W imię Prawdy! C. D. 3

18 czerwca 2023r. niedziela (pierwszy dzień po pobiciu)

W nocy chyba nie usnąłem wcale. To był drugi taki przypadek w moim życiu. Pierwszy był w nocy z 5 na 6 sierpnia 2022 roku także po ataku prześladowcy nr 1 na motorze w ruchu drogowym.

Rano celebrowałem Najświętszą Ofiarę sam, ponieważ siostry miały wyjazd. Zostałem sam z Jezusem, który przychodził z pokojem serca mimo urazów ciała.

Poszedłem zobaczyć monitoring ze zdarzenia. I doznałem szoku. Po pierwsze zobaczyłem, że z prześladowcą nr 1 był prześladowca nr 5. Zanim doszło do zdarzenia, gawędzili sobie na ławce przed kaplicą. Potem razem weszli. Prześladowca nr 5 obserwował jak oprawca wchodzi do zakrystii. I razem z nim wyszedł po napaści. Prześladowca nr 5 po zdarzeniu już nie podawał ręki oprawcy, tylko ulotnił się po cichu. Natomiast prześladowca nr 1 obsesyjnie podszedł jeszcze po napaści do okna zakrystii. Wcześniej tyłem do Najświętszego Sakramentu mówił coś do ludzi i pokazywał ręką na mnie w zakrystii. Jedna pani coś odpowiedziała oprawcy.

Drugim szokiem z monitoringu było to, że oprawca nie tylko luźno rozmawiał z policjantami, którzy chyba konsultowali się przez telefon z kimś. Prześladowca w pewnym momencie wyjął papierosy i poczęstował jednego policjanta, a potem dał mu jeszcze ognia. Tego po prostu nie da się opisać.

Przed południem zadzwoniłem do pasterza. Nie dało się połączyć. Oddzwonił za jakiś czas. Rozmowa trwała niecałe półtorej minuty, ponieważ pasterz nie mógł dłużej rozmawiać. W sercu wierzyłem, że może odwiedzi mnie tego dnia. Ksiądz prezes Fundacji odpowiedzialnej za obiekt kaplicy, w której doszło do zdarzenia nie zadzwonił do mnie, ani nie przyjechał. Dziwne to było. Jakby nic się nie stało.

Po południu miałem zaproszenie do zaprzyjaźnionej rodziny, ale nie pojechałem ze względu na bezpieczeństwo oraz w nadziei, że mogę mieć odwiedziny ze strony pasterza lub prezesa fundacji.

Byłem w kontakcie telefonicznym z moimi najbliższymi osobami, które wspierały mnie modlitwą i dobrym słowem. Bogu chwała za te piękne serca.

Ciąg dalszy nastąpi…

W imię Prawdy! C. D. 2

17 czerwca 2023r. C. D.

Ja słysząc, że prześladowca wyszedł, wstałem z posadzki po pobiciu i poszedłem do swojego pokoju. Zadzwoniłem na policję. Zrobiłem zdjęcia twarzy i tamowałem krew. Ze zdjęć zobaczyłem, że uderzenie poszło od nosa po czoło, czyli siła była mocna i pociągnięcie łokciem do samego końca. Na drugi dzień zobaczyłem też obrzęk na ręce, który zrobił się po upadku.
Po zatamowaniu rany na nosie, poszedłem obserwować monitoring.

Prześladowca był przed kaplicą. Rozmawiał najpierw z jakąś panią, a potem ze znajomym panem. W końcu odjechał. Mężczyzna odjechał przed policją kilka minut wcześniej. Gdy zobaczyłem radiowóz przez monitoring, to zszedłem, aby otworzyć im drzwi mieszkalne. Poinformowałem policjantów, kto i co mi uczynił. Jeden z policjantów wyszedł rozmawiać przez telefon. Po chwili siostra powiedziała, że sprawca wrócił na motorze pod kaplicę. Drugi policjant także wyszedł do sprawcy. Poszedłem dalej obserwować sytuacje na monitoringu. Policjanci tylko rozmawiali i dzwonili gdzieś, a sprawca gestykulując dużo mówił. Niepokoiło mnie, że nie zabierają na posterunek sprawcy i nie wiedziałem, czy zaczynać celebrację Najświętszej Ofiary.

Żal mi było ludzi czekających 40 minut na Mszę świętą. Postanowiłem iść do kaplicy i celebrować Najświętszą Ofiarę. Pamiętam, że ludzie nie chcieli siadać na kazanie, ale Bóg dał mi łaskę wygłosić słowo Boże mimo tej tragicznej sytuacji. Po Eucharystii dostrzegłem, że mój adwokat jest w kaplicy. Zdążyłem poinformować przed Mszą wysyłając zdjęcie. Przyszła do mnie do zakrystii i opowiedziałem jej wszystko. Zadzwoniła na komisariat i usłyszała, że tam to właściwie nic się nie stało, to był jakiś wypadek. Pojechaliśmy na komisariat.

Po powrocie z komisariatu byłem na pogotowiu. Ratownik medyczny, który zobaczył mnie, powiedział: ,,co się z tym krajem dzieje?”. Natomiast pani na RTG nosa również była zszokowana i powiedziała, że przyjdzie kryska na matyska. W gabinecie lekarskim zalecono mi leki przeciw bólowe. Powiedziałem, że zamiast leków można ofiarować cierpienie w czyjejś intencji. Uśmiechnęli się, ale jedna pani była zaskoczona i powiedziała: jednak proponowałabym leki.

Będąc na SOR odebrałem wiadomość od zaprzyjaźnionej rodziny, która zaprosiła mnie po szpitalu bez względu na godzinę. Wiedziałem, że ciężko będzie usnąć, więc wyraziłem zgodę.  Rodzina, która mnie przyjęła była w szoku, że mimo tej sytuacji mam tyle pokoju serca. A ja byłem wdzięczny im za modlitewne i ludzkie wsparcie.

W domu byłem chyba po północy.

Ciąg dalszy nastąpi…