W imię Prawdy! C. D. 247

1 kwietnia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Golgota a życie dzisiejsze”:

,,Chyba też zbyteczną rzeczą byłoby przypominać sławnego Sobieskiego, pogromcę Turków pod Wiedniem, i kościół na Kahlenbergu, w którym król Sobieski słuchał Mszy św. i służył do niej wprzód , nim uderzył na nawałę turecką i rozbił ją w puch.
Teraz zobaczmy potęgę jednej Mszy św.
Wiemy z Biblji, że Jozue, wódz Izraelitów, zatrzymał modlitwą słońce, by dokończyć zwycięstwa, nad wrogiem…

Jeśli modlitwa zwyczajnego świętego człowieka dokonała tak niewiarygodnego cudu… to czegóż nie dokona modlitwa Samego Boga, Jezusa Chrystusa, we Mszy św.?
Nieraz słyszy się zdanie ludzi: Tyle grzechów i zła na świecie, tyle zbrodni, bluźnierstw, świętokradztw… tyle wprost otwartych wojen przeciw Bogu, jak np. w Rosji bolszewickiej, w Meksyku, w Hiszpanii… a kary Boskie nie zniszczyły jeszcze świata… A wiemy przecież z Pisma św., co spotkało aniołów w niebie za… jeden grzech. Znamy i dotąd odczuwamy skutki jednego grzechu Adama i Ewy w raju… Znamy doraźny sąd Boży, jaki spotkał Sodomę i Gomorę… zaś historyczny potop jest na zawsze strasznem ostrzeżeniem przed Sprawiedliwością Bożą karzącą.

Bóg wie, czy dzisiejsze bluźnierstwa i walka z Bogiem, bolszewizmu, masonerji… świętokradztwa i bluźnierstwa wielu katolików (niestety) nie przewyższają grzechów Sodomy i Gomory… a jednak Bóg nie spalił świata siarczanym ogniem i nie zalał nowym potopem… Dlaczego?
Bo mamy na ziemi Mszę św., a w niej słowa konsekracyjne Samego Jezusa Chrystusa: ,,To jest bowiem Krew Moja, która za was i za wielu będzie przelana… na co? – na odpuszczenie grzechów waszych.”
Przez to, że mamy w katolickim Kościele Sakrament do odpuszczania grzechów, czyli spowiedź – nauczyliśmy się wprost lekceważyć sprawiedliwość Bożą karzącą.

Nie będzie chyba zbyteczną rzeczą przypomnieć, co to jest grzech, a raczej, czego trzeba był ona zgładzenie jednego tylko grzechu, grzechu naprzykład pierworodnego.
Wiemy z Pisma św., że na zgładzenie grzechu pierworodnego, popełnionego w raju, nie wystarczyły łzy i pokuta pierwszych rodziców i pozbawienie ich raju… nie wystarczyły wszystkie łzy, jęki i cierpienia ich potomków… nie wystarczyły łzy sierot, wylewane na grobach ich ojców i matek przedwcześnie zmarłych… nie wystarczyły grozą przejmujące jęki ludzi powalonych chorobą, leżących po szpitalach… nie wystarczyły te mogiły, które pokrywały świat… nie wystarczyły modlitwy świętych Parjarchów… nie wystarczyły męczeństwa Proroków biblijnych… nawet modlitwy najświętszych aniołów były bezskuteczne – a co dziwniejsza, że nawet modlitwy i cierpienia Samej Matki Najświętszej okazały się za słabe wobec winy grzechu pierworodnego – a już prawie niewiarygodna, ale prawdziwa, że nawet modlitwy Samego Jezusa Chrystusa dopiero wtenczas obiegły Boski skutek, gdy zostały poparte krwią i śmiercią na Krzyżu na Golgocie.
Tak aż trgedji Golgoty z Bogobójstwem trzeba było, by zgładzić jeden grzech pierworodny.

