W imię Prawdy! C. D. 322

20 maja 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii słowa:

,,Blisko krzyża stała matka jego oraz siostra jego matki, Maria żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Widząc swą matkę i przy niej ucznia, którego miłował, Jezus rzekł do matki swojej: ,,Niewiasto, oto syn twój.” Potem rzekł do ucznia: ,,Oto matka twoja!” Od tej chwili wziął ją uczeń do domu swego.
Teraz wiedział Jezus, że się już wszystko dokonało. Dlatego, ażeby wypełniło się Pismo, rzekł: ,,Pragnę.” A stało tam naczynie z octem. Nałożyli więc na oszczep gąbkę nasiąkniętą octem i przyłożyli mu ją do ust. Gdy Jezus skosztował octu, rzekł: ,,Wykonało się!” I skłoniwszy głowę oddał ducha.
A był to dzień Przygotowania. Żydzi więc nie chcąc, aby ciała pozostały na krzyżu przez szabat, gdyż ów szabat był wielkim świętem, prosili Piłata, żeby kazał ukrzyżowanym połamać golenie i zdjąć ich z krzyża. Przyszli zatem żołnierze i połamali golenie pierwszemu, a potem drugiemu, który był ukrzyżowany razem z Jezusem. Lecz gdy przyszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali mu goleni, ale jeden z żołnierzy przebił mu włócznią bok i natychmiast wypłynęła krew i woda”. J 19, 25-34

W tym dniu przeczytałem także ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Golgota a życie dzisiejsze”:

,,W drugiej połowie dziewiętnastego wieku słynął nie tylko w Paryżu, ale w całej Francji i Europie sławny, bardzo utalentowany skrzypek Herman Kohen, z pochodzenia żyd.
Życie jego, jak to często zdarza się młodym ludziom bardzo utalentowanym, było pozbawione wszelkich zasad religijnych, a pławiło się w oklaskach, uznaniach w najwyższych salonach Paryża, a potem w najsławniejszych teatrach Europy.
Herman żył życiem lekkiem i nie żałował sobie żadnej rozkoszy ni zabaw.
Raz jego przyjaciel, kierownik chóru jednego z kościołów paryskich, poprosił go o zastępstwo w kościele w czasie nabożeństwa majowego.
Młody żyd nie odmówił, jednak z prawdziwą pogardą, z myślami pełnemi drwin spogląda na modlący się lud i śmiał się w duszy, jak ci nieoświeceni ,,korzą się przed kawałkiem chleba”, wystawionego na ołtarzu.
Omal, że nie wybuchnął śmiechem, gdy widział, jak kapłan przystąpił do ołtarza, zabrał Monstrancję, potem obrócił się do ludu, by mu udzielić błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem.
Jednak, zaledwie ksiądz zaczął kreślić krzyż Monstrancją nad pochylonym ludem, Herman poczuł, że coś w jego duszy nagle jakby się załamało, nawet nie zdał sobie sprawy, kiedy padł na kolana i pochylił się głęboko, by przyjąć pierwsze błogosławieństwo od Jezusa Eucharystycznego, Którego dotąd nie znał, a Któremu przed chwilą tak urągał.
Po skończonem nabożeństwie zeszedł z chóru po to, by udać się na nauki o Wierze chrześcijańskiej.
Po przyjęciu chrztu porzucił swój zawód artystyczny, wstąpił do zakonu Karmelitów bosych, po to, by przez całe życie być najżarliwszym szerzycielem czci Najświętszego Sakramentu.
Formalnie sypały się za nim listy od kolegów i przyjaciół, które zawierały pytania pełne zdumienia, co się z nim stało.
Na wszystkie te listy Herman Kohen dał odpowiedź w jednym liście, który publicznie ogłosił. List ten był tej mniejwięcej treści:
,,O, wy wszyscy, którzyście mnie dawniej podziwiali i oklaskiwali, przyjdźcie do mnie i przypatrzcie mi się, a zrozumienie, że ,,kawałek chleba” nie może tak przemienić człowieka.
Jeżeli dziś nie gonię za waszemi oklaskami i nie zbieram waszych wieńców chwały, to dlatego, że znalazłem Pana Nieśmiertelnej Chwały, Jezusa, utajonego w Najświętszym Sakramencie Ołtarza.
Jeżeli nie zasiadam z wami do zielonego stolika, by zgarnąć wasze złoto do kieszeni, to dlatego, że znalazłem nieprzebrany skarb: Jezusa utajonego w Najświętszym Sakramencie Ołtarza.
Jeżeli nie zasiadam do waszych uczt, przy waszych stołach uginających się od najwytworniejszej i najsmakowitszej zastawy, to dlatego, że znalazłem niebiańską ucztę w towarzystwie aniołów: Jezusa utajonego w Najświętszym Sakramencie Ołtarza.
O, wy wszyscy, którzy nie wierzycie moim słowom, przyjdźcie, a przekonacie się, jak słodki jest Pan.”
,,Nie zostawię was sierotami: Pozostanę z wami, aż do skończenia świata”, mówi Jezus.
A po co pozostaje?
Tylko po to, by być naszym Pokarmem dla życia i szczęścia ziemskiego i wiecznego.
Powiada Jezus dalej, że nie chce nas nazywać sługami, ale przyjaciółmi.
A więc choćby nasze serca i nasza dusza były tak biedne, jak ta stajenka betlejemska, wprowadźmy do niej Jezusa-Przyjaciela, a zrobi z naszej biednej stajenki duchowej to, co zrobił ze stajenką betlejemską, która stała się pierwszym tabernakulum.
Stajnia betlejemska, przed zamieszkaniem w niej Jezusa, była brudną stajnią, w której tylko bydło mieszkać mogło, a gdy w niej Jezus zamieszkał, stała się ważniejsza, niż najbogatsze pałace, bo stała się pierwszą świątynią Jezusa, w której odbierał Jezus hołdy niebiańskie od Aniołów, a ziemskie od pasterzy i Trzech Króli.
To uczyni Jezus z naszą duszą, gdy go będziemy gościć przez częstą Komunję św., jak Sobie tego stanowczo życzy.”

