W imię Prawdy! C. D. 418

8 lipca 2024 roku

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

,,Wyjaśniwszy w poprzednich ustępach naturę i podział zachwyceń i porwań, musimy się następnie zająć sprawą trudniejszą i mozolniejszą, tj. odróżnieniem zachwytów naturalnych i szatańskich od nadnaturalnych i Boskich. Podstępy szatańskie są bowiem niezliczone, mrzonki wyobraźni są przeróżne, a drogi Boże są niedocieczone tak, że niedoświadczeni – do których siebie zaliczam – nie zdołają ich poznać.
Stąd też wypływa wniosek, żeby się wyrokowało bardzo wątpliwie i fałszywie w tym względzie, gdyby się nie opierało na cudzym doświadczeniu. Słusznie bowiem powiada Ryszard: ,,Najlepiej uczy nas w tej mierze doświadczenie tych ludzi, którzy pełność onej mądrości nie tyle z nauki cudzej, ile raczej z własnego doświadczenia posiedli”. Z ich tedy dzieł zaczerpnąłem pewne prawidła, według których nie trudno będzie odróżnić prawdę od fałszu, byleby nie wyrokować na podstawie jednego lub drugiego prawidła wziętego odrębnie, lecz na podstawie kilku razem zebranych.

1.Osłupienie naturalne, pochodzące z zawrotu głowy, z katalepsji lub z innej choroby, lekarze zdołają bez wszelkiej trudności rozpoznać po objawach ukazujących się na ciele chorego. Również z temperamentu można z pewnością wnosić o jakości zachwycenia, bo np. ludzie temperamentu melancholicznego zwykli się tak głęboko zatapiać w jednej myśli, że łatwo zapominają o innych. Tak samo ludzie pozostający pod gwałtownym uczuciem miłości lub pragnienia czy przygnieceni nawałem boleści lub smutku tak się zwykli wyłącznie temu oddawać, że od zmysłów odchodzą, jakoby popadali w zachwycenie.
Atoli prawie niepodobna, by w tego rodzaju osłupieniu nie pozostała władza w żadnym zamyśle. Słusznie też z własnego doświadczenia powiada Kajetan: ,,Częste objawy zachwytów u osób chorobliwych pochodzą pierwotnie z dobrowolnego zastanawiania się nad własnym stanem; następnie przyzwyczajenie przechodzi w naturę, tak iż wbrew woli takiej osoby zachwyty przychodzą. Dowodem tego jest owa okoliczność, że jeżeli się całą siłą ducha zajmą przez dłuższy czas innymi myślami, uwalniają się od powyższych przypadłości”.

2.Z tego wynika, że u osób początkujących w życiu duchowym należy rozpoznawać zachwycenia bardzo oględnie. Albowiem dusza słaba, oddając się zbyt usilnie rozważaniu spraw Bożych, do czego nie była dawniej przyzwyczajona, tak się niekiedy przejmuje ich nowością i słodyczą, że o wszystkim innym zapomina i zda popada w zachwycenie. Jak upojenie zwykło pochodzić z większej mocy wina, lub ze słabości głowy, tak też i zachwycenie przydarza się niekiedy początkującym wskutek nadzwyczajnej słodyczy niebieskiej, której jeszcze nie zdołają znieść.
Wiadomo nam z doświadczenia, że są tak mocne głowy, że nawet większa obfitość wina nic im nie szkodzi. A przeciwnie – innych już najmniejsza doza upaja. Podobnie zdarza się przy używaniu pociech duchowych, że dusze słabsze mniej są zdolne do przyjmowania ich słodyczy bez jakiegoś nadużycia. Nawet doskonalsi otrzymują je od Boga niekiedy w takiej obfitości, żeby mogły zabić życie cielesne, gdyby ich Opatrzność Boża nie zmniejszyła lub nie usnęła.

