23 lutego 2024 roku
W tym dniu przeczytałem również ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Wydanie świętego Maksymiliana w ręce oprawców”:
,, – Czy święty Maksymilian mówił z bratem o tych, którzy chcieli go wydać?
– W czasie dyktowania książki robił przerwy na kontemplację i modlitwę. Pewnego dnia powiedział: ,,Ktoś jest bardzo zawzięty na klasztor i oskarża go przed Niemcami”. Zrozumiałem, dlaczego mówił nam, abyśmy byli gotowi na wypadek aresztowania czy wysiedlenia. Spakowaliśmy węzełki. Uderzyło mnie, że święty Maksymilian kazał mi się modlić nie za nas, zagrożonych, tylko za tamtą duszę, by nie zginęła. Potem zrozumiałem, że nie zostaliśmy powołani, by troszczyć się o siebie.– W medytacjach świętego Maksymilian znalazłem dwa zdania: ,,Skarbem są bracia krzyżujący, kochaj ich”. ,,Źli czyszczą dobrych”. Czy to, że święty Maksymilian modlił się za tych, którzy go wydali, mogło do nich dotrzeć?
– Nie wiadomo. W jednym wypadku może tak.
– Szczególnie interesował się nimi? Może dlatego, że byli narzędziami w jego postanowieniu świętości? Agent jest zależny od osoby inwigilowanej. W wypadku świętego Maksymiliana uzależnienie było głębsze, choć im się zdawało, że zależą wyłącznie od gestapo.
– Myśl jest dobra, tylko powierzchowna. Święty Maksymilian, jeśli bez ich wiedzy nadawał kierunek ich pracy, to tylko po to, by skupić na sobie ich raporty.
– Widać to w rozmowie z Lemkiem, którego całkowicie odseparował od dostępu do braci i skierował jego uwagę na siebie.
– Tak samo inne osoby przyjmował sam. Podobnie, gdy odrzucał ostrzeżenia, to było formą wpływania na sytuację.
– Gdy zaczynała się modlitwa za tych, którzy go wydawali, czy święty Maksymilian wymieniał ich imiona, nazwiska i skąd się wzięła wiedza brata?
– Nie wymieniał nawet imion, a ja nie mogłem zadawać pytań mojemu gwardianowi”.
W tym dniu przeczytałem ciekawe treści w książce pt. ,,Zakazana polskość świętego Piusa X”:
,,Miłe bardzo spotkanie czekało ks. Sarto w seminarium w Treviso, gdyż rektorem zakładu był ks. Piotr Jacuzzi, dawny wikary z Riese, któremu nowy spirytualny tyle zawdzięczał i z którym łączyły go węzły tak ścisłej przyjaźni. Towarzystwo drogiego opiekuna lat młodocianych, praca nad młodzieżą, którą ks. Sarto zawsze tak bardzo kochał, trudna wprawdzie i nieraz bardzo uciążliwa, ale miła niezmiernie, myśl, że pracą swoją bliźnim dużo dobrego sprawić może – uprzejmniać miały ks. Sarto przeniesione ze Salzano na grunt obcy dotychczas i nieznany. A posilenia potrzebował takiego bardzo; zawsze pokorny, ceniący siebie bardzo nisko, lękał się, czy nowym obowiązkom podoła; dowodem najlepszym – pierwsze przemówienie, jakie miał do kleryków, jako ich nowy ojciec duchowny. ,,Sądzicie może – mówił – że przychodzę do was z doświadczeniem, nabytem przez długoletnią pracę wśród uczącej się młodzieży, z głębokiemi wiadomościami w ascezie i w teologii, z darem wymowy wybitnym, tak uzdolniony, abym wam mógł z całą pewnością drogę wskazywać, po której was Bóg prowadzić pragnie; oświadczam wam otwarcie, że z tego wszystkiego nic nie posiadam; jestem tylko biednym proboszczem wiejskim, którego tutaj sprowadziła Wola Boża; a skoro już sam Pan tak chciał, więc i wy musicie z tem się pogodzić i słuchać nauk biednego wiejskiego proboszcza i wybaczyć, jeżeli powierzyli mnie, tak niegodnemu i nieuzdolnionemu”
Wnet jednak nowy ojciec duchowny umiał zjednać sobie serca wszystkich wychowanków przez swoją, tak sobie wrodzoną prostotę, przez nauki proste, niewyszukane, w których zupełnie nie zabawiał się w żadne subtelne roztrząsania, lecz w sposób praktyczny gotował młodych lewitów do życia, jakie kiedyś wieść mieli wśród zepsutego świata. Zawsze łagodny i pełen słodyczy, z całą surowością występował przeciw obłudzie, pochlebstwu i przeciw fałszywemu wstydowi, który jest taką przeszkodą, gdy chodzi o mężne wyznawanie wiary, lub o wierność dla obowiązku”.
*
,,Sprawiedliwość wreszcie zwyciężyła; po dwóch latach i ośmiu miesiącach od śmierci kardynała Agostiniego rząd włoski ustąpił i dnia 5 września 1894 r. udzielił swego ,,exequatur” bulli papieskiej, mianującej kardynała Sarto patryarchą weneckim, w dniu, w którym Wenecya święci uroczystość jednego z największych swych synów, św. Wawrzyńca Giustiniani, pierwszego biskupa weneckiego, który piastował godność patriarchy.
Nowy patryarcha mianowany już dawno przez Ojca św., dziś, przez ustępstwo rządu włoskiego mając otwarte wnijście do swej owczarni, dzień 24 listopada 1894 r. naznacza jako dzień przybycia swego do Wenecyi, a tymczasem w gorących słowach zwraca się w liście pasterskim do swej dyecezyi nowej, podając w nim niejako program całej swej działalności; nie zakrywa przed sobą trudności, na jakie miał natrafić, wie, jak smutnym jest – ogólny stan w Kościele, dlatego jako zadanie stawia sobie i wiernym – powrót do Ewangelii we wychowaniu, w życiu rodzinnem, w stosunkach społecznych, jednem słowem już przy objęciu dyecezyi weneckiej, jako program swej pracy stawia to samo, co w dziewięć lat potem stanowić będzie myśl zapowiednią papieskich rządów: ,,omnia instaurare ich Christo” – ,,wszystko odnowić w Chrystusie”. W osobnem orędziu zwraca się do kapłanów dyecezyi mantuańskiej i weneckiej, wskazuje im na niebezpieczeństwa zagrażające wierze, Kościołowi, wzywa do pracy usilnej, gorliwej na każdym polu, przestrzega, by się nie zrażali ironią pism humorystycznych, obelgami dzienników politycznych, napaściami i czynnemi nawet zniewagami, bo w czasach dzisiejszych kapłan musi być przygotowanym na wszystko, i mimo przeciwności, oszczerstw, zniewag osobistych, powinien wytrwać w swojem posłannictwie i przed niczem się nie ugiąć”.