W imię Prawdy! C. D. 241

29 marca 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Golgota a życie dzisiejsze”:

,,Pewien słynny malarz włoski wiódł bardzo bezbożne życie, pełne niewiary i rozpusty.
Raz przypadkiem wszedł do kościoła, od tak od niechcenia i trafił na kazanie o Męce Pańskiej w Wielki Piątek.
Po wyjściu z kościoła udał się do swoich kolegów tak bezbożnych jak on, pożegnał się z nimi na dłuższy czas, oświadczając, że zabiera się do bardzo poważnej pracy, która potrwa może i tygodnie. Miał malować jakąś bardzo ważną rzecz.
Po pewnym czasie przychodzi znowu do owych kolegów i oświadcza, że już pracę skończył i chce ją pokazać.
Koledzy, znając jego wielki talent, pośpieszyli skwapliwie oglądać co wymalował. W domu zastali ogromny obraz przykryty płótnem. Malarz ściąga płótno i koledzy zdumieni widzą wymalowany wielki Krzyż, a na nim Jezusa, jakby teraz ukrzyżowanego i strasznie cierpiącego.
Osłupieli pytają, co to ma znaczyć, by niedowiarek miał tak wspaniały obraz wymalować?

Malarz każe im spojrzeć, co znajduje się na dole tego obrazu.
Patrzą i co widzą? Oto malarz wymalował sam siebie, klęczącego u stóp Jezusa i wyciągającego kleszczami żelazny gwóźdź z nóg Odkupiciela.
,,A co to ma znaczyć?” pytają jeszcze bardziej zadziwieni koledzy.
,,To”, odpowiada poważnie wielki malarz, ,,że już dziś żegnam was na zawsze”.
,,Już dosyć i sam z wami nabiłem gwoździ grzechów do Ciała Jezusa, teraz muszę zacząć wyjmować je i na to wstępuję zaraz do klasztoru.”

I my, drodzy, za przykładem tego malarza nawróconego w Wielki Piątek, klęknijmy u stóp Jezusa Ukrzyżowanego nie tylko dziś, ale codziennie, przy wieczornej modlitwie przedewszystkiem i wyciągajmy kleszczami żalu i pobożnego życia te straszne gwoździe, jakie nabiliśmy tylu grzechami w to Boskie Ciało.