Tu mamy odpowiedź, dlaczego świat istnieje mimo potopu grzechów. – Dlatego istnieje, a nawet cieszy się opieką Bożą i w dodatku tylu jeszcze cudami, jakie się niemal codziennie dzieją, choćby za przyczyną św. Teresy od Dzieciątka Jezus – że codziennie odprawia się Msza św. która jest ponawianiem Ofiary z Góry Kalwarji.
A teraz bardzo ważne pytanie: Kiedy możemy najpewniej spodziewać się, że Pan Bóg wysłucha próśb naszych?
Zdaje się, że podanie sposobu na to będzie nieocenionem wyjawieniem sekretu dla wszystkich.
Cieszylibyśmy się niezmiernie, gdybyśmy mieli tę pewność, że np. stale i codziennie modli się za nas taka stygmatyczka Teresa Neuman z Konnersreuth… a jeszcze więcej, gdyby nam się objawiła św. Teresa od Dzieciątka Jezus i zapewniła nas, że stale pamięta o nas w niebie… ale już za szczyt szczęścia poczytalibyśmy sobie, gdyby Sama Matka Najświętsza dała nam znać, że ciągle poleca nas Dobroci Bożej. Toby nas cieszyło niewymownie. – ale jakże bylibyśmy zachwyceni i ogarnięci niepojętą radością, gdybyśmy wiedzieli, że sam Bóg modli się za nas.
I właśnie jeżeli o czem, to o tem możemy być przekoani z nieomylną pewnością, że rzeczywiście modli się za nas Sam Bóg, Jezus Chrystus. – Gdzie i kiedy? – W kościele, gdy jesteśmy na Mszy św.
Tu mamy odpowiedź, kiedy możemy mieć niemal pewność, że Bóg wysłucha próśb naszych i przez co.
Tylko przez Mszę św., bo we Mszy św. modli się za nas już nie Najświętsze Stworzenie, jak np. Matka Najświętsza – ale Sam Bóg.
Jakżeż wiele tracimy i jak sobie strasznie lekceważymy Boga, gdy lekkomyślnie opuszczamy Msze św., lub gdy bezmyślnie i bez uwagi bierzemy udział we Mszy świętej”.

W imię Prawdy! C. D. 246

1 kwietnia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Golgota a życie dzisiejsze”:

,,Jest jeden skarb na świecie, którego nawet niebo nie posiada, a który łatwiej zdobyć, niż te morgi, jakie okrążał ów nieszczęśliwy wieśniak rosyjski – a jest nim Msza święta.
Istotnie tylko sam Bóg mógł wymyśleć taki skarb nieocenionej wartości, jakim jest Msza święta.
Sobór Trydencki powiada o Mszy świętej: ,,Koniecznie musimy przyznać, że wierni nie mogą przedstawić Panu Bogu większego Dzieła nad tę prawdziwą Tajemnicę.”
Z rozmaitych objawień wiemy, że sam Bóg ocenia Mszę świętą jako najgodniejszy hołd dla Siebie.

Św. Małgorzata z Kortony, sławna pokutnica, uniesiona raz miłością ku Bogu i porwana chęcią złożenia Mu największej ofiary i najgodniejszego Jego, zawołała: ,,Ach czemuż nie mam tylu serc i tylu języków, ile gwiazd na niebie, ile liści na drzewach, ile kropli wody w oceanach, bym mogła najgodniej wielbić Boga mojego.” Na to dostała odpowiedź od Boga Samego: ,,Córko moja, pociesz się, bo przez jedną Mszę świętą, której pobożnie wysłuchasz, oddajesz mi nieskończenie większą chwałę, niż ta, o której marzysz.”

Poznajmy wartość jednej Mszy świętej.
Jedna Msza święta więcej oddaje Panu Bogu chwały, niż wszystkie cnoty, wszystkie modlitwy, wszystkie zasługi Świętych, więcej, niż wszystkie prace Apostołów, wszystkie cierpienia Męczenników, wszystkie hołdy chórów Anielskich… owszem, więcej, niż wszystkie zasługi i modlitwy nawet samej Matki Boskiej. – Dlaczego?
Bo to wszystko hołdy stworzeń, a choćby pochodziły z tak Doskonałej i Świętej Istoty, jak Sama Matka Najświętsza, to jednak są hołdami skończonemi, bo pochodzą od stworzeń… a chwała i cześć, jaką Bóg odbiera ze Mszy świętej, jest dlatego nieskończoną i najwyższą, że we Mszy świętej jest ofiarą – nie stworzenie, ale Bóg Sam, Jezus Chrystus.
Chyba teraz będziemy mieć inne pojęcie o Mszy świętej i jej wartości.

