W imię Prawdy! C. D. 107

22 grudnia 2023 roku – ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem zaskakujący żywot wielebnej Krystyny, napisany przez Jakóba z Witryaku Biskupa Achoeńskiego i Kardynała, naocznego świadka cudów, które czyniła, a znajduje się w dziełach Dyonizyusza Kartuzyana i w Żywotach Świętych księdza Piotra Skargi:

,,Wielebna Krystyna, dla nadzwyczajnych szczegółów jakie w opisie jej życia czytamy przezwana Dziwną, przyszła na świat około roku Pańskiego 1175 we Flandryi w małem miasteczku świętego Trudona z rodziców w ubogim stanie zostających. Po ich śmierci dwie jej starsze siostry przeznaczyły jej do paszenia bydła w polu. Korzystając z samotności jakiej tam zażywała, oddała się życiu bogomyślnemu i ostrej pokucie, tak że wkrótce do wysokiej doszła świątobliwości.

Nie miała lat osiemnastu, kiedy w ciężką chorobę zapadłszy umarła. Siostry, które ją bardzo kochały, rzewnie nad nią płakały, i na jaki mogły zdobyć się sprawiły jej pogrzeb. Leżała na katafalku w kościele, kiedy w środku Mszy świętej którą za jej duszę odprawiał kapłan, wyszła z trumny jak najzdrowsza, a gdy ludzie zgromadzeni uciekali, ona dostawszy się na schody wiodące na poddasze kościoła, tam się schowała. Gdy siostry i ludzie od strachu ochłonęli, sprowadzili ją z góry i zawiedli do domu, gdzie kilku kapłanów i wielu znajomych zeszło się zdziwionych i zaciekawionych tak nadzwyczajnem zdarzeniem. Jeden z księży kazał jej opowiedzieć, co się z nią działo, gdy umarła, aż do chwili, gdy z trumny wstała.

Na co Krystyna taką dała mu odpowiedź. ,,Jak tylko wyszłam z ciała, wzięli mnie słudzy światłości Aniołowie Boscy, i poprowadzili przez ciemne i straszliwe miejsce pełne dusz ludzkich, które tak srogie męki cierpiały, iż nie tylko opisać, ale i wyobrazić sobie tego nie można. Ujrzałam tam i niektóre znajome mi osoby, i przejęta wielką litością, spytałam co to za miejsce, mniemając iż to jest piekło. Powiedziano mi iż to jest czyściec tych dusz, które w pokucie zeszły, ale dostatecznie za grzechy swoje na tym świecie ukarane nie były. Ztamtąd zaprowadzili mnie do raju, i postawili przed tronem Boga; a ja widząc iż mnie Pan Bóg przyjmuje, niezmiernej doznałam radości, sądząc iż tam już na wieki pozostanę. Lecz rzekł do mnie Pan Bóg: ,,Tak jest córko miła, będziesz tu ze Mną, ale wprzód daję cijeszcze dwie rzeczy do wyboru: albo w niebie już teraz pozostać, albo wrócić jeszcze do życia, abyś przez różne doznane w niem cierpienia wyzwalała z czyśćca te dusze, nad któremiś się dopiero litowała, a pozostając jeszcze na ziemi, przykładem twoim drugich przywodziła do pokuty, i dopiero potem z większą za moją łaską zasługą, tu napowrót przyjętą została”. Słysząc to, a przyjęta wielką litością nad duszami w czyśćcu cierpiącemi, oświadczyłam, że gotowa jestem powrócić do życia, i cierpieć za nich największe męki; poczem Pan Bóg rozkazał duszy mojej połączyć się z ciałem. Niech tedy wszyscy wiedzą pocom ja na ziemię na powrót posłana, i gdy widzieć będziecie dziwne moje sprawy, nie gorszcie się z tego, bo taka jest względem mnie, wola Boża”.

Jakoż, od tej chwili, życie jej było nie przerwanem pasmem rzeczy najnadzwyczajniejszych. Najprzód, tak jak zaraz po swojem zmartwychwstaniu pobiegła była na szczyt kościoła, tak odtąd ciągle takich miejsc szukała; wychodziła to na wieże, to na kościoły, to na najwyższe drzewa, i na nich zatopiona w bogomyślności, całe dnie bez pokarmu, i noce bez spoczynku przepędzała. Z początku, patrzono na to z podziwieniom, a pod wrażeniem tego co była wszystkiem o sobie opowiedziała zostawiono ją w pokoju. Lecz po niejakim czasie, przypisując to opętaniu, najprzód jej tego zakazywano, a gdy nie słuchała, związano ją i do rodzaju więzienia wtrącono. Wiele tam i długo cierpiała, aż nocy pewnej, chociaż silnie skrępowana była, uwolniła się od więzów i uciekła na puszczę. Tam przebyła dwa miesiące, mieszkając jak ptak po drzewach, a gdy jej głód zaczął dokuczać, dziewicze jej piersi wydawały rodzaj mleka, którem przez cały ten czas się żywiła. Wyszukana w tem miejscu znowu uwięziona została, a po niejakim czasie krewni i znajomi uwolnili ją i zaprowadzili do miasta Luwaniu, do pewnego świątobliwego i uczonego kapłana, aby ten wziął ją pod swoje duchowne przewodnictwo. Znać, że kapłan ten poznał w niej Ducha Bożego, gdyż zaraz kazał Krystynie przystąpić do Komunii świętej, i polecił aby jej nie przeszkadzano w sposobie życia jaki prowadziła.

Odtąd zadawała sobie pokuty wszelkie ludzkie pojęcie przechodzące, a wszystkie ofiarując za dusze będące w czyśćcu. I tak: rzucała się w piec, w którym ogień się palił; w nim takich cierpień doznawała, że w niebogłosy krzyczała, a wychodziła ztamtąd bez najmniejszej szkody i upalenia. Niekiedy znowu, gdy piec miał za mały otwór aby weń wejść mogła, kładła w ogień ręce albo nogi krzycząc od bólu, lecz wyjmując potem też członki niespalone. To znowu wskakiwała w kocioł wrzącej wody, a stojąc w nim części ciała nieobjęte wodą polewała ukropem jęcząc i krzycząc od bólu, a wciąż ofiarując to za dusze czyśćcowe, i znowu z takiej strasznej kąpieli wychodziła jakby ochłodzona. Kiedy rzeka Moza pod tem miastem płynąca, zamarzła, weszła przez lud przez przeręble, sześć dni tak przebywała, i wyszła zdrowa, skoro jej to kapłan nakazał. Co jeszcze dziwniejsze: rzucała się w koło młyńskie kiedy było rozpuszczone; koło to gruchotało wszystkie jej członki, lecz wychodziła z niego takąż, jaką była kiedy podeń się rzucała. W mieście wiele było psów bardzo zajadłych; Krystyna szła pomiędzy nie, a czołgając się na czworakach, pobudzała je na siebie tak, że wszystkie na nią ze wściekłością się rzucały. Zdawało się, że ją poszarpią w kawałki: lecz i z tego rodzaju zadanej sobie za dusze czyśćcowe pokuty, bez szwanku wracała.

