W imię Prawdy! C. D. 192

16 lutego 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z Liturgii słowa:

,,Tak mówi Pan Bóg:
«Krzycz na całe gardło, nie przestawaj! Podnoś głos twój jak trąba! Wytknij mojemu ludowi jego przestępstwa i domowi Jakuba jego grzechy! Szukają Mnie dzień za dniem, pragną poznać moje drogi, jak naród, który kocha sprawiedliwość i nie porzuca prawa swego Boga. Proszą Mnie o sprawiedliwe prawa, pragną bliskości Boga:
„Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś? Umartwialiśmy siebie, a Ty tego nie uznałeś?”
Otóż w dzień waszego postu wy znajdujecie sobie zajęcie i uciskacie wszystkich swoich robotników. Otóż pościcie wśród waśni i sporów, i wśród niegodziwego walenia pięścią. Nie pośćcie tak, jak dziś czynicie, żeby się rozlegał zgiełk wasz na wysokości.
Czyż to jest post, jaki Ja uznaję, dzień, w którym się człowiek umartwia? Czy zwieszanie głowy jak sitowie i użycie woru z popiołem za posłanie – czyż to nazwiesz postem i dniem miłym Panu?
Czyż nie jest raczej postem, który Ja wybieram: rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić na wolność uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać; dzielić swój chleb z głodnym, do domu wprowadzić biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków.
Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pańska iść będzie za tobą. Wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On rzeknie: „Oto jestem!”» Iz 58, 1-9a

,,Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: «Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?»
Jezus im rzekł: «Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć»”. Mt 9, 14-15

18 lutego 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z Liturgii słowa i liturgii godzin:

,,Duch wyprowadził Jezusa na pustynię. A przebywał na pustyni czterdzieści dni, kuszony przez Szatana, i był ze zwierzętami, aniołowie zaś Mu służyli.
Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!»” Mk 1, 12-15

„Wysłuchaj, Boże, mojego wołania, wejrzyj na modlitwę moją”. Kto to mówi? Jakby jeden. Zobacz jednak czy jeden: „Od krańców ziemi wołałem do Ciebie, gdy było zatrwożone moje serce”. A więc już nie jeden. Dlatego wszakże jeden, że jeden jest Chrystus, którego wszyscy jesteśmy członkami. Jakiż to bowiem „jeden” człowiek woła od krańców ziemi? Woła od tych krańców nie kto inny, lecz owo dziedzictwo, o którym powiedziano samemu Synowi: „Żądaj ode Mnie, a dam Ci narody w twe dziedzictwo i w posiadanie twoje krańce ziemi”.
A zatem ta posiadłość Chrystusowa, to dziedzictwo Chrystusowe, to ciało Chrystusa, ten jeden Kościół Chrystusowy, ta jedność, którą my jesteśmy, woła od krańców ziemi. O co zaś woła? O to, o czym powiedziałem wyżej: „Wysłuchaj, Boże, mojego wołania, wejrzyj na modlitwę moją; od krańców ziemi wołałem do Ciebie”. O to wołałem „od krańców ziemi”, to znaczy zewsząd.
Ale dlaczego o to wołałem? Bo „zatrwożone było moje serce”. Oznacza to, że ciało Chrystusa, które tworzą na ziemi wszyscy ludzie, nie doznaje chwały, lecz poddane jest wielkiej pokusie.
Życie bowiem nasze w tym pielgrzymowaniu nie może trwać bez pokusy, ponieważ właśnie postęp duchowy dokonuje się przez pokusy. Ten, kto nie jest kuszony, nie może siebie poznać. Nikt też nie potrafi osiągnąć wieńca chwały bez uprzedniego zwycięstwa. Zwycięstwo zaś odnosi się poprzez walkę, a walczyć można jedynie wówczas, gdy się stanie w obliczu pokus i nieprzyjaciela.
Wołający z krańców ziemi jest wprawdzie strwożony, ale nie pozostawiony samemu sobie. Chrystus bowiem nas, którzy tworzymy Jego ciało na ziemi, zechciał przemienić na podobieństwo tego ciała, w którym umarł, zmartwychwstał i wstąpił do nieba, aby tam, dokąd podążyła Głowa, miały nadzieję dostać się i członki.
Chrystus przemienił nas w siebie wówczas, gdy pozwolił się kusić szatanowi. Czytaliśmy przed chwilą w Ewangelii, że Jezus Chrystus był kuszony na pustkowiu. Tak, Chrystus był kuszony przez diabła! W Chrystusie bowiem ty byłeś kuszony, ponieważ On wziął od ciebie ciało, a tobie dał od siebie swoje zbawienie; z ciebie wziął dla siebie śmierć, a tobie dał z siebie życie; od ciebie przejął na siebie zniewagi, a tobie dał zaszczyty; a więc od ciebie wziął pokusę, a tobie dał swoje zwycięstwo.
Jeśli w Nim jesteśmy kuszeni, to i w Nim przezwyciężamy diabła. Widzisz, że Chrystus był kuszony, a nie dostrzegasz, że odniósł zwycięstwo? Uznaj, że to ty jesteś w Nim kuszony i że w Nim odnosisz zwycięstwa. Chrystus mógł trzymać diabła z dala od siebie. Jeżeliby jednak nie był kuszony, nie nauczyłby cię sztuki zwyciężania w pokusie”. św. Augustyn

