W imię Prawdy! C. D. 231

27 marca 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii godzin:

,,Pełnię miłości, którą winniśmy się, bracia najdrożsi, wzajemnie kochać, określił sam Pan mówiąc: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. Wniosek, jaki z tego wyciąga św. Jan Ewangelista w swoim Liście, jest następujący: „Jak Chrystus oddał za nas życie swoje, tak i my winniśmy oddać życie za braci”, miłując się wzajemnie tak, jak On nas umiłował i oddał za nas swoje życie.
A oto co na ten temat czytamy w Księdze Przysłów Salomona: „Gdy z możnym do stołu usiądziesz, pilnie uważaj, co położono przed tobą, a wyciągając swoją rękę wiedz, że i ty musisz to samo przygotować”. Cóż jest stołem możnego, jeśli nie ten stół, skąd bierzemy Ciało i Krew Chrystusa, który oddał za nas swoje życie? A co znaczy zasiadać przy tym stole, jeśli nie przystępować doń z pokorą? Co oznacza uważać pilnie na potrawy, które kładą przed tobą, jeśli nie to, żeby godnie myśleć o tak wielkiej łasce? I cóż wreszcie znaczy wyciągać rękę i wiedzieć, że masz przygotować takie same potrawy, jeśli nie to, o czym już mówiłem, a mianowicie że Chrystus oddał za nas swoje życie, a więc że i my winniśmy oddać nasze życie za braci? Mówi bowiem św. Piotr Apostoł: „Chrystus cierpiał za nas, zostawiając nam przykład, abyśmy wstępowali w Jego ślady”. To oznacza przygotować takie same potrawy. Uczynili tak męczennicy płonąc gorącą miłością. Jeśli nie czcimy na próżno ich pamięci, to przystępując do stołu Pańskiego i biorąc udział w uczcie, którą i oni się sycili, trzeba, żebyśmy za ich przykładem przygotowali również, co należy.
Dlatego nie wspominamy ich przy stole Pańskim tak jak tych, którzy spoczywają w pokoju. Za nich bowiem my się modlimy, podczas gdy tamci modlą się za nas, abyśmy szli w ich ślady. Oni wypełnili nakaz miłości, od której, według słów Pana, nie ma nic większego. Dali swoim braciom to, co sami wzięli ze stołu Pańskiego.
Nie należy jednak myśleć, że możemy stać się równi Chrystusowi wówczas, gdy dawane o Nim świadectwo doprowadzimy aż do przelania krwi. On bowiem miał moc oddać swoje życie i miał moc odzyskać je z powrotem. My zaś ani nie żyjemy tyle, ile byśmy chcieli, a umieramy, choćbyśmy jeszcze nie chcieli. On umierając zniszczył w sobie śmierć, my zaś przez Jego śmierć uwalniamy się od naszej śmierci. Jego ciało nie uległo zepsuciu, nasze zaś doznawszy rozkładu, przy końcu świata oblecze się w nieśmiertelność dzięki Niemu. On nie potrzebował naszej pomocy, żeby nas zbawić; my zaś bez Niego nic uczynić nie możemy. On stał się szczepem winnym dla nas latorośli, bo my poza Nim nie możemy mieć życia.
W końcu jeśli nawet bracia umierają za braci, to ich krew męczeńska nie może być w żaden sposób wylana na odpuszczenie grzechów tych braci, tak jak Chrystus uczynił to za nas. A użyczył nam tej łaski nie po to, żebyśmy Go naśladowali, lecz byśmy się nią radowali. Męczennicy zaś, którzy wylali swoją krew za braci, ofiarowali im to samo, co wzięli ze stołu Pańskiego. Miłujmy się więc wzajemnie, tak jak i Chrystus nas umiłował i wydał samego siebie za nas”. – św. Augustyn

W tym dniu przeczytałem ciekawe treści autorstwa jednego z kapłanów w książce pt. ,,Ksiądz, historia zawierzenia silniejszego niż nienawiść i śmierć”.

