W imię Prawdy! C. D. 156

22 stycznia 2024 ciąg dalszy

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe słowa z Liturgii godzin:

,,W Tobie, Panie, ucieczka moja,
niech wstydu nie zaznam na wieki.
Wyzwól mnie i ratuj w Twej sprawiedliwości,
nakłoń ku mnie swe ucho i ześlij ocalenie.
Bądź dla mnie skałą schronienia
i zamkiem warownym, aby mnie ocalić,
bo Ty jesteś moją opoką i twierdzą.
Boże mój, wyrwij mnie z rąk niegodziwca,
z ucisku złoczyńcy i ciemiężyciela.
Bo Ty, mój Boże, jesteś moją nadzieją,
Panie, Tobie ufam od młodości.
Ty byłeś moją podporą od dnia narodzin,
od łona matki moim opiekunem,
Ciebie zawsze wysławiałem.
Stałem się dla wielu przedmiotem podziwu,
Ty bowiem byłeś mym potężnym wspomożycielem.
Pełne Twojej chwały były moje usta,
sławiłem Cię przez dzień cały.
Nie odtrącaj mnie, gdy będę stary,
nie opuszczaj, gdy siły ustaną.
Albowiem moi wrogowie o mnie rozprawiają,
ci, co czyhają na me życie, odbywają narady.
Mówią: „Bóg go opuścił,
gońcie go i chwytajcie,
bo nikt go nie uratuje”.
Boże, nie stój z daleka ode mnie,
Boże, pośpiesz mi z pomocą!
Niech się zawstydzą i upadną wrogowie mej duszy,
niech się hańbą i wstydem okryją
szukający nieszczęścia mojego”. Ps 71

W tym dniu ważne były dla mnie treści zawarte w żywocie św. Wincentego:

,,W tych czasach cesarz Dyoklecyan i Maksymin, w całem ogromnem państwie swojem, srogo prześladowali wiernych. Do Hiszpanii posłanym był w tym celu, zawzięty wróg chrześcijan, nazwiskiem Dacyan. Wiedząc iż wtedy głównymi filarami Kościoła w tym kraju byli właśnie: Biskup Saragossy i jego zastępca święty Wincenty, przybywszy do Walencyi, posłał po nich niezwłocznie. Polecił, aby konną strażą pędzeni byli pieszo, ukuci w kajdany, i aby im w ciągu drogi nie dawać ani chwili wypoczynku, a gdy przez to znękani na siłach przybędą, aby ich w ciemnen, wilgotnem, i smrodliwem więzieniu zamknięto i tam głodem i pragnieniem przez pewien czas dręczono. Sądził iż tak wymęczeni, kiedy staną przed nim, żadnego już, gdy będzie żądał, aby zaparli się wiary, nie napotka w nich oporu. Zdziwił się przeto nadzwyczajnie, gdy ujrzał ich zdrowymi i trzeźwymi, kiedy ich przed nim stawiono, i z gniewem zawołał do strażników: ,,A więc wbrew mojemu rozkazowi, wyście ich, zamiast głodem i pragnieniem morzyć, na wykwintnych potrawach utuczyli”. A potem zwracając się do więźniów: ,,Znacie, powiedział do nich, rozkazy naszych niezwyciężonych monarchów. Czy jesteście więc gotowi oddać cześć bogom cesarskim, których czci świat cały? Macie bowiem wiedzieć, że jeśli nie złożycie ofiar na ich ołtarzach, będziecie zmuszeni krew własną na tychże ołtarzach wylać”. Na to zabierał się odpowiedzieć mu Biskup, lecz Wincenty, znając trudność jego wymowy, rzekł do niego: ,,Ojcze, jeżeli rozkażecie, ja przemówię”. – ,,Synu, odparł mu Biskup, powierzyłem ci już dawno obowiązek głoszenia za mnie Słowa Bożego, więc i teraz upoważniam cię do uczynienia publicznego wyznania wiary za nas obydwóch.” ,,Dacyanie, rzekł wtedy młody Dyakon do tyrana, bogowie wasi niech dla was pozostaną. Przed chwilą byli oni niczem innem jak bryłą marmuru, jak kłodą drewnianą, albo kawałkiem kruszcu jakiego, a tych chcesz, aby teraz cześć im oddawać! Dziwne-to zaprawdę bogi, które człowiek ulał z mosiądzu, albo ulepił z gliny, albo wyciosał dłutem. My chrześcijanie oddajemy cześć tylko Bogu w Trójcy jedynemu, Stworzycielowi Nieba i ziemi.” Wtedy Dacyan wskazał Biskupa na wygnanie, a całą złość swoję wywarł na Wincentym.

Najprzód wzięto go na tortury i wyciągano mu ręce i nogi tak gwałtownie, że kości trzeszcząc ze stawów powychodziły, i zdawało się, że mu się powyrywają. Następnie, kaci wziąwszy knuty z haczykami żelaznymi na końcu, tak go okrutnie niemi siekli, że wkrótce całe ciało zostało poszarpane, i aż wnętrzności widać było. Lecz podczas tej strasznej męki, Święty, wsparty szczególną łaską Bożą, jakby nic nie czuł, tak przemawiał do oprawców: ,,Sądziłem, że wasze haki żelazne głębiej wejdą mi w ciało; że wasze knuty więcej mnie posieką, że wasza zapalczywość dalej jeszcze pójdzie.” Co usłyszawszy, obecny temu Dacyan, a od złości prawie głowę tracąc, porwał się na katów, i jakoby nie dość wiernie jego rozkazy spełniających, począł ich chłostać. A święty Wincenty: ,,Co czynisz Sędzio! Zawoła do niego jakby szydząc, oni mnie katują, a ty się na nich mścisz krzywdy mojej?” kazał więc Dacyan, jeszcze silniej bić go, lecz Święty pomimo tego, nie słabł na duchu, i na głos powtarzał: ,,Większa jest moc Chrystusa Pana mojego, dodającego mi sił do znoszenia tych katuszy, aniżeli twoja w zadawaniu takowych. Jezusa Boga mojego wyznaję, a prawdy Jego sławić nie przestanę. Obyś z tego przynajmniej poznać mógł czem jest Chrystus Syn Boży, i jaka moc Jego. Ale ty, według słów Pisma Bożego, widząc nie widzisz, a szatańskiej złości swojej zadość czyniąc, na potępienie sobie zarabiasz.”

