W imię Prawdy! C. D. 304

4 maja 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii słowa i liturgii godzin:

,,Paweł przybył także do Derbe i Listry. Był tam pewien uczeń, imieniem Tymoteusz, syn Żydówki, która przyjęła wiarę, i ojca Greka. Bracia z Listry i Ikonium dawali o nim dobre świadectwo. Paweł postanowił zabrać go z sobą w podróż. Obrzezał go jednak ze względu na Żydów, którzy mieszkali w tamtejszych stronach. Wszyscy bowiem wiedzieli, że ojciec jego był Grekiem. Kiedy przechodzili przez miasta, nakazywali im przestrzegać postanowień powziętych przez apostołów i starszych w Jerozolimie. Tak więc utwierdzały się Kościoły w wierze i z dnia na dzień rosły w liczbę.
Przeszli Frygię i krainę galacką, ponieważ Duch Święty zabronił im głosić słowo w Azji. Przybywszy do Myzji, próbowali udać się do Bitynii, ale Duch Jezusa nie pozwolił im, przeszli więc Myzję i zeszli do Troady. W nocy miał Paweł widzenie: jakiś Macedończyk stanął przed nim i błagał go: «Przepraw się do Macedonii i pomóż nam!» Zaraz po tym widzeniu staraliśmy się wyruszyć do Macedonii, w przekonaniu, że Bóg nas wezwał, abyśmy głosili im Ewangelię”. Dz 16, 1-10

,,Potem rzekł do mnie: ,,Nie pieczętuj proroczych słów tej księgi; czas bowiem bliski jest. Niech złoczyńcy popełniają jeszcze więcej złości, a nieczyści jeszcze więcej nieczystości. Sprawiedliwy zaś niechaj postępuje jeszcze w sprawiedliwiej, a święty niechaj się jeszcze uświęca.
,,Oto przychodzę wkrótce, a ze mną nagroda moja, aby oddać każdemu według uczynków jego. Jam jest Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec, Błogosławieni, którzy obmywają swe szaty we krwi Baranka! Będą mieli prawo do drzewa żywota i wejdą przez bramy do miasta. Poza murami zaś pozostaną psy, czarownicy, nierządnicy, mordercy, bałwochwalcy, i wszyscy ci, którzy kochają kłamstwo i czynią je.
Ja, Jezus, posłałem mego anioła, aby zaniósł wam to świadectwo dla gmin, Jam jest korzeń i szczep Dawidowy, błyszcząca gwiazda poranna.
Duch i oblubienica wołają: Przyjdź! Kto to słyszy, niech powtórzy: Przyjdź! Kto pragnie, niech przyjdzie; kto pożąda, niechaj za darmo bierze wodę żywota”.
Oświadczam każdemu, kto słucha proroczych słów tej księgi: Kto do nich coś doda, temu Bóg zada plagi, o których napisano w tej księdze. Kto ujmie coś ze słów tej proroczej księgi, temu Bóg odbierze jego udział w drzewie żywota i w mieście świętym, o których w tej księdze napisano.
Ten, który to zaświadcza, mówi: ,,Tak, nadejdę wkrótce”. Amen. Przyjdź, Panie Jezu!
Łaska Pana Jezusa Chrystusa niechaj będzie ze wszystkimi świętymi! Amen”. Ap 22, 10-20

W tym dniu przeczytałem także ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

