W imię Prawdy! C. D. 179

7 lutego 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ciekawe treści autorstwa św. Maksymiliana Marii Kolbego:

,,Dlaczego bezrobocie? Dlaczego tyle ludzi bez kawałka chleba? Zaglądam do różnych czasopism. Różni różne dostrzegają prawdy: ,,Zanadto po pańsku zabraliśmy się do życia w wolnej Polsce, kiedyśmy naprawdę dziadami”. ,,Za dużo wieców, a za mało pracy”. ,,Za wiele partii, a za mało miłości Ojczyzny”. ,,Za częste i za grube kradzieże grosza publicznego”. ,,Za mało organizacji pracy”. ,,Brak warsztatów przemysłu wedle doskonalszych konstrukcji dla tańszej i obfitszej produkcji”. ,,Brak planu w wywozie produktów i surowców” itd., itd.

A tymczasem po miastach i wioskach rozbrzmiewają muzyki, leje się likier, wino i wódka, tańczą, hulają, bawią się, a obfite żniwo zbiera duch nieczystości. Po ulicach zaś miast i stolicy kręcą się ludzie bezwstydnie ogłaszający broszury o świńskich tytułach, a gorszej jeszcze treści. Broszury te przechodzą z rąk do rąk i trafiają do najbardziej oddzielonej od świata chatki, szerząc zgniliznę w umysłach i sercach młodzieży. Gdy zaś warszawski magistrat wreszcie otworzył nieco oczy i postanowił przecież jakoś zaradzić, namiętnie wystąpili przeciw niemu radni – Żydzi. Więc im na tym zależy?…

Gdzie jest pierwsza przyczyna, ta przyczyna przyczyn naszego kryzysu?

To brak uczciwości. Brak wypełniania obowiązków względem Boga, siebie i bliźniego. Niechaj dzisiaj wszyscy bez wyjątku odprawią szczerą spowiedź i zaczną prawdziwie po katolicku żyć, natychmiast szybko podźwignie się Ojczyzn, uzdrowią finanse, zawrze rzetelna praca.

Cóż, kiedy każdy z nas nieraz doświadczył, że dziś postanawia się z jakiejś wady poprawić, a jutro, jeżeli nawet nie tego samego dnia, już znowu w nią wpada. Czyż więc opuścić ręce i powiedzieć: nie możemy? Przenigdy, to byłoby subtelną, wyrafinowaną pychą.

Czyż Pośredniczka łask Bożych nie jest Polski Królową? Czyż Ona nie potrafi albo nie pragnie nam dopomóc?

Tak, Ona, Niepokalana, musi zawładnąć naprawdę całą Polską, Ona musi być przedmiotem tkliwej miłości każdego, a zwłaszcza młodzieńczego serca, Ona musi być w Sejmie, Ona w Senacie. Ona, Niepokalana Królowa, ma wskazywać nam drogę, Ona krzepić siły. – My chcemy, by rządziła w Polsce i poza Polską – Niepokalana.

Któż nie wytęży wszystkich sił, by przyspieszyć tę chwilę?.. A jak?

W pokornej, miłosnej, a ufnej modlitwie powie sama Ona, co mamy czynić i sama pokieruje. Módlmy się tylko i pozwólmy się Jej poprowadzić”. (Rycerz Niepokalanej 5/1926)

Oraz

,,Panowie Senatorzy i Posłowie, którzy kruszycie kopie o bezwyznaniową szkołę, pamiętajcie, że tysiące niewinnych dzieci do was słusznie będzie czuło żal, że ,,pierwej” o Bogu nie wiedziały i wy jesteście najokrutniejszymi wrogami młodzieży i narodu godnymi surowej kary po śmierci i na tym jeszcze świecie.

To samo tyczy się wszystkich Obywateli i Obywatelek, którzy i które odważają się głosować na takich karygodnych kandydatów, popierać ich słowem, piórem albo prenumerowaniem, lub szerzeniem ,,bezwyznaniowych” piśmideł”. (Rycerz Niepokalanej 3/1924)

W tym dniu przeczytałem także ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Eucharystia w KL Dachau”:

,,Potrzeba jednoczenia się z Bogiem i złożenia u stóp Chrystusa wszystkich dotkliwych przejść, jakich doświadczali księża-więźniowie w 1942 r., spowodowała, że pomimo ogromnego niebezpieczeństwa: ,,w którąś niedzielę zaryzykował odprawić Mszę św. ks. prałat Leopold Biłko. Otrzymał z kaplicy odrobinę wina. Koledzy, którzy pracowali w polu przynieśli nieco ziaren pszenicy – starli pomiędzy dwoma kamieniami i upiekli hostię”.

Wypiekiem hostii zajął się kleryk włocławski Józef Swinarski wspólnie z bratem Bruno Józefem Sasinem, franciszkaninem konwentualnym, przywiezionym do obozu w Dachau na początku czerwca 1942 r., którzy: ,,sporządzili z żelaza formę do pieczenia opłatków i zaprzysiężona wytwórnia zapewniła postaci eucharystyczne do konsekracji valide et licite”.

Pomimo, że istniała już możliwość wytwarzania komunikantów nie był to jednak czas sprzyjający, by regularnie sprawować Najświętszą Ofiarę i potajemnie rozdzielać Komunię świętą.