Po niejakim czasie, znowu poczęli ludzie przypuszczać, że jest opętaną. Krewni chcąc ją powtórnie uwięzić posłali po nią człowieka, który niemogąc jej dogonić gdy przed nim uchodziła, cisnął za nią wielkim kamieniem, którym złamał jej nogę i wtedy ją pojmał. Krystyna z największą cierpliwością i bez najmniejszej do swego krzywdziciela urazy, związana i do krewnych odstawiona, w ściślejszem jeszcze więzieniu osadzoną została. Prócz tego skrępowali ją całą rodzajem drewnianych dybów, od których wkrótce ciało jej pogniło, a na posiłek dawali jej tylko trochę chleba tak suchego, że go ugryźć nie mogła. Lecz i tam przyszedł jej Pan Bóg w pomoc. Z piersi jej znowu wydobyło się owo cudowne mleko, którem się karmiła na puszczy, a którem i rany swoje namazawszy wnet je zleczyła, i chleb maczając posilać się niem mogła.

Na koniec, nie wiadomo z jakich powodów, krewni ci, którzy ją tak dręczyli, upamiętawszy się nie tylko uwolnili ją z więzienia, lecz przejęci wielkim żalem za okrucieństwo, z jakiem się z nią obchodzili, z płaczem prosili ją o przebaczenie. Krystyna rzuciła się w ich objęcia i serdecznie uściskała mówiąc, że najmniejszego do nich żalu mieć nie może, bo przecież wiedzieć powinni, iż ją na to Pan Bóg powtórnie na ziemię zesłał, aby jak najwięcej cierpiąc, najwięcej dusz z czyśćca wybawiła.

Gdy na wolności się znalazła, znowu owe cudowne pokuty, o których wyżej się powiedziało, zadawała sobie. Mnóstwo się ludzi do niej zbiegało. Wielu ciężkich grzeszników pobudzało to do skruchy, a wszystkich zachęcało do tem gorliwszego za dusze czyśćcowe nabożeństwa. Lecz wielu też słabej wiary gorszyło się tem, i ci przypisywali to opętaniu. Co widząc osoby pobożne, prosiły Pana Boga, aby uskromił owe cuda w Krystynie, i aby się w jej sprawach nie tak wysoko ręka Boska wznosiła, przez wzgląd na słabość wiary wielu tamecznych mieszkańców. Wysłuchał Pan Bóg tych modlitw, i odtąd życie Krystyny nie było tak nadzwyczajnem. Częściej przebywała z ludźmi, chorym po ich mieszkaniach i szpitalach usługiwała, największą zaś miała litość nad umierającymi. Tych do ostatniej chwili nie odstępowała, posiadając szczególny dar do pobożnego przygotowania na przyjęcie ostatnich Sakramentów świętych i na godzinę śmierci. Od tej usługi nie wyłączała nawet Żydów, których tam wielu mieszkało, mówiąc, iż Pan Jezus tak dalece do karania nie jest skwapliwym, że i wielu z tych nieszczęśliwych zaślepieńców, w ostatniej ich godzinie oświecać i nawracać raczy. Lecz z drugiej strony, z wielką gorliwością nakłaniała wiernych, aby do ostatniej godziny pokuty nie odkładali. Opowiadał bowiem, że w czyśćcu, do którego zaprowadzona była niegdyś, widziała miejsce przy samem już piekle będące, przeznaczone dla tych, którzy po ciężkich grzechach, dopiero przy samej śmierci jednają się z Bogiem. Mówiła przytem, że to miejsce nie mniejsze ma męki od tych, których doznają w piekle potępieńcy, z tą tylko różnicą, że mają nadzieję wybawienia, i że szatani jeszcze wścieklej się nad temi duszami niż nad potępionemi pastwią, gdyż wiedzą, że przyjdzie czas, gdy nad niemi władzy mieć nie będą.

Chociaż krewni chętnie ją chcieli swoim kosztem utrzymywać, nigdy nie chciała żyć inaczej jak z jałmużny: mówiąc, iż to dlatego czyni, żeby tym, którzy ją wspierają dała sposobność dobrze czynienia, gdyż przydawała: ,,Nic skuteczniej u Pana Boga nie uprasza miłosierdzia dla największych grzeszników, jak gdy oni czynią miłosiernie nad bliźnim”. Zwykle też żebrała u ludzi najgorszych, doznając ztąd bardzo często upokorzeń i najdotkliwszych obelg; a za to wielu takim wypraszała u Pana Boga najszczersze nawrócenie. Był w Luwaniu pewien mieszkaniec, znany powszechnie z bezbożności i najgorszych obyczajów, a przy tem bardzo skąpy. Razu pewnego Krystyna nie spodziewając się dostać od niego nic więcej, poszła prosić szklankę wody. Ten widząc kobietę nadzwyczaj wątłą i mizerną, kazał jej dać wina. Krystyna napiła się trochę, a człowiek ten wkrótce zachorował i umarł pojednawszy się z Panem Bogiem i objawiając największą skruchę.

Zdarzało się także, że kiedy dostawała posiłek od osób, które się cudzą krzywdą były zbogaciły, i gdy go pożywała w ich oczach, takich strasznych doznawała boleści i takie wtedy czyniła akty skruchy z powodu, że się cudzą krzywdą żywi, iż nieprawych właścicieli pobudzała do żalu, i niektórzy z nich sami z siebie połowę mienia swojego oddawali tym od których je nieprawnie nabyli.

