W imię Prawdy! C. D. 346

3 czerwca 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

„8.Ludzie pozostający pod wpływem złego ducha są lekkomyślni, niestateczni, niespokojni, zamieszani, gwałtowni, brak im powagi i zastanowienia. Nie przyjmują cudzych rad, a własne zdanie przenoszą nad wskazówki starożytnych Ojców. Kochają swych pochlebców, a nienawidzą tych, co ich ganią. Gniewają się na grzeszących i upominają ich niecierpliwie i upokarzająco. Zamiary swoje wykonują gwałtownie, a we wszystkim szukają samych siebie. Przechwalają się niekiedy własnymi niedoskonałościami, jakoby one od Boga pochodziły dla utrzymania ich w pokorze, lecz zaniedbują pozbyć się takowych. Po upadku grzechowym albo się pocieszają, że ludzką rzeczą jest grzeszyć, albo też oburzają się na siebie samych i haniebnie upadają na duchu, a pomocy Bożej nie wzywają.

9.Kiedy szatan widzi, że wola sług Bożych jest silna i wytrwała w dobrym, natenczas zwraca się przeciwko rozumowi. Podaje mu bardzo wysokie myśli i wzniosłe a nadzwyczajne plany, aby ludzi nimi zajęci sądzili, że już doszli do szczytu doskonałości. W tym nieszczęśliwym stanie dochodzą do takiej wyniosłości, że nie troszczą się więcej o czystość serca i zaniedbują umartwienie, a swoją mądrość – jakoby jakie bożyszcze – uwielbiają. Tym sposobem dochodzą do uporczywego trzymania się własnego zdania, do gardzenia radami innych, które ich zdaniem są im zbyteczne.
Takich ludzi niezmiernie trudno uleczyć, bo „jeśliby oko twoje było niegodziwe, całe ciało twoje ciemne będzie” (Mt 6, 23). Toteż: „jeśli kto między wami zda się być mądrym na tym świecie, niech się stanie głupim, aby był mądrym” (1 Kor 3, 18). Ponieważ zaś szatan stopniowo opanowuje duszę – poczynając od małych, a prowadząc do coraz większych rzeczy – należy troskliwie się starać, aby nie zostawić choćby najmniejszej szparki, przez którą mógłby się dostać do duszy.

10.Ten nieprzyjaciel nie pomija żadnej chwili i żadnej sposobności do trapienia człowieka i kuszenia go do grzechu. Jeżeli zaś nie udaje się mu podsuwanie złych myśli do duszy postępującej w cnotach, natenczas stara się przynajmniej zatruć natchnienia Boże, pobudzając do próżnej chwały i upodobania w sobie samym.
Niekiedy porusza także siły i soki żywotne i wznieca w wyobraźni ohydne obrazy, skłaniając tym sposobem do oglądania nieskromnych uczynków. Tak czytamy o świętej Katarzynie Sieneńskiej, że jej szatan poddawał najbezwstydniejsze widoki. Innym znowu przydarzyło się, że mimo oporu poruszał ich język ku wypowiedzeniu słów bluźnierczych i prawie gwałtem popychał ich w rozpacz.
Niekiedy znowu na dłuższy czas przestaje kusić ludzi pobożnych, spodziewając się większej korzyści z ostygłości i opieszałości, w jaką popadną, kiedy im zabraknie ćwiczenia się w szermierce duchowej. Niekiedy zaś czyni to podstępem, ażeby niejako uśpionych ciszą duchową i nieprzygotowanych mógł tym łatwiej napaść i pokonać. Tak uczy święty Grzegorz. „Dawny nieprzyjaciel” – mówi on – „po utarczkach z duszą za pomocą pokus często ustępuje na chwilę, ale nie w tym celu, ażeby już zakończyć rozpoczętą walkę, lecz aby tym łatwiej wedrzeć się niespodzianie na nowo do serca uspokojonego i czującego się już bezpiecznym”.