Wielką radością w październiku 1942 r. okazała się dla księży pracujących na plantacjach uroczystość Chrystusa-Króla, bowiem mogli wówczas przyjąć Komunię świętą. Miał w tym swój udział ks. prałat Leopold Biłko, który z ostrożnością, ale i z odwagą, rozdzielił Najświętszy Sakrament otrzymany od ks. A. Kolacka, pomiędzy współbraci w kapłaństwie. Tuż po wojnie wspominał to z radością i podkreślał, jak wielką wartość miała Eucharystia przyjęta tego dnia przez prawie wszystkich kapłanów polskich:

,,zbliżał się październik 1942 r. (…) w piątek przed uroczystością Chrystusa-Króla spotkałem jednego ze znajomych księży czeskich na plantacjach, w pracy, gdzie uprawiano zioła lecznicze. Ogląda się na wszystkie strony, jak człowiek, który ma popełnić zbrodnię. I wyjmuje z kieszeni blaszane pudełko. Wręcza mi je ze słowami – ,,Zdołałem dla was zdobyć 80 konsekrowanych komunikantów. Oto mój dar dla polskich księży na święto Chrystusa-Króla (…). Osiemdziesiąt. Jakiż to skarb, jaki hojny dar Chrystusa-Króla. Podzielę każdą Hostię na 10 części i prawie wszyscy polscy księża będą mogli komunikować (…). W niedzielę rano wychodzimy setkami z bloku. Twarze posępne. Wszyscy są myślami daleko, w swoich kościołach (…). W pewnej chwili zaczynam zręcznie rozdzielać przygotowane papierki znajomym, ci dalej podają Komunię świętą (…). I oto rozjaśniają się twarze, żywo zaczynają bić serca. Radośnie kroczymy na apel, na dalszą ciężką służbę Chrystusa-Króla, odziani wprawdzie w łachmany, ale piastujący w duszy nieziemską godność”.

W imię Prawdy! C. D. 178

7 lutego 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ciekawe treści w książce pt. ,,Gwiazda przewodnia czasów ostatecznych. Mistyka objawień Matki Bożej w Fatimie”:

,,Oznacza to, że nie powinniśmy nigdy traktować słowa ,,ofiara” jako pojęcia abstrakcyjnego. To właśnie trudności naszego codziennego życia musimy ofiarować Bogu. Te tysiączne małe niedogodności i poniżenia, cierpienia ciała, serca i duszy, stanowią właśnie nasze ofiary.

Celem naszych modlitw i ofiar jest nawrócenie grzeszników, musimy zawsze jednak pamiętać, że każdy z nas jest tym grzesznikiem, za którego należy się modlić. Następnie nasz horyzont powinien się rozszerzyć – ujrzymy wówczas wszystkich ludzi na ziemi, wszystkich grzeszników żyjących w ciemnościach głębokich błędów, dalekich od prawdziwej znajomości Boga, oraz tych, którzy, otrzymawszy światło i łaskę, z różnych przyczyn utracili je.

Pamiętajmy, że podczas obchodów dwusetnej rocznicy swego powstania masoni w Rzymie, tuż przed oczami Najwyższego Pasterza, głosili zapowiedź zniszczenia Kościoła i ostatecznego triumfu szatana. Ten fakt również może wyjaśnić smutek Matki Bożej tego dnia w Valinhos.

Nie wolno nam jednak zapominać, że wśród świadków przechwałek masonerii w Rzymie był pewien młody polski franciszkanin, przygotowujący się tam do obrony dwóch doktoratów – z filozofii i teologii – a także do święceń kapłańskich. Ten zakonnik, którego całe życie upłynęło na rozważaniu tajemnicy Matki Bożej, Niepokalanego Poczęcia i Jej niezwykłego wpływu w historii Kościoła, wezwał do założenia małej armii, mającej walczyć w Jej służbie. W sierpniu 1917 roku oznajmił to swemu spowiednikowi: na ulicach Rzymu panoszy się armia diabła, dlatego Najświętsza Maryja Panna – ,,Ona sama zmiażdży głowę szatana” i ,,Ty sama zwyciężyłaś wszystkie herezje na całym świecie” – chce zgromadzić wokół siebie hojne dusze, które chcą być jej sługami, niewolnikami, żołnierzami, rycerzami! Kilka tygodni później powstało Rycerstwo Niepokalanej (Militia Immaculatae). Jakie środki ataku św. Maksymilian Kolbe dał swoim rycerzom? ,,Przede wszystkim – MODLITWY I OFIARY”. Jego rozumowanie było bardzo proste: tylko łaska Boża może nawrócić grzesznika i uświęcić go, a tę łaskę można uzyskać przede wszystkim przez modlitwy i ofiary”.

W tym dniu przeczytałem także ważne dla mnie treści autorstwa św. Maksymiliana Marii Kolbego:

,,Rozglądając się naokół widzimy zastraszający wprost zanik moralności, zwłaszcza wśród młodzieży, a nawet powstają związki – iście piekielne – mające w programie zbrodnię i rozwiązłość – członkowie to owego związku popełnili głośne w Wilnie morderstwo profesora przy egzaminach.

Kina, teatry, literatura, sztuka kierowane w wielkiej części niewidzialną ręka masonerii, zamiast szerzyć oświatę, gorączkowo pracują w myśl uchwały masonów: ,,My Kościoła katolickiego nie zwyciężymy rozumowaniem, ale zepsuciem obyczajów”.

Jak się temu oprzeć?