Nie uciekajmy z Kalwarji, czekajmy, bo Jezus ma jeszcze Krew w Samem Sercu, jeszcze to Serce nie przebite, a już zbliża się żołnierz z lancą, mierzy w Nie i przebija Je… wypływa Krew ostatnia i woda ostatnia.
Klęknijmy pod Krzyżem, a może ta ostatnia Krew i ta ostatnia woda uleczy nas, jak uleczyła cudownie chore oczy żołnierzowi, który to Serce przebił.
Oto powiada św. Tradycja, że ów żołnierz, imieniem Longinus, który przebił Serce Jezusa, był chory na oczy i trochę Krwi z boku Jezusa trysło mu do oczu i nagle wyzdrowiał, potem nawrócił się i umarł śmiercią męczeńską.

O Jezus Dobry, spuść i na nasze oczy choć jedną kroplę tej cudownej Boskiej Krwi, bośmy chorzy, chore mamy przedewszystkiem oczy duszy.
Tyle lat te nasze oczy patrzą na Ciebie, na Twoje święte Dzieło, na Twoją dobroć, a jeszcze tak daleko jesteśmy od Ciebie, tak nie możemy Cię zrozumieć, by odważnie przy Tobie stanąć i iść odważnie za Tobą, bo ślepe oczy duszy naszej. Jezu, ulecz je, obmyj Boską Krwią i Wodą z Twego Serca.
Idziemy za Tobą, ale z daleka, nieśmiało, z niedowierzaniem.
Więcej liczymy się z tem, co źli ludzie o nas powiedzą, niż z tem, co Ty o nas powiesz, bo ślepe oczy duszy naszej…

Modlimy się do Ciebie, ale gdy nas nikt nie widzi, publicznej modlitwy wstydzimy się, wstydzimy się w kościele klęczeć, wstydzimy się Ciebie pochwalić w domu i na drodze, bo ślepe oczy duszy naszej.
Kochamy Cię niby, ale wtedy, gdy ta miłość nic nas nie kosztuje.
Bierzemy wszystko od Ciebie, a żałujemy najmniejszej ofiary. Żal nam grosz ofiarować na piękne cele, a na grzechy tyle pieniędzy wydajemy, bo ślepe oczy duszy naszej…
Chcemy, byś Ty wszystko odcierpiał za nas i odpokutował, bronił nas przed Sprawiedliwością Bożą, byś nam za darmo niebo dał, a my wstydzimy się bronić Ciebie, gdy źli i bezbożni bluźnią i obrażają Cię.

Boimy się, by źli nie śmiali się z nas, żeśmy wierzący i porządni, bo ślepe oczy duszy naszej…
A jeśli może kiedy bronimy Cię, to tak, jak Piłat, by się nie narazić na kłopoty i nieprzyjemności ze złymi ludźmi, bo nam więcej zależy na łasce ludzkiej, niż Boskiej, wolimy sobie Boga nieprzyjacielem zrobić, niż złych ludzi, bo ślepe oczy duszy naszej…
Jezu, Tyś płakał tyle razy nad naszą ślepotą, tyle łez Boskich w czasie Męki Swej wylałeś, niech te łzy przemyją oczy nasze, chore od grzechów, byśmy przejrzeli… bo my jeszcze ślepi.
Wylej więc jeszcze tę ostatnią kroplę Krwi i Wody z Boskiego Serca Twego, a może wreszcie przejrzymy i zobaczymy straszny stan naszej duszy i wreszcie zaczniemy inne życie, idąc śmiało i odważnie tylko za Tobą!
Jezu daj nam zrozumienie Twej Ofiary i życie z Wiary!”

W tym dniu ważne były dla mnie słowa z Ps 4:

,,Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi,
Boże, co sprawiedliwość mi wymierzasz.
Tyś mnie wydźwignął z utrapienia –
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moją modlitwę!
Mężowie, dokąd będziecie sercem ociężali?
Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa?
Wiedzcie, że Pan mi okazuje cudownie swą łaskę,
Pan mnie wysłuchuje, ilekroć Go wzywam.
Zadrżyjcie i nie grzeszcie,
rozważcie na swych łożach i zamilknijcie!
Złóżcie należne ofiary
i miejcie w Panu nadzieję!
Wielu powiada: «Któż nam ukaże szczęście?»
Wznieś ponad nami, o Panie, światłość Twojego oblicza!
Wlałeś w moje serce więcej radości
niż w czasie obfitego plonu pszenicy i młodego wina.
Gdy się położę, zasypiam spokojnie,
bo Ty sam jeden, Panie,
pozwalasz mi mieszkać bezpiecznie”. Ps 4

W imię Prawdy! C. D. 240

29 marca 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Golgota a życie dzisiejsze”:

,,Po tych słowach słońce, ciemniejące stopniowo, teraz nagle zmienia kolor, czerwienieje, jakby je ktoś farbą oblał, jakby się zanurzyło w samej Krwi Jezusa.
Od krwawych promieni czerwonego słońca cała Kalwarja, cała Jerozolima, cała okolica i cały świat strasznie się zaczerwieniły.
Czerwone są góry, lasy, drzewa, domy, ludzie, zaczerwieniło się i sklepienie nieba i zdawało się, że cały świat jest zbryzgany Krwią, cieknącą ciągle z umierającego Jezusa na Krzyżu.
Potem znowu słońce nagle ciemnieje, czernieje i gaśnie, a cała ziemi zmienia się, jakby w straszny ciemny grób.
Gaśnie słońce, bo gaśnie Życie Tego, Który jest jedyną Światłością świata.
Nagle wśród tych ciemności odzywa się wielki i silny Głos Konającego Jezusa, Głos cudem dobyty z zamierającej piersi: ,,Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego”.
Po tych słowach Chrystus opuszcza głowę, zamyka oczy i kona.
W tej chwili, gdy Jezus wyrzekł ostatnie słowa i skonał, zaczyna się na Kalwarji jakby koniec świata.
Wśród strasznych ciemności błyskawice zaczęły targać niebo i tworzyć w niem szpary, jakby Anieli przez nie patrzeć chcieli, co ludzie zrobili z ich i swoim Bogiem, i to Bogiem, pokutującym za ludzi.
Pioruny biją w skały, jakby je chciały poruszyć i odłamkami kamieni potrzaskać świat cały i tak pomścić śmierć Stwórcy Odkupiciela.
Z błyskawicami i piorunami zrywają się gwałtowne wichry i wyją, świszczą przeraźliwie, a żałośnie, jakby cały świat i niebo i ziemię do płaczu pobudzić chciały nad cierpieniami i śmiercią Niewinnego Jezusa.

Ziemia zaczyna się trząść i robią się w niej otwory i jamy, niby rozwarte paszcze, by pożreć ludzi-Bogobójców. Skały pękają, bo miększe są od zatwardziałych serc zaślepionych grzechami ludzi.
Drzewa rozłupują się od konarów po korzenie, łamią się i padają z hukiem i trzaskiem na ziemię drżącą i popękaną od falowania.
Nagle otwierają się groby, wychodzą z nich mary nieboszczyków, blade, białe, przeźroczyste, posuwają się wolno i ze czcią ku Krzyżowi Jezusa Zmarłego i patrzą z przerażeniem na Tego Mesjasza, tyle lat wyczekiwanego, wymodlonego, wypłakanego przez tylu Proroków i Świętych a tak teraz okropnie poszarpanego, skatowanego i zamordowanego.

Oniemiałe z przerażenia duchy wracają z pod Krzyża i idą ku Jerzolimie, jak wyraźnie mówi o tem Pismo św.
Po co tam idą? Chyba szukać katów i winowajców, bo pod Krzyżem już ich nie ma, już uciekli, pod Krzyżem została tylko Matka Najświętsza, Marja Magdalena, św. Jan i owe pobożne, płaczące nad Jezusem Niewiasty, został także i oficer Petronjusz, który, widząc te wszystkie cuda i śmierć Jezusa, z wiarą zawołał: ,,Zaiste Ten był Synem Bożym” i nawrócił się.
To pierwszy nawrócony po śmierci Jezusa poganin.
Z żydów nikt się pod Krzyżem nie nawrócił, mimo tak wielkich i tak strasznych cudów, jakie się wydarzyły przy śmierci Jezusa.
Wołali przed chwilą o te cuda i mówili, że uwierzą… Zobaczyli więcej niż zstąpienie z Krzyża, bo widzieli zaćmienie słońca, trzęsienie ziemi, pękające skały, rozwierające się groby i nieboszczyków rzesze do życia powołane, a nie nawrócili się, nikt z nich się nie nawrócił…
Uciekli od tych cudów przerażeni, bili się w piersi, ale nie z pokuty, tylko z rozpaczy i trwogi, czy Ten Jezus nie zniszczy zaraz teraz świata.

