W imię Prawdy! C. D. 400

26 czerwca 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

,,Stąd Pismo Święte nazywa błogosławieństwem tego, który się zawsze boi (Prz 28, 14). Wielka jest bowiem zmienność rzeczy, wielka niestałość umysłu ludzkiego, różne działanie Opatrzności Boskiej. Po dniu pogodnym przychodzi noc burzliwa, a po największych dostatkach – zupełna nędza. Często śmiech zamienia się w płacz, radość w smutek, a co dopiero skosztowana wargami słodycz Boża wnet zamienia się w niezmierną gorycz.

Tak swym zamierzonym biegiem przemija wszystko pod słońcem (Koh 3, 11), a ten, co rzekł w dostatku swoim: ,,Nie będę poruszony na wieki”, niebawem powiada z jękiem: ,,Odwróciłeś oblicze swe ode mnie i stałem się zatrwożony” (Ps 29, 7 i 8). Z tego poznajemy, że nikt nie jest bezpieczny w dzień mocy (Ps 109, 3) swojej i że stąd koniecznie potrzeba nam wołać bez ustanku do Boga: ,,Gdy ustanie siła moja, nie opuszczaj mnie” (Ps 70, 9).

Prześlicznie wyraża się o tej pełności święty Bernard, mówiąc: ,,Duch przychodzi i odchodzi jako chce i nie łatwo ktoś pozna, skąd przychodzi i dokąd idzie. Tego może wolno nie widzieć bez utraty zbawienia, jednak bardzo niebezpiecznym jest nie wiedzieć bez utraty zbawienia, jednak bardzo niebezpiecznym jest nie wiedzieć, kiedy przychodzi lub kiedy odchodzi, albowiem te dziwne zmiany w postępowaniu Ducha Świętego względem nas musimy jak najtroskliwiej śledzić, byśmy nieobecnego nie pragnęli nieporządnie, a nie chełpili się Jego obecnością. Bo kiedy ktoś odchodzi w tym celu, aby tym goręcej był przywoływany, jakże będzie mógł być przyzywanym, jeżeli się jego odejścia nie zauważyło? A znowu: kiedy ktoś w tym celu raczy powrócić, aby pocieszyć, jakżeż nieodpowiednio do swego majestatu będzie przyjęty, jeżeli się nawet nie zauważy jego przybycia? Tak więc dusza niepoznająca odejścia naraża się na złudzenia, a niewyczekująca powrotu – staje się niegodną odwiedzin. Toż należy czuwać w każdej godzinie, bo nie wiemy, kiedy Duch Święty nadejdzie lub kiedy odejdzie. Duch Święty przychodzi i odchodzi, a nie zaprzestaje tego kolejnego działania względem tych, którzy są duchowi, lub raczej tych, których chce duchowymi uczynić, nawiedzając ich rankiem i nagle ich doświadczając.”

To kolejne następstwo pociech u ludzi duchowych odbywa się – według świętego Grzegorza – w następujący sposób. ,,Na początku przychodzą słodkie pociechy” – mówi tenże święty – ,,w środku zapasy z pokusami, a na koniec zupełna doskonałość. Najpierw doznają pocieszających słodyczy, następnie doświadczających goryczy, a wreszcie umacniających przyjemności i wzniesień”. Na innym zaś miejscu mówi tenże sam święty: ,,Bóg Wszechmogący opuszcza na chwilę tych, których na wieki umiłował. Stąd też powiada Pismo Święte: ,,Na małą chwilę trochę opuściłem cię, a w litości wielkiej zgromadzę cię. Na mały czas rozgniewania zakryłem nieco oblicze moje przed tobą, a miłosierdziem wiecznym zmiłowałem się nad tobą (Iz 54, 7-8). Albowiem Bóg nawiedzając dusze święte, wspiera je, opuszczając, doświadcza, darami umacnia, a utrapieniami próbuje”.

Święty Bernard mówiąc o nawiedzeniach Słowa, tak się wyraża: ,,Kiedy człowiek mniema, że Go już posiada, On nagle się wymyka, a płaczącemu i rzucającemu się w pogoń dozwala się ująć, lecz nie zatrzymać, bo znowu nagle jakoby z rąk wypada. A kiedy pobożna dusza pocznie nalegać usilnymi prośbami i wzdychaniami, znowu powraca, a pragnienia wiary jego (Ps 20, 3) nie zawodzi. Niebawem jednak znowu znika i nie ukazuje się, chyba żeby całą usilnością pragnienia był przywoływany. Tak więc nawet w tym ciele można się często cieszyć odwiedzinami Oblubieńca, lecz niezupełnie, bo nawiedziny sprawiają wprawdzie radość, ale opuszczenie jest przykre”.

