W imię Prawdy! C. D. 587

25 września 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii słowa i liturgii godzin:

,,Wszelka mowa Boża ognista, tarczą jest dla tych, co się chronią do niego. Do słów Jego nic nie dodawaj, by cię nie skarcił i zostałbyś kłamcą.
Proszę Cię o dwie rzeczy, nie odmawiaj mi, nim umrę: Fałsz i kłamstwo oddal ode mnie, nie dawaj mi bogactwa ni nędzy, żyw mnie chlebem niezbędnym, bym syty, nie stał się niewierny i nie rzekł: «A któż to jest Pan?» lub z biedy nie zaczął kraść i nie targnął się na imię mego Boga”. Prz 30, 5-9

Do powyższego fragmentu Pisma świętego ważny był dla mnie komentarz z ks. Wujka:

,,W.5. Mowa Boża ognista.
To wzięto z Ps 17, 31: ,,Słowa Pańskie ogniem wypłomione: obrońcą jest wszystkich mających nadzieję w sobie”. Nazywa się przeto mowa boską ognistą, czyli doświadczoną w ogniu, tj. najzupełniej oczyszczona ze wszelkiej przywary fałszu i skażenia.
-Tarcza.
Nie powiedziano to o mowie boskiej, lecz o Bogu samym, jak mamy w przywiedzionym Psalmie: ,,Obrońcą jest wszystkich mających nadzieję w sobie”, co się do Boga odnosi.
W.6. Nie przydawaj nic.
Odnosi do tego co nakazano w Deut 4, 2: ,,Nie przydajcie do słowa, które wam mówię, ani ujmiecie z niego” i 12, 32: ,,Co przykazuję tobie, to tylko czyń Panu, a nic nie przydawaj ani umniejszaj”. Znaczy, że nie dodawać nie trzeba do słowa bożego, coby mu się przeciwiło, ani ujmować kalecząc je i psując.
Zakazuje tu przydawania, któreby słowo Boże psowało, jakoby rzekł: zupełnie i doskonale chowaj, co ja rozkazuję. To daje znać, kiedy dalej mówi: by cię nie przekonał i nie nalazł kłamcą. Bo nie może być nazwan kłamcą i fałszerzem, który mając moc od Boga stanowi ceremonie, które się nie sprzeciwiają Pismu, o czem masz przedtem. Ale on jest kłamcą i fałszerzem, który psuje słowa Boże, albo przykazania, według zdania swego. Jako kiedy kto księgi, które od kościoła Bożego za słowo Boże przyjęte odrzuca, albo słowa które wymazuje i wykłada jako chce: albo też Sakramentów umniejsza: w czem heretykowie bardzo grzeszą, gdy księgi niektóre słowa Bożego i pięć Sakramentów odrzucają, co jest własne kłamstwo i fałszowanie.
W.8. Marność i słowa kłamliwe.
Próżność i słowa kłamliwe oddal ode mnie, i żeby te były daleko ode mnie, ubóstwa i bogactw nie dawaj mnie: bo jeśli bogactwa mieć będę łatwo próżnym zostanę, zaprzeczając Pana i mówiąc: któż jest Panem? A jeślibym został żebrakiem, łatwo słów kłamliwych się dopuszczę.”

,,Powstrzymaj mnie od drogi kłamstwa,
obdarz mnie łaską Twojego Prawa.
Prawo ust Twoich jest dla mnie lepsze
niż tysiące sztuk złota i srebra.
Twoje słowo, Panie, jest wieczne,
niezmienne jak niebiosa.
Powstrzymuję nogi od wszelkiej złej ścieżki,
aby słów Twoich przestrzegać.
Z Twoich przykazań czerpię roztropność,
dlatego nienawidzę wszelkiej ścieżki nieprawej.
Nienawidzę kłamstwa i nim się brzydzę,
a Prawo Twoje miłuję”. Ps 119

W imię Prawdy! C. D. 586

24 września 2024 roku – ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z encykliki św. Leona XIII ,,Libertas Praestantissimum”:

,,Błędne nauki o wolności słowa

Zastanówmy się nieco nad wolnością słowa i wyrażania pismami tego wszystkiego, co się tylko spodoba. Ta wolność, jeżeli nie jest należycie miarkowaną, ale statek i granicę przekracza, to nie potrzeba nawet mówić, iż nie może mieć racji prawa. Prawo bowiem, to moralna moc, o której jak powiedzieliśmy i co częściej powtarzać należy, niedorzecznie byłoby utrzymywać, iż ją natura dała porównie i pospólnie tak prawdzie jak kłamstwu, zacności i brzydocie. Prawem jest, aby to, co jest prawdziwym, co jest uczciwym, swobodnie i roztropnie w państwie rozszerzać, iżby się stało własnością jak największej liczby osób; natomiast sprawiedliwe jest, aby kłamstwa opinie, ponad które nie masz większej zarazy dla umysłu; dalej występki, które ducha i obyczaje psowają, stłumiała pilnie publiczna władza, iżby się ze zgubą rzeczypospolitej nie zdołały rozpościerać. Słuszne jest, aby zboczenia rozpasanego umysłu, które bez wątpienia przyczyniają się do obałamucenia nieuczonego tłumu, powściągała tak samo powaga ustaw, jak zamachy gwałtu przeciw słabszym. I to tym bardziej, że znacznie większa część obywateli albo wcale nie potrafi, albo też nie bez największej trudności, oprzeć się kuglarstwom i sztuczkom dialektyki, zwłaszcza wtenczas, gdy te namiętnościom schlebiają. Dozwólcie każdemu z nieograniczoną swobodą mówić i pisać, a nie pozostanie nic świętego i nie zaczepionego: nie oszczędzą nawet owych największych i niewzruszonych zasad natury, które za wspólne, a zarazem najszlachetniejsze dziedzictwo rodzaju ludzkiego uważać należy. Tak więc po stopniowym przysłanianiu prawdy, cieniami, co często się zdarza, zapanuje z łatwością zgubny i różnoraki błąd mniemań. Z takiego stanu odniesie swawola tyle korzyści, ile wolność szkody: tym obszerniejszą bowiem i więcej ubezpieczoną staje się wolność, im silniej spętaną swawola. Lecz w materiach wolnych, które Bóg roztrząsaniu ludzi pozostawił, dozwolonym jest oczywiście myśleć, co się podoba, i swe myśli wolno wypowiadać, natura nie sprzeciwia się temu: taka bowiem wolność nie doprowadziła nigdy ludzi do przytłumienia prawdy, raczej często do jej zbadania i wykrycia.

Nadużycia w wolności nauczania

Nie inaczej sądzić należy o tak zwanej wolności nauczania. Ponieważ nie podlega wątpliwości, iż tylko sama prawda wnikać powinna w dusze, gdyż na niej gruntuje się dobro i cel, i doskonałość rozumnych istot, przeto nauka nie powinna czego innego podawać, tylko prawdę: i to tak nieumiejętnym, jak wykształconym, a to dlatego, aby jednym przynosiła znajomość prawdy, a drugich ją wzmacniała. Z tej przyczyny ścisły to obowiązek wszystkich nauczających, wyrywać z umysłów błąd, a ułudom opinii pewnymi zaporami przegradzać drogę. Widocznym tedy, że owa wolność, o której nawiązaliśmy tę mowę, o ile przywłaszcza sobie swobodę nauczania czegokolwiek bądź wedle swego zapatrywania, ściera się bardzo z rozumem i zrodziła się dla wywołania zupełnego przewrotu w umysłach: władza publiczna, szanując swój obowiązek, nie może dopuścić w społeczeństwie do takiej swawoli. Tym bardziej zaś, bo powaga nauczycieli wiele waży dla słuchaczy; a czy to, co doktor wykłada, prawdziwym jest, z rzadka tylko osądzić może uczeń z siebie.