,,Wyskoczyło z niego trzech funkcjonariuszy – jednego poznałem – jednego poznałem, to był Pan Leszek Adach. Nie pozwolił mi wejść do domu: ,,Ksiądz jedzie z nami”. Przedstawili mi jakiś nakaz internowania czy coś w tym rodzaju, nie pamiętam już treści. Wsadzili mnie do tego ,,malucha” i pojechaliśmy do Pałacu Mostowskich. Tam mnie trzymano dwie czy trzy godziny, po czym funkcjonariusz kierujący ekipą próbował ze mną rozmawiać. Spytałem: ,,Czy to jest przesłuchanie?”. ,,Nie, nie. To nie jest przesłuchanie. To jest luźna rozmowa”. Ale ja nie chciałem z nim rozmawiać. Przewieźli mnie więc tym samym samochodem do budynku Komendy Milicji przy ulicy Cyryla i Metodego. Usłyszałem: ,,Machina jest puszczona w ruch. Nikt i nic jej nie zatrzyma. W swoim czasie ksiądz się dowie”. Zdążyłem się już zorientować, że dzieje się coś większego, bo był bardzo duży ruch. W drzwiach stało kilku funkcjonariuszy, wprowadzono kolejnych zatrzymanych. Zaprowadzono mnie do jakiegoś pomieszczenia, w którym kręcili się zarówno milicjanci mundurowi, jak i funkcjonariusze po cywilnemu, m. in. ten, który mnie zatrzymał – Leszek Adach. Przeszukano mnie. Odebrano rzeczy, które miałem w torbie potrzebne do odprawienia Mszy Świętej. Ponieważ czułem, że to się wszystko przedłuży, w pewnym momencie zapytałem: ,,Mam tu wszystko do odprawienia Mszy, więc może bym ją odprawił w jakimś osobnym pomieszczeniu, bo już niedziela się rozpoczęła?”. Usłyszałem: ,,O nie, nie. To wykluczone”. Miałem na sobie sutannę, dość postrzępioną, i te wszystkie strzępy popodpinałem agrafkami, których było chyba z dziesięć. Esbecy wszystkie te agrafki wypięli, w związku z czym wyglądałem dosyć żałośnie. No, ale czekałem cierpliwie, co będzie dalej. W końcu wraca Leszek Adach i mówi: ,,Ksiądz będzie wolny, jeżeli ksiądz podpisze oświadczenie”. I podsuwa mi lojalkę. Lojalki miały różną treść i akurat treści tej konkretnej dokładnie nie pamiętam. W każdym razie chodziło o zobowiązanie, że będę posłuszny porządkowi prawnemu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Powiedziałem, że jest to dosyć istotna deklaracja, w związku z czym muszę najpierw skonsultować się z księdzem prymasem i zapytać, co on o tym myśli, czy wolno mi coś takiego podpisać. Później dowiedziałem się, że wiele osób dla świętego spokoju podpisało te lojalki, uważając, że i tak nie ma to żadnego znaczenia, bowiem odbywa się to pod przymusem i jest przedstawiane jako warunek uwolnienia. Mnie także Leszek Adach przedstawił to jako warunek uwolnienia, jednak miałem żelazną zasadę: niczego nie podpisywać, nie wdawać się z tymi ludźmi w żadne układy – i tej zasady się trzymałem. Na takie dictum pana Adacha odparłem więc krótko: ,,Skoro nie pozwolicie mi skontaktować się z księdzem prymasem ani odłożyć tej decyzji do czasu rozmowy z nim, to muszę się porozumieć z Duchem Świętym, nie ma rady. Koniecznie muszę mieć pozwolenie od Ducha Świętego. Ile mam czasu?” . ,,Dziesięć minut”, odpowiedział Adach. ,,Wystarczy, ale do tego jeszcze potrzebny jest mi różaniec, który mi zabraliście. Proszę mi go zwrócić”. ,,A, jak księdzu potrzebny, to…” – i tu wyciągnął z torby różaniec, który potem mi podał. Przez te dziesięć minut zdążyłem odmówić trzecią chwalebną tajemnicę różańca. Zesłanie Ducha Świętego. Dodałem jeszcze czwartą. Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. W tym czasie, co mnie zdumiało, oni czekali w absolutnym milczeniu na wynik mojej konsultacji z Duchem Świętym. Pomyślałem sobie: ,,Człowieku, tyś przed chwilą mówił, że ta machina jest puszczona w ruch i nikt, i nic jej nie zatrzyma, a modlitwa różańcowa ją jednak zatrzymała – modlitwa!” Więc czekają, czekają, a na korytarzu duży ruch, bo tam coraz więcej zatrzymanych. W końcu mówię im: ,,Duch Święty nie pozwala mi podpisać, więc tego nie zrobię”. Na co jeden z esbeków odpowiada: ,,To my księdza nie zwolnimy”. ,,To trudno”, mówię. ,,No to zobaczy ksiądz, jak jest w więzieniu na Białołęce”. ,,No to zobaczę”. (…)

