie w kościele w ramach przygotowań do Światowych Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 roku. Wtedy to w nocy miałem myśli, które musiałem zapisywać w telefonie, ponieważ miałem to ogłosić w szkole. Rano byłem tym tekstem poruszony i wstydziłem się. Nagrałem przekaz na dyktafon i wysłałem zaufanej osobie, do której miałem duży szacunek. Była to świecka moderatorka na moich pierwszych oazach w górach. Zaprzyjaźniona osoba dała dobrą recenzję. Nabrałem skrzydeł i poszedłem do dyrektora. Pozwolił na ogłoszenie. Najpierw poszło na przerwie i słabo było słychać. Dostałem zgodę, aby było w trakcie lekcji. Tak też się stało dwukrotnie. Przekaz pamiętam do dziś. Mówiłem bardzo cichym i powolnym głosem. Brzmiał tak:

,,Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus w tej szkole, w tym miejscu i w każdym sercu, które mnie teraz słucha! Mówi ks. Daniel, ten mały, marny, łysy, ale uśmiechnięty człowieczek. Mam dla was info z samej góry. Otóż zbliża się niezwykłe wydarzenie. Będzie niesamowity Gość. Znacie Go. Chodził po świecie dwa tysiące lat temu i chodzi do dzisiaj.
Dziewczyny, wiecie, że nie długo zbliżają się ostatki. Może nie macie z kim pójść, albo boicie się, że nie ustoi na nogach do końca imprezy. Otóż w tą sobotę możecie spotkać Kogoś, Kto jak raz powie, że jesteście piękne, to nie będziecie potrzebowały tego słyszeć już od nikogo. Chłopaki, On nie jest konkurentem. Dla Niego bycie we Trzech, to coś naturalnego. Jeżeli ktoś z was zastanawia się, co brałem, że mam takie jazdy, to chcę wam powiedzieć, że codziennie karmię się słowem Bożym i nie wiem, czy ktoś z was ma lepsze jazdy niż ja”.

Od tej pory wszyscy w szkole mówili mi: ,,Szczęść Boże”. Tylko jedna nauczycielka zaatakowała mnie w pokoju nauczycielskim. Dzisiaj nie jestem bardzo dumny z każdego słowa w tym przekazie, ale tak wtedy było. W pokoju nauczycielskim starałem się głosić Ewangelię podczas spotkań opłatkowych i przed Wielkanocą. Zawsze czytałem słowo Boże i starałem się złożyć głębokie życzenia prosto z serca. Kiedyś nawet powiedziałem, że mamy uczniom umywać nogi, jak Jezus to czynił Apostołom. Oczywiście szybko dostałem od kogoś kontrę. Mi po prostu chodziło o miłość i gorliwość w nauczaniu.

Wspaniale współpracowało mi się z katechetami: ks. Łukaszem, Grażynką, Mariuszem, Krystianem. Bóg naprawdę miał Bożą drużynę i dawał nam dobre owoce pracy. Szkoda, że w roku 2022 nie mogłem godnie pożegnać się z tym miejscem poprzez perturbacje, które mi zgotował ten z dołu…

Ciąg dalszy nastąpi…

ROZDZIAŁ VI SEMINARIUM

ROZDZIAŁ VI

SEMINARIUM

Egzaminy wstępne zdałem bez problemów. Starałem się odpowiadać sercem na pytania stawiane przez komisję. Pamiętam także rozmowę wstępną z ks. wicerektorem Jarosławem. Na pytanie, dlaczego, chcę zostać księdzem, odpowiedziałem: ,,chcę służyć Bogu i ludziom. Może w przyszłości zostanę misjonarzem”. Ks. wicerektor odpowiedział, że wybrałem seminarium diecezjalne, a to służba na terenie diecezji. To mnie zaskoczyło. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Pomyślałem, że najpierw trzeba zostać kapłanem, aby być potem misjonarzem, a potem już Bóg poprowadzi.

