ROZDZIAŁ XXIV (SYCHAR) ROZDZIAŁ XXV (ŚDM W PANAMIE)

ROZDZIAŁ XXIV

WSPÓLNOTA TRUDNYCH MAŁŻEŃSTW SYCHAR

Wspólnota Trudnych Małżeństw Sychar powstała w parafii św. Brata Alberta w Radomiu w styczniu 2017 roku. Czyli szybciej niż Przyjaciele Bezdomnych. Powstanie miało swoje głębokie korzenie i sam niedowierzałem, że przy całym zaangażowaniu z młodzieżą Bóg da mi jeszcze małżeństwa. Doświadczałem jednak tego, że moje spalanie się dla młodych było gaszone w niejednym domu i potrzeba było zacząć pomaganie od rodziny.

Przełomem okazało się świadectwo Marcina i Beaty w 2016 roku w naszej parafii. Nigdy w życiu nie słuchałem tak świętego małżeństwa. Mieli wtedy 10 dzieci. 6 na ziemi i 4 w niebie. Beata mówiła, że będzie rodzić dzieci do pięćdziesiątki. Mówiła, że gdy mąż wraca do domu, to jej zadaniem jest: nakarmić, wzmocnić słowem i powiedzieć: odpocznij we mnie. Ja po prostu otwierał oczy jak 5 zł, a szczęki opadały ludziom do podłogi. Powiedziałem, że będę na dachach głosił, to co oni mówią. Notowałem tyle, ile zdążyłem.

Marcin opowiadał, że jak stracił pracę, to napisał do żony smsa: ,,zwolnili mnie. Hurra, Bóg ma lepszy plan”. Beata w domu otworzyła Pismo święte i pytała Boga, co robić. Otrzymała odpowiedź, aby napisać do przyjaciół. I tak otrzymywali 4 miesiące: pieluchy, jedzenie i pieniądze od przyjaciół. Bóg zatroszczył się o wszystko.

Gdy kilka miesięcy później dostałem propozycje poprowadzenia rekolekcji oazowych dla rodzin z Beatą i Marcinem, to nie mogłem odmówić. Zaskoczyli mnie jeszcze bardziej niż na świadectwie. Przyjechali z 6 dzieci w dniu zerowym i ustalaliśmy program. Beata zapytała, czy wystawię im codziennie Pana Jezusa do adoracji od godz. 6 do godz. 8 tak przed programem rekolekcji, ponieważ oni chcą adorować. Odpowiedziałem: ,,macie szczęście, że lubię Pana Jezusa.” Po czym Beata mówiła dalej: ,,jeszcze mamy prośbę, aby codziennie ksiądz wystawił nam Pana Jezusa od godz. 21-23, bo my z mężem chcemy adorować.” To był już szok. W myślach przeszło mi szybko, ile zostało mi snu. Dodatkowo poprosili o jedną całonocną adorację dla małżeństw na zapisy, aby krzyżem leżeli przed Jezusem i przepraszali za swoje grzechy. Faktycznie to małżeństwo z 6 dzieci na oazie ADOROWAŁO CODZIENNIE TYLE CZASU JEZUSA!!! Marcin przychodził o godz. 6 z dzieckiem w koszyku, a Beata zmieniała go o godz. 7. Wieczorem podobnie. Chwała Bogu za tak wielkich świadków wiary.

To właśnie Beata na świadectwie w parafii powiedziała o Wspólnocie Sychar i książce Anny Jednej pt. ,,Ile jest warta twoja obrączka?”. Dodała jeszcze swoje świadectwo, że jest z rodziny rozwiedzionej, a mąż z rodziny alkoholowej. Bóg jednak uzdrowił ich z tego z tego, co było bolesne. Pięknie także dochowali czystości do ślubu. Pobrali się w wieku 20 lat z pragnienia serca, a nie z przymusu. Beata opowiadała, że po latach znalazła suknię ślubną mamy. Pocałowała ją jak relikwie i poprosiła Boga, aby odnowił miłość jej rodziców. Bóg dał cud. Po paru miesiącach jej tata zadzwonił i powiedział: ,,córeczko schodzę się z mamą na 40 rocznicę ślubu po 16 latach od rozwodu”. Ależ Bóg jest dobry!