Biegną więc do Piłata i błagają go, by kazał prędko zagrzebać Jezusa do ziemi, przywalić ciężkim głazem, by już nigdy nie pokazał się na świecie, przepowiedział, że za trzy dni zmartwychwstanie, proszą więc, by grób Jego zapieczętowano i silną strażą wojska obstawiono.
Ci zaślepieńcy przerażeni i zatwardziali myślą, że Jezus, Który teraz całą ziemią potrząsnął, jak piórkiem, i groby pootwierał, że On potrafi i Swój Grób otworzyć i po trzech dniach zmartwychwstać.
Lecz te kamienie grobowe, te straże i pieczęcie właśnie udowodnia największy cud Zmartwychwstania.
Kto nie chce przyjąć Prawdy Bożej z pokorą i wiarą, ten ją musi przyjąć z zawstydzeniem i Bożą karą.

Zaglądnijmy teraz do naszej duszy, czy tam nie ma Golgoty z Krzyżem i Ukrzyżowanym Jezusem?
Może mimo niedawno odbytej spowiedzi wielkanocnej, mimo niedawno przyjętej Komunii św., kiedy Jezusa z radością witaliśmy w duszy, może dziś mamy Go w tej duszy przybitego do Krzyża przez nowe grzechy i może dlatego to rozważanie Okropnej Śmierci Jezusa nie porusza nas do żalu nad Jezusem, jesteśmy zimni, jak ci żydzi, uciekający w przerażeniu z Kalwarji, jesteśmy twardsi od tych skał pękających i zamiast z bólem i z miłością pełną żalu, postanowienia poprawy na Tego Jezusa Ukrzyżowanego z przerażeniem i czekamy, kiedy skończy się to całe Wielkopiątkowe rozważanie, by potem prędko uciec od tych myśli, jak żydzi uciekli z Kalwarji.
O, nie uciekajmy od Tego Jezusa Ukrzyżowanego, choćbyśmy najstraszniejsze grzechy mieli na duszy.
Patrzmy, że łotr, choć był łotrem, wisi obok Jezusa już jako święty, przez Samego Jezusa kanonizowany, za jeden akt żalu.
Patrzmy, pod Krzyżem klęczy Marja Magdalena, którą pokuta zrobiła z jawnogrzesznicy najdroższą córką Jezusa – Świętą”.

W imię Prawdy! C. D. 239

29 marca 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Golgota a życie dzisiejsze”:

,,Oddech Jego stawał się coraz chrapliwszy. Pierś podnosiła się ciężko, usta otwierały się, by pochwycić choć trochę powietrza, w głowie huczało od gorączki, serce biło gwałtownie a silnie jak młot, jakby chciało już wyskoczyć z piersi wyprężonej.
Gorączka palił przeokropnie, a od niej krew zmieniała się w ogień w całem ciele.
Zaczynają się kurcze i drgania przedśmiertne, krew znowu bucha, a reszta osadza się zakrzepła około główek gwoździ. Głowa zwisa coraz niżej na obolałej szyi, oczy zachodzą mgłą, wargi sinieją, ale poruszają się jeszcze w modlitwie.
Rany na rękach i nogach rozdzierają się, gdy Jezus chce trochę poruszyć się.

Oczy wszystkich wlepione w Jezusa, wszyscy myślą, że już kona. Jezus jeszcze nie konał… tylko modlił się dalej i przebaczał, a równocześnie teraz przechodzi najstraszniejsze cierpienia, bo cierpienia wewnętrzne, takie, jakie przechodził w Ogrojcu, kiedy wołał: ,,Ojcze, jeśli możliwe, niech odejdzie ten kielich odemnie”. Teraz ma wypić do dna ten kielich.
Czuje się opuszczony od wszystkich, nawet od Ojca niebieskiego… i w tem opuszczeniu zaczyna odmawiać psalm, zaczynający się od słów: ,,Boże mój, Boże, czemuś mię opuścił?”, a obfite łzy, pomieszane z krwią, ciekące z pod kolcy korony, towarzyszą tej bolesnej modlitwie i kapią na ziemię.