W parafii rodzinnej zacząłem służyć przy ołtarzu dopiero jako kleryk. Ks. Proboszcz uczył mnie wszystkiego jak dziecko. Pierwsze czytania na Mszy świętej były dla mnie pełne stresu. Myślałem, że połknę język, jak zobaczyłem, kto jest na kościele. Jednak powoli czułem się lepiej w prezbiterium. Najbardziej przeżywałem moment po przyjęciu Ciała Chrystusa. Długo klęczałem i rozmawiałem z Jezusem. Dziękowałem… Podobno moja twarz miała bardzo charakterystyczny wyraz. Mój młodszy brat aż zwracał mi uwagę, że koledzy śmieją się z niego, że jego brat tak ma. Mimo to byłem sobą. Pierwszym przyjacielem w zakrystii był Maciej, który rok później poszedł do seminarium. To była fantastyczna wiadomość. On uczył mnie wiele rzeczy. Już na pielgrzymce podpowiadał mi wszystko w sprawach liturgicznej służby ołtarza.

Tak więc idąc do Wyższego Seminarium Duchownego zostawiłem wszystko i byłem gotowy na nowe życie z Chrystusem. Marzyłem o postach o chlebie i wodzie w każdą środę i w każdy piątek. I nawet początkowo trochę udawało mi się to dzięki łasce Bożej.

Kurs wstępny w Dąbrówce był fantastyczny, ale wymagający. Bardzo mile wspominam ojca duchownego Macieja i mojego animatora, kleryka Jarosława. Pomagał mi także starszy kleryk Łukasz. Od razu polubiłem program modlitw oraz oczywiście granie w piłkę. Piękne były także spotkania dzielenia się słowem Bożym. Kleryk Łukasz dowiedział się ode mnie, że w seminarium uczy się na studiach katechetycznych moja była dziewczyna. Ostrzegł mnie, abym nie rozmawiał z nią na korytarzu, bo będę miał problemy.

Seminarium rozpocząłem z otwartym sercem i wielką gorliwością. Jak już wszystko zostawiłem, to teraz chciałem dać z siebie wszystko dla Boga i dla ludzi. Nie chciałem zniszczyć daru, który dał mi Bóg. I tak przyjąłem sercem wszystkie zasady. Regulamin spełniałem w pełni. Wcześnie rano chodziłem do kaplicy, gdy jeszcze było ciemno. Adorowałem wieczorem Jezusa, ile tylko mogłem. Uczyłem się na studium gorliwie. Nie lubiłem zbyt długich posiedzeń przy kawie i rozmawiania o światowych rzeczach. Wolałem modlitwę i ćwiczenia fizyczne.

Najmilej wspominam chodzenie do domu dziecka na ul. Staromiejską. Do dzisiaj pamiętam tą młodzież, ich twarze, imiona: Kamila, Krystiana, Doriana, Piotra, Bartka, Piotra, Sebastiana, Adama, Fiołka, Jaroszków, Ewę, Anitę, Sonię, Roksanę, kochane siostry i tak wiele osób… Dawałem tam całe swoje serce i otrzymywałem od nich stokroć więcej miłości i zaufania. Tak było przez 6 lat i wiele tych relacji trwało jeszcze długo.

Bóg dał mi bonus w seminarium. Zostawiając granie w piłkę nożną w klubie gminnym, nie sądziłem, że szybko wrócę do treningów, a nawet trenowania. Już na pierwszym roku dostałem do trenowania drużynę miejscowych chłopaków. od ks. dyrektora i miejscowego proboszcza Janusza.  To był klub Barka. Jako kleryk mogłem trenować i ustawiać sparingi.

Natomiast w drużynie kleryckiej dostałem się do pierwszego składu, a nawet miałem prowadzić rozgrzewki. Czego nie lubili starsi koledzy. Gdyby lubili, to już w pierwszym roku bylibyśmy mistrzami Polski, a tak to było tylko trzecie miejsce. Pamiętam dobrze ten pierwszy rok i finały, które odbywały się w Siedlcach. Mieliśmy pakę, ale i pychę. Niestety przez to drugie zapłaciliśmy dużą cenę. Na Mistrza Polski musiałem czekać do szóstego roku, w którym miałem łaskę być kapitanem i po odebraniu pucharu mogłem powiedzieć: ,,szanujmy słabszych kolegów na boisku, bo jak będziemy popisywać się i traktować słabszych jak tyczki, to wcale nie będą ćwiczyć, a przez to ich zdrowie będzie słabło”. Czułem, że pierwsze miejsce i bycie kapitanem było wolą Bożą, aby to potem powiedzieć.

