W imię Prawdy! C. D. 588

25 września 2024 roku – ciąg dalszy

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii słowa i liturgii godzin:

,,Zwoławszy Dwunastu apostołów udzielił im mocy i władzy nad wszystkimi szatanami i dał im moc leczenia chorób. Potem rozesłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych. Rzekł do nich: ,,Nie zabierajcie niczego w drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też dwóch tunik. Wszedłszy do jakiegoś domu pozostańcie tam, dopóki nie udacie się w dalszą drogę. A gdzie was nie będą chcieli przyjąć, opuśćcie to miasto otrząsając nawet pył z nóg waszych na świadectwo przeciw nim.”
Uczniowie więc wybrali się w drogę i szli z osady do osady głosząc wszędzie Ewangelię i uzdrawiając chorych.” Łk 9, 1-6

Do powyższego fragmentu Pisma świętego ważny był dla mnie komentarz z ks. Wujka:

,,-A dwanaście.
Chciał, żeby było dwunastu apostołów, dla wypełnienia figury dwunastu patriarchów; i jako z dwunastu patriarchów powstał według ciała cały naród Żydowski, tak z dwunastu apostołów rozszerzył się duchownie cały lud Chrześcijański.
-Apostołów.
Apostoł jest imię greckie; to samo znaczy co posłaniec. Nie każdy wszakże posłaniec od kogo bądź posłany zowie się po grecku apostołem, lecz ten który ustnie załatwia sprawę, dla której został wysłany, i którego łacinnicy nazywają oratorem albo legatem. Przez to zaś Chrystusa mianowanie, nazwa ta stała się imieniem godności, urzędu i władzy, tak jak imię Biskupa, które się wyprowadza od dozorcy i postrzegacza, jest też wyrazem godności i władzy.
-Pierwszy Szymon.
Piotr był pierwszym, nie z strony powołania (bo jako Ambroży św. pisze, pierwej Andrzej niźli Piotr był powołan: a przedsię nie on otrzymał przodkowanie, ale Piotr) lecz z strony zwierzchności i przełożeństwa nad innymi Apostoły. Które przodkowanie Piotrowe tak się jaśnie znaczy tem słowem, pierwszy, i samych heretyków rozsądkiem i świadectwem: że Beza sukcesor Kalwinów, choć jawnie wyznawa, iż wszystkie tak łacińskie jak greckie księgi mają to słowo Pierwszy: wszakże nie wstydzi się mówić, iż podobno to słówko do tekstu wtrącone jest od tych, którzy bronią Piotrowego przodkowania. Stąd widzimy iż heretykowie tak wiele dbają na tekst grecki jako i na łaciński, gdy jest przeciwko im: ponieważ tak niewstydliwie śmieją jasnemu słowu Bożemu przypisywać, a zatem wszystko Pismo w wątpliwość przywodzić.
-Którego zowią Piotr.
Potem został nazwany Piotrem; lecz Ewangelista mówi w czasie teraźniejszym, gdyż się stosuje do czasu kiedy to pisał. Dodano, którego zowią Piotr, żeby odróżnić od Szymona Kananejczyka, o którym w. 4.
-Andrzej.
Brat Piotra, który wprzódy przyszedł był do Chrystusa, lecz się kładzie po św. Piotrze, dla oznaczenia pierwszeństwa Piotrowego.
-Jakub Syn Zebedeuszów.
Dodano Zebedeuszów, żeby odróżnić od drugiego Jakuba, który był synem Alfeusza.
-Tadeusz.