Dacyan widząc iż mękami nie może wymódz na Wincentym odstąpienia od wiary, uciekł się do innego środka, i łagodniejszem przemówieniem chciał go zręcznie podejść. ,,Kiedy tak nadzwyczajny wstręt powiada do niego, okazujesz do tego, aby bogom złożyć ofiarę, więc daruje ci życie. Tylko oddaj mi księgi, zawierające naukę waszej religii, abym je wrzucił w ogień.” – ,,Jak mękom, które mi zadajesz, tak i fałszywej twojej litości nie ulegnę, odpowiedział mu na to Wincenty, i zapowiadam ci, że jeśli trwać będziesz w twojej bezbożności sam wrzuconym zostaniesz w ogień, który wiecznie goreć będzie.” Nową więc męczarnię wymyślił zawzięty prześladowca. Rozkazał, aby Wincentego przybito do krzyża, i do ran, któremi całe ciało miał pokryte, przykładano rozpalone żelaza. Lecz gdy ten znowu wyrok spełniali kaci z wielkim pośpiechem, i dla tego właśnie nie dość uważnie, zdarzyło się, iż zaledwie go rozpięto na krzyżu, oberwały się ćwieki, i święty upadł na ziemię. Oprawcy, sądząc, że już żyć przestał, a może i litością nakoniec zdjęci, wzięli go na ręce aby unieść na stronę. Aż oto Wincenty wyrwawszy się z rąk ich, sam pod krzyż pobiegł i zawołał: ,,Gnuśni słudzy, dla czego tak niedbale rozkazy pana waszego spełniacie?”

Zaniechawszy więc już zamiaru ukrzyżowania Wincentego, Dacyan kazał go położyć na rozpalonym ruszcie, i do boków i miejsc najbardziej poranionych rozpieczone blachy przykładać, a potem rany wszystkie posypywać solą. A gdy i z tej męczarni wyszedł on niezachwiany w wierze, i jeszcze żywy, kazał go odnieść do więzienia, i położyć na ziemi, usłanej ostremi skorupami potłuczonych naczyń glinianych, a nogi ścisnąć dybami. Gdy noc nadeszła, światłość niebieska napełniła więzienie, i wielka liczba Aniołów przystąpiła do świętego, pocieszając go, utwierdzając w stałości i winszując mu męstwa. Nadszedł na to dozorca więzienny, i ujrzał wśród tej światłości Wincentego, przechadzającego się w gronie Aniołów, a skorupy gliniane zamienione w przedziwnej woni kwiaty, zaścielały całą podłogę. Zdumiony takim widokiem, przywołał wielu żołnierzy pogańskich, którzy przez rozpadliny we drzwiach przypatrując się , toż samo widzieli. W skutek cudu tego, dotknięci łaską Bożą, nawrócili się wszyscy, i niezwłocznie chrześcijanami zostali.

Na wieść tak nadzwyczajnego wypadku i sam Dacyan zachwiał się. Przybył do więzienia, i niewiadomo czy w istocie w chęci uratowania od śmierci świętego Meczennika, jeszcze żyjącego, czy też, jak niektórzy sądzą, aby ujmując go sobie łagodnością, bądź co bądź przywieść do zaparcia się Chrystusa Pana, dość że kazał przygotować wygodne łoże, i opatrzywszy rany Wincentego, złożył go na niem. Zbiegło się było wtedy i wielu chrześcijan, pragnących oddać cześć temu mężnemu Wyznawcy, i według ówczesnego świętego zwyczaju, zebrać resztki krwi jego dla zachowania jej na relikwie. Lecz zaledwie go na tem posłaniu umieszczono, znękany poniesioną tak długą i tak straszną męką, oddał Bogu ducha, a było to dnia 22 stycznia roku Pańskiego 304.

Dacyan jednak wrócił do swojej zajadłości, i jakby nie dość mu było tego, co na żyjącym świętym Wincentym był dokonał, i po śmierci pastwił się na jego ciałem. Aby chrześcijanie nie mogli uczcić go właściwym pogrzebem, kazał zwłoki jego daleko na pole wyrzucić bez pochowania, przeznaczając je na pożarcie ptastwu i zwierzętom drapieżnym, i straż postawił, aby tam chrześcijan nie dopuścić. Lecz Pan Bóg zesłał cudowną obronę dla zachowania szczątek Swojego wielkiego sługi. Pojawił się przy ciele świętego kruk, który nie tylko sam nie tknął go wcale, ale widziano że inne ptactwo, a nawet wilki, odpędzał od niego. Zawiadomiony o tem Dacyan, rozkazał zwłoki świętego Wincentego wrzucić w morze, aby je ryby pożarły. Kilku pogan wzięło je w łódkę, i daleko od brzegów odpłynąwszy, wrzucili na pełne morze, przywiązawszy duży kamień. Lecz gdy wrócili do lądu, znaleźli je na brzegu leżące, gdzie wprzód od nich dopłynęły, a kamień który, byli do nich uwiązali, pływał po wierzchu wody, jakby kawał kory lub suchego drzewa. Przerażeni tym znowu cudem, uszli czemprędzej, nie śmiejąc już ruszać świętego ciała. Tejże nocy Wincenty ukazał się we śnie pewnej pobożnej wdowie, i zawiadomił ją o tem, polecając aby się zajęła jego pogrzebem, co też ona z innymi chrześcijanami skrycie dopełniła. Pochowany został w miejscu gdzie później na cześć jego i pod jego wezwaniem, wzniesiono wspaniały kościół.”

