ROZDZIAŁ XXXI FUNDACJA ROZDZIAŁ XXXII POTĘGA JEZUSA ROZDZIAŁ XXXIII ODDANI MARYI

ROZDZIAŁ XXXI

FUNDACJA POWSTAŃ BRACIE

Podczas kolejnej rocznicy Przyjaciół Bezdomnych w roku 2020 poznałem jednego z przyjaciół PB. Przyprowadził go cichy dobrodziej i zarazem wolontariusz Przyjaciół Bezdomnych. Wolontariusz zdążył mi napisać, że przyprowadzany przez niego przyjaciel ma tego dnia urodziny. Dając mu statuetkę w podziękowaniu za współpracę, złożyłem jednocześnie życzenia i dałem Boże krówki, żeby rozdał ludziom z okazji urodzin. W podziękowaniu powiedział, że mam dobre pomysły. Powiedział także, że zaprasza mnie kiedyś na kawę.

Nie wiem, ile później spotkaliśmy się. Może to było miesiąc lub dwa później. W każdym bądź razie na początku roku 2021 mówił do mnie, że ma pewien budynek i nie wie, co z nim zrobić. Chciałby założyć jakieś Boże dzieło. Zapytałem, gdzie jest ten budynek, a on powiedział, że w Radomiu na ul. Juliusza. Oniemiałem. Powiedziałem, że ja ten budynek oglądałem kilka lat temu i miałem tam mieszkać z bezdomnymi. Jednak nie dostałem zgody biskupa i zrezygnowałem. Pomysł pomagania bezdomnym zainspirował mojego rozmówcę, który z czasem założył Fundację Powstań Bracie, a dom nazwał Przystań Świętego Michała Archanioła.

Ciekawe jest to, że inicjały fundacji były dokładnie takie same, jak Przyjaciół Bezdomnych. PB i PB. Wielu ludzi włożyło mnóstwo pracy, aby bezdomni czuli się dobrze w przystani św. Michała Archanioła. Pięknym darem dla bezdomnych w tym miejscu stała się Msze święta raz w miesiącu celebrowana przez miejscowego księdza proboszcza oraz wieczorne modlitwy. W Fundacji jest już piękna kaplica i czeka na uroczyste wprowadzenie Pana Jezusa. Chwała Panu za to, że uskutecznił pomysł, który był już kilka lat wcześniej.

ROZDZIAŁ XXXII

POTĘGA DZIAŁANIA JEZUSA CHRYSTUSA

Przeczytałem książkę z imprimatur o mocy działania Pana Jezusa przez posługę kapłana. Powiedziałem ks. proboszczowi i diecezjalnemu egzorcyście, że chcę podjąć posługę modlitwy nad potrzebującymi ze względu na taką potrzebę w duszpasterstwie. Proboszcz nie miał nic przeciwko, a ks. egzorcysta zdawał się nawet ucieszyć, ponieważ mogło to być dla niego odciążeniem w pomaganiu osobom mniej atakowanym przez zło. Oczywiście miałem zdecydowane podejście, że osoby ewidentnie potrzebujące egzorcysty natychmiast kieruję do kapłana delegowanego do egzorcyzmu uroczystego.

Bóg dawał mi siłę i czas, aby służyć potrzebującym duchowej pomocy. Widziałem piękne przemiany ludzkich serc. Po kilku miesiącach przyszło natchnienie, że te osoby potrzebują codziennego słowa Bożego, modlitwy różańcowej i wspólnoty, aby wytrwać na dobrej drodze. Tak zrodziła się inicjatywa Oddani Maryi.