Naturalnie, że nikt chyba nie będzie tak naiwny, by sądził, iż przez to, że pójdzie na Mszę świętą, może sobie podarować wszystkie dobre uczynki, jakie powinien w czasie dnia spełniać. Właśnie Największa Ofiara Jezusa powinna nas przynajmniej do drobnych ofiar pobudzać, ,,by robić przyjemność Panu Jezusowi” – jak pięknie uczy św. Teresa od Dzieciątka Jezus, i wywdzięczyć się choć trochę za Największą Ofiarę.
Ludziom przeciętnym imponuje zazwyczaj to, co wielcy ludzie o sławie historycznej uznają i zachwalają.
Otóż posłuchajmy zdań kilku wybitnych osób, których nazwiska historja świata zapisuje z czcią i uznaniem.

Wielki kanclerz króla Henryka VIII, Tomasz Morus, znany był z tego, że mimo licznych i bardzo ważnych spraw państwa angielskiego nie opuszczał nigdy codziennej Mszy św. Raz w porze wyjątkowo wczesnej, właśnie w tej porze, kiedy był na Mszy św., zawezwał go król w bardzo pilnej sprawie. ,,Chwilkę cierpliwości”, rzekł Tomasz posłańcowi królewskiemu, ,,niech król poczeka, bo ja obecnie składam hołd najwyższemu Panu i jestem na posłuchaniu u Króla Nieba.” Ten najsławniejszy mąż stanu codziennie służył sam do Mszy świętej, mówiąc: ,,Uważam to sobie za największy zaszczyt, że mogę oddawać swoje usługi Monarsze wszystkich monarchów.”

Zaś słynny Francuz Bernieres powiedział te znamienne słowa: ,,Gdybym posiadał cały świat… to wolałbym go stracić, niż… jedną Mszę św. opuścić.”

Heretycka królowa Anglji, Elżbieta, wydała kategoryczny zakaz słuchania katolickiej Mszy św. i to pod grozą najsroższych kar – od pieniężnych aż do śmierci włącznie. Gdy dowiedział się o tem jeden zasłużony Anglik, poszedł do banku i wykupił tam najpiękniejsze i najwartościowsze złote monety portugalskie, na których był wyryty krzyż. Wszystkie te monety sam zaniósł do kasy rządowej, by zgóry zapłacić wszystkie kary za słuchanie Mszy świętych. Kasjerem rządowym był protestant. ,,Jakto?” pyta zdziwiony kasjer-protestant, ,,najpiękniejszemi i najwartościowszemi monetami złotemi płacisz pan karę?” – ,,Tak”, odrzekł katolik, ,,za takie szczęście, jak bywanie na Mszy św., muszę zapłacić najwartościowszem złotem, monetami oznaczonemi krzyżem, bo widzę między Mszą św. a krzyżem duchowe powinowactwo. Krzyż i Msza św. to są dwie najdroższe pamiątki miłości mojego Zbawiciela.”

Św. Ludwik, król francuski, znany był z tego, że nawet przy najważniejszych i najliczniejszych zajęciach nigdy nie opuszczał Mszy św. codziennej. Dworzanie i urzędnicy nieraz sarkali na króla, że nie załatwia pilnych spraw, a słucha Mszy św. w dnie powszechne. Król dowiedział się o tem i rzecze do urzędników: ,,Moi panowie, czemu wy pochwalacie, gdy tracę nieraz dużo godzin na polowaniach… a uważacie za wielką stratę czasu, gdy poświęcam kilkanaście minut na słuchanie Mszy św.?” Nie potrzeba chyba dodawać, jakie wrażenie zrobiły te słowa królewskie.