Na takich uczynkach prawdziwego apostolstwa, spędziła Krystyna lat około trzydziestu, a trudno policzyć ile dusz z czyśćca wybawiła, i ile żyjących wyrwała z ciężkich grzechów i pojednała z Bogiem. Na rok dopiero przed śmiercią, większej samotności szukała. W tym celu osiadła u zakonnic w klasztorze św. Katarzyny. Tam budowała wszystkie siostry swoim przykładem, pokorą, słodyczą w obcowaniu z drugiemi, ostrą pokutą, której do śmierci nie zaniedbywała i łaską wysokiej bogomyślności, którą ja Pan Bóg obdarzał. Zpomiędzy wszystkich zakonnic, najbliżej żyła z jedną imieniem Beatryks. Nie miała łóżka, i zwykle tam było miejsce jej spoczynku, gdzie ją noc zastała. Razu pewnego prosiła Beatryksę, aby nikomu nie mówiąc, przygotowała jej łóżko, a gdy się w nie położyła, przyzwała kapłana i wszystkie ostatnie Sakramenta święte z uczuciem najwyższej wiary i pobożności przyjęła. Potem obawiając się aby gdy rozejdzie się wieść, że umiera, nie ściągnęło to do niej wiele osób, które mając ją w wielkiej czci o błogosławieństwo prosić będą, a lękając się aby ją to w próżną chwałę nie wbiło, prosiła Pana Boga, aby zaraz umarła: co też i stało się.

Tymczasem Beatryks, pobiegła po wszystkie zakonnice i sprowadziła je do łóżka Krystyny, a widząc ją już nieżywą, przyskoczyła do niej i zawołała: ,,Czyż godziło się Krystyno, nie pożegnawszy na i nie pobłogosławiwszy, tak z tego świata odejść?” A potem pełna ufności w Bogu nachyliwszy się do jej twarzy przydała: ,,Tyś żyjąc, zawsze mi posłuszną była: zaklinam cię teraz przez Pana Jezusa, abyś mnie i teraz usłuchała: powróć na ziemię i pobłogosław siostry moje”. Na te słowa Krystyna ożyła, a zwracając się do Beatryksy rzekła: ,,Czemuś siostro droga, przeszkodziła pokojowi mojemu? Jużem do Chrystusa zaprowadzona była”. A potem widząc siostry wkoło siebie klęczące, przeżegnała je, Matce Bożej poleciła, i już tą razą na zawsze oddała Bogu ducha, roku Pańskiego 1224. Ciało jej spoczywa w tymże kościele świętej Katarzyny, i po dziś dzień wielkiemi cudami słynie; dotąd jeszcze jednak, w poczet tych Świętych, którym cześć publiczną oddawać wolno, przez Stolicę Apostolską nie jest zaliczona”.

Podczas modlitwy nieszporami ważne były dla mnie poniższe słowa:

,,Trwajcie więc cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana. Oto rolnik czeka wytrwale na cenny plon ziemi, dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny. Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie. Oto sędzia stoi przed drzwiami”. Jk 5, 7-8. 9b

W imię Prawdy! C. D. 106

22 grudnia 2023 roku

Podczas jutrzni modliłem się między innymi tymi słowami:

,,Moje oczy łzy wylewają
bezustannie dniem i nocą,
Bo wielki upadek dosięgnie
Dziewicę, Córę mego ludu,
klęska przeogromna.
Gdy wyjdę na pole,
oto mieczem zabici.
Jeśli pójdę do miasta,
oto męki głodu.
Nawet prorok i kapłan
niczego nie pojmując błąkają się po kraju.
Czyż nieodwołalnie odrzuciłeś Judę
albo czy się brzydzisz Syjonem?
Dlaczego dotknąłeś nas klęską
bez nadziei uleczenia?
Spodziewaliśmy się pokoju,
lecz nic dobrego nie przyszło;
czasu uzdrowienia, a nadeszła groza.
Uznajemy, Panie, nieprawość naszą
i przewrotność naszych przodków,
bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie.
Nie odrzucaj nas przez wzgląd na Twe imię,
nie poniżaj tronu swojej chwały,
pamiętaj, nie zrywaj swego przymierza z nami!”
Jr 14, 17-21

oraz

,,Niebiosa, wysączcie z góry sprawiedliwość i niech obłoki z deszczem ją wyleją! Niechaj ziemia się otworzy, niech zbawienie wyda owoc i razem wzejdzie sprawiedliwość”. Iz 45, 8

W Liturgii słowa ważne dla mnie były poniższe treści:

,,Moje serce raduje się w Panu,
dzięki Niemu moc moja wzrasta.
Szeroko otwarłam usta przeciw moim wrogom,
bo cieszyć się mogę Twoją pomocą.
Łuk potężnych się łamie,
a mocą przepasują się słabi.
Syci za chleb się najmują, głodni zaś odpoczywają,
niepłodna rodzi siedmioro, a matka wielu dzieci usycha.
Pan daje śmierć i życie,
wtrąca do otchłani i z niej wyprowadza.
Pan czyni ubogim lub bogatym,
poniża i wywyższa.
Biedaka z prochu podnosi,
z błota dźwiga nędzarza,
by go wśród książąt posadzić
i dać mu tron chwały”.
1 Sm 2, 1bcde. 4-5. 6-7. 8abcd

,,W owym czasie Maryja rzekła:
Uwielbia dusza moja Pana
I rozradował się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim:
iż spojrzał na niskość służebnicy swojej.
Odtąd bowiem zwać mnie będą błogosławioną wszystkie narody,
gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.
Święte jest imię Jego,
a miłosierdzie Jego z pokolenia na pokolenie
nad tymi, którzy trwają w bojaźni Jego.
Potężnie działa ramię Jego:
rozprasza pysznych i ich serc zamysły,
strąca mocarzy z tronów.
A wywyższa pokornych.
Głodnych napełnia dobrami,
a bogaczy odprawia z pustymi rękoma.
Przygarnął sługę swego Izraela,
pomny na miłosierdzie swoje,
które zapowiedział ojcom naszym:
Abrahamowi i potomkom jego, na wieki”.
Potem pozostała Maryja z Elżbietą około trzech miesięcy; i powróciła do domu swego”. Łk 1, 46-56

W imię Prawdy! C. D. 105

21 grudnia 2023 roku

Tego dnia modliłem się między innymi słowami z Psalmu 99:

,,Pan jest Królem, drżą narody,
zasiada na tronie z cherubów, a ziemia się trzęsie.
Wielki jest Pan na Syjonie,
wywyższony ponad wszystkie ludy.
Niech wielbią imię Twoje, wielkie i straszliwe,
ono jest święte.
I króluje Potężny, który sprawiedliwość kocha:
Tyś ład ustanowił,
wymierzasz sprawiedliwość i prawo w Jakubie.
Wysławiajcie Pana, naszego Boga,
padajcie przed podnóżkiem stóp Jego,
bo On jest święty.
Wśród Jego kapłanów są Mojżesz i Aaron
i Samuel wśród tych, którzy wzywali Jego imienia,
wzywali Pana, a On ich wysłuchał.
Przemawiał do nich w słupie obłoku,
a oni strzegli przykazań i prawa, które im nadał.
Boże, nasz Panie, Tyś ich wysłuchał,
łaskę im okazałeś, lecz karałeś występki.
Wysławiajcie Pana, Boga naszego,
pokłon oddajcie Jego świętej górze,
bo Pan nasz i Bóg jest święty”.