ROZDZIAŁ XXXIII

ODDANI MARYI

Wspólnota Oddanych Maryi była w 100% z natchnienia Bożego. Modliliśmy się codziennie za Kościół, biskupów, kapłanów, rodziny, dusze czyśćcowe oraz wynagradzaliśmy za nasze grzechy. Codziennie była litania, Apel Jasnogórski i błogosławieństwo kapłana. Wspólnota angażowała całe rodziny. Dzieci kochały ten czas. Mieliśmy nawet rekolekcje 3 dniowe i tygodniowe. Ks. proboszcz pobłogosławił mi na prowadzenie grupy. To byli i są dla mnie bardzo bliscy ludzie. Kocham ich bardzo. Ci ludzie wzrastali w łasce Bożej na moich oczach do momentu potężnego uderzenia… Bo przecież jak jest duże dobro, to ktoś się wścieka i ogonem musi machnąć. Bóg dopuszcza to dla oczyszczenia ze wszystkiego, co słabe i grzeszne.

Zaznaczę, że od 1 listopada 2021 roku do 31 października 2022 roku modliliśmy codziennie na różańcu okrągły rok.

Ciąg dalszy nastąpi…

ROZDZIAŁ XXIX (MARYJA) ROZDZIAŁ XXX (ŚW. JÓZEF)

ROZDZIAŁ XXIX

MARYJA

Jak wspominałem już wcześniej trochę podpadłem Maryi przed święceniami, ponieważ nie napisałem na obrazku prymicyjnym: Maryjo, Matko kapłanów – módl się za nami. Do mojego nowego rozkochania się w Maryi potrzebowałem czekać aż do roku 2020. Wymodlili mi to wolontariusze Przyjaciół Bezdomnych. Na moje urodziny w maju otrzymałem od nich kartkę z życzeniami i rozpisaną Nowenną Pompejańską w mojej intencji. Zaczęli ok. 28/29 maja 2020 roku.

W lipcu miałem mieć najbardziej pracowite 10 dni w wakacje. Ze względu na covid oazy były stacjonarne w parafiach. Miałem zaplanowany dyżur w parafii i jeszcze dojeżdżanie i prowadzenie oazy w jednej z parafii. Podjąłem się głoszenia słowa Bożego trzy razy dziennie przez 10 dni w trakcie oazy i dyżuru parafialnego. I tak też napisałem pierwszego dnia 3 kazania (pogrzebowe, oazowe i parafialne na wieczorną Mszę świętą). Wyszedłem rano z plebanii na pogrzeb i otrzymałem telefon z kurii, że miałem kontakt z zarażonym kapłanem i mam kwarantannę. Tym samym z 10 najcięższych dni zrobił się 10 dniowy odpoczynek z lekturą duchową w ręku.

Podczas kwarantanny dziwnie przypomniało mi się 16 lipca we wspomnienie Matki Bożej z Góry Karmel, że mam gdzieś szkaplerz i nigdy go nie nałożyłem. Znalazłem go właśnie tego dnia (chyba po kilku latach) i nałożyłem. Zbliżyło mnie to bardzo do Maryi. TO BYŁ OSTATNI TYDZIEŃ NOWENNY POMPEJAŃSKIEJ W MOJEJ INTENCJI ODMAWIANEJ PRZEZ WOLONTARIUSZY PB! CHWAŁA BOGU, ŻE NATCHNĄŁ ICH DO MODLITWY I DAŁ WYTRWAŁOŚĆ W NIEJ.

Następnie podjąłem zawierzenie Jezusowi przez Niepokalane Serce Maryi wg. Traktatu św. Ludwika przez 33 dni. Później bardzo Boża niewiasta zareklamowała mi niebieską książkę ks. Gobbiego.

W końcu odwiedziłem mojego przyjaciela. Zapytał, co u mnie. Powiedziałem jakoś bezwiednie, że zacząłem się wspinać, a on wyrwał mnie z butów słowami: ,,widzę, że jeszcze szukasz siebie”. Nie mogłem pojąć, z jakiej głębi duszy on mi to powiedział. Zobaczyłem w nim także wielką miłość do Maryi. Od tej pory starałem się jeszcze głębiej przeżywać relację z Bogiem i Maryją. Sięgałem kolejno po dzieła duchowe św. Jana od Krzyża, aby poznawać i rozważać działanie łaski Bożej w sercu człowieka. 