Znamy chyba wszyscy z nieśmiertelnego dzieła pt. ,,Krzyżacy” naszego Sienkiewicza, jak sławny król Jagiełło wysłuchał kilku Mszy świętych, mimo sprzeciwu Witolda i innych wodzów, nim uderzył w butnych Krzyżaków, którzy dzięki zwłoce króla, zajętego słuchaniem Mszy świętych, zajęli najlepsze tereny do boju… Histoja tego najświetniejszego zwycięstwa Jagiełły pod Grunwaldem nad Krzyżakami potwierdziła stare a piękne i głębokie przysłowie polskie: ,,Msza święta nie opóźnia – jak i jałmużna nie uboży.”

W imię Prawdy! C. D. 241

29 marca 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Golgota a życie dzisiejsze”:

,,Pewien słynny malarz włoski wiódł bardzo bezbożne życie, pełne niewiary i rozpusty.
Raz przypadkiem wszedł do kościoła, od tak od niechcenia i trafił na kazanie o Męce Pańskiej w Wielki Piątek.
Po wyjściu z kościoła udał się do swoich kolegów tak bezbożnych jak on, pożegnał się z nimi na dłuższy czas, oświadczając, że zabiera się do bardzo poważnej pracy, która potrwa może i tygodnie. Miał malować jakąś bardzo ważną rzecz.
Po pewnym czasie przychodzi znowu do owych kolegów i oświadcza, że już pracę skończył i chce ją pokazać.
Koledzy, znając jego wielki talent, pośpieszyli skwapliwie oglądać co wymalował. W domu zastali ogromny obraz przykryty płótnem. Malarz ściąga płótno i koledzy zdumieni widzą wymalowany wielki Krzyż, a na nim Jezusa, jakby teraz ukrzyżowanego i strasznie cierpiącego.
Osłupieli pytają, co to ma znaczyć, by niedowiarek miał tak wspaniały obraz wymalować?

Malarz każe im spojrzeć, co znajduje się na dole tego obrazu.
Patrzą i co widzą? Oto malarz wymalował sam siebie, klęczącego u stóp Jezusa i wyciągającego kleszczami żelazny gwóźdź z nóg Odkupiciela.
,,A co to ma znaczyć?” pytają jeszcze bardziej zadziwieni koledzy.
,,To”, odpowiada poważnie wielki malarz, ,,że już dziś żegnam was na zawsze”.
,,Już dosyć i sam z wami nabiłem gwoździ grzechów do Ciała Jezusa, teraz muszę zacząć wyjmować je i na to wstępuję zaraz do klasztoru.”

I my, drodzy, za przykładem tego malarza nawróconego w Wielki Piątek, klęknijmy u stóp Jezusa Ukrzyżowanego nie tylko dziś, ale codziennie, przy wieczornej modlitwie przedewszystkiem i wyciągajmy kleszczami żalu i pobożnego życia te straszne gwoździe, jakie nabiliśmy tylu grzechami w to Boskie Ciało.

Nie uciekajmy z Kalwarji, czekajmy, bo Jezus ma jeszcze Krew w Samem Sercu, jeszcze to Serce nie przebite, a już zbliża się żołnierz z lancą, mierzy w Nie i przebija Je… wypływa Krew ostatnia i woda ostatnia.
Klęknijmy pod Krzyżem, a może ta ostatnia Krew i ta ostatnia woda uleczy nas, jak uleczyła cudownie chore oczy żołnierzowi, który to Serce przebił.
Oto powiada św. Tradycja, że ów żołnierz, imieniem Longinus, który przebił Serce Jezusa, był chory na oczy i trochę Krwi z boku Jezusa trysło mu do oczu i nagle wyzdrowiał, potem nawrócił się i umarł śmiercią męczeńską.