W ten sposób Bóg uprzedza początkujących błogosławieństwami słodyczy, lecz następnie usuwa od nich pociechy, aby ich, jako już wykarmionych mlekiem, wśród różnych goryczy i utrapień poprowadzić do stałych potraw i doskonałości. Otóż te wszystkie przykrości i gorycze, jakie za sprawą lub dopuszczeniem Bożym ponosi dusza wierna, nazywają się zwyczajnie oschłościami. Z tego, cośmy o pociechach powiedzieli, można już mieć pewne pojęcie o oschłościach. Jednakże dla większej jasności pomówimy nieco i o nich z osobna”.

W imię Prawdy! C. D. 399

26 czerwca 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

,,Samych tylko pociech zmysłowych – oddzielnie od istotnych – Pan Bóg udziela duszom początkującym i niedoskonałym, aby je tą niby zapłatą skłonić do swojej służby a odwieść od miłości światowej. Dusze takie są podobne do dzieci, którym – dopóki nie podrosną – potrzeba mleka, a nie stałego pokarmu. Ponieważ zaś tego rodzaju pociecha sama w sobie jest bez znaczenia i nie prowadzi do żadnej świętości ani jej nie oznacza, zwykła wiązać z niezmiernymi niebezpieczeństwami.

Jedni bowiem nadużywają jej jako pobudki do zarozumiałości, a inni do próżnych przechwałek i chełpliwości. ,,Bardzo wielu” – powiada święty Wilhelm Opat, prawdziwy autor dziełka pt. ,,Do braci z góry Bożej” zamieszczonego pomiędzy dziełami świętego Bernarda – ,,bardzo wielu karmionych chlebem synowskim, uważając się już za synów, a ustając tam, gdzie winni postępować naprzód, wskutek nawiedzającej ich łaski nikczemnieje w sumieniu, mając się za coś, kiedy są niczym. Ojciec niebieski karmi ich niekiedy droższymi pokarmami, aby się starali o synostwo; atoli oni nadużywając łaski Bożej, stają się Jego nieprzyjaciółmi”. Tak samo wyraża się Tauler, mówiąc: ,,Niekiedy ukazuje się wielki skutek miłości, jak np. pociechy, pobożność itp., lecz to wszystko nie zawsze jest pożyteczniejsze i lepsze, bo to i bez miłości może istnieć. Wszakże natura zwykła poddawać tego rodzaju smak i słodycz, a nawet za dopuszczeniem Bożym może je szatan wzniecić w człowieku, aby go inni za wyższego uważali”.

Niekiedy szatan podsuwa fałszywe pociechy także także wśród pobożnych ćwiczeń, np. przy modlitwie, odwiedzaniu kościołów, przy czytaniu duchownym. Czyni to po to, aby oziębli ludzie omamieni tą pozorną świętością tłumili wyrzuty sumienia i aby w ten sposób uspokojeni drzemali dalej w grzechach. ,,I nie dziw” – mówi opat Elred – ,,że ta łaska bywa częstokroć wspólnym udziałem złych i wybranych; wszakże wiemy, że owe jeszcze znakomitsze dary, jak: mowa, mądrości, proroctwo, rozmaitość języków i łaska czynienia cudów, dostawały się także bezbożnym. Wszak i Saul między prorokami, a Judasz między Apostołami”. Cokolwiek niżej dodaje tenże sam autor: ,,Niechże tedy nikt nie mierzy swojej świętości miarą tego pierwszego rodzaju nawiedzenia, który widocznie i bezbożni mogą otrzymać”. Ryszard wyraża się o tym przedmiocie w następujący sposób: ,,Słodkie afekty względem Boga są pod pewnym względem cielesne i zwodnicze i bywają owocem serca, a nie ducha; owocem zmysłów, a nie rozumu”.

Inni znowu przepełnieni obfitością pociech zmysłowych postępują tak nieoględnie, że folgując zbytecznie uczuciom lub dręcząc się ponad siły zewnętrznymi uczynkami pokutnymi, rujnują zdrowie ciała. Inni znowu, zapaleni owym żarem, robią przeróżne postanowienia i zobowiązują się ślubem do ich wykonania. Kiedy zaś później natura doznaje osłabnięcia, a ów zapał ostygnięcia – nie mogą ich wykonać.
Tacy ludzie nie mają miary i nie umieją korzystać z obfitych łask, bo sądzą, że im wszystko wolno, cokolwiek im podda gwałtowna i nieroztropna pobożność. Bardzo dobrze radzi im święty Doktor seraficki, aby się niekiedy uchylali od tej gwałtowności i nie zatapiali się w niej całkowicie, według tego, co napisano: ,,Miód znalazłeś? Jedz tyle, ile ci potrzeba” (Prz 25, 16). ,,Wszak pożyteczniej” – mówi dalej tenże święty – ,,mieć umiarkowaną łaskę pobożności na dłuższy czas, aniżeli stracić ją zupełnie wskutek wyniszczenia sił i utraty naturalnej mocy i nieodwołalnie być jej pozbawionym. Tacy bowiem ludzie raz zrażeni zazwyczaj bardzo uważają potem na siebie i aby odzyskać siły nieroztropnie stracone, zwykli nie tylko pieścić się zbytecznie, ale także i żyć rozwiąźlej”.