Oraz z Psalmu 33:

,,Dusza nasza oczekuje Pana,
On jest naszą pomocą i tarczą.
Raduje się w Nim nasze serce,
ufamy Jego świętemu imieniu”.

Oraz z Psalmu 119:

,, Nienawidzę ludzi chwiejnego serca,
a Prawo Twoje, Panie, miłuję.
Ty jesteś moim obrońcą i tarczą moją,
wyczekuję Twojego słowa.
Odstąpcie ode mnie, złoczyńcy,
strzec będę przykazań mego Boga.
Podtrzymuj mnie według swej obietnicy, a żyć będę,
nie zawiedź mojej nadziei.
Wesprzyj mnie, aby mnie uratować,
abym cieszył się zawsze z Twoich ustaw.
Odrzucasz wszystkich, którzy odchodzą od Twych przykazań,
bo zamiary ich są kłamliwe.
Odtrącasz jak żużel wszystkich grzeszników ziemi,
dlatego miłuję Twoje napomnienia.
Drży moje ciało z bojaźni przed Tobą
i lękam się Twoich wyroków”.

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie słowa bł. Kardynała Stefana Wyszyńskiego z dnia 9 marca 1956 roku:

,,Skłaniasz mnie, Ojcze, do tego, abym się stał przeciwnikiem swoim, bym modlił się przeciwko sobie, bym prosił Cię o wszystko, czego się lękam, a co może być potrzebne Twojemu Kościołowi. Wymagasz, bym się oddał za Kościół święty, bym ofiarował swoje życie i pragnienie pracy za dochowanie wierności Tobie przez mój Naród. Oczekujesz, że będę się modlił o wszystko ,,straszne” dla siebie, aby wszystko straszne ominęło Twój Kościół w Polsce i wierny Naród katolicki. Masz prawo i tego wymagać. Chcę stać się przeciwnikiem swoim, by stać się uległym Tobie. Pragnę być bezwzględnym dla siebie, byś Ty był względny dla Kościoła i biskupów polskich. Nie zdołam ich wyręczyć, ale Ty możesz powiedzieć: twoja nędza mi wystarczy, resztę wam daruję. Możesz przecież wziąć tylko 20 srebrników, jak bracia Józefowi, zamiast pełnej ceny okupu za Lud Boży. Weź to trochę, ale resztę daruj. Nie patrz na wielką niedoskonałość mej ofiary, na te wewnętrzne opory, które pozwalasz mi naginać pod Twoje święte stopy.
Tak kocham służbę liturgiczną przy ołtarzu, tak lubię wyznawać Cię przed ludźmi, tak miłuję ozdobę Domu Twego, tak tęsknie do mieszkania w przybytkach Pańskich! Cóż jest większą radością?! I tej miałbym się wyrzec? Jeśli to przymnoży Ci chwały, jeśli Cię ochroni przed niegodnym sługą – to przyjmij i to wyrzeczenie, najstraszniejsze dla kapłana! Ale Ty umiesz je wziąć, boś dał łaskę darmo. Możesz ją cofnąć! Masz prawo!”

Oraz z dnia 13 marca 1956 roku:

,,Obudziłem się przed piątą minut dwadzieścia, dręczony snem… Może nie warto o snach pisać, ale ten, który dzisiaj miałem – wyjątkowo zapiszę. – W widzeniu sennym opuszczałem jakiś wielki gmach, po uciążliwej konferencji z Bolesławem Bierutem. Pożegnaliśmy się w hallu. Wychodziłem już, gdy przyłączył się do mnie p. Bierut, z wyraźnym zamiarem towarzyszenia mi. Byłem tym skrępowany, dręczyło mnie wrażenie, co ludzie pomyślą, widząc nas wspólnie na ulicy. Szliśmy długą ulicą, jakby Alejami Racławickimi w kierunku Krakowskiego Przedmieścia w Lublinie. Prowadziliśmy rozmowę; chciałem jeszcze powiedzieć coś p. Bierutowi. Gdy czekaliśmy na skrzyżowaniu ulic na wolne przejście, pan Bierut skręcił na lewo i po przekątnej przeszedł ulicę. Pozostałem sam z myślą: jemu wszystko wolno, nawet gwałcić przepisy o ruchu ulicznym. Wkrótce zniknął mi z oczu, gdzieś w bocznej ulicy. Przechodziłem przez jezdnię w prostym kierunku, pełen lęku przed dwoma groźnymi kozłami, które stały na środku mej drogi. Ale minąłem je bez przeszkód, ciągle szukając p. Bieruta, gdzie zniknął. Oglądałem się za nim, chcąc coś jeszcze mu powiedzieć. Dziwiłem się, że tak nagle mi zniknął. Mój towarzysz, jakiś ksiądz, chciał mi coś tłumaczyć; czy należy się oglądać? W poczuciu, że nie wszystko zostało między nami zakończone, ruszyłem przed siebie prostą drogą, w ulicę Krakowskie Przedmieście. Z tym obudziłem się…

Rychło zapomniałem w ciągu dnia o tym śnie, jak o wszystkich innych. Jednak dręczyłem dzisiaj Dobrego Ojca, natarczywiej niż zwykle, w modlitwie super populum: Miserere, Domine, populo tuo: et continuis tribulationibus laborantum, propitius respirare concede.

Wkrótce po śniadaniu przyszli obydwaj księża. ,,Proszę zgadnąć, co się stało?” – Nie zgadywałem. Sami powiedzieli. Radio właśnie podało, że wczoraj wieczorem umarł w Moskwie Bolesław Bierut. – W obliczu każdej śmierci chrześcijanin zajmuje postawę głębokiej powagi. Wchodzi przecież na drogę życia ludzkiego Ten, cui omnia vivunt, Ten, który aufert spirytus principium. Dziś opada ostrze polemiki, gdyż Bolesław Bierut już uwierzył, że Bóg jest i że jest jednak Miłością. Jest więc zdecydowanie ,,po naszej stronie”. Po stronie przeciwnej jednak pozostali ci, którym przewodził dotąd na ziemi, a którzy w ostatnich tygodniach montowali ,,postępowo-naukowy atak na zabobon religijny”. Właśnie w ostatnich tygodniach napływały wiadomości, że nauczycielstwo otrzymało tajne instrukcje, by tak zatrudnić młodzież, iżby nie mogła brać udziału w ćwiczeniach rekolekcyjnych.