Dlatego też i tę wolność, aby godziwą była, pewnymi granicami otoczyć trzeba – mianowicie, by się bezkarnie dziać nie mogło, iżby sztuka nauczania zamieniała się w narzędzie zepsucia. Prawdy zaś, w obrębie której obracać się jedynie winna nauka uczących, jeden jest naturalny rodzaj, nadnaturalny drugi. Z prawd zaś naturalnych, do których należą zasadnicze prawa natury oraz te, które z nich bezpośrednio rozum wywodzi, składa się jakby wspólne dziedzictwo rodzaju ludzkiego: a ponieważ na nim, jakby na najtrwalszym fundamencie, opierają się obyczaje i sprawiedliwość, i religia, a także sama spójnia ludzkiego społeczeństwa, przeto nic nie byłoby tyle bezbożnym i tak niedorzecznie nieludzkim, jak zezwolenie na bezkarne naruszenie i rozdrapanie takowego.

Nie z mniejszą również religijnością zachowywać trzeba największy i najświętszy skarb tych prawd, które za sprawą Boga poznajemy. Wieloma i świetnymi dowodami, co apologeci często czynili, utrwalone zostały niektóre pierwszorzędne zasady, między niemi te: że Bóg objawił pewne prawdy: że Jednorodzony Syn Boży przyjął ciało, aby dał świadectwo prawdzie: że tenże założył pewną doskonałą społeczność, to jest Kościół, którego sam jest Głową, i z którym aż do skończenia świata pozostawać przyrzekł. Tej społeczności powierzył wszystkie prawdy, których sam nauczał, z tym zleceniem, aby ich sama strzegła, broniła, rozwijała na podstawie prawowitego upoważnienia: a zarazem rozkazał, aby wszystkie narody orzeczeń Kościoła jego zupełnie tak, jakby jego samego słuchały: ci, co by inaczej postępowali, w wiecznej zagładzie znaleźliby potępienie. W ten sposób całkiem jasnym jest, że najlepszym i najpewniejszym nauczycielem człowieka jest Bóg, źródło i początek wszelkiej prawdy; oraz Jednorodzony, który jest na łonie Ojca, droga, prawda, życie, prawdziwa światłość, która oświeca każdego człowieka, według którego nauki stosować się powinni wszyscy ludzie: „będą wszyscy uczniami Bożymi”.

W imię Prawdy! C. D. 585

24 września 2024 roku – ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści z encykliki św. Leona XIII ,,Libertas Praestantissimum”:

,,Błędne poglądy o wolności wyznania

Celem lepszego uwydatnienia tego wszystkiego, należy z osobna przyglądnąć się rozmaitym rodzajom wolności, które naszego wieku mają być zdobyczą. A najprzód przypatrzmy się w pojedynczych jednostkach temu, co tak bardzo przeciwnym jest cnocie religii, mianowicie wolności, jak mówią, wyznania. Opiera się ona niby na tym fundamencie, że każdemu wolno albo wyznawać religię, jaką mu się podoba, albo też nie wyznawać żadnej.

Tymczasem, spomiędzy wszystkich obowiązków ludzi ten bez wątpienia jest największym i najświętszym, który nam pobożnie i religijnie czcić Boga nakazuje. Wynika to nieodparcie z tego, że nieustannie stoimy pod władzą Boga, potęga i opatrzność Boga nami kieruje, a od niego wyszedłszy, do niego wrócić powinniśmy. Dodać tu należy, że bez religii niemożebną jest cnota w prawdziwym tego słowa znaczeniu: cnota bowiem moralną jest, a jej obowiązki obejmują to, co nas prowadzi do Boga, który dla człowieka jest najwyższym i ostatecznym dobrem; a przeto religia, która – jak mówi św. Tomasz z Akwinu – „wywoływa to, co wprost i bezpośrednio zmierza do chwały Bożej”, panią jest i kierowniczką wszystkich cnót. Na pytanie więc, za którą spośród wielu, a między sobą sprzecznych religii pójść należy, odpowiada rozum i natura, z pewnością za tą jedną ze wszystkich, którą Bóg przykazał, którą ludzie, po pewnych zewnętrznych cechach, jakimi ją Boska opatrzność wyróżnić chciała, z łatwością za jedyną uznać mogą, błąd bowiem w sprawie takiej doniosłości sprowadziłby największe zguby. Przyznawszy więc człowiekowi ową wolność, o której mówimy, użyczałoby mu się tej władzy, iżby najświętszy z obowiązków mógł bezkarnie obalać lub porzucać i aby, odwróciwszy się od niezmiennego dobra, mógł się do złego zwrócić: co, jak rzekliśmy, nie jest wolnością, ale zepsowaniem wolności i ugrzęzłego w grzechu ducha niewolą.

