10 lutego 2024 roku
W tym dniu ważne były dla mnie poniższe słowa z Liturgii słowa:
,,Nie samym chlebem żyje człowiek,
lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”. Mt 4, 4b
11 lutego 2024 roku
W tym dniu ważne były dla mnie poniższe słowa z liturgii godzin:
,,Jesteś straszliwy i któż Ci się oprze,
gdy gniew Twój się obudzi?
Z nieba ogłosiłeś wyrok;
zamilkła strwożona ziemia,
Kiedy Bóg powstał, by dokonać sądu
i ocalić poniżonych tej ziemi.
Bo nawet gniew na ludzi
przyniesie Ci chwałę,
A ci, których gniew nie dotknie,
będą obchodzić Twe święto.
Składajcie i wypełniajcie śluby
wobec Boga naszego i Pana.
Niech wszyscy stojący dokoła
przyniosą dary Budzącemu grozę,
Panu, który poskramia pychę książąt
i jest postrachem władców ziemi”. Ps 76
W tym dniu przeczytałem ciekawe treści z żywotu św. Eufrazyny:
,,Za czasów Teodozyusza cesarza wschodniego, w Aleksandryi, mieście w Grecyi położonem, około roku Pańskiego 380, żył pewien pobożny chrześcijanin imieniem Pafnucy. Pojąwszy w małżeństwo podobnież zacną bardzo chrześcijankę, przez długi czas nie miał potomstwa. Świętobliwi ci małżonkowie, gorąco modląc się do Boga, aby ich dziatkami pocieszyć raczył, prosili o modlitwy na tęż intencyą wielkiej świątobliwości zakonnika, w ich okolicach mieszkającego. Po niejakim czasie, wysłuchał Pan Bóg ich prośby i dał im córkę, której na chrzcie świętym nadano imię Eufrozyny, co po grecku znaczy dobra radość. Wychowana bardzo bogobojnie, od lat najmłodszych dowodziła, iż uciechy i próżności świata tego za nic sobie miała, szczęścia szukając jedynie w Bogu, któremu pragnęła wyłącznie poświęcić się na służbę.
Mając lat dwanaście straciła matkę, a w ośmnastym roku życia, gdy o jej rękę prosił, zamożnością, rodem i urodą znakomity młodzieniec, ojciec dać mu ją przyobiecał. Lecz zdarzyło się, że gdy w owym czasie zwiedził z córką pewien żeński klasztor, tak ona rodzajem życia, jakby tu na ziemi anielskiego, jaki tam ujrzała, została ujętą, iż tem bardziej od tej chwili, obrzydziła sobie świat i jego marności. Wróciwszy do domu, z większą jeszcze gorącością ducha oddała się ćwiczeniom pobożnym. Bogate stroje swoje i wszelkie kosztowności rozdała ubogim, a sama najskromniejszych już tylko używając sukien, pod niemi ostrą włosiennicę nosiła. Do towarzystwa swojego przypuszczała tylko dziewice podobnież jak ona skromne i pobożne; z niemi przestając, chroniła się wszelkich światowych rozmów, wspólnie odprawiała różne nabożeństwa, i razem z temiż towarzyszkami oddawała się miłosiernym uczynkom.
Razu pewnego, jeden z kapłanów rozmawiając z Eufrozyną o rzeczach tyczących się jej duszy, dowiedział się od niej, iż czuła się ona, i to od lat najmłodszych powołaną do Zakonu, lecz pomimo tego nie śmiała dotąd prosić o to ojca, gdyż pewną była, iż zaręczywszy ją mimo jej woli, młodzieńcowi, którego na jej męża przeznaczona, zezwolenia jej swojego nie udzieli. Na to powiedział jej ten duchowny, że kto prawdziwie do wyłącznej służby Boga zostaje powołanym, ten za głosem tym iść powinien i pierwszeństwo dać woli Bożej, nad wolę rodziców samych, gdyż do tego stosują się słowa Pana Jezusa: ,,Kto ojca albo matkę więcej miłuje niźli Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10, 3). Uradowana Eufrozyna z upoważnienia jakie odebrała, aby spełnić wolę Bożą, wyraźniej jej objawioną, frasowała się tylko jak sobie poradzi, gdyż była pewną, że ojciec jej wstąpić do zakonu nie pozwoli, a jeśli to bez jego wiedzy uczyni, wyszuka ją w każdym klasztorze, i jakimkolwiekbądź sposobem wydobędzie ztamtąd. Wpadła więc na myśl nadzwyczaj szczególną, w ogólności dla nikogo niewłaściwą, lecz w niej w istocie przez Ducha Świętego natchioną. Postanowiła przebrać się po męzku, i jako młodzieniec wstąpić do klasztoru męzkiego, aby tym sposobem raz na zawsze ślad swój wszelki przed ojcem ukryć.
Jakoż niepoznana, pod imieniem Smaragda przyjęta została do klasztoru, i wypadkiem trafiła do tego właśnie, w którym mieszkał ów starzec zakonnik, który ją rodzicom u Boga był uprosił. Eufrozyna, od dnia wstąpienia swojego do zakonu, przyświecała braciom wzorem najwyższych cnót zakonnych. Lecz zły duch, widząc jak święta ta dusza coraz milszą stawał się Bogu, i coraz wyższy stopień w doskonałości czyniła, natarł na nią, wzniecając w jej sercu nadzwyczaj silną tęsknotę za rodzinnym domem, a szczególniej za ojcem, którego nadzwyczaj kochała. A nawet chwilami chciał w niej rozbudzić żal za owym narzeczonym, które na świecie porzuciła, i niewiele dawniej go znając, który był dla niej przedtem zupełnie obojętnym, a z którym pożycie, teraz w uroczem przedstawiało się jej świetle. Wszakże wsparta łaską Boską, Eufrozyna mężnie tę próbę przebyła, a jak to zwykle się zdarza, gdy kto takowe pokusy od razu zwalcza, już odtąd ich wcale nie doznawała: owszem w służbie swojej Panu Bogu, opływała w coraz większe pociechy niebieskie, i odbierała coraz wyższe dary na modlitwie.