Zdawać by się mogło, że takie przyznanie własnej niemocy jak ,,nie mogę się poprawić” w podobnych okolicznościach, to objaw pokory. – Tymczasem gnieździ się w nim ukryta pycha.

A to w jaki sposób?

Otóż ci ludzie w wielu rzeczach przyznają, że mogą to lub owo uczynić, tylko tej lub innej wady ujarzmić w takich lub innych okolicznościach nie są w stanie.

To wszystko dowodzi tylko, że liczą oni jedynie na własne siły i uważają, że do tej granicy własnymi siłami to lub owo potrafią.

Tymczasem jest to nieprawdą, kłamstwem, bo własnymi siłami, sami z siebie, bez pomocy Bożej my nic i to zupełnie nic nie potrafimy (por. J 15, 5). Wszystko, czym jesteśmy i cokolwiek mamy i możemy, to od Pana Boga mamy i to w każdej chwili życia od Niego otrzymujemy, bo trwanie w istnieniu to nic innego, jak ciągłe otrzymywanie tego istnienia.

Sami więc z siebie nic nie potrafimy chyba tylko zło, które właśnie jest brakiem dobra, porządku, siły.

Jeżeli uznamy tę prawdę i spojrzymy na Boga, od którego otrzymujemy w każdej chwili wszystko, co mamy, natychmiast widzimy, że On, Bóg, i więcej dać może i pragnie jako najlepszy Ojciec dać nam wszystko, co nam jest potrzebne. Gdy jednak dusza sobie przypisuje to, co jest darem Bożym, czyż Pan Bóg może ją obsypywać łaskami? Przecież wtedy utwierdzałby ją w fałszywym i aroganckim mniemaniu. Więc z miłosierdzia swojego nie daje tej obfitości darów i… dozwala nawet upadek, by dusza poznała wreszcie czym jest sama z siebie, by na sobie nie polegała, ale z całą ufnością jedynie Jemu się oddała. Stąd też upadki były dla świętych – szczeblami do doskonałości. Biada jednak duszy, która nawet tego ostatecznego lekarstwa nie przyjmie, ale w pysze pozostając mówi: ,,nie mogę się poprawić”, bo Pan Bóg też jest sprawiedliwy i z każdej udzielonej łaski zażąda ścisłego rachunku. Cóż więc czynić należy?

Oddać się zupełnie z ufnością bez granic w ręce Miłosierdzia Bożego, którego uosobieniem z Woli Bożej jest Niepokalana. Nic sobie nie ufać, bać się siebie, a bezgranicznie zaufać Jej i w każdej okazji do złego do Niej jak dziecko do matki się zwracać, a nigdy się nie upadnie. Twierdzą święci, że kto do Matki Bożej modli się w pokusie, na pewno nie zgrzeszy, a kto przez całe życie do Niej z ufnością się zwraca, na pewno się zbawi”. (Rycerz Niepokalanej 4/1925)

W imię Prawdy! C. D. 177

7 lutego 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ciekawe treści w książce pt. ,,Gwiazda przewodnia czasów ostatecznych. Mistyka objawień Matki Bożej w Fatimie”:

,,Gdy cel został już wyznaczony, Matka Boża mówi o środkach, jakich należy użyć. ,,Obiecuję, że uczynię cię szczęśliwą nie na tym świecie, ale w następnym” – Niepokalana powiedziała w Lourdes Bernadecie. Podobnie w Fatimie, po obiecaniu trójce dzieci nieba, Matka Boża od razu obwieszcza im cierpienia. Jest to królewska droga krzyża, która prowadzi do Boskiego światła. Już w 1916 r. anioł poprosił dzieci, aby nieustannie ofiarowały Bogu swoje cierpienia: ,,Przede wszystkim przyjmujcie i znoście z pokorą i poddaniem cierpienia, które Bóg ześle na was”. Teraz Maryja prosi dzieci o znacznie więcej: ,, Czy chcecie ofiarować się Bogu, aby znosić wszystkie cierpienia, które On wam ześle jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest obrażany, i jako prośba o nawrócenie grzeszników?”

Najświętsza Matka ponownie podkreśla w tych słowach ogromną wartość ofiar, krzyży i cierpień znoszonych ku chwale Boga, i dla zbawienia dusz. Nasuwa się myśl, że po ukazaniu dzieciom rzeczy ostatecznych Maryja mogłaby im poradzić, aby przekazały tę wiadomość dalej, żeby poprosiły księdza o odprawienie Mszy św., żeby zorganizowały spotkania modlitewne lub inne dzieła pracy apostolskiej… Stało się jednak inaczej. Pierwszym wymaganym przez Nią środkiem nie jest nawet modlitwa, ale cierpienie w intencji wynagrodzenia i nawrócenia! Ogromne znaczenie ma również fakt, że to cierpienie, aby mogło wydać nadprzyrodzone owoce, musi być dobrowolnie zaakceptowane. Musi to być akt miłości wobec Boga i bliźniego, akt, który w ten sposób staje się najdoskonalszym wypełnieniem największego przykazania. Im chętniej cierpienia są akceptowane, tym bardziej stają się one aktami miłości i tym więcej przynoszą owoców. Dlatego Niepokalana prosi dzieci o dobrowolną zgodę, a po jej uzyskaniu stwierdza: ,,Będziecie więc musieli wiele wycierpieć”. Pokazuje to, że Matka Boża nigdy nie prowadzi do błahych konwersacji, ale przeciwnie Jej słowa zawsze są pełne głębokiego znaczenia i wymagają poważnego potraktowania. Jeśli powiedz ,,tak”, będzie dokładnie ,,tak”, z wszystkimi tego konsekwencjami! Oprócz ofiar i cierpień Matka Boża podczas każdego objawienia mówi o jeszcze jednym środku, którego należy używać: o modlitwie, a przede wszystkim o codziennym różańcu. Anioł przygotował już dzieci na życie modlitwą, nalegając na odmawianie aktów strzelistych , do których można dodać ,,modlitwę anioła”. Zobaczymy, że każde objawienie fatimskie poucza nas o tym, jak prowadzić głębokie życie duchowe. Jeśli użyjemy tych środków, tak jak zrobiły to dzieci z Fatimy, dostrzeżemy w naszych sercach te same efekty, jakie pojawiły się w sercach trojga pastuszków.