Bóg położył kres życiu człowieka i głowy Państwa, który miał odwagę pierwszy i jedyny z dotychczasowych władców Polski zorganizować walkę polityczną i państwową z Kościołem. To straszna odwaga! Na tę odwagę zdobył się Bolesław Bierut. Z jego imieniem związane będą odtąd w dziejach Narodu i Kościoła te straszne krzywdy, które zostały wyrządzone Kościołowi. Czy robił to z przekonania, czy z taktyki politycznej – przyszłość oceni! Być może nie chciał otwartej i drastycznej walki, ale pozwalał na przeprowadzenie tak perfidnego planu – usypiania czujności rękami katolików postępowych – i konsekwentnego, stopniowego niszczenia tylu instytucji kościelnych i religijno-społecznych. W ciągu rządów Bolesława Bieruta, pomimo zawartego ,,porozumienia”, zniszczono prasę, wszystkie niemal pisma i księgarnie oraz wydawnictwa, nie wyłączając urzędowych organów Kurii Diecezjalnych; zniszczono dobroczynność kościelną, mnóstwo placówek wychowawczych i opiekuńczych; zniszczono szkolnictwo i szpitalnictwo katolickie; zlikwidowano mnóstwo klasztorów i domów zakonnych, nie wyłączając szkół zakonnych dla celów wewnętrznych. Straszliwe gwałty, których dopuszczano się na więźniach kapłanach i zakonnikach w czasie śledztw, nadmiernie ciężkie wyroki sądowe, wskutek których więzienia zaludniały się sutannami i habitami, jak nigdy od czasów Murawiewa – to wielki i bolesny rozdział tych rządów.

Ostatnie lata wzięły Kościół święty w łańcuchy Urzędu do Spraw Wyznań i dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych. Ten wielki aparat kościelny został w ogromnym stopniu skrępowany, a jeżeli nie zdołano go zniszczyć do końca, to może i dlatego, że postawa społeczeństwa katolickiego była dość zwarta; że siła Kościoła była zbyt wielka; że roztropność Episkopatu doprowadziła do ,,Porozumienia”, choćby akt ten był bez znaczenia; że jednak czasy się zmieniały; że przyszły nowe ,,natchnienia” z góry (metoda Chruszczowa). – Te bolesne przeżycia będą związane odtąd na zawsze z imieniem Bolesława Bieruta. Może historia go wybieli? Dziś, gdy odchodzi, pozostawia po sobie straszne wrażenie.

Bolesław Bierut umarł w rocznicę koronacji Piusa XII, człowieka, którego pozwolił tak boleśnie bezcześcić w prasie partyjnej. Ilekroć zwracaliśmy uwagę na tę przekraczającą wszelką przyzwoitość metodę walki, pozostawało to bez skutku, chociaż autorytet Bolesława Bieruta w partii był tak wielki, że mógłby położyć temu kres, albo nadać walce wymiary przyzwoite. Bóg upomniał się o cześć sługi swojego, Piusa, w obliczu Narodu katolickiego, który tak bardzo był urażony w swoich uczuciach religijnych.

Wreszcie – jeszcze jeden ,,palec Boży”. Bolesław Bierut umarł na obczyźnie, w Moskwie – tam, gdzie zgodził się na oddanie 1/3 terytorium Polski, tam, gdzie czerpał swoje natchnienie dla walki z Kościołem. Widocznie Bóg chciał i tu pokazać, że ,,kto czym wojuje, od tego ginie”. Zapewne, można przyjąć, że śmierć miała przebieg normalny, gdy się zważy ciężką chorobę serca, przez którą przeszedł przed kilku laty, i wyczerpującą pracę, jakiej się oddawał. Ale w atmosferze publicznej Narodu pozostanie to osobliwe wrażenie, które zawsze będzie zmuszać do ,,wyjaśnień”.

I jeszcze jedno! Ostatecznie, Bolesław Bierut umarł obciążony ekskomuniką kościelną. Nie dlatego, że był komunistą, ale dlatego że współdziałał w gwałcie, dokonywanym na osobie kardynała, przy jego deportacji z Warszawy. Dekret Świętej Kongregacji Konsystorialnej z dnia 30.IX.1953 wyraźnie to stanowi. Mógł sobie nic nie robić z tego dekretu, jak gwałcił tyle praw Kościoła; ale dla mnie ta okoliczność jest wyjątkowo ciężka, że z mego powodu stanęła jeszcze jedna przeszkoda między sprawiedliwym Sędzią a zmarłym. Jak trudno w takiej sytuacji być pełnym chrześcijaninem! Pogwałcone prawo Kościoła wymaga kary. Cześć należna woli Bożej musi być okazana. To muszę uznać i tego chcieć; muszę chcieć sprawiedliwości Boga, który walczy w obronie swoich pomazańców. A jednak pragnąłbym, by ta ostatnia przeszkoda nie istniała. Tym więcej pragnę modlić się o miłosierdzie Boże dla człowieka, który tak bardzo mnie ukrzywdził. Jutro odprawię Mszę świętą za zmarłego; już teraz ,,odpuszczam mojemu winowajcy”, ufny, że sprawiedliwy Bóg znajdzie w tym życiu jaśniejsze czyny, które zjednają Boże miłosierdzie.

Wieczorem przypomniałem sobie mój ranny sen, który opowiedziałem księżom przy wieczerzy. Istnieje nie tylko Sanctorum communio. Istnieje w świecie komunikacja duchów ludzkich. Tyle razy w ciągu swego więzienia modliłem się za Bolesława Bieruta. Może ta modlitwa nas związała tak, że przyszedł po pomoc. Oglądałem się za nim we śnie – i nie zapomnę o pomocy modlitwy. Może wszyscy o nim zapomną rychło, może się go wkrótce wyrzekną, jak dziś wyrzekają się Stalina – ale ja tego nie uczynię. Tego wymaga ode mnie moje chrześcijaństwo”.

