W imię Prawdy! C. D. 160

25 stycznia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści dotyczące nawrócenia świętego Pawła:

,,Kościół tak nadzwyczajne łaski od Boga otrzymał za pośrednictwem świętego Pawła, że uznał właściwem uczcić szczególną uroczystością pamiątkę jego nawrócenia, po którem nastąpiło nawrócenie narodów pogańskich. Święto też dzisiejsze, jest świętem dziękczynnem za łaskę cudownego powołania błogosławionego Pawła do apostolstwa, i jego tak skutecznego do pogan posłannictwa. Zwyczajem było w Starym Zakonie, obchodzić uroczyście pamiątki świetnych zwycięstw, odniesionych nad nieprzyjaciółmi kraju, lecz czyż jest jakie zwycięstwo, któreby tyle przyniosło Kościołowi pożytków, i tyle poddało mu ludów, jak to które Pan Jezus odniósł nad najzawziętszym prześladowcą wiernych, i przez które największego wroga swojego, jakim był święty Paweł przed nawróceniem się, przemienił w najgorliwszego obrońcę swojej Ewangelii, uczynił naczyniem wybranem, nauczycielem ludów pogańskich i jednym z najpierwszych swoich apostołów. Słusznie więc pamiątkę tego uroczyście święcimy.

Szaweł, który po nawróceniu przyjął imię Pawła, rodem żyd, był z pokolenia Benjamina. Przyszedł na świat w kilka lat po narodzeniu Chrystusa Pana, w mieście Tarsie, stolicy Cylicyi, z ojca należącego do sekty Faryzeuszów, to jest tych Żydów, którzy chcieli uchodzić za najgorliwszych przestrzegaczy starego prawa, i na pozór bardzo surowych byli obyczajów. Pierwsze lata swoje spędził w Tarsie, gdzie słuchał nauk wykładanych po grecku, jak w Aleksandryi i atenach. Ponieważ go Pan Bóg obdarzył nadzwyczajnemi zdolnościami, a przytem bardzo był rozmiłowany w naukach, rodzice posłali go do Jerozolimy, dla słuchania tam wyższych wykładów w szkole Gamaliela, sławnego podówczas mistrza starego Zakonu. Tam starannie wyuczony został wszystkiego, co się tyczyło religii, zwyczajów i obrzędów żydowskich. W skutek tego stał się on najgorliwszym przestrzegaczem praw Starego Zakonu, był nieposzlakowanych obyczajów, lecz oraz najzagorzalszym obrońcą sekty Faryzeuszów.

Taka gorliwość i przywiązanie do Starego Zakonu wyrodziły w nim najnieprzyjaźniejsze uprzedzenie przeciw religii chrześcijańskiej: okazał się też on jednym z najzawziętszych nieprzyjaciół Chrystusa Pana i Jego wyznawców. Był z liczby żydów z Cylicyi, którzy powstali na świętego Stefana, rozprawiając z nim publicznie, a nawet należał i do tych, którzy najusilniej domagali się jego śmierci. Gdy tego świętego Męczennika kamienowano, Szaweł zbyt wówczas młody, aby mógł w tem brać udział, chciał przynajmniej należeć do tego czynu, strzegąc odzienia tych, którzy rzucali na Stefana kamienie, aby tym sposobem, jak się wyraża święty Augustyn, przez ręce wszystkich, którzy go kamienowali, sam go zamordowywał.

Krew tego pierwszego Męczennika powiększyła jeszcze bardziej zawziętość żydów na chrześcijan. Wszczęło się okrutne prześladowanie wiernych w Jerozolimie, a Szaweł przechodził wszystkich w swojej zawziętości na sługi Chrystusowe. Zachęcany do tego przez swoich współwyznawców, i od starszych Synagogi upoważniony, żadnej miary w ściganiu nawróconych żydów nie zachowywał. Wpadał do domów, wyciągał z nich wszystkich, których uważał za chrześcijan, i okutych w kajdany wtrącał do więzienia. Otrzymał od Kajfasza, wielkiego kapłana, szczególne polecenie wyśledzania wiernych, i pastwienia się nad nimi. Przebiegał z synagogi do synagogi, kazał bić i chłostać okrutnie wszystkich, którzy wierzyli w Jezusa Chrystusa, i używał wszelkich środków: jużto świetnych przyrzeczeń, jużto gróźb i mąk, dla zmuszenia ich do odstępstwa od wiary. Wieść o tem rozeszła się po całej Palestynie, i wszyscy nowi chrześcijanie poczytywali Szawła za najzawziętszego prześladowcę swojego, za najzaciętszego wroga Jezusa Chrystusa, i na samo jego imię drżęli. Zdawało się, że Ziemia-żydowska, Galilea i cała Palestyna były za ciasnem polem dla zapamiętałości tego prześladowcy Kościoła. Wzdychał on tylko za mordem, a na samo wspomnienie o chrześcijanach, w najstraszniejszych groźbach się rozwodził.