Na drugim roku pojawiła się poważna próba. Moja była dziewczyna powtarzała drugi rok na studiach katechetycznych i mieliśmy być na jednym roku przez 4 następne lata. Gdy mi to powiedziała, to odpowiedziałem, że damy radę. Ale jak przyszło co do czego, to poprzeczka była wysoko. Dużo modliłem się i rozmawiałem z kierownikiem duchowym. W momencie największego znaku zapytania przyszło zrozumienie, że ja mam w sercu wdzięczność do niej, a nie miłość. Mojej drogi byłem pewny na 100%. I tak poprzeczkę dwa metry w skoku wzwyż przeskoczyłem na kolanach, dzięki modlitwie i mądremu kierownictwu duchowemu.

W seminarium korzystałem z wiedzy i duchowości księży wychowawców i profesorów. Jestem wdzięczny wszystkim. Widziałem, że ojciec duchowny jest ze mnie dumny i zadowolony. Opiekunowie drużyny piłkarskiej mieli ze mnie pożytek. Jeden od razu powiedział, że mam być gwiazdą. Na co ja odpowiedziałem, że ja chcę pokornie tylko pomóc tyle, ile potrafię. Wiele moich cech zostało odkrytych i umocnionych przez wychowawców. Mój proboszcz ks. prałat Henryk powiedział, że kto będzie miał mnie na parafii, to będzie miał wielki pożytek. Ks. od homiletyki ks. dr Sławomir powiedział na ćwiczeniach, że słów to mi nie zabraknie na kazaniach. Ks. od liturgiki ks dr Dariusz powiedział, że mam bardzo dobry głos, gdy były ćwiczenia celebracji Najświętszej Ofiary. Tutaj muszę wspomnieć, że ok. trzeciego roku seminarium głosił nam rekolekcje pewien egzorcysta. Był chudy, wyposzczony i pełen Bożego dostojeństwa. Celebrował z taką miłością Najświętszą Ofiarę i unosił Jezusa tak powoli, że od razu zapragnąłem tak podnosić Chrystusa (co miało okazać się w przyszłości wielkim darem, a jednocześnie słodkim jarzmem).

Mile wspominam świeckiego profesora od filozofii Pana Ptaszka. Ależ miał pasję do przedmiotu. Zbierałem jak pszczoła to, co dobre. Trudne sprawy przemadlałem. Wśród kleryków byłem średnio lubiany. Gdy zostałem magistrem ordinis i miałem wyznaczać rejony do sprzątania, a potem sprawdzać je, to zaczęło się sporo trudności. Za dawanie powtórek doczekałem się nawet kazania pewnego diakona na mój temat, jakim to ja jestem faryzeuszem nakładającym ciężary. Dzięki łasce uniosłem to oraz wiele innych zniewag, które oddaję Bożemu miłosierdziu i Bożej sprawiedliwości. Wybaczyłem wszystkim i proszę pokornie o wybaczenie, jeśli ktoś ma do mnie jakiś żal.

Pewnego razu podczas adoracji Bóg pokazał mi moich kochanych współbraci, do których powinienem pójść i wyciągnąć rękę. Przypomniał mi, że do dziewczyny tak czyniłem nawet wtedy, gdy nie czułem się winny. Wiedziałem, że wygranym w oczach Boga jest ten, kto jest otwarty na dialog i pojednanie. Tak też zrobiłem. Jeden z braci tylko uśmiechnął się dziwnie. Drugi miał drzwi zamknięte, a trzeci odpowiedział, że ze mną to się nie da, bo wychowawcy mówią, że mnie to powinno się naśladować. Dodał, że nie wyobraża sobie w przyszłości ze mną pracować. (oczywiście Bóg ma poczucie humoru i tak się w przyszłości stało).

Przez cały okres seminarium chodziłem na pielgrzymki piesze do Częstochowy z grupą z rodzinnej parafii. To był wspaniały czas uwielbiania Boga przez Niepokalane Serce Maryi. Cały czas dziękowałem za piękne prowadzenie i wszelkie łaski.