,,Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, Gdyż Ja jestem z tobą, aby cię ochraniać.
Nie będziesz zabity mieczem, a swoje życie mieć będziesz jako zdobycz. Gdyż Ja jestem z tobą, aby cię ochraniać”. (Por. Jr 1, 19; 39, 18)

W imię Prawdy! C. D. 191

14 lutego 2024 roku

W tym dniu ważne dla mnie były poniższe treści z Liturgii słowa:

,,Tak mówi Pan:
«Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem, przez post i płacz, i lament». Rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty! Nawróćcie się do Pana, Boga waszego! On bowiem jest litościwy, miłosierny, nieskory do gniewu i bogaty w łaskę, a lituje się nad niedolą. Kto wie? Może znów się zlituje i pozostawi po sobie błogosławieństwo plonów na ofiarę pokarmową i płynną dla Pana, Boga waszego.
Na Syjonie dmijcie w róg, zarządźcie święty post, ogłoście uroczyste zgromadzenie. Zbierzcie lud, zwołajcie świętą społeczność, zgromadźcie starców, zbierzcie dzieci i niemowlęta! Niech wyjdzie oblubieniec ze swojej komnaty, a oblubienica ze swego pokoju!
Między przedsionkiem a ołtarzem niechaj płaczą kapłani, słudzy Pańscy! Niech mówią: «Zlituj się, Panie, nad ludem Twoim, nie daj dziedzictwa swego na pohańbienie, aby poganie nie zapanowali nad nami. Czemuż mówić mają między narodami: Gdzież jest ich Bóg?»
A Pan zapłonął zazdrosną miłością ku swojej ziemi i zmiłował się nad swoim ludem”. Jl 2, 12-18

,,Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej bowiem nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie.
Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni to lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie.
Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam, już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i obmyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie»”. Mt 6, 1-6. 16-18

15 lutego 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii słowa:

,,Piotr odpowiedział: ,,Za Pomazańca Bożego”. Lecz On przykazał im surowo, żeby tego nikomu nie mówili, dodając, że Syn Człowieczy musi dużo cierpieć, że musi być przez kapłanów, starszyznę i uczonych w Piśmie odrzucony i na śmierć wydany; a trzeciego dnia ma zmartwychwstać.
Potem rzekł do wszystkich: ,,Jeżeli kto chce iść za Mną, niech się wyrzeknie samego siebie, bierze codziennie krzyż swój i postępuje za mną. Bo kto chce życie swe ocalić, utraci je. Cóż bowiem pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, jeżeli zatraci samego siebie lub się potępi? Bo kto się wstydzi Mnie i nauki mojej, tego Syn Człowieczy także wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale swej i w chwale Ojca i aniołów świętych”. Łk 9, 21-26

W tym dniu przeczytałem także ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Ostatnia walka”:

,,Upadły anioł, książę Persji, wraz z całym swym dworem demonów nienawidzili Daniela bardziej niż jakiegokolwiek innego potomka Adama i Ewy. Cóż by dali, by doprowadzić do jego śmierci. Daniel jednak, ochraniany potęgą mocy księcia Michała, opiekuna Narodu Wybranego, ze wszystkich knowań na jego życie wychodził bez szwanku. Nie szkodziła mu trucizna domieszana do posiłku przez człowiecze sługi księcia ciemności. Nie zginął od rozpalonego pieca chlebowego, do którego niegdyś z rozkazu królewskiego był wsadzony, ani też nie wyrządziły mu najmniejszej krzywdy kły zgłodniały lwów, do których jamy był wrzucony. Za każdym razem cudem ocalały zyskiwał coraz większy podziw i uznanie wśród Persów. Powód nienawiści mocy ciemności do Daniela był szczególny. Dzięki jego mądrości i znakom, które czynił, oraz dzięki świadectwu dawanemu Bogu żyjącemu, jedynemu Władcy świata, kolejni królowie perscy byli bliscy uwierzenia, że nie ma Boga poza Jahwe. Zgroza ogarniała zastępy demonów na myśl o tym zagrożeniu. Co znaczyłby bowiem ich książę, pozbawiony wpływów, ograbiony z ,,należnego” mu kultu, hołdu i czci? Co znaczyliby wszyscy oni wśród narodu, który oddaje cześć Bogu Najwyższemu?

Sytuacja dla demonów stała się wyjątkowo groźna, gdy Daniel podstępem zdemaskował i zniszczył posąg Bela – cień ich księcia, któremu cześć boską oddawali król i cały naród perski (zob. Dn 14, 1-22). Jak długo stał Bel i jak długo wszyscy synowie ludzcy oddawali mu pokłon, tak długo bramy piekielne trwały nieporuszone, a książę Persji wraz z całym swym dworem opływali w zdobycze ludzkich istnień.

Nie dość, że posąg Bela został zniszczony, to dla złych duchów prawdziwym ciosem była zagłada kapłanów Bela. Tym samym utracili najwierniejsze narzędzia, za pomocą których odbierali tak pożądany hołd os synów Bożych (gdy wymawiali to święte imię nadane ludziom przez Boga, oganiał ich szał szyderstwa, który upajał ich rozkoszą satysfakcji z odniesionego zwycięstwa). Czyżby to wszystko miało lec w gruzach?”

W tym dniu ważne były dla mnie także poniższe słowa z Pisma świętego:

,,Pan skierował do mnie te słowa: «Synu człowieczy, przemów do swoich rodaków i powiedz im: Jeśli na jakiś kraj sprowadzam miecz, a jego mieszkańcy wybiorą sobie jakiegoś męża i wyznaczą go na stróża, on zaś widzi, że miecz przychodzi na kraj, i w trąbę dmie, i ostrzega lud, ale ktoś, choć słyszy dźwięk trąby, nie pozwala się ostrzec, tak że miecz nadchodzi i zabija go, to on sam winien jest swej śmierci. Dźwięk trąby usłyszał, nie dał się jednak ostrzec; niech spadnie na niego wina za własną śmierć. Tamten jednak, kto przestrzegł, ocalił samego siebie. Jeśli jednakże stróż widzi, że przychodzi miecz, a nie dmie w trąbę, i lud nie jest ostrzeżony, i przychodzi miecz, i zabija kogoś z nich, to ten ostatni porwany jest wprawdzie z własnej winy, ale winą za jego śmierć obarczę stróża”. Ez 33, 1-6

W tym dniu przeczytałem także ciekawe słowa św. Piusa XII z 1931 roku:

,,Niepokojem napełniają mnie słowa skierowane przez Najświętszą Maryję Pannę do małej Łucji z Fatimy. Nacisk kładziony przez Maryję na niebezpieczeństwa zagrażające Kościołowi stanowią dane nam przez Niebo ostrzeżenie przed samobójstwem, jakim byłoby wypaczenie jego wiary, jego liturgii i teologii, samej jego duszy. Słyszę wokół mnie żądania nowinkarzy, którzy pragną ogołocić Świątynię Boga, zdławić uniwersalny płomień Kościoła, odrzeć go z tego, co stanowi jego chlubę i sprawić, by wstydził się swej przeszłości. (…) Nadejdzie dzień, w którym cywilizowany świat wyprze się swego Boga, kiedy Kościół zwątpi, podobnie jak niegdyś zwątpił Piotr. Chrześcijanie na próżno szukać będą w naszych świątyniach czerwonej lampki [oznaczającej miejsce] w którym czeka na nich Bóg. Podobnie jak Maria Magdalena, płacząca przed pustym grobem, pytać będą: ,,Gdzie Go zabrali?”

W imię Prawdy! C. D. 190

13 lutego 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z książki pt. ,,Pajda chleba” autorstwa ks. Adama Ziemby:

,,Czerwone winkle więźniarek mówiły nam, że to ,,polityczne”. Wiele z nich miało żółto-czerwone gwiazdy dawidowe – to Żydówki.
Każdy z nas miał dość życia w kacecie i zdawał sobie z tego sprawę, jak wielką katuszą musiało być dla nich przebywanie w obozie. Nie kleiła się rozmowa, bo niejeden z nas miał siostrę, żonę, czy matkę w kraju, a wyobraźnia pokazywała je w takiej sytuacji, jaką widzieliśmy przed chwilą. Drżał każdy na myśl, że to się stać może.

Do czego dochodzi naród ogarnięty psychozą wielkości i panowania nad innymi! Odważa się na największe zbrodnie przeciw ludzkości, przekreśla wszystkie prawa Boskie i ludzkie i przez gwałty na słabszym od siebie przeciwniku głosi ideologię ,,narodowego socjalizmu” i wyższości rasy niemieckiej nad innymi narodami. Rozpętał straszną, bezlitosną, totalną wojnę. Wprzęgnął w jej rydwan wszystkie możliwe siły, wyzwolił najgorsze instynkty w człowieku, zamienił go w krwawe bydlę, wyszkolił specjalne ekipy ludzi-potworów wyzutych z wszelkich hamulców etycznych, w celu pognębienia bez reszty narodów, które nie chciały dobrowolnie pozwolić, by im nałożono jarzmo ciężkiej niewoli.

Obóz koncentracyjny był tego klasycznym przykładem. Tu właśnie popisywały się owe ekipy esmańskie i przygotowywały do objęcia wybitnych stanowisk w Trzeciej Rzeszy. Zależnie od tego, jak wypadł dla nich egzamin w obozie, jakim mógł się esman popisać okrucieństwem, jaką mógł przedstawić liczbę ,,wykończonych” osób – takie otrzymywał później wynagrodzenie.

Często zachodził do naszej pracowni jeden z postów, który miał słabość do królików. Raz z zimną krwią opowiadał nam, że wyjeżdża na trzydniowy urlop, bo zastrzelił więźnia.
– A ile razy był pan już na takim urlopie?
Uśmiechnął się, zapalił papierosa i z pewną dumą powiedział:
– Jadę dwunasty raz… Gdy wrócę, dostanę awans…
Gładził naszego królika, z czułością całując jego puszystą wełnę.

Co działo się w naszych sercach?
Jakie myśli tłoczyły się w mózgu?
Ta sama dłoń, która z miną krwią zwalnia spust karabinu, by zabić człowieka, gładziła delikatnie białego niewinnego królika. Czy to był człowiek? Chyba tylko z wyglądu. Za każdego zabitego więźnia otrzymywał nagrodę – trzydniowy urlop. To był przedstawiciel narodu ,,panów”.