Żydzi już się uspokoili, gdyż ciemności zaczęły zalegać po świecie, więc słyszą tę modlitwę.
Niektórzy i teraz jeszcze zaczęli drwić z Jezusa i powtarzali innym: ,,Eljasza woła”.
Żołnierz, widząc okropną mękę Jezusa, bo może kiedyś już był przy krzyżowaniu, lituje się nad Nim i podaje Mu na orzeźwienie trochę octu na gąbce.
Ale i tego zazdroszczą żydzi Jezusowi, bo krzyczą na miłosiernego żołnierza: ,,Poniechaj tego, zobaczymy, czy Eljasz przyjdzie, aby go zdjąć z krzyża”.
Żołnierz odsuwa się od Krzyża i odkłada trzcinę z gąbką, a żydzi patrzą na Jezusa, co będzie z Nim dalej.
Jezus kończy odmawianie Psalmu, który opisuje całą mękę, jaką obecnie przechodzi.
Psalm ten jest wypisany samemi wyrazami i obrazami najokropniejszego bólu i cierpienia, jakie tylko na świecie Jezusa spotkać mogło.

Pod Krzyż tymczasem dopiero teraz udało się zbliżyć Matce Bolesnej, Najświętszej Marji Pannie razem z niewiastami, które szły zdala za Jezusem na Kalwarję. Jan św. przyszedł także.
Marja Magdalena, gdy się tylko przecisnęła pomiędzy żołnierzami i żydami, z rozwartemi rękoma, z rozwianemi włosami, wśród głośnego płaczu przypada do Krzyża, przytyka usta do zakrwawionych Stóp Jezusa, a włosy jej przylepiają się do Krwi na drzewie Krzyża.
Tak serdecznie, tak rzewnie obmyła niedawno Marja Magdalena te Boskie stopy i wonnym olejkiem i łzami, potem wytarła bujnemi włosami, a teraz te stopy tak powalane, poranione… Klęka Marja i rzewnie płacze, a Krew Jezusa kapie na Nią Kropla za Kroplą.
Ale dobrze, że na Marję Magdalenę ta Krew spada, bo na jej duszy wyrosną z tej Krwi prześliczne cnoty pokuty i miłości.

Jezus, gdy zobaczył Swą Matkę Najdroższą, popatrzył na Nią z największą miłością, ale pomieszaną z przeraźliwym bólem.
Ta Matka zostać ma teraz na świecie Sama…
By Jej choć trochę zmniejszyć ból, postanawia Ją oddać najwierniejszemu uczniowi, św. Janowi.
Odzywa się więc do Matki Boskiej: ,,Niewiasto, oto Syn Twój”, potem znowu do Jana: ,,Oto Matka Twoja”.
Taki testament Jezus robi przed skonaniem.
Już niczego Ten dobry Jezus nie posiada, wszystko ludziom dał: Swoją prześliczną Naukę, moc czynienia cudów, Sakramenta św., a w jednym z nich Siebie Samego w Komunii św., a teraz ostatek Krwi z Siebie jeszcze toczy, nawet to biedne ubranie, jakie Mu Jego Matka Najświętsza zrobiła, nie Jej oddaje na pamiątkę, lecz swoim katom.

Ale nie koniec jeszcze tej dobroci. Jezus ma jeszcze Matkę, którą tak kocha; i Tę nam jeszcze oddaje, byśmy mieli Pośredniczkę, Pocieszycielkę i Ucieczkę Grzeszników.
O! przyda nam się Ta Matka Bolesna, Ucieczka Grzeszników, Pocieszycielka, Pośredniczka nasza.
A my, co Jezusowi za to oddamy? Co Mu przez całe życie dajemy?
To, co nas najmniej kosztuje, to, co najgorszego mamy, jak ten Kain rzucamy na ofiarę Bogu. I jeszcze chcemy za to cudów i nieba się domagamy. A ilu grzechami tę drogę do nieba barykadujemy?
Po tym przecennym dla nas testamencie Jezus woła: ,,Pragnę”.
Ów żołnierz, który przed chwilą sam chciał pokrzepić Jezusa, teraz biegnie po gąbkę, zanurza ją znowu w occie, nakłada na trzcinę i przytyka ku spieczonym Ustom Jezusa.
Jezus dotknął tylko octu i rzekł: ,,Wykonało się”.

W imię Prawdy! C. D. 224

23 marca 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce pt. ,,Golgota a życie dzisiejsze”:

,,Jezus skosztował tego napoju pożegnalnego, ale go nie wypił, bo straciłby przytomność, gdyby wypił, a On chce przytomnie umierać.
Doły już gotowe i krzyże osadzono mocno.
Zwykle widzimy na obrazach, że przybijanie do Krzyża odbywało się na ziemi, a potem Krzyż dźwigano i wpuszczano do dołu.
Jednak więcej pewne jest, że najpierw wkopywano krzyże, a potem powrozami wyciągano ofiarę i przybijali ją kaci, stojąc na drabinach.
Gdy już wszystko gotowe, oficer daje znać, by zacząć krzyżowanie.
Dwóch żołnierzy podchodzi do Jezusa i szybkiemi, ostremi ruchami zrywają z Niego ubranie, lecz nie targają, bo to dla nich będzie. Krew znowu strumieniami spływa, bo ubranie przylepiło się do ran.