Są jeszcze inne pociechy zmysłowe, których Bóg użycza duszom niedoskonałym. Wylicza je święty Bonawentura tymi słowy: ,,przedziwny zapach, niewypowiedziany smak słodyczy i przecudne śpiewy melodyjne, i namacalna rozkosz w zmyśle dotykania. A ponieważ to wszystko jest prawdziwe i pochodzi od Boga, stąd możemy się domyślać, że je albo otrzymują dusze początkujące i proste, które nie mogłyby zrozumieć prawdy pociech czysto duchowych, albo też dostają się one i duszom doskonałym jako objaw wewnętrznej słodyczy; gdyż jak dusza dzieli się z ciałem – tym towarzyszem i wspólnikiem pielgrzymki – swoimi cierpieniami, tak też udziela mu nawzajem własnych pociech”.

Jednakże przestrzega tenże święty, że trzeba być niezmiernie ostrożnym w przyjmowaniu tych pociech, gdyż wielu daje się nimi omamić, ,,sądząc, że pochodzą od Boga, a tymczasem może to być prostym złudzeniem wyobraźni. Zresztą wielu ma o nich bardzo wysokie wyobrażenie, a tymczasem mogą one być zupełnie pozbawione wartości. Inni znowu pysznią się i chełpią się nimi jakoby szczególniejszą oznaką świętości”. Ci zaś, co przywykli do zmysłowych rozkoszy, a jeszcze się niezupełnie oczyścili, powinni troskliwie baczyć, aby obfitość niebieskich pociech spływająca na ciało nie wtrąciła ich w haniebną rozkosz cielesną, do której są skłonni. Zdarza się to niekiedy za dopuszczeniem Bożym początkującym, jak świadczy święty Bonawentura i jak stwierdza doświadczenie.

Wreszcie, pociechy wewnętrzne, które tylko dusza odczuwa, są gruntowniejsze i towarzyszą dojrzałej cnocie, a potęgują miłość. Kiedy ich brakuje, święci ich nie pragną; kiedy przychodzą, strzegą ich jak najtroskliwiej; kiedy zostaną odjęte, znoszą to cierpliwie, szukając samego Boga, a nie Jego darów, zawsze gotowi na obywanie się bez nich. Święty Bernard naucza, że niczym nie można łatwiej wysłużyć sobie udzielenia, posiadania i odzyskania łaski, jak przez to, że nie wynosimy się nigdy w oczach Bożych, lecz się zawsze lękamy. ,,Bój się” – powiada – ,,kiedy ci się łaska uśmiecha; bój się kiedy odchodzi; bój się, kiedy wraca”. Kiedy ją mamy, trzeba się lękać, by jej niegodnie nie używać. Kiedy nas opuściła, tym bardziej należy się obawiać, bo kiedy nam łaski brakuje, my także ustajemy, bo strać nasza nas opuściła.”

W imię Prawdy! C. D. 385

21 czerwca 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

„Samych tylko pociech zmysłowych – oddzielnie od istotnych – Pan Bóg udziela duszom początkującym i niedoskonałym, aby je tą niby zapłatą skłonić do swojej służby, a odwieść od miłości światowej. Dusze takie są podobne do dzieci, którym dopóki nie podrosną – potrzeba mleka, a nie stałego pokarmu. Ponieważ zaś tego rodzaju pociecha sama w sobie jest bez znaczenia i nie prowadzi do żadnej świętości ani jej nie oznacza, zwykła wiązać się z niezmiernymi niebezpieczeństwami.
Jedni bowiem nadużywają jej jako pobudki do zarozumiałości, a inni do próżnych przechwałek i chełpliwości. „Bardzo wielu” – powiada święty Wilhelm Opat, prawdziwy autor dziełka pt. „Do Braci z góry Bożej” zamieszczonego pomiędzy dziełami świętego Bernarda – „bardzo wielu karmionych chlebem synowskim, uważając się już za synów, a ustając tam, gdzie winni postępować naprzód, wskutek nawiedzającej ich łaski nikczemnieje w sumieniu, mają się za coś, kiedy są niczym. Ojciec niebieski karmi ich niekiedy droższymi pokarmami, aby się starali o synostwo; atoli oni nadużywając łaski Bożej, stają się Jego nieprzyjaciółmi”. Tak samo wyraża się Tauler, mówiąc: „Niekiedy ukazuje się wielki skutek miłości, jak np. pociechy, pobożność itp., lecz to wszystko nie zawsze jest pożyteczniejsze i lepsze, bo to i bez prawdziwej miłości może istnieć. Wszakże natura zwykła poddawać tego rodzaju smak i słodycz, a nawet za dopuszczeniem Bożym może je szatan wzniecić w człowieku, aby go inni za wyższego uważali”.