Ta sama wolność, zastosowana w państwach, tego oczywiście chce, iżby państwo nie posługiwało się żadnym kultem względem Boga, ani też żądało publicznego wyznawania takowego: iżby żadnego ponad drugi nie przenosiło, lecz wszystkie porównie uznawało, nie zważając nawet na lud, gdyby się ten do katolickiego imienia przyznawał. Gdyby to słusznym być miało, musiałoby być prawdą, że albo cywilna społeczność ludzi nie ma względem Boga żadnych obowiązków, albo też, że się może od nich bezkarnie zwalniać: lecz jedno i drugie oczywistym jest fałszem. Nie można bowiem powątpiewać, że za wolą Bożą zeszli się ludzie w społeczność, czy jej części, czy też jej formę, którą powaga stanowi, albo jej przyczynę lub tę mnogość wielkich korzyści, jakie człowiekowi przynosi, na uwagę weźmiemy. Bóg to bowiem stworzył człowieka do towarzystwa i umieścił go w otoczeniu sobie podobnych, aby to w stowarzyszeniu znalazł, czego by jego natura potrzebowała, a czego by sam w odosobnieniu dosięgnąć nie mógł. Z tego to powodu cywilna społeczność, dlatego, że jest społecznością powinna uznawać Boga za swego rodziciela i twórcę, a jego władzę i panowanie szanować i czcić.

Zabrania zatem sprawiedliwość, zabrania rozum, iżby państwo miało być bez Boga, lub co by się ateizmowi równało, w równej mierze usposobionym było względem przeróżnych, jak je zowią religii, i każdej tych samych praw użyczało. Gdy tedy w państwie jedną religię koniecznie wyznawać trzeba, wyznawać należy tę, która jedynie prawdziwą jest, a którą bez trudności, zwłaszcza zaś w katolickich państwach, poznać można, gdy w niej znamiona prawdy, jakby wyryte, występują. Tę więc niech sternicy państwa podtrzymują, tę niech bronią, jeżeli rozsądnie, a użytecznie, jak powinni, zaradzić chcą ogółowi obywateli. Publiczna bowiem władza ustanowiona jest dla korzyści rządzonych: a lubo w pierwszej linii do tego zmierza, iżby obywateli doprowadziła do tej tu ziemskiej pomyślności życia, to jednak nie zmniejszać, ale powiększać winna w człowieku zdolność osiągnięcia tego najwyższego i ostatecznego z dóbr, na którym się wieczna szczęśliwość ludzi zasadza: dokąd zaś, zaniechawszy religii, zdążyć nie można.

To jednak kiedy indziej obszerniej wyłożyliśmy: obecnie na to zwrócić chcemy uwagę, że tego rodzaju wolność szkodzi bardzo prawdziwej wolności tak rządzących, jak rządzonych. Przeciwnie, religia sprzyja jej dziwnie, bo pierwszy początek władzy z Boga samego wywodzi, i najdobitniej przykazuje, by książęta, pomni swych obowiązków, nie wydawali niesprawiedliwych lub przykrych rozkazów, a ludowi łagodnie i niemal z ojcowską miłością przewodzili. Ona żąda od obywateli, aby prawowitej władzy, jako ministrom Boga, ulegali; z sternikami rzeczypospolitej łączy ich nie tylko posłuszeństwem, ale uszanowaniem i miłością, zakazuje buntów i wszystkich przedsięwzięć, które by porządek i spokój publiczny zaburzyć mogły, a które ostatecznie stają się przyczyną większych ścieśnień swobody obywateli. Pomijamy, ile przyczynia się religia do dobrych obyczajów, a ile dobre obyczaje do wolności. Bo i rozum okazuje, a historia stwierdza, że im więcej uobyczajone są państwa, tym więcej kwitną wolnością i bogactwami i potęgą.”