Gdy już Jezus obnażony, podprowadzają Go pod Krzyż, zarzucają pod ramiona dwa powrozy, kat już czeka na drabinie, przerzuca końce powrozów przez belkę poprzeczną, drudzy chwytają i ciągną Jezusa do góry na Krzyż.
Jest to pierwsze podniesienie w tej krwawej Mszy świętej, jaką Jezus za nas odprawia w Wielki Piątek.
Kat, stojący na drabinie, chwyta Rękę Jezusową, która tyle uzdrawiała, tylu błogosławiła, gładziła główki dzieci, wyciąga z torby gwóźdź, przykłada do dłoni Jezusa, wali młotem. Tryska Krew za każdem uderzeniem, gwóźdź idzie coraz dalej, pozostała tylko główka widoczna, zlana Krwią, która ciecze strumyczkiem na ziemię.

Kat schodzi, przenosi drabinę na drugą stronę i tak samo przybija drugą Boską Rękę. Teraz zabiera się do Nóg, ale już bez drabiny, bo Krzyż nie był tak wysoki. Przygważdża te Boskie Stopy, Które tyle razy raniły się, gdy Jezus chodził od miasta do miasta, od wsi do wsi, by nas nauczyć drogi do szczęścia i wydeptać nam drogę do nieba, zachwaszczoną tylu grzechami.
Za każdym uderzeniem młota, za każdem tryśnięciem Krwi z Ran, Żydzi coraz radośniej oczy i usta otwierali, i coraz bliżej cisnęli się do Krzyża z dziką radością i upajali się cierpieniem Jezusa.

Kat jeszcze raz bierze drabinę i wchodzi, by przybić nad głową Jezusa deseczkę z wyrokiem: ,,Jezus Nazareński, Król Żydowski”.
Krwawa robota już skończona, Jezus już przybity, już się nie ruszy, już nie ucieknie.
Kajfaszu, już możesz odejść, będziesz dziś spał spokojnie, bo Jezus już też zaśnie za chwilę śmiertelnie.
Ale Kajfasz jeszcze nie odejdzie. Zbliża się do Krzyża i razem z Żydami zaczyna naigrywanie, bluźnierstwa. Nie wolno było Kajfaszowi przybić Jezusa gwoździami, więc Go będzie przybijał językiem, bluźnierstwami, obelgami.
,,Ty coś miał zburzyć kościół, a za trzy dni znowu odbudować, ocal sam siebie.” ,,Jeśliś naprawdę Syn Boży, zstąp z Krzyża.”
Inni zapewne dodali, śmiejąc się: ,,Mocniejsze gwoździe, niż Jego moc cudotwórcza.”

Drugi kapłan ryczy: ,,Ufał w Bogu, niechże Go teraz wybawi”. ,,Jeśli jest królem Izraela, niech teraz zstąpi z Krzyża, a uwierzymy mu”.
Kaci tymczasem dzielili między siebie szaty po skazańcach, a o suknię Jezusa całodzianą rzucali los, komu ma przypaść.
Reszta żołnierzy, biorąc przykład z kapłanów i faryzeuszów, także zaczęła drwić z Jezusa, wołając: ,,Jeśliś Król żydowski, wybawże samego siebie”.
Wyśmiano naukę Jezusa, Jego wiarę w Boga Ojca, cuda, pobożność i nawet obecne Jego cierpienie.
Niektórzy już zachrypli od wrzasków i śmiechu.
Jezus wisi i milczy początkowo, słucha tego nowego biczowania diabelskiego językami. Krople Krwi spadają jedna po drugiej na ziemię z Rąk, a z Nóg czerwony pasek zbiega po drzewie na glinę i kamienie.
Gdy się trochę bluźniercy uciszyli, Jezus wznosi zakrwawione Oczy do nieba i woła: ,,Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”.
Tak mści się Jezus na swoich wrogach: modli się o przebaczenie dla nich”.