Wspólnota Sychar i książka ,,Ile jest warta Twoja obrączka?” zostały zapisane nie tylko w moich notatkach w telefonie, ale i w sercu. Będąc na rekolekcjach ignacjańskich w Kaliszu, płaciłem za rekolekcje i zobaczyłem na półce powyższą książkę. Od razu było światło, komu kupić. Zakupiłem chyba 5 egzemplarzy. Dziwnym trafem na początku roku duszpasterskiego 2016 były dni duszpasterskie dla księży w seminarium w Radomiu. Tam świadectwo dawało małżeństwo z Sycharu w Szydłowcu. Okazało się, że w diecezji jest tylko jeden Sychar i to w Szydłowcu, a nie w Radomiu. W sercu od razu miałem przynaglenie, że to za mało. Powinno być więcej ognisk wiernej miłości małżeńskiej. Okazało się, że tylko jeden ksiądz miał tak szalony pomysł spośród ok. 600 księży. Kupiłem jeszcze 15 książek Anny Jednej.

Nie wiem, kiedy i jak spotkałem niezwykłą osobę (liderkę radomskiego ogniska Sycharu), w której promieniowanie Bożej łaski było i jest niezwykłe. Paulina miała przynaglenie od Ducha Świętego, aby założyć w Radomiu Sychar. Udała się z tym pomysłem do dyrektora wydziału duszpasterstwa rodzin. Ja natomiast odpowiedziałem tak na bycie kapłanem towarzyszącym radomskiemu ognisku Sychar. Dla mnie było to kolejne Boże wyzwanie. Nie wiedziałem, ile jeszcze będę w Parafii św. Brata Alberta w Radomiu. Dochodziły do mnie pogłoski o zmianie.

W sumie 5 lat towarzyszyłem osobom z ogniska radomskiego. To był czas nawracania się i nabywania coraz głębszego szacunku do tajemnicy sakramentu małżeństwa. Słuchanie osób zranionych, które trwały wiernie w sakramencie małżeństwa mimo młodego wieku i dziesiątek rad światowych o układaniu sobie życia na nowo – było dla mnie wielkim znakiem Bożej łaski. Chwała Panu za każde świadectwo na Sycharze. Do końca dni będę nosił w serce osoby z Sycharu. Oby takich ognisk i takich liderów było jak najwięcej w Polsce i na świecie!

ROZDZIAŁ XXV

ŚDM W PANAMIE

Światowe Dni w Panamie były niezwykłym przeżyciem duchowym. Pierwszy raz w życiu byłem po tamtej stronie Ziemi. Pierwsze wrażenia były bardzo miłe. Spędziłem z ks. Łukaszem prawie trzy tygodnie w sumie u dwóch rodzin, które starały się z całego serca, abyśmy byli ugoszczeni po królewsku. Przeżywałem bardzo, że niektórzy młodzi z Panamy nie przystępują w tych dniach do Komunii świętej. Gorąco zachęcałem ich do przyjmowania Jezusa moim łamanym angielskim.

Pierwszych gospodarzy zachęcaliśmy razem z ks. Łukaszem do zawarcia sakramentu małżeństwa. Powiedziałem nawet, że przylecę jeszcze raz do nich na ślub. W drugim tygodniu mieszkaliśmy u bogobojnej Meri, której rodzina była bardzo bogata, ale nie do końca gorliwa w praktykach religijnych. Modliliśmy się razem i doświadczaliśmy jej macierzyńskiej opieki. Pojechaliśmy razem w dzielnice, gdzie mogłem spotkać bezdomnych i pomodlić się z nimi. Byliśmy także przy kanale panamskim. Pani Meri oraz wiele osób spotkanych w Panamie jeszcze długo wysyłali do mnie wiadomości z zapewnieniami o modlitwie. Odwdzięczałem się tym samym. Jestem im bardzo wdzięczny za całe dobro i noszę ich w sercu.

Z uroczystości centralnych najbardziej zapamiętałem modlitwę przed Najświętszym Sakramentem kapłanów, sióstr zakonnych i osób świeckich. Czułem, że tak będzie w niebie. Wszystkie stany ludzi będą przed Jezusem, aby uwielbiać Go.