Dowiedziawszy się, że liczba wyznawców wiary świętej codziennie wzrastała w Damaszku, wielkiem mieście, za górą Libanu położonem, wyjednał sobie od najwyższego kapłana listy do synagog tamtejszych, upoważniające go do schwytania tam wszystkich chrześcijan, jakich znajdzie, i przyprowadzenia ich uwięzionych do Jerozolimy. Zamierzał zaś to uczynić w tym celu, aby w tem mieście, w którem już najokrutniej obchodzono się z wiernymi, mógł on tem swobodniej nad nimi się pastwić, mając zamiar sam jeden wytępić do szczętu nowo powstające wyznanie. Takim był Szaweł, gdy się udawał do Damaszku.

Owoż na kilka już tylko staj był już od tego miasta, kiedy oto wśród południa, ujrzał zstępującą z nieba jaśniejszą od słońca światłość, która go otoczyła wraz z tymi, którzy mu towarzyli. Wszyscy zdjęci trwogą obaleni zostali na ziemię, a Szaweł usłyszał głos wołający do niego po hebrajsku: ,,Szawle, Szawle, dlaczego mnie prześladujesz: trudno jest tobie przeciw ościeniowi wierzgać”. Bardziej więc jeszcze tem przestraszony, zawołał: ,,Ktoś jest Panie?” – ,,Jam jest Jezus, którego ty prześladujesz”, odpowiedział Zbawiciel. A Szaweł cały drżący od wzruszenia, ,,Panie, powiada, co chcesz abym czynił?” Wtedy Zbawiciel kazał mu z ziemi powstać, a chociaż miał go posłać do pewnego człowieka mieszkającego w Damaszku, dla dowiedzenia się od niego co ma uczynić, przypuszczać jednak można, że niezwłocznie Sam mu zapowiedział, do czego go powołuje i przeznacza, i że wtedy w podobne słowa przemówił do niego wewnętrznie; ,,Podnieś się, rzekł mu Pan Jezus, i stań na nogach, gdyż oto objawiłem się tobie w tym celu, aby cię uczynić świadkiem i nauczycielem rzeczy, któreś widział, i tych, które ci jeszcze okaże. Wyrywam cię bowiem z błędów, w które pogrążony jest twój naród, a przeznaczam cię do ludów pogańskich, abyś im otworzył oczy, iżby przeszli z ciemności do światła, z pod panowania szatańskiego pod panowanie Boże, i aby otrzymali odpuszczenie grzechów, a przez wiarę we mnie dostąpili dziedzictwa Świętych”.

Gdy tedy to wszystko się działo z Szawłe, ci, którzy towarzyszyli mu w drodze, podniósłszy się z ziemi, długo przyjść do siebie nie mogli. Głos przemawiający słyszeli, lecz nie widzieli nikogo. Szaweł zaś powstawszy, chociaż oczy miał otwarte, zupełnie zaniewidział, tak, że trzeba było podać mu rękę, żeby go zaprowadzić do Damaszku. Zawiedli go tedy do pewnego mieszkańca, nazwiskiem Judasza, gdzie przebył trzy dni, nie odzyskawszy wzroku, a przez cały ten czas nie jadł i nie pił.

Był wtedy w Damaszku jeden z uczniów Pana Jezus, nazwiskiem Ananiasz, człowiek wielkiej pobożności, którego cnotom oddawali sprawiedliwość i sami żydzi. Pan Jezus objawił mu się w widzeniu, i kazał iść na ulicę, zwaną Prostą, do pewnego podróżnego, zwanego Szawłem z Tarsu, znajdującego się w domu Judasza, a którego zastanie na modlitwie. Ananiasz, przestraszony na samo imię Szawła, rzekł: ,,Panie, słyszałem od wielu o tym mężu, jako wiele złego uczynił Świętym Twoim w Jeruzalem. I tu ma moc od najwyższych kapłanów, wiązać wszystkich, którzy wzywają imienia Twojego. A Pan rzekł do niego: idź, albowiem ten mi jest naczyniem wybranem, aby nosił imię przed narody i królmi i syny Izraelskimi, bo mu ja okażę, jako wiele potrzeba cierpieć dla imienia mego”. Podczas zaś gdy to mówił Zbawiciel Ananiaszowi, Szaweł w objawieniu widział go wchodzącego do mieszkania, w którym się znajdował, i wkładającego nań ręce, aby wzrok odzyskał.

Ananiasz spełnił bez odwłoki dany mu rozkaz przez Pana Jezusa, i udał się do wskazanego domu, gdzie mieszkał Szaweł, i przybywszy tam, włożył na niego ręce i rzekł: ,,Szawle, Szawle, bracie, posłał mię Pan Jezus, który ci się okazał w drodze, którąś szedł, abyś przejrzał, a był napełnion Duchem Świętym. A natychmiast spadły z oczu jego jakby łuski, i wnet przejrzał”.