3.roztropny kierownik duchowy powinien w razie zdarzających się zachwyceń zbadać dokładnie: czy dusza oddana jego pieczy jest istotnie godna tak wielkiej łaski, czy się pozbyła wszelkiego przywiązania do stworzeń, do jakiego stopnia miłości Bożej doszła, jak wielką jaśnieje czystością i jak dalece postąpiła w pokorze. Następnie należy zbadać, czy podobnie jak w duszy, miewa zachwycenia także w obyczajach – czy mianowicie żyje życiem nadziemskim i Bogu oddanym przez całkowite umartwienie.
Czyje bowiem życie nie odpowiada tak wielkim darom, tego zachwycenia są bardzo podejrzane i nie należy ich uznawać za prawdziwe, a raczej za złudzenia szatańskie. Nie mówię, że już taka dusza musi być wolna od każdej niedoskonałości – bo podniesienie ku Bogu nikogo nie wyzwala ze zwyczajnej natury ludzkiej podległej niedoskonałościom powszednim. Należy się jednak wystrzegać, ażeby według tego nie mierzyć świętości u drugich. Owszem, zachwycenia należy uważać za mało znaczące, jeżeli się nie zdarzają osobom o ugruntowanej świętości, które za ich pomocą postępują w dobrym i utrwalają się w cnotach, tak że nie ma najmniejszej obawy przed złudzeniem szatańskim.
Bardzo też zbawienna jest rada dla początkujących, a nawet i dla doskonałych, aby zachwyceń unikali i aby się wszystkimi siłami im opierali za przykładem świętych. Czytamy o opacie Sisoi, że kiedykolwiek modlił się na stojąco, jeżeli tylko rąk na dół nie opuścił, natychmiast popadał w zachwycenie. Toteż ilekroć wypadło mu razem z drugim bratem zakonnym odprawiać modlitwy, natychmiast opuszczał ręce, aby nie popaść w zachwycenie. Łukasz Wading pisze, że franciszkanin Rogeriusz miał powiedzieć swemu spowiednikowi opowiadającemu o częstych zachwyceniach świętego Egidiusza, że dusza czysta wznosząc się ku Bogu, łatwo popada w zachwycenie i że znał pewnego człowiek, który całymi dniami opierał się ze wszystkich sił, by nie popaść w zachwycenie, i tyle pracował, aby się przez porwanie nie połączyć z Bogiem, ile inni zwykli się starać, aby się do Niego zbliżyć. Niejednokrotnie opierała się tej łasce święta Teresa, zwłaszcza w obecności innych sióstr. Albowiem święci sądzą o sobie bardzo nisko i uważają się za niegodnych tej łaski, a bardzo wielką przykrość im sprawia wszelkie ukazywanie się wobec świata.
Zresztą mądrze uczyni kierownik duchowy, kiedy widząc, że jakaś dusza doszła do wysokiego stopnia świętości, nie będzie zwracał na to jej uwagi, lecz pozwoli jej w prostocie serca i w zapoznaniu własnego stanu postępować za pociągającym ją Bogiem. W ten sposób najlepiej się strzeże dary Boże i osłania pokorę.

4.Pewną oznaką, a przynajmniej nasuwającą podejrzenie, że jakieś zachwycenie pochodzi od szatana, są przechwałki, że ktoś może na zawołanie popaść w zachwyt, gdyż zachwycenie nikomu się nie dostaje jako trwała właściwość, jako stały przymiot, lecz łaska Boża pociąga duszę do siebie kiedy i jak chce. Takim samym znakiem jest twierdzenie, że ktoś według upodobania może przerwać zachwycenie lub że za wymówieniem jakiegoś słowa powróci do zmysłów. Wszakże moc Boga nie jest przywiązana do słów – chyba żeby to był rozkaz przełożonego domagającego się spełnienia posłuszeństwa. Jednakże ten ostatni znak sam przez się nie jest jeszcze zupełnie nieomylny, lecz dopiero wtenczas, kiedy go inne poprą.

Dalszym znakiem fałszywego zachwycenia jest, kiedy dusza zachwycona zajmuje się różnymi myślami i pojęciami przedmiotów stworzonych lub popada w wir różnych wyobrażeń. W prawdziwym bowiem zachwyceniu dusza zajmuje się jedynie Bogiem, a w Nim cudownie pogrążona o wszystkim innym zupełnie zapomina, tak że nawet nie może modlić się za przyjaciół lub chcieć czego innego, jak tylko, czego Bóg chce.
Chociażby ktoś pozostawał w zachwyceniu przez kilka dni bez pokarmu i napoju, co się za cud zwykle uważa, nie byłoby to jeszcze dowodem, że zachwycenie jest nadprzyrodzone, bo lekarze podają bardzo liczne przykłady, kiedy ludzie bez cudu mogli przez dłuższy czas żyć bez pokarmu i napoju.

Również fałszywe są zachwycenia tych ludzi, którzy popadają w nie wśród gestów i ruchów nieprzyzwoitych; którzy w samej chwili zachwycenia wymawiają słowa próżne, niejasne, niedorzeczne i nieoględne; którzy się chełpią z zachwyceni i opowiadają o rzekomych objawieniach rzeczy błahych, próżnych i drobiazgowych; którzy nie starają się o postęp w życiu duchowym i nie ćwiczą się w pokorze. Znakomicie mówi o tym Kajetan: ,,Należy zauważyć, że jeżeli przy takich zachwyceniach zdarza się coś naturalnie lub obyczajowo nieprzyzwoitego, czy to w poruszeniach wewnętrznych, czy zewnętrznych, natenczas nie będzie to zachwycenie prorockie, lecz źródłem jego będzie słabość, obłuda, złudzenie szatańskie lub naturalny skutek zatopienia się w rozważaniu jakiejś sprawy”.

Następnie zaś dodaje, że ci, co w zachwyceniu mówią, a potem rzekomo nie wiedzą, co mówili, a jednak według tego postępują; jak również ci, co niby to chcąc nie chcąc wszystko cokolwiek wiedzą, jakoby pod obcym naciskiem wypowiadają – nie są prawdziwymi prorokami. ,,Stąd więc wynika” – mówi dalej tenże sam Kajetan – ,,że osoby mówiące w zachwyceniu w imieniu Pana Jezusa lub jakiegoś świętego tak, jakoby pod ich naciskiem mówiły, a nie z siebie, albo są oszukane, albo oszukują. A jednak głupi świat podziwia i uwielbia mowy, czyny i osoby tego rodzaju i się nimi zachwyca”. Widocznie zapomina o słowach Apostoła (1 Kor 14, 32) mówiącego: ,,I duchy proroków są poddane prorokom”, tj. mówią ze spokojem duszy, a nie popadają jako szaleńcy w gwałtowne wybuchy. Kiedy zechcą, mogą milczeć i odłożyć mowę na czas stosowniejszy”.