Po kilku latach pobytu w klasztorze, gdzie wszyscy podziwiali jej świętość, przełożony z natchnienia Bożego przeznaczył ją do rodzaju życia jeszcze więcej odosobnionego. Z wielkiem zadowoleniem Eufrozyny, zamknięto ją w osobnej zupełnie celi, jakby oddzielnej pustelni, z której ani na krok nie wychodziła, oddając się tam ćwiczeniom najwyższej bogomyślności.
Gdy tak ta dziewica, przez ludzi na świętego pustelnika miana, już tu na ziemi niebieski żywot wiodła, ojciec jej Pafnucy, który na próżno przez długie lata szukał córki po wszystkich klasztorach żeńskich, już się nareszcie pożegnał był z nadzieją spotkania jej kiedy na tym świecie. Lecz razu pewnego, czując w sercu swojem żywszy niż zwykle żal po niej, chodząc z klasztoru do klasztoru, aby w rozmowach z zakonnikami zaczerpnąć pociechy, przybył właśnie do tego, gdzie córka jego pod imieniem Smaragda, ów żywot swój święty pędziła. Lubo do niej nikogo nie przypuszczano, z litości jednak nad starcem bardzo strapionym, zaprowadzono go do jej celi, wnosząc iż tak święty zakonnik, jakim był Smaragd, najskuteczniej tę zbolałą duszę pocieszyć potrafi. Przybywszy do pustelni Eufrozyny, nie poznał jej Pafnucy, lecz ona od razu go poznała; a mężnie zadając gwałt uczuciom, któreby ją wydać mogły, z taką miłością i troskliwością zajęła się duszą swojego ojca, iż go zupełnie uspokoiła, pocieszyła i przywiodła do tego iż już nie żałował, że córka jego, Panu Bogu się poświęciwszy, żyje gdzieś szczęśliwa, a jeszcze szczęśliwsza będzie na wieki.
Ten rodzaj życia swojego wiodła Eufrozyna święta całe lat trzydzieści ośm, nie widując się z nikim prócz z ojcem, który zawsze nie wiedząc, że z córką rozmawia, za każdą razą odchodził od niej pełen świętej pociechy, i coraz lepiej miłujący Boga. Aż dnia pewnego, Święta mając sobie objawionem blizki już swój koniec, gdy w tejże porze przybył do niej Pafnucy, zatrzymała go w klasztorze przez całe trzy dni. Kiedy te upłynęły, przywołała go do siebie, i tak do niego przemówiła: – ,,Byłeś od dawna świadkiem szczęścia, jakiego tu doznaję: za chwilę czeka mnie jeszcze większe, bo pójdę do Nieba. Przywołałam cię tu dlatego, abym i tobie wielką sprawiła pociechę, gdy w tym zakonniku, którego podziwiasz szczęście, poznasz twoję córkę. Ja to bowiem nią jestem w istocie, a przywdziałam szaty męskie, abym przeszkody tej, jaką mi miłość twoja ojcowska stawić mogła, tem bezpieczniej uszła. Teraz zaś na to cię tu Pan Bóg przyprowadził, abyś ciało które z ciebie wzięłam, w ziemi pogrzebał.” I to mówiąc padła i ducha Bogu oddała. Ojciec rzucił się do niej, a gdy nadeszli inni zakonnicy, i dowiedziawszy się o wszystkiem pocieszać go chcieli, tak się do nich odezwał: – ,,Zaprawdę, nie wiem, czy śmierć tę mam opłakiwać, czy z niej się radować? Uczucie wrodzone nakłania do płaczu, boć córkę moję grzebać będę, ale myśl jaką ona w tej chwili w Niebie zapłatę odbiera, smutku zakazuje. Proszę więc tylko Boga, niech mi da dziecko moje rychło w Niebie oglądać”. I to wyrzekłszy, już z klasztoru nie wyszedł: został zakonnikiem, tęż celkę po córce swojej zajął, pozostałą po niej ubogą rohożę na jedyne posłanie sobie obrał, i dziesięć lat tam przeżywszy w wielkiej świętobliwości, poszedł do niej do Nieba, jak tego gorąco pragnął.
POŻYTEK DUCHOWY
Postępek świętej Eufrozyny, która przebrawszy się w męskie suknie płeć swoję zataiła, lubo w ogólności naganny, nie poczytał jej Pan Bóg za złe, gdyż go ona użyła jedynie w celu pójścia za swojem powołaniem. Uczmy się z tego, jak dalece w podobnym razie dziecko każde powinno przekładać wolę Bożą nad wolę rodziców: a z drugiej strony poznajmy, jak ciężko zawiniają rodzice, gdy opierając się woli Bożej, powołującej do wyłącznej służby swojej ich dzieci, zmuszają je przez to do ostatecznych jakich kroków, aby powołania swego nie chybiły”.