Wtedy Paweł, pełen świętego wesela i najżywszej dla Boga wdzięczności, gdy mu i Ananiasz zdał sprawę z tego, co mu był powiedział Pan Jezus o powołaniu Pawła, prosił go o Chrzest święty. Udzielił mu go Ananiasz, a przy nim Duch Święty napełnił go swoimi darami. Według powszechnego podania Paweł miał wtenczas lat trzydzieści sześć. Przed odejściem z Damaszku nowopowołany ten Apostoł miewał kazania w synagogach, głosząc, że Pan Jezus, którego sam w sługach Jego prześladował, jest prawdziwym Messyaszem, Synem Boga Przedwiecznego. ,,Zdumiewali się wszyscy, którzy słuchali, i mówili: izali nie tento jest, który burzył w Jeruzalem tych, którzy wzywali tego Imienia, i tu na to przyszedł, aby je powiązawszy wiódł do przedniejszych kapłanów”. W istocie był to tenże sam Szaweł, lecz już cudownie nawrócony, a pełen Ducha Świętego, wzmacniał się daleko więcej, i zawstydzał żydów, którzy mieszkali w Damaszku, twierdząc, iż Pan Jezus jest Synem Bożym i Messyaszem, zapowiedzianym przez Proroków.

Niezwłocznie też spełniło się i to, co Pan Jezus przepowiedział był Ananiaszowi, o prześladowaniu jakie czeka Pawła po jego nawróceniu się. Od tej już bowiem chwili, zaczęli żydzi czyhać na jego życie, i to go więzili, to kamienowali, to z miast wyganiali, a w końcu, i w ręce pogan go wydali.”

W tym dniu przeczytałem ciekawe słowa współczesnego autora:

,,Niech więc ujawnią się nasze ukryte podłości, zanim staniemy przed Sądem Boga, bo teraz jeszcze jest czas, by je odpokutować, a wówczas będzie już tylko czas nieznośnej rozpaczy.
Jak Mu wynagrodzić? Mamy jeszcze liturgię, mamy Eucharystię, która jest przecież tajemnicą Jego ukrzyżowania. Bierzemy w niej udział albo jak ci, którzy obnażyli Jezusa z szat, wbijali Mu gwoździe, wyzywali Go, albo jak ten, co nawet martwe Ciało włócznią przebił, albo może jak Józef z Arymatei, który z czułą troską zadbał o najmniejszą kroplę Krwi, zadbał o najmniejszą cząstkę Jego poszarpanego ciała.
Doznawanie i okazywanie Bogu czułości staje się najpotężniejszym murem chroniącym człowieka przed grzechem. I odwrotnie: początkiem wszelkiego grzechu jest nieczułość wobec boga: nie-czułość, czyli nie-odczuwanie Boga. Uniemożliwianie Mu szansy na okazanie nam miłości. Człowiek nietroszczący się o czułość – niestarający się o wczuwanie się w mękę Chrystusa na Eucharystii – ślepnie na Objawienie, na słowa Boga w Biblii, chamieje w modlitwie, staje się bezczelny w liturgii, chłodno spoufalony wobec Boga i nawet jak go wzywa, to tak jakby Go wyzywał.”

Oraz

,,Czas bowiem, aby sąd zaczął się od domu Bożego. Jeżeli zaś najpierw od nas, to jaki koniec czeka tych, którzy nie są posłuszni Ewangelii Bożej? A jeżeli sprawiedliwy z trudem dojdzie do zbawienia, to gdzie znajdzie się bezbożny i grzesznik?” (1P 4, 17-18)

W imię Prawdy! C. D. 159

25 stycznia 2024 roku

W dniu ważne były dla mnie poniższe treści z Liturgii słowa i Liturgii godzin:

,,Pan króluje, wesel się, ziemio,
radujcie się, liczne wyspy!
Obłok i ciemność wokół Niego,
prawo i sprawiedliwość podstawą Jego tronu.
Przed Jego obliczem idzie ogień
i dokoła pożera nieprzyjaciół Jego.
Jego błyskawice wszechświat rozświetlają,
a ziemia drży na ten widok.
Góry jak wosk topnieją przed obliczem Pana,
przed obliczem Władcy całej ziemi.
Jego sprawiedliwość rozgłaszają niebiosa
i wszystkie ludy widzą Jego chwałę.
Niech zawstydzą się wszyscy, którzy czczą posągi
i chlubią się bożkami.
Niech wszystkie bóstwa hołd Mu oddają!
Słyszy o tym i cieszy się Syjon,
radują się miasta Judy
z Twoich wyroków, o Panie.
Ponad całą ziemią Tyś bowiem wywyższony
i nieskończenie wyższy od wszystkich bogów.
Pan tych miłuje, którzy zła nienawidzą,
On strzeże dusz świętych swoich,
wydziera je z rąk grzeszników.
Światło wschodzi dla sprawiedliwego
i radość dla ludzi prawego serca.
Weselcie się w Panu, sprawiedliwi,
i sławcie Jego święte imię”. Ps 97

