W imię Prawdy! C. D. 327

21 maja 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii słowa i liturgii godzin:

,,Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem. Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono, czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania, czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów, czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich, czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania, czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia, czas miłowania i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju.
Cóż przyjdzie pracującemu z trudu, jaki sobie zadaje? Przyjrzałem się pracy, jaką Bóg obarczył ludzi, by się nią trudzili. Uczynił wszystko pięknie w swoim czasie, dał im nawet wyobrażenie o dziejach świata, tak jednak, że nie pojmie człowiek dzieł, jakich Bóg dokonuje od początku aż do końca.
Poznałem, że dla niego nic lepszego, jak cieszyć się i o to dbać, by szczęścia zaznać w swym życiu. Bo też, że człowiek je i pije, i cieszy się szczęściem przy całym swym trudzie – to wszystko dar Boży.
Poznałem, że wszystko, co czyni Bóg, na wieki będzie trwało: do tego nic dodać nie można ani od tego coś odjąć. A Bóg tak działa, by się Go ludzie bali. To, co jest, już było, a to, co ma być kiedyś, już jest; Bóg przywraca to, co przeminęło.
I dalej widziałem pod słońcem: w miejscu sądu – niegodziwość, w miejscu sprawiedliwości – nieprawość. Powiedziałem sobie: Zarówno sprawiedliwego, jak i bezbożnego będzie sądził Bóg; na każdą bowiem sprawę i na każdy czyn jest czas wyznaczony. Powiedziałem sobie: Ze względu na synów ludzkich tak się dzieje. Bóg chce ich bowiem doświadczyć, żeby wiedzieli, że sami przez się są tylko zwierzętami. Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt, bo wszystko jest marnością. Wszystko idzie na jedno miejsce: powstało wszystko z prochu i wszystko do prochu znów wraca. Któż pozna, czy siła życiowa synów ludzkich idzie w górę, a siła życiowa zwierząt zstępuje w dół do ziemi?
Zobaczyłem więc, że nie ma nic lepszego nad to, że się człowiek cieszy ze swych dzieł, gdyż taki jego udział. Bo któż mu pozwoli widzieć, co stanie się potem?” Koh 3, 1-22

„Jest czas rodzenia i czas umierania” – powiada Eklezjastes. Bardzo słusznie na samym początku ukazał ów konieczny związek zestawiając śmierć z narodzinami. Z konieczności bowiem śmierć następuje po narodzinach i wszystko, co powstaje, ulega rozpadowi.
„Jest czas rodzenia i czas umierania”. Oby i mnie dane było narodzić się w odpowiednim czasie i umrzeć w pomyślnym. Jest bowiem rzeczą oczywistą, iż Eklezjastes mówi o takim narodzeniu i takiej śmierci, jakie człowiek przeprowadza w sposób zamierzony i świadomy, to znaczy tak, aby mogły się stać prawdziwymi czynami cnoty. Tymczasem narodziny naturalne nie zależą od woli niewiasty ani też śmierć, rozumiana w potocznym znaczeniu, nie podlega wolnemu wyborowi umierającego. To zaś, co od nas nie zależy, nie może być nazywane wadą ani cnotą. Wypada przeto zastanowić się, czym są narodziny w odpowiednim czasie, a czym śmierć w chwili pomyślnej.
Sądzę, iż narodziny są szczęśliwe i w odpowiednim czasie wówczas, kiedy człowiek – jak mówi prorok Izajasz – poczyna swoje zbawienie w bojaźni Bożej i wydaje je na świat w bólach duszy, która rodzi. Jesteśmy zatem – aby tak powiedzieć – sami sobie rodzicami, kiedy dzięki umiłowaniu dobra i z udziałem wolnej woli samych siebie kształtujemy, rodzimy i wydajemy na świat.
Czynimy tak wtedy, kiedy przyjmujemy Boga. Stajemy się dziećmi Boga, dziećmi cnoty, dziećmi Najwyższego. Natomiast rodzimy się jako niepełni, niedoskonali, niedojrzali, gdy nie został w nas ukształtowany – jak mówi święty Paweł – „obraz Chrystusa”. A trzeba przecież, aby „człowiek Boży był doskonały” i pełny.
Skoro wiadomo już, co znaczy rodzić się w odpowiednim czasie, wiadomo też, co znaczy umierać w czasie odpowiednim. Wiadomo również, w jakim znaczeniu dla świętego Pawła każdy czas był odpowiedni dla dobrej śmierci. Z naciskiem mówi o tym w swoich pismach: „Każdego dnia umieram dla waszej chwały” oraz: „Z powodu Ciebie zabijają nas każdego dnia”, i wreszcie: „W sobie samych nosimy wyrok śmierci”.
Widzimy tutaj wyraźnie, w jaki sposób Paweł umiera codziennie. Nie żyje dla grzechu, ustawicznie umartwia ciało, w sobie samym nosi konanie ciała Chrystusa. Nieustannie krzyżowany jest z Chrystusem, nie żyje już dla siebie, ale żyje w nim Chrystus. Sądzę, iż taka właśnie śmierć jest śmiercią pomyślną, która prowadzi ku prawdziwemu życiu.
Pan mówi: „Ja zabijam i Ja ożywiam”. Mówi, aby pouczyć, iż prawdziwym Bożym darem jest śmierć grzechowi i życie w Duchu. Sprowadził śmierć, dlatego obiecuje ożywić”. – św. Grzegorza z Nyssy