Ten, jak powiada św. Hieronim, był trzyimiennym; albowiem nazywał się i Tadeuszem, jak w tem miejscu, i Judaszem bratem Jakuba, i Lebbeuszem.
-Szymon Kananejczyk.
Tak go też mianuje św. Marek; Łukasz zaś nazywa go zelotem (gorliwcem), albowiem wyraz hebrajski canam oznacza zelum (gorliwość). Zowie się Kananejczykiem, od Kany miasteczka Galilejskiego, gdzie Chrystus wodę w wino przemienił, i z którego on pochodził. Może być także, że to nazwisko zostało przybranem z powodu jakiego zdarzenia nam niewiadomego.
-Judasz Iskariot.
Większa część pisarzy rozumie, iż się tak nazywał przez skrócenie zamiast Issachariot, dla tego, że jakoby pochodził z pokolenia Issachar. Inni dla tego, że pochodził z miasta Kariot, albowiem Iskariot to samo znaczy, co mąż z Kariot, które było w pokoleniu Judy, jak się uczymy z Joz. 15, 25. Inni z niejakiego miasteczka w pokoleniu Efraima, które się nazywało Iskadiot.
-Posłał.
Dla opowiadania, że się przybliżyło królestwo niebieskie, jak się mówi w. 7.
-Na drogę poganów.
Która prowadzi do narodów pogańskich. Zabrana opowiadać poganom, gdyż naprzód Żydom synom królestwa należało opowiadać słowo Boże, Dz 13, 46.
-Do miast Samarytańskich.
Odróżnia Samarytanów od Żydów i pogan, gdyż właściwie nie byli ani poganami ani Żydami, lecz zmieszani z jednych i drugich, z religią Żydowską łączyli przesądne obrządki pogańskie.
-Niemoce uzdrawiajcie.
Nie skąpcie cudów, lecz je z łatwością czyńcie, ile razy uznacie za rzecz konieczną, lub nawet pożyteczną, dla przekonania słuchających.
-Darmoście wzięli, darmo dawajcie.
Nie tylko upomina, żeby się chronili chciwości, nieprzyjmowali zapłaty za dary Boże, lecz także zaleca, iżby z hojnością szafowali darem czynienia cudów; zwykle bowiem bywa, iż to cośmy darmo wzięli, hojniej rozdajemy.
-Ani taistry.
Do noszenia z sobą żywności i innych rzeczy potrzebnych w drodze.
-Taistra.
Torba, juki. Linde.
-Ani dwu sukien.
Nie zabrania, jeśli tego potrzeba i chłód wymaga, wkładać dwóch sukien razem; lecz tylko zabrania mieć więcej niż tego obecna potrzeba wymaga, jak czynią bogacze, którzy wiele sukien przechowywują.
-Ani laski.
Przeciwnie Marek pozwala mieć laskę 6,8. Możemy odpowiedzieć, że u Marka w miejscu przytoczonem dozwala się mieć laskę dla opierania się w drodze; w tem zaś miejscu wzbroniona jest taka laska, któraby mogła służyć dla obrony, jaką byłaby laska okuta w żelazo. Maldonatus rozumie, iż Ewangeliści nie rachowali słów, lecz podali sens. Chcieli więc Ewangeliści pokazać, iż Pan rozkazał, żeby apostołowie nic nie mieli, coby nie było niezbednem. Mateusz to oznaczył powiadając ani laski, którą skądinąd mają nawet najubożsi. Marek to samo oznaczył powiadając, iż tylko laskę; bo kto ma tylko laskę, nie niema zbytecznego, i jest najuboższym. Tak Jakub, gdy przechodził Jordan, chcąc wyrazić iż był najuboższym, powiada: ,,o lasce mojej przeszedłem ten Jordan” Genes. 32,10”