,,Kim jest człowiek, jak wielka jest szlachetność naszej natury, do jak wielkiego męstwa zdolne jest stworzenie, ze wszystkich ludzi najlepiej ukazuje nam święty Paweł.
Każdego dnia doskonalszy, każdego dnia gorliwszy. Z nowym wciąż zapałem walczy z grożącymi niebezpieczeństwami. Mówi o tym wyraźnie: „Zapominam o tym, co za mną, a wytężam siły ku temu, co przede mną”.
Kiedy spodziewał się bliskiej śmierci, wzywa braci do współradowania się z nim: „Tak też i wy powinniście się cieszyć i radować ze mną”. Wystawiony na niebezpieczeństwa, obelgi i wszelkiego rodzaju upokorzenia cieszy się nimi i pisze do Koryntian: „Mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach i prześladowaniach”. Nazywa je orężem sprawiedliwości i twierdzi, że stąd wywodzą się jego największe osiągnięcia.
Dla wrogów nieosiągalny. Ze wszystkich ich zasadzek wyprowadza zwycięstwa. Zewsząd narażony na plagi, niesprawiedliwości, złorzeczenia odbywa jakby nieustający tryumf i po całej ziemi raz po raz wznosi znak zwycięstwa. Raduje się tym i dziękuje Bogu: „Bogu niech będą dzięki, że nam pozwala zawsze zwyciężać”.
Bardziej pragnął obelg i wynikających z głoszenia Ewangelii upokorzeń niż my zaszczytów. Śmierci bardziej niż my życia; ubóstwa niż my bogactw, bardziej trudów niż ktokolwiek spoczynku. Jednego tylko unikał, jednego się lękał: obrazy Boga. Poza tym niczego więcej. Dlatego niczego bardziej nie pragnął, jak tylko zawsze podobać się Bogu.
Cieszył się miłością Chrystusa, darem najwyższym. Mając ją uważał się za najszczęśliwszego z ludzi. Bez niej nie chciał być wśród władców ni książąt. Wraz z nią wolał być ostatnim, owszem, nawet odrzuconym, niż bez niej wśród możnych i okrytych dostojeństwem.
Jedno tylko było dla niego najwyższą katuszą, stracić ową miłość. To było dla niego gehenną, prawdziwą karą, nieskończonym i nie do zniesienia nieszczęściem. Przeciwnie, mieć ją, oznaczało życie, świat cały, szczęście aniołów, dobra obecne i przyszłe, królestwo, wszelkie obietnice i w ogóle niekończące się dobro. Wszystkiego, co nie miało związku z miłością Chrystusa, nie uważał ani za przyjemne, ani za przykre.
Wszystkim, co doczesne, pogardzał jak przegniłą trawą. Nawet tyrani i rozpasany tłum – to w jego oczach natrętne owady. Za dziecinne igraszki uważał śmierć, kary i tysięczne cierpienia, byleby tylko mógł cierpieć dla Chrystusa”. – św. Jan Chryzostom

W imię Prawdy! C. D. 158

24 stycznia 2024 roku

W dniu ważne były dla mnie poniższe treści z Liturgii słowa:

,,Rzetelnie poznałem Mądrość, bez zazdrości przekazuję i nie chowam dla siebie jej bogactwa. Jest bowiem dla ludzi skarbem nieprzebranym: ci, którzy go zdobyli, przyjaźń sobie Bożą zjednali, podtrzymani darami, co biorą początek z karności”. Mdr 7, 13-14

,,I tak mówił do nich dalej: ,,Nie rozumiecie tej przypowieści? Jakże więc zrozumiecie wszystkie inne? Siewca sieje słowo. Ziarno, co padło wzdłuż drogi, oznacza tych, w których słowo zostało zasiane, a gdy je usłyszeli , natychmiast nadchodzi szatan i porywa słowo zasiane w ich sercach. Podobnie ziarno zasiane na gruncie skalistym to są ci, którzy usłyszawszy słowo przyjmują je z radością; ponieważ jednak nie mają w sobie korzenia, lecz są ludźmi niestatecznymi, chwieją się zaraz, gdy tylko nadejdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa. Ziarno zasiane wśród cierni oznacza innych ludzi: są to ci, którzy słyszeli słowo; lecz wkradają się troski światowe i ponęty bogactw i wszelkie inne pożądliwości, i przytłumiają słowo, tak iż nie przynosi plonu. Wreszcie ziarno zasiane na dobrej ziemi to są ci, którzy słuchają słowa i przyjmują je, i przynoszą plon: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny”. Mk 4, 13-20