Cisza panowała w naszej izdebce. Nawet bezbronne kobiety to też wrogowie ,,Wielkich Niemiec”!
Co będzie dalej?
Budowano olbrzymie krematoria i komory gazowe w Brzezince… Nikt z nas z obozu nie wyjdzie. Wyczerpie się nasz zapas sił, będziemy niedługo zużytą szmatą, wyrzucą nas na śmietnik, popioły naszych ciał rozrzucą po oświęcimskich polach i tak ślad po nas zaginie.
Cisza panowała w naszej izdebce.
Pochylone głowy i głębokie westchnienia wskazywały, jak bardzo przejął nas los nieszczęśliwych kobiet, jak ciężkie musiały być nasze myśli.
-Achtung!
Wszedł komandofuhrer.
-Weiter machen! Który z was jest pflegerem? Zabrać skrzynkę z opatrunkami. Za mną.
– Mam wziąć płaszcz?
– Tak

Mogła być trzecia godzina po południu. Mróz przybierał na sile, śnieg skrzypał pod nogami. Leżały pod śniegiem nieobrobione pola, smutnie sterczały puste budynki, domy, stodoły i szopy. Gdzieś dalego przejeżdżał pociąg. Ostro dudniły koła po szynach, a przeciągły gwizd lokomotywy długo błąkał się po pustych polach. Zajadle kłóciły się wrony, wiodły spory między sobą, wygodnie sadowiąc się na nocleg. Szliśmy drogą przez pustą wysiedloną wieś. Wyważone drzwi i okna sadyb ludzkich, powalone przydrożne krzyże budziły smutne refleksje… Tak, przeszła tędy wszechwładna ręka barbarzyńcy.

Nie myślałem zupełnie, dokąd mnie komandofuhrer prowadzi. Ktoś widać wzbudził w nim współczucie i każe mi go opatrzyć, może zatamować jakiś silny upływ krwi.
W bocznej uliczce wyludnionej wioski więźniarki rozbierały czyjąś dostatnią dawniej zagrodę. Nieskładnie szła im robota. Słabe ich dłonie nie mogły w żaden sposób uporać się z wielkimi belkami wiązań dachowych. Spadały na ziemię z jękiem, podrywane kopniakami kapów w spódnicach. Poranione, czyściły cegły i układały je w przepisowe stosy. Pod jednym z takich stosów leżało może siedemnastoletnie może dziewczę. Kałuża krwi jaskrawo odbijała się od śniegu. Spadła z najwyższego zrębu dachu na ziemię, a uderzenie przy upadku musiało być silne, bo jeszcze nie odzyskała przytomności. Głęboko rozbita głowa mocno krwawiła.

Rozglądałem się bezradnie, gdzieby można było umieścić zranioną. Esman kazał towarzyszkom przenieść ją pod pobliską szopę. Na kawałku deski kładłem skrzynkę z opatrunkami., kiedy straszny krzyk kobiecy przeraźliwie rozdarł powietrze. Przygnieciona ciężką belką, leżała starsza już niewiasta, kopana i bita przez kapo. Wydarła się jakoś spod belki, uklękła przed esmanem i ze złożonymi jak do modlitwy rękami, z twarzą we krwi, prosiła, aby ją zastrzelił. Brutalnie kopnął ją w piersi.
– Ty su…! Niewarta jesteś kuli!
Ciężkie musiało być kopnięcie, skoro wywróciła się na wznak i leżała jak martwa.
– Ja ci pomogę! – mówił esman z brutalnym śmiechem.
Podniósł leżącą na ziemi łopatę, położył styl na …… i stanął nogami na obu końcach…
…………..
…………..
(…) zasnuły się mgłą załzawione oczy…
Błogosławiona śmierć nadeszła…
– Której jeszcze pomóc? Chodźcie tu, polskie su…! – Stał dumny, rozkraczony – pan świata, zwycięzca bezbronnych więźniarek”.

W imię Prawdy! C. D. 189

13 lutego 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z książki pt. ,,Pajda chleba” autorstwa ks. Adama Ziemby:

,,Mroczyło się, kiedy wkroczyliśmy w gościnną kopalnianą kolonii. W wąskiej uliczce zostały nasze sanki, a my razem z esmanem weszliśmy do polskiego domu.

