Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze. A wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: „Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce. Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?” I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu, może być prorok tak lekceważony”. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał. Mk 6, 1-6
Spróbuj wyobrazić sobie Jezusa, który wraca do swojego rodzinnego miasta. Ma wielkie pragnienie głosić chwałę swojego Ojca i czynić wiele cudów… Niestety zderza się ze ścianą niewiary… Ludzie przypominają sobie, że był zwykłym cieślą… Poczuj Jego smutek, rozczarowanie i niezaspokojone pragnienie pomocy…
Może miałeś w swoim życiu chwile, w których chciałeś zbawić cały świat… Pragnąłeś wszystkim pomagać i spotkałeś się z ocenami ludzi, którzy wytykali Ci Twoje błędy z przeszłości… Jakże ciężko przebić się przez taką ścianę… Podobnie mają nasi rodzice, którzy nie są idealni. Mają swoje wady, popełniają błędy. Przez co tracą w naszych oczach autorytet. Mimo wszystko pragną naszego dobra… My jednak wolimy własną „mądrość” i nie chcemy słuchać kogoś, kto zachowywał się tak, czy inaczej w przeszłości – zwłaszcza niedalekiej. Życie ludzi dorosłych jest przepełnione o wiele większym stresem. Wielu z nich nie wytrzymuje tempa. Dochodzą problemy wychowawcze w domu. To wszystko potrafi wytworzyć swoistą bombę atomową, która roznosi cały dom. Wielokrotnie rodzice sięgają po jakieś nakazy, zakazy, kary i inne środki, by ukierunkować dzieci na dobrą stronę życia. Warto w tym kontekście przytoczyć słowa z dzisiejszego pierwszego czytania:
Synu mój, nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo Pan miłuje, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego przyjmuje za syna”. Trwajcież w karności. Bóg obchodzi się z wami jak z dziećmi. Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości. Hbr 4, 5-7. 11
Wiem, że to czytanie nie jest zgodne z dzisiejszą tendencją wychowawczą. Nie chcę wypowiadać się o tak zwanym wychowaniu bezstresowym. Wszyscy widzimy, jakie są efekty… Wiem natomiast to, że mam 30 lat i Bóg nieustannie mnie wychowuje, karci i doświadcza. I dziękuję Mu za to z całego serca! Do dzisiaj pamiętam najmocniejsze razy i chwalę Go za to. Nie wiem jak Ty, ale ja czasami mam tak twardy kark, że potrzebuję mocnej nauczki, by wreszcie się ogarnąć. Nie buntuj się nigdy przed karami. One są dla Twojego dobra. Wiadomo, że lepiej najpierw usłyszeć ostrzeżenie i od razu zmienić swoje złe nawyki, ale jak będziesz oporny, to nie zdziw się, jak doświadczysz coraz twardszych środków…
Brawo, takie kampanie mogą być drogowskazem dla młodych… popadających w zwątpienie …