Niekiedy szatan podsuwa fałszywe pociechy także wśród pobożnych ćwiczeń, np. przy modlitwie, odwiedzaniu kościołów, przy czytaniu duchownym. Czyni to po to, aby oziębli ludzie omamieni tą pozorną świętością tłumili wyrzuty sumienia i aby w ten sposób uspokojeni drzemali dalej w grzechach. „I nie dziw” – mówi opad Elred – „że ta łaska bywa częstokroć wspólnym udziałem złych i wybranych; wszakże wiemy, że owe jeszcze znakomitsze dary, jak: mowa mądrości, proroctwo, rozmaitość języków i łaska czynienia cudów, dostawały się także bezbożnym. Wszak i Saul między prorokami, a Judasz między Apostołami”. Cokolwiek niżej dodaje tenże sam autor: „Niechże tedy nikt nie mierzy swojej świętości miarą tego pierwszego rodzaju nawiedzenia, który widocznie i bezbożni mogą otrzymać”. Ryszard wyraża się o tym przedmiocie w następujący sposób: „Słodkie afekty względem Boga są pod pewnym względem cielesne i zwodnicze i bywają owocem serca, a nie ducha; owocem zmysłów, a nie rozumu”.

Inni znowu: przepełnieni obfitością pociech zmysłowych postępują tak nieoględnie, że folgując zbytecznie uczuciom lub dręcząc się ponad siły zewnętrznymi uczynkami pokutnymi, rujnują zdrowie ciała. Inni znowu, zapaleni owym żarem, robią przeróżne postanowienia i zobowiązują się ślubem do ich wykonania. Kiedy zaś później natura doznaje osłabnięcia, a ów zapał ostygnięcia – nie mogą ich wykonać.
Tacy ludzie nie mają miary i nie umieją korzystać z obfitych łask, bo sądzą, że im wszystko wolno, cokolwiek im podda gwałtowna i nieroztropna pobożność. Bardzo dobrze radzi im święty Doktor seraficki, aby się niekiedy uchylali od tej gwałtowności i nie zatapiali się w niej całkowicie, według tego, co napisano: „Miód znalazłeś? Jedz tyle, ile ci potrzeba” (Prz 25, 16). „Wszak pożyteczniej” – mówi dalej tenże święty – „mieć umiarkowaną łaskę pobożności na dłuższy czas, aniżeli stracić ją zupełnie wskutek wyniszczenia sił i utraty naturalnej mocy i nieodwołalnie być jej pozbawionym. Tacy bowiem ludzie raz zrażeni zazwyczaj bardzo uważają potem na siebie i aby odzyskać siły nieroztropnie stracone, zwykli nie tylko pieścić się zbytecznie, ale także i żyć rozwiąźlej”.

W imię Prawdy! C. D. 367

15 czerwca 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii słowa:

,,Eliasz zszedł z góry i odnalazł Elizeusza, syna Szafata, orzącego: dwanaście par wołów przed nim, a on przy dwunastej. Wtedy Eliasz, podszedłszy do niego, zarzucił na niego swój płaszcz.
Wówczas Elizeusz zostawił woły i pobiegłszy za Eliaszem, powiedział: «Pozwól mi ucałować mego ojca i moją matkę, abym potem poszedł za tobą».
On mu odpowiedział: «Idź i wracaj, bo po co ci to uczyniłem?»
Wtedy powrócił do niego i zaraz wziął parę wołów, złożył je na ofiarę, a na jarzmie wołów ugotował ich mięso oraz dał ludziom, aby zjedli. Następnie zabrał się i poszedłszy za Eliaszem, stał się jego sługą”. 1 Krl 19, 19-21