,,Chociaż Duch Boży zawsze głosi prawdę i zachęca jedynie do cnoty, to jednak niekiedy poucza, a nie zachęca, lub też zachęca, a nie poucza. Ta rozmaitość pochodzi z dwóch przyczyn.
Po pierwsze, pochodzi z naszej winy i nieświadomości, gdyż przy łasce Boskiej oświecającej nasz rozum poznajemy, co jest dobre, lecz obarczeni grzechami i zostawieni samym sobie, przy naszych słabych siłach nie wykonujemy tego, cośmy jako dobre poznali; albo też pobudzeni do dobrego czynu nie umiemy tego rozpoznać naszym ograniczonym rozumem.
Świadczy o tym święty Bernard, kiedy tak mówi: ,,Wielu otrzymuje upomnienie, aby czynili dobro, lecz wcale nie wiedzą, co mają czynić, i dlatego potrzebują nowej łaski Ducha Świętego, która by ich pouczała i wsparła przy wprowadzeniu w czyn podanej uprzednio dobrej myśli, aby łaska Boża nie była w nich próżną. Dlatego też nie tylko potrzebujemy upomnień i pouczeń, ale także i poruszeń, i zachęt do dobrego, oczywiście od tego Ducha, który wspiera naszą słabość”. Tak samo uczy Grzegorz Wielki, mówiąc: ,,Woła nas Pan Bóg, ale nie dźwiga, kiedy nas Jego łaska oświeca, lecz równocześnie wskutek naszego stanu duchowego nie może nas skutecznie wspierać. Często bowiem widzimy, co czynić należy, a przecież nie czynimy. Silimy się, ale opadamy na siłach. Oko duszy naszej widzi nieraz drogę prostą, ale nam sił brakuje do jej przebycia”.
Druga przyczyna wypływa z najmądrzejszych rządów Opatrzności Boskiej, która urządzając wszystko łagodnie (Mdr 8,1), prowadzi nas z niższego stopnia na wyższy i od jednego dzieła kieruje ku drugiemu, stosownie do sił i naszego stanu. U jednych oświeca najpierw rozum światłem wiedzy, a następnie zapala wolę świętymi pragnieniami, a dopiero potem oświeca umysł. Niejednych poucza wewnętrznie, co w poszczególnych wypadkach należy czynić; innych zaś ostrym bodźcem pobudza do doskonałości, nie wytyczając im żadnej specjalnej drogi. Jedni pod wpływem łaski pragną dokonać wzniosłych czynów i dokazują tego; inni zaś odczuwają w sobie gorące pragnienie wysokich cnót, które jednak nigdy nie mają przyjść do skutku.
Tak pobudził Duch Święty Dawida, aby zapragnął wybudować świątynię, nie żeby ją postawił, lecz by przygotował wydatki na budowę. Podobnie poddaje pragnienie męczeństwa wśród spokoju w Kościele; słabym poddaje pragnienie umartwień; zamężnym – pragnienie stanu zakonnego; zajętym urzędami – pragnienie życia odosobnionego. Nie po to, żeby te pragnienia spełnili, lecz aby nimi rozgrzani gardzili światem i jego przepychem, a postępowali w miłości Boga i w doskonałości.
Tak więc wszystkie dobre pragnienia zrodzone pod wpływem łaski Bożej należy wielce cenić, lecz nie wykonywać ich natychmiast, bo nie zawsze bywają w tym celu podane. Toteż zbadawszy starannie samo natchnienie, należy usilnie powtarzać za Apostołem: ,,Panie, co chcesz abym uczynił” (Dz 9, 6). Następnie należy się poradzić roztropnego kierownika sumienia i iść za jego radą”.

W imię Prawdy! C. D. 296

29 kwietnia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

,,Ponieważ według zdania Kasjana, świętego Jana Klimaka i innych Ojców Kościoła różne są rodzaje łez i różne ich źródła, wcale niepoślednie miejsce w zakresie roztropności duchowej zajmuje ta umiejętność, która podaje sposób rozpoznania ich pochodzenia i celu.
Mogą one – po pierwsze – pochodzić z delikatnego i czułego usposobienia, które na każdy widok smutku i nędzy łatwo się pobudza do współczucia i obfitych łez.
Po wtóre, mogą pochodzić z chytrości szatana, który poruszając siły żywotne, miękczy serce, szczególnie u osób z natury delikatnych, tak że chociaż znajdują się w stanie grzechowym, to oszukują innych pozorami świętości i same w ten obłęd popadają. Wszakże ich łez nie wyciska odraza do grzechów, ale doczesne straty i niesława, jakie z nich wypływają. Taki był płacz Ezawa, o którym mówi Apostoł, że nie znalazł żalu, choć go ze łzami szukał (Hbr 12, 17). Nie opłakiwał bowiem swych grzechów, tego, że chciał zamordować brata – lecz że sprzedał haniebnie, za lichą strawę prawo pierworodztwa i nie mógł go odzyskać.
Po trzecie, do łez pobudza również Duch Święty, który sprawia, że się modlimy jękami niewysłowionymi. Ten to jest właśnie dar łez, jaki święci Ojcowie tak bardzo wysławiają. Powinniśmy prosić o niego Pana Boga, aby łaską swej mocy uderzył o skały naszych serc i wyprowadził z nich wody ku obmyciu naszych grzechów.
Święty Grzegorz rozróżnia tylko dwa rodzaje tego zbawiennego płaczu: jeden pochodzi z bojaźni, a drugi – z miłości. Tymczasem święty Bernard wylicza trzy rodzaje, a mianowicie: z pobożności, pokuty i braterskiego współczucia. Na łzy wypływające z pobudek naturalnych nie ma co zważać, bo zazwyczaj są próżne i prędko osychają. Te zaś, które szatan wywołuje, zmierzają do wprowadzenia człowieka w obłudę i pychę, a wreszcie – na wieczne zatracenie.