Starsza pani, którą pierwszy raz w życiu widziałem, witała mnie serdecznie jako bliskiego kuzyna, po cichu pytając mnie, jak mi na imię, a potem głośno mówiła po niemiecku:
– Jak ty, Adam, wychudłeś! Biedny mój chłopaku! – i znowu po cichu: – Nie rozumieją po polsku?
– Nie.

Serdecznie zapraszała do stołu. Gorąca, prawdziwa herbata z rumem rozwiązała esmanowi i kapo języki, a wódka zrobiła resztę. Śmiało mówiłem starszej pani: ciociu. Kapo i esman przechwalali się, jacy są dobrzy dla nas, jak nas nigdy nie biją, jak lubią Polaków. Poschodzili się sąsiedzi i ładowali worki z jedzeniem dla nas, dla całego komando. Bez obawy wstałem od stołu, odpowiadałem na setki pytań o obozie, ilustrowałem nasze życie, skrzętnie dowiadywałem się o wiadomości radiowe, chowałem po kieszeniach konieczne lekarstwa, których kapo nigdy by nam nie dał. Chowałem również papierosy, bo i na nie kapowie byli łakomi. Podawałem adresy rodziny, by ją wszystkim zawiadomić, by przestrzec osoby, o które byłem pytany na Gestapo, a z którymi wyparłem się znajomości.
– Trzymajcie się!
– Trzymajcie za wszelką cenę!
– To długo tak nie może potrwać!
– Wyjdziecie niedługo na wolność!
Łzy płynęły im, kiedy patrzyli na moją wynędzniałą twarz, ostrzyżoną głowę, poranione ręce.
– Skądżeście się dowiedzieli, że jestem na Harmenzach?
– Ksiądz dziekan Skarbek z Oświęcimia powiedział nam, że ksiądz jest na Harmanzach.
– Kapo wziął dla panów już parę razy od nas duże paczki.
– Ja dałem wełniany pulower.
– Ja dwie pary rękawiczek.
– Ja dwa kilo słoniny.

Słuchałem litanii darów serdecznych, które nigdy do nas, szarej braci, nie dotarły.
– Jak sam przyjedzie – proszę nie dawać mu nic, chyba coś na odczepnego.
– On zawsze domaga się wódki dla chorych na tyfus!
– Ależ u nas tyfusu jeszcze nie ma!
– Co więc robić?
– Teraz ich upijcie, żebym mógł ich zawieźć pijanych do komando, to nic nie będą pamiętać.
– Damy dzisiaj dużo, żebyście mieli na święta.
Kochane i ofiarne serca polskie!

Niewiasty znosiły bez przerwy, dawały ze swoich skromnych wojennych zapasów, co tylko mogły pomieścić nasze worki.
Tak, to były polskie domy, polskie serca.
– Nie myślcie, że jesteście tam sami!
– Co dzień za was się modlimy.
– Nigdy o was nie zapomnimy!
– Na litość Boską – trzymajcie się!

Pokazywano mnie dzieciom:
– Patrz! Człowiek z drugiego świata jest u nas w gościnie! Człowiek zza drutów kolczastych!
Kapo i esman chwiali się mocno na nogach, tłumaczyli bez przerwy, jacy to oni dobrzy, biją tylko, gdy kto zasłuży, i to nie mocno (kapo miał na sumieniu wielu zabitych więźniów, esmana nie znałem). Łzy leciały przy pożegnaniu; takie wielkie, serdeczne, z dobrego serca płynęły. Cichutko w kieszeni spoczywały medaliki z Częstochowską Panią. Głęboko zaszyty w pasiaku medalik towarzyszył nam na każdy oświęcimski dzień. Nie był od matki, ale był od dobrych, kochanych ludzi.

Wieczorną godziną nikt z Polaków na Hermanzach nie spał. Czekali na wiadomości więcej niż na chleb. Słuchali z zapartym oddechem.
– To jednak pamiętają o nas jeszcze. Nie wymazali z pamięci?
– Widzisz! Należymy do ludzi jeszcze!