ROZDZIAŁ XXX

ŚW. JÓZEF I MĘŻNI W WIERZE

Podczas jednej z rozmów z kapłanem w parafii mojej posługi usłyszałem, że warto zrobić jakąś inicjatywę dla mężczyzn. Był akurat rok św. Józefa. Wpadliśmy na pomysł pt. ,,Mężni w wierze”. Klęknąłem na klęczniku. Otworzyłem Pismo święte i napisałem ok. 30 imion świętych z Pisma świętego i Tradycji Kościoła, na temat których prowadziliśmy konferencje przez 30 tygodni w każdą środę. Konferencję poprzedzały zawsze nieszpory. Chwała Bogu za choćby najmniejsze owoce tego czasu.

Ciąg dalszy nastąpi…

ROZDZIAŁ XXVII (STUDIA DOKTORANCKIE) ROZDZIAŁ XXVIII (ZASKAKUJĄCY MEDAL)

ROZDZIAŁ XXVII

STUDIA DOKTORANCKIE

W roku akademickim 2015/2016 zostaliśmy jako kapłani zaangażowani do studiów doktoranckich w ramach formacji permanentnej. Miałem wtedy przekonanie, że potrzeba duszpasterzy, a nie profesorów. Jednak pokornie zgodziłem się i studiowałem 4 lata zaliczając wszystkie egzaminy. Ponad to dwa razy przedłużałem termin obrony pracy i zdania dodatkowych egzaminów doktoranckich. Ostatni egzamin doktorancki z języka angielskiego zdałem w 2021 roku dzięki wielkiej pomocy mojej nauczycielki ze szkoły średniej.

Niestety napisałem tylko jeden duży rozdział pracy o ks. bp Chrapku. Zabrakło czasu przy codziennej ofiarnej posłudze ludziom. Wolałem zdecydowanie służbę potrzebującym niż pisanie. Jednak na ile potrafiłem, tyle pisałem. Dziękuję bardzo ks. promotorowi oraz siostrom bp Chrapka, które bardzo pomogły mi. Bóg wie, co będzie dalej z dysertacją i niech się dzieje Jego wola w tej sprawie.

ROZDZIAŁ XXVIII

ZASKAKUJĄCY MEDAL JAKO ZNAK ŁASKI BOŻEJ

Rok 2019 przyniósł mi pewien Boży znak potwierdzający działanie łaski. Zadzwonił do mnie kustosz Sanktuarium z Ostrej Bramy w Skarżysku Kamiennej i powiedział: ,,Chcemy dać ci medal. Dawaliśmy medal biskupom, kardynałom i tobie chcemy dać”. I tak 16 listopada 2019 roku otrzymałem w Sanktuarium Matki Bożej Ostrobramskiej Medal Miłosierdzia „Dominae de Porta Aciali operibusque misericordiae deditus” za niezmordowaną służbę bezdomnym i trudnym małżeństwom na terenie miasta Radomia. Wręczenie było w obecności nuncjusza apostolskiego, biskupów, Kapituły Ostrobramskiej i wielu kapłanów.

Dokładnie w tym samym miejscu 4 lata wcześniej podpisywałem deklarację Krucjaty Wyzwolenia Człowieka i ze łzami w oczach patrzyłem na ukrzyżowanego Jezusa w ołtarzu głównym mówiąc: ,,co Ty Jezu ze mną uczyniłeś”. Bóg po 4 latach cudów dał mi medal za współpracę z Jego łaską. To ja tak walczyłem w sercu o podpisanie krucjaty, a Bóg z tej mojej małej ofiary wyprowadził tak wiele łask. Chwała tylko Jemu!