Grzeszników szatan stara się oszukać łatwością wywoływania płaczu, aby niebaczni, budując na tej łatwości, spodziewali się, że jeszcze w chwili skonania będą mogli wzbudzić należyty żal za grzechy. Ja sam widziałem niegdyś zatwardziałego grzesznika wylewającego obfite łzy nad nędznym stanem swojej duszy, kiedy mu przedstawiono, na jak wielki niebezpieczeństwo wiecznego potępienia sam siebie naraża. Jednakże nie było w nim ani najmniejszego postanowienia unikania na przyszłość tych grzechów, jakie opłakiwał. Należy się tedy wystrzegać, aby nie przywiązywać większego znaczenia do samych łez, aniżeli do pobudki, która je wywołuje; ale owszem, przede wszystkim należy zważać na tę ostatnią.
Jeżeli zaś Pan Bóg udziela komuś tej rosy prawdziwie niebieskiej, wydzielając deszcz obfity dziedzictwu swemu (Ps 67, 10), niechajże dobrze używa tego daru, dziękując zań Bogu. Niechaj jednak pamięta, że każda ofiara powinna być przyprawiona solą roztropności, i niechaj się strzeże dwóch ostateczności: zarozumiałości i nadmiernego upodobania, aby się zbytnio łzami nie rozkoszował lub się nimi nie pysznił; a po wtóre, małoduszności i nieufności, by przypadkowo nie mniemał, iżby już było trzeba zwątpić o zbawieniu, gdyby mu łez zabrakło. Obfitość łez nie czyni nikogo świętym ani też ich brak grzesznikiem”.

*

,,O głębokości bogactw mądrości i wiedzy Bożej! Jak są nieogarnione sądy Jego i niedościgłe drogi Jego” (Rz 11, 33) w duszach wybranych! Różnymi i dziwnymi sposobami powołuje i porusza, a co do ich zbawienia potrzebne – różnymi sposobami wykonuje.
Powiedziano o Chrystusie, że wstąpiwszy na wysokość, dał dary ludziom (Ef 4, 8). Dary – mówię – a nie ,,dar”, bo jak tłumaczy święty Augustyn: ,,Przez dar jakim jest Duch Święty, wiele darów dostaje się w udziale wszystkim członkom Chrystusowym, stosownie do ich potrzeb. Nie każdy bowiem otrzymuje wszystkie, lecz jeden te, a drugi inne, chociaż sam dar ogólny, od którego wszystkie szczegółowe pochodzą, wszyscy otrzymują, tj. Ducha Świętego”. Dlatego ów duch nazywa się jednym i wielorakim, gdyż będąc co do istoty jeden, różnymi sposobami udziela się ludziom, tak że nie masz, kto by się mógł ukryć pod żarem Jego (Ps 18, 7).
Różne są wprawdzie dary ale jedna miłość; różne drogi, ale jeden cel. Znakomicie o tym rozprawia święty Bernardyn w traktacie o natchnieniach Boskich: ,,Rozmaicie i wieloma sposobami zwykł Bóg pobożne dusze prowadzić, doświadczać i oświecać. Niekiedy za pomocą objawień podpadających pod zmysły, kiedy indziej przez tajemne wlewanie we władze duszy wiary, nadziei i miłości, a znowu innym razem przez wewnętrzne zaostrzenie rozumu, pamięci i woli względem tego, co do zbawienia potrzebne. Raz nakłania rozum ludzki ku jakiemuś słudze Bożemu, który by go mógł prowadzić i wspierać; to znowu kieruje uwagę człowieka pobożnego i gorliwego na jakiś ustęp z Pisma Świętego; albo też podsuwa mu jakiś opis takiego zdarzenia, które się dziwnie zgadza z jego położeniem, i podaje mu sposób dalszego postępowania lub też napełnia go pociechą.
Te różne sposoby odwiedzin Ducha Świętego objaśnia święty Grzegorz w następujący sposób: ,,Jakoby ciąg szeptu swego otwiera Pan Bóg przed nami, kiedy nam potajemnie odsłania, w jaki sposób dostał się do ucha naszego rozumu. Raz przedstawia nam znikomość rzeczy doczesnych, a zachęca do starania się o wieczne; kiedy indziej przedstawia naprzód wieczne, aby wobec nich straciły wartość doczesne. Niekiedy odsłania nam nasze nędze i prowadzi do ubolewania nad nieszczęściami bliźnich; kiedy indziej znowu przedstawia nam cudze nieszczęścia, a ich widok odciąga nas od złego”.