Biedne, skołatane dusze, kiedy posłyszały o odrobinie ludzkiego serca, topniały w wylewności wszystkich uczuć, dobrych i obojętnych, dawały upust beznadziejności swego położenia. Posypały się pytania.
– a wiedzą, jak my jeść dostajemy?
– Jak nas biją?
– Jak ciężko pracować musimy?
– Jakie mamy marne ubrania?
– Wiedzą wszystko – wiedzą, ilu nas dziennie umiera, ilu gazują, wszystko wiedzą.
– Toś ty był w środku w domu?
– Siedziałeś przy stole?
– Rozmawiałeś tak jak z nami?
– Adam, mów wszystko – wszystko, co widziałeś!

Stawiali dziecinne pytania. Dym z papierosów przesłaniał łóżka. Każdy delektował się otrzymanym papierosem. Jak w wielki święto palili po całym. Stawiali dziecinne pytania, bo chcieli zachłysnąć się życiem rodzinnym, wyczarować wzrokiem duszy własne wspomnienia, twarze najbliższych. Przypomnieć sobie ubrania, meble, uśmiech drogich, pozostawionych osób. Długo w nos słychać było wzdychania, a czasem szloch, taki męski, tajony”. (…)

W imię Prawdy! C. D. 188

13 lutego 2024 roku

W tym dniu ważne dla mnie były poniższe treści z Liturgii słowa:

,,Błogosławiony mąż, który oprze się pokusie: gdy zostanie poddany próbie, otrzyma wieniec życia, obiecany przez Pana tym, którzy Go miłują.
Kto doznaje pokusy, niech nie mówi: «Bóg mnie kusi». Bóg bowiem ani nie podlega pokusie do zła, ani też nikogo nie kusi. To własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci. Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć. Nie dajcie się zwodzić, bracia moi umiłowani!
Każde dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępują z góry, od Ojca świateł, u którego nie ma przemiany ani cienia zmienności. Ze swej woli zrodził nas przez słowo prawdy, byśmy byli jakby pierwocinami Jego stworzeń”. Jk 1, 12-18

,,Uczniowie Jezusa zapomnieli zabrać chleby i tylko jeden chleb mieli z sobą w łodzi. Wtedy im przykazał: «Uważajcie, strzeżcie się kwasu faryzeuszów i kwasu Heroda!»
A oni zaczęli rozprawiać między sobą o tym, że nie mają chlebów. Jezus zauważył to i rzekł do nich: «Czemu rozprawiacie o tym, że nie macie chlebów? Jeszcze nie pojmujecie i nie rozumiecie, tak otępiałe są wasze umysły? Mając oczy, nie widzicie; mając uszy, nie słyszycie? Nie pamiętacie, ile zebraliście koszów pełnych ułomków, kiedy połamałem pięć chlebów dla pięciu tysięcy?»
Odpowiedzieli Mu: «Dwanaście».
«A kiedy połamałem siedem chlebów dla czterech tysięcy, ile zebraliście koszów pełnych ułomków?»
Odpowiedzieli: «Siedem».
I rzekł im: «Jeszcze nie rozumiecie?»” Mk 8, 14-21

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z książki pt. ,,Pajda chleba” autorstwa ks. Adama Ziemby:

,,I szły długie, obojętne szeregi ludzkie, przechodziły obok szubienicy, wdeptywały świeże ślady krwi w obozową ulicę, nieczułe na to, co się obok nich dzieje. Uparty wzrok tkwił beznadziejnie w jednym miejscu, gdzie dawano dodatek chlebowy. Tam skierowane było całe zainteresowanie więźniów.

Ten dzień charakterystyczny wykazał znowu niezbicie, jak mało człowiek różni się od zwierząt, jak nisko upada w nim to, co stanowi chlubę istot rozumnych – czucie i myślenie.

Powoli wyjeżdżaliśmy z obozu, ale długi czas nie mogłem się otrząsnąć z nawału myśli, które tłoczyły się w głowie. Mróz przybierał na sile, lekko mknęły saneczki po utartej drodze. Wracałem do swego komando szczęśliwy, że nie mieszkam w obozie, że na co dzień nie muszę oglądać jego potworności; ale purpurowe szlaki krwi na śniegu, szubienica przed kuchnią, rozdawany dodatek chleba – wszystko to silnie przemawiało do mnie swoją nagą, bezwzględną i taką upiorną rzeczywistością.

