Pragnienie miłości

Gdy Jezus usłyszał o śmierci Jana Chrzciciela, oddalił się stamtąd w łodzi na miejsce pustynne, osobno. Lecz tłumy zwiedziały się o tym i z miast poszły za Nim pieszo. Gdy wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi i uzdrowił ich chorych. A gdy nastał wieczór, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: „Miejsce to jest puste i pora już spóźniona. Każ więc rozejść się tłumom: niech idą do wsi i zakupią sobie żywności”. Lecz Jezus im odpowiedział: „Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść”. Odpowiedzieli Mu: „Nie mamy tu nic prócz pięciu chlebów i dwóch ryb”. Mt 14, 13-17

Wyobraź sobie powyższą scenę… Jezus dowiaduje się o okrutnej śmierci Jana Chrzciciela… Ma pragnienie zostać sam… Idzie na pustkowie… Chce pobyć chwile na modlitwie… Tłum jednak nie pozwala Mu odpocząć… Jezus mimo zmęczenia i ciężkiego duchowego doświadczenia – lituje się nad tłumami i uzdrawia chorych… Po czym nastaje wieczór… Ludzie są głodni… Uczniowie chcą rozesłać ludzi… A Jezus stanowczo mówi – to wy dajcie im jeść… Ci odpowiadają, że nie mają nic oprócz kilku chlebów i rybek…
Znowu przypomina mi się pole woodstockowe… Miałem ogromne wewnętrzne przekonanie, że Jezus pragnie, bym karmił Nim te osoby, które spotykałem… Podobnie, jak uczniowie mogłem powiedzieć – czym ja mam nakarmić te tłumy? Przecież jest we mnie tak mało Ciebie… Brakuje mi zdolności i talentów… I tu dało się usłyszeć – po prostu bądź pośród nich… Słuchaj ich z pokorą… Patrz na nich z miłością i zrozumieniem… Obdarzaj ich ciepłym uśmiechem… Głoś moje miłosierdzie…
Po takich wewnętrznych natchnieniach miałem o wiele więcej ufności, pokoju i zapału, by iść do tych ludzi… W pewnym momencie byłem wystawiony na próbę… W dziwnych okolicznościach dwie dziewczyny z premedytacją odstawiły przed mną bardzo namiętną scenę… Jakby chciały pokazać mi na siłę swoją miłość… Te 2 minuty trwały wieczność… Ale w duchu pytałem Boga – dlaczego chcesz, abym tu i teraz stał i patrzył na tę scenę?… Poczułem, że Bóg patrzy na nie z miłością… Nie potępia ich, jako osób… Wiedziałem, że chce, abym im to powiedział… Po zakończeniu przedstawienia – jedna z aktorek czeka na moją reakcję… (Jest zaskoczona, że jeszcze stoję…) Po czym chce mnie uprzedzić i powiedzieć, że kościół i księżą są, jak beton, mur i ściana, których nie da się ruszyć i nie ma w nich krzty człowieczeństwa… W końcu mówię, że Bóg ją kocha i patrzy na nią z miłością, a ja też tak patrzyłem na nią i nie potępiam jej… Ze łzami w oczach przyjęła błogosławieństwo i podziękowała za to, że jest we mnie człowiek, który dostrzegł człowieka…
Tak sobie teraz myślę, że czasami można kogoś nakarmić samym spojrzeniem miłości…
Panie przenikaj mój wzrok… To Ty we mnie patrz na ludzi oczyma Twojej miłosiernej miłości…

Dodaj komentarz