W imię Prawdy! C. D. 295

29 kwietnia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

,,Ludzie kierujący się Duchem Bożym doświadczają na sobie dziwnej opatrzności i przekonują się, że im Pan Bóg takie nakłada ciężary, jakich im sił użycza do dźwigania takowych. Pokładający zaś ufność w swoich własnych siłach – co oczywiście albo z własnego, albo ze złego ducha pochodzi – doznają większych i częstszych zawodów z braku dostatecznych sił.
,,Wierny zaś jest Bóg, który nie dopuści kusić was ponadto, co możecie, ale z pokusą zgotuje też wyjście, abyście mogli wytrzymać” (1 Kor 10, 13). Święty Efrem objaśnia powyższe zdanie bardzo trafnym przykładem. ,,Jeżeli ludzie” – powiada on – ,,obdarzeni tą odrobiną rozumu i serca mogą poznać i określić, jak wielkie brzemię i ciężar zdoła udźwignąć którekolwiek ze zwierząt, jak np. muł albo wielbłąd, i tylko taki ciężar im nakładają, jaki unieść mogą, to o ileż dokładniej pozna Bóg, niezmierzony i nieogarniony w swej mądrości, jakich doświadczeń i pokus potrzeba tym duszom, które pragną się mu podobać”.
Tym zaś, co zbytecznie ufają w swoje siły, Pan Bóg pozwala upaść i ponieść klęskę, aby się nauczyli nie rozumieć wysoko, ale się bać.

Wewnętrzny wpływ Boży na duszę i połączona z nim pociecha nie trwają długo, gdyż dusza zaraz po tym, jak promienie niebieskie od niej się odbiją, powraca do siebie i popada w dawny stan naturalnej nędzy. Stąd to wydaje się bardzo podejrzanym duch tych ludzi, którzy się chełpią czynnym i nieustannym zjednoczeniem z Bogiem.
Czytamy w objawieniach świętego Jana, że nastało milczenie na niebie, jakby przez pół godziny (Ap 8, 1), a Hajmo i Anspertus twierdzą, że ma to oznaczać krótkość łaski kontemplacyjnej, jakiej Bóg udziela świętym w tym życiu doczesnym. Podobnie też i święty Grzegorz, objaśniając te słowa Hioba: ,,a gdy duch przechodził przede mną, powstały włosy na ciele moim” (Hi 4, 15), powiada: ,,Duch Boży nie stoi , lecz przechodzi , bo łaska kontemplacji oświeca nas światłem niebieskim, a skoro pod jego wpływem słabniemy, natychmiast je zakrywa. Dokąd bowiem na tym świecie żyjemy, chociażbyśmy doszli do najwyższej doskonałości, przecież zawsze bodziec skażonej natury odczuwać musimy”.

Wprawdzie czytamy o niektórych wielkich świętych, że przez kilka godzin, a nawet przez parę dni trwali w doskonałym zjednoczeniu z Bogiem; lecz jest to bardzo rzadkim wyjątkiem. Zdarzają się i tacy, co ilekroć wchodzą w siebie samych, bardzo łatwo popadają w zjednoczenie się z Bogiem; ale nie jest to owe ciągłe i nieprzerwane zjednoczenie, jak nie jest jednym i tym samym mieć w każdej chwili wolny przystęp do monarchy, a rzeczywiście bez przerwy z nim rozmawiać. Tak też i Słowo Boże przychodzi do duszy, kiedy się Mu podoba, jakoby ją nawiedzało rano, a natychmiast ją doświadczało, opuszczając ją znowu tak, że ona w największym upragnieniu musi powtarzać: Wróć się… miły mój…! (Pnp 2, 18).