Ciąg dalszy nastąpi…

ROZDZIAŁ XXII EWANGELIZACJA ULICZNA

ROZDZIAŁ XXII

EWANGELIZACJA ULICZNA W PONIEDZIAŁKI

Ok. listopada 2016 roku zbliżała się rocznica rozpoczęcia poniedziałkowych adoracji. Wtedy pojawiło się niesamowite natchnienie na spotkaniu młodzieżowym. Powiedziałem: ,,nie siedźmy na tej kanapie. Wyjdźmy do ludzi i zapraszajmy ich na adorację.” Pół godziny później wszedł Damian z Anią i nagle powiedział, nie znając tematu: ,,nie siedźmy na tej kanapie. Wyjdźmy do ludzi i zapraszajmy ich na adorację.” Jedna dziewczyna aż lekko zapiszczała z wrażenia. Dodała, że przecież jego tu nie było, jak ksiądz powiedział to samo. I tak zaczęła się ewangelizacja uliczna w każdy poniedziałek. (Filmiki z ewangelizacji są na fb parafii św. Brata Alberta. Dam tylko przykładowy z relacji https://www.youtube.com/watch?v=7z3HsP7ARx4&t=11s). Filmiki i tak nie pokażą w pełni tego, co działo się w naszych sercach oraz tych, którzy nas spotkali. Można by opowiadać godzinami, co działo się na tych ewangelizacjach. Przytoczę tylko kilka przykładów.

Pierwsze wyjście wyglądało tak, że dochodziliśmy do jakiejś młodzieży, która piła i paliła. Powiedziałem z uśmiechem: ,,Szczęść Boże, czy nie pobijecie nas? My jesteśmy z gangu Jezusa.” Młodzi uśmiechnęli się. Odłożyli używki i nawet pomodlili się z nami. Dużą pomocą było rozdawanie Bożych krówek z cytatami świętych (które poznałem na kolędzie u Artura, taty animatora Piotra). Od cytatu zawsze można było zacząć głoszenie Dobrej Nowiny. Chociaż starałem się często mówić o Ewangelii z dnia.

Jednym z najbarwniejszych przejść ulicą było takie, które wciąż mam przed oczyma. Była zima. Już na początku zobaczyliśmy pana z dziewczynką i pieskiem. Powiedziałem: ,,Szczęść Boże. Zmieniamy obraz Polskiej młodzieży. Chcemy pokazać, że potrafimy modlić się. Czy pomodlicie się z nami? Czy macie jakieś intencje?” Dziewczynka odpowiedziała, że chce pomodlić się za biednych. Od razu otrzymała pochwałę: ,,ale ty masz piękne serce”. Tata powiedział, że chce pomodlić się za rodzinę. I tak zanieśliśmy do Boga nasze modlitwy.

Dosłownie 50 metrów dalej szły w naszym kierunku dwie mamy z wózkami oraz takimi chłopcami ok. 2 klasy podstawowej. Zagadnąłem podobnie. Małych chłopców zapytałem, czy chcą pomodlić się z nami. Jeden odpowiedział z radością TAK, a drugi NIE. Popatrzyłem na mamy i powiedziałem z uśmiechem, że nie muszą mówić, który jest czyim dzieckiem. Podjąłem kolejną próbę do chłopców mówiąc, że pomodlimy się za mamy. Jeden znowu powiedział TAK, a drugi NIE. Jedna mama była już wyraźnie zakłopotana. Jej oporny synek nagle zaczął robić aniołki na śniegu. A ja dostałem szaloną myśl: ,,jak zrobisz z nim aniołka na ziemi w sutannie, to on się pomodli.” Walczyłem przez chwilę, ale szybko zostało mi przypomniane, że kilka dni wcześniej młodzież na bitwie śnieżkami przewróciła mnie i chciała natrzeć śniegiem. Ze starszą młodzieżą potrafiłem uniżyć się na śnieg, a teraz to nie dam rady. Powiedziałem więc na głos mój pomysł. Zapytałem chłopca, czy jak zrobię z nim aniołka, to czy pomodli się później z nami. Odpowiedział TAK. Słowa dotrzymaliśmy obydwaj i była piękna modlitwa. Mamy chyba popłakały się.

Poszliśmy dalej i zobaczyliśmy młodzież zjeżdżającą na nogach ze ślizgawki. Idąc tym samym tropem co poprzednio, zawołałem, czy widzieli kiedyś księdza w sutannie, który ślizga się na ślizgawce. Powiedzieli, że nie. Zapytałem więc, czy pomodlą się jak zjadę. Powiedzieli, że tak. Lekko drżałem, ponieważ była kolęda i gdyby coś mi się stało, to proboszcz nie byłby zadowolony. Zjechałem z lekkim zachwianiem. Pamiętam do dziś intencje tej młodzieży. Jeden z chłopaków modlił się za swoją siostrę katechetkę.