Po ludzku zaskoczyło mnie odznaczenie od kapłanów. Dotychczas byłem nagradzany w świeckich plebiscytach: Radomski Plebiscyt Blogowy 2017 (najlepszy blok tematyczny), Człowiek Roku 2018 plebiscyt Echa dnia (3 miejsce w kategorii działalność charytatywna i społeczna).

Ciąg dalszy nastąpi…

ROZDZIAŁ XXVI (GÓRY)

ROZDZIAŁ XXVI

GÓRY

Czy góry nazwę moją miłością? Na pewno już nie. Jednak odegrały ważną role w moim życiu. Moje pierwsze poważne zetknięcie z Tatrami było w 6 klasie szkoły podstawowej. Pojechałem na wycieczkę ze szkoły z klasami ósmymi. W drodze na Kasprowy Wierch przypadło mi iść z mocną ekipą. Mój wspaniały wychowawca Dariusz zawsze ambitnie dobierał ekipy w góry. Przypadło mi iść z mocnymi starszymi chłopakami i zajechali mnie kompletnie. Przez to nie poszedłem na Giewont następnego dnia, bo nastraszono mnie, że będzie trudniej. Potem mogłem posmakować Tatr jako kleryk na obozach z caritasu parafialnego. Z podopiecznymi nie dało się pójść gdzieś bardzo wysoko, ale jeden dzień mieliśmy jako opiekunowie tylko dla siebie i pan Darek puścił nas na Granaty. Byłem zachwycony, że można chodzić po samych szczytach.
Później z kolegami diakonami byłem w górach, ale im nie chciało się chodzić i chyba sam gdzieś poszedłem.

Jako kapłan starałem się na kilka dni zawsze pojechać w wakacje w Tatry Polskie i Słowackie. Latem przeszedłem wszystkie szlaki wielokrotnie. Zimą nie udało się wszystkiego zrobić. Ale zima to inna liga. Nawet pan Darek mówił, że zimą lepiej nie chodzić, lecz lepiej jeździć na nartach. Niestety parę razy złamałem tą zasadę i skusiłem się na zimowe przejścia. Dobrze, że mama nie wie, gdzie byłem i co przeżyłem. Ona bała się o te moje wypady. Nie wiem nawet, czy o tych przygodach pisać. Jestem pewien, że nie raz aniołowie pomogli.

Byłem kiedyś zimą na Świnicy i na Szpiglasowej Przełęczy. Cudem zrobiłem tą trasę bez profesjonalnego sprzętu. Nie chcę tłumaczyć się. Wyspowiadałem się z tego, ale i tak trzymało mnie kilka dni. Miałem znaki, aby wtedy nie jechać w góry, ale człowiek niestety popełnia błędy. Chciałem wszystko roztropnie, ale był moment, gdzie nie mogłem się inaczej zachować i trzeba było pójść. Bóg jednak dał szansę. Uznałem, że po coś jeszcze jestem na tym świecie. To mogła być zima może 2015 lub 2016 rok. W późniejszych latach udało się zdobyć zimą z odpowiednim sprzętem: Rysy, Kozi Wierch, Giewont, Zawrat, Czerwone Wierchy, Kasprowy. Ze względu na warunki nie udało mi się wejść zimą na Kościelec i Krzyżne.

Z czasem koledzy księża wzięli mnie do Włoch na via ferraty. Tam nigdy nie zapomnę jednej z najtrudniejszych Ferrata Piazzetta al Piz Boè. Pionowa ściana była od razu na początek, a ja jeszcze nie miałem doświadczenia wspinaczki. Jednak organizm dał radę, a modlitwa w sercu cały czas dodawała siły. W ogóle kochałem góry poprzez możliwość modlitwy różańcowej na łonie przyrody. W górach włoskich zawsze byłem z ks. Krzysztofem. To jemu jestem wdzięczny za poznanie via ferrat oraz wiele konstruktywnych rozmów.

