I usłyszałem głos Pana mówiącego: «Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?» Odpowiedziałem: «Oto ja, poślij mnie!» Iz 6, 8
Jeszcze nigdy nie pisałem o swoim powołaniu… W dzisiejsze święto Chrystusa Najwyższego Kapłana czuje przynaglenie, aby dać świadectwo o Bogu działającym cuda w marnym, grzesznym człowieku…
Otóż byłem w miarę ułożonym młodym chłopakiem, który w środku miał dużo dobroci, ale na zewnątrz wielokrotnie wyglądałem na kogoś, kto nie jest grzeczny… Nigdy nie byłem ministrantem… Nie należałem do żadnej wspólnoty przykościelnej… Chodziłem tradycyjnie do kościoła… Spowiadałem się głównie w święta… Moja duchowość nie była powalająca…
Wszystko zaczęło się od poznania bardzo wierzącej dziewczyny, z którą byłem dwa lata… W niej zobaczyłem prawdziwego, żywego Boga… Ona zachęciła mnie do chodzenia na Mszę św. na tygodniu… Dzięki niej zacząłem spowiadać się co 2 tygodnie… Nawet codziennie czytałem Pismo święte… Bóg zaczął mocno działać… Pamiętam swój zachwyt nad wieloma fragmentami Pisma… Jakbym widział je pierwszy raz… Normalnie odkrywanie Ameryki… Zacząłem wprowadzać w życie słowa Jezusa… To dawało mi ogromną radość… Mój związek z dziewczyną był budowany na prawdziwym Bożym fundamencie… Dziękowałem Panu za to, że daje mi zgłębiać prawdziwą miłość… Przy okazji realizowałem swoje pasje: granie w piłkę nożną w klubie, siłownia, rower itp. … Miałem swój plan na życie: żona, dużo dzieci, granie w klubie, bycie trenerem i nauczycielem wychowania fizycznego… Po roku bycia z dziewczyną poszedłem do spowiedzi… Moja wiara była na takim etapie, że ufałem słowom kapłana, tak jakby mówił do mnie sam Chrystus… I tak usłyszałem pytanie: Czy myślisz, że Twoim powołaniem jest małżeństwo?… Myślę sobie – jestem z dziewczyną szczęśliwy… Odpowiadam – TAK… A On mówi – a mi się wydaje, że NIE… PARALIŻ… SZOK… NOGI Z WATY… Podzieliłem się tym z dziewczyną… Od tamtej pory bała się, że Bóg mnie jej zabierze… To było przed maturą… Nie miałem odwagi… Byłem szczęśliwy po swojemu… Choć czułem niedosyt… Bóg dawał mi wiele znaków, że chce ode mnie czegoś więcej… W między czasie zakochałem się tak bardzo w Piśmie świętym, że postanowiłem wypełniać je w 100 %… No i trafiłem fragment o bogatym młodzieńcu, który pytał, co ma czynić, aby osiągnąć życie wieczne… Byłem taki, jak on… Co usłyszał?… Zostaw wszystko i chodź za mną… Mówię – Panie tylko nie to!… Ciężko było zostawić dziewczynę, klub, pasje, rodzinę… Mówię do Boga – chyba, że przyjdziesz mi do pokoju i powiesz to w 4 oczy… Kilka dni później czytam w Piśmie: ,,błogosławieni, którzy nie zobaczyli, a uwierzyli”… Dostałem w twarz, ale i tak nie poszedłem… W miedzy czasie byłem u spowiednika, poprzez którego Bóg zawołał mnie pierwszy raz… Mówię – czy ja nie mogę być dobrym mężem i po katolicku wychować dzieci?… Co w tym złego?… A on mówi – dobrze myślisz, ale mów codziennie Bogu – nie moja wola, lecz Twoja niech się dzieje… Mówiłem to szczerze codziennie przez cały rok… Poszedłem na studia wychowania fizycznego… Z dziewczyną byłem bardzo szczęśliwy… Dawałem z siebie w życiu to co najlepsze… Nawet próbowałem głosić Boga kolegom na studiach… Trochę czułem, że miłość Boża roznosi mnie, ale nie miałem możliwości do mówienia o prawdziwym Bogu… I przychodzi takie małe światło – na ambonie, w konfesjonale i na katechezie mógłbyś mówić o Mnie setkom albo tysiącom ludzi… Radość razy tysiąc… To był taki ostatni akcent… Dalej pokornie modliłem się o wypełnienie woli Bożej… Pewnego dnia pojawiła się mocna myśl, aby rzucić wszystko i pójść… Nie mogłem jej wyrzucić z głowy… Pojechałem powiedzieć o tym dziewczynie… Ona pyta, czy chce pójść do seminarium?… Z moich ust wyszło coś, czego nie planowałem – CHCĘ… Pamiętam, jak powiedziałem, że bardzo kocham ją, ale zacząłem tak kochać wszystkich ludzi… Płacz, wzruszenie… Boże prowadź… Oddałem Mu wszystko… Dzisiaj mija 12 lat od tego momentu… Oddałem Bogu wszystko, a otrzymałem już za życia tysiąckroć więcej… Jestem bardzo szczęśliwym kapłanem, który w swojej małości nie ogarnia tego, jak wielkie rzeczy Bóg czyni z tymi, którzy Go miłują… Czuję, że On mnie wypełnia i prowadzi każdego dnia… Chwała Panu!
Panie, polecam Ci wszystkich młodych ludzi, którzy boją się powiedzieć Tobie TAK… Daj im odwagę i miłość… Pomóż im wygrać ze światem i własnym egoizmem… Tylko w Twojej woli jest pełnia szczęścia…
Ojcze sprawiedliwy! Świat Ciebie nie poznał, lecz Ja Ciebie poznałem, i oni poznali, że Ty Mnie posłałeś. Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich». J 17, 25-26
plus
oraz