W imię Prawdy! C. D. 413

6 lipca 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii słowa:

,,Wtedy przystąpili do niego uczniowie Jana z zapytaniem: ,,Jak się to dzieje, że my oraz faryzeusze tak często pościmy, podczas gdy twoi uczniowie nie poszczą?” Jezus odpowiedział im: ,,Czyż mogą goście weselni pogrążać się w smutku, jak długo oblubieniec jest z nimi? Nadejdzie czas, kiedy oblubieniec zostanie im zabrany; wtedy będą pościć.
Nikt nie naszywa na stare ubranie łaty z nowego sukna; bo taka łata obrywa szatę i powstaje tylko jeszcze większa dziura. Podobnie nikt nie wlewa młodego wina do starych worów; inaczej pękają wory, a wino rozleje się i wory się psują. Młode wino zlewa się do nowych worów; a wtedy trzyma się jedno i drugie.” Mt 9, 14-17

Do powyższego fragmentu Pisma świętego ważny był dla mnie komentarz ks. Wujka:

,,Izali synowie oblubieńca smęcić się mogą?
Przez synów oblubieńca rozumie apostołów, i stosuje mowę do obrządku ślubnego; starożytni bowiem mieli zwyczaj, jak i teraz bywa, oblubieńca ze czcią prowadzić, i jemu towarzyszyć podczas wesela, żeby przez to liczne grono towarzyszy, przyjaciół i krewnych podnieść uroczystość weselną. Tych zaś nowego małżonka towarzyszy nazywa Chrystus synami oblubieńca.
Smęcić się.
Być smutnymi, chodzić w żałobie, i wstrzymywać się od pokarmów, jak czynią ci, którzy są w smutku.
Póki z nimi jest oblubieniec?
Dopóki się odbywa wesele, niewłaściwa jest pościć, i nie być uczestnikiem wspólnej radości. Oblubieńcem zaś jest Chrystus, którego iż tak rzec, obchodzą się tutaj zaręczyny, ślub zaś weselny w niebie gdzie się dokonywa niejako małżeństwo z jego oblubienicą kościołem, Ap 19, 7 i 9, który wtedy wprowadzi ją do łożnicy swojej, to jest do nieba, gdzie na wieki będzie zostawała w jego objęciach.
Będzie wzięty od nich oblubieniec.
Przez śmierć krzyżową.
A żaden nie wprawuje łaty.
Chce Chrystus tem podwójnem podobieństwem nauczyć, że rodzaj życia należy stosować do pojęcia i usposobienia uczniów, iżby zmuszeni na początku do niezwykłego postu, nie odstraszyli się i nie odstąpili od ustaw. Przeto porównywa uczniów swoich do szaty zupełnie starej, rodzaj zaś życia surowy i ostry, do sukna jeszcze surowego i wina nowego; i zdanie jest: jako do starego sukna nie przyszywa się sukno nowe, które będąc wszywane hardziej rozdziera sukno stare; i jako wino nowe, lub moszcz burzący się nie wlewa się do beczek starych, które łatwo fermętujące się wino rozrywa; tak uczniom przywykłym do życia swobodniejszego, nie należy zaraz podawać prawideł postępowania surowych i trudnych, żeby zraziwszy się trudnościami, nie odstąpili od przedsięwzięcia prowadzenia życia doskonalszego.”

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

,,Tak więc o tym mówimy, że popadł w zachwycenie lub porwanie, kto odchodzi od zmysłów. Dzieje się to – według nauki księcia teologów, świętego Tomasza – tak w dziedzinie władzy poznawania, jako też pożądania. We władzy poznawania dokonują się owe zjawiska formalne – bo kiedy umysł zajmie się pewnym przedmiotem, natenczas odrywa się od innych. We władzy zaś pożądania dokonują się przyczynowo, tj. siła uczucia opanowuje duszę i ujarzmia ją. Powszechnie znane i przyjęte jest zdanie Dionizjusza: ,,Miłość rodzi zachwycenie”, bo chociaż dusza dwoma skrzydłami wzlatuje ku Bogu, mianowicie poznaniem i miłością, jednakże miłość daje więcej siły i giętkości do lotu. Poznanie bowiem jest pewnego rodzaju przypodobaniem służącym do zapalenia miłości, miłość zaś ma siłę jednoczącą, przemieniającą miłującego w umiłowanego według słów Apostoła: ,,Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Ga 2, 20). Stąd to zwolennicy teorii Platona odmawiają władzy poznawania dokładnej znajomości Boga, a przypisują ją miłości. Przez poznanie bowiem widzimy Boga, przez miłość posiadamy Go, a przez posiadanie poznajemy. Toż słusznie mówi święty Grzegorz: ,,Sama miłość jest już poznaniem”.

Podobnie święty Bernard, uznając, że są dwa środki wzniesienia się do Boga, tj. światło rozumu i miłość, pierwszeństwo przyznaje miłości, która wprowadza duszę do piwnicy winnej, tak że może powiedzieć: ,,Rozgorzało serce moje we mnie, a w rozmyślaniu moim rozpalił się ogień” (Ps 38, 4). ,,Skoro bowiem” – mówi święty Doktor – ,,dwa są rodzaje zachwycenia: jeden w umyśle, a drugi w uczuciu; jeden w świetle, a drugi w zapale; jeden w uznaniu, a drugi w poddaniu; toż zaiste pobożne uczucie, pierś zagrzana miłością i strumień świętego poddania, a wreszcie i potęga gorliwości nie skądinąd pochodzą, jak z piwnicy winnej”.