11.Kiedy już ten chytry wróg nie może żadną inną miarą skusić duszy, stara się ją przynajmniej omamić różnymi złudzeniami pozornej cnoty i świętości. Ponieważ zaś sprawy duchowe przynoszą zaszczyt, pożytek i przyjemność, przeto doprowadza niektóre dusze do tego, że w poruszeniach łaski szukają, swego, nie tego co jest Jezusa Chrystusa (Flp 2, 21). Innych znowu obawą przed trudami doprowadza do tego, że lekceważą sobie uczynki, w mniemaniu, że wystarczy mieć ducha skorego i ochotnego, że Bóg nie patrzy na czyny, ale na wolę, gdy tymczasem, w rzeczywistości, tkwi w ich sercu zaledwie słabe tylko pragnienie cnoty. Przeciwnie, innych znowu zajmuje całkowicie zewnętrznymi uczynkami obok bardzo nieznacznej pracy nad wewnętrzną poprawą.
Kogo zaś nie może odwieść od wszystkich cnót, odciąga go przynajmniej od najważniejszych – pod pozorem, że są mniej konieczne – lub przynajmniej usiłuje doprowadzić do tego, ażeby się w nich tylko pobieżnie ćwiczył. Również budzi w niektórych zapał zbytniej i nieroztropnej gorliwości, tak że ani się innych nie radzą, ani też cudzych rad nie znoszą. Ta przewrotność jest szczególnie niebezpieczna dla tych osób, które są zobowiązane do posłuszeństwa i poddane kierownictwu drugich.
Lekarstwem na powyższe złudzenia jest ścisłe badanie każdego złudzenia, czy nie ma w nim jakiejś zdrady. Następnie – odnoszenie wszystkich natchnień łaski do Boga jako ich dawcy, zanim się jeszcze nie splamią brudem miłości własnej. Wreszcie – unikanie pragnień i próśb o wysokie wzniesienia, niezwykłe oświecenia i wewnętrzne pociechy, gdyż nimi otwiera się przystęp szatańskim zasadzkom.

12.Początkującym w służbie Bożej szatan poddaje gorące i nieumiarkowane pragnienie nawrócenia wszystkich do Boga. Święta Teresa twierdzi i udowadnia przykładami, że ta pokusa jest bardzo powszechna i że jest źródłem zguby duchowej dla wielu. „Bo właśnie wtenczas, kiedy by im należało” – powiada ta święta nauczycielka – „nie troszcząc się o innych, zająć się sobą i skrzętnie baczyć na to, ażeby chodzić i podobać się Bogu, oni raczej pracują nad zbawieniem drugich. A chociażby sami zaledwie kroczą po drodze cnoty, odważają się innych prowadzić po trudnych ścieżkach, o których sami pojęcia nie mają, i ośmielają się drugich podnosić, chociaż sami bardzo nisko stoją”.
Wprawdzie pragnienie nawrócenia błądzących nie jest złem, lecz zabiegi i praca około niego może być zła i jest zazwyczaj złą, jeżeli się nie łączy z wielką ostrożnością. „Wszystkiego ducha swego pokazuje głupi” – mówi Mędrzec – „a mądry odkłada i chowa na przyszłość” (Prz 29, 11). A święty Bernard tak uczy: „Nie można podać lepszej rady do zbawiennej pobożności nad tę, jaką podaje Mędrzec, kiedy mówi: „Zmiłuj się nad duszą swoją, podobając się Bogu” (Syr 30, 24). Jeżeli mam tylko odrobinę oleju do namaszczenia, czyż sądzisz, że ci go mam dać, a sam zostać ogołoconym? Zostawię go dla siebie i nie wydam, chyba tylko na rozkaz Proroka. Na usilne prośby gotowa odpowiedź: „By przypadkiem nie zabrakło nam i wam, idźcie raczej do sprzedających kupcie sobie” (Mt 25, 9)”. Trochę zaś niżej dodaje: „Zresztą ty, bracie, którego własne zbawienie jest jeszcze niepewne, którego miłość albo żadna, albo tak delikatna i giętka jak trzcina tak, cofa się przed wszystkim, że każdemu duchowi wierzy, że ją każdy wiatr unosi, ty, powtarzam, wobec takiego stanu własnej duszy, jakimże czołem, pytam, śmiesz podjąć się lub sprawować kierownictwo duszami innych?”
Tak i tym podobnie przemawia święty Doktor do początkującego, przestrzegając go, aby sam nie będąc pełnym, nie spieszył się z wylewaniem, lecz aby zaczekał, aż się sam napełni, a dopiero wtenczas, będzie mógł bez własnego uszczerbku udzielić drugim, co jemu samemu zbywać będzie. Miłość niepełna bowiem nie jest doskonała.

Jest jeszcze inny, a nie mniej niebezpieczny podstęp szatański. Ulegają mu ci, co postawili zaledwie pierwsze kroki na drodze doskonałości, a widząc drugich zupełnie już doskonałych zażywających niewymownej słodyczy, nią zbawieni robią nagły i zuchwały skok na wyższe stopnie, nie wykorzeniwszy pierwej złych nałogów i nie ugruntowawszy się w cnocie. Tacy ludzie powtarzają często, że należy dążyć do ścisłego połączenia się z Bogiem, i myślą, że już wszystkiego dokazali, gdy umieją wspaniale rozprawiać o rzeczach wyższych, jak gdyby doskonałość zasadzała się na słowach, a nie na uczynkach. Dopiero kiedy spotka ich nagle jakaś boleść, wtenczas, lecz za późno, poznają, jak daleko im jeszcze do tego stopnia doskonałości, na jaki odważyli się wedrzeć bez uprzedniego oczyszczenia, pomijając te stopnie, jakie święci Ojcowie wskazują”.

Leave a Reply