W tym dniu przeczytałem także ważne dla mnie słowa z żywotu św. Franciszka Salezego:

,,Wyświęcony na kapłana i zamianowany kanonikiem Katedry Genewskiej, tak się wkrótce okazał gorliwym i świętobliwym sługą ołtarza, że Biskup tej dyecezyi, Granier, powierzył mu najważniejszą swojego pasterskiego urzędu missyą: wysłał go dla nawracania odszczepieńców w prowincyi Kablacińskiej (Chablais) i jej przyległych w Szwajcaryi, gdzie kacerswto Kalwina przemożne się rozszerzyło; święty Franciszek tego, jakkolwiek trudnego i niebezpiecznego zawodu podjął się z radością. Zaczął od miasta Tonnonu, w którem katolicy, widząc w nim wielkiej gorliwości i świętobliwości Apostoła, otoczyli go czcią powszechną ; lecz z drugiej strony, kacerze niezwłocznie po jego tam przybyciu, czernili jego sławę, najbardziej charakterowi kapłana uwłaczającemi wieściami. Franciszka jednak zrazić od przedsięwziętego dzieła nie mogło, ani to nawet, iż po roku całym ciężkiej apostolskiej pracy, najmniejszych nie widział z niej owoców. Mieszkając o milę za miastem, co dzień udawał się tam pieszo, i po odprawieniu Mszy świętej, cały dzień około nawrócenia dusz zbłąkanych pracował. Często wracając późno do domu, a drogą i całodzienną pracą strudzony, na polu pod drzewem noc przepędzał.

Lecz nakoniec, święte usiłowania jego pożądany skutek przynosić zaczęły; coraz większą liczbę dusz pozyskiwał on Kościołowi. Wtedy kacerze spiknęli się na jego życie, i najprzód zadali mu truciznę, po której lubo od śmierci był wyratowany, już jednak, w skutek przebytej wtedy choroby, do zdrowia zupełnego nigdy nie przyszedł; a potem po dwakroć nasyłali na niego zabójców, którzy w drodze mieli go zamordować. Ci wśród lasu napadłszy na niego, zdziwieni i ujęci słodyczą i miłością, z jaką się do nich odezwał, nie tylko żadnej mu nie zadali szkody, lecz się niezwłocznie nawrócili.
Nakoniec raczył Bóg dobry, niezwykłym sposobem, wytrwałości naszego Świętego pobłogosławić. W niedługim potem czasie, herytycy w tak wielkiej nawracali się liczbie, iż w końcu ten wielki Apostoł, około ośmdziesięciu tysięcy dusz zbłąkanych powrócił na łono Kościoła”.

W tym dniu ważne były dla mnie także słowa z Księgi proroka Daniela:

,,W owych czasach wystąpi
Michał, wielki książę,
który jest opiekunem dzieci twojego narodu1.
Wtedy nastąpi okres ucisku,
jakiego nie było, odkąd narody powstały,
aż do chwili obecnej.
W tym czasie naród twój dostąpi zbawienia:
ci wszyscy, którzy zapisani są w księdze.
Wielu zaś, co posnęli
w prochu ziemi, zbudzi się:
jedni do wiecznego życia,
drudzy ku hańbie, ku wiecznej odrazie2.
Mądrzy będą świecić
jak blask sklepienia,
a ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości,
jak gwiazdy przez wieki i na zawsze.
Ty jednak, Danielu, ukryj słowa
i zapieczętuj księgę aż do czasów ostatecznych.
Wielu będzie dociekało,
by pomnożyła się wiedza».” Dn 12, 1-4

W imię Prawdy! C. D. 157

23 stycznia 2024 roku

W dniu ważne były dla mnie poniższe treści z Liturgii słowa i Liturgii godzin:

,,Tymczasem nadeszła matka i braci jego. Zatrzymawszy się przed domem, kazali go przywołać. A wkoło niego siedziało dużo ludzi, gdy Mu doniesiono: ,,Matka Twoja i bracia stoją przed domem i pytają o Ciebie.” A On dał im taką odpowiedź: ,,Któż jest matką moją i braćmi moimi?” Potem spojrzawszy na siedzących wkoło siebie rzekł: ,,Oto matka moja i braci moi! Bo ten, który spełnia wolę Bożą, ten jest mi bratem, siostrą i matką.” Mk 3, 31-35