Ryszard – zgodnie ze świętym Bernardem – podaje trzy przyczyny zachwycenia, z których dwie przypisuje władzy uczucia, a jedną rozumowi. Pierwszą jest wielka pobożność lub miłość, która w duszy ludzkiej zapala tak silne pragnienie niebieskie, że ogień miłości wewnętrznej, wzmagając się ponad naturę ludzką, roztapia duszę jako wosk i wyrywa ją z pierwotnego stanu, a wznosi ją pod niebiosa. Drugą przyczyną jest wielki podziw, który porywa duszę, wyprowadzając ją pod wpływem światła Bożego z własnych granic, a wprowadzając ją w podziwianie najwyższej piękności, wznosi ją na kształt błyskawicy w górne krainy. Zaczyna się to zachwycenie od podziwu wynikającego z oglądania pierwszej prawdy i rozwijając się powol, jakoby od świtu, kończy się ostatecznie dziennym upałem miłości. Trzecią przyczyną jest wielka przyjemność i radość, tj. kiedy dusza ludzka upojona obfitością wewnętrznej słodyczy zupełnie zapomina, czym jest i czym była, a przejęta dziwnym nadziemskim uczuciem odchodzi od przytomności.

Z tych przyczyn Ryszard wywodzi zachwycenie i na końcu wspomnianego dzieła dodaje, że można rozróżnić trzy stopnie zachwyceni. ,,Niekiedy bowiem” – mówi on – ,,zachwycenie wynosi dusze poza granicę zmysłów, niekiedy także poza granicę wyobraźni, a niekiedy i ponad rozum. Któż zaś odważy się przeczyć oderwaniu od zmysłów lub od wyobraźni, skoro nawet oderwanie od rozumu stwierdza powaga Apostoła, mówiącego: ,,Znam człowieka… czy w ciele, nie wiem, czy poza ciałem, nie wiem, Bóg wie”, iż takowy ,,zachwycony był aż do trzeciego nieba” (2 Kor 12, 2). Zaiste dlatego nie mógł rozpoznać, co się z nim działo, gdyż wskutek zachwycenia wzniósł się ponad sfery ludzkiego rozumu”.

Tak więc pierwszy i najniższy stopień polega na tym, że dusza zatopiona w kontemplacji całą swą siłę tak dalece zwraca na wewnątrz, że na zmysły zewnętrzne wcale nie zważa, wskutek czego przestają one na nią działać i odbierać wrażenia ze świata zewnętrznego. Drugi stopień zachwycenia polega na tym, że także wewnętrzne zmysły pogrążają się w najwyższej kontemplacji wskutek chwilowo zawieszonej twórczej pomocy Bożej, aby się nie zajmowały tymi przedmiotami, do których są z natury skłonne.

Nareszcie trzeci, najdoskonalszy stopień, znany tylko tym, którzy go osiągnęli, polega na tym, że wyższa cząstka duszy, tj. rozum i wola, wznoszą się w sposób nadnaturalny i niedocieczony ponad wszelkie wyobrażenia i rzeczy zmysłowe aż do Boga. Na tym stopniu ,,przychodzi ów pokój, w którym dusza zasypia. Pokój zwracający duszę na wewnątrz. Pokój tamujący pamięć o sprawach zewnętrznych. Pokój, który olśniewa światło rozumu, który zaspakaja pragnienie serca, który całkowicie pochłania duszę, tłumiąc równocześnie i wyobraźnię, i pamięć, i rozum, jak świadczy Apostoł, mówiąc, że ten pokój przewyższa wszelki umysł (Flp 4, 7)

W imię Prawdy! C. D. 367

15 czerwca 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii słowa:

,,Eliasz zszedł z góry i odnalazł Elizeusza, syna Szafata, orzącego: dwanaście par wołów przed nim, a on przy dwunastej. Wtedy Eliasz, podszedłszy do niego, zarzucił na niego swój płaszcz.
Wówczas Elizeusz zostawił woły i pobiegłszy za Eliaszem, powiedział: «Pozwól mi ucałować mego ojca i moją matkę, abym potem poszedł za tobą».
On mu odpowiedział: «Idź i wracaj, bo po co ci to uczyniłem?»
Wtedy powrócił do niego i zaraz wziął parę wołów, złożył je na ofiarę, a na jarzmie wołów ugotował ich mięso oraz dał ludziom, aby zjedli. Następnie zabrał się i poszedłszy za Eliaszem, stał się jego sługą”. 1 Krl 19, 19-21