Te nawiedziny i następujące po nich kolejne opuszczenia duszy przez Słowo Boże opisuje obszernie z własnego doświadczenia miodopłynny oblubieniec Oblubieńca: ,,Pokaż mi duszę, którą często nawiedza Słowo jako Oblubieniec, budząc w niej przez obcowanie poufałość, przez słodycz – pragnienie, przez pociechy – odrazę do rzeczy znikomych, a ja nie zawaham się nazwać ją Oblubienicą i nie powiem, że to miejsce Pisma Świętego, o którym mówimy, tj. ,,Wróć… mój miły”, nie do niej się odnosi. Bo kogo ona na powrót przywołuje, tego nawiedzin – jeżeli nie zupełnego posiadania – musi być godną. Inaczej bowiem nie przywoływałaby go na powrót, ale by go wzywała. Spełnić zaś czyjeś przywoływanie nie znaczy powrócić. Może się oddalił dlatego, ażeby tym usilniej był na powrót przywoływany i tym troskliwiej nadal zatrzymywany. Wszak kiedy indziej On okazywał, jakby miał iść dalej, nie dlatego, ażeby miał ten zamiar, ale dlatego, że chciał usłyszeć: ,,Zostań z nami, bo się ma ku wieczorowi” (Łk 24, 28 i 29). Tego rodzaju pobożną igraszkę i zbawienne pobudzanie Słowo zwykło prowadzić z duszą sobie oddaną. Przechodząc około duszy, chce być zatrzymany, a odchodząc – przywoływany. Nie jest to bowiem Słowo nieodwołalne. Wszak On sam powiedział: ,,Odchodzę i przychodzę do was” (J 14, 28), a na innym miejscu: ,,Niedługo, a już mnie nie ujrzycie, i znowu niedługo, a ujrzycie mnie” (J 16, 16).

W imię Prawdy! C. D. 285

22 kwietnia 2024 roku ciąg dalszy

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozpoznawaniu duchów”:

,,Podejrzane jest to natchnienie, które pobudza do życia wyróżniającego się od innych i do czynów niezwykłych i nadzwyczajnych. Niczego bowiem nie potępiają bardziej święci Ojcowie – szczególnie u osób zakonnych – jak wszelkiego wyróżniania się wśród innych. Ojciec zakonników święty Benedykt zakładał ósmy stopień pokory na tym, aby zakonnik nie czynił nic, jak tylko to, co ogólna reguła zakonna albo przykłady przełożonych polecają. Również powszechne było zdanie dawnych zakonników – jak świadczy Kasjan – że wyróżnianie się wśród innych jest szkodliwe i jest raczej dowodem próżności niż cnoty.
Przyczyną tego jest najpierw wzgląd na ojcowską Opatrzność Bożą, która ustanowiła życie wspólne dla dobra tych, których postanowiła zbawić, a która wszystkich prowadzi w największej części po równej, prostej i utartej drodze. Po wtóre – wzgląd na złość szatana, który zachęca do tego, co nowe, ciekawe i niezwykłe, co budzi podziw i jedna opinię świętości. On to skłania nas do przekraczania granic, jakie nam wytknęli praojcowie, abyśmy tym łatwiej odbiegli od gruntownych cnót, a pędzili za próżnością. Po trzecie – wzgląd na słabość naszej natury, która chciałaby przez nadzwyczajne ćwiczenia wynieść nas ponad drugich, byśmy nie byli jak inni ludzie (Łk 18, 11). Po czwarte, ze względu na sam przedmiot wyróżniania się ponad innych, tj. na owe nadzwyczajne czyny, które już dlatego samego, że są rzadkie, są zarazem niejasne i podległe złudzeniom i zawodom.
Ponieważ jednak wiemy z Pisma Świętego i z doświadczenia, że niekiedy Duch Boży powołuje do takich nadzwyczajnych i cudownych dzieł, przeto nie należy potępiać porywczo każdego natchnienia w tym rodzaju. Tak na przykład polecił ten duch Abrahamowi, aby zabił syna na ofiarę; Izajaszowi – aby nie całkiem ubrany chodził po wsiach i ulicach miasta; Eliaszowi poddał myśl, aby prosił o ogień z nieba, który pochłonął pięćdziesięciu mężów. Niektórych męczenników natchnął, aby się sami w obronie wiary rzucili na rozpalony stos. Daniela i Szymona słupników pobudził do pędzenia życia na wysokim słupie, a wielu innych do spełnienia osobliwszych czynów, które mamy podziwiać, ale nie naśladować.
Po tym zaś poznamy, że natchnienie pobudzające do czynów niezwykłych i cudownych pochodzi od Boga, jeżeli osoba otrzymująca je odznacza się wysoką świątobliwością, bo takie natchnienia zawsze sprowadzają nadzwyczajną świętość i cnoty w stopniu heroicznym. Takim samym dowodem jest, jeżeli taka osoba znosi cierpliwie wszelkie przykrości, bo na cierpliwości i męstwie opiera się głównie duch chrześcijaństwa, a pierwszorzędnym jego hasłem jest ukrzyżowanie i wyniszczenie starego człowieka.