,,Jakiż język potrafi godnie opowiedzieć o Bożych darach! Zbyt wiele ich jest, by można je było policzyć. Ich wielkość tak niezmierna, iż wystarczyłby jeden, aby zobowiązać nas do ustawicznego dziękczynienia Dobroczyńcy.
A oto dar, którego – nawet gdybyśmy chcieli – nie wolno nam pominąć, którego nikt, jeśli tylko obdarzony jest zdrowym rozsądkiem i umiejętnością rozumowania, nie może przemilczeć; nawet wówczas, jeśli daru tego i tak należycie wysłowić nie potrafi.
Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje; uczynił go godnym poznania siebie i obdarzył rozumem spośród wszystkich stworzeń na ziemi. Potem gdy człowiek dał się zwieść szatanowi i popadł w grzech, a przez grzech w śmierć i związane z tym utrapienia, Pan Bóg go nie opuścił. Najpierw przekazał mu Prawo, by było dlań pomocą, wyznaczył aniołów, by pilnowali go i bronili, wysyłał proroków, aby piętnowali zło, a uczyli cnoty. Groźbami i karami powstrzymywał i poskramiał skłonność do złego, obietnicami zaś zachęcał do czynienia dobra. Na wielu przykładach wskazywał zawczasu, dokąd prowadzi droga cnotliwa, dokąd zaś droga występku. A kiedy nawet mimo to człowiek trwał nadal w swej przewrotności, Pan Bóg nie przestał się nim zajmować.
Boża dobroć nie opuściła nas ani też my sami nierozumnie wzgardziwszy zaszczytami, do których nas powołał, nie zdołaliśmy zniweczyć Jego ku nam miłości, mimo iż dopuściliśmy się zniewagi względem naszego Dobroczyńcy. Co więcej, zostaliśmy wyzwoleni spod władzy śmierci i powołani do życia przez naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Tutaj znowu sposób wyświadczenia dobrodziejstwa wywołuje szczególny podziw: „On będąc w postaci Bożej nie zechciał strzec zazdrośnie swej równości z Bogiem, ale wyniszczył samego siebie przyjąwszy postać sługi”.
On też „wziął na siebie nasze słabości, dźwigał nasze cierpienia, został zraniony za nas, abyśmy zostali Jego ranami uzdrowieni”. „Wykupił nas z przekleństwa, sam stawszy się dla nas przekleństwem”. Poniósł haniebną śmierć, aby doprowadzić nas do życia pełnego chwały.
Nie dość Mu było przywrócić umarłych do życia, ale ponadto powołał ich do uczestnictwa w swej Boskiej godności i przygotował wieczne szczęście przewyższające wspaniałością wszelkie wyobrażenie człowieka.
Cóż więc oddamy Panu „za wszystko, co nam wyświadczył”? Jest tak dobry, iż niczego nie domaga się w zamian za swe dary. Wystarczy Mu nasza wdzięczna miłość. Kiedy to wszystko rozważam – aby rzec szczerze – jestem oszołomiony i przerażony, iż z powodu mej lekkomyślności albo zajmowania się drugorzędnymi sprawami mogę stracić Bożą miłość i stanę się dla Chrystusa przedmiotem niechęci i odrazy”.- św. Bazyli Wielki

W imię Prawdy! C. D. 156

22 stycznia 2024 ciąg dalszy

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe słowa z Liturgii godzin:

,,W Tobie, Panie, ucieczka moja,
niech wstydu nie zaznam na wieki.
Wyzwól mnie i ratuj w Twej sprawiedliwości,
nakłoń ku mnie swe ucho i ześlij ocalenie.
Bądź dla mnie skałą schronienia
i zamkiem warownym, aby mnie ocalić,
bo Ty jesteś moją opoką i twierdzą.
Boże mój, wyrwij mnie z rąk niegodziwca,
z ucisku złoczyńcy i ciemiężyciela.
Bo Ty, mój Boże, jesteś moją nadzieją,
Panie, Tobie ufam od młodości.
Ty byłeś moją podporą od dnia narodzin,
od łona matki moim opiekunem,
Ciebie zawsze wysławiałem.
Stałem się dla wielu przedmiotem podziwu,
Ty bowiem byłeś mym potężnym wspomożycielem.
Pełne Twojej chwały były moje usta,
sławiłem Cię przez dzień cały.
Nie odtrącaj mnie, gdy będę stary,
nie opuszczaj, gdy siły ustaną.
Albowiem moi wrogowie o mnie rozprawiają,
ci, co czyhają na me życie, odbywają narady.
Mówią: „Bóg go opuścił,
gońcie go i chwytajcie,
bo nikt go nie uratuje”.
Boże, nie stój z daleka ode mnie,
Boże, pośpiesz mi z pomocą!
Niech się zawstydzą i upadną wrogowie mej duszy,
niech się hańbą i wstydem okryją
szukający nieszczęścia mojego”. Ps 71

W tym dniu ważne były dla mnie treści zawarte w żywocie św. Wincentego:

,,W tych czasach cesarz Dyoklecyan i Maksymin, w całem ogromnem państwie swojem, srogo prześladowali wiernych. Do Hiszpanii posłanym był w tym celu, zawzięty wróg chrześcijan, nazwiskiem Dacyan. Wiedząc iż wtedy głównymi filarami Kościoła w tym kraju byli właśnie: Biskup Saragossy i jego zastępca święty Wincenty, przybywszy do Walencyi, posłał po nich niezwłocznie. Polecił, aby konną strażą pędzeni byli pieszo, ukuci w kajdany, i aby im w ciągu drogi nie dawać ani chwili wypoczynku, a gdy przez to znękani na siłach przybędą, aby ich w ciemnen, wilgotnem, i smrodliwem więzieniu zamknięto i tam głodem i pragnieniem przez pewien czas dręczono. Sądził iż tak wymęczeni, kiedy staną przed nim, żadnego już, gdy będzie żądał, aby zaparli się wiary, nie napotka w nich oporu. Zdziwił się przeto nadzwyczajnie, gdy ujrzał ich zdrowymi i trzeźwymi, kiedy ich przed nim stawiono, i z gniewem zawołał do strażników: ,,A więc wbrew mojemu rozkazowi, wyście ich, zamiast głodem i pragnieniem morzyć, na wykwintnych potrawach utuczyli”. A potem zwracając się do więźniów: ,,Znacie, powiedział do nich, rozkazy naszych niezwyciężonych monarchów. Czy jesteście więc gotowi oddać cześć bogom cesarskim, których czci świat cały? Macie bowiem wiedzieć, że jeśli nie złożycie ofiar na ich ołtarzach, będziecie zmuszeni krew własną na tychże ołtarzach wylać”. Na to zabierał się odpowiedzieć mu Biskup, lecz Wincenty, znając trudność jego wymowy, rzekł do niego: ,,Ojcze, jeżeli rozkażecie, ja przemówię”. – ,,Synu, odparł mu Biskup, powierzyłem ci już dawno obowiązek głoszenia za mnie Słowa Bożego, więc i teraz upoważniam cię do uczynienia publicznego wyznania wiary za nas obydwóch.” ,,Dacyanie, rzekł wtedy młody Dyakon do tyrana, bogowie wasi niech dla was pozostaną. Przed chwilą byli oni niczem innem jak bryłą marmuru, jak kłodą drewnianą, albo kawałkiem kruszcu jakiego, a tych chcesz, aby teraz cześć im oddawać! Dziwne-to zaprawdę bogi, które człowiek ulał z mosiądzu, albo ulepił z gliny, albo wyciosał dłutem. My chrześcijanie oddajemy cześć tylko Bogu w Trójcy jedynemu, Stworzycielowi Nieba i ziemi.” Wtedy Dacyan wskazał Biskupa na wygnanie, a całą złość swoję wywarł na Wincentym.

Najprzód wzięto go na tortury i wyciągano mu ręce i nogi tak gwałtownie, że kości trzeszcząc ze stawów powychodziły, i zdawało się, że mu się powyrywają. Następnie, kaci wziąwszy knuty z haczykami żelaznymi na końcu, tak go okrutnie niemi siekli, że wkrótce całe ciało zostało poszarpane, i aż wnętrzności widać było. Lecz podczas tej strasznej męki, Święty, wsparty szczególną łaską Bożą, jakby nic nie czuł, tak przemawiał do oprawców: ,,Sądziłem, że wasze haki żelazne głębiej wejdą mi w ciało; że wasze knuty więcej mnie posieką, że wasza zapalczywość dalej jeszcze pójdzie.” Co usłyszawszy, obecny temu Dacyan, a od złości prawie głowę tracąc, porwał się na katów, i jakoby nie dość wiernie jego rozkazy spełniających, począł ich chłostać. A święty Wincenty: ,,Co czynisz Sędzio! Zawoła do niego jakby szydząc, oni mnie katują, a ty się na nich mścisz krzywdy mojej?” kazał więc Dacyan, jeszcze silniej bić go, lecz Święty pomimo tego, nie słabł na duchu, i na głos powtarzał: ,,Większa jest moc Chrystusa Pana mojego, dodającego mi sił do znoszenia tych katuszy, aniżeli twoja w zadawaniu takowych. Jezusa Boga mojego wyznaję, a prawdy Jego sławić nie przestanę. Obyś z tego przynajmniej poznać mógł czem jest Chrystus Syn Boży, i jaka moc Jego. Ale ty, według słów Pisma Bożego, widząc nie widzisz, a szatańskiej złości swojej zadość czyniąc, na potępienie sobie zarabiasz.”