O Jezus Dobry, spuść i na nasze oczy choć jedną kroplę tej cudownej Boskiej Krwi, bośmy chorzy, chore mamy przedewszystkiem oczy duszy.
Tyle lat te nasze oczy patrzą na Ciebie, na Twoje święte Dzieło, na Twoją dobroć, a jeszcze tak daleko jesteśmy od Ciebie, tak nie możemy Cię zrozumieć, by odważnie przy Tobie stanąć i iść odważnie za Tobą, bo ślepe oczy duszy naszej. Jezu, ulecz je, obmyj Boską Krwią i Wodą z Twego Serca.
Idziemy za Tobą, ale z daleka, nieśmiało, z niedowierzaniem.
Więcej liczymy się z tem, co źli ludzie o nas powiedzą, niż z tem, co Ty o nas powiesz, bo ślepe oczy duszy naszej…

Modlimy się do Ciebie, ale gdy nas nikt nie widzi, publicznej modlitwy wstydzimy się, wstydzimy się w kościele klęczeć, wstydzimy się Ciebie pochwalić w domu i na drodze, bo ślepe oczy duszy naszej.
Kochamy Cię niby, ale wtedy, gdy ta miłość nic nas nie kosztuje.
Bierzemy wszystko od Ciebie, a żałujemy najmniejszej ofiary. Żal nam grosz ofiarować na piękne cele, a na grzechy tyle pieniędzy wydajemy, bo ślepe oczy duszy naszej…
Chcemy, byś Ty wszystko odcierpiał za nas i odpokutował, bronił nas przed Sprawiedliwością Bożą, byś nam za darmo niebo dał, a my wstydzimy się bronić Ciebie, gdy źli i bezbożni bluźnią i obrażają Cię.

Boimy się, by źli nie śmiali się z nas, żeśmy wierzący i porządni, bo ślepe oczy duszy naszej…
A jeśli może kiedy bronimy Cię, to tak, jak Piłat, by się nie narazić na kłopoty i nieprzyjemności ze złymi ludźmi, bo nam więcej zależy na łasce ludzkiej, niż Boskiej, wolimy sobie Boga nieprzyjacielem zrobić, niż złych ludzi, bo ślepe oczy duszy naszej…
Jezu, Tyś płakał tyle razy nad naszą ślepotą, tyle łez Boskich w czasie Męki Swej wylałeś, niech te łzy przemyją oczy nasze, chore od grzechów, byśmy przejrzeli… bo my jeszcze ślepi.
Wylej więc jeszcze tę ostatnią kroplę Krwi i Wody z Boskiego Serca Twego, a może wreszcie przejrzymy i zobaczymy straszny stan naszej duszy i wreszcie zaczniemy inne życie, idąc śmiało i odważnie tylko za Tobą!
Jezu daj nam zrozumienie Twej Ofiary i życie z Wiary!”

W tym dniu ważne były dla mnie słowa z Ps 4:

,,Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi,
Boże, co sprawiedliwość mi wymierzasz.
Tyś mnie wydźwignął z utrapienia –
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moją modlitwę!
Mężowie, dokąd będziecie sercem ociężali?
Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa?
Wiedzcie, że Pan mi okazuje cudownie swą łaskę,
Pan mnie wysłuchuje, ilekroć Go wzywam.
Zadrżyjcie i nie grzeszcie,
rozważcie na swych łożach i zamilknijcie!
Złóżcie należne ofiary
i miejcie w Panu nadzieję!
Wielu powiada: «Któż nam ukaże szczęście?»
Wznieś ponad nami, o Panie, światłość Twojego oblicza!
Wlałeś w moje serce więcej radości
niż w czasie obfitego plonu pszenicy i młodego wina.
Gdy się położę, zasypiam spokojnie,
bo Ty sam jeden, Panie,
pozwalasz mi mieszkać bezpiecznie”. Ps 4

W imię Prawdy! C. D. 240

29 marca 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Golgota a życie dzisiejsze”:

,,Po tych słowach słońce, ciemniejące stopniowo, teraz nagle zmienia kolor, czerwienieje, jakby je ktoś farbą oblał, jakby się zanurzyło w samej Krwi Jezusa.
Od krwawych promieni czerwonego słońca cała Kalwarja, cała Jerozolima, cała okolica i cały świat strasznie się zaczerwieniły.
Czerwone są góry, lasy, drzewa, domy, ludzie, zaczerwieniło się i sklepienie nieba i zdawało się, że cały świat jest zbryzgany Krwią, cieknącą ciągle z umierającego Jezusa na Krzyżu.
Potem znowu słońce nagle ciemnieje, czernieje i gaśnie, a cała ziemi zmienia się, jakby w straszny ciemny grób.
Gaśnie słońce, bo gaśnie Życie Tego, Który jest jedyną Światłością świata.
Nagle wśród tych ciemności odzywa się wielki i silny Głos Konającego Jezusa, Głos cudem dobyty z zamierającej piersi: ,,Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego”.
Po tych słowach Chrystus opuszcza głowę, zamyka oczy i kona.
W tej chwili, gdy Jezus wyrzekł ostatnie słowa i skonał, zaczyna się na Kalwarji jakby koniec świata.
Wśród strasznych ciemności błyskawice zaczęły targać niebo i tworzyć w niem szpary, jakby Anieli przez nie patrzeć chcieli, co ludzie zrobili z ich i swoim Bogiem, i to Bogiem, pokutującym za ludzi.
Pioruny biją w skały, jakby je chciały poruszyć i odłamkami kamieni potrzaskać świat cały i tak pomścić śmierć Stwórcy Odkupiciela.
Z błyskawicami i piorunami zrywają się gwałtowne wichry i wyją, świszczą przeraźliwie, a żałośnie, jakby cały świat i niebo i ziemię do płaczu pobudzić chciały nad cierpieniami i śmiercią Niewinnego Jezusa.

Ziemia zaczyna się trząść i robią się w niej otwory i jamy, niby rozwarte paszcze, by pożreć ludzi-Bogobójców. Skały pękają, bo miększe są od zatwardziałych serc zaślepionych grzechami ludzi.
Drzewa rozłupują się od konarów po korzenie, łamią się i padają z hukiem i trzaskiem na ziemię drżącą i popękaną od falowania.
Nagle otwierają się groby, wychodzą z nich mary nieboszczyków, blade, białe, przeźroczyste, posuwają się wolno i ze czcią ku Krzyżowi Jezusa Zmarłego i patrzą z przerażeniem na Tego Mesjasza, tyle lat wyczekiwanego, wymodlonego, wypłakanego przez tylu Proroków i Świętych a tak teraz okropnie poszarpanego, skatowanego i zamordowanego.

Oniemiałe z przerażenia duchy wracają z pod Krzyża i idą ku Jerzolimie, jak wyraźnie mówi o tem Pismo św.
Po co tam idą? Chyba szukać katów i winowajców, bo pod Krzyżem już ich nie ma, już uciekli, pod Krzyżem została tylko Matka Najświętsza, Marja Magdalena, św. Jan i owe pobożne, płaczące nad Jezusem Niewiasty, został także i oficer Petronjusz, który, widząc te wszystkie cuda i śmierć Jezusa, z wiarą zawołał: ,,Zaiste Ten był Synem Bożym” i nawrócił się.
To pierwszy nawrócony po śmierci Jezusa poganin.
Z żydów nikt się pod Krzyżem nie nawrócił, mimo tak wielkich i tak strasznych cudów, jakie się wydarzyły przy śmierci Jezusa.
Wołali przed chwilą o te cuda i mówili, że uwierzą… Zobaczyli więcej niż zstąpienie z Krzyża, bo widzieli zaćmienie słońca, trzęsienie ziemi, pękające skały, rozwierające się groby i nieboszczyków rzesze do życia powołane, a nie nawrócili się, nikt z nich się nie nawrócił…
Uciekli od tych cudów przerażeni, bili się w piersi, ale nie z pokuty, tylko z rozpaczy i trwogi, czy Ten Jezus nie zniszczy zaraz teraz świata.