W imię Prawdy! C. D. 155

21 stycznia 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści w Liturgii słowa i Liturgii godzin:

,,Pan przemówił do Jonasza po raz drugi tymi słowami: «Wstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i głoś jej upomnienie, które Ja ci zlecam». Jonasz wstał i poszedł do Niniwy, jak powiedział Pan.
Niniwa była miastem bardzo rozległym – na trzy dni drogi. Począł więc Jonasz iść przez miasto jeden dzień drogi i wołał, i głosił: «Jeszcze czterdzieści dni, a Niniwa zostanie zburzona».
I uwierzyli mieszkańcy Niniwy Bogu, ogłosili post i przyoblekli się w wory od najstarszego do najmłodszego.
Zobaczył Bóg ich czyny, że odwrócili się od złego postępowania. I ulitował się Bóg nad niedolą, którą postanowił na nich sprowadzić, i nie zesłał jej”. Jon 3, 1-5. 10

,,Mówię wam, bracia, czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, którzy mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci, a ci, którzy płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, którzy się radują, tak jakby się nie radowali; ci zaś, którzy nabywają, jak gdyby nie posiadali; ci, którzy używają tego świata, tak jakby z niego nie korzystali.
Przemija bowiem postać tego świata”. 1 Kor 7, 29-31

,,Po uwięzieniu Jana przyszedł Jezus do Galilei i głosił Ewangelię o królowaniu Boga. Mówił: ,,Czas się wypełnił; przybliżyło się królowanie Boże; czyńcie pokutę i wierzcie Ewangelii”.
Pewnego razu szedł wzdłuż wybrzeża Morza Galilejskiego i ujrzał Szymona i brata jego Andrzeja. Zapuszczali właśnie sieci w morze, byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: ,,Pójdźcie za Mną, a sprawię, że staniecie się rybakami ludzi”. Natychmiast pozostawili tam swe sieci i poszli za Nim.
Przeszedłszy trochę dalej ujrzał Jakuba syna Zebedeusza oraz jego brata Jana. Oni także byli w łodzi i naprawiali własne swe sieci. Natychmiast wezwał ich. Pozostawili swego ojca Zebedeusza wraz z najemnikami w łodzi i poszli za nim”. Mk 1, 14-20

,,Chrystus jest zawsze obecny w swoim Kościele, szczególnie w czynnościach liturgicznych. Jest obecny w ofierze Mszy świętej, czy to w osobie odprawiającego, gdyż „Ten sam, który kiedyś ofiarował się na krzyżu, obecnie ofiaruje się przez posługę kapłanów”, czy też zwłaszcza pod postaciami eucharystycznymi”.

22 stycznia 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści w Liturgii słowa i Liturgii godzin:

,,Uczeni w Piśmie zaś, którzy przybyli do Jerozolimy, powtarzali: ,,Opętany jest przez Belzebuba. Mocą księcia diabelskiego wypędza szatanów”.
Lecz On przywołał ich i przemówił do nich posługując się przypowieścią: ,,Jakże to może szatan wypędzać szatana? Jeżeli królestwo jakieś rozdarte jest niezgodą , to takie królestwo ostać się nie może. Jeżeli rodzinę rozdziela niezgoda, to rodzina taka nie będzie mogła się ostać. Otóż jeżeliby szatan powstał przeciwko sobie i był w niezgodzie z samym sobą, ostać się nie może i przyszedł nań koniec. Ale przecież nikt nie może, chociażby wtargnął do domu mocarza, ograbić go z jego mienia, jeżeli go przedtem nie związał; dopiero wtedy może ograbić jego dom. Zaprawdę powiadam wam: wszystkie grzechy będą ludziom odpuszczone, nawet wszystkie bluźnierstwa , ilekolwiek by ich wypowiedzieli. Lecz kto dopuści się bluźnierstwa przeciwko Duchowi Świętemu, nie otrzyma odpuszczenia na wieki., lecz winien jest grzechu wiekuistego”. Twierdzili bowiem: jest opętany przez ducha nieczystego”. Mk 3, 22-30

,,Powiada Apostoł: „Wam dane jest dla imienia Chrystusa nie tylko wierzyć w Niego, ale i dla Niego cierpieć”.
Diakon Wincenty otrzymał jedno i drugie. Otrzymał i zachował. Jakże mógłby zachować, gdyby nie otrzymał? Zachował wiarę podczas głoszenia, wytrwałość podczas cierpienia.
Niech nikt nie odważa się przemawiać polegając na bogactwie swego serca, niech nikt nie polega na swej wytrwałości, kiedy doznaje pokusy. Albowiem od Boga otrzymujemy mądrość, aby rozumnie o rzeczach zbawiennych przemawiać, od Niego też otrzymujemy cierpliwość, aby zło mężnie znosić.
Przypomnijcie sobie Chrystusa napominającego swych uczniów. Przypomnijcie, jak oto Król męczenników wyposaża swoich żołnierzy w duchowy oręż, jak ukazuje walkę, jak udziela pomocy i obiecuje nagrodę. Oto skoro powiedział swoim uczniom: „Świat będzie was nienawidził”, dodał natychmiast, aby uspokoić zalęknionych: „Nie bójcie się, Jam zwyciężył świat”.
Dlaczegóż więc mamy się dziwić, bracia drodzy, że święty Wincenty zwyciężył w Tym, który świat zwyciężył. Powiedziano: „Świat będzie was nienawidził”. Świat niszczy, ale nie zniszczy; walczy, ale nie zwalczy. Przeciw żołnierzom Chrystusa wysyła dwie armie: schlebia, aby zwieść, trwoży, aby załamać. Niech więc nie paraliżuje nas szukanie własnej przyjemności ani nie przeraża cudze okrucieństwo, a tak zwyciężymy świat.
W jednym i drugim wypadku Chrystus udziela pomocy, dlatego chrześcijanin nie ulegnie w walce. Jeśli w tym męczeństwie bierze się pod uwagę wytrwałość ludzką, rzecz cała zaczyna wyglądać nieprawdopodobnie. Jeśli się rozważy moc Bożą, nieprawdopodobieństwo ustaje.
Niesłychane okrucieństwo dotknęło ciało męczennika; niezwykła łagodność objawiła się w jego głosie. Tak wielkie cierpienie objęło wszystkie jego członki, a przecież taki spokój przemawiał w jego słowach, iż zdumieni moglibyśmy sądzić, że w czasie męczeństwa Wincentego ktoś inny przemawiał, ktoś inny zaś cierpiał.
Bo tak było naprawdę, bracia moi, tak było. Ktoś inny przemawiał. Wszak Chrystus obiecał to swoim świadkom, kiedy ich przygotowywał do podobnych zmagań. Tak oto powiedział: „Nie troszczcie się o to, jak albo co macie mówić. Nie wy bowiem będziecie mówili, ale Duch Ojca waszego będzie mówił przez was”.
Ciało przeto było poddane cierpieniu, Duch zaś przemawiał. A kiedy przemawiał Duch, to nie tylko złość słabła, ale i słabość nabierała mocy”. – św. Augustyn