W imię Prawdy! C. D. 587

25 września 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii słowa i liturgii godzin:

,,Wszelka mowa Boża ognista, tarczą jest dla tych, co się chronią do niego. Do słów Jego nic nie dodawaj, by cię nie skarcił i zostałbyś kłamcą.
Proszę Cię o dwie rzeczy, nie odmawiaj mi, nim umrę: Fałsz i kłamstwo oddal ode mnie, nie dawaj mi bogactwa ni nędzy, żyw mnie chlebem niezbędnym, bym syty, nie stał się niewierny i nie rzekł: «A któż to jest Pan?» lub z biedy nie zaczął kraść i nie targnął się na imię mego Boga”. Prz 30, 5-9

Do powyższego fragmentu Pisma świętego ważny był dla mnie komentarz z ks. Wujka:

,,W.5. Mowa Boża ognista.
To wzięto z Ps 17, 31: ,,Słowa Pańskie ogniem wypłomione: obrońcą jest wszystkich mających nadzieję w sobie”. Nazywa się przeto mowa boską ognistą, czyli doświadczoną w ogniu, tj. najzupełniej oczyszczona ze wszelkiej przywary fałszu i skażenia.
-Tarcza.
Nie powiedziano to o mowie boskiej, lecz o Bogu samym, jak mamy w przywiedzionym Psalmie: ,,Obrońcą jest wszystkich mających nadzieję w sobie”, co się do Boga odnosi.
W.6. Nie przydawaj nic.
Odnosi do tego co nakazano w Deut 4, 2: ,,Nie przydajcie do słowa, które wam mówię, ani ujmiecie z niego” i 12, 32: ,,Co przykazuję tobie, to tylko czyń Panu, a nic nie przydawaj ani umniejszaj”. Znaczy, że nie dodawać nie trzeba do słowa bożego, coby mu się przeciwiło, ani ujmować kalecząc je i psując.
Zakazuje tu przydawania, któreby słowo Boże psowało, jakoby rzekł: zupełnie i doskonale chowaj, co ja rozkazuję. To daje znać, kiedy dalej mówi: by cię nie przekonał i nie nalazł kłamcą. Bo nie może być nazwan kłamcą i fałszerzem, który mając moc od Boga stanowi ceremonie, które się nie sprzeciwiają Pismu, o czem masz przedtem. Ale on jest kłamcą i fałszerzem, który psuje słowa Boże, albo przykazania, według zdania swego. Jako kiedy kto księgi, które od kościoła Bożego za słowo Boże przyjęte odrzuca, albo słowa które wymazuje i wykłada jako chce: albo też Sakramentów umniejsza: w czem heretykowie bardzo grzeszą, gdy księgi niektóre słowa Bożego i pięć Sakramentów odrzucają, co jest własne kłamstwo i fałszowanie.
W.8. Marność i słowa kłamliwe.
Próżność i słowa kłamliwe oddal ode mnie, i żeby te były daleko ode mnie, ubóstwa i bogactw nie dawaj mnie: bo jeśli bogactwa mieć będę łatwo próżnym zostanę, zaprzeczając Pana i mówiąc: któż jest Panem? A jeślibym został żebrakiem, łatwo słów kłamliwych się dopuszczę.”

,,Powstrzymaj mnie od drogi kłamstwa,
obdarz mnie łaską Twojego Prawa.
Prawo ust Twoich jest dla mnie lepsze
niż tysiące sztuk złota i srebra.
Twoje słowo, Panie, jest wieczne,
niezmienne jak niebiosa.
Powstrzymuję nogi od wszelkiej złej ścieżki,
aby słów Twoich przestrzegać.
Z Twoich przykazań czerpię roztropność,
dlatego nienawidzę wszelkiej ścieżki nieprawej.
Nienawidzę kłamstwa i nim się brzydzę,
a Prawo Twoje miłuję”. Ps 119

W imię Prawdy! C. D. 586

24 września 2024 roku – ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z encykliki św. Leona XIII ,,Libertas Praestantissimum”:

,,Błędne nauki o wolności słowa

Zastanówmy się nieco nad wolnością słowa i wyrażania pismami tego wszystkiego, co się tylko spodoba. Ta wolność, jeżeli nie jest należycie miarkowaną, ale statek i granicę przekracza, to nie potrzeba nawet mówić, iż nie może mieć racji prawa. Prawo bowiem, to moralna moc, o której jak powiedzieliśmy i co częściej powtarzać należy, niedorzecznie byłoby utrzymywać, iż ją natura dała porównie i pospólnie tak prawdzie jak kłamstwu, zacności i brzydocie. Prawem jest, aby to, co jest prawdziwym, co jest uczciwym, swobodnie i roztropnie w państwie rozszerzać, iżby się stało własnością jak największej liczby osób; natomiast sprawiedliwe jest, aby kłamstwa opinie, ponad które nie masz większej zarazy dla umysłu; dalej występki, które ducha i obyczaje psowają, stłumiała pilnie publiczna władza, iżby się ze zgubą rzeczypospolitej nie zdołały rozpościerać. Słuszne jest, aby zboczenia rozpasanego umysłu, które bez wątpienia przyczyniają się do obałamucenia nieuczonego tłumu, powściągała tak samo powaga ustaw, jak zamachy gwałtu przeciw słabszym. I to tym bardziej, że znacznie większa część obywateli albo wcale nie potrafi, albo też nie bez największej trudności, oprzeć się kuglarstwom i sztuczkom dialektyki, zwłaszcza wtenczas, gdy te namiętnościom schlebiają. Dozwólcie każdemu z nieograniczoną swobodą mówić i pisać, a nie pozostanie nic świętego i nie zaczepionego: nie oszczędzą nawet owych największych i niewzruszonych zasad natury, które za wspólne, a zarazem najszlachetniejsze dziedzictwo rodzaju ludzkiego uważać należy. Tak więc po stopniowym przysłanianiu prawdy, cieniami, co często się zdarza, zapanuje z łatwością zgubny i różnoraki błąd mniemań. Z takiego stanu odniesie swawola tyle korzyści, ile wolność szkody: tym obszerniejszą bowiem i więcej ubezpieczoną staje się wolność, im silniej spętaną swawola. Lecz w materiach wolnych, które Bóg roztrząsaniu ludzi pozostawił, dozwolonym jest oczywiście myśleć, co się podoba, i swe myśli wolno wypowiadać, natura nie sprzeciwia się temu: taka bowiem wolność nie doprowadziła nigdy ludzi do przytłumienia prawdy, raczej często do jej zbadania i wykrycia.