Przede wszystkim takie życie modlitwy i ofiary jest najwyższym środkiem danym przez samego Boga: ,,Łaska Boża będzie waszą siłą”. Droga do nieba wymaga nieustannego wysiłku. Byłoby jednak błędem myśleć, że ten wysiłek pogłębia naszą świętość. Nasz wysiłek, chociaż ważny, może nas jedynie przygotować na interwencję samego Boga, który da nam swoje światło i swoje życie – łaskę, która przemieni naszą duszę, aby stała się święta. Potwierdzenie tej prawdy pojawiło się zaraz potem”.

(…) Łucja, najstarsza z trójki dzieci, tuż po objawieniu doświadczyła wielkich trudności, przede wszystkim ze strony własnej rodziny. Jej matka była przekonana, że córka kłamie, więc przez bicie i bardzo surowe traktowanie próbował ją zmusić do ,,przyznania się”. Szczęśliwe i spokojne życie rodzinne nagle odeszło w przeszłość, zastąpione nieznośnym poczuciem bycia niezrozumianą. Łucja stała się czarną owcą rodziny, uważającej, że przynosi jej wstyd i naraża na drwiny otoczenia. Pamiętajmy, że ten ciężar spadł na wątłe barki dziesięciolatki.

,,Byłam przytłoczona goryczą, widziałam matkę ciągle zdenerwowaną, za wszelką cenę chcącą zmusić mnie do przyznania się do kłamstwa. Tak bardzo chciałam zrobić to, czego sobie życzyła, ale jedynym sposobem, żeby spełnić jej wolę, byłoby kłamstwo. Od kołyski wpajają swoim dzieciom wielki strach przed kłamstwem i karała chłostą to z nas, które powiedziało nieprawdę. […] Moje siostry trzymały stronę mamy i wokół mnie panowała atmosfera potępienia i drwiny. Wtedy przypominałam sobie dawne dni i pytałam samą siebie: <<Gdzie są te wszystkie ciepłe uczucia, jakie moja rodzina miała dla mnie jeszcze tak niedawno?>> Moją jedyną ulgą był płacz przed Bogiem, gdy składałam Mu to w ofierze”.

Ta lekcja ma dla nas szczególne znaczenie. Często możemy usłyszeć lamenty pobożnych dusz: ,,Odkąd nawróciłem się do Boga i poświęciłam się Matce Bożej, wszystko obraca się przeciw mnie. Starzy przyjaciele mnie opuścili, rodzina mnie odrzuca, spadają na mnie wszelkie próby i zmartwienia itp.”.

Odpowiedź znajdziemy w słowach Zbawiciela: ,,Jeśli kto chce iść za Mną, niech sam siebie zaprze, i weźmie krzyż swój, a naśladuje Mnie” (Mt 16, 24). ,,Jeśli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej, niż was, nienawidził […] Jeśli mnie prześladowali, i was prześladować będą” (J 15, 18nn). Nic dziwnego, że diabeł się wścieka, tracąc swój wpływ, kiedy dusza staje się obrazem Niepokalanej, a przez to twierdzą nie do zdobycia. Dlatego stara się doprowadzić do rozpaczy wiernych, zwłaszcza tych, którzy całkowicie należą do Niej.

(…) Matka Boża dwukrotnie prosi: ,,Módlcie się, dużo się módlcie! Nie modlicie się dostatecznie, Moje dzieci! Proszę, podwajajcie wasze modlitwy, nie tak bardzo co do ilości, ale jakości. Uczcie się modlić dobrze, całym swoim sercem! Czyńcie wysiłki – kiedy się modlicie – by być całkowicie oddanymi modlitwie. Róbcie wszystko dla chwały Mego Syna, ku Mojej czci i dla zbawienia dusz! Jeden różaniec odmówiony z większym wysiłkiem i pragnieniem zadowolenia Mnie jest lepszy niż sto odmówionych niedbale i z roztargnieniem”.

Maryja nalega: ,,Módlcie się, dużo się módlcie! Wiecie, że Mój Syn prosi was, byście się modlili zawsze i nigdy nie ustawali. Tylko jeśli jesteście stale zjednoczeni z Bogiem, Jego łaska może trwale w was przebywać, a dary Ducha Świętego dawać wam natchnienia. Wiem jednak, że stałe połączenie z Bogiem jest specjalną łaską darowaną tylko po wielu latach stałego wysiłku. Mimo to jedyna droga do tego celu, by się modlić zawsze i nigdy nie ustawać, to zwielokrotnianie waszych modlitw i odmawianie ich często i bardzo dużo”.