Nie! Cała instytucja obozowa ze wszystkimi jej urządzeniami dążyła wyraźnie i bezczelnie do wyzucia więźnia z wszelkich praw człowieczeństwa, do zabrania mu jego istotnych danych, należnych mu choćby z tej racji, że jednak był i pozostawał człowiekiem. Nie jesteś człowiekiem – mówiono nam po przyjściu do obozu – jesteś tylko numerem i niczym więcej. I rozgrywała się cicha, zażarta walka, walka między władzami a więźniem. Bronił się bezbronny, bronił się walorami nabytej czy wrodzonej kultury, bronił się swoją etyką chrześcijańską, religijnością wyniesioną z domu, przed brutalną akcją odczłowieczenia, zepchnięcia go do rzędu nierozumnych bydląt. Walka trwała; gęsto padały trupy, i to z jednej tylko strony, ale mocniejszą się okazała siła ducha. Ci, co zostali przy życiu, są świadkami tych ciężkich zmagań człowieka z wynaturzoną formą praw nazistowskich, których jednym z objawów był obóz koncentracyjny.

Dzień charakterystyczny zawsze stoi mi przed oczyma, ile razy czytam lub widzę próby zakucia człowieka w niewolę paragrafu, który ma go pozbawić czy choćby tylko ograniczyć jego człowieczeństwo. Sądzę, że ludzkość cała przejrzy i nigdy już więcej nie będzie Oświęcimia – fabryki śmierci, hańby zwyrodniałego faszyzmu.

Czy, aby nigdy?
Kiedy zabliźniają się rany, a stary doświadczony lekarz-czas popiołem zasypie ostre kontury wynaturzenia i da popić wody z rzeki zapomnienia, i kiedy nas zabraknie, ostatnich świadków tej wielkiej, bezgranicznej krzywdy wyrządzonej ludzkości, zwłaszcza naszemu narodowi, niech chociaż te przygarście wspomnień pozostaną po tych bezimiennych zapomnianych numerach, a jednak ludziach.

Łatwo się piszą dziś te słowa, bo już nie krwią – ale chyba będę głosem tych wszystkich, co przeżyli i widzieli, jeśli powtórzę: Nigdy więcej Oświęcimia!
Ta szubienica pod kuchnią, ten dodatek chlebowy, ta krew na obozowych ulicach niech za nas krzyczą, niech za nas mówią… Nigdy więcej Oświęcimia…
Od Kogoś, kto zginął na szubienicy i przelał swoją krew serdeczną z miłości ku innym – ludzkość liczy czas.
Bo cierpienie i męczeństwo dla wielkiej miłości zawsze znajdą w historii miejsce pierwsze.
Dla wszystkich ludzi dość jest ziemi, dla wszystkich dość jest chleba. Ale bez twardej lekcji miłości między narodami, która wiele nakazuje wyrzeczeń, jak każda miłość, to będą znowu puste dźwięki.

Jeśli narody zapomną o Oświęcimiu, który stworzyła tylko nienawiść, to i ta krwawa nauka pójdzie na marne.

Dziś spotkanego kolegę z obozu witam radośniej niż brata. Obóz mocniej nas złączył, niż łączy krew matki dającej życie. To nie cierpiętnictwo czy egzaltacja, to przeżyte wspólnie walki każdego z nas o to właśnie życie, zmaganie się nie ze ślepym losem, ale z wyrafinowaną nienawiścią sprawiły, że ten wielki akt rodzenia się nowej Polski, tej wielkiej naprawdę miłości Ojczyzny zaczął się tam, gdzie stała szubienica pod kuchnią, gdzie rozdawano ten dodatek chlebowy i gdzie lała się ta krew bratnia na obozowych ulicach.

Dzień charakterystyczny miał się ku końcowi, ale refleksje trwają po dziś dzień, a daj Boże, by trwały wiecznie i mówiły ci, Czytelniku, że miłość musi wreszcie odnieść zwycięstwo nad nienawiścią”. (…)