,,Pan mnie doświadczył, ale z prób wyjdę czysty jak złoto. Moja noga kroczy w ślad za Nim, Nie zbaczam, idę Jego ścieżką.
Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa i udziału w Jego cierpieniach. Nie zbaczam, idę Jego ścieżką.”

,,Wszechmogący, wieczny Boże, napełnij nas Twoim Duchem i daj nam tę miłość, która pomogła świętemu Wincentemu, męczennikowi, znieść zwycięsko wszystkie tortury. Przez naszego Pana Jezusa Chrystusa, Twojego Syna, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha Świętego, Bóg, przez wszystkie wieki wieków. Amen.”

W imię Prawdy! C. D. 154

20 stycznia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu odnalazłem u ks. Leonarda Goffina ciekawe treści na temat małżeństwa:

Co sądzić o małżeństwie cywilnem?
Cywilne małżeństwo zachodzi wtedy, gdy narzeczeni stają przed urzędnikiem świeckim, wyznaczonym na to przez rząd krajowy, i w obec niego wyrażają wolą połaczenia się węzłem małżeńskim, poczem urzędnik oświadcza, że narzeczeni zawarli ze sobą związek małżeński i są mężem i żoną. Takie małżeństwo żadną miarą nie może uchodzić w oczach katolika za Sakrament, a nawet za małżeństwo, lecz za grzeszne wspólne pożycie, jeśli para potem nie zawrze ślubu kościelnego. Dopiero ślub kościelny nadaje mu w obec Boga i sumienia piętno rzeczywistego małżeństwa. Gdzie więc prawo nakazuje cywilne śluby, tam chrześcijanin-katolik najprzód winien iść do proboszcza, a ułożywszy z nim wszystko, dopiero niech stawa przed urzędnikiem stanu cywilnego.

Czemu narzeczeni przed kapłanem i dwoma świadkami podają sobie ręce?
Tym sposobem bowiem zobowiązują się w obec Boga i Kościoła, że dochowują sobie wiary i gotowi będą w każdem położeniu życia się wspierać; ztąd też kapłan wiąże ich ręce stułą, młody pan kładzie swej narzeczonej na palec obrączkę, zobowiązującą ją do niezłomnej wierności, a kapłan utwierdza ten związek niekrwawą ofiarą nowego przymierza.

Czy związek małżeński nie może być rozerwanym w Kościele katolickim?
Związek za wspólną zgodą prawomocnie przez narzeczonych zawarty, nie może nigdy być rozerwanym, chyba w skutek śmierci jednego z małżonków. Tak wyraźnie uczy Pismo święte i tak jest starodawna praktyka Kościoła. Jeżeli Papież albo też Biskup z ważnych przyczyn daje rozwód, rozwód ten dotyczy tylko stołu i łoża, i żadna ze stron rozłączonych nie może pod karą ciężkiego grzechu za życia drugiej strony zawierać nowego związku. Jakże czystą i świętą okazuje się tutaj nauka i praktyka świętego Kościoła rzymsko-katolickiego! Najważniejszy bowiem i najświętszy z ludzkich stosunków, związek małżeński, ma zachować swą nietykalność i nierozerwalność, gdy tymczasem lekkomyślność innowierców, którzy dla lada przyczyny rozłączają stadła małżeńskie, nadaje temu świętemu związkowi na hańbę i wstyd ludzkości piętno igraszki i ludzkich zachcianek i namiętności.

Co sądzić o małżeństwach zawieranych między katolikami i zwolennikami innych wyznań chrześcijańskich?
Święty Kościół katolicki zawsze zakazywał i potępiał takie związki, a czynił to z powodu niebezpieczeństwa grożącego stronie katolickiej i zrodzonym z takiego małżeństwa dzieciom. Gdzie jednak takim małżeństwom zapobiedz nie zdoła, tam na nie pod pewnemi zastrzeżeniami zezwala. Gdy małżonkowie tych warunków dochowają, a małżeństwo jest prawomocne, jest także i prawdziwem małżeństwem i nierozerwanym związkiem.

Czemu Kościół zakazuje małżeństw mieszanych?
Ma do tego Ma do tego nader ważne powody. Takie małżeństwa popierają obojętność w sprawie religii, skutkiem tego obumiera życie duszy; zakłócają one pokój domowy, wzniecają obustronną niechęć, swary i zamieszanie, gorszą domowników i utrudniają dobre wychowanie dzieci a nawet czynią je poniekąd niepodobnem i wiodą ostatecznie do odszczepieństwa i rozpaczy. Mianowicie ze zgrozą patrzy Kościół na takie małżeństwa mieszane, w których albo wszystkie, albo połowę dzieci wychowuje się w błędzie. Nie może Kościół uważać za swych członków i błogosławić tym, którzy swe dzieci odrywają od prawdziwej wiary i narażają je na niebezpieczeństwo utraty zbawienia.

Pod jakiemi warunkami zezwala Kościół na małżeństwa mieszane?
Żąda: 1. Aby strona katolicka żyć mogła według przepisów swej wiary; 2. Ażeby wszystkie dzieci wychowywano w wierze katolickiej; 3. Aby strona katolicka starała się stronę niekatolicką spowodować do powrotu na łono prawdziwej wiary. – Mocno ci grzeszą, co zawierają małżeństwa mieszane z pominięciem powyżej podanych warunków. Jeżeli jednak ślub się obył bez zgody na powyższe warunki, chrześcijanin katolik winien się wyspowiadać z tego grzechu i o ile możności starać się złe naprawić.