Nadużycia w wolności nauczania

Nie inaczej sądzić należy o tak zwanej wolności nauczania. Ponieważ nie podlega wątpliwości, iż tylko sama prawda wnikać powinna w dusze, gdyż na niej gruntuje się dobro i cel, i doskonałość rozumnych istot, przeto nauka nie powinna czego innego podawać, tylko prawdę: i to tak nieumiejętnym, jak wykształconym, a to dlatego, aby jednym przynosiła znajomość prawdy, a drugich ją wzmacniała. Z tej przyczyny ścisły to obowiązek wszystkich nauczających, wyrywać z umysłów błąd, a ułudom opinii pewnymi zaporami przegradzać drogę. Widocznym tedy, że owa wolność, o której nawiązaliśmy tę mowę, o ile przywłaszcza sobie swobodę nauczania czegokolwiek bądź wedle swego zapatrywania, ściera się bardzo z rozumem i zrodziła się dla wywołania zupełnego przewrotu w umysłach: władza publiczna, szanując swój obowiązek, nie może dopuścić w społeczeństwie do takiej swawoli. Tym bardziej zaś, bo powaga nauczycieli wiele waży dla słuchaczy; a czy to, co doktor wykłada, prawdziwym jest, z rzadka tylko osądzić może uczeń z siebie.

Dlatego też i tę wolność, aby godziwą była, pewnymi granicami otoczyć trzeba – mianowicie, by się bezkarnie dziać nie mogło, iżby sztuka nauczania zamieniała się w narzędzie zepsucia. Prawdy zaś, w obrębie której obracać się jedynie winna nauka uczących, jeden jest naturalny rodzaj, nadnaturalny drugi. Z prawd zaś naturalnych, do których należą zasadnicze prawa natury oraz te, które z nich bezpośrednio rozum wywodzi, składa się jakby wspólne dziedzictwo rodzaju ludzkiego: a ponieważ na nim, jakby na najtrwalszym fundamencie, opierają się obyczaje i sprawiedliwość, i religia, a także sama spójnia ludzkiego społeczeństwa, przeto nic nie byłoby tyle bezbożnym i tak niedorzecznie nieludzkim, jak zezwolenie na bezkarne naruszenie i rozdrapanie takowego.

Nie z mniejszą również religijnością zachowywać trzeba największy i najświętszy skarb tych prawd, które za sprawą Boga poznajemy. Wieloma i świetnymi dowodami, co apologeci często czynili, utrwalone zostały niektóre pierwszorzędne zasady, między niemi te: że Bóg objawił pewne prawdy: że Jednorodzony Syn Boży przyjął ciało, aby dał świadectwo prawdzie: że tenże założył pewną doskonałą społeczność, to jest Kościół, którego sam jest Głową, i z którym aż do skończenia świata pozostawać przyrzekł. Tej społeczności powierzył wszystkie prawdy, których sam nauczał, z tym zleceniem, aby ich sama strzegła, broniła, rozwijała na podstawie prawowitego upoważnienia: a zarazem rozkazał, aby wszystkie narody orzeczeń Kościoła jego zupełnie tak, jakby jego samego słuchały: ci, co by inaczej postępowali, w wiecznej zagładzie znaleźliby potępienie. W ten sposób całkiem jasnym jest, że najlepszym i najpewniejszym nauczycielem człowieka jest Bóg, źródło i początek wszelkiej prawdy; oraz Jednorodzony, który jest na łonie Ojca, droga, prawda, życie, prawdziwa światłość, która oświeca każdego człowieka, według którego nauki stosować się powinni wszyscy ludzie: „będą wszyscy uczniami Bożymi”.