Drugim środkiem do zadowolenia i pocieszenia Najświętszej Maryi Panny oraz ratowania dusz – naszych własnych oraz biednych grzeszników – są ofiary. To ważne, że w Fatimie te dwa pojęcia – modlitwy i ofiary – są bardzo często wymieniane razem. Oba są darami dla Najwyższego: modlitwa jest darem naszego serca i duszy, ofiara – oddaniem naszej woli i naszych działań. Jednak słowo ,,ofiara” uzyskuje specjalną głębię właśnie w Valinhos, gdyż dzieci doświadczyły największych możliwych ofiar, jakie człowiek może złożyć w tym życiu: ofiary ogromnych cierpień, ofiary życia (chciano je zabić!), ofiary wszelkiego rodzaju upokorzeń, nieprzyjemnych i trudnych sytuacji itp.”

W imię Prawdy! C. D. 176

7 lutego 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z żywotu świętego Romualda:

,,Święty Romuald, ze znakomitej książęcej rodziny Honestów pochodzący, narodził się we Włoszech w mieście Rawennie, w połowie X wieku. Wychowany był w wielkich zbytkach zamożnego rodzicielskiego domu, i do dwudziestego roku wieku swojego, prowadził lekkomyślny sposób życia, zwykły młodzieży wyższego stanu. Wszelako już i wtedy miał pociąg do samotności, i w myśliwskich wycieczkach swoich wśród lasów, roił o szczęściu pustelniczego życia.

Książe Sergiusz, ojciec jego, wyzwał był na pojedynek jednego z blizkich krewnych swoich. Romuald nie chcąc zrazu towarzyszyć ojcu w tym niegodziwym postępku, w końcu uległ jego woli. Gdy zaś w potyczce tej nieszczęsnej, przeciwnik Sergiusza poległ z jego ręki, Romuald lubo świadek tylko, a jak u nas nazywają Sekundant, tej zbrodni, tak silne uczuł z tego powodu wyrzuty sumienia, iż udawszy się do klasztoru Benedyktynów, w okolicach Rawenny będącego, w którym spoczywały zwłoki świętego Apolinarego, na czterdziestodniową najostrzejszą skazał się pokutę. Tam jeden z braciszków zakonnych, zaznajomiwszy się z nim bliżej, silnie go namawiał, aby został zakonnikiem. Razu pewnego, gdy na to nastawał, a zawsze napróżno, tak się do niego odezwał: ,,Jeśli ujrzysz na jawie, w tym kościele świętego Apolinarego, czy pójdziesz za moją radą?” – ,,Poprzysięgam ci, odrzekł Romuald, że w takim razie nie wrócę już do świata.” – ,,Czuwaj więc ze mną całą noc w kościele”, powiedział braciszek. Co gdy uczynili, przez dwie noce następne, i w jednej i w drugiej około pienia koguta, okazał się im święty Męczennik, w wielkiej światłości z ołtarza zstępujący. Romuald niezwłocznie postanowił wstąpić do Zakonu. Poczem ukląkłszy przed ołtarzem Matki Boskiej, wielkiej doznał wewnętrznej pociechy, i wprost ztamtąd udał się do Przeora, prosząc o suknię zakonną.

Zrazu nie chciano zadośćuczynić jego żądaniu, z obawy ojca, który był temu przeciwny: lecz w końcu wytrwałość Romualda, wszystkie trudności przezwyciężyła. W nowicyacie będąc, wielką swoją świątobliwością i nadzwyczaj umartwionem życiem, tak wszystkich przewyższył, iż zakonnicy wielce od ducha swojego odbiegli, zaczęli go prześladować, a jeden z nich nawet na życie jego czyhał. Romuald wtedy udał się w okolice Wenecyi, do pewnego pustelnika imieniem Maryma, który mieszkał tam na puszczy, i poddał się jego przewodnictwu duchownemu. Ten obchodził się z nim z nadzwyczajną surowością, do tego stopnia, iż często uderzał go kawałkiem drzewa w głowę. Święty, razu pewnego, gdy mu ten rodzaj kary zadawał mistrz jego: ,,Ojcze drogi, powiedział mu z największą pokorą, proszę mnie uderzać w drugą stronę głowy, bo na to ucho już nie słyszę.”

Po niejakim czasie, świętobliwość Romualda tak się głośno stała, iż naprzód wielu pragnących prowadzić życie pustelnicze, zgromadziło się pod jego przewodnictwo, a następnie Pan Bóg użył go do wprowadzenia w klasztorach Benedyktyńskich, ścisłego zachowania pierwotnej Reguły. W tem trudnym dziele, tak mu Pan Jezus błogosławił, iż w przeciągu lat kilku, zreformował on wszystkie klasztory znajdujące się we Włoszech, i wiele we Francyi, a nowych około stu założył, wszędzie najściślejsze pustelnicze życie, bogomyślności i pracy poświęcone, ustalając. Sam zaś, wśród tej niezmiernej liczby świętych pustelników, był wzorem najwyższych cnót zakonnych. Lubo innym nie pozwalał dnia całego bez żadnego przepędzać posiłku, sam to zwykle co dni kilka czynił, a codziennie prócz niedziel, raz tylko na dzień, około zachodu słońca, jadał trochę warzonego grochu. W miłości dla braci szczególnie chorych, i w jakimkolwiek strapieniu zostających, nikt go nie wyprzedzał. Niezliczoną ich liczbę mając pod swoim zarządem, według słów apostoła Pawła: ,,wszystkiem był dla wszystkich”. Ksiąg świętych z rąk nie wypuszczał, a szczególnie lubił czytać Żywoty Świętych Pańskich, których jak najwierniej naśladował.