Chyba dwa razy szedłem także do Niepokalanowa na pielgrzymkę trzeźwościową. Raz proboszcz powiedział, że chyba za dużo tych praktyk wybrałem. To z rana byłem w parafii na Mszy świętej, a potem wsiadałem na rower i jechałem do pielgrzymów. Ktoś brał mój rower przez cały dzień, a ja po całym dniu pielgrzymowania wracałem do domu i znowu byłem rano na Mszy w parafii i znowu na rower. Tak było przez 3 dni. To było Boże szaleństwo. Gdy trzeciego albo czwartego dnia miałem wrócić ok. 60 km na rowerze po kilku odcinkach pielgrzymowania i porannego pojechania 30 km do pielgrzymów i jeszcze była szalona burza, a ja byłem na rowerze między szalejącymi końmi w Wyśmierzycach… Anioł Stróż pomógł i jak żółw błotnisty dojechałem do domu.

Drugą praktyką wakacyjną były obozy z caritasu dla ubogiej młodzieży z moim byłym wychowawcą Dariuszem oraz kolegami klerykami jako opiekunami Maciejem i Pawłem. To był wspaniały czas z górami w tle.

Po święceniach diakonatu miałem takie ciekawe zdarzenie. Gdy zawiozłem z kolegą ciasto do domu dziecka na ul. Kolberga po uroczystościach, to panie opiekunki zapytały, z jakiej to okazji. Odpowiedziałem, że mieliśmy święcenia diakonatu. Zapytały, co tam się ślubuję. Odpowiedziałem i zostałem słownie atakowany przez jakieś 20 min i to jak z karabinu maszynowego. Nawet nie mogłem nic odpowiedzieć. Jak już tak wystrzelały wszystko i patrzyły głupio w sufit, to powiedziałem, że Kościół nie strzela, ludzie sami odchodzą. Jedna z pań odpowiedziała: ,,idealista się trafił, zniszczą cię tam”. Uśmiechnąłem się i nie rozumiałem, że to był duchowy atak przez te biedne osoby.

Na ostatnim roku seminarium pojechałem jako diakon na oazę 3 stopnia do Skarżyska Kamiennej z ks. Grzegorzem. Uznałem, że oaza jest kolejnym po pielgrzymce najpiękniejszym czasem w roku. I tak miałem prowadzić później oazę jeszcze ok. 10 razy (2 razy 3 stopień młodzieżowy i 8 razy 2 stopień młodzieżowy w górach).

Ciąg dalszy nastąpi…

Panama z plebiscytem w tle

Już za kilka godzin będę w drodze na Światowe Dni Młodzieży do Panamy. Proszę o modlitwę. Zabieram Was w swoim sercu i także będę pamiętał w modlitwie. Kocham Was i dziękuję za to, że czytacie moje proste refleksje nad słowem Bożym.

Wracam dopiero 2 lutego. Dlatego też nie będzie wpisów. Podczas mojej nieobecności będzie głosowanie na człowieka roku 2018 w Radomiu w kategorii – Działalność społeczna i charytatywna. Jeśli ktoś pragnie zagłosować, aby ukazać szerszemu gronu postawę miłości do bliźniego, to będę wdzięczny.

Wystarczy wysłać smsa o treści ERC.63 na nr. 72355 koszt 2,50 zł.
Wynik zostawiam Bogu i Wam 😉
Przesyłam także link do Plebiscytu, abyście mogli widzieć wyniki:
https://echodnia.eu/p/kandydat/ks-daniel-glibowski%2C430049/

PS Pisanie dla Was to wielka przyjemność. Nie zarabiam na tym, więc może i to jest cel charytatywny, aby karmić spragnione serca. Tylko w roku 2018 Bóg dał mi łaskę napisać dla Was 322 wpisy! Chwała Panu!

COME TO CRACOW! World Youth Day 2016

Since, then, we have the same spirit of faith, according to what is written,I believed, therefore I spoke, we too believe and therefore speak, knowing that the one who raised the Lord Jesus will raise us also with Jesus and place us with you in his presence. Everything indeed is for you, so that the grace bestowed in abundance on more and more people may cause the thanksgiving to overflow for the glory of God. 2 COR 4:7-15

Read more

Duch wiary – MOC ŚDM!

Cieszę się przeto owym duchem wiary, według którego napisano: «Uwierzyłem, dlatego przemówiłem»; my także wierzymy i dlatego mówimy, przekonani, że Ten, który wskrzesił Jezusa, z Jezusem przywróci życie także nam i stawi nas przed sobą razem z wami. Wszystko to bowiem dla was, ażeby w pełni obfitująca łaska zwiększyła chwałę Bożą przez dziękczynienie wielu. 2 Kor 4, 13-15

Czytaj dalej