Dacyan widząc iż mękami nie może wymódz na Wincentym odstąpienia od wiary, uciekł się do innego środka, i łagodniejszem przemówieniem chciał go zręcznie podejść. ,,Kiedy tak nadzwyczajny wstręt powiada do niego, okazujesz do tego, aby bogom złożyć ofiarę, więc daruje ci życie. Tylko oddaj mi księgi, zawierające naukę waszej religii, abym je wrzucił w ogień.” – ,,Jak mękom, które mi zadajesz, tak i fałszywej twojej litości nie ulegnę, odpowiedział mu na to Wincenty, i zapowiadam ci, że jeśli trwać będziesz w twojej bezbożności sam wrzuconym zostaniesz w ogień, który wiecznie goreć będzie.” Nową więc męczarnię wymyślił zawzięty prześladowca. Rozkazał, aby Wincentego przybito do krzyża, i do ran, któremi całe ciało miał pokryte, przykładano rozpalone żelaza. Lecz gdy ten znowu wyrok spełniali kaci z wielkim pośpiechem, i dla tego właśnie nie dość uważnie, zdarzyło się, iż zaledwie go rozpięto na krzyżu, oberwały się ćwieki, i święty upadł na ziemię. Oprawcy, sądząc, że już żyć przestał, a może i litością nakoniec zdjęci, wzięli go na ręce aby unieść na stronę. Aż oto Wincenty wyrwawszy się z rąk ich, sam pod krzyż pobiegł i zawołał: ,,Gnuśni słudzy, dla czego tak niedbale rozkazy pana waszego spełniacie?”

Zaniechawszy więc już zamiaru ukrzyżowania Wincentego, Dacyan kazał go położyć na rozpalonym ruszcie, i do boków i miejsc najbardziej poranionych rozpieczone blachy przykładać, a potem rany wszystkie posypywać solą. A gdy i z tej męczarni wyszedł on niezachwiany w wierze, i jeszcze żywy, kazał go odnieść do więzienia, i położyć na ziemi, usłanej ostremi skorupami potłuczonych naczyń glinianych, a nogi ścisnąć dybami. Gdy noc nadeszła, światłość niebieska napełniła więzienie, i wielka liczba Aniołów przystąpiła do świętego, pocieszając go, utwierdzając w stałości i winszując mu męstwa. Nadszedł na to dozorca więzienny, i ujrzał wśród tej światłości Wincentego, przechadzającego się w gronie Aniołów, a skorupy gliniane zamienione w przedziwnej woni kwiaty, zaścielały całą podłogę. Zdumiony takim widokiem, przywołał wielu żołnierzy pogańskich, którzy przez rozpadliny we drzwiach przypatrując się , toż samo widzieli. W skutek cudu tego, dotknięci łaską Bożą, nawrócili się wszyscy, i niezwłocznie chrześcijanami zostali.

Na wieść tak nadzwyczajnego wypadku i sam Dacyan zachwiał się. Przybył do więzienia, i niewiadomo czy w istocie w chęci uratowania od śmierci świętego Meczennika, jeszcze żyjącego, czy też, jak niektórzy sądzą, aby ujmując go sobie łagodnością, bądź co bądź przywieść do zaparcia się Chrystusa Pana, dość że kazał przygotować wygodne łoże, i opatrzywszy rany Wincentego, złożył go na niem. Zbiegło się było wtedy i wielu chrześcijan, pragnących oddać cześć temu mężnemu Wyznawcy, i według ówczesnego świętego zwyczaju, zebrać resztki krwi jego dla zachowania jej na relikwie. Lecz zaledwie go na tem posłaniu umieszczono, znękany poniesioną tak długą i tak straszną męką, oddał Bogu ducha, a było to dnia 22 stycznia roku Pańskiego 304.

Dacyan jednak wrócił do swojej zajadłości, i jakby nie dość mu było tego, co na żyjącym świętym Wincentym był dokonał, i po śmierci pastwił się na jego ciałem. Aby chrześcijanie nie mogli uczcić go właściwym pogrzebem, kazał zwłoki jego daleko na pole wyrzucić bez pochowania, przeznaczając je na pożarcie ptastwu i zwierzętom drapieżnym, i straż postawił, aby tam chrześcijan nie dopuścić. Lecz Pan Bóg zesłał cudowną obronę dla zachowania szczątek Swojego wielkiego sługi. Pojawił się przy ciele świętego kruk, który nie tylko sam nie tknął go wcale, ale widziano że inne ptactwo, a nawet wilki, odpędzał od niego. Zawiadomiony o tem Dacyan, rozkazał zwłoki świętego Wincentego wrzucić w morze, aby je ryby pożarły. Kilku pogan wzięło je w łódkę, i daleko od brzegów odpłynąwszy, wrzucili na pełne morze, przywiązawszy duży kamień. Lecz gdy wrócili do lądu, znaleźli je na brzegu leżące, gdzie wprzód od nich dopłynęły, a kamień który, byli do nich uwiązali, pływał po wierzchu wody, jakby kawał kory lub suchego drzewa. Przerażeni tym znowu cudem, uszli czemprędzej, nie śmiejąc już ruszać świętego ciała. Tejże nocy Wincenty ukazał się we śnie pewnej pobożnej wdowie, i zawiadomił ją o tem, polecając aby się zajęła jego pogrzebem, co też ona z innymi chrześcijanami skrycie dopełniła. Pochowany został w miejscu gdzie później na cześć jego i pod jego wezwaniem, wzniesiono wspaniały kościół.”