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

„Aby dokładnie poznać ducha ludzkiego, dobrze jest najpierw zbadać tę dziwna rozmaitość, jaka zachodzi nie tylko między poszczególnymi ludźmi, ale także pomiędzy ich duchami i zdolnościami. Jak bowiem ciałem, tak też i duchem różnią się ludzie między sobą. Pan „dał jednemu pięć talentów, drugiemu zaś dwa, a trzeciemu jeden” (Mt 25, 15).
Jedni mają silne ciało, ale tępy i niepojęty umysł; inni znowu obdarzeni są żywym i bystrym rozumem, lecz ciągłe choroby niszczą ich siły żywotne. Niektórzy, skłonni do życia samotnego i kontemplacyjnego, niezdolni są do spraw doczesnych, inni znowu są zdatni do czynności i zajęć praktycznych, a mniej zdolni do kontemplacji. Niektórzy są szczerzy, otwarci i tego, co myślą, nie obwijają w bawełnę; inni znowu kryją się z myślami i wyrażają się tylko ogródkami. Jedni zyskują sobie przychylność wszystkich usłużnością, swobodą i słodyczą; inni zaś ponurzy i zachmurzeni unikają wszelkiej styczności z ludźmi. Jedni w szlachetnym i zacnym umyśle myślą tylko o rzeczach wzniosłych i wspaniałych; inni wylani na wszelkie brudy przed niczym się nie uchylają, byleby zaspokoić pożądliwość. Inni znowu mają tępszy umysł, lecz usilną pracą starają się zaradzić wrodzonemu niedostatkowi.

Wreszcie – zdarzają się i znakomitości, raczej aniżeli niż ludzie, lecz są to fenomeny ukazujące się sporadycznie w biegu wieków. Dla nich nie ma nic zbyt ciężkiego, nic tak zawiłego, czego by nie rozwiązali, nic tak trudnego, czemu by nie podołali. Doświadczenie zaś stwierdza, że umysły bystrzejsze łatwiej błądzą i są zdolniejsze do wyszukiwania nowości niż do działania, gdyż wiecznie są niezdecydowane, ciągle wynajdują urojone przeszkody i wszystko wprawiają w zamieszanie zbyteczną drobiazgowością. Pewniejsze i więcej przydatne są umysły średnie.

Wiele przyczyn składa się na wywołanie tej rozmaitości. Pierwszą jest wzajemne oddziaływanie duszy i ciała, nienormalny stan jego członków i większa lub mniejsza ich zdatność do wykonywania własnych czynności; z drugiej zaś strony wstrząśnienia duszy poruszają i miotają ciałem jakby jakieś nawałnice. Drugą przyczyną jest rozmaitość temperamentu u poszczególnych ludzi, tj. owe nieprzeliczone kombinacje głównych przymiotów u każdego człowieka. Filozofowie zaś uczą i doświadczenie stwierdza, że temperament wywiera stanowczy wpływ na obyczaje . Trzecia przyczyna pochodzi z różnych zamieszań, jakie opanowują umysł i stają się zarodem gwałtownych poruszeń. Czwarta wypływa z rozmaitości miejsca i klimatu, które bez wątpienia wpływają na rozmaitość obyczajów u różnych narodów. Niektóre bowiem narody są z natury wojownicze, inne zaś zniewieściałe; jedne są dzikie, inne łagodne; jednych umysły są spokojne wskutek łagodnego klimatu, innych zaś gwałtowne i zupełnie podobne do nieba, pod którym mieszkają.
Do tego należy dodać wykształcenie, wychowanie, wiek, stan, pożywienie, tradycje rodowe, stosunki towarzyskie itp., co nie tylko jednych od drugich, ale jednego i tego samego człowieka w różnych porach życia zmienia i odróżnia. Warto posłuchać, co w tym względzie mówi Tertulian.
„Jak ziarna każdego gatunku zboża” – mówi on – „zupełnie jednako wyglądają, a przecież różne wydają plony: jedne wydają zwyczajny, inne nawet go przewyższają, a inne wreszcie wyradzają się stosownie do rozmaitego klimatu i gleby, stosownie do staranności i opieki, jakimi są otaczane, i zależnie od rozmaitych czasów i klęsk elementarnych; tak samo ma się i z duszą: jest ona co do istoty jednaka, ale różna w owocach, bo i tu wywiera wpływ miejsce pobytu. Powiadają, że w Tebach rodzą się ludzie tępego umysłu i ze zwierzęcym instynktem; w Atenach – skłonni do nauk i bystrego pojęcia. Empedokles wywodzi przyczynę bystrości lub niezdolności umysłu z jakości krwi, a postęp i doskonałość z nauki i wychowania. Nadto powszechnie utarte jest zdanie o charakterach narodowych. Komicy wyśmiewają Frygijczyków jako bojaźliwych; Salustiusz piętnuje Maurów mianem próżnych, a Dalmatów przezywa okrutnymi; nawet Apostoł nazywa Kreteńczyków kłamcami. Może ma tu wpływ także ciało i jego zdrowie. Bogactwo przeszkadza mądrości, a niedostatek jej sprzyja; paraliż niszczy rozum, suchoty go nie naruszają. Ileż znowu innych przyczyn wpływa dodatnio lub ujemnie na przymioty człowieka wyższe niż dobra tusza i wielka siła cielesna. Dodatnio wpływają: nauki, wychowanie, sztuki, doświadczenie, zajęcia i prace; ujemnie zaś, ciemnota, lenistwo, opieszałość, rozkosze, brak doświadczenia, ociężałość i nałogi”.
Tak więc widoczną jest rzeczą, że stosownie do rozmaitego wpływu powyższych przyczyn rozmaite są u różnych ludzi duchy, rozmaite prądy, poruszenia i popędy naturalne.