Tymczasem zły duch, srodze w tychże czasach na tego wielkiego sługę Bożego uderzał. Nie tylko myślami o świecie, którego się tak szczerze wyrzekł, zakłócał jego pokój wewnętrzny, ale nawet nad ciałem jego się pastwił, bijąc go niekiedy dotkliwe. Przez pięć lat tym sposobem pokoju mu nie dawał. Lecz po takiej każdej z szatanem walce, w której Romuald zawsze zwycięztwo odnosił, nawiedzał serce jego Pan Jezus nadzwyczajnemi niebieskami pociechami.

Ojciec jego Sergjusz, pobudzony przykładem syna, wstąpił był także do Zakonu. Po niejakim czasie, nasz Święty, znajdując się we Francyi, dowiedział się, iż upadłszy on na duchu, klasztor zamierzał opuścić. Romuald widząc to niebezpieczeństwo, grożące duszy ojca, co prędzej tam przybył, a jedynie na względzie mając jego dobro wieczne, mężny gwałt zadawszy synowskim uczuciom, nie mogąc inaczej ojca od gubiącej go pokusy uratować, włożył na niego dyby. Starzec upamiętał się, zawdzięczając tym sposobem synowi wysoką świętobliwość, do jakiej potem doszedł, i w której go już i śmierć zastała.

W jednym z klasztorów, w których święty Romuald zaprowadzał ścisłość życia zakonnego, gdy nie zrażał go opór, jaki w wyrodnych synach świętego Benedykta napotykał, przyszło do tego, iż go ci nieszczęśni mnisi, zbiwszy, wypędzili za furtę. Pan Bóg cudem pomścił krzywdę swojego sługi: gdyż przewódca zbuntowanych zakonników, niezwłocznie nędzną śmiercią zginął, a inni od zawalającego się nad nimi duchu, ciężkie ponieśli rany.

Lecz zkądinąd, Romuald bardzo obfite owoce swoich świętych zabiegów odbierał. Liczba wstępujących do klasztorów, przez niego reformowanych, była nadzwyczajną. Szczególnie z wyższego stanu osób mnóstwo się do niego garnęło. Przyszło do tego, iż gdy się w którym z dworów królewskich pojawił, mało tam kto z najwyższych urzędników pozostał, tak wszyscy szli za nim. Wtedy to nasz książę Kazimierz, przezwany mnichem, wnuk Bolesława Chrobrego, wstąpił za jego wpływem do Zakonu.

Mając już lat sto dwa, poszedł był razu pewnego w góry Apenińskie, w samotne bardzo miejsce. Tam usnąwszy przy źródle wody, miał widzenie, w którem ukazała mu się drabina z ziemi sięgająca do Nieba, po której zstępowali zakonnicy, w białych habitach odziani. To podało świętemu myśl, założenia tam klasztoru dla braci, którymby sam nowe nadał ustawy. Udawszy się do właściciela doliny, na której miał to widzenie, nazwiskiem Maldoli, od którego ziemia ta nazywała się Campo-Maldoli, otrzymał ją w darze. Tam wybudował pierwszy klasztor, założonych przez niego Kamedułów, od nazwiska tej doliny tak nazwanych. Tem nowem zgromadzeniem, a z ubiegiem czasu i w wielu innych krajach rozszerzonem, rządząc jeszcze lat ośmnaście, w roku Pańskim 1027, mając lat sto dwadzieścia, poszedł do Pana Boga po zapłatę za tyloletnią swoję wierną Jemu służbę. Dzień i rodzaj swojej śmierci, na dwadzieścia lat pierwej przepowiedział.

POŻYTEK DUCHOWY
Święty Romuald żył w czasach wielkiego pomiędzy wiernymi nawet zepsucia, a widziałeś z jego Żywota, jak zbawienny i jak powszechny wpływ wywarł. Proś gorąco Pana Boga, aby takich Świętych i za naszych czasów wskrzeszać raczył, a świat tegoczesny uzdolnił do odbierania zbawiennego od takich Bożych mężów wpływu”.

W imię Prawdy! C. D. 175

6 lutego 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z żywotu świętej Doroty:

,,W Kapadocyi, miesci Cezarei, za czasów prześladowania chrześcijan przez cesarza Maxymina, na początku wieku czwartego, żyła młoda dziewica, imieniem Dorota. Z chrześcijańskich rodziców urodzona, wychowana bardzo pobożnie, w młodym wieku poślubiwszy czystość Panu Jezusowi, prowadziła życie, wyższej bogobojności oddane. Była przytem nadzwyczaj pięknej urody.