Najczęściej jednak chodziłem po górach sam, aby być bardziej z Bogiem i Maryją na modlitwie. Jest taka ciekawa historia z super sandałami Tevy, w których przeszedłem nie tylko Orlą Perć, ale i kilka gór włoskich ponad 3 tysiące. Pisałem o tym na blogu (https://wyplynnaglebie.com/ewangelizacyjne-sandaly/) W tych sandałach po prostu chodziło się jak na boso, ale z super gumą pod stopą. Miały świetną przyczepność. Ludzie zaczepiali mnie, a ja opowiadałem im o Jezusie, że też chodził w sandałach. Poza tym wiedziałem od przewodnika górskiego, że stopa ma pracować i on także do pionowych skał wspinaczkowych dochodził często w sandałach.

Bóg dał mi łaskę prowadzić rekolekcje oazowe w górach 8 razy. Zawsze pragnąłem pokazywać młodzieży piękno gór i przybliżać ich do Boga poprzez patrzenie na niezwykłe dzieło stworzenia. Czasami 70% młodzieży z mojej oazy wchodziło na ponad 2 tysiące. Najczęstszą trasy były Czerwone Wierchy. Nie brakowało jednak wejść z młodzieżą na Rysy, Świnicę, Zawrat i Kościelec. Mam nadzieję, że chociaż odrobinę udało się zaszczepić w nich pasję do gór oraz pragnienie modlitwy na górskich szlakach.

W mojej górskiej przygodzie pojawił się niesamowity człowiek. To był Jan – król Tatr. Wcześniej miałem styczność tylko z jednym przewodnikiem górskim śp. Józiem, z którym byłem na Gerlachu. Jan był zupełnie inny. W ogóle takiego oryginalnego człowieka rzadko się spotyka. Miał już ok. 70 lat. Był bardzo chudy i sprawny bardziej niż wszyscy. Mówił, nie owijał w bawełnę. Potrafił nakrzyczeć i powiedzieć, że aż w pięty wchodziło. Szedłem nie raz za nim i modliłem się za niego. Wprowadzał mnie na Kieżmarski Szczyt, Łomnicę i Mnicha. Na Lodowy Szczyt nie udało się nam, bo nie wziął liny, a był śnieg. Pocieszył mnie jednak, że wejdę bez niego innym razem i tak się stało (Wziąłem starszych ministrantów i wszedłem, ale ministranci czekali pod szczytem, bo jedno miejsce ich zmroziło).

Zamiast Lodowego Szczytu pan Jan wymyślił wspinanie. To był dla mnie kosmos. Potem jeszcze ok. 4 dni zafundował mi wspinanie. Przełamywałem swoje bariery pod dużą presją nowego górskiego nauczyciela. Dzięki tym doświadczeniom późniejsze chodzenie po górach było już bardzo proste. Czasami śmiano się ze mnie, że mogę chodzić z rękoma w kieszeni. Ale to wspinanie było mi do czegoś potrzebne, aby przyjaciel mógł mnie zawstydzić w 2020 roku. Napiszę o tym później.

Ciąg dalszy nastąpi…

Bonus

W bonusie zapraszam do konferencji o Maryi z 14 września 2022 roku:
https://rumble.com/v2zxgi4-zakazana-konferencja-nr-1-redemptoris-mater.html

ROZDZIAŁ XXIV (SYCHAR) ROZDZIAŁ XXV (ŚDM W PANAMIE)

ROZDZIAŁ XXIV

WSPÓLNOTA TRUDNYCH MAŁŻEŃSTW SYCHAR

Wspólnota Trudnych Małżeństw Sychar powstała w parafii św. Brata Alberta w Radomiu w styczniu 2017 roku. Czyli szybciej niż Przyjaciele Bezdomnych. Powstanie miało swoje głębokie korzenie i sam niedowierzałem, że przy całym zaangażowaniu z młodzieżą Bóg da mi jeszcze małżeństwa. Doświadczałem jednak tego, że moje spalanie się dla młodych było gaszone w niejednym domu i potrzeba było zacząć pomaganie od rodziny.