Co winni uczynić nowo-zaślubieni?
Winni paść na kolana i podziękować Bogu za wyświadczoną w świętym Sakramencie łaskę, mówiąc: ,,Zatwierdź, Panie, co skutkiem Swej łaski na nas zdziałałeś, abyśmy dotrzymali, do czegośmy się w obec Ciebie zobowiązali, aż do dnia przyjścia Syna Twego Jezusa Chrystusa”. W tym celu winni sobie jak najczęściej przypominać przestrogi i obowiązki, na jakie zwracał ich dający ślub kapłan. Są one zawarte w piątym rozdziale listu św. Pawła do Efezów. W tym liście poucza apostoł, jaki powinien być wzajemny stosunek małżonków i stawia im za wzór połączenie Chrystusa z Kościołem i miłość, jaką ten Kościół otacza.

Mężom przypomina, iż winni miłować swe żony, jak Chrystus miłuje Swój Kościół, za który uczynił ofiarę ze Swego życia. Ztąd wynika, że mężowie winni wspierać żony w każdej potrzebie aż do śmierci, a nie uważać ich za służebnice.
Żony zaś poucza, aby jako słabsze istoty ulegały mężom w każdej godziwej sprawie, jak Kościół jest poddany Chrystusowi. Jak bowiem Chrystus jest głową Kościoła, tak mąż jest głową żony. Nie ma też, jak doświadczenie dowodzi, dla żony lepszej drogi pozyskania sobie serca męża i pożycia z nim spokojnego, zgodnego i przykładnego, jak posłuszeństwo i usłużność. Kobiety kłótliwe i chcące przewodzić w domu odstręczają sobie męża.

Dalej mówi Paweł święty, że mężowie winni miłować żony (i odwrotnie żony mężów) jak własne ciało, gdyż małżonkowie tworzą jakby jedno tylko ciało: ,,Będą dwoje w jednem ciele; nigdy żaden ciała swego nie miał w nienawiści, ale je wychowywa i ogrzewa, jako i Chrystus Kościół”. (Ef 5, 29. 31) Okrutne i gorszące jest postępowanie małżonków, którzy zamiast się miłować i wzajemnie się wspierać, nienawidzą się, lżą, marnotrawią swe mienie i obmową przyprawiają się o utratę czci i dobrej sławy. Tacy nie pamiętają o tem, co św. Paweł mówi, że kto miłuje żonę lub męża, sam siebie miłuje.
Aby zaś małżonkowie żyli w zgodzie i miłości, trzeba, aby znosili cierpliwie swe zobopólne słabości, błędy i przywary, łagodnie się napominali, swe utrapienie i smutki przed sobą ukrywali i tylko Bogu się żalili, który sam jeden pomódz może. Niecierpliwość, skargi i swary czynią krzyż cięższym, a złe niezniośniejszym.
Zresztą nie tylko w dzień ślubu ale i dalszym ciągu życia powinni pamiętać o tem, że nie na to się z sobą połączyli, aby zadośćuczynić chuciom cielesnym, lecz aby mieć potomstwo, któremu winni utorować drogę do nieba.

MODLITWA. Najsłodszy Jezu! Aby uczcić małżeństwo, zdziałałeś Swój pierwszy cud na godach w Kanie Galilejskiej, zamieniwszy wodę na wino i objawiłeś przez to Bozką Swą potęgę. Spraw, prosimy Cię, aby wierni Twoi zawsze uważali związek małżeński za święty i nienaruszony, aby ich pożycie było bogobojne i uczciwe i aby nie tworzyli sami sobie przeszkód na drodze do żywota wiecznego. Amen.”

W tym dniu przeczytałem także ciekawe słowa współczesnego autora:

,,Doprawdy mądrością jest pamiętać i kontemplować fakt, że On mnie stworzył swoim tchnieniem z prochu ziemi, ale było Mu mało, więc sam daje nam, kapłanom, możliwość konsekrowania prochu mąki w krążku hostii, by stać się dla nas żywym Chrystusem. Dostrzegam w tym zaskakującym dla mnie samego porównaniu Jego pokorę, która dementuję moją skłonność do dumy. On mnie nie tylko chce stwarzać swoimi dłońmi jak piekarz czy garncarz mimo tego, że jestem prochem; On pragnie sam być konsekrowanym pod moimi dłońmi, dając swoje tchnienie w proch mąki, który staje się Komunią Świętą. Konsekrowana Hostia to przecież tkanka Jego Serca. Któż by wobec tego faktu śmiał posądzać Go o brak serca dla nas?”

W imię Prawdy! C. D. 153

20 stycznia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu odnalazłem u ks. Leonarda Goffina ciekawe treści na temat małżeństwa:

,,NAUKA O ŚWIĘTYM SAKRAMENCIE MAŁŻEŃSTWA

Czym jest małżeństwo?
Małżeństwo jest doskonałem, bezwarunkowem połączeniem i wzajemnem oddaniem się sobie dwóch wolnych osób rozmaitej płci (1 Kor 7, 3-4), aby 1. Związek między mężem a żoną ścieśniał się nadzieją wzajemnej pomocy, aby jedna strona drugą wspierała, aby oboje tem łatwiej znosili trudy i mozoły życia i nieudolność starości. 2. Aby zrodzone przez małżonków dzieci nie tylko wychowane zostały na dziedziców doczesnego mienia, jak raczej na wyznawców prawdziwej wiary. 3. Aby małżeństwo było hamulcem (1 Kor 7, 2) wstrzymującym i kiełznającym pociąg do porubstwa i grzechów cielesnych. (Cat. R. de matr. 313, 14.)

Kto ustanowił małżeństwo?
Ustanowił je sam Bóg, Stwórca wszech rzeczy i wyraźnie wypowiedział, jakiem być winno. Sam przywiódł mężowi pomocnicę, którą utworzył z jednego z żeber jego, aby wyjęta z pod serca męża, zawsze była blizką sercu jego i aby z nim była połączoną nierozerwanym węzłem miłości. Na to Bozkie ustanowienie powoływał się także Chrystu Pan, (Mt 19, 4-6); ztąd też oświadczył Kościół, że związek małżeński jest dozgonny i nierozerwany.