W imię Prawdy! C. D. 585

24 września 2024 roku – ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z encykliki św. Leona XIII ,,Libertas Praestantissimum”:

,,Błędne poglądy o wolności wyznania

Celem lepszego uwydatnienia tego wszystkiego, należy z osobna przyglądnąć się rozmaitym rodzajom wolności, które naszego wieku mają być zdobyczą. A najprzód przypatrzmy się w pojedynczych jednostkach temu, co tak bardzo przeciwnym jest cnocie religii, mianowicie wolności, jak mówią, wyznania. Opiera się ona niby na tym fundamencie, że każdemu wolno albo wyznawać religię, jaką mu się podoba, albo też nie wyznawać żadnej.

Tymczasem, spomiędzy wszystkich obowiązków ludzi ten bez wątpienia jest największym i najświętszym, który nam pobożnie i religijnie czcić Boga nakazuje. Wynika to nieodparcie z tego, że nieustannie stoimy pod władzą Boga, potęga i opatrzność Boga nami kieruje, a od niego wyszedłszy, do niego wrócić powinniśmy. Dodać tu należy, że bez religii niemożebną jest cnota w prawdziwym tego słowa znaczeniu: cnota bowiem moralną jest, a jej obowiązki obejmują to, co nas prowadzi do Boga, który dla człowieka jest najwyższym i ostatecznym dobrem; a przeto religia, która – jak mówi św. Tomasz z Akwinu – „wywoływa to, co wprost i bezpośrednio zmierza do chwały Bożej”, panią jest i kierowniczką wszystkich cnót. Na pytanie więc, za którą spośród wielu, a między sobą sprzecznych religii pójść należy, odpowiada rozum i natura, z pewnością za tą jedną ze wszystkich, którą Bóg przykazał, którą ludzie, po pewnych zewnętrznych cechach, jakimi ją Boska opatrzność wyróżnić chciała, z łatwością za jedyną uznać mogą, błąd bowiem w sprawie takiej doniosłości sprowadziłby największe zguby. Przyznawszy więc człowiekowi ową wolność, o której mówimy, użyczałoby mu się tej władzy, iżby najświętszy z obowiązków mógł bezkarnie obalać lub porzucać i aby, odwróciwszy się od niezmiennego dobra, mógł się do złego zwrócić: co, jak rzekliśmy, nie jest wolnością, ale zepsowaniem wolności i ugrzęzłego w grzechu ducha niewolą.

Ta sama wolność, zastosowana w państwach, tego oczywiście chce, iżby państwo nie posługiwało się żadnym kultem względem Boga, ani też żądało publicznego wyznawania takowego: iżby żadnego ponad drugi nie przenosiło, lecz wszystkie porównie uznawało, nie zważając nawet na lud, gdyby się ten do katolickiego imienia przyznawał. Gdyby to słusznym być miało, musiałoby być prawdą, że albo cywilna społeczność ludzi nie ma względem Boga żadnych obowiązków, albo też, że się może od nich bezkarnie zwalniać: lecz jedno i drugie oczywistym jest fałszem. Nie można bowiem powątpiewać, że za wolą Bożą zeszli się ludzie w społeczność, czy jej części, czy też jej formę, którą powaga stanowi, albo jej przyczynę lub tę mnogość wielkich korzyści, jakie człowiekowi przynosi, na uwagę weźmiemy. Bóg to bowiem stworzył człowieka do towarzystwa i umieścił go w otoczeniu sobie podobnych, aby to w stowarzyszeniu znalazł, czego by jego natura potrzebowała, a czego by sam w odosobnieniu dosięgnąć nie mógł. Z tego to powodu cywilna społeczność, dlatego, że jest społecznością powinna uznawać Boga za swego rodziciela i twórcę, a jego władzę i panowanie szanować i czcić.