Przełomem okazało się świadectwo Marcina i Beaty w 2016 roku w naszej parafii. Nigdy w życiu nie słuchałem tak świętego małżeństwa. Mieli wtedy 10 dzieci. 6 na ziemi i 4 w niebie. Beata mówiła, że będzie rodzić dzieci do pięćdziesiątki. Mówiła, że gdy mąż wraca do domu, to jej zadaniem jest: nakarmić, wzmocnić słowem i powiedzieć: odpocznij we mnie. Ja po prostu otwierał oczy jak 5 zł, a szczęki opadały ludziom do podłogi. Powiedziałem, że będę na dachach głosił, to co oni mówią. Notowałem tyle, ile zdążyłem.

Marcin opowiadał, że jak stracił pracę, to napisał do żony smsa: ,,zwolnili mnie. Hurra, Bóg ma lepszy plan”. Beata w domu otworzyła Pismo święte i pytała Boga, co robić. Otrzymała odpowiedź, aby napisać do przyjaciół. I tak otrzymywali 4 miesiące: pieluchy, jedzenie i pieniądze od przyjaciół. Bóg zatroszczył się o wszystko.

Gdy kilka miesięcy później dostałem propozycje poprowadzenia rekolekcji oazowych dla rodzin z Beatą i Marcinem, to nie mogłem odmówić. Zaskoczyli mnie jeszcze bardziej niż na świadectwie. Przyjechali z 6 dzieci w dniu zerowym i ustalaliśmy program. Beata zapytała, czy wystawię im codziennie Pana Jezusa do adoracji od godz. 6 do godz. 8 tak przed programem rekolekcji, ponieważ oni chcą adorować. Odpowiedziałem: ,,macie szczęście, że lubię Pana Jezusa.” Po czym Beata mówiła dalej: ,,jeszcze mamy prośbę, aby codziennie ksiądz wystawił nam Pana Jezusa od godz. 21-23, bo my z mężem chcemy adorować.” To był już szok. W myślach przeszło mi szybko, ile zostało mi snu. Dodatkowo poprosili o jedną całonocną adorację dla małżeństw na zapisy, aby krzyżem leżeli przed Jezusem i przepraszali za swoje grzechy. Faktycznie to małżeństwo z 6 dzieci na oazie ADOROWAŁO CODZIENNIE TYLE CZASU JEZUSA!!! Marcin przychodził o godz. 6 z dzieckiem w koszyku, a Beata zmieniała go o godz. 7. Wieczorem podobnie. Chwała Bogu za tak wielkich świadków wiary.

To właśnie Beata na świadectwie w parafii powiedziała o Wspólnocie Sychar i książce Anny Jednej pt. ,,Ile jest warta twoja obrączka?”. Dodała jeszcze swoje świadectwo, że jest z rodziny rozwiedzionej, a mąż z rodziny alkoholowej. Bóg jednak uzdrowił ich z tego z tego, co było bolesne. Pięknie także dochowali czystości do ślubu. Pobrali się w wieku 20 lat z pragnienia serca, a nie z przymusu. Beata opowiadała, że po latach znalazła suknię ślubną mamy. Pocałowała ją jak relikwie i poprosiła Boga, aby odnowił miłość jej rodziców. Bóg dał cud. Po paru miesiącach jej tata zadzwonił i powiedział: ,,córeczko schodzę się z mamą na 40 rocznicę ślubu po 16 latach od rozwodu”. Ależ Bóg jest dobry!