Dalej należy zwrócić uwagę na siłę onej pobudki skłaniającej do czynów nadzwyczaj wielkich. Jest ona bowiem nieraz tak mocna i gwałtowna, że porywa za sobą, a pociąga serce i umysł człowieka. Mamy na to przykład w nawróceniu świętego Pawła.
Dalszym znakiem natchnienia Bożego jest to, że nie narusza pokoju i ciszy serca, gdyż stało się w pokoju miejsce Jego (Ps 75, 3). Nikomu zaś nie wolno dążyć do takich wielkich i nadzwyczajnych dzieł – chyba że by mu o tym wyraźnie zaświadczył Duch Święty, iż go Bóg do takich rzeczy powołuje i pociąga.
Wreszcie, do należytego oceniania duszy pobudzanej do tego rodzaju przedsięwzięć trzeba poznać – jak mówi Hiob – na jakiej drodze światłość mieszka i jaką drogą się rozchodzi (Hi 38, 19 i 24). Tego zaś nie można dokonać bez pomocy Boskiej, którą ten tylko mieć może, kto Boga posiadł i Bogu całkowicie się oddał. Ponieważ zaś taka łaska znajduje się w bardzo nielicznych wypadkach, przeto należy być bardzo ostrożnym w sądzeniu, że Pan Bóg chce prowadzić jakąś duszę wybraną szczególnymi drogami. Owszem, należy raczej uwielbiać niezbadane wyroki Boże i jak najsilniej prosić o ducha dobrego, Duch bowiem przenika wszystko, nawet głębokości Boże (1 Kor 2, 10).
Toteż słusznie powiada święty Grzegorz: ,,Światło dochodzi nas w tym życiu cząstkowo, bo go nie mamy bez przerwy do poznawania wszystkiego. Jedno bowiem pojmujemy tak, jak jest samo w sobie; inne zaś poznajemy częściowo, tj. o tyle, o ile światło niebieskie padnie na nas i na sam przedmiot; inne zaś części tego samego przedmiotu pozostają dla nas niezrozumiałe. Dopiero wtenczas nie będziemy potrzebowali światła przychodzącego, kiedy dusze nasze wzniesione do Boga przejmą się całkowicie Jego blaskiem”.

Wysłałem po raz trzeci pismo do biskupa, w celu uzyskania informacji, na temat bezprawnego potraktowania mnie w moim miejscu posługi przez jednego z kapłanów we wrześniu 2023 roku. Na poprzednie dwa pisma z września 2023 roku i ze stycznia 2024 roku, w których prosiłem o udzielenie mi tych ważnych dla mnie informacji – nie otrzymałem odpowiedzi…

W imię Prawdy! C. D. 282

20 kwietnia 2024 roku

W tym dniu ważne były dla mnie poniższe treści z liturgii słowa:

,,Czym się Panu odpłacę
za wszystko, co mi wyświadczył?
Podniosę kielich zbawienia
i wezwę imienia Pana.
Wypełnię me śluby dla Pana
przed całym Jego ludem.
Cenna jest w oczach Pana
śmierć Jego wyznawców.
O Panie, jestem Twoim sługą,
Twym sługą, synem Twojej służebnicy.
Ty rozerwałeś moje kajdany,
Tobie złożę ofiarę pochwalną
i wezwę imienia Pana”. Ps 116

,,W synagodze w Kafarnaum Jezus powiedział:
«Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem».
A wielu spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?»
Jezus jednak, świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: «To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego wstępującego tam, gdzie był przedtem? To Duch daje życie; ciało na nic się nie zda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą».
Jezus bowiem od początku wiedział, którzy nie wierzą, i kto ma Go wydać. Rzekł więc: «Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli nie zostało mu to dane przez Ojca». Od tego czasu wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: «Czyż i wy chcecie odejść?»
Odpowiedział Mu Szymon Piotr: «Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A my uwierzyliśmy i poznaliśmy, że Ty jesteś Świętym Bożym»”. J 6, 55. 60-69