W imię Prawdy! C. D. 306

6 maja 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii słowa i liturgii godzin:

,,Bracia, przypominam wam Ewangelię, którą wam głosiłem. Przyjęliście ją i mocno przy niej stoicie. Przez nią osiągnięcie zbawienie pod warunkiem, że ją taką zachowacie, jak ją wam głosiłem. Inaczej przyjęliście wiarę na próżno.
Przede wszystkim przekazałem wam to, co mnie samemu podano: mianowicie: że Chrystus umarł za nasze grzechy, wedle Pisma; że został pogrzebany i że wedle Pisma trzeciego dnia zmartwychwstał. Ukazał się Kefasowi potem dwunastu, potem więcej niż pięciuset braciom pospołu, z których większość żyje dotychczas, a niektórzy już pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. A na sam koniec ukazał się także mnie, który jestem jakby płód poroniony”. 1 Kor 15, 1-8a

,,Apostołowie odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa. Nie przestawali też co dzień nauczać w świątyni i po domach i głosić Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie”. Dz 5, 41-42

Tego dnia przeczytałem ważne dla mnie treści w żywocie św. Jędrzeja Polaka, pustelnika, zwanego Żórawkiem:

,,Różnymi sposobami krzewiło się chrześcijaństwo u różnych ludów pogańskich, ale wszędzie krew lub męczeństwo świętych ludzi torowały drogę nauce Chrystusa Pana. Gdzie lud pogański obyczajów mniej dzikich nie zabijał lub nie dręczył posłanników wiary prawdziwej, tam oni sami zadawali sobie ciężkie umartwienia, życie męczenników biorąc dobrowolnie na siebie, bądź, aby ćwicząc się w doskonałości coraz większej i heroicznem pokonywaniu potrzeb życiowych, w ten sposób ubłagać łaskę nawrócenia dla pogan, w których żyli otoczeniu, bądź, aby dać ludom hołdującym tylko zmysłom dobitny na sobie przykład, że można nie tylko gardzić wszystkiemi uciechami tego świata, ale odmawiać sobie najpotrzebniejszych rzeczy, walczyć skutecznie przeciw naturze materialnej, na korzyść ducha, a przytem być nie tylko szczęśliwym, ale prawdziwie wielkim mężem, obfitującym do tego stopnia w łaskę Boską, że promienia jej udzielają się ludziom w ich otoczeniu przebywającym.

Takim Świętym, który nie przez głoszenie nauk wśród obcego ludu, ale życiem cnotliwem i męczeńskiem przyczynił się do krzewienia wiary chrześcijańskiej wśród pogan, być św. Jędrzej Polak, pustelnik.
Urodził się w Opatówce, w Polsce, za czasów, kiedy Mieczysław I., sam chrzest przyjąwszy w r. 965, przykładem swoim ułatwił rozpowszechnienie się chrześcijaństwa w narodzie polskim. Wydany przez księcia tego nakaz burzenia i topienia posągów bałwochwalczych wykonywano w całym kraju bez większego oporu.
To też przypuścić można, że św. Jędrzej już w latach dziecięcych został ochrzczony. Jako młodzieniec, odczuwając głęboko świętość nauki nowej, co dopiero w Polsce się krzewiącej, począł wieść żywot bardzo bogobojny i postanowił wstąpić do zakonu. Z klasztorów bowiem powstających w różnych częściach kraju rozlewało się wówczas światło wiary św. na ludy.

Trudniej, niż w Polsce, przyjmowano chrześcijaństwo w sąsiednich Węgrzech, dokąd św. Wojciech, biskup praski, wysłał w tym czasie misyonarzy i zakonników. Książę Gejza wprawdzie przyjął chrzest, ale więcej ze względów politycznych, niż z przekonania; misyonarze ochrzcili 5000 Węgrów, ale bałwochwalstwo mimo to utrzymywało się wśród ochrzczonych i na dworze książęcym. Później dopiero, w roku 997, gdy po śmierci Gejzy na tron węgierski wstąpił Stefan św., nastały dla sprawy chrześcijańskiej czasy lepsze. Trudności, z jakiemi nauka wiary św. musiała walczyć za czasów Gejzy, skłoniły św. Jędrzeja do złożenia ślubów zakonnych na Węgrzech, aby gorliwością swoją popierać czynność apostolską tamtejszych zakonników. Przybywszy do klasztoru Soborem zwanego, a założonego przez Benedyktynów w powiecie Nitryeńskim, w nim przyjął habit z rąk ówczesnego opata Filipa.