Wspólnota Sychar i książka ,,Ile jest warta Twoja obrączka?” zostały zapisane nie tylko w moich notatkach w telefonie, ale i w sercu. Będąc na rekolekcjach ignacjańskich w Kaliszu, płaciłem za rekolekcje i zobaczyłem na półce powyższą książkę. Od razu było światło, komu kupić. Zakupiłem chyba 5 egzemplarzy. Dziwnym trafem na początku roku duszpasterskiego 2016 były dni duszpasterskie dla księży w seminarium w Radomiu. Tam świadectwo dawało małżeństwo z Sycharu w Szydłowcu. Okazało się, że w diecezji jest tylko jeden Sychar i to w Szydłowcu, a nie w Radomiu. W sercu od razu miałem przynaglenie, że to za mało. Powinno być więcej ognisk wiernej miłości małżeńskiej. Okazało się, że tylko jeden ksiądz miał tak szalony pomysł spośród ok. 600 księży. Kupiłem jeszcze 15 książek Anny Jednej.

Nie wiem, kiedy i jak spotkałem niezwykłą osobę (liderkę radomskiego ogniska Sycharu), w której promieniowanie Bożej łaski było i jest niezwykłe. Paulina miała przynaglenie od Ducha Świętego, aby założyć w Radomiu Sychar. Udała się z tym pomysłem do dyrektora wydziału duszpasterstwa rodzin. Ja natomiast odpowiedziałem tak na bycie kapłanem towarzyszącym radomskiemu ognisku Sychar. Dla mnie było to kolejne Boże wyzwanie. Nie wiedziałem, ile jeszcze będę w Parafii św. Brata Alberta w Radomiu. Dochodziły do mnie pogłoski o zmianie.

W sumie 5 lat towarzyszyłem osobom z ogniska radomskiego. To był czas nawracania się i nabywania coraz głębszego szacunku do tajemnicy sakramentu małżeństwa. Słuchanie osób zranionych, które trwały wiernie w sakramencie małżeństwa mimo młodego wieku i dziesiątek rad światowych o układaniu sobie życia na nowo – było dla mnie wielkim znakiem Bożej łaski. Chwała Panu za każde świadectwo na Sycharze. Do końca dni będę nosił w serce osoby z Sycharu. Oby takich ognisk i takich liderów było jak najwięcej w Polsce i na świecie!

ROZDZIAŁ XXV

ŚDM W PANAMIE

Światowe Dni w Panamie były niezwykłym przeżyciem duchowym. Pierwszy raz w życiu byłem po tamtej stronie Ziemi. Pierwsze wrażenia były bardzo miłe. Spędziłem z ks. Łukaszem prawie trzy tygodnie w sumie u dwóch rodzin, które starały się z całego serca, abyśmy byli ugoszczeni po królewsku. Przeżywałem bardzo, że niektórzy młodzi z Panamy nie przystępują w tych dniach do Komunii świętej. Gorąco zachęcałem ich do przyjmowania Jezusa moim łamanym angielskim.

Pierwszych gospodarzy zachęcaliśmy razem z ks. Łukaszem do zawarcia sakramentu małżeństwa. Powiedziałem nawet, że przylecę jeszcze raz do nich na ślub. W drugim tygodniu mieszkaliśmy u bogobojnej Meri, której rodzina była bardzo bogata, ale nie do końca gorliwa w praktykach religijnych. Modliliśmy się razem i doświadczaliśmy jej macierzyńskiej opieki. Pojechaliśmy razem w dzielnice, gdzie mogłem spotkać bezdomnych i pomodlić się z nimi. Byliśmy także przy kanale panamskim. Pani Meri oraz wiele osób spotkanych w Panamie jeszcze długo wysyłali do mnie wiadomości z zapewnieniami o modlitwie. Odwdzięczałem się tym samym. Jestem im bardzo wdzięczny za całe dobro i noszę ich w sercu.

Z uroczystości centralnych najbardziej zapamiętałem modlitwę przed Najświętszym Sakramentem kapłanów, sióstr zakonnych i osób świeckich. Czułem, że tak będzie w niebie. Wszystkie stany ludzi będą przed Jezusem, aby uwielbiać Go.

Ciąg dalszy nastąpi…