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

„Aby dokładnie poznać ducha ludzkiego, dobrze jest najpierw zbadać tę dziwna rozmaitość, jaka zachodzi nie tylko między poszczególnymi ludźmi, ale także pomiędzy ich duchami i zdolnościami. Jak bowiem ciałem, tak też i duchem różnią się ludzie między sobą. Pan „dał jednemu pięć talentów, drugiemu zaś dwa, a trzeciemu jeden” (Mt 25, 15).
Jedni mają silne ciało, ale tępy i niepojęty umysł; inni znowu obdarzeni są żywym i bystrym rozumem, lecz ciągłe choroby niszczą ich siły żywotne. Niektórzy, skłonni do życia samotnego i kontemplacyjnego, niezdolni są do spraw doczesnych, inni znowu są zdatni do czynności i zajęć praktycznych, a mniej zdolni do kontemplacji. Niektórzy są szczerzy, otwarci i tego, co myślą, nie obwijają w bawełnę; inni znowu kryją się z myślami i wyrażają się tylko ogródkami. Jedni zyskują sobie przychylność wszystkich usłużnością, swobodą i słodyczą; inni zaś ponurzy i zachmurzeni unikają wszelkiej styczności z ludźmi. Jedni w szlachetnym i zacnym umyśle myślą tylko o rzeczach wzniosłych i wspaniałych; inni wylani na wszelkie brudy przed niczym się nie uchylają, byleby zaspokoić pożądliwość. Inni znowu mają tępszy umysł, lecz usilną pracą starają się zaradzić wrodzonemu niedostatkowi.

Wreszcie – zdarzają się i znakomitości, raczej aniżeli niż ludzie, lecz są to fenomeny ukazujące się sporadycznie w biegu wieków. Dla nich nie ma nic zbyt ciężkiego, nic tak zawiłego, czego by nie rozwiązali, nic tak trudnego, czemu by nie podołali. Doświadczenie zaś stwierdza, że umysły bystrzejsze łatwiej błądzą i są zdolniejsze do wyszukiwania nowości niż do działania, gdyż wiecznie są niezdecydowane, ciągle wynajdują urojone przeszkody i wszystko wprawiają w zamieszanie zbyteczną drobiazgowością. Pewniejsze i więcej przydatne są umysły średnie.

Wiele przyczyn składa się na wywołanie tej rozmaitości. Pierwszą jest wzajemne oddziaływanie duszy i ciała, nienormalny stan jego członków i większa lub mniejsza ich zdatność do wykonywania własnych czynności; z drugiej zaś strony wstrząśnienia duszy poruszają i miotają ciałem jakby jakieś nawałnice. Drugą przyczyną jest rozmaitość temperamentu u poszczególnych ludzi, tj. owe nieprzeliczone kombinacje głównych przymiotów u każdego człowieka. Filozofowie zaś uczą i doświadczenie stwierdza, że temperament wywiera stanowczy wpływ na obyczaje . Trzecia przyczyna pochodzi z różnych zamieszań, jakie opanowują umysł i stają się zarodem gwałtownych poruszeń. Czwarta wypływa z rozmaitości miejsca i klimatu, które bez wątpienia wpływają na rozmaitość obyczajów u różnych narodów. Niektóre bowiem narody są z natury wojownicze, inne zaś zniewieściałe; jedne są dzikie, inne łagodne; jednych umysły są spokojne wskutek łagodnego klimatu, innych zaś gwałtowne i zupełnie podobne do nieba, pod którym mieszkają.
Do tego należy dodać wykształcenie, wychowanie, wiek, stan, pożywienie, tradycje rodowe, stosunki towarzyskie itp., co nie tylko jednych od drugich, ale jednego i tego samego człowieka w różnych porach życia zmienia i odróżnia. Warto posłuchać, co w tym względzie mówi Tertulian.
„Jak ziarna każdego gatunku zboża” – mówi on – „zupełnie jednako wyglądają, a przecież różne wydają plony: jedne wydają zwyczajny, inne nawet go przewyższają, a inne wreszcie wyradzają się stosownie do rozmaitego klimatu i gleby, stosownie do staranności i opieki, jakimi są otaczane, i zależnie od rozmaitych czasów i klęsk elementarnych; tak samo ma się i z duszą: jest ona co do istoty jednaka, ale różna w owocach, bo i tu wywiera wpływ miejsce pobytu. Powiadają, że w Tebach rodzą się ludzie tępego umysłu i ze zwierzęcym instynktem; w Atenach – skłonni do nauk i bystrego pojęcia. Empedokles wywodzi przyczynę bystrości lub niezdolności umysłu z jakości krwi, a postęp i doskonałość z nauki i wychowania. Nadto powszechnie utarte jest zdanie o charakterach narodowych. Komicy wyśmiewają Frygijczyków jako bojaźliwych; Salustiusz piętnuje Maurów mianem próżnych, a Dalmatów przezywa okrutnymi; nawet Apostoł nazywa Kreteńczyków kłamcami. Może ma tu wpływ także ciało i jego zdrowie. Bogactwo przeszkadza mądrości, a niedostatek jej sprzyja; paraliż niszczy rozum, suchoty go nie naruszają. Ileż znowu innych przyczyn wpływa dodatnio lub ujemnie na przymioty człowieka wyższe niż dobra tusza i wielka siła cielesna. Dodatnio wpływają: nauki, wychowanie, sztuki, doświadczenie, zajęcia i prace; ujemnie zaś, ciemnota, lenistwo, opieszałość, rozkosze, brak doświadczenia, ociężałość i nałogi”.
Tak więc widoczną jest rzeczą, że stosownie do rozmaitego wpływu powyższych przyczyn rozmaite są u różnych ludzi duchy, rozmaite prądy, poruszenia i popędy naturalne.