Biegną więc do Piłata i błagają go, by kazał prędko zagrzebać Jezusa do ziemi, przywalić ciężkim głazem, by już nigdy nie pokazał się na świecie, przepowiedział, że za trzy dni zmartwychwstanie, proszą więc, by grób Jego zapieczętowano i silną strażą wojska obstawiono.
Ci zaślepieńcy przerażeni i zatwardziali myślą, że Jezus, Który teraz całą ziemią potrząsnął, jak piórkiem, i groby pootwierał, że On potrafi i Swój Grób otworzyć i po trzech dniach zmartwychwstać.
Lecz te kamienie grobowe, te straże i pieczęcie właśnie udowodnia największy cud Zmartwychwstania.
Kto nie chce przyjąć Prawdy Bożej z pokorą i wiarą, ten ją musi przyjąć z zawstydzeniem i Bożą karą.

Zaglądnijmy teraz do naszej duszy, czy tam nie ma Golgoty z Krzyżem i Ukrzyżowanym Jezusem?
Może mimo niedawno odbytej spowiedzi wielkanocnej, mimo niedawno przyjętej Komunii św., kiedy Jezusa z radością witaliśmy w duszy, może dziś mamy Go w tej duszy przybitego do Krzyża przez nowe grzechy i może dlatego to rozważanie Okropnej Śmierci Jezusa nie porusza nas do żalu nad Jezusem, jesteśmy zimni, jak ci żydzi, uciekający w przerażeniu z Kalwarji, jesteśmy twardsi od tych skał pękających i zamiast z bólem i z miłością pełną żalu, postanowienia poprawy na Tego Jezusa Ukrzyżowanego z przerażeniem i czekamy, kiedy skończy się to całe Wielkopiątkowe rozważanie, by potem prędko uciec od tych myśli, jak żydzi uciekli z Kalwarji.
O, nie uciekajmy od Tego Jezusa Ukrzyżowanego, choćbyśmy najstraszniejsze grzechy mieli na duszy.
Patrzmy, że łotr, choć był łotrem, wisi obok Jezusa już jako święty, przez Samego Jezusa kanonizowany, za jeden akt żalu.
Patrzmy, pod Krzyżem klęczy Marja Magdalena, którą pokuta zrobiła z jawnogrzesznicy najdroższą córką Jezusa – Świętą”.

W imię Prawdy! C. D. 239

29 marca 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Golgota a życie dzisiejsze”:

,,Oddech Jego stawał się coraz chrapliwszy. Pierś podnosiła się ciężko, usta otwierały się, by pochwycić choć trochę powietrza, w głowie huczało od gorączki, serce biło gwałtownie a silnie jak młot, jakby chciało już wyskoczyć z piersi wyprężonej.
Gorączka palił przeokropnie, a od niej krew zmieniała się w ogień w całem ciele.
Zaczynają się kurcze i drgania przedśmiertne, krew znowu bucha, a reszta osadza się zakrzepła około główek gwoździ. Głowa zwisa coraz niżej na obolałej szyi, oczy zachodzą mgłą, wargi sinieją, ale poruszają się jeszcze w modlitwie.
Rany na rękach i nogach rozdzierają się, gdy Jezus chce trochę poruszyć się.

Oczy wszystkich wlepione w Jezusa, wszyscy myślą, że już kona. Jezus jeszcze nie konał… tylko modlił się dalej i przebaczał, a równocześnie teraz przechodzi najstraszniejsze cierpienia, bo cierpienia wewnętrzne, takie, jakie przechodził w Ogrojcu, kiedy wołał: ,,Ojcze, jeśli możliwe, niech odejdzie ten kielich odemnie”. Teraz ma wypić do dna ten kielich.
Czuje się opuszczony od wszystkich, nawet od Ojca niebieskiego… i w tem opuszczeniu zaczyna odmawiać psalm, zaczynający się od słów: ,,Boże mój, Boże, czemuś mię opuścił?”, a obfite łzy, pomieszane z krwią, ciekące z pod kolcy korony, towarzyszą tej bolesnej modlitwie i kapią na ziemię.