Zabrania zatem sprawiedliwość, zabrania rozum, iżby państwo miało być bez Boga, lub co by się ateizmowi równało, w równej mierze usposobionym było względem przeróżnych, jak je zowią religii, i każdej tych samych praw użyczało. Gdy tedy w państwie jedną religię koniecznie wyznawać trzeba, wyznawać należy tę, która jedynie prawdziwą jest, a którą bez trudności, zwłaszcza zaś w katolickich państwach, poznać można, gdy w niej znamiona prawdy, jakby wyryte, występują. Tę więc niech sternicy państwa podtrzymują, tę niech bronią, jeżeli rozsądnie, a użytecznie, jak powinni, zaradzić chcą ogółowi obywateli. Publiczna bowiem władza ustanowiona jest dla korzyści rządzonych: a lubo w pierwszej linii do tego zmierza, iżby obywateli doprowadziła do tej tu ziemskiej pomyślności życia, to jednak nie zmniejszać, ale powiększać winna w człowieku zdolność osiągnięcia tego najwyższego i ostatecznego z dóbr, na którym się wieczna szczęśliwość ludzi zasadza: dokąd zaś, zaniechawszy religii, zdążyć nie można.

To jednak kiedy indziej obszerniej wyłożyliśmy: obecnie na to zwrócić chcemy uwagę, że tego rodzaju wolność szkodzi bardzo prawdziwej wolności tak rządzących, jak rządzonych. Przeciwnie, religia sprzyja jej dziwnie, bo pierwszy początek władzy z Boga samego wywodzi, i najdobitniej przykazuje, by książęta, pomni swych obowiązków, nie wydawali niesprawiedliwych lub przykrych rozkazów, a ludowi łagodnie i niemal z ojcowską miłością przewodzili. Ona żąda od obywateli, aby prawowitej władzy, jako ministrom Boga, ulegali; z sternikami rzeczypospolitej łączy ich nie tylko posłuszeństwem, ale uszanowaniem i miłością, zakazuje buntów i wszystkich przedsięwzięć, które by porządek i spokój publiczny zaburzyć mogły, a które ostatecznie stają się przyczyną większych ścieśnień swobody obywateli. Pomijamy, ile przyczynia się religia do dobrych obyczajów, a ile dobre obyczaje do wolności. Bo i rozum okazuje, a historia stwierdza, że im więcej uobyczajone są państwa, tym więcej kwitną wolnością i bogactwami i potęgą.”

W imię Prawdy! C. D. 584

24 września 2024 roku – ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z encykliki św. Leona XIII ,,Libertas Praestantissimum”:

Błędne nauki naturalistów i liberałów

,,Istotnie, dokąd w filozofii zmierzają naturaliści, czyli racjonaliści, tam dotąd dążą w porządku moralnym i cywilnym zwolennicy liberalizmu, stosując zasady, które naturaliści postawili, do obyczajów i praktyki życia. Owóż zasadą wszelkiego racjonalizmu jest panowanie rozumu ludzkiego: który, odrzucając winne posłuszeństwo Bożemu i wiecznemu rozumowi, a niezależność sobie przyznając, staje się dla siebie samego najwyższym początkiem, źródłem i sędzią prawdy. Tak więc ci, których nazwaliśmy stronnikami Liberalizmu utrzymują, iż w życiu czynnym nie potrzeba wcale władzy Bożej, której by słuchać należało, lecz, że każdy jest dla siebie prawem: stąd to zradza się owa moralność, którą niezawisłą zowią, a która pod pozorem wolności odwodząc wolę od zachowania przykazań Bożych, zwykła człowiekowi pozostawiać bezgraniczną swobodę. Łatwo odgadnąć, dokąd by to wszystko nareszcie, w społeczeństwie zwłaszcza ludzkim, doprowadziło. Gdyby się bowiem to utrwaliło i w przekonanie przeszło, iż nad człowieka nie ma nikogo wyższego, to wyniknęłoby, że przyczyny, która doprowadziła do cywilnego i społecznego zjednoczenia, nie trzeba upatrywać w jakimś zewnętrznym i ponad człowiekiem znajdującym się pierwiastku, lecz w wolnej woli jednostek: że władzę publiczną od ogółu jako pierwszego źródła, wywodzić należy, a nadto tak, jak rozum pojedynczych sam jest dla nich wodzem i normą życia prywatnego, tak też i rozum zbiorowy winien być tym dla wszystkich w sferze spraw publicznych. Stąd bardzo potężnym jest ogół: a większość ludu jest twórcą wszelkiego prawa i obowiązku. Lecz sprzeczność tego z rozumem okazuje się z tego, co już powiedziano. Chcieć bowiem, aby pomiędzy człowiekiem albo cywilnym społeczeństwem a Bogiem – stworzycielem, a przeto najwyższym prawodawcą wszystkich, nie zachodził żaden stosunek, sprzeciwiałoby się zupełnie naturze, i to nie tylko ludzkiej naturze ale i naturze, całego stworzenia: wszystkie bowiem dokonane rzeczy koniecznie pozostawać muszą w związku z przyczyną, która je wywołała: przystoi też to wszystkim naturom i należy do ich doskonałości, ażeby pozostawały na tym miejscu i na tym stopniu, jakiego się naturalny porządek domaga, a mianowicie, aby temu, co wyżej jest podlegało i posłusznym było to, co niżej stoi.