W tym dniu przeczytałem ważne dla mnie treści w książce kardynała Jana Bona pt. ,,O rozeznawaniu duchów”:

,,Koroną całej nauki o rozpoznawaniu duchów i jakoby podwaliną, na której cały jej gmach się opiera, jest nie tylko odróżnienie dobrych duchów od złych, lecz także rozpoznanie wątpliwych i niejasnych i przypisanie ich temu źródłu, z którego pochodzą. Znakomicie wyraża się o tym Salomon: ,,Jest droga, która się zda człowiekowi sprawiedliwa, ale koniec jej prowadzi do śmierci” (Prz 14, 12).
Albowiem miłość własna tak nieraz zaślepia umysły ludzkie, że sądzą fałszywie, iż się znajdują na dobrej drodze, podczas kiedy krokiem przyspieszonym pędzą drogą zatracenia. Często również zachodzi takie podobieństwo pomiędzy cnotą a występkiem, że niekiedy bierzemy gniew za gorliwość, upór za wytrwałość, a miłość własną za miłość Bożą. Wir wzburzonych namiętności oraz przyćmiony rozum wspierają nas w tym obłędzie i nasuwają zbyteczną troskliwość o wygody ciała, wskutek czego zamieniamy ciemność na światłość, a światłość na ciemność, zmieniamy gorzkie na słodkie, a słodkie na gorzkie (Iz 5, 20).
Jest to przepaść niedająca się zgłębić inaczej, jak tylko za pomocą łaski Bożej, toteż musimy nieustannie baczyć na to, jaki prąd nami kieruje. Święty Grzegorz uczy, że na dwie rzeczy mamy w tej mierze szczególnie uważać. ,,Po pierwsze, aby dusza nie czyniła tego, co za złe uznała. Po wtóre, aby pożądliwość cielesna nie przybrała postaci rzekomo duchowej i nie przedstawiła nam za cnotę tego, co jest występkiem. Trzeba bowiem wiedzieć, że wady mające pozór cnoty są gorsze od tych, które zaraz na pierwszy rzut oka jako takie występują. Te ostatnie bowiem sprowadzają zawstydzenie i wiodą do pokuty, pierwsze zaś nie tylko nie dadzą się upokorzyć ku pokucie, ale owszem – pozorami cnoty swego właściciela wbijają w pychę”. Z tej rady jasno wynika, że powinniśmy każde poruszenie jak najtroskliwiej badać, aby zła nie wykonać pod pozorem dobra lub nie odrzucić dobra pod pozorem zła. Obydwie ostateczności są zarówno szkodliwe: tak nie otworzyć Bogu pukającemu do serca z obawy przed szatanem, jako też wpuścić doń wroga w mniemaniu, że się przyjmuje Ducha Bożego.
Niechaj puka, kto chce, nie otwierajmy mu natychmiast, ale idźmy za roztropnością świętych i badajmy skrzętnie naszych gości, a przede wszystkim tych dwuznacznych, o których pochodzeniu wątpimy. Następujące wskazówki posłużą nam do tego rozpoznania i uniknięcia błędu:

1.Cokolwiek trąci naturą, chociażby samo w sobie było dobre, jest podejrzane. Ilekroć tedy zabieramy się do czegoś dobrego, a odczuwamy do tego popęd w niższych władzach, powinniśmy go poskromić, a oczyściwszy z jego wpływu rozum i wolę – idąc za łaską uprzedzającą i wspierającą – przystąpić do dzieła. Jeżeli bowiem przy wykonywaniu dzieła podanego nam przez Ducha Bożego przymiesza się coś z naturalnego uczucia, natenczas blask czystej cnoty zabrudzi się tym błotem.

2.Pewniejsze jest to natchnienie, kiedy zostaje poruszona tylko wola bez wszelkiej uprzedniej czynności wyobraźni i rozumu. Zdarza się to wtenczas, kiedy Pan Bóg równocześnie oświeca umysł i wewnętrznie porusza wolę. Sam tylko Bóg może poruszać skutecznie od wewnątrz i zmieniać wolę – jak uczy święty Tomasz. Od zewnątrz zaś i bez koniecznego skutku na wolę może wpływać również anioł, przedstawiając jej przedmiot czynności albo też wzbudzając odpowiednie popędy.
Nie mówię bynajmniej, ażeby można było wpływać na wolę bez żadnej współpracy rozumu, jaka zwyczajnie wykonuje się siłami natury. Czy jednak w zachwyceniu może wola bez uprzedniego poznania wzbudzać akty miłości? Albo: czy rozum może bez wszelkiego uwzględnienia odpowiednich wyobrażeń zwrócić się ku swemu przedmiotowi? O tym toczy się głośny spór, który jednak nie należy do naszego przedmiotu.