Gdy do Cezarei przybył, przysłany do cesarza Wielkorządca Saprycyusz, dla wytępienia wiernych, Dorotę, jako w całem mieście ze swojej pobożności słynącą, najpierwej kazał uwięzić i przed sobą stawić. Skoro ją przyprowadzono: ,,Dla tegom cię tu, rzekł do niej, stawić kazał, abyś nieśmiertelnym bogom naszym pokłon oddała.” – ,,Samemu Bogu Twojemu pokłon czynić będziesz, napisano jest w Piśmie Bożem, odrzekła mu Dorota, bogowie, którzy nie stworzyli Nieba i ziemi, niech zginą.” Gdy Wielkorządca po tej odpowiedzi zagroził jej mękami, a ona nieustraszona, odpowiedziała mu, iż się żadnych mąk ani śmierci nie boi, kazał ją rozpiąć na dwóch palach, i okrutnie biczować, a ciało jej szarpać żelaznemi hakami. Wśród tej katowni Święta wołała: ,,dlaczego mnie oszczędzasz, czyń prędzej co czynić masz, abym co prędzej oglądała Tego, którego miłością goreję. – ,,Kogóż tak bardzo pragniesz?” spytał ją tyran. ,,Chrystusa Syna Bożego” odrzekła. ,,Gdzież ten Chrystus?” rzecze znowu sędzia. A Dorota: ,,Wszechmocność Jego i Bóstwo wszędzie jest obecnem. Zaś jako Syn Boży, zasiada On na prawicy Ojca Przedwiecznego, i ztamtąd wzywa nas do raju i wiecznego szczęścia, w którem są kwiaty, owoce, róże i lilie kwitnące na zawsze. Tam Święci Pańscy, radości wiecznej używają, a która mnie i wszystkich tych, którzy dla Chrystusa cierpią, oczekuje.” – ,,Zaniechaj tych próżnych rojeń, rzekł na to Suprycyusz, oddaj pokłon bogom naszym, a życie zachowasz, i wyszedłszy za mąż, bogactw i szczęścia zażywać będziesz.” – ,,Szatanom twoim pokłonu nie oddam, powiedziała Dorota, i za mąż nie wyjdę, bom jest Oblubienicą Chrystusa.”

Wielkorządca widząc, iż mękami nie przemoże świętej dziewicy, kazał ją zaprowadzić do domu dwóch sióstr, mających imiona Krystyna i Kaliksty, które będąc chrześcijankami, a ciężkich katuszy jakie im zadano nie wytrzymawszy, wyrzekłszy się były wiary, za co wielkiemi od pogan obdarzone bogactwy, mieszkały we własnym pałacu. Tym polecił tyran, aby i Dorotę do oddania czci bogom pogańskim nakłoniły. Lecz gdy one namawiały ją na to: ,,słuchajcie wy raczej rady mojej, powiedziała im Dorota, obżałujcie wasz postępek, a Bóg miłosierny nie wzgardzi pokutą waszą.” A gdy one poddając się rozpaczy o zbawienie, utrzymywały, że raz straciwszy łaskę Boską, już jej odzyskać nie mogą: ,,Większy to grzech, rzekła im Święta, rozpaczać o zbawienie, i nie ufać miłosierdziu Boskiemu, aniżeli zaprzeć się samego Boga. Większe jest miłosierdzie Boże, nad wszystkie grzechy ludzkie: bo sam Pan Jezus powiedział, że przyszedł nie dla sprawiedliwych, lecz dla grzeszników.” Potem zaczęła wraz z niemi gorąco modlić się o ich nawrócenie, a nareszcie Kaliksta i Krystyna, zalawszy się łzami, szczerze obżałowały grzechy swego i postanowiły umrzeć za Chrystusa. Jakoż, zawezwane przez Saprycyusza, aby mu zdały sprawę ze swoich usiłowań w nakłonieniu Doroty do odstąpienia wiary, oświadczyły mu, iż nie tylko nie uczyniły tego, lecz ona to ich do szczerej pokuty pobudziła, i że żałując, że się zaparły Chrystusa Pana, teraz go wyznają, i na śmierć są gotowe. Słysząc to, tyran w obecności Doroty, kazał je wrzucić na stos rozpalony, na który gdy wstępowały z niezachwianem męztwem: ,,idźcie przedemną, powiedziała do nich Dorota. Oblubieniec nasz Niebieski wyjdzie naprzeciw was, i przyjmie was, jako ojciec syna marnotrawnego, a ja wkrótce pójdę za wami.” Krystyna i Kaliksta, modląc się wśród płomieni do ostatniej chwili, Bogu oddały ducha.

Kiedy one dogorywały, Saprycyusz powtórnie kazał Dorotę rozpiąć na palach, i srodze męczyć, a gdy pomimo mąk tych, głośno i wesoło Bogu chwałę oddawała, spytał ją dlaczego mimo takich bólów, jakie jej zadają, wydaje się tak wesołą.” Niezmiernie się weselę, odpowiedziała mu Święta, dla tego, iż te dusze, które zły duch przez ciebie był uwiódł , Pan przezemnie do Siebie nawrócił, a gdy w tej chwili z tego powodu w Niebie weselą się Aniołowie, jakżebym ja sama smutną być mogła? Lecz i mnie nie oszczędzaj, abym i ja co prędzej tego szczęścia, którego one już używają, dostąpiła, i abym z temi z któremi tu na ziemi razem ich i moje grzechy opłakiwała, w niebie radowała się na wieki.” Wtedy tyran kazał rozpalone blachy do jej boków przykładać, a Dorota, jeszcze większej swobody i radości objawiając oznaki, wołała: ,,Okrutniku! Zawstydź się postępku twojego i bogów twoich; widzisz bowiem jak ja, łaską Boga mojego wsparta, przemagam twoję zawziętość, i wszystko to co czynisz ze mną, i te straszne męki za nic sobie poczytuję.” Po tych słowach, Saprycyusz kazał ją okrutnie w twarz uderzać, za obelgi, jakie według niego przeciw bogom pogańskim miotała, i w końcu skazał ją na ścięcie. Dorota usłyszawszy wyrok, w te słowa Panu Bogu, podniósłszy ręce do Nieba, głośno dziękowała: ,,Dzięki Ci składam, miłośniku dusz ludzkich, iż mnie do raju Twojego wzywasz, i na łono Bóstwa Twojego prowadzisz.”