Oprócz tego jak najzgubniejszą jest taka nauka tak dla prywatnych ludzi, jak i dla państw. I rzeczywiście, jeżeli jedynie i wyłącznie na ludzki rozum zda się sąd o prawdzie i dobru, to zniesie się właściwą różnicę między dobrem a złem; szpetne od przyzwoitego nie będzie różnić się istotą, ale wedle mniemania i sądu pojedynczych: to, co się będzie podobało, będzie dozwolonym; ustanowiwszy zaś taką normę obyczajów, która dla powstrzymania i uśmierzenia burzliwych poruszeń duszy nie będzie mieć prawie żadnej mocy otworzy się przystęp wszelakiemu zepsuciu w życiu. W sprawach zaś publicznych władzą rozkazywania, rozłączona od prawdziwego i naturalnego swego początku, skąd wszelką czerpie moc sprawowania dobra ogółu prawo, stanowiące co czynić, a czego zaniechać wypada, zdane na kaprys większości tłumu, toż to pochyła droga do tyrańskiego panowania. Z odrzucenia władzy Boga nad człowiekiem i nad społeczeństwem ludzi wyniknie, że państwo nie ma religii, a względem wszystkiego, co odnosi się do religii nastąpi zupełna obojętność. Ogół podobnież w mniemaniu, że wyposażony jest najwyższą władzą, popadnie łatwo w bunt i zaburzenia, a po usunięciu hamulca obowiązku i sumienia nie pozostanie nic, prócz siły; ta jednak siła nie ma tyle znaczenia, iżby sama powstrzymać mogła namiętności pospólstwa. Dostatecznie o tym zaświadcza codziennie niemal ścieranie się z socjalistami i z innymi buntowniczymi tłumami, które od dawna już spiskują nad zupełnym wywrotem państw. Niechżeż więc ci, co zdrowy mają sąd o sprawach, orzekną i określą, czy takie doktryny przyczyniają się do prawdziwej, a godnej wolności człowieka, a raczej, czy jej nie wywracają i nie psowają doszczętnie.