Z tego zaś łatwo wywnioskować, jak trudne jest poznanie ducha ludzkiego, tej niezgłębionej przepaści, pełnej kryjówek i zakątków, niedostępnej dla nikogo z wyjątkiem samego Boga i tego, komu by Bóg objawić raczył. „Człowiek jest wielką przepaścią” – mówi święty Augustyn – „a Ty, o Boże, znasz liczbę jego włosów i nie ubędzie ani jeden bez Ciebie; a jednak łatwiej zliczyć jego włosy aniżeli popędy i poruszenia jego serca”.

Najszkodliwszym nieprzyjacielem człowieka jest własny duch. Jest on podstępny, zwodniczy i chytry; chwiejny, ciekawy, niespokojny i goniący za nowostkami. Wyobraźnia nie może mu poddać nic tak szpetnego, czym by się nie zajął; nie ma nic tak głupiego i próżnego, czego by nie przyjął. Co dopiero hołdował pozornie Duchowi Bożemu, a za chwilę już przechodzi w służbę szatańską i „nigdy nie trwa w tym samym stanie” (Hi 14, 2). Będąc chytrym postępuje sobie nadzwyczaj zręcznie i zmyślnie w pokrywaniu siebie i własnej korzyści płaszczykiem chwały Bożej i postępu w doskonałości. Jednak w gruncie rzeczy nie chodzi mu o chwałę Bożą lub o postęp w doskonałości, ale siebie samego uwielbia i kocha, a nawet najświętsze rzeczy odnosi świętokradzko do siebie jako do celu ostatecznego.
Toteż każdy powinien strzec się bardziej samego siebie aniżeli szatana, bo żadna siła zewnętrzna nie może nam szkodzić, jeżeli jej sami nie podamy broni, ręki i zezwolenia. Wprawdzie wielu przeciwników usiłuje wtrącić nas do zguby, do tego dąży świat, szatan i człowiek, lecz nikt bardziej nie nastaje na nas aniżeli człowiek.

„Zapytasz może” – pyta święty Bernard – „co za człowiek? Każdy względem siebie samego. Nie dziw się temu, bo człowiek tak dalece jest własnym kusicielem i zdrajcą, że nie potrzebujesz obawiać się kogo innego, jeżeli sam na siebie nie podniesiesz ręki. Wszak powiedziano: „I któż Wam zaszkodzi, jeśli w dobrym współzawodniczyć będziecie?” (1 P 3, 13). Ręką twoją jest zezwolenie: jeżeli podszeptom szatańskim i światowym ponętom odmówisz zezwolenia, a „nie wydasz członków swoich orężem nieprawości i nie zezwolisz, by grzech królował w twym ciele znikomym”, dowiedziesz, że jesteś dobrym naśladowcą, któremu złość nie zaszkodziła. Szatan cię napada, lecz nie obala, bylebyś mu odmówił przyzwolenia. On wprawdzie z zazdrości napadł i obalił mieszkańców raju, jednakże dopiero wtenczas, kiedy się zgodzili i nie sprzeciwiali. Kusi także i świat, bo w złym jest pogrążony (1 J 5, 19). Kusi wszystkich, lecz wywraca tylko swoich zwolenników, tj. tych, co się z nim zgadzają. Z tego dość już jest widocznym, że człowiek sam dla siebie jest największym zdrajcą, bo tylko swoim wpływem, bez obcej pomocy, może upaść; obcym zaś, bez własnego udziału, upaść nie może. Któremu tedy z nich najbardziej opierać się należy? Zapewne temu, który będąc najbliższym, sam wystarcza do upadku, a bez którego wszystkie inne nic nie zdołają”.