Gdy ją już nareszcie na plac, gdzie miała być straconą, prowadzono, sekretarz Wielkorządcy, imieniem Teofil, barbarzyńskie żarty ze świętej dziewicy czyniąc, przypomniał jej, iż mówiła o owocach i kwiatach w raju niebieskim będących, i rzekł szydersko: ,,Oblubienico Chrystusowa, przyślij mi z raju twojego, do którego idziesz, owoców albo kwiatów.” – ,,Uczynię to bezwątpienia,” odrzekła Dorota. Przybywszy na miejsce, gdzie ściętą być miała, poprosiła kata, aby dał jej chwilę czasu do pomodlenia się. Na co gdy się on zgodził, a Święta modlitwę swoją skończyła, ujrzano niespodzianie obok nieś prześliczne dziecię, trzymające w koszyku trzy jabłka i trzy przecudne róże, chociaż to było wśród zimy. ,,Zanieś je Teofilowi, powiedziała Dorota, i powiedz mu, iż ja mu posyła to o co mnie prosił, z ogrodu i raju Pana mojego.” I to wyrzekłszy, schyliła głowę pod miecz katowski, i w tejże chwili ścięta, sama do tegoż raju niebieskiego poszła.

Teofil, wskutek takowego cudu, łaską Boską dotknięty, nawrócił się do wiary świętej, i po okrutnych mękach, mężnie za Chrystusa poniesionych, śmiercią męczeńską niezwłocznie także Niebo pozyskał.

POŻYTEK DUCHOWY
Widzisz, jak różnemi drogami Bóg dobry do Siebie dusze nawraca i powołuje. W tych owocach i kwiatach, które święta Dorota Teofilowi z raju posłała, upatruj obraz wszystkich świętych natchnień i głośnych ostrzeżeń sumienia twojego, któremi tenże Bóg miłosierny chce przyciągnąć cię do Siebie, albo nawrócić, jeśliś na złych drogach, albo ściślej z sobą zjednoczyć, jeśliś na dobrej. Korzystaj więc z takich łask i darów niebieskich, aby ci one, za wstawieniem się świętej Doroty, na taki jak świętemu Teofilowi wyszły pożytek”.

W tym dniu ważne były dla mnie słowa bł. Kardynała Stefana Wyszyńskiego z dnia 5 i 7 czerwca 1956:

,,Ktokolwiek zdołał dotrzeć do mnie, mógł wzbudzić w czujnej opinii społecznej zastrzeżenie, dlaczego on mógł, a inni nie?! To pewnie ,,człowiek zaufania” mężów krwawych?! Tak cierpią ludzie, którzy zdołali tu dotrzeć. Ta wrażliwość opinii może pouczać, jak bardzo społeczeństwo lęka się, bym nie stał się maluczki. Im potrzeba wielkości, może dlatego, że sami poddali się małości. Oni nie chcą bym służył, dlatego że sami służą. – Prawdziwi przyjaciele moi są dziś rozdwojeni w sobie: pragną dla mnie wolności, ale czują, że potrzeba mi męki. Walka między tymi dwoma uczuciami jest miarą wartości przyjaźni i zmysłu katolickiego. Muszę pragnąć bardziej męki niż wolności, choćby dlatego, że mniej jest takich, którzy pragną męki”.

,,Vere consumpti sumus ira Tua” (Ps 89) – gdy oglądam się wokół, Ojcze Narodów, widzę, że każdemu przygotowałeś odrobinę odpocznienia po tej strasznej wojnie. Nawet synom ,,krwawego narodu”, nawet tym, co wylali krew naszą obficie w tylu obozach, zgotowałeś miejsce, gdzie mogą być u siebie i czuć się bezpiecznie. Tylko mojemu Narodowi nie dałeś dotąd ani chwili oddechu. Dusimy się od nadmiaru męki, udręczenia i gwałtu. Odeszli wprawdzie jedni pożeracze ludzi, ale ci, co zapełnili obozy i więzienia własnymi braćmi, jakże są stokroć okrutniejsi! Teraz jest wprawdzie amnestia, wychodzą setki, tysiące ludzi z więzień i różnych obozów. Ale udręka nie ustaje. Ojcze, o Clavis Dawid! Daj odetchnąć, byśmy sobie zdołali przypomnieć, jak wygląda życie dzieci Bożych, ludzi wolnych. Uczyniłeś narody wolnymi, dałeś im pragnienie i potrzebę wolności, wszczepiłeś w duszę takie siły, które im pragnienie i potrzebę wolności, wszczepiłeś w dusze takie siły, które mogą się rozwinąć ku chwale Twojej tylko wśród wolności. Nie pozwól, by zniszczało w nas tyle darów człowieczeństwa, byśmy żyli nieustannie jak bydlęta. Przecież stworzyłeś człowieka na obraz i podobieństwo swoje, Ojcze wolności, któryś wolnością swoją przez Chrystusa obdarzył ludy niechby i dla mojego Narodu coś z tych darów Twoich pozostało. Dziś dajesz wolność nawet dzieciom Twoim w Dahomeyu. Wspomnij na Polskę”.