Czy małżeństwo jest Sakramentem?
Tak jest. Prawowierny bowiem Kościół według świadectwa Ojców św. uważał małżeństwo zawsze za Sakrament, począwszy już od czasów apostolskich. Tegoby nie był uczynił, gdyby już Chrystus nie był wyniósł małżeństwa do godności Sakramentu. Święty Paweł apostoł zowie małżeństwo nawet wielkim Sakramentem, gdyż jest ono oznaką i obrazem nieustannego połączenia Chrystusa z Kościołem. Sobór Trydencki mówi: Kto mówi, że małżeństwo nie jest rzeczywiście i właściwie jednym z siedmiu Sakramentów zakonu ewangelicznego, ustanowionym przez Chrystusa, i że jest tylko wynalazkiem ludzkim w Kościele nieudzielającym łaski, niechaj będzie wyklęty.

Jakich łask udziela ten święty Sakrament?
Łaski 1. Niezłomnego dochowania wierności małżeńskiej, 2. Chrześcijańskiego wychowania dzieci, 3. Cierpliwego znoszenia nieodłącznych od stanu małżeńskiego przykrości, i łaski zgodnego pożycia. Do tego wszystkiego jest małżonkom niezbędnie potrzebna łaska Boża; bez niej albo źle, albo wcale nie będą wypełniali obowiązków małżeńskich, na wielką szkodę zbawienia swego i dziatek.

Jaki jest zewnętrzny znak łaski w Sakramencie Małżeństwa?
Zobopólny związek dwóch wolnych osób, który jednak według nakazu soboru trydenckiego (Conc. Trid. Sess. 24. C. 1), winien być zawarty nie potajemnie, lecz jawnie w obliczu Kościoła, tj. przed własnym proboszczem, albo też za jego zezwoleniem przed innym kapłanem i w obecności dwóch świadków.

Co winni wiedzieć wstępujący do stanu małżeńskiego?
Winni być przekonani, że szczęśliwem będzie ich pożycie, jeśli będą żyć po chrześcijańsku i jeśli Bóg przewiduje, że stan ten jest dla nich stósowny i będzie im drógą do zbawienia wiecznego. Jeżeli zaś bez swej winy nie dojdą do małżeństwa, jest to oznaką, że takie jest zrządzenie Boże, że nie byliby szczęśliwymi w tym stanie i z trudnościąby się dostali do nieba. 2. Winni przeto prosić Boga, aby się spełniła Jego święta wola. 3. Niechaj się wystrzegają owych niebezpieczeństw, a nawet grzesznych sposobności zawarcia małżeństwa, jakiemi są pobieżne znajomości, zabawy taneczne, zamiłowanie w strojach, zbyteczne spoufalenie się z osobami drugiej płci itd. Tę stron, która tym sposobem doszła do małżeństwa, z pewnością nie Duch Święty, lecz duch nieczysty nagnał w sieci małżeńskie. Któżby chciał swą połowicę otrzymać z rąk najzawziętszego swego nieprzyjaciela, tj. szatana? 4. Natomiast winni się małżonkowie starać, aby się zaopatrzyć w to, co jest niezbędnem do małżeństwa, np. nauczyć się oszczędności, cierpliwości, wyrozumiałości, gospodarności, pracowitości i skrzętności. 5. Przy wyborze żony lub męża baczyć na to trzeba, czy osoba ta chce i może wkrótce zawrzeć związek małżeński, a nie polegać na przysięgach niezmiennej i dozgonnej wierności i nie czekać długie lata na dogodniejszą do ślubu porę. Niewiasta niech się strzeże pojąć za męża opoja, gdyż z nim nigdy nie będzie szczęśliwa; taki mąż nie będzie nigdy mężem z woli Bozkiej. 6. Jeżeli para jest już (jak to mówią) po słowie, niech nigdy nie zostają narzeczeni ze sobą sam na sam, lecz zawsze w towarzystwie krewnych, i niech sobie nigdy nie pozwalają tego, coby w pożyciu z innemi osobami bezżennemi było albo nieprzyzwoitem , albo też wprost z grzechem. Najlepszem przysposobieniem do szczęśliwego małżeństwa będzie zawsze życie czyste i chrześcijańskie.

Jak najlepiej się przysposobić do łask połączonych z tym Sakramentem?
Najlepiej się przysposabią do małżeństwa ci, co starają się oczyścić sumienie dokładną i (jeżeli tego jeszcze nie uczynili) powszechną spowiedzią z całego życia i przyjęciem Ciała Pańskiego. Przed ślubem winni narzeczeni prosić rodziców o błogosławieństwo, wysłuchać nabożnie Mszy świętej i prosić podczas niej Boga, aby im udzielił łaski szczęśliwego rozpoczęcia nowego zawodu, jako też polecić się opiece Najświętszej Panny i św. Józefa, Jej narzeczonego.

Zkąd mamy tyle nieszczęśliwych małżeństw?
Ztąd, że wielu toruje sobie drogę do małżeństwa grzechem i zdrożnościami, nie przestaje grzeszyć, nie myśli o poprawie, a przed ślubem ladajako się spowiada. Prócz tego wstępują w stan małżeński z popędów cielesnych albo względów majątkowych. W dzień ślubu przystępują z niesumienną lekkomyślnością do ołtarza i przysięgi małżeńskiej, a gody weselne obchodzą w sposób nieprzyzwoity, a częstokroć i gorszący. Jakże się tu dziwić, że takim narzeczonym Pan Bóg w małżeństwie nie błogosławi, jako niegodnym Jego łaski i błogosławieństwa!