W imię Prawdy! C. D. 346

3 czerwca 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

„8.Ludzie pozostający pod wpływem złego ducha są lekkomyślni, niestateczni, niespokojni, zamieszani, gwałtowni, brak im powagi i zastanowienia. Nie przyjmują cudzych rad, a własne zdanie przenoszą nad wskazówki starożytnych Ojców. Kochają swych pochlebców, a nienawidzą tych, co ich ganią. Gniewają się na grzeszących i upominają ich niecierpliwie i upokarzająco. Zamiary swoje wykonują gwałtownie, a we wszystkim szukają samych siebie. Przechwalają się niekiedy własnymi niedoskonałościami, jakoby one od Boga pochodziły dla utrzymania ich w pokorze, lecz zaniedbują pozbyć się takowych. Po upadku grzechowym albo się pocieszają, że ludzką rzeczą jest grzeszyć, albo też oburzają się na siebie samych i haniebnie upadają na duchu, a pomocy Bożej nie wzywają.

9.Kiedy szatan widzi, że wola sług Bożych jest silna i wytrwała w dobrym, natenczas zwraca się przeciwko rozumowi. Podaje mu bardzo wysokie myśli i wzniosłe a nadzwyczajne plany, aby ludzi nimi zajęci sądzili, że już doszli do szczytu doskonałości. W tym nieszczęśliwym stanie dochodzą do takiej wyniosłości, że nie troszczą się więcej o czystość serca i zaniedbują umartwienie, a swoją mądrość – jakoby jakie bożyszcze – uwielbiają. Tym sposobem dochodzą do uporczywego trzymania się własnego zdania, do gardzenia radami innych, które ich zdaniem są im zbyteczne.
Takich ludzi niezmiernie trudno uleczyć, bo „jeśliby oko twoje było niegodziwe, całe ciało twoje ciemne będzie” (Mt 6, 23). Toteż: „jeśli kto między wami zda się być mądrym na tym świecie, niech się stanie głupim, aby był mądrym” (1 Kor 3, 18). Ponieważ zaś szatan stopniowo opanowuje duszę – poczynając od małych, a prowadząc do coraz większych rzeczy – należy troskliwie się starać, aby nie zostawić choćby najmniejszej szparki, przez którą mógłby się dostać do duszy.

10.Ten nieprzyjaciel nie pomija żadnej chwili i żadnej sposobności do trapienia człowieka i kuszenia go do grzechu. Jeżeli zaś nie udaje się mu podsuwanie złych myśli do duszy postępującej w cnotach, natenczas stara się przynajmniej zatruć natchnienia Boże, pobudzając do próżnej chwały i upodobania w sobie samym.
Niekiedy porusza także siły i soki żywotne i wznieca w wyobraźni ohydne obrazy, skłaniając tym sposobem do oglądania nieskromnych uczynków. Tak czytamy o świętej Katarzynie Sieneńskiej, że jej szatan poddawał najbezwstydniejsze widoki. Innym znowu przydarzyło się, że mimo oporu poruszał ich język ku wypowiedzeniu słów bluźnierczych i prawie gwałtem popychał ich w rozpacz.
Niekiedy znowu na dłuższy czas przestaje kusić ludzi pobożnych, spodziewając się większej korzyści z ostygłości i opieszałości, w jaką popadną, kiedy im zabraknie ćwiczenia się w szermierce duchowej. Niekiedy zaś czyni to podstępem, ażeby niejako uśpionych ciszą duchową i nieprzygotowanych mógł tym łatwiej napaść i pokonać. Tak uczy święty Grzegorz. „Dawny nieprzyjaciel” – mówi on – „po utarczkach z duszą za pomocą pokus często ustępuje na chwilę, ale nie w tym celu, ażeby już zakończyć rozpoczętą walkę, lecz aby tym łatwiej wedrzeć się niespodzianie na nowo do serca uspokojonego i czującego się już bezpiecznym”.

11.Kiedy już ten chytry wróg nie może żadną inną miarą skusić duszy, stara się ją przynajmniej omamić różnymi złudzeniami pozornej cnoty i świętości. Ponieważ zaś sprawy duchowe przynoszą zaszczyt, pożytek i przyjemność, przeto doprowadza niektóre dusze do tego, że w poruszeniach łaski szukają, swego, nie tego co jest Jezusa Chrystusa (Flp 2, 21). Innych znowu obawą przed trudami doprowadza do tego, że lekceważą sobie uczynki, w mniemaniu, że wystarczy mieć ducha skorego i ochotnego, że Bóg nie patrzy na czyny, ale na wolę, gdy tymczasem, w rzeczywistości, tkwi w ich sercu zaledwie słabe tylko pragnienie cnoty. Przeciwnie, innych znowu zajmuje całkowicie zewnętrznymi uczynkami obok bardzo nieznacznej pracy nad wewnętrzną poprawą.
Kogo zaś nie może odwieść od wszystkich cnót, odciąga go przynajmniej od najważniejszych – pod pozorem, że są mniej konieczne – lub przynajmniej usiłuje doprowadzić do tego, ażeby się w nich tylko pobieżnie ćwiczył. Również budzi w niektórych zapał zbytniej i nieroztropnej gorliwości, tak że ani się innych nie radzą, ani też cudzych rad nie znoszą. Ta przewrotność jest szczególnie niebezpieczna dla tych osób, które są zobowiązane do posłuszeństwa i poddane kierownictwu drugich.
Lekarstwem na powyższe złudzenia jest ścisłe badanie każdego złudzenia, czy nie ma w nim jakiejś zdrady. Następnie – odnoszenie wszystkich natchnień łaski do Boga jako ich dawcy, zanim się jeszcze nie splamią brudem miłości własnej. Wreszcie – unikanie pragnień i próśb o wysokie wzniesienia, niezwykłe oświecenia i wewnętrzne pociechy, gdyż nimi otwiera się przystęp szatańskim zasadzkom.