Potem poszliśmy dalej i zobaczyliśmy mocną ekipę starszych chłopaków z piwami. Moi ewangelizatorzy lekko zadrżeli. Powiedziałem, że Jezus jest z nami. Gdy prawie zderzyliśmy się na ulicy, to od razu zacząłem od wezwania do modlitwy, a zszokowani chłopcy powiedzieli jeden do drugiego: ,,eee ty bo ja to nawet Zdrowaś Maryjo nie umie.” Powiedziałem: ,,spokojnie, my pomożemy”. Modlili się o zdanie prawa jazdy i o zdanie do następnej klasy.

Poszliśmy dalej, a tam jakaś dziewczyna z chłopakiem i pieskiem byli w oddali. Jeden z naszych znał ją i wołał, ale tamci przyśpieszyli kroku. To porwało mnie i pobiegłem. Gdy dobiegłem, to ta niewiasta stanęła jak wryta i z nerwami powiedziała: ,,i tak nie pójdę do bierzmowania, bo tamten ksiądz to jest taki i taki”. Odpowiedziałem: ,,ale ja cię nawet nie znam, a ty mnie. My chcemy tylko porozmawiać”. I tak przyłączyliśmy się do nich, gdy szli po koleżankę. Nasza nowa zatwardziała koleżanka nie pomodliła się, ale ta, po którą szliśmy już tak. A na tą pierwszą Bóg też miał plan i za kilka tygodni była z młodzieżą na herbacie w domu parafialnym.

To jeszcze nie koniec tego jednego słynnego przejścia osiedlem. Za blokiem zobaczyliśmy kilku młodych gimnazjalistów przy śmietniku i od razu podeszliśmy do nich bez oporów. Niektórzy wrogo na mnie patrzyli. Powiedziałem: ,,wiem, że chcielibyście, abym poszedł stąd, ale może chociaż jeden z was chce pomodlić się.” I chyba dwóch modliło się z nami. U jednego z nich byłem po kolędzie kilka dni później. I tak wszystkich tych ludzi zanosiliśmy w sercach przed Jezusa w Najświętszym Sakramencie i prosiliśmy, aby błogosławił im i dawał owoce tych spotkań i modlitw. Za wszystko Chwała Bogu!

Inną bardzo wzruszającą historią z przejścia osiedla była pewna wietrzna noc, w której dziwnie nikogo nie mogliśmy spotkać. Nawet miałem myśli, że młodzi powiedzą, że ksiądz traci Ducha Świętego. I nagle wyłoniło się dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Byli mocno po alkoholu. Poczułem, że w ten wieczór Duch Święty naszykował coś dla nich. Jednego z mężczyzn rozpoznałem i wiedziałem, że nie chodzi do kościoła. Powiedziałem mu to od razu. A on zaczął bardzo źle mówić o jednym kapłanie. Po czym dodał, że mnie szanuje, bo chodzę po ulicach. Gdy jego kolega usłyszał, że mnie szanuje, to nagle zaczął bardzo poważnie mówić i otwierać serca z największą raną zadaną mu w szkole podstawowej przez księdza.

Okazało się, że ksiądz przeczytaniem jego nazwiska z lisy w dzienniku sprawił mu tak wielki ból, że nie potrafił tego nikomu powiedzieć. Ten mężczyzna miał jakieś wstydliwe dla niego nazwisko i dlatego to było dla niego tak bolesne. Gdy mówił to,  płakał. A mój parafianin, który nie chodził do kościoła, nagle odłożył piwo i zaczął przytulać kolegę. Podjąłem rozmowę z poranionym mężczyzną, aby przebaczył tamtemu kapłanowi. Pomodliliśmy się w tej intencji. To był wielki dzień dla tego człowieka. Wszystko było przygotowane przez Ducha Świętego.

Ewangelizację uliczną zaczynaliśmy w 3 osoby. Z czasem było nas trzy lub cztery ekipy po trzy, cztery osoby. Naprawdę ogień Ducha Świętego płonął w młodych.

Ciąg dalszy nastąpi…