Z tego zaś łatwo wywnioskować, jak trudne jest poznanie ducha ludzkiego, tej niezgłębionej przepaści, pełnej kryjówek i zakątków, niedostępnej dla nikogo z wyjątkiem samego Boga i tego, komu by Bóg objawić raczył. „Człowiek jest wielką przepaścią” – mówi święty Augustyn – „a Ty, o Boże, znasz liczbę jego włosów i nie ubędzie ani jeden bez Ciebie; a jednak łatwiej zliczyć jego włosy aniżeli popędy i poruszenia jego serca”.

Najszkodliwszym nieprzyjacielem człowieka jest własny duch. Jest on podstępny, zwodniczy i chytry; chwiejny, ciekawy, niespokojny i goniący za nowostkami. Wyobraźnia nie może mu poddać nic tak szpetnego, czym by się nie zajął; nie ma nic tak głupiego i próżnego, czego by nie przyjął. Co dopiero hołdował pozornie Duchowi Bożemu, a za chwilę już przechodzi w służbę szatańską i „nigdy nie trwa w tym samym stanie” (Hi 14, 2). Będąc chytrym postępuje sobie nadzwyczaj zręcznie i zmyślnie w pokrywaniu siebie i własnej korzyści płaszczykiem chwały Bożej i postępu w doskonałości. Jednak w gruncie rzeczy nie chodzi mu o chwałę Bożą lub o postęp w doskonałości, ale siebie samego uwielbia i kocha, a nawet najświętsze rzeczy odnosi świętokradzko do siebie jako do celu ostatecznego.
Toteż każdy powinien strzec się bardziej samego siebie aniżeli szatana, bo żadna siła zewnętrzna nie może nam szkodzić, jeżeli jej sami nie podamy broni, ręki i zezwolenia. Wprawdzie wielu przeciwników usiłuje wtrącić nas do zguby, do tego dąży świat, szatan i człowiek, lecz nikt bardziej nie nastaje na nas aniżeli człowiek.

„Zapytasz może” – pyta święty Bernard – „co za człowiek? Każdy względem siebie samego. Nie dziw się temu, bo człowiek tak dalece jest własnym kusicielem i zdrajcą, że nie potrzebujesz obawiać się kogo innego, jeżeli sam na siebie nie podniesiesz ręki. Wszak powiedziano: „I któż Wam zaszkodzi, jeśli w dobrym współzawodniczyć będziecie?” (1 P 3, 13). Ręką twoją jest zezwolenie: jeżeli podszeptom szatańskim i światowym ponętom odmówisz zezwolenia, a „nie wydasz członków swoich orężem nieprawości i nie zezwolisz, by grzech królował w twym ciele znikomym”, dowiedziesz, że jesteś dobrym naśladowcą, któremu złość nie zaszkodziła. Szatan cię napada, lecz nie obala, bylebyś mu odmówił przyzwolenia. On wprawdzie z zazdrości napadł i obalił mieszkańców raju, jednakże dopiero wtenczas, kiedy się zgodzili i nie sprzeciwiali. Kusi także i świat, bo w złym jest pogrążony (1 J 5, 19). Kusi wszystkich, lecz wywraca tylko swoich zwolenników, tj. tych, co się z nim zgadzają. Z tego dość już jest widocznym, że człowiek sam dla siebie jest największym zdrajcą, bo tylko swoim wpływem, bez obcej pomocy, może upaść; obcym zaś, bez własnego udziału, upaść nie może. Któremu tedy z nich najbardziej opierać się należy? Zapewne temu, który będąc najbliższym, sam wystarcza do upadku, a bez którego wszystkie inne nic nie zdołają”.

W imię Prawdy! C. D. 339

29 maja 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

„Duchem szatańskim nazywamy ten wpływ, który poddaje naszej duszy to, co jest złe i grzeszne, co się sprzeciwia cnocie, co jest sprzeczne z przykładami i nauką Chrystusa, tj. kiedy dusza, miotana i utwierdzona pożądliwością zostaje skłoniona do nieposłuszeństwa i do przestąpienia Prawa Bożego. Dlatego też lęka się Apostoł, „żeby jak wąż oszukał Ewę chytrością swoją, tak myśli” nasze „nie zostały skażone i nie odpadły od prostoty, która jest w Chrystusie” (2 Kor 11, 3), tj. abyśmy nie dali się oszukać temu, który „jak lew ryczący krąży, szukając kogo by pożarł” (1 P 5, 8). Jego to zdradą „weszła śmierć na okrąg ziemi” (Mdr 2, 24). Albowiem sprawiedliwie za pychę strącony z nieba do piekła, widząc ludzi przeznaczonych na one miejsca, jakie dla niego i jego towarzyszy były zgotowane, zazdrości im tej chwały.