12.Początkującym w służbie Bożej szatan poddaje gorące i nieumiarkowane pragnienie nawrócenia wszystkich do Boga. Święta Teresa twierdzi i udowadnia przykładami, że ta pokusa jest bardzo powszechna i że jest źródłem zguby duchowej dla wielu. „Bo właśnie wtenczas, kiedy by im należało” – powiada ta święta nauczycielka – „nie troszcząc się o innych, zająć się sobą i skrzętnie baczyć na to, ażeby chodzić i podobać się Bogu, oni raczej pracują nad zbawieniem drugich. A chociażby sami zaledwie kroczą po drodze cnoty, odważają się innych prowadzić po trudnych ścieżkach, o których sami pojęcia nie mają, i ośmielają się drugich podnosić, chociaż sami bardzo nisko stoją”.
Wprawdzie pragnienie nawrócenia błądzących nie jest złem, lecz zabiegi i praca około niego może być zła i jest zazwyczaj złą, jeżeli się nie łączy z wielką ostrożnością. „Wszystkiego ducha swego pokazuje głupi” – mówi Mędrzec – „a mądry odkłada i chowa na przyszłość” (Prz 29, 11). A święty Bernard tak uczy: „Nie można podać lepszej rady do zbawiennej pobożności nad tę, jaką podaje Mędrzec, kiedy mówi: „Zmiłuj się nad duszą swoją, podobając się Bogu” (Syr 30, 24). Jeżeli mam tylko odrobinę oleju do namaszczenia, czyż sądzisz, że ci go mam dać, a sam zostać ogołoconym? Zostawię go dla siebie i nie wydam, chyba tylko na rozkaz Proroka. Na usilne prośby gotowa odpowiedź: „By przypadkiem nie zabrakło nam i wam, idźcie raczej do sprzedających kupcie sobie” (Mt 25, 9)”. Trochę zaś niżej dodaje: „Zresztą ty, bracie, którego własne zbawienie jest jeszcze niepewne, którego miłość albo żadna, albo tak delikatna i giętka jak trzcina tak, cofa się przed wszystkim, że każdemu duchowi wierzy, że ją każdy wiatr unosi, ty, powtarzam, wobec takiego stanu własnej duszy, jakimże czołem, pytam, śmiesz podjąć się lub sprawować kierownictwo duszami innych?”
Tak i tym podobnie przemawia święty Doktor do początkującego, przestrzegając go, aby sam nie będąc pełnym, nie spieszył się z wylewaniem, lecz aby zaczekał, aż się sam napełni, a dopiero wtenczas, będzie mógł bez własnego uszczerbku udzielić drugim, co jemu samemu zbywać będzie. Miłość niepełna bowiem nie jest doskonała.

Jest jeszcze inny, a nie mniej niebezpieczny podstęp szatański. Ulegają mu ci, co postawili zaledwie pierwsze kroki na drodze doskonałości, a widząc drugich zupełnie już doskonałych zażywających niewymownej słodyczy, nią zbawieni robią nagły i zuchwały skok na wyższe stopnie, nie wykorzeniwszy pierwej złych nałogów i nie ugruntowawszy się w cnocie. Tacy ludzie powtarzają często, że należy dążyć do ścisłego połączenia się z Bogiem, i myślą, że już wszystkiego dokazali, gdy umieją wspaniale rozprawiać o rzeczach wyższych, jak gdyby doskonałość zasadzała się na słowach, a nie na uczynkach. Dopiero kiedy spotka ich nagle jakaś boleść, wtenczas, lecz za późno, poznają, jak daleko im jeszcze do tego stopnia doskonałości, na jaki odważyli się wedrzeć bez uprzedniego oczyszczenia, pomijając te stopnie, jakie święci Ojcowie wskazują”.