Żydzi już się uspokoili, gdyż ciemności zaczęły zalegać po świecie, więc słyszą tę modlitwę.
Niektórzy i teraz jeszcze zaczęli drwić z Jezusa i powtarzali innym: ,,Eljasza woła”.
Żołnierz, widząc okropną mękę Jezusa, bo może kiedyś już był przy krzyżowaniu, lituje się nad Nim i podaje Mu na orzeźwienie trochę octu na gąbce.
Ale i tego zazdroszczą żydzi Jezusowi, bo krzyczą na miłosiernego żołnierza: ,,Poniechaj tego, zobaczymy, czy Eljasz przyjdzie, aby go zdjąć z krzyża”.
Żołnierz odsuwa się od Krzyża i odkłada trzcinę z gąbką, a żydzi patrzą na Jezusa, co będzie z Nim dalej.
Jezus kończy odmawianie Psalmu, który opisuje całą mękę, jaką obecnie przechodzi.
Psalm ten jest wypisany samemi wyrazami i obrazami najokropniejszego bólu i cierpienia, jakie tylko na świecie Jezusa spotkać mogło.

Pod Krzyż tymczasem dopiero teraz udało się zbliżyć Matce Bolesnej, Najświętszej Marji Pannie razem z niewiastami, które szły zdala za Jezusem na Kalwarję. Jan św. przyszedł także.
Marja Magdalena, gdy się tylko przecisnęła pomiędzy żołnierzami i żydami, z rozwartemi rękoma, z rozwianemi włosami, wśród głośnego płaczu przypada do Krzyża, przytyka usta do zakrwawionych Stóp Jezusa, a włosy jej przylepiają się do Krwi na drzewie Krzyża.
Tak serdecznie, tak rzewnie obmyła niedawno Marja Magdalena te Boskie stopy i wonnym olejkiem i łzami, potem wytarła bujnemi włosami, a teraz te stopy tak powalane, poranione… Klęka Marja i rzewnie płacze, a Krew Jezusa kapie na Nią Kropla za Kroplą.
Ale dobrze, że na Marję Magdalenę ta Krew spada, bo na jej duszy wyrosną z tej Krwi prześliczne cnoty pokuty i miłości.

Jezus, gdy zobaczył Swą Matkę Najdroższą, popatrzył na Nią z największą miłością, ale pomieszaną z przeraźliwym bólem.
Ta Matka zostać ma teraz na świecie Sama…
By Jej choć trochę zmniejszyć ból, postanawia Ją oddać najwierniejszemu uczniowi, św. Janowi.
Odzywa się więc do Matki Boskiej: ,,Niewiasto, oto Syn Twój”, potem znowu do Jana: ,,Oto Matka Twoja”.
Taki testament Jezus robi przed skonaniem.
Już niczego Ten dobry Jezus nie posiada, wszystko ludziom dał: Swoją prześliczną Naukę, moc czynienia cudów, Sakramenta św., a w jednym z nich Siebie Samego w Komunii św., a teraz ostatek Krwi z Siebie jeszcze toczy, nawet to biedne ubranie, jakie Mu Jego Matka Najświętsza zrobiła, nie Jej oddaje na pamiątkę, lecz swoim katom.

Ale nie koniec jeszcze tej dobroci. Jezus ma jeszcze Matkę, którą tak kocha; i Tę nam jeszcze oddaje, byśmy mieli Pośredniczkę, Pocieszycielkę i Ucieczkę Grzeszników.
O! przyda nam się Ta Matka Bolesna, Ucieczka Grzeszników, Pocieszycielka, Pośredniczka nasza.
A my, co Jezusowi za to oddamy? Co Mu przez całe życie dajemy?
To, co nas najmniej kosztuje, to, co najgorszego mamy, jak ten Kain rzucamy na ofiarę Bogu. I jeszcze chcemy za to cudów i nieba się domagamy. A ilu grzechami tę drogę do nieba barykadujemy?
Po tym przecennym dla nas testamencie Jezus woła: ,,Pragnę”.
Ów żołnierz, który przed chwilą sam chciał pokrzepić Jezusa, teraz biegnie po gąbkę, zanurza ją znowu w occie, nakłada na trzcinę i przytyka ku spieczonym Ustom Jezusa.
Jezus dotknął tylko octu i rzekł: ,,Wykonało się”.