Stąd też już pierwszych rodziców skusił pochlebnymi obietnicami do skosztowania zakazanego owocu i wtrącił ich i całe potomstwo w nędzę cielesną i duchową. Nie przestaje też i nas, dziedziców pierworodnej skazy, ciągłymi skrytymi podszeptami sprowadzać z drogi cnoty i pobudzać do wszelkiej nieprawości, aby nas niebacznych mógł wreszcie doprowadzić do uczestnictwa w wiecznym zatraceniu. „Dlatego też” – powiada święty Bernard – „tym usilniej starajmy się poznać, w jaki sposób mamy przyjmować szatańskie pokusy, a raczej: z jakim obrzydzeniem mamy je odrzucać. Powinniśmy odwracać uszy, by nie słyszeć krwi i mądrości, jaką objawiają ciało i krew. Powinniśmy plemię babilońskie, tj. myśli światowe, w samym zarodzie chwytać i rozbijać o skałę. Samego nawet szatana wraz z jego pokusami mamy odtrącić od oblicza naszego serca i wniwecz obrócić”. Ponieważ zaś duch szatański jest wprost przeciwny Boskiemu, przeto łatwo – z tego cośmy już o Boskim powiedzieli – można go rozpoznać. Jak bowiem twierdzi Plato: jednakie są warunki najlepszego i najgorszego.

Atoli w obliczu prawie niezliczonych podstępów i zasadzek, jakimi nas ten najchytrzejszy i najzdradliwszy nieprzyjaciel oszukać i podejść usiłuje, należy o nich szczegółowo traktować, byśmy je wszyscy według sił mogli poznać i ominąć. Jest to niezmiernie trudne zadanie i prawdziwie ponad moje siły, jednakże święci Ojcowie dodają mi, słabemu i nieobeznanemu, sił i ufności. Oni bowiem poznali dokładnie chytrość szatana i podali nam następujące reguły do rozpoznawania jego sideł.

1.Szatan nie zawsze otwarcie napastuje człowieka, utwierdzając go w błędzie lub zachęcając do złego. Owszem, niekiedy zasadza się skrycie, przybierając postać anioła światłości i zdradliwie skłania do grzechu pod pozorem dobra. Nie trudno go poznać, kiedy nas otwarcie napastuje – nawet i zupełnie niedoświadczeni zdołają rozpoznać fałszywe i niemoralne pokusy. Lecz niezmiernie trudno poznać jego zdradę, kiedy stawia zasadzki pod pozorem dobra, kiedy podstępnie przedstawia występek za cnotę, a złe za dobre.
Znane są liczne i smutne przykłady podobnych omamień. I tak, poradził on zakonnikowi Heronowi, aby się wrzucił do studni, przedstawiając mu, że dla wszystkich cnót i zasług nie może ponieść żadnego uszczerbku. Innego zaś skłonił do zamordowania syna – celem rzekomego naśladowania posłuszeństwa Abrahama. Inny znowu tak bardzo dał się złudzić sztuczkami szatańskimi, że przeszedł na żydowską wiarę. Pustelnika zaś Walensa tak wbił w pychę częstymi objawieniami, iż tenże był najsilniej przekonany, że z aniołami obcuje, a nawet oddał cześć Boską szatanowi pod przybraną postacią Chrystusa.

Nie ma na to lepszego lekarstwa, jak to, które przepisuje Kasjan – a o którym już nieraz wspomnieliśmy – „by, mianowicie, nie tylko wszystkie czynności, ale nawet wszystkie myśli poddawać pod sąd starszych, ażeby człowiek, nie ufając sobie, zdawał się we wszystkim na ich zdanie i z ich nauki poznawał co złe, a co dobre. Takie postępowanie nie tylko poprowadzi go po dobrej drodze, ale zarazem obroni od wszystkich podstępów i zasadzek nieprzyjacielskich. Albowiem zła myśl natychmiast odstępuje, kiedy się ją pozna, a zanim jeszcze zapadnie wyrok rozpoznania, już ohydny wąż ucieka jakoby wydobyty na światło z podziemnej kryjówki i niejako wyśmiany i zhańbiony.”

2.Osoby duchowe szatan zwykł w następujący sposób odwodzić od cnoty. Najpierw radzi im, aby zaniedbały rzeczy pozornie małej wagi i tak powoli upadały. Następnie zajmuje niebacznych sprawami niemającymi nic wspólnego z ich własnym powołaniem i tak nieznacznie wyprowadza ich za zakres własnej działalności, a sprowadza na obce pole. Następnie okrąża duszę ze wszystkich stron, jakoby na zwiady; i rozpoznając jej skłonności, a poznawszy jej słabe strony, uderza na takowe.

Toż słusznie mówi o tym święty Leon Wielki: „Ów wróg odwieczny nie przestaje zastawiać wszędzie sideł. Wie on dobrze przeciw komu użyć żądzy chciwości, komu poddać pokusy niewstrzemięźliwości, przeciw komu wystąpić z ponętami lubieżności, a w kogo wszczepić jad zazdrości. Wie on dobrze kogo smutkiem wprawi w zamieszanie, kogo oszuka pociechą, kogo przestrachem omami, kogo uwiedzie podziwem. On śledzi we wszystkich przyzwyczajenia, bada ich zabiegi, rozpoznaje skłonności i tam szuka sposobności wyrządzenia szkody, w czym kogoś więcej zajętym zastaje”. Jako nieprzyjaciel oblegający miasto napada na mniej obwarowane części murów, tak też i szatan napada podstępnie dusze ze słabszej strony”.