Z jaką myślą wstępować należy w stan małżeński?
Z tą, jaka ożywiała młodego Tobiasza i jego narzeczoną Sarę, którzy przed zawarciem związku prosili Boga o łaskę i w bojaźni Bożej obchodzili gody małżeńskie. (Tb 8, 4-10). Dlatego doznawali błogosławieństwa Bożego aż do chwili zgonu. (Tb 8, 14-15). Gdyby wszyscy narzeczeni zabierali się w ten sposób do małżeństwa, stan ten byłby świętym, Bogu miłym, błogim i ziściłyby się na nich słowa, które święty Paweł wypowiedział o żonach: ,,(Niewiasta) zbawiona będzie przez rodzenie dziatek, jeśliby trwała w wierze i w miłości i w świątobliwości z trzeźwością”. (1 Tym 2, 15) – Do tych, którzy tylko z chuci cielesnej zawierają śluby małżeńskie, odnoszą się słowa anioła wyrzeczone do Tobiasza: ,,Ci, którzy w małżeństwo tak wstępują, że Boga od siebie i od serca swego wyrzucają, a swej lubości tak dosyć czynią, jako koń i muł, którzy rozumu nie mają: nad tymi czart ma moc”. (Tb 6, 17)

Czemu trzeba do ślubu trzech zapowiedzi?
Aby wcześnie zapobiedz przeszkodom, jakiemi np. jest zbyt blizkie pokrewieństwo, powinowactwo, tajemniczość, przyzwoitość publiczna itd. któreby czyniły małżeństwo albo niedozwolonem, albo nieważnem. Każdy, który wie o takich przeszkodach, jest pod grzechem obowiązany donieść o nich właściwemu proboszczowi.

Czemu kapłan daje ślub narzeczonym?
Święty Kościół katolicki wyraźnie oświadcza, że małżeństwa nie zawierane przez właściwego proboszcza (parocha) albo innego kapłana (za pozwoleniem właściwego proboszcza) w obec świadków, są zupełnie nieważne, i że błogosławieństwo kapłana, udzielone w imieniu Kościoła narzeczonym będącym w stanie łaski, pragnie im wybłagać u Boga siłę i łaskę dochowania wiary, cierpliwego znoszenia przykrości i uchronienia ich od zgubnego wpływu szatana”.

W imię Prawdy! C. D. 152

20 stycznia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu ważny były treści z żywotu św. Sebastiana:

,,Dał mu był Pan Bóg szczególny dar zagrzewania do męstwa tych wiernych, którzy albo w więzieniu trzymani, albo na widok mąk, któremi im grożono, odstępowali wiary. Niektórzy nawet pod wpływem jego świętej i gorliwej wymowy, sami w ręce katów oddawali się, i męczeńską śmierć za Chrystusa ponosili. Z tej liczby byli dwaj znakomici Rzymianie: Marcelli i Marcellinus, jako chrześcijanie trzymani w kajdanach. Chcąc przemódz ich stałość, postanowiono po wydaniu wyroku na ich stracenie, odwlec wykonanie takowego do dni trzydziestu, aby przez czas ten wszelkimi środkami starać się przywieść ich do odstąpienia wiary. Umieszczono ich pod strażą, w domu pewnego obywatela rzymskiego, nazwiskiem Nikostrat. Tam na różne, a coraz cięższe próby, wystawiano ich wierność Bogu. A gdy oni najprzód łagodne, i na pozór przyjacielskie namowy i znajomych swoich i dworzan cesarskich, mężnie odrzucili, gdy nawet i różne męki już ciężkie, łaską Pańską wsparci, niezachwiani w wierze wytrzymali, umyślono zadać im jeszcze inną męczarnię, na najcięższą próbę ich wystawiającą, której w istocie ulegli oni w końcu. Oto przysłano do nich rodziców, którzy byli poganami: ojca Trankwillina, który ich ze łzami zaklinał, aby się nie gubili, następnie matkę, imieniem Marcia, która z całą miłością macierzyńską, lecz tą razą źle zrozumianą, błagał ich do nóg się im rzucając, aby jej tak srogiej boleści nie zadawali. Potem żony ich i dzieci, podobnież jeszcze w pogaństwie zostające, przyszli aby łzami swemi i rozpaczą dokonać tego, czego kazi narzędziami męki na nich wymódz nie mogli.

W końcu też ulegli oni: wyparli się wiary, i już mieli być wypuszczeni na wolność, gdy doszło to do wiadomości sebastyana, który udał się do nich niezwłocznie, i w wyrazach najżywszych błagał i zaklinał, aby korony męczeńskiej, którą, jak mówił, już widział na ich głowach, ulegając ludzkim uczuciom, nie stracili dobrowolnie: ,,Żołnierze Chrystusowi! Zawołał do nich, czyż dacie się przemódz łzom, niewłaściwie wylewanym? Dusze wasze chcecież zgubić, idąc za pociągiem ciała? Zastanówcie się nad tem co robicie! Odstępujecie wiary, zdradzacie Boga, szatanowi cześć oddajecie”. A gdy skończył przemawiać, światłość nadzwyczajna napełniła całe mieszkanie. Pan Jezus ukazujący się wśród siedmiu Aniołów, przystąpił do niego, i jakby na znak potwierdzenia jego słów, dał mu pocałunek pokoju, mówiąc: ,,Ty zawsze będziesz ze Mną”. Wszyscy temu cudowi obecni głęboko wzruszeni zostali, podziwiając i uznając wtem wszystkiem moc Boską. Żona Nikostrata, w którego domu się to działo, imieniem Zoe, od dawna niema, padła do nóg Sebastyana, dając do zrozumienia przez migi, że pragnie zostać chrześcijanką. Sebastyan przeżegnał ją, a wnet mowę odzyskała. Sam Nikostrat, Trankwillin i Marcia, rodzice Marka i Marcellina, ich żony i dzieci tam wtedy obecni, oświadczyli także, iż chcą zostać chrześcijanami, równie jak i domownicy Nikostrata, w liczbie osób około szcześćdziesięciu. Przyzwany kapłan, imieniem Polikarp, ochrzcił ich wszystkich, a kilka osób chorych z tej liczby, w tejże chwili cudownie uzdrowione zostały.