Bez wątpienia, z takimi opiniami, przerażającymi już swoją dzikością, które otwarcie sprzeciwiają się prawdzie, a największych bied, jak widzieliśmy, bywają przyczynami, nie zgadzają się wszyscy zwolennicy liberalizmu. Wielu nawet z nich, zniewolonych wpływami prawdy, nie obawia się wyznawać, a nawet dobrowolnie twierdzi, że wolność, ośmielająca się z podeptaniem prawdy i sprawiedliwości niepomiarkowanej występować, staje się występną i wyradza się całkiem w swawolę: przeto musi nią kierować i rządzić zdrowy rozum, czego następstwem jest, że winna być podległą prawu naturalnemu i wiecznemu prawu Bożemu. Ale też powiedziawszy, że tu trzeba się zatrzymać, przeczą, iżby wolny człowiek podlegać musiał prawom, które by mu Bóg inną drogą, okrom drogi naturalnego rozumu, nałożyć chciał. Tak mówiąc, nie pozostają nawet z sobą w zgodzie. Boć jeżeli trzeba, na co sami przystają i czemu żadnym prawem nie mógłby się ktokolwiek sprzeciwiać, jeżeli tedy trzeba słuchać woli Boga prawodawcy, bo cały człowiek jest w mocy Boga i do Boga dąży, to wynika z tego, że nikt nie może przepisywać granic, ani warunków Jego prawodawczej władzy, nie chcąc tym samem występować przeciw powinnemu posłuszeństwu. Co więcej, jeśliby sobie rozum ludzki tyle przywłaszczał, iżby sam chciał postanawiać, które i jak wielkie prawa ma Bóg, a on obowiązki, to poszanowanie praw Bożych byłoby u niego więcej pozornym, niż rzeczywistym, a sąd jego ważyłby więcej, niż powaga i opatrzność Boga. Potrzeba więc, abyśmy normę życia stale i z religijnością brali tak z wiecznego prawa, jak też i ze wszystkich, i z poszczególnych praw, które nieskończenie mądry, nieskończenie potężny Bóg środkami, jakie mu się podobały, podał, a które pewnie po oczywistych i żadnej wątpliwości nie zostawiających cechach poznać możemy. I to tym bardziej, że tego rodzaju prawa, posiadając tenże sam początek i tegoż samego autora, co i prawo wieczne, zgadzają się zupełnie i z rozumem i naturalnego prawa są udoskonaleniem: one też obejmują w sobie nauczycielstwo samego Boga, który, aby rozum nasz i wola w błąd nie popadły, skinieniem i przewodem swoim łaskawie obydwojgiem kieruje. Niech więc święcie i nienaruszenie złączonym pozostanie to, co ani może, ani powinno być rozdzielonym i niech we wszystkim, jak to sam naturalny rozum przykazuje, odbiera Bóg uległe i posłuszne służby.

Łagodniejszymi nieco, lecz nie więcej z sobą zgodnymi są ci, co mówią, że wskazówki praw Bożych sterować mają oczywiście życiem i obyczajami prywatnymi, ale nie państwem: w sprawach publicznych godzi się od rozkazów Bożych odstępować i w ukształcaniu ustaw nie trzeba na nie wcale zważać. Stąd wyłania się owa zgubna maksyma o rozdziale spraw państwa i Kościoła. Nietrudno jednak zrozumieć, jak niedorzeczna to mowa. Gdy bowiem sama natura woła, że obywatelom w społeczeństwie nie powinno brakować na środkach i sposobach do prowadzenia uczciwego życia, tj. życia według praw Boga, bo Bóg jest początkiem wszelkiej uczciwości i sprawiedliwości, to zdanie, iż państwo nie potrzebuje się wcale troszczyć o owe prawa, a nawet coś uwłaczająco im stanowić, uderza bez wątpienia swą sprzecznością. Dalej ci, co stoją na czele ludu, obowiązani są względem sprawy publicznej do tego, iżby mądrością praw nie tylko korzyści i sprawy zewnętrzne, ale jak najwięcej dobra duszy popierali. Otóż w tym celu, aby się do wzrostu owych dóbr przyczynić, nie można nic stosowniejszego obmyśleć nad te prawa, których Bóg jest twórcą: i z tego powodu ci, co w rządach państw nie chcą uwzględniać praw Bożych, zwracają polityczną władzę z drogi jej przeznaczenia i od przepisów natury. Lecz, jak już kiedy indziej nie jeden raz wspominaliśmy, więcej jeszcze rozchodzi się o to, że lubo cywilna władza nie dąży wprost tam, gdzie święta, i nie tymi samymi, co ona kroczy drogami, to jednak w spełnianiu funkcji niekiedy jedna z drugą koniecznie spotkać się musi. Obydwie bowiem nad tymiż samymi dzierżą panowanie, a nierzadko się zdarza, że obydwie o tychże samych sprawach, lubo nie z tego samego względu, postanowienia wydają. Ponieważ konflikt w takich wypadkach, ilekroć się one nasuną, byłby niedorzecznym i sprzeciwiałby się najmędrszej woli Boga, przeto koniecznie istnieć musi jaki sposób i porządek, który by po usunięciu przyczyn sporów i zatargów, zapewniał zgodność postępowania w działaniu. I nie niedorzecznie powiedziano, że ta zgoda podobną jest połączeniu, jakie między duszą i ciałem, i to z korzyścią obydwu części, zachodzi: ich rozerwanie zgubnym jest przede wszystkim dla ciała, bo przygasza jego życie.”