W imię Prawdy! C. D. 295

29 kwietnia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

,,Ludzie kierujący się Duchem Bożym doświadczają na sobie dziwnej opatrzności i przekonują się, że im Pan Bóg takie nakłada ciężary, jakich im sił użycza do dźwigania takowych. Pokładający zaś ufność w swoich własnych siłach – co oczywiście albo z własnego, albo ze złego ducha pochodzi – doznają większych i częstszych zawodów z braku dostatecznych sił.
,,Wierny zaś jest Bóg, który nie dopuści kusić was ponadto, co możecie, ale z pokusą zgotuje też wyjście, abyście mogli wytrzymać” (1 Kor 10, 13). Święty Efrem objaśnia powyższe zdanie bardzo trafnym przykładem. ,,Jeżeli ludzie” – powiada on – ,,obdarzeni tą odrobiną rozumu i serca mogą poznać i określić, jak wielkie brzemię i ciężar zdoła udźwignąć którekolwiek ze zwierząt, jak np. muł albo wielbłąd, i tylko taki ciężar im nakładają, jaki unieść mogą, to o ileż dokładniej pozna Bóg, niezmierzony i nieogarniony w swej mądrości, jakich doświadczeń i pokus potrzeba tym duszom, które pragną się mu podobać”.
Tym zaś, co zbytecznie ufają w swoje siły, Pan Bóg pozwala upaść i ponieść klęskę, aby się nauczyli nie rozumieć wysoko, ale się bać.

Wewnętrzny wpływ Boży na duszę i połączona z nim pociecha nie trwają długo, gdyż dusza zaraz po tym, jak promienie niebieskie od niej się odbiją, powraca do siebie i popada w dawny stan naturalnej nędzy. Stąd to wydaje się bardzo podejrzanym duch tych ludzi, którzy się chełpią czynnym i nieustannym zjednoczeniem z Bogiem.
Czytamy w objawieniach świętego Jana, że nastało milczenie na niebie, jakby przez pół godziny (Ap 8, 1), a Hajmo i Anspertus twierdzą, że ma to oznaczać krótkość łaski kontemplacyjnej, jakiej Bóg udziela świętym w tym życiu doczesnym. Podobnie też i święty Grzegorz, objaśniając te słowa Hioba: ,,a gdy duch przechodził przede mną, powstały włosy na ciele moim” (Hi 4, 15), powiada: ,,Duch Boży nie stoi , lecz przechodzi , bo łaska kontemplacji oświeca nas światłem niebieskim, a skoro pod jego wpływem słabniemy, natychmiast je zakrywa. Dokąd bowiem na tym świecie żyjemy, chociażbyśmy doszli do najwyższej doskonałości, przecież zawsze bodziec skażonej natury odczuwać musimy”.

Wprawdzie czytamy o niektórych wielkich świętych, że przez kilka godzin, a nawet przez parę dni trwali w doskonałym zjednoczeniu z Bogiem; lecz jest to bardzo rzadkim wyjątkiem. Zdarzają się i tacy, co ilekroć wchodzą w siebie samych, bardzo łatwo popadają w zjednoczenie się z Bogiem; ale nie jest to owe ciągłe i nieprzerwane zjednoczenie, jak nie jest jednym i tym samym mieć w każdej chwili wolny przystęp do monarchy, a rzeczywiście bez przerwy z nim rozmawiać. Tak też i Słowo Boże przychodzi do duszy, kiedy się Mu podoba, jakoby ją nawiedzało rano, a natychmiast ją doświadczało, opuszczając ją znowu tak, że ona w największym upragnieniu musi powtarzać: Wróć się… miły mój…! (Pnp 2, 18).

Te nawiedziny i następujące po nich kolejne opuszczenia duszy przez Słowo Boże opisuje obszernie z własnego doświadczenia miodopłynny oblubieniec Oblubieńca: ,,Pokaż mi duszę, którą często nawiedza Słowo jako Oblubieniec, budząc w niej przez obcowanie poufałość, przez słodycz – pragnienie, przez pociechy – odrazę do rzeczy znikomych, a ja nie zawaham się nazwać ją Oblubienicą i nie powiem, że to miejsce Pisma Świętego, o którym mówimy, tj. ,,Wróć… mój miły”, nie do niej się odnosi. Bo kogo ona na powrót przywołuje, tego nawiedzin – jeżeli nie zupełnego posiadania – musi być godną. Inaczej bowiem nie przywoływałaby go na powrót, ale by go wzywała. Spełnić zaś czyjeś przywoływanie nie znaczy powrócić. Może się oddalił dlatego, ażeby tym usilniej był na powrót przywoływany i tym troskliwiej nadal zatrzymywany. Wszak kiedy indziej On okazywał, jakby miał iść dalej, nie dlatego, ażeby miał ten zamiar, ale dlatego, że chciał usłyszeć: ,,Zostań z nami, bo się ma ku wieczorowi” (Łk 24, 28 i 29). Tego rodzaju pobożną igraszkę i zbawienne pobudzanie Słowo zwykło prowadzić z duszą sobie oddaną. Przechodząc około duszy, chce być zatrzymany, a odchodząc – przywoływany. Nie jest to bowiem Słowo nieodwołalne. Wszak On sam powiedział: ,,Odchodzę i przychodzę do was” (J 14, 28), a na innym miejscu: ,,Niedługo, a już mnie nie ujrzycie, i znowu niedługo, a ujrzycie mnie” (J 16, 16).