Po upływie trzydziestu dni, Wielkorządca miasta Rzymu, nazwiskiem Kromacy, kazał zawezwać Trankwillina, ojca Marka i Marcellina, i spytał go: ,,Cóż wiec postanowili synowi twoi? Czy nakłoniłeś ich, aby usłuchali cesarza, i złożyli ofiary bogom naszym?” Synowi moi mają to szczęście, odrzekł on, a które już i ja z niemi podzielam, że Pan Bóg dał im i mnie uznać prawdę religii chrześcijańskiej”. Więc i ty na starość straciłeś rozum, i od rzeczy mówisz, zawołał Kromacy”. – ,,Ten tylko za postradanego zdrowych zmysłów może być poczytanym, odpowiedział Trankwillin, kto nie trzyma się drogi życia, a idzie drogą śmierci”. – ,,Jakiego życia i jakiej śmierci? Rzekł Wielkorządca na wpół szydzący”. ,,Jeśli chcesz posłuchać mnie, mówił dalej Trankwillin, szczęśliwym będziesz ty i dusza twoja, i wszyscy domownicy twoi”. ,,Zgadzam się na to, powiada Kromacy, będę cię słuchał, ale pamiętaj żebyś mi nic takiego nie mówił, czegobyś mi dowieść nie potrafił”. I długo potem, rozmawiając z Trankwillinem, Wielkorządca tknięty łaską Bożą, nawrócił się, i w dniu, w którym Chrzest święty przyjął, obdarzył wolnością tysiąc czterechset swoich niewolników.

Wszakże pomimo tego, prześladowanie w Rzymie nie ustawało, a Marek i Marcellin na nowo badani, utwierdzeni przez świętego Sebastyana w wierze, mężnie przy niej stojąc, męczeńską śmierć ponieśli, przybici ćwiekami do słupa i przeszyci strzałami. Po nich Zoe, żona Nikostrata, i dziesięć innych osób z jej domu umęczonych zostało. Aż nareszcie przyszła kolej na Sebastyana.

Wielu chrześcijan po nawróceniu się Wielkorządcy, który uwolniwszy się od swego urzędu, mieszkał za miastem w swojej bogatej posiadłości, znaleźli byli bezpieczne we włościach jego pomieszczenie i ukrycie. Lecz potrzebowali kogoś, coby ich świętemi naukami oświecał w wierze, a przykładem uczył żyć po chrześcijańsku. Zażądali więc, aby przybył do nich Sebastyan. Lecz ten widząc, iż pobyt jego w Rzymie, dla niego wprawdzie niebezpieczny, lecz dla ukrywających się tam chrześcijan potrzebniejszy był, niż dla tych, którzy już spokojnie byli w ukryciu, jakie znaleźli u Kromacego, postarał się aby w jego miejsce posłany tam był kapłan Polikarp, który cały dom Nikostrata ochrzcił, a sam pozostał w Rzymie. Tymczasem pewien odstępca od wiary wydał Sebastyana, donosząc poganom, że i on był chrześcijaninem, o czem niezwłocznie powiadomiono cesarza. Dioklecyan rozgniewany do najwyższego stopnia, posłał niezwłocznie po niego, a gdy się stawił: ,,Jakto! Sebastyanie, zawołał z uniesieniem, jam cię obsypał łaskami, pomieściłem cię w moim pałacu, przypuszczam cię do mojej poufałości, a ty się okazujesz moim i bogów naszych wrogiem!” A gdy Sebastyan odrzekł mu na to pokornie, że sądził, iż niczem wierności swojej dla cesarza nie narusza, czcząc jedynego prawdziwego Boga, a brzydząc się czcią oddawaną bogom z drzewa i kamienia ukutym. Dyoklecyan nie słuchał go dłużej, i dalszych badań nie czyniąc, wskazał Świętego na śmierć, wydawszy rozkaz, aby cała straż, którą on właśnie dowodził, rozstrzelała go z łuków. Wyrok ten niezwłocznie wypełniono. Sebastyan przywiązany do słupa, przeszyty został strzałami.

Wieczorem świętobliwa wdowa po męczenniku pewnym, imieniem Irena, przyszedłszy, aby ciało jego pochować, z wielkim zadziwieniem znalazła go przy życiu. Wzięła go do mieszkania, gdzie po zaopatrzeniu mnóstwa ran, jakie był odebrał, wkrótce cudownym sposobem Święty odzyskał zupełne zdrowie. Radzono mu, aby z miasta uchodził, lecz tego nie chciał uczynić, mówiąc: iż wśród takiego prześladowania, jakie podówczas szerzyło się, on szczególnie, który drugich do wytrwałości zagrzewał, winien był sam na sobie samym dać uderzający przykład męstwa chrześcijańskiego. Jakoż dnia pewnego, udał się na miejsce, przez które miał przechodzić cesarz, i tam na niego czekał. Dyoklecyan ujrzawszy go: ,,Ktoś ty jest, zawołał zdziwiony, czyś ty Sebastyan?” – ,,Tak jest, odpowiedział on, i przyszedłem po to, aby cię ostrzec cesarzu, że cię w błąd wprowadzają ci, którzy czernią przed tobą chrześcijan. Oni się modlą za ciebie, a ty ich prześladujesz. Nie masz wierniejszych od nich poddanych”. Cesarz przerażony widokiem człowieka, którego miał za nieżyjącego, i bardziej jak kiedy zawzięty na chrześcijan, rozkazał aby zaraz zaprowadzono Sebastyana na plac publiczny, i aby go tam bito pałkami, dopóki ducha nie wyzionie. Co też dokonano, a Sebastyan powtórnie mordowany, w ciężkiej męce, jakby drugą koronę męczeńską otrzymał. Ciało jego wrzucono w publiczną kloakę, lecz chrześcijanie znaleźli je tam, zawieszone na haku w kanale i wydobywszy je z tego miejsca, pogrzebali w katakumbach. Potem nad grobem jego wzniesiono kościół, dotąd w Rzymie pod nazwą kościoła świętego Sebastyana istniejący. W roku Pańskim 1680, za jego pośrednictwem, Rzymianie uwolnieni zostali od ciężkiego moru, podówczas w mieście tem panującego. Dlatego jest on szczególnym od morowego powietrza Patronem”.