W imię Prawdy! C. D. 104

20 grudnia 2023 roku

W tym dniu modliłem się między innymi słowami z Psalmu 75:

,,Wysławiamy Cię, Boże, wielbimy,
chwalimy Twoje imię, rozgłaszamy Twe cuda.
Gdy Ja porę wyznaczę,
odbędę sąd sprawiedliwy.
Choćby się chwiała ziemia z wszystkimi mieszkańcami,
Ja umacniam jej filary.
Mówię zuchwalcom: «Nie bądźcie zuchwali!»,
a do bezbożnych: «Nie podnoście głowy!»
Nie podnoście głowy przeciwko niebu,
nie mówcie zuchwale przeciw Bogu.
Bo sąd nie przychodzi ze wschodu czy zachodu,
ani z gór, ani z pustyni.
Lecz sam Bóg jest sędzią:
jednego poniża, drugiego wywyższa.
Bo w ręku Pana jest kielich
pieniący się przyprawionym winem.
On z niego nalewa, aż do dna go wypiją,
pić będą wszyscy niegodziwi tej ziemi”.
Ja zaś będę radował się na wieki,
zaśpiewam Bogu Jakuba.
Skruszę pychę wszystkich niegodziwych,
a głowa sprawiedliwego się wzniesie”.

oraz z Psalmu 127:

,,Jeżeli domu Pan nie zbuduje,
na próżno się trudzą, którzy go wznoszą.
Jeżeli miasta Pan nie strzeże,
daremnie czuwają straże.
Daremne jest wasze wstawanie przed świtem
i przesiadywanie do późna w nocy.
Chleb spożywacie zapracowany ciężko,
a Pan i we śnie darzy swych umiłowanych.
Oto synowie są darem Pańskim,
a owoc łona nagrodą.
Jak strzały w ręku wojownika,
tak synowie zrodzeni w młodości.
Szczęśliwy człowiek,
który nimi napełnił swój kołczan.
Nie zawstydzi się, gdy będzie się spierał
ze swymi nieprzyjaciółmi w sądzie”.

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie słowa bł. Kardynała Stefana Wyszyńskiego z dnia 31 stycznia 1956 roku:

,,Chroń mnie, Ojcze Prawdy, przed wyniosłym słowem. Gdy się modlę Tobie, w ciszy, Ty jeden znasz moją prawdę; nie dopuść, by słowa moje przerastały moją prawdę. Ty jeden znasz człowieka i nie trzeba, aby Ci cokolwiek mówić o człowieku. Nie dopuść, bym ja mówił Ci o sobie coś wielkiego, coś przerosłego, wygórowanego. Gdy Ci mówię, że największy grzesznik. Ty wiesz, czy nie myślę czegoś na swoje usprawiedliwienie, czy nie widzę w duchu większych nad siebie grzeszników; nie dopuść, by między moim słowem a myślą była luka. Gdy Ci mówię, że Cię kocham, nie dopuść, bym Ci kłamał. Gdy mówię, że żałuję, nie pozwól, by serce zostało chłodne. Niech słowo moje będzie w prawdzie, niech będzie prawdziwe, oględne, ale rzetelne. Chroń mnie, Ojcze Słowa, od nadużycia słowa. Wejdź w świat moich myśli i uporządkuj je, bym nie starał się słowami i myślami zwodzić Ciebie, imponować Ci. Chroń mnie przed całą tą ,,literaturą”, przed wyobraźnią, przed twórczością, przed nadprodukcją słowa… Obym zamilkł nawet myślą, gdy stoję przed Tobą, który patrzysz w serca i czytasz w myślach… Scrutans corda et renes, Deus”.

Oraz z dnia 19 lutego 1956 roku:

,,W I niedzielę Czterdziestnicy nieustannie wraca nam tragiczna scena z Wielkiego Kuszenia Syna Człowieczego. Do dziś dnia powtarza się w dziejach człowieczeństwa, w życiu Kościoła Chrystusowego, w duszy każdego chrześcijanina. Wielką jest łaską, że Chrystus dał poznać na sobie, jakimi metodami posługuje się kusiciel, jakie są jego kusicielskie chwyty. Czyż nie widzę w sobie, jak wrażliwy jest na pokusę ,,chleba”, na pokusę łatwizny życiowej, na pokusę ,,świętego spokoju”. Czyż nie dobrze podpatrzył kusiciel moje słabości? Jeślim nie uległ tym pokusom dotąd, to wcale nie znaczy, żem już bezpieczny. Jeślim wytrwał, to czy nie dlatego, że Bóg walczył za mnie? Ale samo podejrzenie, że ,,można z nim próbować”, czyż nie stawia mnie w rzędzie tylu innych ludzi, którzy są doświadczani jako i ja? – Walka dziś toczona z Kościołem zwycięża w wielu ludziach właśnie dlatego, że pieką sobie chleby z kamieni, rzuconych Kościołowi pod nogi; że pozwalają się nosić na rękach złym duchom, że nieustannie padają plackiem na twarz, bijąc służalcze hołdy wszystkim kusicielom. To są współcześni katolicy ,,postępowi”. W czym? ,,Postępowi” w złu! Czynią nieustanny postęp w uległości wszystkim coraz słabszym pokusom. – Czy mam się z nich gorszyć? Nie – raczej mam mądrzeć, abym sam nie był kuszony ,,od diabła”. – By mnie uratować przed pokusą. Duch Boży zaprowadził mnie na tę puszczę. Ale i tu nie jestem wolny od pokus: są to walki z sobą, aby już nie myśleć, że mogą być inne drogi niż te, którymi prowadzi mnie Duch Boży od dwóch lat”.

W tym dniu wysłałem pismo do delegata biskupa z zapytaniem o informację, co dokonywało się i dokonuje się aktualnie w mojej sprawie.

W imię Prawdy! C. D. 103

18 grudnia 2023 roku

Tego dnia ważne były dla mnie poniższe słowa z pierwszego czytania Liturgii słowa:

,,«Oto nadchodzą dni – mówi Pan – kiedy wzbudzę Dawidowi Odrośl sprawiedliwą. Będzie panował jako król, postępując roztropnie, i będzie wykonywał prawo i sprawiedliwość na ziemi. W jego dniach Juda dostąpi zbawienia, a Izrael będzie mieszkał bezpiecznie. To zaś będzie imię, którym go będą nazywać: „Pan naszą sprawiedliwością”.
Dlatego właśnie nadchodzą dni – mówi Pan – kiedy nie będą już mówić: Na życie Pana, który wyprowadził synów Izraela z ziemi egipskiej, lecz raczej: Na życie Pana, który wyprowadził i przywrócił pokolenie domu Izraela z ziemi północnej i ze wszystkich ziem, po których ich rozproszył; tak że będą mogli mieszkać na swej ziemi»”. Jr 23, 5-8

19 grudnia 2023 roku

W tym dniu modliłem się między innymi poniższymi słowami:

,,Mamy miasto potężne,
a Pan dla jego ocalenia
otoczył je murem i przedmurzem.
Otwórzcie bramy i niech wejdzie naród sprawiedliwy,
który dochowuje wierności.
Jego duch niezachwiany
przez Ciebie jest umacniany pokojem,
pokojem, bo zaufał Tobie.
Na zawsze złóżcie nadzieję w Panu,
gdyż Pan jest wiekuistą Opoką.
Prosta jest ścieżka sprawiedliwego,
Ty równasz jego drogę szlachetną.
Także i my na ścieżce Twoich wyroków
czekamy na Ciebie, o Panie.
Twoje imię i pamięć o Tobie
są pożądaniem duszy.
Moja dusza jest spragniona Ciebie w nocy,
mój duch szuka Ciebie w swoim wnętrzu.
Kiedy objawiasz ziemi swe wyroki,
jej mieszkańcy uczą się sprawiedliwości.
Panie, obdarz nas pokojem,
bo Ty sam dokonałeś wszystkich naszych czynów”.
Iz 26, 1b-4. 7-9. 12

Tego dnia ważne dla mnie były słowa z Ewangelii:

,,Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan, imieniem Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na imię było jej Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Nie mieli jednak dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna; oboje zaś już posunęli się w latach.
Kiedy Zachariasz według wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł w udziale los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia. A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie ofiary kadzenia.
Wtedy ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza kadzenia. Przeraził się na ten widok Zachariasz i strach padł na niego.
Lecz anioł rzekł do niego: «Nie bój się, Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana: żona twoja, Elżbieta, urodzi ci syna i nadasz mu imię Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu cieszyć się będzie z jego narodzin. Będzie bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony zostanie Duchem Świętym. Wielu spośród synów Izraela nawróci do Pana, ich Boga; on sam pójdzie przed Nim w duchu i z mocą Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych do rozwagi sprawiedliwych, by przygotować Panu lud uległy». Na to rzekł Zachariasz do anioła: «Po czym to poznam? Bo sam jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku».
Odpowiedział mu anioł: «Ja jestem Gabriel, stojący przed Bogiem. I zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę radosną nowinę. A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie».
Lud tymczasem czekał na Zachariasza i dziwił się, że tak długo zatrzymuje się w przybytku. Kiedy wyszedł, nie mógł do nich mówić, zrozumieli więc, że miał widzenie w przybytku. On zaś dawał im znaki i pozostał niemy.
A gdy upłynęły dni jego posługi kapłańskiej, powrócił do swego domu. Potem żona jego, Elżbieta, poczęła i kryła się z tym przez pięć miesięcy, mówiąc: «Tak uczynił mi Pan wówczas, kiedy wejrzał łaskawie, by zdjąć ze mnie hańbę wśród ludzi»”. Łk 1, 5-25

Tego dnia poruszyły mnie słowa z żywotów św. Tymoteusza i św. Maury:

,,Wielkorządca zawezwawszy go przed siebie, spytał jakiego jest wyznania i z jakiego stanu. ,,Jestem chrześcijaninem, odpowiedział mu Tymoteusz, i przy kościele tutejszym jestem Lektorem, to jest do czytania ksiąg świętych przed ludem przeznaczonym”. – ,,Czy wiadome ci, spytał go znowu Aryan, wyroki cesarskie, wymierzające kary na tych, którzy nie oddają czci bożkom naszym?” – ,,Znam je, odpowiedział Święty, i wiem nawet, że ktoby tego uczynić nie chciał, ulegnie śmierci i ciężkim mękom: gotów też jestem na wszystko, byle Boga mojego nie odstąpić”. – ,,A czy widzisz zawołał znowu Wielkorządca, te narzędzia męczeńskie”. I wskazał mu takowe. ,,Gdy cię wezmą na tortury, przestaniesz tak zuchwale odpowiadać”. – ,,Widzę te barbarzyńskie narzędzia, odpowiedział Tymoteusz, ale czy ty widzisz Aniołów Boga Wszechmogącego, którzy mnie otaczają, aby mi wśród męczarni dodać męstwa”.

Po tej odpowiedzi, tyran kazał mu włożyć w uszy długie żelazne trzpienie do czerwoności rozpalone, wskutek czego oczy mu krwią zaszły, i zaślepł. Lecz wśród tak strasznej męki, głośno dziękował Bogu za łaskę męczeństwa i odmawiał psalmy. Wielkorządca kazał go uwiesić u słupa za nogi, z kamieniem uwiązanym u szyi i z kneblem w ustach, aby nie przemawiał. A gdy i po tak barbarzyńskiej katuszy, nie mógł wymódz na nim oddania czci bożkom, dowiedziawszy się, że niedawno się ożenił, posłał po jego żonę, wnosząc, że przez nią prędzej go do tego przywiedzie.

Gdy nadeszła, powiedział jej, że jeśli nie skłoni Tymoteusza do złożenia ofiary bożkom, poniesie on śmierć nieochybnie, i dla tego radzi jej, aby się ubrała jak najwykwintniej i olejami wonnemi namaściła, jak to było wówczas zwyczajem, aby tym sposobem prędzej do serca męża trafiła. Maura, która była młodą kobietą słabej jeszcze wiary, a namiętnie kochała męża, usłuchała tej rady. Wpuszczono ją tedy do więzienia Tymoteusza, któremu rzuciwszy się do nóg, prosiła go i zaklinała na miłość, jaką miał dla niej, aby dla uratowania sobie życia, pozornie oddał cześć bożkom. Tymoteusz odsunął się od niej, mówiąc, iż znieść nie może zapachów, które od niej wychodziły, dając jej przez to poznać, jak niewłaściwie w takiej chwili przystroiła się w ten sposób. Gdy zaś ona nie przestawała nalegać: ,,Mauro, rzekł do niej z wielką powagą, chociaż bardzo rozrzewniony; czy ja słyszę chrześcijankę, czy pogankę? Cóż się stało z tobą? Gdzie się podziała wiara święta, w której wychowaną byłaś? Zamiast żebyś mnie zachęcała do przeniesienia dla Chrystusa cierpień chwilowych, po których czeka mnie wieczne szczęście, ty ośmielasz się namawiać, abym za krótkie życie, dostał się na wieczne męki. Czyż na to mnie miłujesz, abyś mnie zgubiła, i na to stałaś się moją małżonką, aby mnie kusić? Jesteś chrześcijanką, jak i ja chrześcijaninem jestem, bądź więc podobnież wierną Chrystusowi”.