3.Dwuznaczne jest natchnienie – i tylko z trwogą i bojaźnią powinno się je przyjmować – jeżeli pobudza do objęcia kierownictwa duchowego. Aby uniknąć niebezpieczeństwa i zastrzec się w przyjmowaniu wysokich godności, nie należy ich przyjmować, a jedynie tylko za szczególniejszym objawieniem Bożym albo pod ścisłym posłuszeństwem, lub wreszcie za radą świątobliwego i roztropnego męża, któremu nie byłoby tajne wszystkie trudności owego stanu.

4.Zdarza się niekiedy, że łaski i pociechy duchowe dostają się także ciału według słów Psalmisty: ,,Serce moje i ciało moje uweseliły się do Boga żywego” (Ps 83, 3). Jak bowiem ciało omdlewa, kiedy się dusza smuci, tak też i w wewnętrznym pociechach mają udział zmysły. Dzieje się to z dopuszczenia Boskiego, szczególnie u osób jeszcze niedoskonałych, a to w tym celu, aby przejęte oną słodyczą stroniły od pociech światowych.
Jednakże i te pociechy podległe są złudzeniom i podstępom szatańskim. One to zrodziły błędy iluminatów i bezeceństwa begardów. Doktor seraficki naucza, że ,,wielu uwiedzionych, już to przez zwodnicze duchy, już to własnym błędnym pojęciem, mniema, że się im objawia Pan Jezus albo Jego Najświętsza Matka, i że nie tylko uściskami i pocałunkami ich obsypują, ale nawet i innymi, jeszcze poufalszymi oznakami czułości otaczają ich ciało stosownie do tych pociech, jakie wewnętrznie odbiera dusza. Jest to nie tylko fałsz, ale i bluźnierstwo”. Trochę niżej dodaje: ,,Nie wiem, co sądzić o tych, którzy przy każdej duchowej słodyczy plamią się odczuwaniem zmysłowej rozkoszy. To tylko jest dla mnie pewnym, że wolałbym się obyć bez kwiatów, gdybym je musiał zbierać w błotnistym kale. A jak nie śmiem potępiać tych, którzy mimowolnie plamią się niekiedy wśród pociech duchowych zmysłowym uczuciem, tak nie umiem usprawiedliwić tych, którzy w takim uczuciu znajdują dobrowolne upodobanie na ich możliwe intencje”.

5.Kiedy ktoś odbiera wewnętrzne natchnienie do jakiegoś czynu, natenczas należy zbadać nie tylko sam czyn – czy jest dobry i zgodny z przykazaniami Boskimi i kościelnymi – ale także, czy odpowiada stanowi i położeniu osoby, której dotyczy; czy nie zakrawa na coś wyróżniającego się, zabobonnego lub płochego. Duch Boży jest poważny, a Jego działanie jest zawsze dostosowane do światła i łask, jakimi obdarzona jest dusza. Kto lekkomyślnie przekracza tę miarę, naraża się na nieprzeliczone niebezpieczeństwa.
Również nie należy czynów i słów badać tylko w nich samych lub też sądzić je wyłącznie według wzoru świętych, lecz przede wszystkim należy zważać na źródło, czyli na pobudkę, dla której się coś czyni lub mówi. Wszakże święty Marcin wypowiedział przed śmiercią te słowa: ,,Panie, jeżeli jestem jeszcze potrzebny dla Twego ludu, nie wzdrygam się przed pracą”. Jednakże tych samych słów nie odważyli się powtórzyć tacy święci mężowie, jak Filip Neriusz i Franciszek Salezy; pierwszy – pod wpływem miłości, drugi – wiedziony pokorą. Święty Franciszek raz udawał głupiego, aby doznać wzgardy, kiedy indziej znowu sam podawał swą szatę do pocałowania, aby był uczczony (rozumie się: nie on sam, ale Bóg w nim). Święty Hilarion nie domagał się czystego habitu, a święty Bernard życzył go sobie i zalecał.
Tak więc do należytego sądu potrzeba rozpoznania, jakim się kto duchem powoduje, z jakiej wychodzi zasady i jaka jest najbliższa właściwa pobudka jego słów i czynów”.