*

,,Na początku 1984 roku Służba Bezpieczeństwa nasiliła represje, które także mnie dotknęły. W marcu 1984 roku odbyło się przeszukanie, jakaś próba przesłuchania. Pamiętam też, że w tym czasie były powtarzające się włamania do mojego mieszkania, czyli typowe praktyki SB. Ale oczywiście ksiądz Jerzy był znacznie bardziej inwigilowany, udręczony i osaczony. Nieraz w sposób bardzo ostentacyjny. Nie mógł się nigdzie ruszyć, żeby zaraz jakaś obstawa esbecka się za nim nie pojawiła. On był nie tylko kapelanem ,,Solidarności”, ale w jakimś sensie jej symbolem. Ja, zdaniem jego późniejszego oprawcy Grzegorza Piotrowskiego, stanowiłem mniejsze zagrożenie. Wprawdzie ostro przemawiałem, ale nie miałem takiego poparcia społecznego. Gdyby najpierw zabito mnie, jak pierwotnie planowano, wzrosłaby czujność ochrony księdza Jerzego i dostęp do niego byłby bardzo trudny… Mimo, że Jerzy Popiełuszko wiedział, że ci ludzie chcą go skrzywdzić, a może nawet zabić, nie czuł do nich żadnej wrogości, to było dla niego bardzo charakterystyczne. Znane jest powiedzenie księdza Jerzego, że walczy ze złem, a nie – z ofiarami zła. Przez ,,ofiary zła” rozumiał nie tylko ludzi skrzywdzonych, ale także krzywdzicieli. To jest głębokie rozumienie sprawy zła. Jeżeli widzi się, że sprawcą zła są siły demoniczne i instytucja grzechu, to wtedy nawet bardziej ofiarą zła jest ten, kto zło czyni, niż ten, kto jest krzywdzony przez złoczyńcę…” (…)

*

,,Myślę o tym, że gdy podważany jest w Polsce szacunek dla życia i wspólnego dobra, gdy lekceważona jest solidarność, gdy zagrożona jest niepodległość i suwerenność Ojczyzny, trzeba na nowo w świetle Ducha Świętego z odwagą i męstwem złu powiedzieć ,,nie”, a dobru – ,,tak”. Trzeba tworzyć i utrzymywać wspólnoty, organizacje i instytucje, w których ludzie odpowiedzialni za Polskę, kochający Ojczyznę, służący Polakom i polskiej racji stanu mogliby działać jako znak sprzeciwu wobec zła w duchu słów świętego Pawła, które powtarzał błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko: ,,Nie daj się złu zwyciężyć, ale zło dobrem zwyciężaj”. Oto przesłanie dla nas, które nie straciło na aktualności. I nigdy nie straci”.

Leave a Reply