Św. Jędrzej w czasie nowicyatu z niezwykłą pilnością i pobożnością słuchał nauk mistrza swego Filipa, pogłębiając coraz bardziej znajomość nauki Kościoła katolickiego i ćwicząc się w życiu zakonnem. Wkońcu doszedłszy do takiej doskonałości, że reguła zakonna wydawała mu się jeszcze za łagodną, a pobyt w klasztorze za wygodny, za pozwoleniem opata swego udał się na daleką puszczę, aby tam, wśród gęstych, dzikich lasów, do śmierci wieść życie pustelnicze i w modlitwie bezustannej, pracy ciężkiej i nadzwyczajnem umartwieniu ciała i ducha zbliżyć się więcej w cierpieniu do Zbawiciela, a przez to zaskarbić sobie łaski dla siebie i dla kraju, w którym przebywał. W tej to puszczy sam zbudował sobie ubogą chatkę, i w niej dni i noce spędzał na modlitwie i rozmyślaniu, przerywając raz po raz ćwiczenia duchowne ciężką pracą cielesną. Żywił się roślinami, które same w lesie rosły, nie bacząc na przykry ich i nieraz wstrętny smak i przyjmując pokarmu tyle tylko, aby z głodu nie umarł.

W miarę, jak ciało jego przyzwyczaiło się coraz więcej do tego postu surowego, tak, iż głód przestawał mu dokuczać, odmawiał sobie coraz więcej pokarmu wszelkiego , aż wkońcu jadał tylko co cztery dni, trzy dni spędzając zupełnie bez przyjmowania pokarmu. Wskutek tego ciało jego więdło, siły go opuszczały, myśli trudno mu było skupiać w modlitwie, a senność go opanowywała. W chwilach takich brał siekierę i szedł rąbać drzewo w lesie, aby przemocą rozruszać omdlewające członki i znowu uczynić się zdolnym do dalszej modlitwy i do rozmyślania o męce Pana Jezusa. Nocy nawet na sen nie używał, nie pokładał się wcale, ale siedząc na zwalonym pniu dębowym, czerpał siły nie ze snu ani z pokarmu, ale z nadzwyczajnej łaski Boskiej. Ponieważ zdarzyło się, że w tej postawie sen go nieraz zmorzył, a on czuwać chciał ciągle, aby na chwilę nie odrywać się od rozkoszy i słodyczy niebiańskiej, więc otoczył pień, na którym noce spędzał , postawionemi trzcinami, ostro zakończonemi, albo znów umieszczał nad głową ramę drewnianą, do której przywiązane były ciężkie kamienie. Skoro tylko głowa snem odurzona mu zwisła, albo skoro pochylił się w jaką stronę, zaraz raniły go ostre trzciny albo uderzył go kamień ciężki w głowę, tak, iż senność odeszła, a rany nowe cierpienia wywoływały, których pragnął tak bardzo z miłości dla Chrystusa Pana. Ale te rany, zadawane co noc, nie wystarczały mu; pragnął cierpieć bóle cięższe i bez przerwy. Opasał więc ciało swe grubym, miedzianym łańcuchem i ściągnął tak silnie, że po krótkim czasie ogniwa nierówne potworzyły mu rany głębokie w pasie, które drażnione i ściskane ciągle, nie mogły się goić, ale niszczyły skórę i ukryte pod nią wnętrzności. A jakże się umartwiał Święty ten w czasie Wielkiego postu, skoro już w ciągu całego roku zadawał sobie umartwienia, którychby zwykły człowiek grzeszny długo nie wytrzymał. Otóż pragnąc czas ten, przeznaczony dla wszystkich wiernych na pokutę i umartwienia, odróżnić od innych miesięcy, poprosił opata klasztoru swego o przysłanie mu 40 orzechów, które przez cały post 40-dniowy miały mu wystarczyć na pożywienie. Tak tedy przygotowując się do święta Zmartwychwstania Pańskiego, codziennie tylko jeden orzech spożywał, nic więcej oprócz tego w ciągu dni 40 nie jedząc…”

Zapowiedź męki

I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy wiele musi wycierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że zostanie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku».

Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je». Mk 8, 31-35

Czytaj dalej Zapowiedź męki

Jakiego postu pragnie Bóg?

Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: «Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?» Jezus im rzekł: «Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć». Mt 9, 14-15

Czytaj dalej Jakiego postu pragnie Bóg?

Prawdziwy post

Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś? Umartwialiśmy siebie, a Tyś tego nie uznał? Otóż w dzień waszego postu wy znajdujecie sobie zajęcie i uciskacie wszystkich waszych robotników. Otóż pościcie wśród waśni i sporów, i wśród bicia niegodziwą pięścią. Nie pośćcie tak, jak dziś czynicie, żeby się rozlegał zgiełk wasz na wysokości. Czyż Ja taki post jak ten wybieram sobie w dniu, w którym się człowiek umartwia? Czy zwiesić głowę jak sitowie i użyć wora z popiołem za posłanie, czyż to nazwiesz postem i dniem miłym dla Pana? Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: Rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać? Dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków? Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pana iść będzie za tobą. Wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On rzecze: «Oto jestem»”. Iż 58, 3-9

Czytaj dalej