Gdy tak Tymoteusz przemawiał, Pan Bóg łaską swoją serce Maury dotknął. W tejże chwili inna się z niej zrobiła kobieta: ,,Przebacz mi, zawołała, mężu najdroższy, przebacz mi moją bezbożność, nikczemność i małoduszność; już nie tylko nie nakłaniam cię abyś Wielkorządcy słuchał dla uwolnienia się od mąk, które cię jeszcze czekają, lecz owszem proszę cię i błagam, nie odstępuj Chrystusa, chociażby cię w kawałki poszarpano. A i sama za najszczęśliwszą – bym się poczytała, gdybym śmiercią za wiarę, odpokutować mogła mój upadek, i wraz z tobą pozyskać koronę męczeńską. Cóż więc mam czynić, abym tego dostąpiła?” – ,,Droga Mauro, odpowiedział jej na to uradowany Tymoteusz: pociecha, jaką mi sprawiasz tem, co mówisz, zatarła w mojej pamięci wszystko com wycierpiał. Dziękujmy Bogu za łaskę, którą nam wyrządza, trwajmy stale w Jego wyznaniu; nie ma czasu do stracenia, idź do Wielkorządcy i oświadcz mu, że nie tylko nie chcesz mnie przywodzić do oddania czci bożkom, lecz i sama gotowa jesteś przenieść największe męki dla Chrystusa”. To przeraziło Maurę: ,,Nie śmiem tuszyć sobie, rzekła do męża, abym się na to zdobyła; może lepiej czekać aż mnie powołają przed Aryana”. Lecz święty Tymoteusz nie był tego zdania, przypomniał jej, że nie na siebie samę, lecz na łaskę Chrystusa liczyć powinna, pomodlił się za nią, pobłogosławił ją, a Maura poszedłszy do Wielkorządcy, wręcz mu oświadczyła, iż żałuje tego, że za radą jego poszła, że jest także chrześcijanką, i gotowa na śmierć i na męki za wiarę.

Zdziwiony tem Aryan, według zwyczaju pogan tak nagłą zmianą w Maurze przypisywał sztuce czarnoksiężkiej Tymoteusza; a chcąc ją od śmierci zachować, rzekł do niej: ,,Widocznem jest, że mąż twój jest czarnoksiężnikiem. Posłuchaj więc mojej rady, i pozostaw go w jego szalonym uporze: już go nic nie upamięta, musi śmierć ponieść; a ty jeżeli oddasz cześć bogom naszym, wydam cię za mąż za jednego z wodzów wojsk cesarskich, z którym będziesz żyła szczęśliwie, i będziesz jedną z pierwszych pań tego kraju”. Maura odpowiedziała mu na to z oburzeniem, że jeśli męża jej zamordują, nie będzie ona miała innego oblubieńca jak Chrystusa, w którego królestwie niebieskiem ma nadzieję i sama nie długo połączyć się ze swoim kochanym Tymoteuszem. Aryan wpadł we wściekłość, a widząc ją jeszcze w owych wykwintnych strojach w których poszła była do męża i włosy jej nadzwyczaj długie i piękne kazał katom obecnym aby je w tejże chwili z głowy jej oberwali. Podczas tej męki, Święta w głos dziękowała Panu Bogu, że jej daje sposobność od pokutowania za grzechy, jakie popełniła z upodobaniem pielęgnując włosy dla przypodobania się drugim.

Wtedy tyran bardziej jeszcze rozgniewany, kazał jej palce po palcu odcinać, a Maura znowu dziękowała Bogu, spodziewając się, iż przez tę mękę odpokutuje lekkomyślność jakiej dopuszczała się gdy palców używała głównie do trefienia włosów, i przystrajania nędznego ciała swojego. Aryan kazał ją wrzucić w kocioł wrzącej wody. Ogień pod kotłem podżegano, lecz Święta jakby najmniejszego nie czuła bólu, prosiła Pana Boga, aby ten ukrop obmył jej duszę ze wszelkich skaz grzechu, i wyszła z kotła żywa i zdrowa. Wielkorządca nadzwyczaj cudem tym był uderzony, który nawet później był głównym powodem jego nawrócenia się i poniesienia męczeństwa za wiarę. Lecz wtedy, daleko jeszcze od tego było. Chciał on wprawdzie świętą Maurę, już po tej katuszy odprawić do domu, lecz inni będący przy nim urzędnicy cesarscy ostrzegli go, że tym sposobem nie spełniłby swego obowiązku, i uzuchwaliłby chrześcijan. Podwoił przeto okrucieństwa: kazał lać na Świętą Męczenniczkę wrzącą siarkę ze smołą. Barbarzyństwo to zgrozą przejęło nawet pogan obecnych, lecz Maura szydziła z tej katuszy, jakby jej wcale nie czuła. Wtedy Aryan wydał wyrok, aby oboje tych Świętych małżonków rozpięto na krzyżu i pozostawiono na nim aż skonają, chyba że na koniec skłonią się do oddania czci bożkom.

Gdy ich na miejsce ukrzyżowania prowadzili, matka świętej Maury, którą ona nadzwyczaj kochała, przebiwszy się przez tłumy pogan otaczających Świętych, i w chwili gdy już byli blisko krzyżów, z wielkim płaczem rzuciła się na szyję córki. Wszystkich ten widok rozczulił, a i sama Maura nadzwyczaj wzruszona, wyrwała się z objęć matki, pobiegła do krzyża i przyczepiła się do niego, prosząc Pana Jezusa aby ją nie pozbawiał szczęścia poniesienia tegoż rodzaju śmierci, jaką On z miłości ku ludziom, ponieść raczył.
Przystąpili na koniec kaci do ukrzyżowania, i z rozkazu tyrana uczynili to w ten sposób, aby Święci dłużej żyć mogli, a przez to dłużej wystawieni na tak ciężką próbę, skłonili się wreszcie do oddania czci bogom. Rozpięci na krzyżach obok stojących, pozostawali na nich przez kilka dni, a w ciągu tej strasznej męki razem się modlili, na przemian psalmy głośno odmawiali i jedno drugiemu dodawało ducha.

Przed samem ich błogosławionem skonaniem, Maura miała widzenie, w którem ujrzała w Niebie tron bardzo wyniesiony, a nad nim koronę dla niej przeznaczoną, nieco zaś wyżej drugi takiż tron, z koroną dla jej męża. Gdy spytała dla czego te dwa trony nie stoją na równi, usłyszała odpowiedź: że ponieważ po Bogu gorliwości to, namowie, przykładowi i modlitwie męża, zawdzięcza ona swoje nawrócenie i swoję wytrwałość, słusznem jest, aby jej męża wyższa w Niebie spotkała nagroda. Po tem widzeniu, święta Maura ujrzawszy wielu chrześcijan obok jej krzyża zgromadzonych, przemówiła jeszcze do nich, polecając im wytrwałość w wierze, ufność w łasce Bożej i aby za nic poczytywali dobra tego świata, byle wiekuistego szczęścia w niebie dostąpić. Na koniec, oboje Święci poleciwszy się Panu Bogu, prawie w jednejże chwili oddali w ręce Jego ducha”.